Gwiazda na dnie studni
Gdyby
dwa lata temu ktoś mi powiedział, że będę pochłaniać powieści Josepha
Conrada, pokwikując z zachwytu, przypuszczalnie potraktowałabym to jak
żart. Jednak dyskusja klubowa u Ani całkowicie zmieniła moje nastawienie do jego twórczości, a wspomnienia syna pisarza, Johna, utwierdziły mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z osobą wyjątkową. Natomiast Jądro ciemności
wywołało u mnie falę czytelniczej melancholii: przez kilka tygodni
każdą kolejną książkę porównywałam do powieści Conrada. Wszystkie
wydawały mi się przygnębiająco miałkie.
Zastanawiam
się, na czym polega nasz problem z tym autorem, bo - jak się domyślam -
nie byłam odosobniona. Rzadko chełpimy się tym, że "Kosmopolak", jak
trafnie nazywał go Andrzej Bobkowski, wszedł do kanonu literatury
światowej. Jego nazwisko pojawia się na większości List Książek, Które Każdy
Powinien Przeczytać. Sceptycznie podchodzę do tych zestawień, ale nie
ukrywam, dzisiaj było mi milo, kiedy natknęłam się na Conrada tutaj.
Podobnie jak Bruno Schulz autor Korsarza jest chyba bardziej doceniany na świecie niż w kraju, w którym się urodził. Zdumiało mnie na przykład to, że Szaleństwo Almayera wydano u nas dopiero 28 lat po publikacji w Wielkiej Brytanii. Obawiam się, że sporo osób w ogóle nie kojarzy go z polskością. Pamiętam, że kilka lat temu w czasie szkolnego konkursu na temat państw anglojęzycznych żaden z uczniów nie wiedział, kim był Joseph Conrad.
Szanujemy Conrada, doceniamy jego dorobek, ale chyba go nie lubimy. Trudno dociec, jakie są przyczyny niechęci i obaw czytelników. Może chodzi o nasze traumatyczne wspomnienia z lekcji języka polskiego z liceum? Na przykład moje, związane z Lordem Jimem, są okropne. Trzeba trochę dojrzeć, przynajmniej otrzeć się o ważne życiowe wybory, żeby lepiej zrozumieć bohaterów książek Conrada, a tego trudno oczekiwać od nastolatków. Niewykluczone też, że w dzisiejszych czasach trochę uwiera nas niepodważalny porządek moralny w jego książkach, oparty na honorze i wierności, który Zdzisław Najder porównuje do kodeksu rycerskiego.
Kolejna powieść Josepha Conrada, którą przeczytałam, też mnie nie zawiodła. Wydane w 1895 roku Szaleństwo Almayera to jego literacki debiut. Jak na pierwszy utwór przystało, nie jest dziełem absolutnie doskonałym. W porównaniu z Jądrem ciemności debiutancka powieść wydaje się bardziej rozedrgana, liryczna i nasycona emocjami. Słowa płyną wartkim strumieniem, a autor chwilami się nimi upaja. Być może z winy tłumaczki w kilku fragmentach styl wydał mi się trochę egzaltowany. Mimo to polecam właśnie tę powieść czytelnikom, którzy chcieliby poznać twórczość Conrada, a podobnie jak ja przed lekturą Jądra ciemności trochę się boją. Pozwolę sobie użyć terminu autorstwa Izy: to będzie dobra książka pierwszego kontaktu. Bo w tym Szaleństwie... jest metoda.
Podobnie jak Bruno Schulz autor Korsarza jest chyba bardziej doceniany na świecie niż w kraju, w którym się urodził. Zdumiało mnie na przykład to, że Szaleństwo Almayera wydano u nas dopiero 28 lat po publikacji w Wielkiej Brytanii. Obawiam się, że sporo osób w ogóle nie kojarzy go z polskością. Pamiętam, że kilka lat temu w czasie szkolnego konkursu na temat państw anglojęzycznych żaden z uczniów nie wiedział, kim był Joseph Conrad.
Szanujemy Conrada, doceniamy jego dorobek, ale chyba go nie lubimy. Trudno dociec, jakie są przyczyny niechęci i obaw czytelników. Może chodzi o nasze traumatyczne wspomnienia z lekcji języka polskiego z liceum? Na przykład moje, związane z Lordem Jimem, są okropne. Trzeba trochę dojrzeć, przynajmniej otrzeć się o ważne życiowe wybory, żeby lepiej zrozumieć bohaterów książek Conrada, a tego trudno oczekiwać od nastolatków. Niewykluczone też, że w dzisiejszych czasach trochę uwiera nas niepodważalny porządek moralny w jego książkach, oparty na honorze i wierności, który Zdzisław Najder porównuje do kodeksu rycerskiego.
Kolejna powieść Josepha Conrada, którą przeczytałam, też mnie nie zawiodła. Wydane w 1895 roku Szaleństwo Almayera to jego literacki debiut. Jak na pierwszy utwór przystało, nie jest dziełem absolutnie doskonałym. W porównaniu z Jądrem ciemności debiutancka powieść wydaje się bardziej rozedrgana, liryczna i nasycona emocjami. Słowa płyną wartkim strumieniem, a autor chwilami się nimi upaja. Być może z winy tłumaczki w kilku fragmentach styl wydał mi się trochę egzaltowany. Mimo to polecam właśnie tę powieść czytelnikom, którzy chcieliby poznać twórczość Conrada, a podobnie jak ja przed lekturą Jądra ciemności trochę się boją. Pozwolę sobie użyć terminu autorstwa Izy: to będzie dobra książka pierwszego kontaktu. Bo w tym Szaleństwie... jest metoda.
Scena
z adaptacji filmowej Szaleństwa Almayera.
|
Szaleństwo Almayera
zaskoczyło mnie wartką akcją, prawie jak w powieści przygodowej. Na tle
egzotycznych krajobrazów Borneo na naszych oczach rozgrywa się dramat,
którego głównymi bohaterami są holenderski kupiec, Kasper Almayer, jego
żona, Malajka Zahira i córka, Nina. Książka Conrada jednocześnie
inspiruje do rozważań o wyobcowaniu i do samodzielnego poszukiwania
odpowiedzi na pozornie banalne pytania: czym jest tytułowe szaleństwo,
do jakiego stopnia można się zatracić, spełniając swoje marzenia. Może
to przypadek, ale nazwisko głównego bohatera kojarzy mi się z angielskim
słowem almighty, które w kontekście tej postaci brzmi gorzko i ironicznie. Miłośników tematyki lżejszego kalibru na pewno roztkliwi melodramat - historia miłości Niny i Daina, których imiona chyba nie przypadkiem są prawie anagramami.
Krystalicznie przejrzysta proza Conrada daje poczucie obcowania z czymś wzruszająco nieskazitelnym. Literaccy sybaryci docenią uroki ekspresjonistycznych opisów przyrody, której nastrój współgra z uczuciami bohaterów. Kiedy Nina obserwuje burzę, mamy wrażenie, że natura jest idealnie zestrojona z jej samopoczuciem. Zauważyłam, że często wydarzenia relacjonowane w powieści mają miejsce wieczorem i w nocy. Być może to zapowiedź "zmierzchu ideologii", tematu, który Conrad rozwinie w innych książkach. Częstym motywem jest też mgła:
Krystalicznie przejrzysta proza Conrada daje poczucie obcowania z czymś wzruszająco nieskazitelnym. Literaccy sybaryci docenią uroki ekspresjonistycznych opisów przyrody, której nastrój współgra z uczuciami bohaterów. Kiedy Nina obserwuje burzę, mamy wrażenie, że natura jest idealnie zestrojona z jej samopoczuciem. Zauważyłam, że często wydarzenia relacjonowane w powieści mają miejsce wieczorem i w nocy. Być może to zapowiedź "zmierzchu ideologii", tematu, który Conrad rozwinie w innych książkach. Częstym motywem jest też mgła:
Wielki snop żółtych promieni strzelił nagle zza czarnej zasłony drzew okalających brzegi Pantai. Gwiazdy zagasły; drobne czarne chmurki u zenitu rozgorzały na chwilę purpurą. Gęsta mgła tknięta łagodnym powiewem - westchnieniem budzącej się natury - wirowała i darła się na fantastyczne strzępy, spod których wyjrzała pomarszczona toń rzeki, skrząc się w jasnym świetle dnia. [1]Wprawdzie tonący w mgłach obraz Caspara Davida Friedricha na okładce mojego egzemplarza nie ma nic wspólnego z egzotyką Borneo, ale jego nastrój nadspodziewanie dobrze pasuje do Szaleństwa Almayera.
Bertrand Russell powiedział o Conradzie: "Jego intensywna i pełna pasji szlachetność świeci w mojej pamięci jak gwiazda z dna studni; chciałbym, aby inni wraz ze mną zobaczyli to światło"[2]. Mam nadzieję, że jego książki, po które sięgniecie, będą skąpane w blasku.
Obraz
Rene Magritte'a, Szaleństwo Almayera, 1951 rok.
|
[1] Joseph Conrad, Szaleństwo Almayera, tłum. Aniela Zagórska, Świat Książki, 1998, s. 64.
[2] Cyt. za: Gustaw Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą, t. I, Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 257.
Moja ocena: 5
Joseph
Conrad.
|
Nikt nie wpadł na pomysł, żeby mi kazać czytać Conrada w liceum, w moich czasach on chyba wyszedł z mody. A opinie, że to o morzu i marynarzach, i że egzystencjalne mnie nie nastrajały do lektury. Tłumaczenia też chyba jakieś takie bardziej młodopolskie są. W planach na ten rok mam Lorda Jima, zobaczymy, czy wytrwam w postanowieniu.
OdpowiedzUsuńW tej chwili w liceum jest chyba właśnie "Jądro ciemności", to już w ogóle nieporozumienie. :( No, chyba, że korzysta się z wersji wiadomego wydawnictwa. :]
UsuńJa też miałam marynistyczne lęki, a Najder pisze w posłowiu, że takie obawy są bezzasadne, bo zdecydowana większość książek Conrada wcale nie toczy się na morzu. :)
Lorda Jima polecam Twojej pamięci, ja też chcę go jeszcze raz przeczytać, ale pierwszeństwo mają jego książki, których jeszcze nie znam, czyli prawie wszystkie. :)
Właśnie absolutnie poza kolejką wziąłem "Tajfun" i zaczyna mi się podobać:) Dalej ma być cyklon i ładownia pełna Chińczyków:P
UsuńTo jestem w siódmym niebie, że Conrad przepchnął się w kolejce. "Tajfunu" nie znam, ale mimo katastroficznego tytułu mam dobre przeczucia. :)
UsuńLiczę na to, że cyklon cyklonem, ale Chińczyki trzymają się mocno. :)
Jakieś sugestie w tle tekstu wskazują, że Chińczyki pójdą raczej na żer rekinom, ale nie uprzedzajmy faktów:) Natomiast Conrad okazuje się być obdarzony poczuciem humoru, o co bym go w życiu nie podejrzewał, żona głównego bohatera to "pretensjonalna osoba z cienką szyją i manierami hrabiny z przedmieścia".
UsuńBiedne Chińczyki, może jednak im się upiecze?
UsuńPoczucie humoru w powieściach Conrada to dla mnie miła niespodzianka, dotychczas nie spotkałam się u niego z jakimiś większymi objawami.
Obawiam się, że raczej się im utopi:P Humor taki lekko sarkastyczny, w moim ulubionym gatunku - co prawda tylko przebłyski, ale przedniej jakości.
UsuńNiecierpliwie czekam na update, mam nadzieję, że jednak im się nie utopiło. :) Tłumu Chińczyków z ładowni brak na liście dziesięciu najbardziej spektakularnych literackich utonięć, więc jestem dobrej myśli. :)
UsuńJeśli nawet doszło do tragedii, to znając Conrada któryś bohater ocalał i do końca życia trapiły go wyrzuty sumienia.
Świetna lista:) Nawet znam cztery przypadki topielców:)
UsuńLista dość wybiórcza, nie uwzględniono na przykład "Tonącej Ruth" Christiny Schwarz. Podobno świetna powieść.
Usuń"Tadeusza" Orzeszkowej też nie uwzględniono:)
UsuńNo niestety, podobnie jak mitu o Ikarze. Lista jest tendencyjna. :)
UsuńJeszcze jest "Utonięcie Rose" Mariki Cobbold.
Ale i tak ubogo w te utonięcia w literaturze.
UsuńTo prawda. I jeszcze Ania Shirley prawie utonęła. :)
UsuńPrawie się nie liczy:P
UsuńJeszcze mi się przypomniał Władek Grąbczewski ze "Wspomnień niebieskiego mundurka", który wpadł do przerębla. On niestety nie prawie. :(
UsuńTakich detali nie pamiętam:(
UsuńA ja właśnie sobie uzmysłowiłam, że to chyba jedyna rzecz, jaką pamiętam ze "Wspomnień niebieskiego mundurka", które czytałam w dzieciństwie. Ta śmierć musiała na mnie zrobić wielkie wrażenie. "Wspomnienia..." na pewno do powtórki.
UsuńJa pamiętam masę innych rzeczy ze Wspomnień, a tego akurat nie. Za to powtórkę polecam, bardzo lubię tę książkę.
UsuńDziś u rodziców szukałam Gomulickiego, ale niestety nie znalazłam. Jestem pewna, że gdzieś jest i znajdę go kiedyś w najmniej spodziewanym miejscu. :)
UsuńSzukaj intensywnie, bo warto:)
UsuńBędę. Może mi się nie uda w świątecznym ferworze, ale "Mundurek" cierpliwie poczeka. :)
UsuńJeśli nie jesteś przeciwna nowym technologiom, to Gomulicki jest TUTAJ i to w kilku formatach :)
UsuńWielkie dzięki! Jeśli nie znajdę książki, chętnie skorzystam. Absolutnie nie jestem przeciwna, ale wolę wersję oldskulową, pamiętam, że okładka jest taka szaroniebieska jak kolor mundurka. :)
UsuńWstyd, ale nie czytałem. Prawie się zaczerwieniłem. Ale w końcu znajdę czas i nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńPrzez wiele lat mnie też zupełnie nie ciągnęło do książek Conrada. Mam nadzieję, że "Szaleństwo Almayera" spodoba Ci się tak bardzo jak mnie.
UsuńW liceum omawialiśmy "Lorda Jima". Większość narzekała, ale mnie się podobał. Potem jeszcze kilka powieści czytałam, m.in. Almayera, ale mało pamiętam. Wypadałoby powtórzyć to i owo po latach. Zwłaszcza po takiej zachęcie. :)
OdpowiedzUsuńJa niestety zaliczałam się do tych narzekających. Żałuję i mam nadzieję, że uda mi się nadrobić braki i odnaleźć stracony czas. :) A do powtórki Conrada z całego serca Cię namawiam.
UsuńPrzyznaję: potrafisz zawstydzić człowieka...Świetna recenzja, teraz będę musiała przeczytać Conrada...
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że agitacja była skuteczna. :) Na pewno nie chciałam budzić poczucia winy, próbowałam tylko zachęcić do czytania Conrada, bo moim zdaniem naprawdę warto. Dzięki za miłe słowa.
UsuńSzaleństwo... czytałam wiele lat temu. Też powinnam do Conrada wrócić, a Ty jak zwykle zachęcasz znakomicie.)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Natanno.
UsuńMam przeczucie, że to będzie bardzo udany powrót, w każdym razie z całego serca Ci tego życzę. Żałuję, że nie oglądałam adaptacji filmowej "Szaleństwa...", może być niezła.
Może jednak jeszcze uda Ci się obejrzeć.)
UsuńMam nadzieję, że tak. Na pewno podzielę się wrażeniami. Tutaj liczne argumenty "za". :)
UsuńW moim domu rodzinnym Conrad stał na piedestale. I babcia, i mama miały zbiór jego Dzieł wszystkich - teraz nie pamiętam wydawnictwa, ale było tego chyba 27 tomów, w granatowej oprawie. Obie przeczytały całość. Ja tylko kilka pozycji (w tym sztandarowe), które podobały mi się na tyle, że kiedy przerabialiśmy "Lorda Jima" jako lekturę w liceum razem z koleżanką (za zgodą polonistki i dyrekcji liceum, bo wymagało to przeprowadzenia szeroko zakrojonej akcji) przeprowadziłyśmy happening, mający na celu pokazanie o co naprawdę chodziło z tym wyborem i dramatyzmem sytuacji. Potem przez dwa tygodnie koleżanki i koledzy klasowi nie odzywali się do nas, ale do dziś (a upływa właśnie 20 lat) świetnie pamiętają tę sytuację i treść lektury:))
OdpowiedzUsuńW tym kontekście wstyd więc się przyznać, że owe Dzieła wszystkie wyniosłam w miejsce, w którym mieszkają książki, do których raczej nie zaglądam. Kto wie, może zachęcona przez Ciebie, zajrzę do nich ze świątecznym jajeczkiem?:P
U mnie w rodzinie Conrad nie cieszył się niestety aż taką estymą. W każdym razie nie było lekturowych zapasów.
UsuńTo teraz będę po prostu umierać z ciekawości, jak wyglądał Wasz happening. Sam pomysł zrobienia czegoś niezwykłego a propos szkolnej lektury kapitalny! Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, jak to wyglądało? Klasa na pewno bardzo zazdrościła Wam kreatywności, stąd brak entuzjazmu dla projektu.
Conrad na pewno ucieszy się z Twojej wizyty i z jajeczka. :) Jest przyzwyczajony do poczucia wyobcowania, więc na pewno zniósł dzielnie zsyłkę do rzadko odwiedzanego miejsca. :)
Bardzo Ci zazdroszczę kompletu dzieł, ja właśnie rozważam nabycie. :P
Też tak ma z Conradem, żałuję tylko, że po Kongu zostawił tylko dwie rzeczy :-), zawsze długo się namyślam czy zacząć coś czytać bo wiem, że to potem nie ujdzie mi bezkarnie ale nie żałuję. Znajomość z nim zaczynałem od "Nostromo" bo byłem ciekaw pochodzenia tytułu filmu R. Scotta :-).
OdpowiedzUsuńO właśnie, lektura jego książek zdecydowanie nie uchodzi bezkarnie. Potem to tak jak zbieganie z górki na pazurki z Orlej Perci. :) "Nostromo" jeszcze przede mną, ale już cierpliwie czeka. :) Conrad miał raczej szczęście do nawiązań i adaptacji filmowych, dzięki nim na pewno sporo osób sięgnęło po jego książki. Czytając "Nostromo" będę wracać myślami do filmu Scotta, choć kiedyś nieźle mnie przeraził. :)
UsuńTo zestawieniem tytułów możesz być zdziwiona - ja byłem :-) ale lektury nie żałowałem mimo, że jak na Conrada to zaskakująca książka.
UsuńPS. Sequele "Obcego" też mogą przerazić co wrażliwszych :-)
To cieszę się, że przede mną niespodzianki. :)
UsuńW ogóle wydaje mi się, że niesłusznie wiele osób uważa Conrada za pisarza do bólu przewidywalnego w doborze tematów, a okazuje się, że wcale niekoniecznie.
Mój mąż obejrzał wszystkich Obcych, ja po pierwszej części dałam sobie spokój. Już same odgłosy dobiegające z telewizora przekonały mnie, że podjęłam słuszną decyzję. :)
Dołączam się do głosów wyżej - mnie również zniechęcała tematyka morska. w szkole chyba nic nie musiałam czytać Conrada, widziałam za to w telewizji "Smugę cienia", która utwierdziła mnie w przekonaniu, że to nie pisarz dla mnie. Dzisiaj wiem, że nie należało się tak łatwo zrażać.;) A jeśli w "Szaleństwie..." jest wartka akcja, to kto wie, może akurat z nim się zapoznam w pierwszej kolejności.;)
OdpowiedzUsuńPodobno sam Conrad bardzo się zżymał na etykietki "pisarz morski" i "pisarz egzotyczny". Mnie też odstraszała między innymi rzekoma mnogość wątków marynistycznych.
UsuńCzy to była "Smuga cienia" z Markiem Kondratem? Oglądałam bardzo dawno, o ile dobrze pamiętam, podobała mi się.
Mnie bardzo korci "Zwycięstwo", podobno są w nim wyraźne echa "Dziejów grzechu" Żeromskiego.
Tak, to była ta "Smuga...". Chyba byłam zbyt młoda, żeby mnie zainteresowała.
UsuńMnie korci również "Tajny agent", według niektórych najlepsze dzieło Conrada.
Zawsze lubiłam Marka Kondrata, może stąd sentyment. :)
UsuńTak, "Tajny agent" zapowiada się atrakcyjnie, tylko że ja nie cierpię powieści szpiegowskich. :(
Ja też nie lubię powieści szpiegowskich, ale spektakl w TVP był całkiem interesujący. Czego nie mogę powiedzieć o "Lordzie Jimie" z Żebrowskim. Czas pokaże.
UsuńWyczytałam, że "Tajny agent" miał też dwie adaptacje filmowe. Ciekawa mogła być zwłaszcza ta w reżyserii Hitchcocka. :)
UsuńŻebrowski jako "Lord Jim"? Ta wizja mnie nie porywa. :(
Mnie też nie porwała.;( Przy całej mojej ówczesnej sympatii dla Żebrowskiego nie mogłam jakoś wytrzymać do końca.
UsuńMimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś obejrzę, ale to dopiero po przypomnieniu sobie powieści.
UsuńZ tego wszystkiego zamówiłam sobie The Secret Agent.;)
UsuńOgromnie się cieszę i dodam, że czytając wczoraj szkice Iwaszkiewicza na temat literatury skandynawskiej, natknęłam się na dygresję o "Tajnym agencie" i to są same superlatywy. :)
UsuńI tego się trzymam.;)
Usuń:) Będę wyglądać Twojej opinii, o ile nie będzie tajna. :)
UsuńW liceum nie omawialiśmy "Lorda Jima", ale miałam taki okres, że czytałam wszystko z listy książek ważnych. Bo skoro na liście jakaś powieść była, powinnam ją znać. Wydrukowałam sobie taką z internetowej encyklopedii. Tak naprawdę to przeczytałam wtedy wiele wspaniałych książek, na które teraz pewnie nie miałabym czasu. Niestety "Lord Jim" był jedną z niewielu niedoczytanych. Ale myślę, że nadszedł czas, by spróbować jeszcze raz Conrada. Może zacząć od tego "szaleństwa" właśnie. Dziękuję za przypomnienie autora i przekonanie, że warto.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że "Lord Jim" jest właśnie taką książką, do której trzeba po prostu dojrzeć, a w każdym razie tak było w moim przypadku. W liceum zupełnie do mnie nie przemówiła, po kilku latach było już znacznie lepiej. Powodzenia w odkrywaniu Conrada na nowo, oby Ci przypadł do gustu. To świetnie, że Cię przekonałam. :)
Usuń"Smuga cienia" bardzo mi się podobała, byłam pozytywnie zaskoczona tym, że akcja tej książki wcale nie dzieje się przez cały czas na morzu i że Conrad wiele miejsca poświęcił opisowi uczuć głównego bohatera. Z chęcią przeczytam też "Szaleństwo Almayera" albo "Zwycięstwo", o którym wspomniałaś w komentarzu powyżej. Ciekawi mnie, na czym polega podobieństwo do "Dziejów grzechu". A "Dzieje grzechu" bardzo lubię, tzn. lubię pierwszą połowę książki :)
OdpowiedzUsuńO, to bardzo się cieszę, bo "Smugę cienia" zdecydowanie mam w planach, już sobie czeka na stertce.
Usuń"Zwycięstwo" mnie też zafrapowało, nie wierzyłam własnym oczom, czytając w posłowiu o powinowactwach tej powieści właśnie z "Dziejami grzechu". To chyba ostatnia książka Żeromskiego, jaką skojarzyłabym z Conradem. Tematyka wydaje mi się dość zaskakująca jak na niego, ale powoli się przyzwyczajam, że on zręcznie wymyka się wszelkim klasyfikacjom. :) A dziś dostałam paczuszkę ze "Zwierciadłem morza" i "Opowieściami niepokojącymi i zasłyszanymi", pierwsze wrażenia zachęcające.
"Szaleństwo Almayera" przeczytane :-)
UsuńTo już druga (po "Smudze cienia") książka Conrada, która bardzo mi się podobała. Tak jak piszesz, w wielu miejscach książka jest liryczna i nasycona emocjami.
Jaka jest przyczyna niechęci polskich czytelników do książek Conrada? Lenistwo. Książki Conrada nie należą do łatwych w odbiorze. Wydarzenia ukazane są niechronologicznie i czytelnik często się gubi. Zamiast przeczytać raz jeszcze trudniejsze fragmenty, leniwy czytelnik woli sięgnąć po coś łatwiejszego. I może też jesteśmy trochę obrażeni faktem, że chociaż Conrad pochodził z Polski, w jego książkach pojawiają się postacie różnych narodowości, ale nie Polacy. A przecież Polacy też byli marynarzami, też zapuszczali się w różne zakątki Afryki.
Koczowniczko, ogromnie się cieszę, że Ty też uległaś czarowi prozy Conrada!
UsuńWyobraź sobie, że w wakacje przeczytałam powieść Agathy Christie, która nawiązuje do "Szaleństwa Almayera". :) Wkrótce o niej napiszę. Niestety, w polskim przekładzie aluzje nie są czytelne.
Twoje uwagi o przyczynach braku entuzjazmu polskich czytelników wobec książek Conrada wydają mi się bardzo słuszne. Dorzuciłabym jeszcze trudne pytania, które autor zadaje nam w swoich powieściach. Nie każdy ma czas i ochotę drążyć takie kwestie, tym bardziej, że nie obejdzie się bez analizowania własnych wyborów życiowych, a to czasem boli.
Nie mogę się doczekać Twojej recenzji "Pani majorowej" Wiecherta, dziś skończyłam czytać. :)
Twoja notka przypomina mi, że czas na kolejnego Conrada, ostatni był chyba z rok temu (Opowiadania).
OdpowiedzUsuńNo a to określenie o książce pierwszego kontaktu to naprawdę mojego autorstwa?
Koniecznie, bardzo jestem ciekawa, na co się teraz zdecydujesz.
UsuńNaprawdę Twoje, w każdym razie tak zapamiętałam i zawsze będę kojarzyć z Tobą.
Pewnie na "Smugę cienia", stoi na półce.
UsuńPrzy okazji: najlepsze życzenia świąteczne!
U mnie leży i zachęcająco połyskuje okładką. :)
UsuńWielkie dzięki, ja Tobie też życzę wspaniałej Wielkanocy!
To ja miałam odwrotnie. Czytałam parę książek Conrada jako nastolatka i bardzo mi się podobały, zarówno Smuga cienia, która była lekturą, jak i Jądro ciemności, do którego dotarłam z własnej nieprzymuszonej woli. Teraz myślę, że byłam za młoda, że wiele rzeczy mi umknęło, że chciałabym wrócić do lektury. Tematyka morska, która może i nie przeważa, ale występuje jest dla mnie raczej zachętą niż odstraszaczem. Na powrót do Conrada szykuję się od czasu odkrycia bloga Galeria Kongo (u Marlowa). A zadanie mam ułatwione, bo i u mnie w rodzinnym domu stoi seria w granatowej oprawie (jak u monmarty) i nawet nie muszę do niej daleko chodzić. A nad tym, jak to jest z tą miłością lub antypatią do książek i ich autorów też się ostatnio zastanawiałam. Najczęściej nie poddaję się tak szybko- wróć- powinnam napisać nie poddawałam się tak szybko, po pierwszej nieudanej próbie dawałam kolejną szansę i potem jeszcze jedną , zgodnie z powiedzeniem do trzech razy sztuka. Teraz kiedy latka lecą, jakby dostały przyspieszenia moja cierpliwość jest mniejsza i zdarza mi się odstawić autora po pierwszej nieudanej próbie znajomości. Ale wierzę w to mocno, w coś trzeba wierzyć, że jak już zakończę tę wspaniałą, fantastyczną, cudowną przygodę z rodzimym zakładem pracy za parę lat (no może paręnaście) to będę dawała więcej szans pisarzom i ich dziełom. Ale dzisiaj czytając wywiad z polskim pisarzem dowiedziałam się, że nie czyta on w ogóle książek swoich kolegów, bo po pierwszym zdaniu wie, że nie są dobre, więc po co. Mnie do wyrobienia sobie zdania potrzeba jednak trochę więcej niż pierwsze zdanie książki, ale ja nie jestem pisarzem o znanym nazwisku :)
OdpowiedzUsuńSzczerze Cię podziwiam, z moich obserwacji wynika, że to nieczęste zjawisko. Może w wieku kilkunastu lat nie wszystko u Conrada wydawało się jasne, ale już sam fakt, że chciałaś się z jego twórczością zmierzyć, budzi mój szacunek. A już zwłaszcza, że z własnej nieprzymuszonej woli.
UsuńA propos tematyki morskiej, jest podobno świetna antologia marynistycznej literatury szwedzkiej, mogłaby Ci się spodobać. Poszukam tytułu.
Ja też bardzo lubię i cenię blog Marlowa, a jego teksty o Conradzie i jego książkach również na mnie zrobiły duże wrażenie.
Granatowy zestaw dzieł budzi we mnie pożądliwe myśli. Mam kilka powieści w podobnym wydaniu, ale płótno jest błękitne.
Niestety, takie kilkukrotne podejścia do autora, który na początku nie wzbudził entuzjazmu, wymagają czasu, a przy ograniczonej jego ilości i stosach, które kuszą, ciężko się na to zdobyć, choć okazuje się, że czasem naprawdę warto. Dobrze jest też przełamywać opory wobec pisarzy, których książek się jeszcze nie zna, a z jakichś - często irracjonalnych - powodów wywołują opory. A emeryturę też wyobrażam sobie jako czytelniczą fiestę. :)
Wzmiankowany polski pisarz ma niebywały dar, tylko pozazdrościć. :) Na pewno wydawcy błagają go o konsultacje, bo przypuszczam, że bezbłędnie typuje bestsellery, sam je też z pewnością pisze na pęczki. :)
Nie wiem, czy fakt bycia córką podwodnika (dowódcy okrętu podwodnego) i zapalonego marynisty nie wpłynął na moje zainteresowanie Conradem. Sama chciałam zostać "marynarką" tj. marynarzem w żeńskiej odmianie. Jak sobie przypomnisz tytuł - daj cynk, bo tak jak piszesz, choć czasu wciąż za mało dobrze jest poznawać i nowe obszary. A pokutujące w nas przekonanie, iż coś jest nie dla nas może nas mocno zubożyć. Mam tak też w innych dziedzinach życia- jak się nakręcę na jeden gatunek, rodzaj, ląd to trudno mi się przestawić, a jak potem go odkryję to dziwię się sama sobie, czemu tak późno i psioczę, ile straciłam zasklepiając się w znanej, starej skorupie przyzwyczajeń.
OdpowiedzUsuńTo Ty masz Conrada po prostu we krwi, wcale się nie dziwię, że od dawna Cię fascynował! Zainteresowania marynistyczne też całkiem zrozumiałe. W ogóle to wyczuwam u Ciebie to, co Iwaszkiewicz nazwał u Conrada „wychowaniem marynarskim”: "Owo „wychowanie marynarskie" ma w sobie tyle uroków, tyle szlachetności, tyle czystości literackiej, że na pewno może być wzorem nie tylko dla pisarstwa, ale także i dla wyborów życiowych."
UsuńO rzeczonej antologii literatury szwedzkiej też przeczytałam w "Szkicach o literaturze skandynawskiej" Iwaszkiewicza, a mowa o książce „Drogi na głębinie”, wybrał i przełożył Zygmunt Łanowski , Wydawnictwo Morskie, 1971. Podobno świetna.
Niestety, to co ładnie nazwałaś "starą skorupą przyzwyczajeń",bywa wygodne i trudno się czasem zmusić, żeby spróbować coś nowego, a na pewno warto.