Lecz koniec żałosny
Kilka lat temu widziałam pomysłową książeczkę dla dzieci. Niestety, nie zapamiętałam tytułu i autora. To były przecięte na trzy części obrazki
przedstawiające zwierzęta, osadzone na
kołonotatnikowym grzbieciku. Mały czytelnik mógł samodzielnie tworzyć zaskakujące stwory,
mieszając głowy, tułowie i ogonki. Wczoraj na stronie wydawnictwa Dwie Siostry
przeczytałam, że nowa książka Aleksandry i Daniela Mizielińskich będzie oparta na bardzo podobnym pomyśle.
Dlaczego opowiadam o układance, skoro ma być mowa
o „Ukraince”? Książka Barbary Kosmowskiej kojarzy mi się z taką właśnie obrazkową
wariacją: wyobraźcie sobie potoczystą powieść obyczajową, do której znienacka
doklejono zakończenie à la skandynawski
kryminał. To był zgrzyt, który
mnie po prostu ogłuszył, a zaznaczam, że lubię fabularne niespodzianki.
Cenię też dobre kryminały. Wyznam szczerze, że byłam na autorkę
wściekła. Moim zdaniem nic tego finału nie uzasadnia. Jest jak przeszczep. Jak ogon norweskiego łososia doczepiony do wiewiórki.
Zrobiło mi się przykro, bo pisarka zdobyła mój
szacunek za to, że nie boi się tematów wstydliwie pomijanych. Jej książka to między
innymi próba odpowiedzi na pytanie, jak wygląda życie Ukraińców w Polsce. Nie jest łatwo: „Ta
ich Polska - Iwanka ogarnia spojrzeniem umęczonych podróżników - to
tylko wielki wspólny grobowiec. Leżą w nim od dawna, wyzuci z godności i
zdrowych paznokci. Przekonani, że wciąż żyją, od lat nerwowo śnią o
celniku. Budzą się, strachem podszyci. I dalej śnią.”[1] Czytelnikom, którzy nie ufają beletrystyce, polecam ten artykuł. Też mógłby posłużyć jako kanwa powieści.
W
opowiedzianej przez Barbarę Kosmowską historii Iwanki Matwijenko,
wiolonczelistki ze Lwowa, która przyjeżdża do Warszawy, dominują
bardzo ciemne kolory. Autorka nie owija w bawełnę: my, Polacy, mamy
poważne
problemy z ksenofobią. Jesteśmy agresywni wobec obcych. Z niejasnych
powodów uważamy się za o niebo lepszych, o czym świadczy chociażby sławna wymiana zdań na radiowej antenie, która wywołała burzę. Oczywiście ta rozmowa nie została przywołana w książce, ale trudno o niej zapomnieć.
Kolejny problem, z którym Kosmowska zmierzyła się w „Ukraince”,
to awans społeczny niektórych ludzi pochodzących ze wsi, który tak
naprawdę jest moralną degradacją. Owszem, zrobili karierę, mieszkają w
stolicy i opływają w luksusy - stać ich nawet na służące, ale do swoich
rodzinnych korzeni odnoszą się z
lekceważeniem i pogardą, a ich system wartości jest mocno rozklekotany.
Przykładem jest zblazowany Bruno,
który kiedyś był Bronisławem.
Wprawdzie
głębia psychologiczna głównych postaci pozostawia sporo do życzenia, a
wrażenie, że wszystkie polskie rodziny są dysfunkcyjne, po pewnym czasie drażni, ale
książka Kosmowskiej jest ciekawa pod względem językowym – w wypowiedziach bohaterów z Ukrainy pisarka
umiejętnie podkreśla, również pisownią, urokliwy zaśpiew: „-
Już i granica - szept handlarki przechodzi w lament. - Bagaż panienki
żaden, to może te moją torbę kraciastą na chwilę? Jedną sekundę
potrzymać przy sobie, póki nie pójdą... Nużda ciężka z bachorami, na
utrzymaniu ich mam, po córce łajdaczce, co poszła z chałupy
gdzieniewiadomododziś, bajstruki zostawiła... I męża mam,
mójbożechorego, choreńkiego... A żyć jakoś musowo... Choć odechciało
się, ale co robić, pańska wola, nasza dola, raz matka rodziła, raz
umierać mamy... ”[2]
Opowieść o Iwance czasem brzmi jak ballada, a wrażenie lekkiego odrealnienia potęgują opisy snów i bajeczna dobroć młodziutkiej Ukrainki. Szkoda, że to taka pesymistyczna, przytłaczająco ponura historia bez najmniejszego cienia uśmiechu, co było dla mnie szokiem po „Bubie”! Na ile zdążyłam poznać literackie predyspozycje Barbary Kosmowskiej, mroczny melodramat nie był trafnym wyborem, podobnie jak patetyczne zdjęcie na okładce książki. Te same uczucia można było wyrazić w bardziej naturalny sposób. A o zakończeniu to w ogóle mówić hadko...
Opowieść o Iwance czasem brzmi jak ballada, a wrażenie lekkiego odrealnienia potęgują opisy snów i bajeczna dobroć młodziutkiej Ukrainki. Szkoda, że to taka pesymistyczna, przytłaczająco ponura historia bez najmniejszego cienia uśmiechu, co było dla mnie szokiem po „Bubie”! Na ile zdążyłam poznać literackie predyspozycje Barbary Kosmowskiej, mroczny melodramat nie był trafnym wyborem, podobnie jak patetyczne zdjęcie na okładce książki. Te same uczucia można było wyrazić w bardziej naturalny sposób. A o zakończeniu to w ogóle mówić hadko...
________
[1] Barbara Kosmowska, Ukrainka, WAB, 2013, s.13.
[2] Tamże, s. 12.
[2] Tamże, s. 12.
Moja ocena: 3
Barbara
Kosmowska.
|
Rozumiem, że to książka o Ukraińcach, który przyjeżdżają do Polski za pracą albo na handel, a nie o mniejszości ukraińskiej?
OdpowiedzUsuńCo do ksenofobii, to mam wrażenie, że jest dość wybiórcza: "Ruskie" się idealnie nadają do podwyższania sobie poczucia własnej wartości, skoro np. pianistka pracuje jako sprzątaczka u polskiego, pożal się Boże, "biznesmena" :( Mało kto już chyba pamięta, jak polskie pianistki w latach 80, sprzątały "u Niemca".
Tak, chodzi właśnie o takich Ukraińców, którzy przyjeżdżają do Polski za chlebem. I Iwanka, i jej chłopak Mykoła, są utalentowanymi, wykształconymi muzykami, a w Polsce wykonują różne nieciekawe prace.
UsuńTeż miałam cały czas gorzkie skojarzenia z Polakami za granicą i jakimś dziwnym leczeniem kompleksów kosztem ludzi, którzy są w dokładnie takiej samej sytuacji jak my jeszcze niedawno.
To chyba właśnie taki mechanizm.
UsuńA ta żałobna wdowa na okładce jest straszna.
Nie muszę chyba dodawać, że między młodą wdową ze zdjęcia a treścią książki nie ma żadnych punktów wspólnych. :) Podoba mi się natomiast czcionka na okładce, ładnie nawiązuje do cyrylicy.
UsuńTo, że zdjęcie nie ma nic wspólnego z treścią, to raczej ostatnio norma niż wyjątek:P Czcionka ładna, ale według mnie gryzie się z tą użytą w nazwisku autorki.
UsuńMam wrażenie, że projektantom często nie chce się czytać całej książki, więc otwierają ją na chybił trafił i na podstawie losowo wybranego fragmentu wyciągają daleko idące wnioski. :)
UsuńNazwisko autorki i tak wtapia się w tło i wdzięcznie się z nim zmywa, więc ukąszeń nie odnotowałam. :)
Projektant okładki, przynajmniej w znanych mi przypadkach, opiera się na tym, co usłyszy od redaktora, przeczyta w streszczeniu albo blurbie, więc mamy to, co mamy, niestety.
UsuńTym razem autorką blurbu jest sama Krystyna Janda, która utrzymuje, że tak się zaczytała w "Ukraince", że odwołała zaplanowaną podróż. Mam brzydkie przeczucie, że w stan euforii mógł ją wprowadzić między innymi przymiotnik "boska", który raz pojawia się w powieści przy jej nazwisku. :)
UsuńA pada w tym blurbie słowo "wdowa" albo "żałobny"? :P
UsuńCytuję in extenso:
UsuńMiałam rano wsiąść do pociągu i wracać do Warszawy, ale nad ranem zaczęłam czytać tę książkę. Potem pomyślałam, że polecę samolotem, później. Odwołałam wszystko, zostałam w hotelu, przeczytałam i dopiero zaczęłam żyć na nowo. Nie można się oderwać, nie można opuścić bohaterki. A potem nie można zapomnieć.
Krystyna Janda"
Brak motywów funeralnych. :(
Może to żałoba po odwołanej podróży?
UsuńNiewykluczone. :) Swoją drogą pociąg pojawia się powieści.
UsuńCiekawe czemu nie pojawił się na okładce:)
UsuńChyba uznano, że hipnotyczne spojrzenie pani bardziej przyciągnie uwagę czytelników niż reflektory Pt47-65. :)
UsuńPonoć reflektory lokomotywy paraliżują samobójcę stojącego na torach:P Podziwiam głęboką wiedzę kolejarską, aż sobie wyguglałem ten parowóz:D
UsuńJa mam go na tapecie komputera. :) Mąż jest pasjonatem tematyki, brat też, również teść i wszystko wskazuje na to, że czteroletni bratanek. :)
UsuńPodejrzewałem Cię raczej o pieska, ale przy tak silnej grupie fanatyków nie miałaś szans:)
UsuńNajmniejszych szans. :) Zresztą ta pasja jest zaraźliwa. Moim chrztem bojowym było zwiedzanie z mężem skansenu kolejowego w Chabówce przy ulewnym deszczu. :)
UsuńOj, to faktycznie ekstremalne przeżycie:)
UsuńNo dobra, a ja mimo wszystko jednak spróbuję. Skandynawskie zakończenie mi niestraszne.
OdpowiedzUsuńTo będę niecierpliwie czekać na wrażenia. Może się okazać, że się uwzięłam. :) Już jedna autorka recenzji przekonywała mnie, że nie mam racji z tym zakończeniem, więc jestem bardzo ciekawa, jak Ty je odbierzesz. Według mnie nie pasuje kompletnie.
UsuńDawno temu czytałam coś Kosmowskiej. Nawet nie zapamiętałam tytułu, tak bardzo mnie ta książka rozczarowała. Skoro jednak Ty autorkę szanujesz, podejrzewam, że źle trafiłam z tą pierwszą lekturą i pora dać Kosmowskiej szansę. Nawet z przeszczepem (świetne określenie) ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. :) Oprócz "Ukrainki" poznałam Kosmowską tylko w wersji dla młodzieży, dwie części sympatycznej "Buby", więc nie jestem miarodajnym źródłem, ale ponoć kilka powieści zasługuje na uwagę.
UsuńZnalazłam tę książkę, to był "Teren prywatny". Nie wiem już co mi się nie podobało, ale pamiętam to rozczarowanie;)
UsuńTo jest chyba pierwsza powieść Kosmowskiej, taki polski odpowiednik zapisków Bridget Jones. Skoro nie polecasz, raczej nie będę intensywnie poszukiwać. :)
UsuńZa moich czasów studenckich w Szczecinie istniał tzw. Dom Aktora, który regularnie nawiedzałam w związku z wizytowaniem pewnego studenta:) Ów Dom zamieszkiwali przede wszystkim ukraińscy (ale i rosyjscy) muzycy i tancerze, zatrudnieni w lokalnej filharmonii oraz operze. Mieli to szczęście, że pracowali w swoich zawodach, ale zarówno wysokość ich zarobków, jak i warunki bytowe (pojedyncze pokoje oddzielane ściankami z dykty, ze wspólną na piętro łazienką i kuchnią) wołały o pomstę do nieba. Wynika stąd, że "tradycja" takiego, jak opisałaś, traktowania przybyszów zza wschodniej granicy jest u nas dość długa i ma się coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńPrzyłączając się do Waszych uwag na temat okładki, chciałam dodatkowo zauważyć, że zdaje się iż tytułowa Ukrainka do tego wszystkiego jeszcze, biedactwo, nie dojada:(
Rzeczywiście, w porównaniu z Mykołą i Iwanką muzycy i tancerze, o których piszesz, wręcz wygrali los na loterii. Wydaje mi się, że wielu świetnie wykształconych Ukraińców wykonuje u nas prace zupełnie niezwiązane ze swoim zawodem. Warunki mieszkaniowe w Domu Aktora rzeczywiście były kiepskie, ale w książce Kosmowskiej jest bardzo podobnie.
UsuńZdaję sobie sprawę, że ta antyrosyjska i antyukraińska tradycja nie jest błahym kaprysem, że stoją za nią setki lat krwawej historii, ale obwinianie dwudziestokilkuletniej dziewczyny za rozbiory i Katyń nie świadczy o nas najlepiej.
Po przyjeździe do Polski Iwanka żyje w dość nędznych warunkach, więc szczupłość modelki poniekąd uzasadniona. :(
Popatrz, że ja kompletnie nie złożyłam sobie w jedną osobę autorki "Buby" i "Ukrainki" bo mi coś zgrzytało :) W każdym razie nie pierwszy raz czytam na blogach opinię umiarkowanie ciepłą o tej pozycji (ale nie pamiętam gdzie widziałam poprzednie..), więc jakoś pozostanę chyba przy młodzieżówkach ;)
OdpowiedzUsuńDo bólu smutna "Ukrainka" jest chyba nowym rozdziałem w twórczości Kosmowskiej, bo jej powieści dla dorosłych wyobrażam sobie jako przyjemne w odbiorze i zabawne, ale znam je tylko z recenzji.
UsuńObawiam się, że ta zaskakująca zmiana tonu nie wyszła autorce na dobre, choć oczywiście należy ją podziwiać za odwagę.
Wszystko wskazuje na to, że podobnie jak Ty będę się jednak ograniczać do młodzieżówek. :)
Dołączam do głosów dezaprobaty dla okładki. Co do książki zaufam twojej ocenie. Co do ksenofobii - zastanawiam się czasem, czy to nie bierze się z jeszcze bardziej zadawnionych kompleksów. Wydaje mi się, że waleczni, jako naród, nie potrafimy korzystać z efektów tej naszej waleczności i skoro od wieków dostajemy po siedzeniu to odgrywamy się na tych, którzy w danym momencie są słabsi :( Pozdrawiam i pędzę spotkać się z silniejszymi, już powinnam profilaktycznie posmarować siedzenie.
OdpowiedzUsuńKompleksy na pewno, a w dodatku jakieś wredne odgryzanie się za to, jak nas traktują na świecie, bo czytając o Iwance wiele razy miałam déjà vu - czułam się tak, jakbym słuchała opowieści Polaków, którzy pracowali w USA, Wielkiej Brytanii, etc, pokornie znosili różne upokorzenia, jeszcze w czasach, gdy wszystko odbywało się nielegalnie, a zarabiane tam sumy były szokująco wysokie.
UsuńMam nadzieję, że smarowanie pomoże i Twoje siedzenie, tudzież inne organy nie ucierpią. :) Miłego dnia.
Ja bym tak nie uogólniała tej ksenofobii, gdyż nie dotyczy ona wszystkich środowisk. Jest takie zdanie powtarzane często w latach socjalizmu, kiedy to miasta zapełniały się ludźmi ze wsi, którym nagle zmieniał się status :" nie ma nic gorszego, niż jak z dziada zrobi się pan". To zdanie można przyłożyć dzisiaj do nowobogackich, wprawdzie już nie z dziadów czy chamów, jak jeszcze wcześniej w zdaniu bywało. Ksenofobia dla mnie to zwykłe chamstwo ludzi, którzy zapomnieli jak to było w latach 70-tych i 80-tych kiedy sami szlifowali bruki ościennych państw.
UsuńKosmowska znam z innych książek, ale w twej opinii nie widzę zachwytu więc chyba ją sobie daruję.
Jesteśmy dzisiaj narodem bezkrytycznych megalomanów .
UsuńI to widać na każdym kroku.
Natanno, oczywiście masz rację, nie wszyscy Polacy mają takie poglądy, ale z "Ukrainki" wynika, że jest ich wielu. Spośród wielu postaci, które spotyka Iwanka po przyjeździe do Warszawy dosłownie garstka zachowuje się wobec niej przyjaźnie albo przynajmniej obojętnie. Na pewno autorka temat przejaskrawiła, ale pod tym względem nie mamy czym się chwalić.
UsuńJak wspominałam, rozumiem historyczne uwarunkowania, ale po prostu nie rozumiem, jak można nienawidzić i prześladować za kilkusetletnią przeszłość kogoś, kto urodził się pod koniec lat osiemdziesiątych.
Twoje obserwacje na temat zadufanych w sobie nowobogackich są niestety bardzo słuszne. Przykładów nie trzeba wcale szukać w powieści, wystarczy się rozejrzeć. Z drugiej strony wydaje mi się, że niektórzy odcinają się od swojej przeszłości i zatajają jakieś fakty na swój temat i o swoich bliskich w obawie przed wyśmianiem i zgryźliwymi uwagami.
Kiedy zaczynałam pracę, na lekcjach języka angielskiego poświęconych nazwom zawodów zdarzały się sytuacje, że dzieci złośliwie chichotały, dowiadując się jaką pracę wykonują rodzice niektórych koleżanek i kolegów, więc w ogóle z tego "autobiograficznego" ćwiczenia zrezygnowałam. Od jakiegoś czasu na szczęście nie wpisuje się też zawodów rodziców do dziennika.
A narodowa megalomania to rzeczywiście nasza specjalność.
To bolesne co piszesz, ale to prawda. Niestety jakie mamy domy, takie mamy dzieci i kółko się zamyka, gdyż one kiedyś będą miały takie same dzieci, gdyż w domach nie jest tak jak dawniej, że nie o wszystkim mówi się przy dzieciach.
UsuńMoże i naród się jakoś tam bogaci, ale kultura u niego coraz niższa i to bez względu na społeczne pochodzenie.
Trudno rozważać nawet ska to się bierze.
To prawda. Zrezygnowałam też z publicznych opowieści uczniów o rodzinie, bo zdarzały się parsknięcia przy większej liczbie rodzeństwa albo znaczące spojrzenia przy braku któregoś z rodziców. Są klasy w których taki temat w ogóle nie istnieje, nie ma mowy, żeby ktoś zachował się tak niesympatycznie, ale zdarzają się też osoby ze skłonnością do kąśliwych uwag.
UsuńW szkołach brak jest wychowania, tzw. godzin wychowawczych.
UsuńJa wiele zawdzięczam mojej wychowawczyni ze szkoły podstawowe, i pamiętam do dzisiaj to co nam mówiła, a było to w pierwszej połowie lat 60-tych.
W gimnazjach na szczęście są.
UsuńJa też pamiętam różne pogadanki i połajanki naszej pani. :) Musiały na nas robić duże wrażenie, skoro pamiętamy je tak dobrze.
Nie będę odnosić się do walorów okładki (tudzież ich braku) ani do umiejętności pisarskich autorki, jednak muszę przyznać, że spostrzeżenia na temat ksenofobii Polaków są (niestety!) bardzo celne. Najbardziej jednak niepojętym dla mnie zjawiskiem są podobne zachowania naszych rodaków na cudzym podwórku. Z moich obserwacji wynika, że nawet będąc "nie u siebie" uważamy się za tych lepszych spośród gorszych, inne nacje imigrantów traktując jako gatunek mniej wartościowy. Pocieszeniem (wątpliwym i gorzkim) jest fakt, że są narody znacznie bardziej ksenofobiczne...
OdpowiedzUsuńTo też ciekawe zjawisko i niestety, nie nastraja optymistycznie.
UsuńSłyszałam też o tym, że w przeciwieństwie do innych grup narodowościowych, w których ciepłe relacje i wzajemne wspieranie się na obczyźnie to coś zupełnie naturalnego, my słyniemy z zupełnie innych zachowań.
Niedawno rozmawiałam z koleżanką z liceum, która od wielu lat mieszka w Stanach i opowiadała mi (z bardzo konkretnymi przykładami) o wzajemnym podgryzaniu i ogólnie nieciekawej atmosferze między Polakami na Florydzie. Na szczęście jej mąż jest Amerykaninem, a koleżanka świetnie zna angielski, więc to niesympatyczne towarzystwo nie jest jedyną możliwością do wyboru.
Mam nadzieję, że Ty doświadczasz czegoś zupełnie innego.
Niestety, również miałam okazję doświadczyć takich zachowań rodaków, o których wspominała Twoja koleżanka. Zdarzyło mi się to, co dziwne, nie na gruncie zawodowym (co można by od biedy jeszcze jakoś wytłumaczyć), ale na płaszczyźnie czysto towarzyskiej. Na szczęście nie jestem skazana na kontakty z tego rodzaju osobami na co dzień i na szczęście nie wszyscy Polacy za granicą zachowują się według tego schematu :)
UsuńTo przykro mi, że Ciebie też nie ominęły takie niemiłe przygody. Z opowieści koleżanki wynikało, że w jej przypadku to dotyczyło i sfery zawodowej, i towarzyskiej. Też jestem przekonana, że nie wszystkich Polaków za granicą ten temat dotyczy i nie wolno uogólniać, ale smutno, że takie historie się zdarzają.
UsuńRzeczywiście szkoda tej końcówki, mogłaby zostać trochę cieplej przyjęta. W takim razie poczekam na następną książkę autorki...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie pamiętam, żeby finał jakiejkolwiek książki wywołał we mnie tyle negatywnych uczuć. Wielkie rozczarowanie. :(
UsuńLirael, ja chyba mimo wszystko przeczytam - Barbare Kosmowska bardzo lubie od czasu "Prowincji" (wtedy wydala mi sie rewelacyjna, dalam jej 5,5/6). Po "Prowincji" czytalam jeszcze inne jej ksiazki, ale podobaly mi sie juz o wiele mniej - pamietam, ze przy niektorych wlasnie mialam wrazenie takiego przytlaczajacego, beznadziejnego pesymizmu... ale i tak "Ukrainki" jestem ciekawa :-).
OdpowiedzUsuńW takim razie "Prowincji" sobie nie odpuszczę! :) Ta duża rozpiętość nastrojów to ciekawa sprawa: "Buba" i jej kontynuacja to często komizm w czystej postaci, wielokrotnie wręcz ostro przerysowany, a z kolei w innych książkach aż takie smutki. Nie sądziłam, że w pozostałych powieściach dla dorosłych Kosmowskiej też bywa aż tak tragicznie. Gdybyś przeczytała "Ukrainkę, z przyjemnością przeczytam Twoją recenzję, bo zastanawiam się, czy tylko mnie to zakończenie tak dokumentnie rozwałkowało. :)
UsuńLirael, "Prowincje" czytalam bardzo, bardzo dawno temu, sama musze sobie powtorzyc, zeby sprawdzic, czy sie nie zestarzala - ale wydaje mi sie,ze nie :-). Przeczytaj, jestem ciekawa Twojej opinii :-).
Usuńszkoda, że po tak obiecującym pomyśle, zostało tylko rozczarowanie niepsującym do całości finale. sama Ukrainki nigdy nie czytałam, ale teraz pewnie nie zdobędę się na odwagę by po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńWedług mnie to nie będzie dla Ciebie duża strata, jeśli tej odwagi nie starczy. :) Rozczarowanie było naprawdę gorzkie, bo książka budzi spore emocje, a tu nagle absurdalne bum.
UsuńTu:
OdpowiedzUsuńhttp://polska.newsweek.pl/ukrainska-sprzataczka---mop--ktory-mowi,106057,1,1.html
ciekawy głos w sprawie Ukrainek w Polsce. Wywiad z panią sprzątającą w Polsce.
Podobnie, choć zdecydowanie w mniej sensacyjnym tonie (nie lubię polskiego Newsweeka) było też w Dużym Formacie, niestety dostęp w internecie płatny:
Usuńhttp://wyborcza.pl/duzyformat/1,133133,14328530,Sprzataczka__Odzyskuje_czlowieczenstwo_w_Polsce.html
Z pewnością jest i bardzo źle, i bardzo dobrze i jak zwykle żadne uogólnienia się nie sprawdzą:)
~ Ania & Momarta
UsuńBardzo Wam dziękuję, bardzo ciekawe uzupełnienie powieści!
Znamienne wydało mi się zdanie: "pani bierze do sprzątania Ukrainkę, ale opowiada jej, że Ukraińców nienawidzi, bo wieszali Polaków". Chyba wiele osób ma takie właśnie schizofreniczne spojrzenie
Oczywiście stereotypy nie sprawdzają się również w tym temacie. Na pewno są osoby z Ukrainy, które pracują w godziwych warunkach i nie są obrażane, obmacywane, etc, tak samo jak na szczęście nie wszyscy Polacy zachowują się wyniośle i pogardliwie. Ogólne tendencje nie nastrajają jednak optymistycznie.