31 grudnia 2013

Dobry rok

[Źródło]
Tradycyjnie zrobiłam sobie retrospekcyjny przegląd kończącego się roku i to, co zobaczyłam, napełniło mnie radością. Pod względem czytelniczym 2013 r. okazał się dla mnie dobry. Wręcz rewelacyjny.

Przede wszystkim cieszę się z tego, że udało mi się przeczytać całkiem sporo książek. W porównaniu z ostatnimi latami było nieźle. Nigdy nie miałam zamiaru bić liczbowych rekordów, bo nie o to w tym wszystkim chodzi, ale biorąc pod uwagę ilość wolnego czasu, 101 tytułów na tegorocznej liście naprawdę mnie uradowało. Tym bardziej, że wiele książek, które przeczytałam w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, wprawiło mnie w euforię. O moich literackich odkryciach, ale i rozczarowaniach, napiszę w kolejnej notce, oczywiście połączonej z wręczaniem Oscarów i Malin 2013. Już dziś serdecznie zapraszam Was na ceremonię.

Przeczytane w tym roku książki pozwoliły mi zwiedzić kawał świata. Dzięki nim przeniosłam się do Wielkiej Brytanii, Rosji, Gruzji, Norwegii, Włoch, Kanady, Irlandii, Kolumbii, Niemiec, Izraela, Argentyny, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych, Grecji, Węgier, Australii, Francji, Austrii, Gwatemali, Indii oraz Meksyku. Cieszę się, że rozszerzyłam swoje literackie szlaki na Amerykę Południową i w większości przypadków to były bardzo ciekawe wyprawy. W kraju też bywałam dość często: na 101 przeczytanych w tym roku książek 36 napisali Polacy. 

Tradycyjnie życzyłabym sobie, żeby w moim przyszłorocznym podsumowaniu było więcej literatury faktu i książek przeczytanych w oryginale, a już zwłaszcza po włosku, bo możliwości już chyba kiełkują, ale żeby uniknąć ewentualnych frustracji, typowych zobowiązań noworocznych nie będzie.

Na temat wielu tegorocznych lektur nie zdążyłam jeszcze wspomnieć ani słowa na blogu, bo moje zaległości sięgają sierpnia. Pisanie o książkach z perspektywy kilku miesięcy nie zawsze jest proste, ale taki dystans czasem pozwala zobaczyć rzeczy, które umknęły w czasie czytania. Będę stopniowo uzupełniać braki i przekazywać wrażenia z lektur na bieżąco.

Z całego serca dziękuję Wam za kolejny rok czytelniczych inspiracji, dyskusji, komentarzy i obecności, również takiej bez słów. Bardzo je cenię. Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że już przez prawie cztery lata nadajecie temu wszystkiemu sens.

Pozwólcie, że korzystając z okazji złożę Wam najserdeczniejsze życzenia noworoczne. I tym, którzy spędzą dzisiejszą noc na balach, i tym, którzy wybiorą wariant bardziej kameralny. Na przykład taki...
[Źródło]
 Niech rok 2014 będzie dla Was po prostu szczęśliwy. 
Niech obfituje w książki, które dostarczą Wam niezapomnianych wzruszeń. Takich, które warto dzielić z Najbliższymi...
[Źródło]
...którzy, mam nadzieję, w pełni akceptują i dzielą Wasze czytelnicze pasje.
[Źródło]
Niech zajmująca lektura towarzyszy Wam nawet w warunkach ekstremalnych...
[Źródło]
...a Wasze domowe biblioteczki niech wciąż prowokują do odkryć i poszukiwań. Niech dostarczają Wam zdumiewających niespodzianek...
[Źródło]
Wspaniałego pod każdym względem roku 2014!

[Źródło]

22 grudnia 2013

Świątecznie, z najlepszymi życzeniami

Mal. Ulla Vehviläinen. [Źródło]
Z całego serca życzę Wam radosnego, pięknego, prawdziwego Bożego Narodzenia. W tym roku białe raczej nie będzie, ale to nic. Kolorowych, rozśpiewanych i pachnących Świąt, dużo uśmiechu, serdeczności, mnóstwa czasu dla siebie i najbliższych, pysznych dań i udanych wypieków oraz książkowych prezentów pod choinką.
Niech będzie tak ładnie, ciepło i bezpiecznie jak w powieściach Astrid Lindgren.
Mal.Salli Parikka Wahlberg. [Źródło]
Miałam wspaniałe święta, nie mogę temu zaprzeczyć, nawet w momencie przejedzenia. Czy chcesz wiedzieć, jak je spędziłam? Ponieważ nie możesz zaprotestować, skorzystam z Twojej bezbronności i zaraz Ci wszystko opiszę.
Gdy obudziliśmy się rano w wigilijny dzień, nie mieliśmy cienia wątpliwości, że to już święta. Podczas gdy spaliśmy, mama i Majken wydobyły wszystkie te rzeczy, które związane są ze świętami i pojawiają się co roku, jak: czerwone lichtarze, koziołki ze słomy, śmiesznego krasnoludka z papier-mache, który pochodzi z czasów, gdy tatuś był mały, aniołki, gołąbka, którego wieszamy na żyrandolu, żłobek z Dzieciątkiem, krótko mówiąc, wszystko to, co pamiętam od najwcześniejszego dzieciństwa. Monika szalała z radości na widok tego, szczególnie zaś żłobka.
— Mały, śliczny, śliczny Jezusek! — wołała rozradowana i klaskała w dłonie.
Tak szybko, jak tylko się dało, wskoczyliśmy w ubrania. Alida rozpaliła w kominku w dużym pokoju, gdzie jak zawsze w wigilijny ranek wypiliśmy kawę, nalewaną z miedzianego imbryka, który używamy tylko w święta Bożego Narodzenia. Na okrągłym stole stały różnego rodzaju ciastka — pierniczki, rogaliki, muszelki migdałowe, ciasteczka lukrowane i szafranowe, których kształt jest także co roku taki sam. Jednego roku Alida lansowała nowy fason, ale ciasteczka te potraktowane zostały przez wszystkich z dużą nieufnością, więc nigdy już tego nie powtórzyła.
Słońce zdążyło już wzejść i gdy wyjrzeliśmy przez okno do ogrodu, Svante zawołał:
— To nieprawda! Rzeczywiście trudno było uwierzyć, że to prawda, że tak pięknie może być w Wigilię! Najczęściej przecież nie ma śniegu albo pada deszcz ze śniegiem. Ale tym razem cały ogród był śnieżną bielą skąpaną w słońcu.
Mal. Helge Artelius. [Źródło]
Astrid Lindgren, Zwierzenia Britt-Mari, tłum. Irena Szuch-Wyszomirska, Nasza Księgarnia, 2006, s.75-76.

16 grudnia 2013

Zakochany w Zakopanem (Rafał Malczewski, „Pępek świata”)

Zakochany w Zakopanem
„Winszuję Panu tej fascynującej piołunem, starką, peyotlem i esencją z róż zaprawionej po­chwały Zakopanego” – tak dowcipnie skomentował Pępek świata Jan Lechoń[1]. Wydana w 1960 roku książka Rafała Malczewskiego rzeczywiście zasługuje na gratulacje! Już dawno nie czytałam tak zabawnych, wciągających po uszy wspomnień. 

Malczewski poświęcił swoją książkę Zakopanemu, jego historii, a przede wszystkim ludziom, którzy przewijali się przez to wyjątkowe miasto. Wystarczy zajrzeć do indeksu: otwiera go Adwentowicz, zamyka Żuławski. W roli bywalców lub mieszkańców podhalańskiego miasteczka występują najwybitniejsi polscy twórcy kultury, ze szczególnym uwzględnieniem okresu międzywojennego, któremu autor poświęca najwięcej czasu i serca.

Zakopane to nie tylko kropka na mapie. Zdaniem Malczewskiego to również sposób patrzenia na świat, wręcz formacja duchowa i artystyczna. Tytuł jego książki mówi właściwie wszystko. Uprzedzam, że jeśli na uporczywy zakopanocentryzm autora nie popatrzymy z lekkim przymrużeniem oka, może trochę drażnić.
Rafał Malczewski, Na Krupówkach w Zakopanem. [Źródło]
Mimo historycznych odniesień Pępek świata nie pretenduje do rangi opracowania naukowego. To garść osobistych wspomnień i wrażeń, zanurzonych w gawędowym sosie. Opowieść Malczewskiego skrzy się uszczypliwym, rubasznym dowcipem. Autor pisze o sławnych ludziach, ale nigdy nie robi tego na klęczkach. Skwapliwie wychwytuje różne słabostki i jego książka aż roi się od sarkastycznych, bezkompromisowych portrecików, nakreślonych za pomocą kilku słów: 
Spływała w Zakopane Zofia Nałkowska, mająca zawsze ja­kiegoś podopiecznego artystę, jak Bruno Schulz i jak tam innym by­ło, niebieskooka i o wielkiej sztucznej prostocie, jak i jej proza.”[2] 
Nie można odmówić Mai Berezowskiej, poza tworzeniem piórkiem i farbą wybrednej pornografii, talentu w fabrykacji jabłecznika o po­tężnej zawartości alkoholu. Jakże długo, po otrzymaniu garnców tego napoju od swojej żony Mai, Grus biegał zalany w dechę, co gorsza tak podbił oko Uniłowskiemu, że ten zamknął się w swojej izbie na Kościeliskiej ulicy i pił samotny przez tydzień.”[3] 
Ka­den [Bandrowski], jako że był w Legionach, pisał śmielej dobre, paszkwilem tracą­ce powieści. Mało jednak pisał o Zakopanem, bo zupełnie nic, więc mieliśmy go w pięcie, choć on tego nie lubił, łasy na sławę jak rekin na białe mięso.”[4]
Można uznać to za złośliwość, można jak Lechoń sięgnąć głębiej i zobaczyć w docinkach autora „rozdzierającą boleść” i „rozpaczliwą furię prawdy pełną skruchy, miłości i nienawiści”.

Poza tym Pępek świata aż kipi od smaczków obyczajowych i anegdot. W Zakopanem mieszkało i bywało wielu ekscentryków, więc jest co wspominać, a Rafał Malczewski niewątpliwie ma dar snucia humorystycznych opowieści. Gdyby tylko można było podróżować w czasie, naocznie przekonalibyśmy się, jaki znak malował na każdym zdobytym szczycie Mieczysław Karłowicz, na czym polegał dług wdzięczności Lenina wobec Jana Kasprowicza i co tak naprawdę wydarzyło się w trakcie seansu spirytystycznego, w którym uczestniczył Reymont. Jeśli dopisałoby nam szczęście, moglibyśmy też zobaczyć Ksawerego Dunikowskiego spacerującego po Krupówkach z psem ufarbowanym na kolor kremu poziomkowego albo Władysława Broniewskiego, który lubił spontanicznie stawać na głowie w sali Morskiego Oka i trwał w tej mało komfortowej pozycji niepokojąco długo. Oczywiście w nietuzinkowe historie obfituje rozdział poświęcony Witkacemu.
Wracając późną nocą z jakiejś udanej „orgii”, Witkacy lubił wyta­rzać jednego z przyjaciół w śniegu, po czym zbudziwszy ludzi w dom­ku, który najbliżej leżał, żądał pomocy. Twierdził, że co tylko znalazł zmarzniętego na śmierć człowieka, że należy udzielić mu pomocy pod postacią jajecznicy, herbaty i „czystej". Nie było wypadku, by pa­ni domu nie przejęła się i nie zastawiła stołu, czym mogła, podczas gdy gospodarz otrzepywał ofiarę ze śniegu i lodu, nacierał ręce itd..” [5]
Rafał Malczewski, Portret St. I. Witkiewicza z gronostajem. [Źródło]
Autor nie ogranicza się jedynie do dykteryjek. Pojawiają się też urokliwe opisy tatrzańskiej przyrody, świadczące o tym, że Malczewski ją uwielbiał bezgranicznie i tęsknił za nią boleśnie na emigracji. Są też akcenty dramatyczne, na przykład krótkie fragmenty poświęcone wojnie i kolaborantom. Temat zainteresował mnie tak bardzo, że zaopatrzyłam się w książkę Wojciecha Szatkowskiego Goralenvolk. Historia zdrady.

Na temat czasów późniejszych znajdziemy tylko krótkie wzmianki. Autor ze smutkiem odnotowuje zmiany: komercjalizację Zakopanego, nieciekawych nowych mieszkańców i przeobrażenia wyglądu miasta, które ilustrują architektoniczne potworki. Trochę irytowały mnie powtórki na ten temat, choć dowodzą, że problem naprawdę drażnił Malczewskiego. Warto wspomnieć, że książka została pokiereszowana przez PRL-owską cenzurę, co w sumie wcale nie dziwi, gdy czytamy na przykład taką charakterystykę Marksa: „Nie wysycha również strumień burzycieli porządku społecznego, wykarmionych na lekturze tej upiornej z Tańskich Hoffmanowej z bro­dą, czyli Marksie” lub Lenina: „bawił za krótko na Podtatrzu, co prawda pojawiał się co sezon, ale było to za mało na ten zakuty łeb”[6]. Na szczęście ostatnie wydania zostały uzupełnione o wycięte fragmenty. W tekst wpleciono bogatą kolekcję zdjęć. Wprawdzie czarno-białych, ale opowieść i tak dzięki nim nabrała rumieńców.

Kiedy czytałam korespondencję Zofii i Rafała Malczewskich z Janem Lechoniem, ze zdumieniem odkryłam drugie dno komicznych zakopiańskich opowiastek. Pracując nad Pępkiem świata autor zmagał się z problemami zdrowotnymi: tracił wzrok i mocno to przeżywał: „To bardzo okrutne dla malarza oglądać świat przez czarne okulary (światło razi mnie bardzo), świat coraz bardziej zamglony, pełen wyrw i plam mętnych, nijakich. Bardzo trudno godzić się na to i nie buntować, i nie narzekać. Staram się, jak mogę, by nie dać poznać po sobie, uprawiam tak zwany humor, coraz bardziej samotny w świecie ciemnie­jącym, uciekającym w nicość.”[7] Nie ukrywał też przed Lechoniem poważnych kłopotów finansowych. Mieszkał wtedy w Kanadzie i wiodło mu się nie najlepiej. Okazuje się, że zabawna książka powstała w ponurych okolicznościach. Wspomnienia o zakopiańskich szaleństwach i niezwykłych przyjaciołach na pewno dodawały Malczewskiemu otuchy.
Rafał Malczewski, Karuzela w Zakopanem. [Źródło]
P.S.
Tutaj coś dla miłośników Zakopanego. 
 ___________
[1] Jan Lechoń, Zofia i Rafał Malczewscy, Coraz trudniej żyć, a umrzeć strach. Listy 1952-1955, Biblioteka Więzi, 2008, s. 117.
[2] Rafał Malczewski, Pępek świata. Wspomnienia z Zakopanego, Wydawnictwo LTW, 2011, s. 84.
[3] Tamże, s. 87. 
[4] Tamże, s. 86.
[5] Tamże, s. 105.
[6] Tamże, s. 9.
[7] Jan Lechoń, Zofia i Rafał Malczewscy, op. cit., s. 130.

Moja ocena: 4,5
Jacek Malczewski, Portret Rafała. [Źródło]

7 grudnia 2013

W domu najlepiej

W domu najlepiej
I znowu znalezisko pod hasłem „za żadne skarby nie wytrzymam do kolejnego odcinka Internetowej Plaży Muszli”. Dziś zapraszam Was na wycieczkę po znanych literackich wnętrzach. To kolejne odkrycie z bloga Book Patrol. Po kliknięciu obrazek się powiększy. Tekst jest po angielsku, ale poziom trudności nikły. A tak przy okazji: nauczycieli i lektorów zachęcam do wykorzystania pomysłu na lekcjach.

Bardzo jestem ciekawa, jakie literackie domostwa z przeczytanych książek zrobiły na Was największe wrażenie i które wyjątkowo zapadły Wam w pamięć. 

Moje najbardziej wyraziste wspomnienia pochodzą między innymi z dworu w Soplicowie (który zresztą nasza polonistka kazała nam narysować na podstawie opisu Mickiewicza), z Tary z Przeminęło z wiatrem, z Zielonego Wzgórza, z Buckshaw z serii o Flawii de Luce, z domu Gatsby'ego, z kamienicy na ulicy Roosevelta nr 5 na poznańskich Jeżycach, z domu pani Havisham z Wielkich nadziei Dickensa, z wnętrz, które odwiedzamy w pierwszym tomie W poszukiwaniu straconego czasu: pokoi zimowych, „gdzie leżąc w łóżku wtula się głowę w gniazdko uwite z najrozmaitszych rzeczy: z rogu poduszki, z kapy, z kawałka szala i z numeru „Débats roses", przy czym spaja się wszystko razem, techniką ptaków, ugniatając to sobą bez końca; gdzie w mroźny czas miło jest czuć się bezpiecznym niby jaskółka morska w swoim ciepłym gniazdku pod ziemią i gdzie opodal ognia płonącego całą noc w kominku śpi się w płaszczu ciepłego i dymnego powietrza, przeszywanego blaskami rozpalających się kolejno polan”. Ale też z pokoi letnich, „gdzie miło jest czuć się zespolonym z ciepłą nocą, gdzie blask księżyca, wsparty na uchylonych okiennicach, rzuca aż do stóp łóżka swoją zaczarowaną drabinę; gdzie śpi się prawie na wolnym powietrzu, niby sikora kołysana wiatrem na czubku promienia”. I z wnętrz bardziej prozaicznych, jak na przykład pokój starego subiekta z Lalki: „było w nim to samo smutne okno, wychodzące na to samo podwórze, z tą samą kratą, na której szczeblach zwieszała się być może ćwierćwiekowa pajęczyna, a z pewnością ćwierćwiekowa firanka, niegdyś zielona, obecnie wypłowiała z tęsknoty za słońcem.”

I jeszcze coś dla literackich domokrążców, podobnie jak ja lubiących odwiedzać w książkach niezapomniane budynki, których atmosferę zapamiętuje się na zawsze - oto propozycje zgłoszone przez Was:
  • dom Profesora w cyklu o Narni  C.S. Lewisa (Małgośka)
  • Domek na prerii Laury Ingalls Wilder, plebania w Haworth - dom sióstr Brontë, z cyklu o Harrym Potterze: Hogwart, dom Dursley'ów, Grimmauld Place 12, kamienica w "Uchu od śledzia" H. Ożogowskiej (Evik)
  • dwór w Korczynie i w Osowcach (Nad Niemnem), opisy miejsc zbrodni u Agathy Christie (Zacofany w lekturze
  • domostwa u Austen i wnętrza u Flauberta, dom Kareninów (Ania) 
  • facjatka na Zielonym Wzgórzu (Eireann
  • chatka Hagrida z cyklu J.K.Rowling  (Magda)
  • Kamienica z Krupniczej w Krakowie, wrzeszcząca Chata, Chatka Puchatka i królicza nora, Dom dla Sierot, z VI części Harrego Pottera, dom Jana Brzechwy, Akademia Pana Kleksa, szklane domy, Czarnolas u Kochanowskiego, "Wesele" Wyspiańskiego, saga o Wiedźminie Sapkowskiego, salony piękności i dom Heleny Rubinstein, dom "Noce i Dnie", kamienica i salon Izabeli z Lalki, dom Goebbelsów, dom Adasia Cisowskiego vel Szatana, Bejgoła i domostwo profesora, dom z wiersza Herberta: 
"Dom nad porami roku  
dom zwierząt i jabłek
kwadrat pustej przestrzeni
pod nieobecna gwiazda
dom był luneta dzieciństwa
dom był skóra wzruszenia
policzkiem siostry gałęzia drzewa."
Chmielewska i jej nawiedzony dom, "Wszystko czerwone" i dom Alicji, słynny katafalk. Virginia Woolf i "Własny pokój", dom tajemnic - Lorena Martin, "Domek na prerii" dom z "Domu sióstr", dom sierot z "Osobliwy dom pani Peregrine", dom z wiersza Ficowskiego:
"Jest wśród wielu baśni naszych
baśń o domu,w którym straszy,
w którym zawsze przed północą
strachy pięścią w mur łomocą,
aż psy wyją wniebogłosy,
aż na głowie stają włosy,
aż na strychu puszczyk wrzeszczy,
księżyc zaś dostaje dreszczy.

Ale ja wam powiem szczerze -
w jedną tylko bajkę wierzę
spośród całej bajek rzeszy:
w baśń o domu, w którym śmieszy!
W owym domu przed północą
gwiazdki spoza szyb chichocą,
na suficie tańczy pająk,
cienie aż się pokładają
i trzepocą w świetle słodkim
ćmy wesołe jak łaskotki..."

Dom babci Czerwonego Kapturka, domek Baby Jagi, pałac śpiącej królewny, domy w Stumilowym Lesie.
(Annybloog)  
  • stary młyn opisany w Wieściach Whartona (Guciamal)
  • domostwo z Buddenbrooków, dom Matii i Tomasza Mannów (M.)
Zapraszam Was do wspólnego spaceru po słynnych literackich domach. Nie zgubimy się dzięki mapkom i planom. Szkoda, że wybór ograniczono wyłącznie do literatury brytyjskiej - przecież na przykład u Balzaka czy Zoli opisy wnętrz są wyśmienite. 

5 grudnia 2013

„Tak bardzo lubię życie” (Astrid Lindgren, „Zwierzenia Britt-Mari”)

„Tak bardzo lubię życie”
Czytanie książek Astrid Lindgren w lecie staje się już dla mnie tradycją. Świadomie unikam słowa wyzwanie, bo kojarzy się z wysiłkiem, a to jest czysta, leniwa przyjemność. W tym roku w lipcu zdecydowałam się na powieściowy debiut szwedzkiej pisarki, Zwierzenia Britt-Mari. Wprawdzie znowu przekonałam się o tym, że proza Lindgren w wersji dla nastolatków odpowiada mi mniej niż jej książki przeznaczone dla młodszych czytelników, ale i tak nie ma co narzekać. Było lepiej niż ostatnio.

Główna bohaterka i narratorka, Britt-Mari Hagström ze Storgatan, ma piętnaście lat i chodzi do szóstej klasy szkoły dla dziewcząt. Na powieść składają się jej listy, pisane przez kilka miesięcy do Kajsy Hultin, korespondencyjnej przyjaciółki ze Sztokholmu. Trochę szkoda, że autorka wybrała formę epistolarnego monologu. Kontrast między życiem w małym miasteczku a stolicą byłby na pewno ciekawy. Poza tym dziwne wrażenie robi skupienie się narratorki wyłącznie na sobie i swoich sprawach, bez odniesień do tego, co pisze Kajsa.

Tu mała dygresja. Czytając Zwierzenia Britt-Mari często wspominałam własnych korespondencyjnych przyjaciół z czasów podstawówki i liceum, w tym najulubieńszą Helenę ze Szwecji. Miałam w klasie koleżankę, która wprowadziła modę na penpali i wszyscy z zapałem wymieniali z nimi listy, szlifując znajomość angielskiego. O tym, jak ważnym doświadczeniem może stać się taka korespondencja, świadczy pamiętnik Foreign Correspondence Geraldine Brooks, w którym autorka opisuje swoje listowne przyjaźnie z dzieciństwa i wrażenia z podróży, które odbyła już jako osoba dorosła, chcąc dowiedzieć się, jak potoczyły się losy dawnych znajomych. Ja też jestem bardzo ciekawa, ale w przeciwieństwie do australijskiej pisarki  detektywistycznych wypraw nie planuję.
Ilustracja Ulli Sundin-Wickman do szwedzkiego wydania. [Źródło]
Ale wróćmy do Zwierzeń Britt-Mari. Obraz rodziny w powieści Lindgren znowu okazał się przyprawiony na słodko, ale tym razem bohaterowie są bardziej osadzeni w rzeczywistości niż w Kerstin i ja. Narratorka potrafi dostrzec u najbliższych nie tylko zalety, ale i śmiesznostki. Szczególnie zapadają w pamięć nieco humorystyczne portrety rodziców. Mama jest tłumaczką, a tato dyrektorem gimnazjum. Oto pani Hagström:
„Mama też całymi prawie dniami przesiaduje w swoim poko­ju i pisze na maszynie, jakby się paliło. Tłumaczy książki. Od czasu do czasu przypomina sobie, że wydała na świat pięcioro dzieci, i wtedy wypada stamtąd z sercem przepełnionym ma­cierzyństwem i zaczyna nas na gwałt wychowywać. Sroga nie potrafi być, ponieważ śmieje się ze wszystkiego na tym świecie, z czego w ogóle śmiać się można, plus jeszcze z innych paru rzeczy. Nie denerwuje się wcale, gdy wchodzimy i przeszka­dzamy jej w pracy. Pewnie nawet nie zauważyłaby, gdyby cały pociąg nagle przejechał przez jej pokój.”[1]
Niestety, już rodzeństwo i przyjaciele Britt-Mari zostali potraktowani dość sztampowo. 

Autorka listów często podkreśla swoją miłość do czytania. Twierdzi wręcz, że gdyby nie otrzymała na urodziny książki, zwątpiłaby w ład na tym świecie. Trudno się dziwić: w życiu jej rodziny bardzo ważną rolę odgrywa literatura. Ulubiona lektura państwa Hagström i ich pociech to „Kubuś Puchatek”, który czasem bywa czytany na głos. Britt-Mari czesto nawiązuje do swoich bibliofilskich pasji:
„Spodziewam się, że tak samo jak ja przepadasz za książkami. Nie tylko lubię je czytać, lubię je dotykać, brać do ręki, czuć, że do mnie należą. Mamusia i tatuś uważają, że są pewne książki, które wszystkie dzieci powinny mieć. Myślę, że dobrze byłoby, gdyby wszyscy rodzice byli tego zdania, bo oj, ile dzięki temu mieliśmy rado­ści! Książek nigdy nikt u nas nie uważał za luksus, dostawaliśmy ich zawsze moc na Gwiazdkę i na urodziny. Ten zaś, za które­go kiedyś wyjdę za mąż, będzie musiał spełniać dwa warunki: lu­bić książki i lubić dzieci. Wtedy, właściwie mówiąc, jego wygląd będzie mi zupełnie obojętny. Chociaż nic chybaby nie szkodzi­ło, żeby miał i ładne zęby, prawda?”[2]
Nie muszę zapewne dodawać, że kandydat spełniający te warunki pojawi się niemalże natychmiast. Bez ubytków w uzębieniu czy w charakterze.

Lindgren nadzwyczaj trafnie, chwilami zabawnie, odmalowuje to, co tak często gra w duszy typowej nastolatki: huśtawki nastrojów, egocentryzm, niezadowolenie ze swego wyglądu, skłonność do egzaltacji. Pisarka wyznaje: „gdy opisywałam Britt-Mari, wyposażyłam ją w te wszystkie przymioty, które pragnęłabym sama mieć w wieku kilkunastu lat. Była silną osobowością, a ja często tchórzyłam.”[3]. Jak dobra wróżka autorka obdarowała swoją bohaterkę tym, czego brak jej samej kiedyś doskwierał. Britt-Mari to zaradna, rezolutna, pewna siebie osóbka o bogatym życiu wewnętrznym:
„Co można powiedzieć o sobie samej, jak myślisz? Że lubię książki, że nienawidzę matematyki, że lu­bię tańczyć, że nie znoszę chwili, gdy wieczorem mam iść spać, że kocham swoją rodzinę do szaleństwa (chociaż irytuje mnie czasami), że nie cierpię trwałej ondulacji i nigdy nie chciała­bym jej mieć, że lubię przyrodę, gdy mogę sobie wędrować na własną rękę, ale że nie cierpię pleć w ogródku, że lubię błękit­ną wiosnę i ciepłe lato, i pogodną jesień, i śnieżną zimę, kiedy mogę jeździć na nartach, że — krótko mówiąc — tak bardzo lu­bię życie.”[4]
Astrid Lindgren w wieku 16 lat. [Źródło]
Wbrew pozorom życie Britt-Mari nie jest usłane różami W jej listach znajdziemy codzienne troski klasycznej nastolatki, ale dotykamy też poważniejszych problemów, jak chociażby śmierć starego Ollego, kłopoty rodzinne Bertila czy tułaczka żydowskich uchodźców, którym państwo Hagström na kilka dni udzielają schronienia.

Nawet jeśli nie polubicie Britt-Mari, warto przez chwilę ogrzać się w cieple zaraźliwego optymizmu Astrid Lindgren. Jej powieść to radosna pochwała życia i przyrody w ich wszystkich przejawach. Naprawdę wszystkich, nawet tych, które wydają nam się oczywiste lub dziecinne. Znalezienie malinówki w zroszonej tra­wie wprawia piętnastolatkę w euforię porównywalną do tej, którą poczuł Kolumb na widok Ameryki. Kolorystyczne bogactwo floksów i róż sprawia, że skóra Britt-Mari cierpnie z zachwytu. Olśniewa ją zapach wiosny i widok kwitnącej czeremchy. Takich ekstatycznych fragmentów znajdziemy w Zwierzeniach Britt-Mari sporo. Szczerze mówiąc, ich mnogość trochę mnie dziwiła, ale wszystko zrozumiałam, kiedy uzmysłowiłam sobie, że książka została wydana w 1944 roku.
„Pomyśl, gdyby tak można było nabrać zapachu pierwszych sa­sanek, karczku Moniki, gdy jest świeżo wykąpana, świeżego chleba, gdy się jest głodnym, zapachu choinki na Gwiazdkę i zmieszać to z trzaskiem ognia na kominku w cichy jesien­ny wieczór, gdy deszcz bije o szyby, z delikatnym dotknięciem mamy, gdy głaszcze mnie po policzku, kiedy jestem smutna, z „Menuetem" Beethovena i „Ave Maria" Schuberta, z szumem morza, z blaskiem gwiazd i cichym szmerem rzeczki, z miłymi żarcikami tatusia, gdy siedzimy razem wieczorem. Tak, gdyby można było wziąć po odrobinie z wszystkiego, co piękne i miłe na świecie, to czy nie myślisz, że dałoby się z tego zrobić mieszan­kę, która świetnie posłużyłaby za środek znieczulający w szpita­lach? Mówisz, że zwariowałam? Nie, Kajso, nie zwariowałam, tylko tak okropnie, tak szalenie, tak nieprzytomnie jestem szczę­śliwa i tak wspaniale, wspaniale, WSPANIALE jest żyć!”[5]
____________
[1]Astrid Lindgren, Zwierzenia Britt-Mari, tłum. Irena Szuch-Wyszomirska, Nasza Księgarnia, 2006, s. 11-12
[2] Tamże, s.40.
[3] Tamże, nota na okładce.
[4] Tamże, s. 14.
[5] Tamże, s. 133-134.

Moja ocena: 4
Astrid Lindgren. [Źródło]