Uwierzyliśmy megafonom.
Uprzejmie wszak ostrzegły nas
Po co stać w deszczu na peronie,
Skoro przed nami jeszcze czas?
Uprzejmie wszak ostrzegły nas
Po co stać w deszczu na peronie,
Skoro przed nami jeszcze czas?
Jacek Kaczmarski, Poczekalnia
Truskawki na wulkanie
Wbrew skojarzeniom nasuwanym przez tytuł książka Aharona Appelfelda nie opowiada o bitwie. Badenheim to miasteczko, położone około 200 kilometrów od Wiednia. Uroczy kurort, przyciągający turystów. Mieszka w nim wielu Żydów, wielu przyjeżdża na wczasy.
Jest rok 1939. Burzliwe wydarzenia historyczne wydają się omijać Badenheim szerokim łukiem. Przyjezdni, w tym liczni stali bywalcy, beztrosko wypoczywają, a kuracjusze poddają się zabiegom leczniczym. Doktor Shutz uwodzi nastolatkę. Sally i Gerti, prostytutki wkraczające w smugę cienia, przechadzają się po deptaku. Leon Semicki z nostalgią i zachwytem wspomina Polskę.: "Tam się pije prawdziwy alkohol, a nie te piwne pomyje."[1] Doktor Pappenheim organizuje kolejny festiwal muzyczny. Trude pogrąża się w depresji. Kelnerzy podają truskawki ze śmietaną. Relaksowi sprzyja rozleniwiająca pogoda. "Wiosenne światło było łagodne, kojące, jak co roku. Po południu ludzie spotykali się w kawiarni i zajadali różowe lody."[2] Nie widzą, a może nie chcą zobaczyć, miecza Damoklesa, który wisi na coraz cieńszym włosku.
Aharon Appelfeld przedstawia ciekawą galerię wczasowiczów. Na sielankowym obrazie stopniowo dostrzegamy niepokojące rysy. "Tutaj znajdziesz gimnazjalistkę, która rzuciła naukę, uśmiechniętego mężczyznę o wychudłej twarzy, któremu książki wydrążyły mózg, postawne kobiety, kryjące jakieś tajemnice pod wysokimi, gładkimi czołami."[3]
Bohaterowie nie wywołują sympatii. Snują się po miasteczku, a ich bierność, marazm i dekadencki nastrój w obliczu hekatomby, która nastąpi lada moment, wywołują w czytelniku irytację. Tak jak podróżni z piosenki Jacka Kaczmarskiego "Poczekalnia" drzemią, marzą i flirtują, w wolnych chwilach łapczywie jedzą słodycze i słuchają muzyki. Tak naprawdę nic ich jednak nie łączy. Nawet w obliczu tragedii.
Podstawową zaletą powieści jest jej nastrój, pełen melancholii ze szczyptą ironii. Autor stawia czytelników w trudnej roli. My wiemy, do jakiego finału zmierza ta opowieść i w żaden sposób nie możemy ostrzec bohaterów. Tak jakbyśmy przez lustro weneckie patrzyli na bliskie osoby, które za chwilę spotka coś bardzo złego. My możemy tylko bezsilnie patrzeć.
Autor sugestywnie przedstawia narastającą atmosferę zagrożenia. Najpierw pojawiają się sporadyczne kontrole wydziału sanitarnego, obejmujące tylko lokale należące do Żydów. Z czasem zdarzają się coraz częściej. Ludzie stają się podejrzliwi i nieufni. Potem pojawia się konieczność rejestracji obywateli pochodzenia żydowskiego. Następny krok to intensywne zachęcanie ich do wyjazdu do Polski, którą plakaty i foldery przedstawiają jaką rajską krainę. Później jest już ostatni etap. To koszmarna niespodzianka, jaka czeka na nich na dworcu.
Jest rok 1939. Burzliwe wydarzenia historyczne wydają się omijać Badenheim szerokim łukiem. Przyjezdni, w tym liczni stali bywalcy, beztrosko wypoczywają, a kuracjusze poddają się zabiegom leczniczym. Doktor Shutz uwodzi nastolatkę. Sally i Gerti, prostytutki wkraczające w smugę cienia, przechadzają się po deptaku. Leon Semicki z nostalgią i zachwytem wspomina Polskę.: "Tam się pije prawdziwy alkohol, a nie te piwne pomyje."[1] Doktor Pappenheim organizuje kolejny festiwal muzyczny. Trude pogrąża się w depresji. Kelnerzy podają truskawki ze śmietaną. Relaksowi sprzyja rozleniwiająca pogoda. "Wiosenne światło było łagodne, kojące, jak co roku. Po południu ludzie spotykali się w kawiarni i zajadali różowe lody."[2] Nie widzą, a może nie chcą zobaczyć, miecza Damoklesa, który wisi na coraz cieńszym włosku.
Aharon Appelfeld przedstawia ciekawą galerię wczasowiczów. Na sielankowym obrazie stopniowo dostrzegamy niepokojące rysy. "Tutaj znajdziesz gimnazjalistkę, która rzuciła naukę, uśmiechniętego mężczyznę o wychudłej twarzy, któremu książki wydrążyły mózg, postawne kobiety, kryjące jakieś tajemnice pod wysokimi, gładkimi czołami."[3]
Bohaterowie nie wywołują sympatii. Snują się po miasteczku, a ich bierność, marazm i dekadencki nastrój w obliczu hekatomby, która nastąpi lada moment, wywołują w czytelniku irytację. Tak jak podróżni z piosenki Jacka Kaczmarskiego "Poczekalnia" drzemią, marzą i flirtują, w wolnych chwilach łapczywie jedzą słodycze i słuchają muzyki. Tak naprawdę nic ich jednak nie łączy. Nawet w obliczu tragedii.
Podstawową zaletą powieści jest jej nastrój, pełen melancholii ze szczyptą ironii. Autor stawia czytelników w trudnej roli. My wiemy, do jakiego finału zmierza ta opowieść i w żaden sposób nie możemy ostrzec bohaterów. Tak jakbyśmy przez lustro weneckie patrzyli na bliskie osoby, które za chwilę spotka coś bardzo złego. My możemy tylko bezsilnie patrzeć.
Autor sugestywnie przedstawia narastającą atmosferę zagrożenia. Najpierw pojawiają się sporadyczne kontrole wydziału sanitarnego, obejmujące tylko lokale należące do Żydów. Z czasem zdarzają się coraz częściej. Ludzie stają się podejrzliwi i nieufni. Potem pojawia się konieczność rejestracji obywateli pochodzenia żydowskiego. Następny krok to intensywne zachęcanie ich do wyjazdu do Polski, którą plakaty i foldery przedstawiają jaką rajską krainę. Później jest już ostatni etap. To koszmarna niespodzianka, jaka czeka na nich na dworcu.
Moim zdaniem powieść Aharona Appelfelda można odczytać jako parabolę, nie patrząc na nią tylko przez pryzmat Holokaustu. Sportretowani w "Badenheim 1939" ludzie, którzy oddają się beztroskim rozrywkom, nie mają odwagi, by spojrzeć prawdzie w oczy, by zmierzyć się z trudną rzeczywistością. Mamieni opowieściami o wspaniałym kresie podróży, kończą w bydlęcych wagonach.
I gorzko się zapatrzyliśmy
W zabrane nam dalekie strony
I w duszach swych przeklinaliśmy
Tę łatwą wiarę w megafony.
W zabrane nam dalekie strony
I w duszach swych przeklinaliśmy
Tę łatwą wiarę w megafony.
Jacek Kaczmarski, Poczekalnia
______
______
[1] Aharon Appelfeld, "Badenheim 1939", tłum. Henryk Szafir, WAB, 2004, s. 52.
[2] Tamże, s. 6.
[2] Tamże, s. 6.
[3] Tamże, s. 18.
Moja ocena: 4+
Jacek Kaczmarski, "Poczekalnia"
Muszę przyznać, że masz dar przekonywania swoimi recenzjami. Bardzo chętnie sięgnę po książkę:). Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńSkończyłam "Drogę żelazną" tegoż autora i niedługo o tej książce napiszę. Czytałaś?
OdpowiedzUsuńNiestety, książka nie dla mnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńaz zglodnialam od tego opisu truskawek! to nieladnie tak sugestywnie zachecac do lakomstwa w srodku nocy ,-)
OdpowiedzUsuńci ludzie wsiedli w zlote popoludnie posród zlocacego sie listowia i przyjechali do polski zlotych zniw... to sa j wlasnie duga strona medalu tych nowych strzech kolo treblinki - kazda zlota plomba miala swojego czlowieka. dobrze, ze ktos podejmuje sie trudu, zeby ten zaginiony swiat, troche w stylu musila, opisac
O książce nie słyszałam, tym bardziej chcę przeczytać. Wzmogłaś mój pociąg do literatury z tego kręgu tematycznego. ;-) Wzruszyłaś mnie cytatami z Kaczmarskiego... Pięknie napisałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dreszczyk emocji jak rażenie prądem. Czy aby na pewno jestem w drodze lub na peronie? Smutne to przebudzenie w poczekalni.
OdpowiedzUsuńTruskawki powinno się podawać mimo wszystko (ze śmietaną jak u wuja w Milanówku), a orkiestra ma grać do końca.
Jednak to uśpienie beztroskie i nierozważne ...
Czytałam niedawno reportaże o Rwandzie. Opowiadają o sytuacji "po", odwrotnie niż u Appelfelda. Pytanie to samo: czy można było zapobiec, na czas się schronić, powstrzymać gangrenę. Tochman i Hethfeld mówią, że zanim nastąpi tragedia jest mnóstwo znaków, które ją wprowadzają. Mentalność nawyka do nowego dekalogu... a potem zapłon niszczy wszystko.
Pozdrawiam!
(również Leblin!)
ren
Lublin się chyba nie obraził? (literówka)
OdpowiedzUsuń~ kasandra_85
OdpowiedzUsuńJa również pozdrawiam i mam nadzieję, że książka Cię nie rozczaruje.
~ nutta
Ogromnie jestem ciekawa Twoich wrażeń po "Drodze żelaznej"! Z tego, co o niej przeczytałam wynika, że jest jeszcze lepsza niż "Badenheim 1939". Postaram się zdobyć na pewno. Appelfeld wydał mi się pisarzem ciekawym i nieszablonowym. Podobno zgłaszano do niego pretensje za to, że Żydów przedstawił tak krytycznie, chwilami wręcz satyrycznie.
~ Alannada
Powieść jest niezła, ale raczej nie poniesiesz jakiejś wielkiej straty, rezygnując z niej. Nie ma sensu się zmuszać.
~ blog sygrydy dumnej
Wybacz te truskawkowe inspiracje, ale nie mogłam się powstrzymać. :) To są jedne z moich ulubionych owoców.
Oni tam się jeszcze obiagali czeresniami!
Te marzenia o Polsce są dość niesamowite, chyba po raz pierwszy nasz kraj przedstawiono jako Eden, do którego się tęskni i o którym się marzy.
Appelfeld ocala ten świat od zapomnienia, w dodatku robi to stylowo i w przejmujący sposób.
~ Jolanta
Bardzo Ci dziękuję. Piosenka Kaczmarskiego zalicza się do moich ulubionych. A tematyka na pewno będzie wracać, bo pasjonuje mnie coraz bardziej.
~ tamaryszek
Porażenie jest na następnej stronie. Opowieść toczy się leniwie, opromieniona letnim słońcem, i nic nie zwiastuje tego co się stanie.
Ta senność i posłuszna bierność tak bardzo budziły mój sprzeciw!
Bardzo ciekawe nawiązanie do Rwandy. Ja powoli dojrzewam do przeczytania tych reportaży, ale jeszcze odwagi brakuje.
Czy można było zapobiec? Kuracjusze w Badenheim stanowczo za bardzo skupieni są na sobie, swoim życiu wewnętrznym, żeby jakiś makrokosmos jeszcze dostrzegać. :(
Lublin absolutnie się nie obraził! A wersja pierwotna z "e" brzmi z lekka hebrajsko. :)