26 lutego 2011

Susan Hill, "Howards End is on the Landing"

 
Biblioteczne peregrynacje
O istnieniu "Howards End is on the  Landing" po raz pierwszy dowiedziałam się dzięki Padmie. Potem Aleutka (Hannah) utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to książka wyjątkowa. 

Czytałam ją z radością, wzruszeniem i zachwytem. To niesprawiedliwe, że polscy czytelnicy nie doczekali się jeszcze przekładu. Publikacja "Howards End is on the  Landing" byłaby prawdziwym świętem dla moli książkowych w naszym kraju. Kariera "Ex librisu" Anne Fadiman dowodzi, że jesteśmy spragnieni ciekawych, dowcipnych i przyjaznych czytelnikowi esejów o literaturze. W świetle posępnych rewelacji Biblioteki Narodowej warto pamiętać, że tego typu publikacje skutecznie promują modę na czytanie.

Wróćmy do Susan Hill. Wszystko zaczęło się od zaginionej książki. Gdyby nie ona, być może brytyjska pisarka nie podjęłaby decyzji, która doprowadziła do "Howards End is on the  Landing".  Otóż autorka postanowiła przez rok czytać wyłącznie książki z własnych zbiorów. Okazało się bowiem, że szukając zagubionej powieści, natknęła się na mnóstwo pozycji, do których nigdy nawet nie zajrzała. Tak zaczyna się fascynująca podróż Susan Hill po... własnej bibliotece. Zaniepokojonych losem zagubionego tomu informuję, że został w końcu odnaleziony.

Odważna decyzja pociągnęła za sobą następne. Autorka heroicznie postanowiła  na rok zrezygnować z kupowania i wypożyczania książek, co określa jako "akt perwersji".[1] Kolejne zobowiązanie dotyczyło ograniczenia czasu przeznaczonego na internet. Zdaniem Hill chwile spędzane na czytaniu o książkach w sieci powinien być przeznaczone na czytanie książek.

Zaznaczam, że "Howards End is on the  Landing" nie jest skrupulatnym zbiorem recenzji przeczytanych w ciągu tego roku pozycji. To znacznie więcej. Zgodnie z obietnicą złożoną samej sobie, Susan penetruje własny księgozbiór, a jednocześnie z pasją i poczuciem humoru opowiada o swojej miłości do czytania. Znajdziemy tu sporo anegdot o twórcach, których dane jej było poznać osobiście. Jest to kolekcja bardzo znaczących nazwisk. Sama Hill jest pisarką więc kontakt z brytyjską elitą literacką był z natury ułatwiony. Niektórych twórców poznała pracując dla BBC, innych na wspólnych spotkaniach autorskich, jeszcze innych w czasie obrad komisji przyznających różne nagrody literackie, w tym Bookera.

Autorka zajmująco opowiada o utworach, które zrobiły na niej wrażenie i takich, których nie była w stanie ukończyć, jak na przykład "Portret damy" Jamesa. Mam wątpliwości, czy wszyscy twórcy z literackiego parnasu otwarcie przyznaliby się do tego, że lubią kryminały i nie cierpią Jane Austen? Mocną stroną "Howards End is on the  Landing" jest szczerość - Susan Hill o swoich literackich sympatiach i antypatiach mówi wprost. Nie udaje, że pochłania wyłącznie dzieła z najwyższej półki. W książce znajdziemy liczne tropy, wiele tytułów, które w opinii autorki zasługują na przeczytanie. Moja lista pozycji do zdobycia wydłużyła się niemiłosiernie!

Książka Hill to studium przypadku obsesyjnego pasjonata literatury, który ma liczne dziwactwa, niepojęte dla reszty ludzkości. Objawy są różne. Na przykład z wielką radością odkryłam, że moja chorobliwa fascynacja czcionkami i oryginalnymi tytułami, znajduje odzwierciedlenie w pasjach Susan. Przywiązuję wagę do opinii autorki, bo wszystko wskazuje na to, że mamy dość podobny gust literacki. Z wielkim zaskoczeniem przeczytałam o tym, że ona też widzi analogie między sposobem pisania Penelope Fitzgerald a jej twórczością plastyczną. Są oczywiście między nami różnice. Nie podzielam entuzjazmu autorki wobec Dorothy Sayers i Barbary Pym. Różni nas też ocena Colina Firtha w roli Darcy'ego w serialu BBC. W przeciwieństwie do mnie pisarka nie była nim zachwycona.

Bezwzględnie racjonowałam sobie lekturę "Howards End is on the  Landing", żeby przyjemność trwała jak najdłużej.  Z pewnością zajrzę do tej pozycji jeszcze nie raz. Sprawia wrażenie książki, w której za każdym razem można znaleźć coś nowego. Żałuję, że nie została wyposażona w indeks nazwisk i tytułów ani nawet w spis treści. Takie zestawienie byłoby pomocne, bo szukając konkretnej informacji, musimy przedzierać się przez wiele stron. Co nawiasem mówiąc sprawia mnóstwo radości! Być może taka właśnie była ukryta intencja pisarki.

Na przykładzie Hill potwierdza się obserwacja, że Brytyjczycy czytają mało książek zagranicznych. Jedyne dzieła, które nie powstały w języku angielskim, a znalazły się w zestawieniu najważniejszych pozycji, to "Zbrodnia i kara", książka o Muminkach oraz Biblia. Jedną z przyczyn może być nieufność wobec przekładów. Autorka pisze, że tłumaczenie jest jak woal, mgiełka, która nie pozwala nam tak naprawdę dotknąć utworu.

Końcówka wydała mi się trochę gorsza, nieco mniej dopracowana. Ustalanie finałowej czterdziestki ulubionych książek odrobinę mnie znużyło.

"Howards End is on the  Landing" jest żarliwym hymnem o czytaniu, które powinno być niespieszne, uważne, a jednocześnie namiętne. Mowa oczywiście o prawdziwych książkach, nie o bezdusznych plikach elektronicznych, które wywołują w Hill pogardę. Wobec e-czytnika używa epitetu "wretched" (nędzny, nieszczęsny)[2].

Ciekawa jestem, jak Wam podoba się pomysł Susan Hill? Czy bylibyście w stanie poświęcić rok własnej bibliotece? Ja na pewno tak, jednak przy założeniu, że wówczas nie czytałabym Waszych recenzji, bo niektóre sprawiają, że mam ochotę natychmiast popędzić do najbliższej księgarni lub biblioteki.
______________
[1] Susan Hill,  "Howards End is on the Landing", Profile Books Ltd, 2010, s. 2.
[2] Tamże, s. 230.

Moja ocena: 5

35 komentarzy:

  1. Witaj. Widzę, że łączy nas miłość do książek, ale i lawenda mnie uwiodła. Książkowcem jestem od zarania dziejów, jednak... jakby to powiedzieć - średnia wieku nieco wyższa niż przeciętnych blogowiczek, stąd pisanina w kajeciku. Kiedyś trzeba przestać się bać. To wy-blogowiczki zmobilizowałyście mnie do wyrażania swoich opinii na forum. Boję się, że to łatwe nie będzie, bo mam często inne zdanie. Ale bogactwo tkwi w różnorodności właśnie. Pozdrawiam i z pewnością będę koić lawendą oczęta zmęczone migotaniem ekranu. :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tego typu literaturę, obie książki Ann Fadiman, którą wpsominasz zrobiły na mnie dobre wrażenie. Pozostaje mieć nadzieję, że Polska pewnego dnia doczeka się przekładów książek, na które naprawdę mógłby być wielki popyt, zwłaszcza wśród pożeraczy książek;)

    OdpowiedzUsuń
  3. re: ja po dziś dzień również nie lubiłam, ale chyba zacznę;) Poza tym w "Objęciach nocy" jedynymi wampirami są Daimony, reszta bohaterów to wojownicy, bogowie, różnokształtni;) Cała gama fantastycznych postaci;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę przeczytania tej pozycji i to ogromnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O pomyśle czytania książek z własnej biblioteczki już myślałam i byłoby to nawet wskazane:) Ale przecież tyle interesujących nowości może się pojawić, o tylu ciekawych rzeczach piszą inni, a i w bibliotece może trafić się coś, na co od dawna się poluje;) Próbowałam już nawet nie kupować przez jakiś miesiąc - wytrzymałam miesiąc;) To po prostu niewykonalne, przynajmniej w moim przypadku.

    Fantastyczna jest okładka ww. książki;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście, jest wiele, wiele książek, które niesprawiedliwie nie doczekały się przetłumaczenia na polski język.Kilka lat czytałam tylko i wyłącznie po angielsku, a teraz mam taki zapał do polskich literek że nie umiem się nacieszyć. Ale musze się poprawić i czytać wiecej po angielsku, tym bardziej, że jest co!

    OdpowiedzUsuń
  7. Okresowo cierpię na niedobory finansowe i wtedy czerpię z zapasów, nie zabraknie mi do emerytury, a może i dłużej. Tyle że przy najbliższej hossie nadrabiam okres posuchy i liczba nieprzeczytanych własnych książek w zasadzie jest stała:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzeczywiście wielka szkoda, że książki nie ma jeszcze w przekładzie polskim.bardzo chętnie przeczytałabym ją:)
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale ta książka to przecież taki blog tylko na papierze. Zachęca doczytania książek tak samo jak recenzje na blogach. Ja jako osoba często korzystająca z bibliotek mam raczej skromną własną biblioteczkę, więc nie na długo by mi wystarczyła, ale często sięgam po pozycje z własnej półki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdy czytałem tę książkę, też naszła mnie ochota na podobny eksperyment, ale szybko zdałem sobie sprawę, że w moim przypadku nie jest to możliwe. Mam wprawdzie pewnie parę setek nieprzeczytanych książek w swojej biblioteczce, ale nie jestem w stanie przestać kupować kolejnych pozycji - to jest jak nałóg. Może jak będę miał tyle lat, co Susan Hill i już nie będą mnie tak ekscytować nowości, to wypróbuję jej sposób? Bo gdzieś głęboko przecież o tym marzę. Na razie nie dopuszczam do siebie myśli, że tych książek, które kupuję nigdy nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Brzmi wspaniale! Kolejna interesująca książka o książkach. Uwielbiam takie czytać, niemal na równi ze zwykłymi powieściami. Ciekawi mnie, jak dużą rolę odgrywa w tym wypadku powieść Forstera? To "Howards End" było tą zagubioną, od której wszystko się zaczęło, tak?

    Taki odwyk od kupowania i wypożyczania to świetny pomysł - mam u siebie tyle własnych książek, że podejrzewam, że nie rok i nie dwa mogłabym się "żywić" tylko nimi - choć też nie mam pojęcia, czy bym wytrwała. Czasem, kiedy jakąś książkę zauważę w księgarni, nachodzą mnie wręcz obsesyjne myśli, że to jedyna szansa żeby ją mieć, bo później już nigdy jej nigdzie nie znajdę i będę do końca życia żałować, jeśli nie kupię :)

    OdpowiedzUsuń
  12. szkoda, że nie ma przekładu na język polski, bo z chęcią bym zajrzała..

    a co do Tokarczuk, też myślałam, że jej książki nie są dla mnie (bo w sumie nie są z racji mojej niedojrzałości), ale 'Dom dzienny, dom nocny' bardzo przypadł mi do gustu i dobrze, że są to lektury na zajęcia, bo inaczej w życiu bym się nie przekonała, że powieści Tokarczuk są tak.. niezwykłe ;)

    pozdrawiam serdecznie ;**

    OdpowiedzUsuń
  13. Z pewnością - książka z rodzaju tych przyprawiających o drżenie rąk i swędzenie palców, co u mnie oznacza " Muszę ją mieć". Gdyby tylko była dostępna na naszym rynku wydawniczym już pędziłabym do księgarni. Co niech będzie jednoczesną odpowiedzią na pytanie, czy byłabym
    w stanie wytrzymać rok bez nowości na swoich półkach...

    OdpowiedzUsuń
  14. Zaczekam na przekład, bo niestety moja znajomość języka angielskiego nie jest tak mocna;).
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  15. lirael - zawsze warto wpasc do ciebie z wizyta, bo zaprosisz na cos smakowitego!

    ja wracam czesto do ksiazek z mojej biblioteki domowej. niektóre z nich czytam cyklicznie. czasami wracam do ksiazek z dziecinstwa. wartosc "drugiej bramy" odkrylam dopiero jako osoba dorosla, po blizszym zapoznaniem sie z sylwetka haliny górskiej

    przeciez czytanie to nie zawody na krótki/dlugi dystans? nie musi sie czytac catchy titels ani najnowszego "hitu"? czasami ma sie ochote na same nalesniki, a czasami kazdego dnia na nowe tajskie danie (czasami nawet na post). zadna skrajnosc nie j chyba zdowa - ani pogon za ostatnio wydana ksiazka, ani zamykanie sie wylacznie w swojej bibliotece?

    co do czytania w formie elektronicznej to chyba sprawa pokoleniowa. mój syn czyta b duzo (ksiazek) - glównie na ekranie

    OdpowiedzUsuń
  16. och, lubię Susan Hill.. dlaczego nie ma polskiego przekładu..
    Przecież to cudowna książka, wyobrażam sobie.. ech

    OdpowiedzUsuń
  17. Miałam ostatnio podobne pomysły, kiedy na półce odkryłam książkę zamówioną kilka dni wcześniej w bibliotece. Na usprawiedliwienie miałam tylko fakt, że ta kupiona została przez mojego męża, ale mimo wszystko;( ile zakupów stoi i czeka na swoją kolej..
    Pani Hill kojarzyła mi się tylko z kryminałami ;), których ja właśnie już nie lubię czytać, ( zupełnie inaczej niż w dzieciństwie), za to jak najbardziej przepadam za Austen i jedynym słusznym panem Darcy :), ale niezwykle sugestywna okładka, tytuł i całe twoje zaostrzania apetytu kazały mi już sprawdzić dostępność na amazonie, ba, można nawet przeczytać początkowe strony :
    http://www.amazon.de/Howards-End-Landing-Year-Reading/
    no i bęc, wpadła śliwka w kompot

    OdpowiedzUsuń
  18. Oj, tak, bardzo mi sie ta ksiazka podobala, nawet nachodzi mnie chec, zeby ja poczytac jeszcze raz, smakujac rozdzialy i zapisujac tytuly ksiazek.
    Co do czytania wlasnych zasobow zamiast kupowania nowych to nie wiem... Chyba musze do tego zwyczajnie dorosnac...

    OdpowiedzUsuń
  19. Próbowałam czytać tylko swoje i nic z tego nie wyszło. Zdecydowanie trzeba by było nie zaglądać na blogi i nie dać się kusić. Książkę zaczęłam czytać, potem pożyczyłam koleżance i teraz wciaż czeka na dokończenie. Dzięki, że mi przypomniałaś

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo dziękuję Wam za ciekawe komentarze. Przepraszam za opóźnienie, ale będę mogła odpowiedzieć na nie dopiero dziś wieczorem, co uczynię z wielką przyjemnością!
    Serdecznie pozdrawiam i życzę Wam udanego nowego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  21. ~ książkowiec
    Ja za lawendą też przepadam, więc łączy nas nie tylko umiłowanie literatury.
    Mam nadzieję, że Twój blog będzie dawał Ci mnóstwo radości.
    Oczywiście serdecznie Cię zapraszam do odwiedzin.
    Uprzedzam, że książkowe blogowanie mocno uzależnia. :)

    ~ Scathach
    Czytałam wyłącznie „Ex libris” Fadiman. Mój problem polegał na tym, że przed lekturą tej książki na podstawie recenzji miałam wielkie oczekiwania i sięgając po nią, spodziewałam się rewelacji. Aż tak świetnie nie było, ale wspominam tę pozycję bardzo miło.
    Drugiego wyboru esejów jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar zaległości nadrobić.

    ~ Daria
    Powiem okrutnie, że jest czego zazdrościć. :) Mam nadzieję, że kiedyś będziesz miała okazję przeczytać książkę Hill.

    ~ czytanki.anki
    Aniu, okładka w rzeczywistości jest jeszcze ładniejsza. To zdjęcie (grafika?) jest niesamowitej jakości.
    Chyba kiedyś zwierzałam Ci się, że w drodze eksperymentu na pewien czas zrezygnowałam z bibliotek, ale nie wytrzymałam długo.
    Potem była próba ograniczenia książkowych wydatków. Również zakończona fiaskiem.
    Przypuszczam, że jesteśmy przypadkami niereformowalnymi. :) Na szczęście lektura blogów upewnia mnie w przekonaniu, że jest to zjawisko dość powszechne.

    ~ MONIKA SJOHOLM
    Myślę, że w Twoim przypadku lektura tekstów w języku polskim jest całkowicie naturalna i wcale się jej nie dziwię. Angielskim i tak jesteś otoczona ze wszystkich stron.
    Niewykluczone, że książka Hill zostanie przetłumaczona na język polski. To jest dość nowa pozycja, z 2009 roku. Miejmy nadzieję, że jakieś wydawnictwo wykorzysta nadarzającą się okazję. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. ~ zacofany.w.lekturze
    Skąd ja to znam. :) U mnie też raczej constans.
    Na blogach angielskojęzycznych widziałam nawet wyzwanie, którego celem było ograniczenie wydatków na książki. Nie pamiętam dokładnie jak to wyglądało, ale chyba wygrywał ten, komu udało się wydać najmniej na literaturę w określonym czasie.
    Uwielbiam to nadrabianie zakupowych zaległości po okresie posuchy.

    ~ montgomerry
    Wydaje mi się, że jest spora szansa, że ktoś "Howards End is on the Landing" opublikuje w Polsce, w każdym razie byłoby świetnie. Widzę, że powieści Hill wydawane są u nas chętnie, więc wydaje mi się, że to kwestia czasu. Ja też pozdrawiam!:)


    ~MO
    Nie do końca blog, ale klimaty na pewno zbliżone. Ja też staram się zachować równowagę między pozycjami pożyczonymi a własnymi, ale nie zawsze mi się to udaje.:)

    ~ snoopy
    Cieszę się, że ktoś jeszcze tę ciekawą książkę przeczytał.
    Po kilku nieśmiałych próbach i dogłębnej autoanalizie stwierdziłam, że narażanie siebie na taki eksperyment byłoby w moim przypadku czystym sadyzmem, więc rozumiem Cię doskonale.
    Pocieszyłeś mnie bardzo tymi paroma setkami. U mnie kolejka jest też długa. Ja też często się zastanawiam, czy starczy mi życia na te chronicznie rosnące stosy. :)
    Co do Hill to ciekawe, czy Ty też zwróciłeś uwagę na maleńki, niewinny przypisek na stronie 2, w którym pisarka wyznaje, że w ciągu tego roku były wyjątki w postaci książek akademickich z bibliotek oraz egzemplarzy recenzenckich otrzymywanych od wydawców. Mam więc wątpliwości , czy w przypadku autorki eksperyment można uznać za zaliczony. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. @Lirael: to chyba jakiś blog sado-maso był, książki oprawione w lateks:P Nie wyobrażam sobie, by cokolwiek, poza całkowitą nędzą finansową, skłoniło mnie do rezygnacji z zakupów. Na chwile posuchy mam zresztą internetowy antykwariat, gdzie można sobie poszaleć, nie wydając więcej niż 4,50 na książkę (plus kurier):)

    OdpowiedzUsuń
  24. ~ naia
    Ja też jestem miłośniczką książek o książkach i mocno boleję nad tym, że jest ich w sumie niewiele.
    Hill nie udziela ostatecznej odpowiedzi, jaki był tytuł zagubionej książki, która zainspirowała jej projekt. Tytuł sugeruje, że jak najbardziej mogła to być powieść Forstera, którego ja nawiasem mówiąc uwielbiam.
    W finałowej czterdziestce pozycji, do których autorka mogłaby ograniczyć swoją biblioteczkę na resztę życia, gdyby zaszła taka konieczność, umieściła „A Passage to India”.
    U mnie tez występuje podobne zjawisko: obsesyjna obawa, że jeśli danej książki nie kupię tu i teraz, mogę już nigdy jej nie zdobyć, albo co gorsza o niej zapomnieć. :) Miło mi bardzo, że to nie jest wyłącznie moja specjalność. :)

    ~Panna_Indyviduum
    Jeśli te słowa czyta jakiś tłumacz, to apelujemy o przekład książki Hill. :)
    Wracając do Tokarczuk, to obiecuję, że dam jej szansę.

    ~Nemeni
    Dokładnie wszystkie niepokojące objawy, które wspominasz, wystąpiły u mnie w trakcie rozpakowywania paczki z tą książką. Czekałam na nią długo i radość była ogromna.
    Po tym co napisałaś, nie polecam wcielania w życie pomysłu autorki – podobnie jak u mnie walka z nałogiem literackim z góry skazana byłaby na klęskę. :)

    ~ kasandra_85
    Wydaje mi się, że akurat ta książka nie wymaga szczególnie zaawansowanej znajomości angielskiego, język jest w sumie dość prosty.

    OdpowiedzUsuń
  25. ~ blog sygrydy dumnej
    Wielkie dzięki za miłe słowa.
    Halina Górska? „Druga brama”? Nie znam zupełnie! Czy możesz napisać kilka słów o tej książce?
    Też jestem zwolenniczką złotego środka i zgadzam się z Tobą, że skrajności nie są fajne, mam na myśli ograniczanie lektur wyłącznie do jeszcze ciepłych nowości lub katowanie się przeczytanymi dziesiątki razy książkami, które znamy już prawie na pamięć.
    Może w eksperymencie Hill było coś sztucznego, ale ona traktowała go z lekkim przymrużeniem oka. Taki „Pamiętnik przetrwania” nałogowego czytelnika, który próbuje poddać się terapii.
    Warto przy tym podkreślić, że z "Howards End is on the Landing" wynika, że jej rodzina posiada naprawdę ogromny księgozbiór. Przy takim zestawie rozmaitych lektur ten rok nie mógł być nudny.
    Wersje elektroniczne książek do mnie nie przemawiają, jestem w stanie w takiej formie przeczytać nowelę albo opowiadanie, powieści raczej nie zmogłabym.

    ~ Mary
    Książka jest naprawdę niezła.
    Postaram się wkrótce przeczytać jakąś powieść Hill, żeby zorientować się, jak czytelnicze gusta mają się do tworzonej przez nią literatury.

    ~Pemberley
    Pocieszę Cię zwierzeniem - jestem prawie pewna, że książka, którą kupiłam kilka dni temu na Allegro, będzie bliźniaczką już posiadanego przeze mnie egzemplarza.
    Bardzo mnie cieszy, że w pełni zgadzamy się co do jedynego słusznego pana Darcy! :)
    Austen ma u mnie też wysokie notowania.
    A propos, Susan Hill do finałowej czterdziestki nie wybrała żadnej książki Jane.
    Przy okazji chciałam dodać, że bardzo lubię film „Becoming Jane”.
    Dzięki za linka. Miłym zaskoczeniem była dla mnie długość fragmentu, spodziewałam się, że to będzie strona, maksimum dwie, a tu taka niespodzianka.
    Mam nadzieję, że ta książkowa śliwka w kompocie okaże się smakowita! :)

    OdpowiedzUsuń
  26. ~Dabarai
    Ja sobie pozaznaczałam w tej książce mnóstwo fragmentów samoprzylepnymi karteczkami, jest nimi wprost najeżona. :) Ona raczej nadaje się do takiego właśnie podczytywania, nie lektury od początku do końca, jaką ja uskuteczniłam. Ale będę wracać na pewno.
    Hill poleca takie książki, o jakich raczej nie dowiedziałabym się , więc lista pozycji do przeczytania znacznie urosła.

    ~ kasia.eire
    U mnie też próba nieudana. :)
    Kiedy uda Ci się odzyskać "Howards End is on the Landing" od koleżanki, podziel się wrażeniami. Jestem ciekawa, czy Tobie ta książka spodoba się tak bardzo jak mnie.

    OdpowiedzUsuń
  27. ~ zacofany.w.lekturze
    Chciałam podać Ci link do tego niepokojącego wyzwania, ale niestety, za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć jego nazwy. :(

    OdpowiedzUsuń
  28. halina endelman byla lewicowa pisarka i dzialaczka spoleczna. troche korczak w spódnicy minus mysl pedagogiczna. kolezanka krzywickiej z pensji pani wareckiej. opisywala PL przedwojenna widziana oczami dzieci z róznych srodowisk. idealistka

    za moich czasów istniala seria "zlotego liscia", kt publikowala ksiazki mlodziezy rodem z miedzywojnia i tam wydana byla druga brama. poza tym czytalam chlopców z ulic miasta - oparte o wlasne doswiadczenia górskiej w pracy z tzw.trudna mlodzieza (kt to mlodziez potem swoje schronisko puscila z dymem)

    OdpowiedzUsuń
  29. ~ blog sygrydy dumnej
    Dzięki za interesujące wyjaśnienie.
    Ciekawa postać, żałuję, że w odpowiednim czasie nie zetknęłam się z jej książkami. Teraz już chyba trochę za późno. :)

    OdpowiedzUsuń
  30. czy ja wiem? mnie sie wydaje, ze jak najwiecej osób powinno pamietac o zdolnych i zaangazowanych kobietach, kt znikaja przerazajaco szybko ze zbiorowej pamieci. to byla uczennica stefanii sempolowskiej. teraz praca spoleczna j niemodna - modny j lans i pieniadz. kto dzisiaj pamieta o górskiej, sempolowskiej czy wyslouchowej? a to byly kobiety swiatowe, kt wybraly prace na rzecz ludzi o gorszych uwarunkowaniach w zyciu. masz zdolnych uczniów, masz szanse im cos przekazac...

    OdpowiedzUsuń
  31. "Becoming Jane" bardzo lubie jako romantyczny film kostiumowy, jako biografia Jane Austen to wyzwala we mnie raczej zgrzytanie zebami, mam dzielko p. Jon Spence i w sumie tworcom filmu niewiele mozna zarzucic, swietna lektura, a ze wiecej tam spekulacji niz faktow... - w kierunku Austen blizszej Austen to raczej "Miss Austen Regrets", moze znasz?
    No i warto by wsrod blogowiczow poszerzyc znajomosc pani Gaskell, nie wiem, czy lubisz ? Mysle, ze Cranford moglabys pokochac :)
    Nie mam tu znakow polskich, przepraszam .

    OdpowiedzUsuń
  32. Książka kusząca, ale "na szczęście" ostudziło mnie to, że autorka nie lubi Jane Austen i "Portretu damy" — od razu mniej mnie zaczęło ciągnąć do jej wrażeń czytelniczych, skoro tak bardzo różnimy się w gustach...
    Jak przetłumaczą na polski to chętnie po tę książkę sięgnę, jak nie, to trudno, będę sobie powtarzać, że nie lubiła Austen. ;)

    A po książki z własnej biblioteczki sięgam cały czas. Przede wszystkim dlatego, że w ogóle nie korzystam z bibliotek, a książki pożyczam wyłącznie od własnych rodziców, których biblioteczkę traktuję jak przedłużenie (czy może nawet trzon) swojej. W końcu przez większość mojego życia właśnie tamtą uważałam za swoją... A skoro generalnie nie pożyczam książek, to czytam wyłącznie to, co moje. Co prawda kupuję dużo, ale równie często zdarza mi się wracać do starszych nabytków włącznie z powtarzaniem wielokrotnie moich ukochanych pozycji.

    A czy mogłabym czytać tylko swoje i nic nie kupować? Mogłabym, ale po co? Kupowanie książek i polowanie na nie sprawia mi ogromną przyjemność i naprawdę nie widzę powodu, żeby się tego wyrzec... :)

    OdpowiedzUsuń
  33. ~Ysabell
    Nielubienie Austen jest tylko maleńką rysą. Cóż, nikt nie jest doskonały. :)
    Sądzę, że byś jej to wybaczyła w obliczu ciekawej całości.
    Reszta gustów czytelniczych Susan Hill nie wywołała mojego sprzeciwu.
    Ja próbowałam przez pewien okres nie korzystać z bibliotek, ale bezskutecznie.
    Podobnie jak Ty uważam, że kupowanie książek, polowanie na rzadkie tytuły, daje mnóstwo radości.
    Też czasami korzystam z księgozbioru moich rodziców, ale zauważyłam, że niepostrzeżenie przeniknął do naszego mieszkania. :)

    OdpowiedzUsuń
  34. ~ Pemberley
    Jane w filmie była dla mnie też zaskakująca i zastanawiałam się, na ile jest prawdziwa. Duże wrażenie zrobiły na mnie stroje, dekoracje, natura i ogólny klimat.
    Gaskell czeka w kolejce do przeczytania, serial na DVD też, więc czeka mnie podwójna uczta!:)
    "Miss Austen Regrets" nie znam, ale wydaje się bardzo ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  35. ~ blog sygrydy dumnej
    Ciekawe postacie, na pewno warto popularyzować wiedzę o nich, bo są już prawie zupełnie zapomniane.:( Takie sa właśnie blaski i cienie tzw. pracy u podstaw.

    OdpowiedzUsuń