Szelmutka w kłębowisku żmij
Od dłuższego czasu miałam chrapkę na kryminał z czasów PRL-u. Błyskotliwe recenzje tak zwanych „milicyjniaków” u Izy, Zacofanego w lekturze
i Bazyla straszliwie zaostrzyły mój apetyt. Wybór padł na powieść „Pensjonat Idylla” Piotra Terence'a.
Ku mojemu zdziwieniu
okazało się, że pisarz o tym imieniu i nazwisku w ogóle nie istnieje. Brzmiący z
cudzoziemska Piotr Terence to pseudonim, pod którym ukrywają się
Teresa
Markowska i Piotr Sopoćko. Para nader tajemnicza, nie udało mi się
znaleźć na ich temat zupełnie nic. Wydana w 1984 roku książka o
błyskotliwym śledztwie, prowadzonym na własną rękę przez panią Hortensję
Wojtasik, emerytowaną nauczycielkę fizyki, miłośniczkę pasjansów i
powieści Prousta, to ich jedyne dzieło. Szkoda, bo debiut okazał się
raczej obiecujący, a już zwłaszcza główna bohaterka. Przypadkiem
odkryłam, że „Pensjonat Idylla” został przetłumaczony na język niemiecki.
Okładka
wydania niemieckiego.
|
Licząc
na doznania porównywalne
do tych, jakich zwykle dostarcza mi porucznik Borewicz, zatopiłam się w
lekturze.
Lekko zaniepokoiły mnie kokilki z zapiekanym móżdżkiem, które pojawiły
się na
stronie 14, a już całkiem zdębiałam na widok słowa „policja”. Okazało
się, że
akcja powieści toczy się w 1935 roku, co definitywnie pogrzebało szansę
na upragniony kontakt z rasowym „milicyjniakiem”. Moją podejrzliwość
powinna była wzbudzić już okładka. Przełknęłam gorzką pigułkę i czytałam
dalej.
Główną
atrakcję tego kryminału stanowi niewątpliwie wzmiankowana pani
Hortensja. Trafnie opisuje ją jeden z bohaterów, malarz Aleksander
Kucejko: „kobieta z głową, prawdziwa
bystrość w oku, szelmutka, żywe srebro”[1]. Opowieść zaczyna się w
momencie, gdy pani Wojtasik po raz kolejny przyjeżdża na wakacyjny
wypoczynek do pensjonatu w podlubelskich Malińcach.
Słowo pensjonat
nie do końca oddaje istotę rzeczy – tak
naprawdę to miejsce przypomina raczej dom spokojnej starości, tylko że o
spokoju tu nie ma mowy. Mieszkańcy to ludzie ekscentryczni, poturbowani
przez życie, wciąż targani namiętnościami. Mimo różnic w pochodzeniu,
stanie majątkowym czy wykonywanych kiedyś zawodach, co podkreśla zręczna
indywidualizacja języka, łączy ich jedno: czują się samotni i
opuszczeni.
Plan pensjonatu (ilustracja z książki). |
W
czasie lektury wielokrotnie dziwiła mnie rażąca nieudolność
i brak dociekliwości policjantów. Może mieli wypaść ostentacyjnie
blado w porównaniu z funkcjonariuszami MO? W każdym razie nie
przypominam sobie kryminału, w którym strażnicy prawa byliby tak
niesympatyczni, gburowaci, a przede wszystkim tak mało zainteresowani
swoją pracą. Wciąż wtrącają pogardliwe uwagi o osobach w podeszłym
wieku, świadków traktują protekcjonalnie, rażą brakiem kompetencji i to
oni wywołują w czytelniku żądzę mordu. Na mdłym tle lubelskiej policji
pani Hortensja ze swoimi zdolnościami dedukcyjnymi i determinacją w
poszukiwaniu prawdy jaśnieje pełnym blaskiem
Z góry uprzedzam, że „Pensjonat Idylla”
raczej rozczaruje miłośników realiów międzywojennych – świat
przedstawiony wydaje się dość pozaczasowy. Czytelnik, który podobnie jak
ja nie wie, że trzyma w rękach kryminał retro, będzie potrzebował
trochę czasu, żeby uzmysłowić sobie, że akcja toczy się w latach
trzydziestych. Żałuję, że tło obyczajowe wyszło dość nijako, bo było tu
spore pole do popisu. Przyznam się, że nawet podejrzewałam autorów o
anachronizm. Zastanawiałam się, czy w latach trzydziestych przez Lublin
jeździły liczne autobusy międzymiastowe, z wieloma kursami w ciągu dnia,
ale
tutaj znalazłam potwierdzenie, że jak najbardziej. A wyglądały tak:
[Źródło] |
Sporą
radość sprawiły mi lubelskie smaczki. Podczas swojego brawurowego
śledztwa pani Wojtasik kilka razy przyjeżdża do mojego miasta. Wprawdzie
żydowski sklepik, w którym Hortensja zaopatrywała się w wyśmienite
nugaty i rachatłukum został zmieciony z mapy miasta przez historię, ale
restauracja Europejska bardzo przypomina wciąż istniejącą Europę. Będę
musiała sprawdzić, czy wciąż można tam zamówić wyborne gruszki księdza
Bourdeloue w sosie migdałowo-waniliowym.
Wprawdzie konstrukcja intrygi kryminalnej cały czas rozpaczliwie trzeszczy, a czytelników, którzy dostają
wysypki na myśl o literówkach, uprzedzam, że w tej książce będą mieli z nimi do czynienia, jednak znalazłam w „Pensjonacie Idylla”
sporo uroku. To przede wszystkim zasługa atmosfery, przypominającej
trochę nastrój książek Agathy Christie. Sympatyczna była też podróż w
czasie. Może w końcu nadeszła pora, by przeprosić się z lubelskimi
kryminałami retro Marcina Wrońskiego, choć moje pierwsze spotkanie z
komisarzem Maciejewskim („Morderstwo pod cenzurą”) pozostawiło czytelnicze blizny.
_________[1] Piotr Terence, Pensjonat Idylla, Czytelnik, 1984, s. 64
[2] Tamże, s. 16.
Moja ocena: 4-
Pani Wojtasik musiała być damą o wielkiej erudycji i perfekcyjnej znajomości francuskiego, gdyż w 1935 roku Prousta mogła czytać jedynie w oryginale:)
OdpowiedzUsuńNo to jednak autorska wpadka. Zapamiętałam ten fragment, była mowa o tym, że przekład pierwszego tomu Prousta właśnie się ukazał i pani Hortensja na pewno czytała polskie tłumaczenie. Najwyraźniej oprócz licznych uzdolnień posiadła też umiejętność przemieszczania się w czasie. :)
UsuńMoże pani Hortensja prowadziła prywatną korespondencję z Boyem i on jej użyczał maszynopisu tłumaczenia:D
Usuń:D O, to jest wyjaśnienie zagadki. :) Pani Hortensja to osoba wszechstronnie uzdolniona. Może nawet Boy konsultował z nią translatorskie wątpliwości. :)
UsuńMiejmy nadzieję, że konsultował i dzięki temu uniknął merytorycznych wpadek w dziedzinie fizyki:) Swoją drogą, pani Hortensja mogła studiować fizykę razem z Marią Skłodowską:)
UsuńW każdym razie pani Hortensja skromnie przemilcza konszachty z Boyem. :) O Skłodowskiej też brak jakichkolwiek wzmianek, ale kryminalna zagadka była ważniejsza niż wspominki z lat studenckich. :)
UsuńMoże to i lepiej, bo znowu by jakiś chronologiczny zonk nastąpił:)
Usuń:D Oj, chyba tak! Teraz pomyślałam, że to lekkie wypranie z realiów mogło wynikać z tego, że autorzy nie czuli się pewnie na historycznym gruncie.
UsuńNależy prać staranniej, chociaż w tamtej epoce ze środkami czystości było krucho. I gugla też nie było:P
UsuńNo właśnie, ja mogłam te podejrzane autobusy sprawdzić błyskawicznie. :)
UsuńO, widzę że jedno z wydań jest z serii z jamnikiem, śmieszna kieszonkowa seria kryminałów :-)
OdpowiedzUsuńKultowa seria, bardzo ją lubiłam. Nie tylko ze względu na jamnika. :)
UsuńOstatnio bierze mnie ochota na kryminały. Ta książka wydaję mi się ciekawą perspektywą przyjemnie spędzenia czasu. U siebie jej raczej nie znajdę, ale w bibliotece się za nią rozejrzę:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ją znajdziesz, choć biblioteczny żywot książek z tej serii nie był zwykle zbyt długi, bywały zaczytywane na śmierć. :) Liczę na to, że "Pensjonat Idylla" Cię nie rozczaruje, choć uprzedzam, że chwilami pobrzmiewają w nim tony elegijne.
UsuńBlogger wrzucił mi trzy powiadomienia o tej recenzji, więc musiałam ją sprawdzić. Mądry blogger :). Bardzo lubię kryminały retro, ale te przypominające klimatem powieści Agaty Christie.
OdpowiedzUsuńJuż wiem na co polować po bibliotekach.
Blogger mądry, ale gorzej ze mną. :) Miałam kłopoty z opublikowaniem notki, stąd trzykrotna jej premiera. Udanych łowów bibliotecznych. :) Wszystko wskazuje na to, że "Pensjonat Idylla" jest dokładnie w Twoim typie.
UsuńPani Hortensja, miłośniczka Prousta? Łykam bez zbędnych ceregieli!
OdpowiedzUsuńPani Hortensja to zdecydowanie wisienka na kryminalnym torcie, więc łykaj na zdrowie. :) Dodam jeszcze, że pozostali pensjonariusze również są malowniczymi postaciami.
UsuńPani Hortensja ma kwiatowe imię:) Szkoda tylko, że jak piszesz tlo lat 30. ubiegłego wieku słabo zarysowane.I druga "szkoda", że dwójka autorów nie popełniła nic więcej. A tak byliby sławni i dziś na nowo ich książki rozchwytywane:)
OdpowiedzUsuńImię pani Hortrensji kojarzy mi się jednoznacznie z bohaterką angielskiego serialu komediowego "Co ludzie powiedzą", choć pani Wojtasik nie wykazuje skłonności snobistycznych, którymi epatowała jej brytyjska imienniczka. :)
UsuńBardzo możliwe, że seria kryminałów z rodzimą Miss Marple w nienagannym kostiumiku w pepitkę stałaby się hitem wydawniczym. Bohaterka aż prosiła się o kolejne kryminalne przygody. Szkoda.
Masz rację:)mógłby być to niezły polski hicior:)
UsuńNiestety, musimy się obejść smakiem, chyba że ktoś pociągnie wątki. :)
UsuńPseudonim nieortograficzny. Nie pisze się przecuież TE RENCE , tylko TE RĘCE!
OdpowiedzUsuńZnam tę enerdowską serię.
Wydano w niej całkiem sporo Magdy Szabop i to tej niewydanej w PL, mam nadzieję, że kiedyś trafię.
Pseudonim miał na pewno wywoływać szpanerskie brytyjskie skojarzenia. Tym razem to były TE RĘCE, które piszą, a nie TE RĘCE, które leczą. :)
Usuń"Pension Idylle" widziałam w jakimś niemieckim internetowym antykwariacie, cena symboliczna 3-4 euro. Może warto przejrzeć ofertę takich antykwariatów. Nie wiem, jak z ceną przesyłki, to może być niezła sumka. :(
No właśnie cena przesyłki sprawia,że gra trochę nie jest warta świeczki:(.
UsuńZdecydowanie nie jest. :( Nie wiem, jak z książkami niemieckojęzycznymi na Allegro, ale chyba jest niezły wybór. Może tam coś się trafi z tej serii.
UsuńJako, że ostatnimi czasy zaczytuję się kryminałami z serii z jamnikiem i z kluczem, po tę książkę też z pewnością sięgnę. Uwielbiam zarówno kryminały milicyjne jak i retro.
OdpowiedzUsuńObydwie serie bardzo ciekawe! Ze zdobyciem tej książki nie powinno być kłopotu, a ceny zaczynają się od 1,45 zł. :) Jako miłośniczka kryminałów retro raczej powinnaś być zadowolona z wizyty w "Pensjonacie Idylla". :)
UsuńCo za miks! I Lublin, i nauczycielka, na dodatek "autor" też ciekawy.;) Mimo wszystko zazdroszczę obecności Twojego rodzinnego miasta na kartach książki.
OdpowiedzUsuńNauczycielka emerytowana i fizyki, ale reszta się zgadza. :) Szkoda,że pani Hortensja tylko kilka razy nawiedziła Lublin i nie były to wycieczki krajoznawcze. :)
UsuńHortensja kojarzy mi się z bohaterką pewnego angielskiego serialu.;)
UsuńMam przeczucie,że chodzi o tę zacną niewiastę. :)
UsuńJak najbardziej!:)
UsuńByłam fanką tego serialu. :)
UsuńJa też. Dziwne, że go nie powtarzają. I Adriana Mole'a.;)
UsuńA propos dawnych seriali chętnie bym sobie znowu obejrzała "Cudowne lata". :)
UsuńTen serial akurat niezbyt mi się podobał. Główny bohater był wg mnie zbyt cukierkowaty.;(
UsuńWedług mnie miał sporo wdzięku, zresztą cała rodzinka też. :)
UsuńO rety, ja to czytałam! Co prawda jakieś sto lat temu i już nic nie pamiętam, ale okładkę pamiętam doskonale. Co tam jest na tych taczkach/wózku?
OdpowiedzUsuńWrońskiego polecam, choć, hm... a co za czytelnicze blizny i dlaczego?
To cieszę się ogromnie, że ktoś jeszcze miał przyjemność osobiście poznać niezapomnianą panią Hortensję. :)
UsuńZawartość taczek bliżej nieznana, choć wygląda trochę jak wspomniany móżdżek w kokilkach. :) Postać z taczkami ma zapewne nawiązywać do ogrodnika, który w powieści odegrał znaczącą rolę.
„Morderstwo pod cenzurą” okropnie mi się nie podobało, a spodziewałam się nieziemskich atrakcji. Podobno następne tomy znacznie lepsze, więc nie wykluczam kolejnych kontaktów. :)
Och, jak ja bym się przejechała takim autobusem! Chociaż pamiętam, że miałam okazję właśnie w Lublinie przejechać się trolejbusem...taki wtręcik. Recenzja wyborna, jak zwykle. Lubię kryminały retro, chętnie sięgnę po pana Wrońskiego...
OdpowiedzUsuńTrolejbusy to lubelska specjalność. :) Dzięki za miłe słowa. Liczę na to, że kolejne tomy o przygodach komisarza Maciejewskiego mnie też się spodobają.
UsuńMoja mama namietnie kolekcjonowala serie z jamnikiem. Oddala kolekcje do antykwariatu i zalowala pozniej. Ale ja mam bardzo zle wspomnienia z tej serii. Czytalam Edigeya - nawet tytul mi wylecial z pamieci - rzecz dziala sie w Szwecji a ja zafascynowana Skandynawia tropilam wszystko w tej dziedzinie. No i Szwecja oczywiscie przedstawiona jako zgnily Zachod propaganda propaganda poganiala. Ale najgorsze bylo to ze sama zagadka byla calkiem fajna, a kryminalu nie dawalo sie czytac. Dopiero duzo pozniej Baranczak w "Ksiazkach najgorszych" ujal w slowa to co mgliscie wyczuwalam. Edigey jest niewybaczalnie nudny jezykowo. Nie umie roznicowac wypowiedzi bohaterow. Nie umie budowac fabuly i napiecia. Jego powiesci przypominaja mamalyge z klejem stolarskim pod wzgledem apetycznosci. Absolutnie sie z tym zgadzam. Najgorsze bylo to, ze inne z tej serii tez tym grzeszyly albo byly tak nieznosnie naiwne, ze nawet jako nastolatka wzdrygalam sie z zazenowaniem ze dorosly pisarz napisal cos takiego i sie nie wstydzil nazwiskiem wlasnym podpisac. Bledy ortograficzne i stylistyczne pomijam. Baranczak lepiej je wypunktowal.
OdpowiedzUsuńNiestety nie natrafilam ani na powiesci, ktore Szczypiorski tam pisal podobno pod pseudonimem i powiesc Jacka Kuronia tez mi musiala umknac. Jedynym pozytywnym doswiadczeniem Jamnikowym byly dla mnie powiesci Bozkowskiego a one troche wlasnie kpily z milicyjniakow.
Maja babcia była zagorzałą miłośniczką kryminalnych serii, ale też kolekcja niestety nie przetrwała, została komuś oddana. Mama z kolei kryminałów nie znosi.
UsuńWspomnianą przez Ciebie książkę Barańczaka czytałam wielokrotnie, zawsze z rozkoszą!
Nie mam złudzeń co do milicyjniaków i spodziewam się po nich uciech bynajmniej nie takich, jakie zakładali sobie autorzy. Całkowicie wbrew ich intencjom to czasem humor czystej wody. :)
Tutaj kolekcja wstrząsających cytatów, które idealnie potwierdzają, to co napisałaś o milycyjniakach z tamtych czasów.
O "kryminalnym" epizodzie Szczypiorskiego nie miałam pojęcia. Powieść Kuronia została opublikowana pod nazwiskiem jakiegoś znanego autora kryminałów, ale chyba nigdy nie dowiemy się, kto to był. Ostatnio odkryłam, że kryminały pisał też Ireneusz Iredyński. Wydawał je pod pseudonimem Umberto Pesco. :)
Bożkowskiego zdecydowanie mam w planach.
Ja miałam ciocię (znaczy dalej ją mam), która miała swoją własną kolekcję kryminałów, cztery półki zawieszone nad łóżkiem. Podkreślam, że własną, bo wujek z kolei był zapalonym bibliofilem i mieszkali wśród książek - dosłownie, dodatkowy regał przedzielał fragment pokoju w poprzek, jak w bibliotekach często bywa, tak te książki kipiały. Więc ciocia miałą te kryminały, serie z jamnikiem i kluczykiem... i nikomu nie pozwalała tknąć! A mnie serce się ku nim rwało, bo w domu nie było ani jednego, Ojczasty pogardzał taką szmirą, wolał kupować Tacyta (czy tata cyta) :)
UsuńPierwszą Chmielewską przeczytałam już w zaawansowanym liceum pożyczoną od matki koleżanki, która takim snobem ani nieużyta nie była (matka) :)
Potem miałam oczywiście pęd do własnego kolekcjonowania, ale ogromnych zbiorów kryminalnych nie posiadam.
cy tata cyta, oczywiście :)
UsuńTo mieszkanie wśród kipiących książek brzmi bardzo, bardzo znajomo. :D Wyobrażam sobie, jak lubiłaś nurkować w tych kipielach. :)
UsuńRzeczywiście ciocia musiała mieć szczególny sentyment do kolekcji, skoro trzymała ją w tak honorowym miejscu, a w dodatku nie pozwalała nikomu tknąć.
Faktycznie, od Tacyta do kluczyków i jamników droga daleka. :)
Podobnie jak Ty raczej nie gromadzę kryminałów, bo z kilkoma wyjątkami nie bardzo widzę sens ich wielokrotnej lektury.
Ach i jeszcze Chmielewska. Wszystko czerwone tez czytalam w serii z Jamnikiem. To bylo fajne. I przynajmniej Dania byla opisana sympatycznie :)
OdpowiedzUsuńJa też czytałam "Wszystko czerwone" w tej serii, wspomnienia - podobnie jak Twoje - sympatyczne.
UsuńMile zaskoczyła mnie ta pozycja. Jest taka inna od produkowanych masowo kryminałów. To perełka w zbiorze kryminałów na moich półkach
OdpowiedzUsuńJa to tylko tu zostawię...po dwóch wieczorach z panią Hortensją przyszła mię ochota zrobienia muzycznej pocztówki z lektury, wolniej z pamięci uleci, jakby powiedział zacny Olo Kucejko :)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=F4TsroTbMp0