„I to, i tamto, i
owo”
Kiedy podczas premiery Ożenku
w 1842 roku car Mikołaj I po kilku scenach ostentacyjnie wyszedł z
teatru, a pozostali widzowie również demonstracyjnie dawali upust
swojemu oburzeniu, chyba nikt nie miał pojęcia, że właśnie spostponowano
jedną z najlepszych komedii w historii światowej literatury.
Publiczność była zbulwersowana nie tylko jadowitą satyrą, ale również
nietypową formą sztuki Gogola. Podobno inscenizacja i gra aktorów też
pozostawiały sporo do życzenia.
Gdyby nie Marlow, ja też nie doceniłabym w pełni Ożenku. Bardzo dziękuję za skuteczną zachętę, popartą dobrym przykładem. A wszystko zaczęło się od
naszej komentarzowej rozmowy na temat dramatów i tego, że ich recenzje tak rzadko
pojawiają się na blogach książkowych. Chlubne wyjątki to na przykład interesujące uwagi Zacofanego w lekturze o nowym przekładzie Makbeta, pamiętny tekst Momarty oraz ożywiona klubowa dyskusja u Ani.
Być może w czytaniu utworów, które z definicji przeznaczone są na scenę, czai się coś sztucznego, ale według mnie warto je mieć na uwadze. Poza kilkoma dramatami omawianymi w szkole reszta zwykle leży odłogiem, a szkoda. Z różnych powodów wyprawa do dobrego teatru bywa w sferze trudnych do zrealizowania marzeń. Poza tym ostatnio wśród niektórych reżyserów i filmowców panuje przekonanie, że dramaty trzeba bezwzględnie uwspółcześniać i uatrakcyjniać, dostarczając publiczności estetycznych wstrząsów. Czasem dodatkowe atrakcje wprawiają w osłupienie i skutecznie odwracają uwagę od samego tekstu. Dorzućmy jeszcze do tego rozmaite efekty specjalne, które zapewniają specyficzni widzowie. Niedawno pisała o tym Kasia, a przykłady w jej notce i w komentarzach naprawdę robią wrażenie.
Być może w czytaniu utworów, które z definicji przeznaczone są na scenę, czai się coś sztucznego, ale według mnie warto je mieć na uwadze. Poza kilkoma dramatami omawianymi w szkole reszta zwykle leży odłogiem, a szkoda. Z różnych powodów wyprawa do dobrego teatru bywa w sferze trudnych do zrealizowania marzeń. Poza tym ostatnio wśród niektórych reżyserów i filmowców panuje przekonanie, że dramaty trzeba bezwzględnie uwspółcześniać i uatrakcyjniać, dostarczając publiczności estetycznych wstrząsów. Czasem dodatkowe atrakcje wprawiają w osłupienie i skutecznie odwracają uwagę od samego tekstu. Dorzućmy jeszcze do tego rozmaite efekty specjalne, które zapewniają specyficzni widzowie. Niedawno pisała o tym Kasia, a przykłady w jej notce i w komentarzach naprawdę robią wrażenie.
Ożenek, spektakl TeatruTelewizji, reż. Ewa Bonacka. |
Pisząc o Rewizorze, Marlow podkreślał
jego uniwersalność. Na temat Ożenku można powtórzyć jota w jotę to
samo. Wprawdzie swatki to już
zamierzchła przeszłość, ale ich funkcję prężnie pełnią portale randkowe i
biura matrymonialne. Tak współcześnie brzmi propozycja Żewakina: „Może przysłać jakieś dokumenty?
Maturę... kartę kwalifikacyjną. Może umiłowana będzie chciała przejrzeć! Zaraz
polecę i przyniosę...
”[1]
Temat
takiego małżeństwa, w którym o miłości czy przyjaźni w ogóle się nie
mówi w przeciwieństwie do pieniędzy i stanowiska, również okazuje się
nadspodziewanie aktualny. W Ożenku prawie wszystko zostaje sprowadzone do transakcji handlowej. Fiekła Iwanowna mówi: „Na to jest towar, żeby
go oglądać”. Tak więc chociaż podtytuł komedii Gogola brzmi „Zdarzenie całkiem niewiarygodne”, wyczuwam w
nim spory sarkazm. A zdarzenie jest całkiem wiarygodne, nawet po 171 latach.
Ożenek, mal.
D. Dubinski, ilustracja z wydania
rosyjskiego
z 1953 roku.
|
Prawie
wszyscy bohaterowie komedii planują ślub. Motywacje i oczekiwania wobec
poszukiwanych partnerów bywają różne, ale łączy je materializm, egoizm i
powierzchowność. Oto mały przegląd wymagań.
Żewakin:
„ma życzenie, aby panna swoje ciało na sobie miała, a chuderlawych zupełnie nie lubi”.
Iwan Pawłowicz Jajecznica:
„Ty mi [...] głupstwami głowy nie zawracaj, że panna taka czy owaka. Ty mi od razu na stół całą prawdę: ile ruchomego majątku, ile nieruchomego?”
Nikanor Iwanowicz Anuczkin:
„Ja [...] wymagam, żeby panna przystojna była, wychowana i żeby po francusku mówić umiała.”
Według Podkolesina małżeństwo to również lek na depresję:
„w końcu rzeczywiście trzeba się ożenić. Bo i co? Dzień za dniem przechodzi, aż się wreszcie wszystko przykrzy, wstręt człowieka bierze.”
Natomiast doświadczony w tej dziedzinie Koczkariew zwiastuje rewolucyjne zmiany, które obejmą też wyposażenie wnętrz:
„Ale kiedy będziesz miał żonę, wszystko się zmieni! Zaraz się zjawi kanapa... piesek... jakiś czyżyk w klateczce, ręczna robótka...”
Bez względu na gusta i guściki nie da się ukryć, że małżeństwo to prawdziwe wyzwanie:
„Ciężka, psiakrew, sprawa — ożenek. I to, i tamto, i owo. Żeby i to było w porządku, i tamto... Nie takie to, u diabła, łatwe, jak powiadają.”
Bez wątpienia Ożenek
jest sztuką bardzo zabawną. Na pewno jest w tym spora zasługa tłumacza,
a był to sam Julian Tuwim. Rubaszny humor iskrzy się od pierwszej sceny
do samego końca. Bardzo rozśmieszyły mnie na przykład fragmenty o
Sycylii. Gogol po raz kolejny błysnął talentem ironicznego
karykaturzysty. Jest jednak maleńkie ale. Świetnie wychwycił je ilustrator książkowego wydania komedii, Georges Pogedaieff.
Ilustracja do Ożenku, rys. Georges Pogedaieff. [Źródło] |
Bohaterowie
Gogola to postacie śmieszne, groteskowe, ale też nieprzewidywalne i tak
naprawdę trochę przerażające. Wystarczy posłuchać tego, co i jak mówią.
W towarzystwie, na którym chcą wywrzeć dobre wrażenie absztyfikanci
Agafii są uprzedzająco grzeczni, natomiast kiedy gra pozorów się kończy,
potrafią sypać obelgami jak z rękawa. Ich adresatką jest najczęściej
Fiekła Iwanowna. Sama oblubienica mimo początkowych oporów też w pewnym
momencie zawoła: „Wont, durnie!”
Poza
tym osaczony przez Koczkariewa i swatkę, a przede wszystkim przez
społeczne normy i nakazy Podkolesin to postać do bólu komiczna i
żałosna, ale w swoim irracjonalnym zagubieniu przypomina też trochę
bohaterów Kafki i Gombrowicza. Wydaje mi się, że zaskakujący finał
sztuki to nie tylko zabawna, trochę absurdalna niespodzianka - kaprys
starego kawalera, ale też rozpaczliwa próba ucieczki. Zniknięcie
Podkolesina jest wręcz surrealistyczne. Natychmiast skojarzyło mi się z
tym obrazem Magritte'a:
Nabokov, znawca i miłośnik twórczości autora Ożenku, ostrzega, że w miarę jej poznawania „oczy czytelnika mogą zostać zgogolizowane i może zacząć dostrzegać
drobiny jego świata w najbardziej nieoczekiwanych miejscach”. Nie chcę Was martwić, ale zaczynam u siebie dostrzegać pierwsze objawy gogolizacji. Uprzedzam, to jest zaraźliwe.
_____
[1] Mikołaj Gogol, Ożenek. Rewizor, tłum. Julian Tuwim, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2006. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania.
Moja ocena: 5,5
Mikołaj
Gogol.
|
To zgłasza się pierwsza zarażona ;) Twoja recenzja jest tak świetna i tak zachęcająca, że MUSZĘ dorwać się do "Ożenku" jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam co nieco Gogola (no dobrze... głównie z przymusu...), ale ta komedia nigdy nie wpadła w me ręce. Co, jak widać, jest karygodnym zaniedbaniem! :)
To z góry przepraszam Cię za infekcję, bo obawiam się,że na samym "Ożenku" się nie skończy. :) Cieszę się, że Cię zachęciłam do książek Gogola i mam nadzieję, że będziesz zadowolona przynajmniej w części tak bardzo jak ja.
UsuńMam wrażenie, że w naszych czasach to nie drobiny, ale wręcz całe wielkie kawały Gogolowskiego świata można dostrzegać. Miałby używanie Nikołaj Wasiljewicz:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak! A już zwłaszcza te różne obyczajowe smaczki i śmiesznostki, które jak się okazuje, wcale nie odeszły do lamusa. :)
UsuńDzisiaj pewnie zamążpójście nie jest już celem życiowym pań, przynajmniej nie wszystkich ale "Ożenek" chyba jednak można uznać za "wodę na młyn" feministek :-) - okazuje się przecież, że nikt i nic nie jest w ostateczności przekonać Podkolesina do oświadczenie się Agafii, czyż to nie zwycięstwo męskiego pierwiastka wolności i niezależności nad kobiecym oddaniem i uległością?! :-) Aż się prosi o jakąś interpretację spod znaku gender - to dopiero byłby ubaw - chyba nie gorszy niż przy "Ożenku" :-)
OdpowiedzUsuńNa pewno w Rosji też pojawiają się jakieś dzieła literaturoznawcze na temat książek Gogola spod znaku gender, ale moje prawie zerowe umiejętności językowe uniemożliwiają mi dostęp, czego jakoś szczególnie nie żałuję. :)
UsuńBiorąc pod uwagę upiorny charakterek Podkolesina, nie wiem, czy ta ucieczka nie była dla niej wybawieniem, mimo oczywistych w tej sytuacji przykrości. :) Zresztą sama Agafia też nie robi na mnie zbyt miłego wrażenia.
Zdumiał mnie w tym wszystkim Koczkariew, teoretycznie przyjaciel Podkolesina, w każdym razie tak go przedstawia Gogol. Najpierw wyraża się krytycznie o stanie małżeńskim, wrzeszcząc na Fiekłę "Ach, ty taka owaka! Powiedz, po jakiego diabła mnie ożeniłaś?", a potem z wielkim zapałem usiłuje Iwana Kuźmicza zaciągnąć pod ołtarz. :) Czyżby chodziło mu o biesiadę weselną?
Koczkariew zasmakowawszy słodyczy małżeństwa działa w myśl zasady - "ożeń się, po co masz mieć lepiej ode mnie!". Upiorny charakterek Podkolesina?! - ależ on tylko był niezdolny do podjęcia stanowczej decyzji, co zważywszy na to że był urzędnikiem nie jest znowu takie niezwykłe :-) może gdyby swatał go jego przełożony rzecz cała zakończyła się pomyślnie, o ile w ogóle w takich kategoriach można ujmować jego potencjalne małżeństwo z Agafią :-)
UsuńBardzo możliwe, że motywacja Koczkariewa była właśnie taka! Te jego narzekania na małżeństwo są króciutkie, ale jednak są. A biesiada suto zakrapiana reńskim byłaby dodatkowym bonusikiem. :)
UsuńZ upiornością charakterku Podkolesina rzeczywiście przesadziłam. :) Jednak wydawał mi się odstręczający, kiedy skwapliwie wypytywał Stiepana o buty i frak, czy zrobiły właściwe wrażenie na okolicy! W ogóle podpadł mi tym przechwalaniem się rangą i urzędem.
Myślę, że jednak kieruje nim też podświadome pragnienie, żeby ktoś jednak mówił do niego "morduchno... robaczku... dziubdziusiu..." :)
Swoją drogą to ciekawe, że radca dworu, który "urzęduje w charakterze ekspedytora, sam wszystko załatwia, znakomicie udoskonalił swój wydział" prywatnie był tak zagubioną osobą. Jego rozmowa z Agafią to mistrzostwo świata! :)
Masz rację, że gdyby to wszystko odbywało się drogą służbową, nie byłoby najmniejszych kłopotów. :)
Bardzo zaciekawi mnie ten adres, pod który udał się dorożką po wykonaniu skoku: "Na Kanawkę, koło Sjemionowskiego Mostu!". Przez chwilę myślałam nawet, że planuje się z tego mostu rzucić ze zgryzoty, ale to chyba nadinterpretacja. :)
No nieeee ... ! :-) To dopiero seksizm :-) ciekawe, czy gdyby Agafia pytała, czy jej nowa suknia zrobiła wrażenia na okolicy też potraktowałabyś ją jako odstręczającą?! :-) To tylko przejaw próżności i pretensji do elegancji - owszem to puste ale przecież to takie ludzkie! :-)
UsuńAleż skąd, zresztą Agafia to miała wystarczająco dużo kłopotów z wyborem absztyfikanta, już na rozważanie siły rażenia sukni nie wystarczyło czasu. :) Zresztą panowie i tak ją zastali w stroju niedbałym, musiała szybko coś przyoblec. :)
UsuńU Podkolesina ta próżność przybierała wręcz chorobliwe rozmiary: "nie pytał się sklepikarz, po co panu taki szuwaks?" :)
Faktycznie, był naturą narcystyczną może też i dlatego nie mógł się zdobyć na to by oświadczyć się Agafii skoro był zakochany w sobie :-)
UsuńW ogóle to taki kłębuszek przeciwieństw. Najpierw całuje Agafię w śliczną rączkę i popada w stan rozanielenia, a za chwilę wykonuje skok z okna. Ten monolog przed ucieczką świadczy o tym, że on czuł się kompletnie osaczony.
UsuńZresztą Agafia też pełna sprzeczności, jakoś tak dziwnie szybko się w nim na zabój zakochała. :)
Tak to już jest z facetami przed ślubem, ten akurat miał odwagę powiedzieć - nie :-). Co się dziwić Agafii, jeszcze niedawno 27-mioletnia panna to była "stara panna" a cóż dopiero mówić o czasach Gogola. A wiadomo, jak "stary kawaler" to on nie chciał, jak "stara panna" to jej nie chcieli ...
UsuńMuszę Ci powiedzieć, że zaskoczył mnie wiek Agafii. Nie wiedzieć czemu, miałam zakodowane, że była osobą znacznie starszą. W tamtych czasach rzeczywiście los samotnej pani był nie do pozazdroszczenia, również pod względem finansowym, i stąd ta determinacja. Chociaż Agafia miała posag, więc w sumie nie powinna się aż tak martwić. :) Scena, w której bodajże zafrasowany Jajecznica chodzi ze spisem inwentarza i odhacza sobie różne pozycje to po prostu cudo! :D No i te genialne wspomnienia Żewakina z Sycylii! :D A propos, nareszcie mam "Lamparta". :)
UsuńDo "Lamparta" zabierałem się chyba jeszcze od czasów studiów i przeczytałem wreszcie w zeszłym roku. Świetna książka i żałowałem, że tak późno do niej siadłem ale lepiej późno niż później :-)
UsuńNo właśnie pamiętam Twój tekst o "Lamparcie". W książce Szczucińskiego też było o nim sporo. Mam takie samo wydanie jak Ty, choć rozważałam też zakup nowego przekładu, tzn. "Geparda", ale okazał się drogi i trudny do złowienia. :)
UsuńNo proszę i znowu dowiedziałem się czegoś nowego :-). "Koliber" to była przyjemna seria ale odkąd przeczytałem opinie na temat wydanego w niej tłumaczenia "Wielkiego Gatsby" trochę nabrałem wobec niej nieufności :-)
UsuńWłaśnie odkryłam, że mam do wyboru w sumie chyba dwa wydania "Lamparta", takie szare i płócienne, no i to Kolibrowe. Muszę zacząć spisywać książki, do czego mnie kiedyś namawiał Zacofany w lekturze, bo powoli tracę kontrolę nad zawartością hałdy. :)
UsuńMnie się Koliber kojarzy bardzo dobrze, sporo ciekawych odkryć, ale niestety, w tej chwili książki są w kiepskim stanie, niektóre rozsypują się, zwłaszcza te grubsze.
Szare płócienne, to chyba seria "Powieści XX wieku" wydawane przez PIW - też im się dostało od BZwL za tłumaczenie "Dróg wolności" Sartre'a - grzebiąc przy okazji moją naiwną wiarę w rzetelność tłumaczeń :-)
UsuńTak, to "Powieści XX wieku", a przekład Zofii Ernstowej. Ta seria zawsze wydawała mi się nobliwa i godna zaufania, a tu proszę. :)
UsuńMarlow: nie narzekaj, Wielki Gatsby w tłumaczeniu Demkowskiej nie jest fatalny, zresztą innego przekładu nie było aż do teraz. A co do Sartre;a, to był znakomicie przełożony, tyle że cenzura miała na ten temat inne zdanie:P
UsuńLirael: to kiedy wreszcie siądziesz do tego spisu? :D
Powiem enigmatycznie, że w tej chwili warunki nie sprzyjają wyciąganiu zamaskowanych stosów z kątów. :) Przydałby mi się jakiś laserowy czytnik. :)
Usuń"Warunkom" powiedz, że spisujesz dublety, żeby oddać je do najbliższej biblioteki publicznej :)
UsuńNie narzekam - "Wielkiego Gatsby" znałem z "Kolibra" i podobał mi się :-) Może to nowe tłumaczenie jest i lepsze ale jakoś po "Jądrze ciemności" M. Haydel, które miało być takie znakomite podchodzę do autoreklamiarskich zapewnień redakcji "50 na 50" z lekką rezerwą :-).
UsuńObawiam się, że taka monstrualna liczba dubletów jest mało prawdopodobna, ewentualnie padnie podejrzenie o rozdwojenie jaźni. :)
Usuń~ Marlow
UsuńOd jakiegoś czasu nie widziałam nowości w tej serii. Może z niej w ogóle zrezygnowali?
Marlow: reklama dźwignią handlu, również książkami, a akurat Dehnel budzi moje większe zaufanie niż pani Haydel, pastwiliśmy się kiedyś zbiorowo na Płaszczu nad jej tłumaczeniem dzienników Virginii Woolf.
UsuńLirael: pamiętaj o swojej nowej zasadzie życiowej i skup się w wyjaśnieniach na słowie "monstrualna":P
W serii 50/50 wyszło wg Bnetki zaledwie 15 tytułów, a w zapowiedziach od dawna nic nie widziałem. Ale trudno uwierzyć, żeby zrezygnowali z wystawienia sobie rocznicowego pomnika.
No nie wiem, chociaż też byłbym zdziwiony - ale większość (jeśli nie wszystkie) książek jakie wydali w serii była już publikowana a nowe (czasami) tłumaczenia przegrywają z zaporową ceną, zwłaszcza że starsze wydania można kupić za parę groszy. Jak dla mnie, szkoda byłoby jednak, żeby tak w 1/3 odpuścili.
Usuń~ Zacofany w lekturze
UsuńMetoda naprawdę wydaje się świetna, w zdaniu "dziś mam bardzo pracowity dzień" będę się koncentrować wyłącznie na słówku "bardzo". :)
~ Marlow
Przewertowałam ich zapowiedzi i niestety nic w charakterystycznych okładkach. :( Jacek Dehnel wspominał o pracy nad przekładem Jamesa ("W kleszczach lęku"), może to będzie następna książka w serii.
Lirael: zmodyfikuj to zdanie: "dziś mam dzień bardzo przyjemnej pracy", tu możliwości jeszcze większe:)
UsuńMetoda jest rewelacyjna. W zdaniu "już za 5 dni sobota" skupiamy się na "już" i "sobota", od razu lepiej! :)
UsuńBrawo! Perfekcyjnie opanowałaś metodę :D
UsuńDzięki. :) Po kilku miesiącach doświadczeń opublikuję podręcznik selfkołczingu. :D
UsuńOpublikujesz w ramach selfpabliszingu? :)
Usuń:D Bezwzględnie! A potem będzie selfpromołszyn! :)
UsuńO, koniecznie:D
UsuńJak zwykle bardzo ciekawy tekst:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu. :)
UsuńOżenek czy Rewizor - te sztuki Gogola oglądałam pewno nie raz w teatrze telewizji. Gogola i Czechowa wspominam z jednakową nostalgią. I dzisiaj chętnie bym je oglądnęła.
OdpowiedzUsuńA może kiedys przeczytam ponownie.
Mimo wielokrotnego oglądania "Ożenku" w telewizji i tak wersja papierowa dostarczyła mi dużo radości, więc bardzo polecam Ci lekturę.
UsuńMasz rację, absolutną rację z tym czytaniem sztuk i ubóstwem odnośnie recenzji o nich. W sumie sama nie wiem do końca z czego to wynika. Wszak sama uwielbiam teatr a co za tym idzie treść sztuk jest dla mnie równie pociągająca. Inna sprawa że inscenizacja to możliwość interpretacyjnych wariacji i pole do popisu dla reżyserskiej wyobraźni. Z drugiej strony "goły" tekst sztuki zmusza czytelnika do zrzucenia pajęczyn z własnej, zaśniedziałej wyobraźni. W świecie gotowych obrazów jest to dość trudne. Ale dlatego trzeba właśnie dać temu opór ;) chętnie dołączę do grona zainfekowanych :D
OdpowiedzUsuńChyba trzeba będzie popracować nad szczepionką przeciwko gogolizacji, bo grono zarażonych rośnie. :)
UsuńMyślę, że udzieliłaś bardzo ciekawej odpowiedzi na pytanie, skąd wynika nikłe zainteresowanie dramatami. Rola czytelnika jest jednak w ich przypadku spora, musi wyręczyć cały sztab ludzi: scenografa, reżysera, aktorów, etc. Z drugiej strony wiele dramatów czyta się z wielką przyjemnością, często występują w nich bardzo wyraziści bohaterowie, silne konflikty. To też może przyciągać czytelników.
Super, że przypomniałaś tę sztukę, bo jeszcze jej nie znam, a wszystko, co związane z dramatem i teatrem, kocham.
OdpowiedzUsuńTo aż zazdroszczę, bo czekają Cię niezapomniane przeżycia. :) Świetna komedia. Polecam też filmową wersję Teatru Telewizji, ale z małym zastrzeżeniem, o którym wspominałam.
UsuńJa dramatu, zwłaszcza angielskiego, czytałam i nadal czytuję sporo, ale nie zdarzyło mi się napisać o tych sztukach na blogu. Może dlatego, że nagadałam się o nich za wszystkie czasy na zajęciach z historii dramatu angielskiego, które prowadzę ;) A do "Ożenku" nie trzeba mnie przekonywać - świetny jest!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś jednak coś napiszesz i mam nadzieję, że żaden student nie wpadnie na pomysł, by Twoją recenzję skopiować - to dopiero byłoby fatum. :) Z drugiej strony rozumiem Cię doskonale, bo mnie też jakoś nie ciągnie do recenzowania książek metodycznych na blogu. :)
UsuńA w temacie "Ożenku" pełna zgoda. :)
No dokładnie :) Poza tym mam wrażenie, że moje spojrzenie na te dramaty jest trochę "skażone" wszelakimi opracowaniami krytyczno-literackimi. Hmm, książki metodyczne - możesz wspomnieć (choćby na priv) jak cię coś szczegolnie zainspiruje ;)
UsuńMyślę, że u Ani w klubie dyskusyjnym niedługo pojawi się jakiś dramat i nie wyobrażam sobie rozmowy na jego temat bez Twojego "skażonego" spojrzenia! :)
UsuńOstatnio ceny książek metodycznych ścinają z nóg, więc chwilowo u mnie bez zakupów, ale będę mieć na uwadze. :)
"Rewizora" i "Ożenek" widziałam wyłącznie w telewizji. W ogóle rzadko czytam dramaty (ostatnio chyba Becketta dawno temu), właściwie nie wiem dlaczego. Mam ochotę na dobrą literaturę, upatruję w tym szansę dla Gogola:)
OdpowiedzUsuńJa z kolei miałam okazję obejrzeć Becketta w prawdziwym teatrze i to było wspaniałe przeżycie, głównie za sprawą Ferencego.
UsuńA Gogol powinien spełnić Twoje oczekiwania wręcz z nawiązką. :)
Podobnie, jak Kasia uwielbiam teatr, a raczej uwielbiałam chodzić do teatru i delektować się sztuką, jednak coraz częściej współczesne spektakle nie spełniają moich oczekiwań; między innymi z powodów przez ciebie (i trochę przez Kasię) opisanych. Nie potrafię, jak Ania z całej masy komercji wybrać/trafić na ciekawe spektakle (tzn. trafiam, ale coraz rzadziej). I bardzo bym chciała mieć możliwość wybrać się na dobre przedstawienie klasycznej sztuki (nie mogę się doczekać oddania do użytku Teatru Szekspirowskiego, łudząc się, że choć tam będzie można obejrzeć sztukę, a niekoniecznie udziwnioną wariację na jej temat. Pomysł pisania o sztukach teatralnych tkwi w mojej głowie od dawna. Pokaźna kolekcja płyt z serii Złotej Setki Teatru TVP cierpliwie czeka na powtórne obejrzenie i opisanie (w tym Ożenek), tyle, że pomysłów cała masa, gorzej z realizacją. W każdym razie dziękuję za przypomnienie. Do rosyjskich sztuk teatralnych mam duży sentyment i z chęcią obejrzę sobie w najbliższym czasie Ożenek.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jestem teatralną konserwatystką do kwadratu - nie byłam w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu nawet dla unowocześnień "Moralności pani Dulskiej" w Teatrze Telewizji, które większości osób bardzo się podobały.
UsuńBardzo szanuję kreatywność reżyserów i rozumiem, że w tej chwili autentycznie trudno jest wymyślić coś zdumiewającego, bo prawie wszystko już było, ale mnie też marzy się teatr, w którym na pierwszym miejscu jest autor i tekst, a potem dopiero pozostałe osoby.
Inna sprawa to niedostatek aktorów o bardzo silnej osobowości i wspaniałych umiejętnościach, którzy potrafiliby udźwignąć ciężar takiej inscenizacji. O wiele łatwiej jest być wrzeszczącym i wymachującym kończynami trybikiem w olśniewającej wizualnie maszynie.
Ja też jestem pod wrażeniem gustu Ani, lubię czytać jej teatralne teksty i mam nadzieję, że kiedyś uda nam się obejrzeć jakiś spektakl na żywo.
Złotej Setki Teatru TVP bardzo Ci zazdroszczę, to musi być rewelacja. Świetne były też dramaty Szekspira w serii BBC, ale mam chyba tylko mój najulubieńszy "Sen nocy letniej".
Niestety, czasem pomysły mają się nijak do ilości wolnego czasu, ale będę trzymać kciuki za Twoje teatralne plany! A "Ożenek" pięknie skomponuje się z jakimś wrześniowym lub październikowym wieczorem. :) Niezapomnianych wrażeń.
"Ożenek" ma tę cudowną właściwość, że można nań zabrać do teatru dzieci. Kiedyś na dobranoc opowiadałam go siostrzenicom (l. 5 i 7), były nawet zainteresowane.;) Widziałam kilka adaptacji, ale stara wersja telewizyjna z Pokorą przeżywającym "Włoszki, Włoszeczki" to jednak podstawa.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jest to sztuka dla odbiorców od lat kilku do stu, każdy znajdzie coś dla siebie. :) I dla miłośników różnych typów poczucia humoru: od dosadnych połajanek po klimaty bardziej abstrakcyjne. Wersja telewizyjna bije wszelkie rekordy, mogłabym ją oglądać na okrągło. :)
UsuńAdaptacja z Peszkówną i Seniuk w roli swatki też niezła.;)
UsuńMam nadzieję, że uda się nadrobić, bo nie widziałam tej wersji. Niestety, na Marię Peszek reaguję alergicznie, więc to będzie z mojej strony małe poświęcenie, ale myślę, że moje zgogolizowane oczy to zniosą. :)
UsuńObawiam się, że to może być duuuże poświęcenie dla osób nielubiących M. Peszek. Mimo to zachęcam.;)
UsuńM. Peszek zupełnie nie pasuje mi do tej roli, ale często pozory mylą. :)
UsuńO matko, znalazłam wreszcie chwilę na przeczytanie Twojego posta, ale przez komentarze nie dam już się rady przebić:( W razie powtórek i wtórności uprasza się więc wybaczenia!
OdpowiedzUsuńGogolizacja, powiadasz? Ciekawe, czy chorzy na nią nabywają odporność na inne choroby - jeśli tak, to przed nadchodzącym sezonem grypowo-przeziębieniowym chętnie skorzystam:)
Gogola czytałam wyłącznie "Rewizora", dawno temu, wtedy gdy czytałam znacznie więcej dramatów niż dziś. Potem zostały mi tylko spektakle - ten, który przywołałaś należy do jednych z moich ulubionych, choć faktycznie melancholijnego tła trudno się w nim doszukać.
Uprzejmie też donoszę, że niedawno przeczytałam jeden dramat (współczesny) i zdaje się, że niedługo o nim napiszę. Nie będzie to jednak raczej nic miłego...
Będę informować o wpływie gogolizacji na grypę i vice versa, ale przeczucia mam złe, bo w ubiegłym tygodniu dogorywałam, a i w tej chwili nie jest najlepiej. Ale będę prowadzić skrupulatne obserwacje. :)
UsuńTen spektakl jest rzeczywiście rewelacyjny i pod wpływem rozmów o nim nabrałam apetytu na kolejne obejrzenie. :)
To teraz zżera mnie ciekawość, jaki to dramat.