11 września 2013

Co u pani słychać? (Luca Doninelli, "Wracaliśmy znad morza")

Co u pani słychać?
Zamachowców, buntowników i innych wywrotowców zwykle wyobrażamy sobie jako młodych desperatów. Mało kto snuje domysły, jak potoczyły się ich dalsze losy. Czy ktoś zachodzi w głowę, co stało się z tą panią, kiedy już zawiodła lud na barykady? Marianna zawsze pozostanie symbolem i roznegliżowaną rewolucjonistką. Nie zastanawiamy się nad tym, czy lubiła konfitury i jakie bajki opowiadała wnukom.

W przeciwieństwie do zwykłych śmiertelników pisarze czują mocniej i nie boją się trudnych pytań. Na przykład Luca Doninelli próbuje dociec, jak wygląda teraz życie ludzi, którzy w latach siedemdziesiątych we Włoszech należeli do partii ultralewicowych, a mówiąc wprost, byli terrorystami. Swoje gorzkie przemyślenia utkał w migotliwą powieść Wracaliśmy znad morza.

Bezkompromisowi włoscy rebelianci, którzy kiedyś nie tylko głosili szumne manifesty, ale i w ich imię zabijali, zniknęli tylko pozornie. Są wszędzie i wiedzie im się całkiem nieźle. To dzien­nikarze, pisarze, lekarze, poeci, autorzy programów telewizyjnych, prawnicy. Ukrywają się pod maską cynizmu, a ich system wartości można sprowadzić do kilku słów: pieniądze, kariera, władza i tęsknota za przeszłością. Okrutny paradoks: teraz są dokładnie tym, czego nienawidzili w latach siedemdziesiątych. Z zaangażowaniem odgrywają rolę zacnych obywateli. Czy na przykład o terrorystyczny epizod w młodości posądzilibyście Ester, kompetentną, elegancką dyrektorkę szkoły? Tymczasem jej córka, Irene, studentka prawa, przypadkiem wpada na trop rodzinnej tajemnicy.

Powieść Doninellego mówi przede wszystkim o ciężarze odpowiedzialności za życiowe wybory, a również o tym, że nawet jeśli wyrzekamy się niewygodnych wspomnień, one i tak natrętnie wracają. To również subtelny portret matki i córki, siateczki skomplikowanych uczuć, które je oplatają. A wszystko zaczęło się od tego zdjęcia. Fotografia z 1969 roku zainspirowała Doninellego do napisania książki.
Wspomnienie z Öland, fot. Enzo Nocera,1969 r. Zdjęcie z książki.

Ważną rolę w powieści odgrywa też zdanie, które posłużyło za jej tytuł. Po włosku brzmi jak  magiczne zaklęcie: Tornavamo dal mare. Mniej czarujący i troszkę zbyt rzewny wydał mi się wątek miłosny. Podoba mi się natomiast to, że Doninelli potrafił zamknąć taką bolesną opowieść w stonowaną, wręcz eteryczną formę.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Ani (Czytanki Anki), której serdecznie dziękuję. 


Luca Doninelli, Wracaliśmy znad morza, tłum. Joanna Ugniewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2010.

Moja ocena: 4,5

Luca Doninelli.

34 komentarze:

  1. Czytałam gdzieś w internecie fragmenty tej książki i wygląda to ciekawie. Podoba mi się wątek odpowiedzialności za to, co się kiedyś zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli szczególnie interesuje Cię ten wątek, bardzo polecam "Wracaliśmy znad morza". To jeden z najważniejszych tematów. Poza tym Doninelli pokazuje Włochy od dość niespodziewanej strony.

      Usuń
  2. I hipisi będą łysi, mówi powiedzenie, członkowie wszystkich takich kontestujących grup w większości kończą jako zwykli członkowie społeczeństwa. Czy pod słowem terrorysta autor rozumie ludzi, którzy faktycznie dokonywali terrorystycznych zamachów, czy jedynie potencjalnych terrorystów, członków jakichś grup anarchistycznych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doninelli nie odmawia im prawa do powrotu do społeczeństwa, ale eksponowane stanowiska, pieniądze i lekceważący sarkazm stoją w druzgoczącej sprzeczności wobec tego, czym zajmowali się kiedyś, i to go wyraźnie niepokoi.
      Te organizacje określane są eufemistycznym terminem "ruch" i tak to zjawisko podobno było i jest nazywane we Włoszech. Nie chcę zdradzać fabuły, ale na przykład jest mowa o wydanym przez organizację wyroku śmierci, który bohaterka ma wykonać na bliskim członku rodziny, więc jest bardzo nieciekawie.

      Usuń
    2. A z czego wynika ten niepokój? Bo jeśli się naprawdę odżegnali od swoich poprzednich poglądów, to chyba nie ma powodów do strachu. No chyba że to takie wilki w owczej skórze, którzy włączyli się w życie społeczeństwa, żeby je rozwalać od środka.
      Co prawda nie wyobrażam sobie nawróconego członka Czerwonych Brygad, ale być może w przypadku mniejszych grup jest to możliwe.

      Usuń
    3. Doninelli raczej nie martwi się o to, że oni mogą stać się niebezpieczni, tylko wydaje mu się moralnie dwuznaczne to, że osoby, które kiedyś tkwiły po uszy w terroryzmie, teraz wykonują zawody wymagające bardzo określonych cech charakteru, typu dyrektor szkoły czy lekarz. Zarzuca im też cynizm.
      Niewiele wiem o Czerwonych Brygadach, ale mam wrażenie, że organizacja, do której należała Ester, jest do nich podobna.

      Usuń
    4. Organizacji na wzór na pewno nie brakowało. Od pilnowania zawodów zaufania społecznego jest państwo, które najwyraźniej się nie wywiązuje ze swego obowiązku, chyba że te osoby starannie ukrywają swą przeszłość.

      Usuń
    5. We Włoszech chyba z obowiązkami państwa w ogóle nie jest najweselej. Jestem ciekawa, jaki był zasięg tego "ruchu" i ile osób aktywnie działało w organizacji. Z "Wracaliśmy..." wynika, że było ich sporo.

      Usuń
    6. Encyklopedia terroryzmu podaje, że Czerwone Brygady liczyły kilkuset członków, ale to nie była jedyna organizacja. W 1979 roku odnotowano 2,5 aktów terroru!

      Usuń
    7. 2,5 tysiąca?
      Ogromne dzięki za sprawdzenie! Przypis wyjaśniający, że były to partie "nierzadko uciekające się do terroryzmu" wobec tej ponurej statystyki brzmi bardzo eufemistycznie.

      Usuń
    8. 2,5 tysiąca, oczywiście. To był rekord. Zapewne wśród tych grup terrorystycznych były takie jak Czerwone Brygady i jakieś takie typowo gawędziarskie, co to tylko chciały coś zrobić, ale nie miały odwagi, więc przypis niekoniecznie eufemistyczny.

      Usuń
    9. Masz rację. Niestety, organizacja Ester nie zaliczała się do tych gawędziarskich.
      Wyliczyłam, że to było ponad 48 aktów terroru tygodniowo, prawie jak wojna domowa.

      Usuń
    10. Bo to niemal była wojna domowa, piętnastoletnia.

      Usuń
    11. Jeśli dorzucimy do tego ciągłe użeranie się z mafią, obraz Italii przestanie być tak rozkoszny i beztroski, jak wynika z powieści i pamiętników o Włoszech, których ostatnio wręcz chorobliwie dużo.

      Usuń
    12. Tam się zawsze dziwnie działo, niestety.

      Usuń
  3. Ciekawe jednak jest to kawał historii która nie jest popularna. Teraz zwykle mówimy terroryści, na osoby które walczą o swoje prawda. Historia się zmienia i znaczenie słowa terrorysty w zależności po której stronie barykady stoimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Ja stwierdziłam, że tak naprawdę wiem bardzo niewiele o współczesnych Włoszech i pora coś z tym zrobić. :)
      Członkowie "ruchu" w latach siedemdziesiątych byli gorliwymi ideowcami i z ich z perspektywy to, co robili, służyło wyższym celom. Odkąd zaczęli obrastać w złote piórka, optyka się zmieniła.

      Usuń
  4. Co za ulga wiedzieć, że książka kupiona prawie w ciemno jest całkiem niezła.;)
    Ciekawy okres historii Włoch, dla mnie prawie egzotyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, prezent okazał się zdecydowanie trafiony! :) Bardzo Ci jestem wdzięczna.
      Sadzę, że dla samych Włochów temat jest trudny i nieprzyjemny, więc nie porusza się go zbyt często. Przypuszczam, że odwaga Doninellego była jednym z powodów, dla których jego powieść została obsypana nagrodami.

      Usuń
    2. A jeszcze dodam, że seria Biblioteka Babel bardzo dobrze mi się kojarzy. :)

      Usuń
    3. Odpryski tego tematu (włoski terroryzm) pojawiają się u N. Ginzburg w "Drogim Michele" - chyba masz tę książkę? Mnie się podobała.
      Seria Babel mnie też się b. dobrze kojarzy, to taki odpowiednik dawnego KIK-u.

      Usuń
    4. Mam tylko "Stromą ścianę" Eugenii Ginzburg i to dzięki Tobie. To był chyba jeden z pierwszych zakupów w pewnej uzależniającej księgarni. :) Jeszcze nie czytałam nic Natalii Ginzburg.
      Mam wrażenie, że Babel jest zaplanowany trochę ambitniej niż KIK, ale zobaczymy, co z tego wyniknie. O ile seria będzie się nadal ukazywać.

      Usuń
    5. Dzięki mnie? Chyba mnie przeceniasz.;) Natalii Ginzburg nie rozpieszczano u nas, wydano chyba tylko tę jedną książkę. Plus fragmenty innej w LnŚ kilka lat temu. Co może być niezłą motywacją do czytania w oryginale.;)
      Masz rację, Babel wydaje się ambitniejszy niż KIK, może dlatego, że nie trzeba już wydawać literatury demoludów?:)

      Usuń
    6. Ależ tak, pamiętam dobrze, że to Ty. Mam nadzieję, że niedługo przeczytam "Stromą ścianę", choć w tej chwili mam zapotrzebowanie na trochę inne nastroje.
      Babel faktycznie nie musi uwzględniać jakichś przymusowych tytułów z państw mocno zaprzyjaźnionych, więc jest im łatwiej. :)

      Usuń
  5. Ciekawi mnie, czy autor bardziej skupił się na samym procesie porzucania ideałów i na tym, jak bezkompromisowość zmienia się z czasem w konformizm, czy może chodziło mu o coś więcej? O to, że ludzie, mający krew na rękach (albo na sumieniu) stali się szanowanymi członkami społeczeństwa, jego "elitą" ? I wszystko to w atmosferze ogólnej akceptacji?
    W obu przypadkach zapowiada się ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ten drugi wariant jest bliższy prawdy. To jest przede wszystkim powieść psychologiczna i Doninelli ogląda problem przez pryzmat zwyczajnej rodziny. Towarzyszymy Irene w odkrywaniu prawdy o matce, która przez wiele lat była przed nią skrzętnie ukrywana, a potem w próbach odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Mimo politycznych uwikłań to jest kameralna i subtelna opowieść.

      Usuń
  6. To chyba opowieść trochę podobna do tej, jaką można by napisać o ukrywających się po wojnie nazistach, przystojnych i eleganckich mężczyznach.
    Niezupełnie jednak zrozumiałam, czy to jest książka oparta na faktach, czy raczej fantazja bohatera na temat tego, co by było gdyby...
    Nie wspomnę już o tym, że nijak nie umiem sobie wyobrazić jak taka książka może być migotliwa i eteryczna:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byli członkowie włoskiego "ruchu" są w bardziej komfortowej sytuacji - niektórzy nawet nie wyjechali z kraju, nie muszą się ukrywać.
      Jedynym oficjalnym faktem jest zdjęcie, które zrobił daleki krewny autora. Poruszyło Doninellego tak bardzo, że wymyślił tę historię.
      Ja odebrałam tę powieść w taki sposób. To jest przede wszystkim rodzinny i uczuciowy dramat. Cenię autora za to, że potrafił ją opowiedzieć bez wściekłości i wrzasku, tylko w zupełnie innych rejestrach.

      Usuń
  7. To niesamowite, że zwykłe zdjęcie może zainspirować do napisania całej powieści! :)

    Pozdrawiam,
    Sol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Mnie też to zaskoczyło, bo na pierwszy rzut oka w tym zdjęciu nie ma nic niezwykłego. Doninelli pisze o nim tak:
      "Nieco zalękniony pośpiech kobiety, dziewczynka, która pozwala się nieść (może się śmieje, ale śmiałaby się - nieświadoma niczego - także wśród spadających bomb), wszystko to poruszyło mnie do głębi. "Wspomnienie z Öland" to ważne zdjęcie mające za temat los."

      Usuń
  8. Książka warta przeczytania. Poszukam jej.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że na Tobie też zrobi duże wrażenie. Autor zdecydowanie godny uwagi.

      Usuń
  9. Widzę, że mamy tutaj do czynienia z bardzo ciekawym reportażem . :b Będę musiał poszukać tej książki. Dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest powieść, ale sporo wskazuje na to, że inspirowały ją autentyczne wydarzenia. Zdjęcie, które tak poruszyło Doninellego, zrobił jego daleki krewny, więc może podobną historię przeżył ktoś bliski.

      Usuń