Cień ojca, czyli o ukąszeniach
Stosując wampiryczną terminologię Marii Janion, czytając "Jądro ciemności" doznałam ukąszenia. Nie mogę przestać myśleć o tej książce, obudziła we mnie głód informacji na temat jej autora. Uprzedzam, że to jest zaraźliwe, w związku z tym kontynuując czytanie tej notki, podejmujecie ryzyko na własną odpowiedzialność.
Czas zapamiętany: "Ojciec jest tutaj" to wspomnienia syna Josepha Conrada. Kiedy zmarł ojciec, John - zwany również Jackiem lub Jackilo - miał zaledwie osiemnaście lat. Z jednej strony istnieje obawa, że są to bardzo mgliste reminiscencje, w których autor posiłkuje się też wyobraźnią. Jednocześnie kusi możliwość podejrzenia pisarza w domowych pieleszach. W dodatku świeżość spojrzenia i bezpośredniość dziecka czasem ma przewagę nad skrupulatnością naukowca. Czy nobliwy biograf odważyłby się opisać reakcję autora "Nostromo" na ukąszenie osy w pośladek?
Wspomnienia Johna sprawiają wrażenie szczerych. Widzimy w nich Conrada jako człowieka pełnego zalet i wad, cech wzniosłych i śmiesznostek. Nie jest to na pewno hagiograficzna, lukrowana legenda o bohaterze, choć chwilami wyczuwamy starania autora, by wizerunek pisarza robił pozytywne wrażenie.
Oto wysepki conradowskiego archipelagu oczami małego Jackilo.
JC
Tak nazywał Conrada syn. Sądziłam, że używanie inicjałów w roli imienia to współczesna maniera, tymczasem okazuje się, że ma starsze korzenie.
Joseph Conrad był osobą o silnej, dominującej osobowości. U obcych budził respekt, a wręcz lęk: "Ci, którzy spotykali go po raz pierwszy, niekiedy zachowywali się nieco nerwowo"[1]. Wydawał się władczy i stanowczy, nie znosił sprzeciwu. "Nie spierano się z nim. Po prostu robiono to, czego oczekiwał". [2]
Nienawidził fałszu. Był osobą szczerą do bólu. Na przykład nie przyjął prezentu od przyjaciela, kapitana Hope, gdyż stwierdził, że marynistyczne rysunki na wazach zostały wykonane z błędami. Tak wyjaśnił swoją decyzję: "Udawanie, że tego nie dostrzegam byłoby hipokryzją".[3].
Uważnie słuchał ludzi. Miał fotograficzną pamięć - potrafił bezbłędnie odtworzyć układ figur na szachownicy po dziesięciu dniach.Cierpiał z powodu podagry. Bał się dentysty - gdy zbliżył się do gabinetu oświadczył towarzyszącemu mu synowi, że ból zęba właśnie ustąpił.
Był przesadnie szarmancki wobec kobiet, co budziło zazdrość żony.
Czasem zachowywał się jak furiat i choleryk. Gdy kiedyś tupnął nogą, zapadła się podłoga.
Przywiązywał wielką wagę do schludnego i eleganckiego ubioru. Wyrzucił za drzwi dziennikarza, który bez pytania zdjął przy nim marynarkę. Niechlujny strój był dla niego dowodem niechlujności umysłu.
Był krystalicznie uczciwy. Gdy Johnowi wydano za dużo reszty w sklepie, zmusił go do natychmiastowego zwrotu pieniędzy.
Pozornie twardo stąpający po ziemi realista, tak naprawdę roztargniony marzyciel. W czasie pobytu w Zakopanem syn upadł i zranił się w nogę. Joseph udał się z nim do apteki, gdzie pogrążył się w długiej, ciekawej rozmowie z farmaceutą. Dopiero gdy ruszył w stronę wyjścia, John z broczącym krwią kolanem nieśmiało przypomniał mu o swoim istnieniu.
Jessie, Joseph i John
JessieŻona pisarza. Prowadziła dom. Dobrze gotowała. Conrad namawiał ją nawet do wydania książki kucharskiej.
Całymi dniami przepisywała teksty męża na maszynie. To Jessie korygowała jego błędy. Z trzech czy czterech wersji każdego ustępu wybierała tę właściwą.
Conradowi trudno było przełknąć krytykę żony. Zdarzało się, że "w furii biegł przez dom, wpadał do pokoiku z kartką papieru w dłoni i krzyczał: Dlaczego królewska angielszczyzna stała się niezrozumiała?! albo Czyż moje pismo naprawdę jest aż tak nieczytelne?![4] Potem przepraszał za swoje wybuchy i wszystko wracało do normy.
Od czasu do czasu mąż kupował jej róże i goździki.
Miała uszkodzoną rzepkę kolanową. Nieznośny ból, który towarzyszył jej na co dzień, wymagał hartu ducha.
Była wrażliwa, reagowała płaczem na szorstkie uwagi męża. Urażona przestawała się odzywać.
Charakterystyczny obrazek. W trakcie podróży do Polski to ona biega po pociągu, szukając przedziału dla całej rodziny. Pozostali stoją na peronie.
Zdaniem syna najlepiej wypoczywała szyjąc i szydełkując.
John ze starszym bratem, Alfredem Borysem
Brat
Już na zdjęciu widać, że łączyło ich niewiele.
Zdawkowo obecny w książce, ale ani razu nie pada jego imię.
O dziewięć lat starszy, zajęty swoimi sprawami, dużo czasu spędzał poza domem i przysparzał matce wielu zmartwień. Autor stwierdza lakonicznie: "nigdy nie staliśmy się bliskimi przyjaciółmi, muszę to wyznać, nie bardzo się sobą interesowaliśmy."[5]
John
Nellie Lyons
To on snuje opowieść o ojcu. Jest bystrym, wrażliwym chłopcem. Ojciec poświęca mu sporo czasu. Stara się wpoić synowi zasadę: "musisz uzasadnić swoje istnienie na ziemi, bądź uczciwy wobec siebie i innych, pewny siebie, lecz nie zarozumiały i próżny".[6]
Wychowując potomka, Joseph wiele uwagi poświęca właściwemu zachowaniu przy stole. Małego Jacka nawet w upał obowiązuje schludny wygląd.
John często czuł się samotny, przebywając wyłącznie wśród dorosłych. Tremowały go spotkania z rówieśnikami.
W wielu zabawach uczestniczył JC. Rzucanie kasztanami do puszki, wspólne wiązanie węzłów zostały chłopcu w pamięci na zawsze. Kiedy John co roku otrzymywał pod choinkę dwanaście oprawionych egzemplarzy czasopisma dla chłopców nosiły one ślady czytania przez ojca (popiół z papierosa między stronami). JC chętnie bawił się z synem, ale na widok ogrodnika udawał, że spaceruje. Ugryziony w tylną część ciała przez osę najpierw wygłasza morał: "nie powinno się brać na siebie odpowiedzialności za postępki innych, nawet gdy ci inni są niewielkiego wzrostu"[7]. Potem widząc rozbawienie synka, wybucha śmiechem.
Nellie Lyons
Służąca, przez wiele lat związana z rodziną Conradów. Roztrzepana, z głową w chmurach - wysłana po coś do spiżarni potrafiła wrócić z zupełnie innym produktem. Antytalent kulinarny. Jednocześnie serdeczna, opiekuńcza i lojalna. Wzruszające jest jej przywiązanie do rodziny JC. Być może jol wycieczkowy "Nellie", którego obraz rozpoczyna "Jądro ciemności" został nazwany właśnie na jej cześć?
Przyjaciele ojca
To galeria ówczesnych literackich luminarzy. Pojawiał się wśród nich również John Galsworthy. Wprawdzie był ojcem chrzestnym Jackilo, ale wraz z żoną, Adą, darzyli go intensywną niechęcią do końca życia.
Jessie była zazdrosna o przyjaciół Josepha, czuła się odrzucona, bo z nią nie rozmawiali. Otrzymywane od nich kwiaty i upominki nie łagodziły napiętej sytuacji.
Nawet będąc dzieckiem John był w stanie u niektórych przyjaciół rodziny dostrzec zawiść o sukcesy ojca.
Język
JC nauczył się angielskiego pracując na statkach i czytając gazety. Nie uczęszczał na żadne kursy lingwistyczne. Nie ukończył też studiów, co mu zgryźliwie wypominano.
Jego angielszczyzna pozostawiała dużo do życzenia. John przytacza anegdotę o tym, że wskutek użycia niewłaściwego słowa ojciec otrzymał linę o średnicy kilkunastu centymetrów zamiast zwykłego sznurka.
Wymowa autora "Lorda Jima" była fatalna. Mówił z silnym obcym akcentem. Ku oburzeniu syna niektórzy przyjaciele twierdzili, że trudno go było w ogóle zrozumieć. Miał kłopoty z angielską głoską th, ktorą wymawiał jako d. Niektóre słowa wymawiał nieprawidłowo na przykład sword w jego ustach brzmiał jak "suword" z wyraźnym akcentem na w.
Gramatyka też nie była jego silną stroną. John określa te trudności eufemistycznie: "język nie zawsze odpowiadał wymogom angielskiej składni". [8]
Chyba dużo pracy miała Jessie adiustując jego dzieła.
Najciekawsze jest to, że JC potrafił ze swojej słabości uczynić siłę. Otóż twierdził, że poznał obydwa oblicza języka, jego szorstką i gładką stronę i jako cudzoziemiec mógł lepiej widzieć język, niż ci, którzy posługiwali się nim od dzieciństwa.
Znamienna jest jego impertynencka odpowiedź na list wychowawcy syna, w którym pedagog wyrażał wątpliwość, czy JC jest naprawdę językowym samoukiem: "Dziwię się, że pan, podobnie jak wielu anglików, popełnia błąd pisząc different to zamiast different from."[9]
Na pewno jest obecna, ale raczej w sferze duchowej.
Ani żona, ani synowie nie nauczyli się języka polskiego.
Conrad postanowił zabrać całą rodzinę na wycieczkę do dawnej ojczyzny, która miała trwać wiele miesięcy, ale plany pokrzyżował wybuch pierwszej wojny światowej i Conradowie w popłochu wrócili do Anglii.
Z relacji Johna wynika, że Conrad pałał płomienną nienawiścią do Rosji. Jej źródłem były życiowe doświadczenia (zsyłka, choroba i śmierć rodziców).
Na słowa reportera: Sir z pewnością jest pan Rosjaninem... dystyngowany Joseph zareagował atakiem wściekłości. Brutalnie wyrzucił przerażonego dziennikarza z domu.
Kiedy jeden z przyjaciół zaprosił na wspólny lunch z Conradem również Rosjanina, na widok gościa JC ostentacyjnie wyszedł, a potem długo unikał znajomego, który śmiał popełnić tak poważny nietakt.
Wobec powyższego zdumiewa mnie drugie imię pierworodnego syna Jessie i Josepha, Borys, którym w dodatku zwracano się do niego na co dzień.
Twórczość
Joseph nie zachęcał Johna, by został pisarzem. Twórczość była jego prywatną sprawą. Nie sugerował rodzinie czytania swoich książek, nie dyskutował o nich z synem.
Zwracał natomiast baczną uwagę na to, by chłopiec wymawiał wszystkie wyrazy poprawnie. "Tłumaczył, że do słów należy odnosić się z szacunkiem, jak do przyjaciół. W przeciwnym razie, gdy nadużyje się ich zaufania, mogą przeobrazić się we wrogów." [10]
Obcy (nie tylko w Nostromo)
Mimo wielu lat spędzonych w Anglii Joseph pozostał obcym. John wspomina: "Wśród miejscowej społeczności uchodziliśmy za cudzoziemców"[11]. Zanim Conrad stał się sławny, wśród jego znajomych dominowali ludzie prości oraz oficerowie marynarki. Brytyjska elita intelektualna przyjęła go w swe szeregi, gdy stał się popularny.
JC wyróżniał się oryginalnymi manierami. Kobietom kłaniał się w pas i chciał całować ich dłonie, co wywoływało dziwne reakcje od miłego uśmiechu po cofnięcie dłoni jak po użądleniu przez pszczołę. Jedna młoda osóbka nawet obróciła się na pięcie i uciekła.
Nie zawsze bywało zabawnie. Kiedy pisarz chciał ucałować dłoń żony pastora, oburzony duchowny odepchnął go, mówiąc: "W tym kraju nie robi się takich rzeczy!"[12] Efektowna riposta JC nie zmienia faktu, że został potraktowany jak parias.
Zwierzęta
Conrad nie znosił widoku uwięzionych zwierząt. Kiedy John gromadził w słojach schwytane ryby, żuki, żaby i traszki, ojciec początkowo pomagał przy opiece. Jednak około czwartego dnia prosił syna o wypuszczenie małych więźniów.
Nie aprobował sztuczek z lwami, tygrysami i niedźwiedziami w cyrku. Uważał, że ubliżają godności zwierząt.
JC nie przepadał za psami i kotami. Bez specjalnej tresury domowy pupil wiedział, że nie ma wstępu do jego pracowni i sypialni. Mimo to pozwalał rodzinie na liczne stadko czworonożnych ulubieńców, które w całości włóczyło się za małym Johnem, co pisarz obserwował z rozbawieniem.
Książki
Książki
Conrad chętnie czytał synowi. Wybór literatury jest zaskakujący i zdradza duże poczucie humoru JC, które zdumiewa w kontekście jego poważnych powieści. Do ulubionych wspólnych lektur zaliczały się nonsensowne rymowanki Edwarda Leara, Nonsense Songs and Stories. Lubił też twórczość Lewisa Carrolla, zwłaszcza wiersze, na przykład utwór "Mors i cieśla".
Pytany o to, czy kolekcjonuje edycje bibliofilskie oświadczał że "kupuje książki, aby je czytać, a nie przyglądać się ich grzbietom na półce, które z biegiem lat pokrywa coraz grubsza warstwa kurzu".[13]
W domu nie było miejsca na te pozycje, których nie aprobował i nazywał "bredniami"
Literaturę pochłaniał szybko, lecz sumiennie, był bystrym i uważnym czytelnikiem
Poza tym bywał... domowym złodziejem książek! Za każdym razem, gdy zauważył, że ktoś z domowników coś czyta, w chwili nieuwagi porywał książkę i zabierał do swojego gabinetu. Wszystkich dziwiło tajemnicze znikanie lektur i dopiero po pewnym czasie zorientowali się, jaka była przyczyna.W kilka dni później książka jak gdyby nigdy nic wracała na swoje miejsce. Jackilo z bratem zaczęli używać tak zwanych "książek-przynęt", aby przyciągnąć uwagę JC. od niechcenia kładziono jakąś nieatrakcyjną publikację w widocznym miejscu. Tom znikał, a po po godzinie wracał na miejsce, zaś brat lub John otrzymywali reprymendę za zostawianie książek byle gdzie.
Wspomnienia Johna Conrada pozostawiają uczucie niedosytu. Pretensje o to możemy mieć jednak tylko do losu. Szkoda, że synowi nie było dane dłużej przebywać z Josephem. Może to staruszki-Parki z "Jądra ciemności" za szybko przecięły nić?
Mimo że autor odżegnuje się od ambicji literackich, książka napisana jest zgrabnie i ze swadą. Irytują natomiast powtórzenia, chociażby historia o nauczycielu przekonującym Johna, że ojciec uczył się łaciny, informacja o tym, że pisarz przywiązywał wagę do stroju, również wzmianka, że twórczość traktował jako sprawę osobistą. Bardzo rozczarował mnie brak zdjęć. Poza fotografią na okładce w "Czasie zapamiętanym" nie ma żadnych ilustracji.Stanowiłyby ciekawe uzupełnienie ciepłych i pogodnych wspomnień Johna Conrada.
Mimo że autor odżegnuje się od ambicji literackich, książka napisana jest zgrabnie i ze swadą. Irytują natomiast powtórzenia, chociażby historia o nauczycielu przekonującym Johna, że ojciec uczył się łaciny, informacja o tym, że pisarz przywiązywał wagę do stroju, również wzmianka, że twórczość traktował jako sprawę osobistą. Bardzo rozczarował mnie brak zdjęć. Poza fotografią na okładce w "Czasie zapamiętanym" nie ma żadnych ilustracji.Stanowiłyby ciekawe uzupełnienie ciepłych i pogodnych wspomnień Johna Conrada.
[1] John Conrad, Czas zapamiętany: "Ojciec jest tutaj", tłum. Tomasz Lem, Wydawnictwo Literackie, 1997, s. 21.
[2] Tamże, s. 88.
[3] Tamże, s. 29.
[4] Tamże, s. 22.
[5] Tamże, s. 94.
[2] Tamże, s. 88.
[3] Tamże, s. 29.
[4] Tamże, s. 22.
[5] Tamże, s. 94.
[6] Tamże, s. 7.
[7] Tamże, s. 37.
[8] Tamże, s. 135.
[9] Tamże, s. 166.
[10] Tamże, s. 96.
[11] Tamże, s. 58.
[12] Tamże, s. 102.
[13] Tamże, s. 95.
Moja ocena: 4
JC
Podczytuję Conrada. Ma piękny napis na nagrobku:"Sen po trudach, port po burzliwych morzach, odpoczywanie po wojnie, śmierć po życiu - napawa zadowoleniem". Na nagrobku jest też pomyłka - brak litery "o" w imieniu Theodor. Chyba jedyna na świecie taka pomyłka na grobie słynnego pisarza. Dzięki za przypomnienie go, a książka zasługuje na zakup. :)
OdpowiedzUsuńInteresująca pozycja i coś czuję, że będę musiała poznać bliżej tę książkę:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Potraktuję tę książkę jako lekturę uzupełniającą;)
OdpowiedzUsuńA co do Rosji - Polacy do tej pory nerwowo reagują na pytanie: czy jest pan/pani Rosjaninem/Rosjanką;) W świetle historii to naturalnie nie dziwi;)
Fragmenty o relacjach z synem zaciekawiły mnie najbardziej. Być może wynika to z tego, że ostatnio zagłębiałam się w to, co łączyło Witkiewiczów i jakie metody wychowawcze stosował Witkiewicz ojciec...
OdpowiedzUsuńCo do samego Conrada, to czytałam - aż wstyd przyznać - jedynie 'Jądro ciemności'. Za to kilka razy, nie tylko wtedy, kiedy było to obowiązkowe.
no moje gratulacje! opisalas sie jak norka - wielki dzieki za ten wyczerpujacy i ciekawy wyciag z conradów
OdpowiedzUsuńwydaje mi sie, ze czesc opisów JC (oczami brytyjskiego synka) to typowy opis polaka zagranica. w SE tez postrzegani jestemy jako wyjatkowo eleganccy i dbajacy o swoj wyglad - chodze czesto z kolezankami na zakupy jako personal shopper. podobnie z nadskakiwaniem paniom - pocieszam sie zawsze, ze rosjanie ze swoim "niedzwiedziem" i pocalunkami na powitanie postrzegani sa jeszcze gorzej. wladczosc miala chyba zastosowanie na mostku kapitanskim?
rozczarowal mnie natomiast stosunek do kotów i psów - moze to byl nawyk (podróze emigranta)nieprzywiazywania sie do istot zywych?
~ ksiazkowiec
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję na kolejne olśnienie jego powieścią. Planuję też lekturę biografii, przypuszczalnie kilku.
Ukąszenie jest głębokie. :)
Niemiła historia z napisem na grobie, jest dokładnie tak, jak napisałaś. :(
http://www.findagrave.com/cgi-bin/fg.cgi?page=pv&GRid=20386&PIpi=644330
Z zakupem tej książki może być problem, jest z 1997 roku, ale sądzę, że w bibliotekach bywa. Ja swoją wypożyczyłam.
~ kasandra_85
Całkiem sympatyczna lektura, a przy tym możną zaprzyjaźnić się z Conradem. :)
~ czytanki.anki
Bezpretensjonalny styl, sporo anegdot, Conrad w pieleszach. Czyta się przyjemnie.
Myślę, że kiedy poznam bliżej biografię JC, lepiej zrozumiem jego antyrosyjskie nastroje.
~ Futbolowa
Część o wychowaniu i relacjach syna z ojcem jest obszerna i ciekawa. Cały czas przypominała mi się biografia A. A. Milnego i jego lodowate stosunki z Krzysiem. Conrad wydaje mi się ojcem nowoczesnym. Pozwalał Jackilo na wiele, ku niezadowoleniu opiekuńczej matki, ale dyskretnie nadzorował jego zabawy.
Twoje powroty do "Jądra ciemności" nie dziwią. Sądzę, że za każdym razem w tej książce zauważa się coś nowego.
~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńDzięki! :) Pisałam z przyjemnością, miło było wrócić do zabawnych scen.
John bardzo podkreśla tę ubraniową obsesję ojca. Sądzę, że musiał się wyróżniać swoim szykiem i sztywnymi zasadami w tej dziedzinie.
Pocałunki w rękę wywoływały prawdziwą sensację. Syn wspomina, że zawsze z napięciem obserwował sceny powitań, spodziewając się histerycznych reakcji kobiet. Musiało być naprawdę wesoło. :) Rosjanin obłapiający niewiasty zostałby spacyfikowany przez zazdrosnych mężów natychmiast. :)
Na pewno stanowczość i przyzwyczajenie do bezwzględnego posłuszeństwa wywodziły się z czasów marynarskich, które Conrad wspominał ciągle z nostalgią. Żona zwierzała się Jackowi, że obawia się, czy przypadkiem ten zew morza nie zwycięży rozsądku.
Kotów i psów nie lubił blisko siebie i w swoim pokoju, w ogrodzie obserwował je z uśmiechem.
Czuję się mocno zmotywowana do zgłębiania biografii JC!
Lirael, jeśli zacznę czytać Conrada to przez Ciebie ;-). Fascynujący tekst, mam ochotę sięgnąć po książkę po Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuń~ Eireann
OdpowiedzUsuńOdważnie biorę na siebie odpowiedzialność za przekazanie Ci literackiego wirusa JC. :)
Wydaje mi się, że Conrad jest niesłusznie zapomniany i kojarzony głównie z przymusowymi lekturami ze szkoły, a szkoda.
Jeśli lubisz ciepłe, wspomnieniowe książki z licznymi anegdotami, "Czas zapamiętany" powinien Ci przypaść do gustu.
jeszcze jeden komantarz, o ile mozna - ale JC to taki fascynujacy temat
OdpowiedzUsuńuwaga o lepszym opanowaniu jezyka niz tubylcy moze zakrawac na bufomade, ale cos w tym j. jak uczysz sie drugiego, trzeciego itd. jezyka to masz z czym porównywac stosowanie pewnych slów, wyrazen czy "przeprogramowac" jak sie wyrazna np.uczucia, zachwyt, strach (slynne szwedzkie eufemizmy). rozgryzania zasad skladni czy slowotwórstwa daje wiele satysfakcji - oraz podstawy do wlasnych eksperymentów slownych. skoro JC lubil leara & co, to eksperymentowac z jezykiem musial lubic
sama zaskakuje aborygenów zartami slowotwórczymi i szwedzi nie moga sie nadziwic, ze obcokrajowiec cos takiego wymysla. a ja mysle, ze mnie j latwiej (no i mam poczucie humoru)
~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńO JC mam chęć rozmawiać o kazdej porze dnia i nocy!:)
Bufonadę widzę w ostentacyjnym poprawieniu błędu nauczyciela Johna. Przyznaj, że trzeba było mieć tupet.:D
Uważam, że ma rację pisząc o pewnej przewadze osoby, która patrzy na język niejako od zewnątrz. Native speakerzy działają automatycznie, natomiast osoba, która języka się uczy ma świeżość spojrzenia i wrażliwość , o jakiej oni mogą sobie tylko pomarzyć. Podobny dar występuje u małych dzieci, które w fazie eksperymentowania z językiem mówią rzeczy tak świetne i odkrywcze, że wielu rodziców to zapisuje. potem, niestety, ta zdolność zanika.
Ty jesteś przypadkiem wyjątkowym. nie znam osoby, która władałby swobodnie tyloma językami co Ty. Bardzo Cię podziwiam i zazdroszczę. Przy Twoim poczuciu humoru nie dziwię się, że zadziwiasz Szwedów swoimi żartami.