Miłość jest rzecz niezdrowa,
czyli rękopis znaleziony w parku
Dwie przeczytane niedawno, zajmujące recenzje Śmietanki Literackiej sprawiły, że mój światopogląd w kwestii Kraszewskiego zadrżał w posadach. Szczególnie zaciekawiły mnie "Cześnikówny", choć i "Kamienica w Długim Rynku" też wydała się warta lektury. W międzyczasie zaopatrzyłam się w literacką przystawkę, która miała albo zaostrzyć mój apetyt na prozę Kraszewskiego, albo skutecznie mnie od niej odstręczyć. To był "Dziennik Serafiny" z 1876 roku, powieść obyczajowa. Po kilku stronach wpadłam jak śliwka w kompot! Co ciekawe, kompot wcale nieprzesłodzony, a dość smakowity.
Książka zaczyna się jak typowa powieść dla panienek. Tytułowa Serafina okazuje się rezolutną osiemnastolatką, która z niechęcią pobiera nauki na pensji we Lwowie. Postanawia prowadzić dziennik. Będzie "ślicznie... miło... przedziwnie..."[1] Gdyby żyła w naszych czasach, miałaby zapewne "milusi i fajniusi" blog. Jednak Serafina posiada tylko zszyty niebieską wstążką kajet. To w nim zapisuje swoje myśli i wspomnienia.
Niepostrzeżenie "Dziennik Serafiny" przeobraża się w antypowieść pensjonarską oraz antyporadnik na temat wychowania. Serafina stopniowo daje się poznać jako osóbka wyrachowana, cyniczna, z lodowato skalkulowanymi planami życiowymi. Imię bohaterki dobrane jest na zasadzie sarkastycznego kontrastu - sprytna materialistka zdecydowanie nie ma nic wspólnego z istotami niebiańskimi.
Świat wartości Serafiny opiera się na nihilistycznej atrofii uczuć. Mężczyźni są po to, by nimi zręcznie manipulować za pomocą atrybutów niewieściej urody. "Trzeba ich trzymać surowo..."[2] Wszelkie związki uczuciowe są wykluczone: "Wiemy wszystkie, że miłość jest zabawką tylko i że się na serio brać nie powinna..."[3] Zaangażowanie w ogóle nie wchodzi w rachubę: "nie ma nieszczęśliwszej kobiety nad tę, która nie jest panią swego serca."[4] Liczą się tylko pieniądze i pozory: "w świecie wszystko na formach polega"[5] Uczucia wyższe? "Miłość do niczego nie prowadzi, miłość jest rzecz niezdrowa, nietrwała... pozbawiona rozumu, niepokoi... niech Bóg nas od niej broni".[6] Dość szokujące wyznania jak na dziewiętnastowieczną panienkę.
Tematem przewodnim zwierzeń dziewczyny są plany matrymonialne, jakie snują będący w separacji rodzice. Matka usiłuje ją wyswatać z upośledzonym niedołęgą. Ojciec z wpływowym mężczyzną pięćdziesięcioletnim. Jest jeszcze przystojny młodzian, pan Opaliński, ubogi agronom pochodzenia szlacheckiego. Kto stanie u ołtarza z nadobną Serafiną? Oczywiście tajemnicy nie zdradzę, ale przygotujcie się na nie zawsze miłe niespodzianki. "Dziennik Serafiny" dowodzi, że życie dość brutalnie weryfikuje nasze poglądy na świat i ludzi.
Kraszewski miło zaskoczył mnie poczuciem humoru i ironicznym, satyrycznym dystansem. Świat uczuć nastolatki - dość nietypowej! - odmalowany jest barwnie i ze swadą, a dla scharakteryzowania głównej bohaterki autor wykorzystał nawet interpunkcję - lekko manieryczny sposób wysławiania się Serafiny ilustrują na przykład liczne wielokropki. Podobały mi się wyraziste portrety postaci, nawet epizodycznych (chociażby pani Celestyna lub Miss Bomburry) i raczej nieszablonowe jak na tamte czasy zakończenie. Książka jest świetnym źródłem wiedzy na temat ówczesnego świata i obyczajów. Ciekawa wydała mi się też obecność dwojga narratorów: literata, który w czasie pobytu w Vichy przypadkiem znalazł rękopis w parku oraz samej Serafiny, której dziennik poznajemy. Kraszewski całkowicie powstrzymuje się od oceny bohaterów, ale widzimy, że w zdecydowanej większości, z Serafiną włącznie, zostali przedstawieni karykaturalnie. Są antytezą normalności i zasad moralnych.
Nie przypadły mi natomiast do gustu - na szczęście dość rzadkie - wydarzenia melodramatyczne i chwilami nienaturalny styl ("czuję, że mi się w głowie szał rodzi, że... po niej chodzą myśli pstre, dzikie, czarne jak noc, ogniste jak błyskawice, cuchnące jak wyziew zgnilizny..."[7]. Uprzedzam też, że to nie jest powieść, która podejmuje wielkie wyzwania intelektualne, czy odkrywa nowe rejony wiedzy o człowieku. Jej głównym celem jest bystra i konkretna obyczajowa obserwacja.
W powieści Kraszewskiego znalazłam też przykłady wyrazów, które nadal funkcjonują, ale zmieniły znaczenie (na przykład statysta - mąż stanu, polityk; roztargnienie - rozrywka, przyjemność; nie rozpaczać - nie tracić nadziei). Czasami te modyfikacje prowadzić mogą do nieporozumień. Fragment, gdy wujcio "żartował sobie i baraszkował ze służącym... to jego genre..."[8], brzmi dziś dwuznacznie. :) Urocze wydało mi się natomiast zdanie: "muzyka jest dla niej potrzebą duszną" [9]. Wszystko wskazuje na to, że dla mnie potrzebą duszną staje się czytanie kolejnych powieści Kraszewskiego.
_______________
[1] Józef Ignacy Kraszewski, "Dziennik Serafiny", Zrzeszenie Księgarstwa, 1987, s. 10.
[2] Tamże, s. 12.
[3] Tamże, s. 11.
[4] Tamże, s. 15
[5] Tamże, s. 20.
[6] Tamże, s. 159.
[7] Tamże, s. 167.
[8] Tamże, s. 27.
[9] Tamże, s. 73.
Moja ocena: 4+
Tekst "Dziennika Serafiny" dostępny jest bezpłatnie tutaj.
Niepostrzeżenie "Dziennik Serafiny" przeobraża się w antypowieść pensjonarską oraz antyporadnik na temat wychowania. Serafina stopniowo daje się poznać jako osóbka wyrachowana, cyniczna, z lodowato skalkulowanymi planami życiowymi. Imię bohaterki dobrane jest na zasadzie sarkastycznego kontrastu - sprytna materialistka zdecydowanie nie ma nic wspólnego z istotami niebiańskimi.
Świat wartości Serafiny opiera się na nihilistycznej atrofii uczuć. Mężczyźni są po to, by nimi zręcznie manipulować za pomocą atrybutów niewieściej urody. "Trzeba ich trzymać surowo..."[2] Wszelkie związki uczuciowe są wykluczone: "Wiemy wszystkie, że miłość jest zabawką tylko i że się na serio brać nie powinna..."[3] Zaangażowanie w ogóle nie wchodzi w rachubę: "nie ma nieszczęśliwszej kobiety nad tę, która nie jest panią swego serca."[4] Liczą się tylko pieniądze i pozory: "w świecie wszystko na formach polega"[5] Uczucia wyższe? "Miłość do niczego nie prowadzi, miłość jest rzecz niezdrowa, nietrwała... pozbawiona rozumu, niepokoi... niech Bóg nas od niej broni".[6] Dość szokujące wyznania jak na dziewiętnastowieczną panienkę.
Tematem przewodnim zwierzeń dziewczyny są plany matrymonialne, jakie snują będący w separacji rodzice. Matka usiłuje ją wyswatać z upośledzonym niedołęgą. Ojciec z wpływowym mężczyzną pięćdziesięcioletnim. Jest jeszcze przystojny młodzian, pan Opaliński, ubogi agronom pochodzenia szlacheckiego. Kto stanie u ołtarza z nadobną Serafiną? Oczywiście tajemnicy nie zdradzę, ale przygotujcie się na nie zawsze miłe niespodzianki. "Dziennik Serafiny" dowodzi, że życie dość brutalnie weryfikuje nasze poglądy na świat i ludzi.
Kraszewski miło zaskoczył mnie poczuciem humoru i ironicznym, satyrycznym dystansem. Świat uczuć nastolatki - dość nietypowej! - odmalowany jest barwnie i ze swadą, a dla scharakteryzowania głównej bohaterki autor wykorzystał nawet interpunkcję - lekko manieryczny sposób wysławiania się Serafiny ilustrują na przykład liczne wielokropki. Podobały mi się wyraziste portrety postaci, nawet epizodycznych (chociażby pani Celestyna lub Miss Bomburry) i raczej nieszablonowe jak na tamte czasy zakończenie. Książka jest świetnym źródłem wiedzy na temat ówczesnego świata i obyczajów. Ciekawa wydała mi się też obecność dwojga narratorów: literata, który w czasie pobytu w Vichy przypadkiem znalazł rękopis w parku oraz samej Serafiny, której dziennik poznajemy. Kraszewski całkowicie powstrzymuje się od oceny bohaterów, ale widzimy, że w zdecydowanej większości, z Serafiną włącznie, zostali przedstawieni karykaturalnie. Są antytezą normalności i zasad moralnych.
Nie przypadły mi natomiast do gustu - na szczęście dość rzadkie - wydarzenia melodramatyczne i chwilami nienaturalny styl ("czuję, że mi się w głowie szał rodzi, że... po niej chodzą myśli pstre, dzikie, czarne jak noc, ogniste jak błyskawice, cuchnące jak wyziew zgnilizny..."[7]. Uprzedzam też, że to nie jest powieść, która podejmuje wielkie wyzwania intelektualne, czy odkrywa nowe rejony wiedzy o człowieku. Jej głównym celem jest bystra i konkretna obyczajowa obserwacja.
Ogromną radość sprawiło mi natomiast obcowanie z piękną, staroświecką polszczyzną, tak inną niż współczesna nowomowa w mediach. Delektując się urokami języka Kraszewskiego, przypomniałam sobie o ciekawej akcji pod hasłem "Save the Words", niedawno rozpoczętej w Wielkiej Brytanii. Redaktorzy Oxford University Press stwierdzili, że z angielskiego bezpowrotnie znika coraz więcej słów. Żeby temu przeciwdziałać, zachęcają Brytyjczyków do "adopcji" wymierających wyrazów (Adopt-a-word). Opiekun stara się wybrane słowo stosować jak najczęściej (na przykład grając w Scrabble, w listach, SMS-ach, mailach, graffiti, itd). Wydaje mi się, że polszczyźnie przydałaby się podobny projekt. W "Dzienniku Serafiny znalazłam wiele wyrazów, - niektóre nader urokliwe! - których już raczej nie uświadczysz w naszej mowie. Oto garść przykładów:
turniura
kosooka
ostrowidz
admirować
nocja
procedencja
brawować
inkarnacja
rekluzja
dyspensować się
ordynaryjny
asindźka
uprowidować się
dziewosłęby
fascynator
parasolik
konfesata
Jeśli ktoś miałby ochotę przygarnąć któreś słowo, bardzo proszę. :) W kwestii graffiti polecam jednak ostrożność, aby nie narazić się służbom porządkowym. W powieści Kraszewskiego znalazłam też przykłady wyrazów, które nadal funkcjonują, ale zmieniły znaczenie (na przykład statysta - mąż stanu, polityk; roztargnienie - rozrywka, przyjemność; nie rozpaczać - nie tracić nadziei). Czasami te modyfikacje prowadzić mogą do nieporozumień. Fragment, gdy wujcio "żartował sobie i baraszkował ze służącym... to jego genre..."[8], brzmi dziś dwuznacznie. :) Urocze wydało mi się natomiast zdanie: "muzyka jest dla niej potrzebą duszną" [9]. Wszystko wskazuje na to, że dla mnie potrzebą duszną staje się czytanie kolejnych powieści Kraszewskiego.
_______________
[1] Józef Ignacy Kraszewski, "Dziennik Serafiny", Zrzeszenie Księgarstwa, 1987, s. 10.
[2] Tamże, s. 12.
[3] Tamże, s. 11.
[4] Tamże, s. 15
[5] Tamże, s. 20.
[6] Tamże, s. 159.
[7] Tamże, s. 167.
[8] Tamże, s. 27.
[9] Tamże, s. 73.
Moja ocena: 4+
Tekst "Dziennika Serafiny" dostępny jest bezpłatnie tutaj.
Józef Ignacy Kraszewski
Uwielbiam twoje recenzje, które nie są ''recenzjami sportowymi'' a z serca pisane:)
OdpowiedzUsuń~ MONIKA SJOHOLM
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję! Akurat o tej książce na sportowo to się raczej nie da. :) Bardzo miło mnie zaskoczyła.
Nic, tylko admirować asińdźki recenzyje:) Upraszam się jeno łaski JWP, aby słów w rodzaju "nihilistyczna atrofia uczuć" nie pożytkować, albowiem w kanikule panującej zwoje mózgowe mnie się przegrzewają i treści głębokie JWP pisania nie docierają w pełni, co mi pustki wielkie czyni w domu mojem:)
OdpowiedzUsuńJa zawsze lubiłam jego "Chatę za wsią", czytaną przeze mnie kilkakrotnie, która jako pierwsza z powieści Kraszewskiego uświadomiła mi różnorodność jego twórczości. Do dzisiaj pozostaje jedną z miłych mojemu sercu książek tego pisarza.
OdpowiedzUsuńKolejny raz kusisz:). Nie znałam wcześniej tej książki, ale teraz, jak wpadnie mi w łapki, z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń:D :D :D
Odebrałam list Waćpana komentarzowy, przejęty miłosierdziem nade mną...
Bóg zapłać za pochwałę... Jako fascynatorka Waćpana recenzyj pokłony biję i o kolejne upraszam, bo je mocno admiruję...
Za atrofię nieszczęsną, w dodatku nihilistyczną, jużciż do nóżek padam i upraszam wybaczenia, choć ran twoich niegodnam...etc... Tuszę, że łaskawość Waćpana uzyszczę...
To jedna z "myśli pstrych, dzikich" i jako taka na zapomnienie zasługuje, o co Waćpana proszę...
~ Jabłuszko
Bardzo Ci dziękuję za ciekawy trop! W przypadku takiego wyboru powieści jak u Kraszewskiego każda wskazówka jest cenna, bo na pewno poziom jego książek jest zróżnicowany. Postaram się przeczytać "Chatę za wsią". We wszystkich bibliotekach, jakie znam, półki uginają się pod dziełami Kraszewskiego. Jest ich mnóstwo i niestety, nie cieszą się chyba wzięciem u czytelników. A szkoda.
~ kasandra_85
Ja też nigdy wcześniej o niej nie słyszałam Ma dużo staroświeckiego uroku i jest sympatyczna w lekturze, choć wydarzeń dramatycznych nie brakuje. Lekcja życia, jaka otrzymuje Serafina, jest bolesna, a chwilami tragiczna.
@Lirael: Jako że progenitura dała dziś pospać ojcowi, nader łaskawy mam humor i z serca Waćpani wybaczam i z kolan podnoszę, boć nie godzi się, by dama tak szlachetna tiurniurę w pyle brudziła. Rączki całuję i do nóg się ścielę kobiercem:D
OdpowiedzUsuńjeśli wciągnie Cię czytanie Kraszewskiego, to jesteś ustawiona z lekturą na lata:).
OdpowiedzUsuń@Iza: i niedrogo wyjdzie, w komplecie tom od 0,90 do 3,70 zł:)
OdpowiedzUsuńTak, te urokliwe słówka XIX wiecznej prozy :) Ja będe na pewno Kraszewskiego dalej poczytywać
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja i niezwykle zachęcająca, by sięgnąć po Kraszewskiego. Moja przygoda z nim zaczęła się i skończyła na "Starej baśni" więc jest co nadrabiać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zdecydowanie dołączam do grona osób chwalących Cię za ten wpis i dziękujących za zwrócenie uwagi na twórczość tego klasyka polskiej literatury! Przy kolejnej wizycie w bibliotece z pewnością zajrzę na półkę oznaczoną literką "k", aby sprawdzić co tam na niej stoi i zabrać coś ze sobą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Przyjemności, ach mniam mniam.
OdpowiedzUsuńNiniejszym sdoptuję słówko "brawować" i zamierzam je spopularyzować.
Tylko, czy ja je dobrze rozumiem :P bo wolałabym jednak używać do bicia brawo, a nie z brawurą.
nadziejuję, że azać pójdzie dobrze.
adoptuję, adoptuję, nic tam nie zdeptuję nieortograficznie, niegramatycznie i bez butów.
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTiurniura rzecz nabyta, a wstyd żywym ogniem lica pali!...
Łzawymi oczyma w niebo spoglądam i za łaskawość dobrodzieja z serca dziękuję... Chyba z ukontentowania całą noc prześpiewam gardłkiem swym ucieszonym...
Zacną progeniturę Waćpan uściskać raczy, bo to za jej sprawą rozgrzeszenie dostałam...
Kobiercem JWP niech się nie ściele, bo miejsce Waćpana wśród arrasów najznamienitszych!...
Konfesatę uczyniwszy, ponownie abdanki na ręce JWP zasyłam...
~ Iza
OdpowiedzUsuń:D Masz rację! Zapowiada się optymistycznie.
Jego powieści obyczajowe czytać będę na pewno, a do lektury historycznych powolnie dojrzewam. :)
On napisał 232 powieści!!! :D
Przy założeniu, że będę czytać jedno dzieło miesięcznie, to dopiero w okolicach roku 2031 zabraknie mi lektur. :)
~ bsmietanka
OdpowiedzUsuńMnie te słówka wprost zachwyciły. Cieszę się, że dzięki Tobie oswoiłam się z Kraszewskim. Podczytuj koniecznie, to będzie ułatwiało wybór lektur, bo jest ich masa, a noty wydawcy na okładkach należą do rzadkości.
~ Inez
Dziękuję Ci za ciepłe słowa. "Starą baśń" czytałam dość dawno temu, ogladałam też adaptacje filmową, ale mnie szczególnie nie zachwyciła. Będę relacjonować kolejne spotkania z twórczością Kraszewskiego.
Życzę Ci miłych wrażeń w czasie lektury.
~ Agussiek
To ja dziękuję za taki piękny komplement! Mam nadzieję, że Ty też zaprzyjaźnisz się z Kraszewskim. Ciekawa jestem, co wybierzesz w czasie bibliotecznej wizyty. Gwarantuję, że znajdziesz całe półki pełne jego powieści. Jak wspominałam, odniosłam wrażenie, że nie są wypożyczane często. Dominują stare wydania, więc wznowień nie było już od dawna.
Ja już się zaopatrzyłam w kolejne pozycje. :)
~ Pemberley
Przyjemności, to prawda! :) Tym milsze, że niespodziewane.
Za adopcję w imieniu "brawować" serdecznie dziękuję, ale uprzedzam, że znaczenie całkiem inne, niżby się wydawało! I to dość niemiłe, niemające nic wspólnego z oklaskami.
Otóż "brawować" to... "lekceważyć"! :)
http://www.staropolska.pl/slownik/?nr=0&litera=brawowa%E6&id=115
Ale masz dar zachęcania! Przy najbliższej wizycie u rodziców przeszukam im półki, bo coś Kraszewskiego tam kojarzę :)
OdpowiedzUsuńPragnę adoptować słowo FASCYNATOR:)
OdpowiedzUsuń@Lirael: progeniturę od Waćpani uściskam o poranku, boć ledwo jedną sztukę uśpiłem głośną lekturą Paddingtona:) Tym arrasem to nie wiem, czy mnie JWP nie brawuje, gdyż arrasy wisieć powinny - czyżby i mnie takowy los miał czekać?:D
OdpowiedzUsuńKornie się do nóg chylę.
Wiesz z czego zdałam sobie właśnie sprawę? Dlaczego tak przyjemnie mi powracać na twoją stronę i czytać twoje teksty? Otóż, sposób w jaki podkreślasz na końcu każdej notki "przypisy", nieodmiennie przypomina mi czasy studenckie, kiedy trzeba było stale pamiętać o nich, dokładnie zaznaczając skąd?, od kogo?, etc... To plus całość wpisu, od serca i w przemyślany sposób, nadaje twojej stronie tak miły i lubiany przeze mnie charakter, za co z głębi serca dziękuję. Takie "recenzje" warte są czytania, warte są namysłu. :)
OdpowiedzUsuńKraszewskiego lubię, także i za "Starą Baśń", chyba mam do niej sentyment, jednak tej książki nie czytałam, mea culpa! Przede mną leży właśnie "Złoty Jasieńko" tegoż samego autora (może słyszałaś?), więc na pewno odnowię znajomość z tym odrobinę zapomnianym klasykiem :) Dzięki tobie. Pozdrawiam :)
Czytałam Kraszewskiego na studiach i byłam równie jak Ty zaskoczona. Czytałam "Bruhla". A ten język... fascynujące! Ależ mnie dziś skusiłaś na klasykę!
OdpowiedzUsuńno Kraszewski powiem Ci...nie pomyslalabym,ale Twoja recenzja zacheca bardzo,aby dac mu szanse:)
OdpowiedzUsuń~ viv
OdpowiedzUsuńDzięki. :) Przeszukaj te półki koniecznie i proszę, daj znać, jakie kryły niespodzianki. Trzymam kciuki, żeby Kraszewaski był tam obficie reprezentowany. :)
~ Book-erka
Wspaniale, gratuluję wyboru. Właśnie dowiedziałam się, że fascynator to również ozdobne nakrycie głowy - kapelusik koktajlowy. :) Mała kolekcja fascynatorów: http://zachciankipannyanki.blogspot.com/2011/01/fascynatory.html
Imponujące, ale niezbyt praktyczne w środkach komunikacji miejskiej. :)
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńZazdraszczam niemożebnie i Waćpanu, i jaśniepanienkom i Paddingtonowi, który fortunnie w mateczniku nie siedzi, a na kartach księgi pomieszkuje... Serce roście... Tuszę, że wszyscy tatulowie swojej dziatwie lekturę wieczorną prowidują, ale płonne to chyba nadzieje...
Z arrasami to niechaj mnie JWP nie obałamuca, bo Waćpan dobrze się miarkuje, że to z potrzeby dusznej poczyniona konfesata...
Ukłony wdzięczne i dygnięcia liczne do epistoły załączam.
Znam tylko "Chatę za wsią" , próba przeczytania "Starej baśni" zniechęciła mnie do Kraszewskiego. A może znowu czas zacząć? Recenzja - cud, miód. Myślę, że w całej Polsce z półek bibliotecznych znikła Serafina :-))Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRecenzje ksiązek Kraszewskiego też raczej należą do rzadkości ;)
OdpowiedzUsuń~ Barbara Silver
OdpowiedzUsuńBasiu, jest mi niesamowicie miło, że tak pozytywnie odbierasz moje recenzje. Z całego serca dziękuję za tyle dobrych słów.
Przypisy to przyzwyczajenie biblionetkowe. :) Na studiach też skrupulatnie były wymagane, ale w moim przypadku odbywało się to bezboleśnie i wspominam te zajęcia całkiem sympatycznie.
"Złoty Jasieńko" obił mi się o uszy, ale niestety nie czytałam. Jak wspominałam, "Stara baśń" mnie nie rzuciła na kolana. Jest tyle książek Kraszewskiego, których nie znam, że wątpię, czy do niej kiedyś wrócę, ale nigdy nic nie wiadomo. :)
Klasyk jest zapomniany niemalże całkowicie. Szkoda, bo jego książki mają w sobie sporo uroku.
Ja również pozdrawiam serdecznie.
~ naczynie_gliniane
OdpowiedzUsuń"Bruhla" będę mieć na uwadze na pewno, to chyba jedna z głośniejszych powieści Kraszewskiego. Jak się już zwierzałam, dla mnie wielkim zaskoczeniem było poczucie humoru i sarkastyczna ironia, nigdy w życiu tych cech bym się u niego nie spodziewała. :) Mam kolejną nauczkę, że stereotypy bardzo zawężają pole widzenia.
To świetnie, że Cię skusiłam na klasykę, mam nadzieję, że też będziesz zadowolona.
~ Emocja
Daj mu szansę koniecznie, on naprawdę na to zasługuje. :) Czyta się naprawdę dobrze, a i do myślenia daje. No i ten język, cudeńko!
~ monotema
OdpowiedzUsuń"Chata za wsią" pojawia się po raz kolejny, to chyba znak, że warto się za nią rozejrzeć. Generalnie jest w czym wybierać!
Ta "Stara baśń", okrzyknięta jego dziełem sztandarowym, więcej mu chyba szkody niż korzyści zrobiła, bo naprawdę trudno uwierzyć, że potrafił pisać książki tak odmienne.
"Dziennik Serafiny" nie jest szczególnie popularną powieścią, ale w jednej z bibliotek widziałam. Mam swój własny egzemplarz. W recenzji zapomniałam wspomnieć, że ma śliczne i kunsztowne inicjały podrozdzialików. cieszę się, że wcześniej się zaopatrzyłam, bo po przeczytaniu na pewno chciałabym mieć na własność. :)
Zwróć uwagę na ceny Kraszewskiego na Allegro, o których wspominał Zacofany w lekturze. jestem w szoku. Tam są opasłe powieści za 2 zł!!! Taniej wychodzi taki zakup niż wyprawa do biblioteki i konieczność skasowania dwóch biletów. :D
~ bsmietanka
Też zwróciłam na to uwagę. :) Twoje recenzje to białe kruki. :) Nie pamiętam, żebym kiedyś czytała u kogoś na blogu opinię o powieści Kraszewskiego. W Biblionetce jest lepiej, są liczne noty wydawców, a i recenzje się trafiają. Bardzo mnie to cieszy, bo jak już marudziłam, na tych książkach nie ma często ani słowa o treści, a dla mnie to rzecz istotna. To są głównie pozycje publikowane w latach pięćdziesiątych-siedemdziesiątych, więc brak informacji na okładce stanowił wtedy standard.
Teraz planuję sobie pobuszować w utworach Kraszewskiego o tematyce obyczajowej, aby powoli podryfować w stronę książek historycznych. Będę bacznie obserwować Twoje poczynania. :)
A "Cześnikówny" zjadą do mnie z wizytą już w przyszłym tygodniu! :D
@Lirael: Paddington naszą ulubioną bestyją literacką jest, nie chwalący się, to już chyba dziewiąty czytany tom, a kilka czytaliśmy po raz wtóry nawet:)
OdpowiedzUsuńZa arrasa się obrażać nie będę, chociaż wisi toto i się kurzy, a ja na kurz alergię ma przeokrutną:D
Moja biblioteka akurat posiada jeden egzemplarz "Dziennika..."
OdpowiedzUsuńOd dawna zaopatruję się na allegro, bo ceny zaskakują na plus. Ostatni zakup - "Dom z papieru"
za 6 zł z przesyłką.
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńZaiste, Paddington bestyja to zacna i za serce chwytliwa, więc cnym afektem ulubienie Waćpana i jaśniepanienki zrozumiałym jest...
Alergija rzecz straszna a dokuczliwa!... Tyle, że tabaki nie trzeba kupować, bo i tak na kichanie zbiera okrutnie...
@Lirael: nie trzeba kupować, jeno ślozy z ócz się leją okrutnie, że człek jak królik wygląda:D
OdpowiedzUsuń~ monotema
OdpowiedzUsuń6 zł z przesyłką to chyba rekord! :) Ale powieści Kraszewskiego na Allegro można nabyć w kompletach i różnych konfiguracjach, wtedy koszt przesyłki się zmienia na korzyść. Mnie ceny jego książek trochę przygnębiły. Smutne, że ludzie pozbywają się ich prawie za darmo, prawie dopłacając potencjalnym nowym właścicielom. :) Jego wydawano bardzo obficie, o czym świadczą biblioteczne zbiory, i stąd ta nadwyżka i dewaluacja. :)
Mam nadzieję, że "Dziennik Serafiny" Tobie też się spodoba.
~zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńŚlozy czyste i rzęsiste - rzecz dobra, organizm ze szkodliwych substancyj uwalniająca!... Królik mi nie nowina, bo ja sama wojenki z alergiją prowadzę. Wici już rozesłane, bo maj się ma ku końcowi, a alergija już w kątku się czai, kwiląc z cicha...
@Lirael: Widać Waćpani na inne pyłki uczulona, bo u mnie objawy od tygodnia się nasilają. Ja tam nie kwilę po kątkach, już walczę medykamenta zażywając:P
OdpowiedzUsuńAch, zapomniałam wspomnieć, że i "Ulanę" czytałam.
OdpowiedzUsuńA stoi tam o tym, że panicz pewien do dziewczyny z ludu chadzał.
~zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńOlaboga!... Żałość mnie ogarnęła ckliwa... Wiem, co to katarowe tortury... Bój z alergiją przed Waćpanem srogi, więc do walki zagrzewam, medykamenta polecam... Wąćpan w rycerskim rzemiośle zaprawion, bo alergija snadź od lat pacholęcych JWP torturuje?... Zdrowia szlachetnego winszuję!...
~ monotema
Skoro panicz plus dziewczyna z ludu to znaczy, że zapowiada się sporo kłopotów.:) W bibliotece widziałam "Ulanę" na pewno, więc szczegóły romansu wkrótce poznam. :)
@Lirael: od takiego bardziej pryszczatego pacholęctwa, ale to i tak dwa dziesiątki lat:) Za zagrzewanie do boju ślicznie JWP dziękuję i takoż powodzenia życzę:)
OdpowiedzUsuńbrühl byl chyba lektura dla doroslych - czytalam go w okolicach góry podstawówki i mi sie wydal naladowany faktami, a nade wszytsko nazwiskami
OdpowiedzUsuńze slów z lamusa polecam jeszcze moje baciowe "pamaranczyk" (rymuje sie z "parasolikiem")
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJa do hufca rzężących już lada dzień dołączę, bo już pierwsze ordynaryjne symptoma ujawniać się raczą... Do wód czas jechać, jakieś Vichy czy inny Karlsbad by się zdał...
~ blog sygrydy dumnej
Dlatego mam wciąż małe obawy przed powieściami historycznymi Kraszewskiego. Szczególnych okazji do wykorzystania poczucia humoru w dziejach Polski nie było, a on na pewno wybierał wydarzenia najbardziej dramatyczne. Dlatego też powieści współczesne wydają mi się trochę lepsze dla początkującej miłośniczki jego dzieł i od nich zaczynam. :)
Pamaranczyk jest śliczny! Czy chodzi o zdrobniony kolor pomarańczowy?
Twoja lista słów przypomina mi podobną w "Ex-librisie" Fadiman. O dziwo (a może nie o dziwo) w obydwu sporo słów zapomnianych z powodu braku powszechnej znajomości łaciny (ew. greki).
OdpowiedzUsuń@Lirael: Vichy jest dla żołądkowców, Karlove Vary takoż plus stawy i mięśnie (swoją drogą: "Mieszkańcy miasta zgodnie twierdzą iż jeżeli żadne z dwunastu źródeł leczniczych nie pomoże w schorzeniach obowiązkowo trzeba spróbować tej z trzynastego, czyli Becherovki":D).
OdpowiedzUsuńnie, nie o kolor chodzi - chodzi o owoc: ten pomarancz, pomaranczyk (zdrobiony, bo dobry)!
OdpowiedzUsuńbabcia uzywala tez o portmonetce: pularesik
A znasz jego "Historię o Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie"? Polecam. Miałam fazę na tego autora kilka lat temu, więc mam sporo jego tytułów na półce. "Admirować" to przeurocze słowo, kto dzisiaj używa tego słowa? A kto dzisiaj admiruje??
OdpowiedzUsuń~ Iza
OdpowiedzUsuńPamiętam listę Fadiman, była znacznie trudniejsza niż moje wypisy z Kraszewskiego. :)
Znajomość łaciny i greki faktycznie staje się czymś unikalnym. Na szczęście w językach nowożytnych jest sporo grecko-łacińskich korzeni, więc rozwiązanie niektórych zagadek staropolskich staje się łatwiejsze. Na przykład "konfesata" czy "admirować" nie sprawią najmniejszych kłopotów osobom znającym angielski.
~ zacofany.w.lekturze
Vichy i Karlsbad występują w "Dzienniku Serafiny". Wyraźnie widać, że wyjazdy do wód służyły do tego, by lansować się w towarzystwie, nawiązywać korzystne znajomości i realizować plany matrymonialne. Zabiegi zdrowotne stanowiły tylko pretekst i dodatek. :)
Jestem przekonana, że trzynaste źródło w Karlovych Varach cieszy się największym wzięciem. :)
~ blog sygrydy dumnej
Jeśli uściskanie babci nie jest w sferze marzeń, jak niestety jest w moim przypadku, to proszę, uczyń to w moim imieniu przy najbliższej okazji za ten "pomarańczyk"! Jest taki urokliwy.
W naszym rodzinnym slangu portfel z przymrużeniem oka to "pugilares", bardzo podobnie. :)
~ Aneta
OdpowiedzUsuń"Historię o Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie" poznałam pod koniec podstawówki. Przeczytałam ją z umiarkowaną przyjemnością i wydała mi się dość nijaka w kontekście Trylogii, którą też wtedy czytałam. To był zły moment na tę książkę, bo wówczas porównanie z Sienkiewiczem wypadło dla Kraszewskiego kiepsko. :)
Zazdroszczę Ci kolekcji książek tego autora. Ja jestem w trakcie kompletowania małego zbioru i penetrowania bibliotek. :)
Mnie też "admirować" zachwyciło! Szkoda,że wyszło z użycia, bo moim zdaniem to nie jest dokładnie to samo co podziwiać.
babcia niestety zmarla jak mialam osiem lat - ale miala wielkie serce i do tej pory ja pamietam. a pularysek pochodzi od pugilaresa - jakas podkrakowska odmiana?
OdpowiedzUsuń~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńSzkoda, że miałaś z Nią kontakt tak krótko. :( Biorąc pod uwagę intensywność wspomnień, musiała zrobić na Tobie wielkie wrażenie.
Pularysek podoba mi się bardziej od pugilaresu! :)
@Lirael: skoro chcesz się lansować, a nie leczyć, to każde miejsce dobre:) Chociaż pewnie Nałęczów za skromny?:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy w życiu nie byłam w sanatorium, więc meandry życia towarzyskiego u wód są mi obce, opierałam się tylko na "Dzienniku Serafiny", gdzie te atrakcje przedstawione są w sposób lekko prześmiewczy.
A Nałęczów bardzo lubię, wcale nie tylko ze względu na Prusa.:) Bo na Żeromskiego to już niekoniecznie.
@Lirael: ja tajniki życia sanatoryjnego znam a) z wycieczki do Ciechocinka w szóstej klasie (pamiętam, że jest tam fontanna z wodą śmierdzącą siarkowodorem:P), b) lektury "Na marginesie życia" Grzesiuka oraz c) pierwszych pięciu stron "Czarodziejskiej Góry" i pierwszego odcinka tegoż serialu. Nie są to więc doświadczenia bogate.
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńMoi rodzice są w tej chwili w sanatorium w Ciechocinku, więc będę niedługo znać wszystkie sensacyjne szczegóły. :) O fontannę nie omieszkam zapytać. Oby tylko nie musieli się w niej kąpać :[
Mam nadzieję, że w trakcie tej wycieczki nie bawiliście się w tele-hakerów! :D
Grzesiuka nie czytałam, "Czarodziejską górę" tak. Opisy schorzeń płucnych były tak sugestywne, że czułam u siebie wszystkie symptomy naraz. :/ Żałowałam, że nie potrafię gwizdać odmą jak Hermina Kleefeld.
@Lirael: jako osoba, która przeczytała CzG, wpędzasz mnie w kompleksy:)
OdpowiedzUsuńZa kąpiele w fontannie pewnie rodzice zapłaciliby mandat, więc nie podsuwaj im tej myśli:)
A w Ciechocinku mieszkaliśmy na jakimś obskurnym campingu, gdzie chyba w ogóle nie mieli telefonu, bo w domkach ledwo prąd był:P
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńMam wątpliwości, czy to można nazwać przeczytaniem, skoro skrzętnie omijałam dywagacje i dyskusje filozoficzne, a zajmują one około 70 procent książki. :)
Miałam zamiar zapytać o tę fontannę, ale może faktycznie podsunęłabym im szatański pomysł. :)
Nawet jeśli w ośrodku prąd był, to po Waszym wyjeździe na pewno dziwnym trafem zniknął! :)
Hmmm, na wyjazdy do Ciechocinka mój dziadek mógł pozwolić sobie dopiero wtedy gdy owdowiał. Ciechocinek i jego odpowiedniki miał baaaaardzo złą prasę.
OdpowiedzUsuńZa mną 40% Serafiny- nie jest to może powalające dzieło wgniatające w chodnik, ale rzeczywiście zabawne:).
Czy współczesna Serafina byłaby galerianką?
Lista Fadiman była faktycznie gorsza:). Aspergillium np. rozszyfrowałam tylko dlatego, że kołatałą mi się w jakimś zakamarku mózgu łacińska nazwa pewnej pleśni.
Co do znajomości martwych języków- widziałam w dedalusie podręcznik do łaciny dla przedszkolaków, najwyraźniej moda wraca:). Czymś trzeba zapełnić dzieciom te miliony zajęć dodatkowych.
~Iza
OdpowiedzUsuńOdpukać w niemalowane, rodzice są raczej zadowoleni. Mieszkają w tzw. państwowym sanatorium NFZ, więc warunki dość siermiężne, ale bez uszczerbków finansowych. Sam Ciechocinek podoba im się bardzo. Są nastawieni na zabiegi i spacery, więc o podziemnym życiu towarzyskim wiedzą niewiele. :) Przypuszczalnie kwitnie obficie. :)
Chyba już jesteś w tym momencie, jak Serafina bryluje w Karlsbadzie? Myślę, że tak naprawdę niewiele się w tych kurortach zmieniło. :)
Niecierpliwie czekam na Twoje wrażenia z "Dziennika..."! :) O wgniataniu nie ma mowy, ale uciech sporo. :)
Galerianki wydają mi się istotami o dość nieskomplikowanej osobowości, tymczasem nasza Serafcia uważa się za stworzoną do wyższych celów sylfidę, no i wymagania ma większe niż galerianki: kareta i cala długa lista atrakcji. :)
Łacina dla przedszkolaków mnie zdruzgotała! :D Wyobrażam sobie scenę, gdy czterolatek udaje się do łazienki, na co jego pani: Quo vadis, Patryczku? :)
Nie wiem, czy będę pisać notkę o Serafinie. Twoja jest tak wyczerpująca, że trudno byłoby coś dodać:).
OdpowiedzUsuńI na razie wrazenia bardzo podobna:).
[spoilerek]
Nurtuje mnie tylko kwestia porwania- był tam a pakiecie gwałt, czy też nie? (na początku wydawało mi się, że tak, potem zaczęłam zmieniac zdanie, ale na razie sama nie wiem...).
~ Iza
OdpowiedzUsuńNapisz koniecznie! Niecierpliwie na nią czekam. Z przyjemnością porównam wrażenia, nawet podobne.
Uwaga, u mnie również spoiler alert! :)
Też się nad tym zastanawiałam, bo temat w powieści jest dziwnie przemilczany!
Z jednej strony ten nieszczęśnik Oskar przedstawiany jest jako rozkojarzony i dziwny, z drugiej - jest człowiekiem czynu: "Miłość jego nie wyraża się słowami, ale migami, oczyma i łapaniem mnie za ręce, które ledwie mogę ocalić od pocałunków"(s. 77).
Nie ukrywam jednak, że jakiekolwiek brutalne czyny lubieżne trudno mi sobie wyobrazić w jego wykonaniu.
Widocznie wtedy już cień podejrzenia, że w takiej sytuacji doszło do konsumpcji związku, wystarczał, żeby od małżeństwa nie można było się wymigać, nawet najstraszniejszymi migami. :)
@Lirael: no to uratowałaś mnie od popadnięcia w otchłań rozpaczy, jakby to ujęła Ania Shirley:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńLubiłam jeszcze optymistyczny fragment o tym, że życie to cmentarz pogrzebanych nadziei.
W przyszłym tygodniu premiera tej sensacyjnej, obrazoburczej "Ani"!
@Lirael: całkiem zapomniałem:) To już wiem, co chcę na urodziny:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńU mnie bliżej imienin, też dobry pretekst. :) Będziemy czytać na wyprzódki! :D
Uwielbiam to wyrażenie i cieszę się, że mogłam je użyć! :)
@Lirael: u mnie to się najpierw odstoi w kolejce, chyba że się przepcha do przodu:) I nie na wyprzódki, tylko ze smakiem i głębokim namysłem, snując refleksje:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTa jest tak wytęskniona, że na wyprzódki! :D
Ale mam smutną wiadomość - termin pod znakiem zapytania: w Merlinie od 16 czerwca, w Empiku od 1 czerwca, na stronie wydawnictwa enigmatycznie "czerwiec", w Matrasie nie ma jeszcze wcale,w Amazonce też. I komu tu wierzyć? :(
@Lirael: Bo to granda wszystko:) Albo jakiś sabotażysta w drukarni zniszczył nakład w obronie dobrego imienia Ani:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńW sumie to się cieszę z tego przesunięcia, bo "Staroświecka historia" ma aktualnie status prioritaire. :)
@Lirael: rozpętało się jakieś dziwne szaleństwo, a potem niezadowoleni będą palić egzemplarze na moim progu:(
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńPowinieneś się cieszyć, że jesteś opiniotwórczy, a nie myśleć o paleniu!
Swoją drogą - płonący stosik... Tego jeszcze nie było! :D
@Lirael: myślę, że to jest przyszłość stosików. Zwykłe się opatrzyły, z kotami się opatrzyły, niedługo i te z wulkanami, i z Czakiem się opatrzą:P Ale płonący stosik, najlepiej nagrany na wideo: no miodzio! I komentarz: "Książki, których w najbliższym czasie nie przeczytam":D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń:D :D :D
Proponuję wprowadzić element rytualnych pląsów wokół płonącego stosiku w celu uatrakcyjnienia nagrania! Noc Kupały już za 23 dni! Można zorganizować taką akcję, że każdy w noc z 23 na 24 czerwca dokonuje aktu spalenia stosiku książek których nie cierpi i dokumentuje to filmikiem na blogu! :D Mile widziane cuda, wianki i skoki przez ogień. :D
@Lirael: przygotuj stosowną notatkę z propozycją:) Na pewno wstrząsnęłabyś blogosferą, jedni by się rzucili palić, a drudzy gołymi rękami wyciągaliby książki z cudzych stosów:DD
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń...a jeszcze inni mnie by spalili za bezczeszczenie literackich diamentów! :)
@Lirael: blogosferia to są ludzie kulturalne i z wyższem wychowaniem salonowem, nikt by Cię nie palił na stosie, co najwyżej palił spojrzeniami pełnymi wyrzutu:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy puszczono by mi to płazem. :) Gdyby ktoś zobaczył książkę swojego życia w płomieniach, na pewno poczułby żądzę mordu. :)
@Lirael: prosta rada: należy palić książki obłożone w anonimowy szary papier:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJest to pewne wyjście z sytuacji, ale taki szary, zgrzebny stos nie będzie prezentował się malowniczo! :)
@Lirael: oj tam. Dla urozmaicenia można użyć papieru do pakowania prezentów, jaki pozostał od świąt:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTo wspaniały, w stu procentach ekologiczny pomysł! :D
A jakby te stosiki symbolicznie puszczać z wiankami na wodę, na jakichś pontonikach? Przykładowo pan Tomasz by puszczał w Toruniu, a ktoś by sobie na trasie odbierał?
@Lirael: świetny pomysł, tylko te stosy należałoby pakować w brezent smarowany grubo towotem, żeby nie przemokły:) A to mało ekologiczne:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńAle byłby upojny zapach! :D
Obawiam się, że doszłoby do skażenia i wyginęłaby cała roślinność i zwierzyna wodna. :(
@Lirael: no właśnie:) Trzeba dbać o środowisko:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie pozostać przy płonących stosikach, ewentualnie można dodać do tego nagrania jakieś wróżby:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Noc_Kupa%C5%82y
Mam jednak poważny kłopot: nie posiadam siedmioletniego krzewu kocierpki! :(
@Lirael: kocierpka czyli ligustr z pewnością jest dostępna w którymś z miejskich parków albo w centrum ogrodniczym:) Z wróżb proponuję wyciąganie na chybił trafił książki ze stosu i zobowiązanie do jej przeczytania:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńBędę się starała gdzieś uskubnąć tej kocierpki, ale czy ona będzie siedmioletnia, tego obiecać nie mogę.
Twój pomysł na wróżbę przemawia mi do wyobraźni. Postuluję jeszcze otwieranie książki na chybił trafił i odczytywanie miejsca wskazanego przez delikwenta, któremu zawiązano oczy. Przerażonej osobie oświadczamy, że wybrany fragment będzie stanowił motto jej dalszego życia. :D
@Lirael: to zbyt okrutne:P Trafi Ci się na przykład: "Przekładnie hiperboloidalne mają osie zwichrowane. Kąt pomiędzy osiami Σ jest sumą kątów pochylenia zęba w obu kołach zębatych β1 i β2. Dąży się do tego, by wartości kątów były bliskie sobie, gdyż wtedy udział tarcia w pracy zazębienia jest zminimalizowany".
OdpowiedzUsuńCałe życie będziesz musiała minimalizować tarcie w uzębieniu:D
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńPoczuję braterstwo dusz z tymi zwichrowanymi osiami! :D
Ładnie, domyślałam się, że podczytujesz potajemnie jakieś literackie skarby poza blogiem, ale nie spodziewałam się, że coś tak sensacyjnego! :D
A co do minimalizowania tarcia - wystarczy, jak będę pochylać zęby pod odpowiednim kątem! :D Zaraz zaczynam trening. :D
@Lirael: życzę wytrwałości w treningu:) Myślę, że odpowiedni aparat skorygowałby niewłaściwe kąty uzębienia, nie obejdzie się zapewne bez ortodonty-abstrakcjonisty:D Żeby zęby nie tarły o siebie, możesz też zastosować system kołków wkładanych między szczękę górną a dolną:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń:D :D :D :D
Za Twoją sprawą będę dziś nieść kaganek oświaty wśród gimnazjalnej dziatwy ręką drżącą od histerycznych konwulsji. :D
Perspektywa wcielania w życie Twoich cennych rad mnie zachwyciła! Wystąpiłyby jednak drobne problemy komunikacyjne na linii ja - uczniowie, gdybym zastosowała sugerowany aparat i wspomagające kołki, ale z drugiej strony może uzyskałabym nienaganny akcent RP, co przy tym stopniu rozdziawienia szczęk jest całkiem prawdopodobne! :D
@Lirael: uczniowie by się prędzej czy później przyzwyczaili i sami nabrali właściwego akcentu:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę, że tarzaliby się ze śmiechu na mój widok z aparatem i kołkami (może osikowe?), walory dydaktyczne zestawu ortodontycznego są raczej nikłe. :D
@Lirael: komciujesz z lekcji? Nieładnie:)
OdpowiedzUsuńUczniowie wychowani pod światłym wpływem lirealizmu na pewno by się nie tarzali po podłodze, co najwyżej chichotaliby pod ławką w kułak:)
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTaki wstrząsający widok mógłby okazać się zbyt trudną próbą dla lirealistycznego światopoglądu nawet najlepszych uczniów. :D
Zapewniam, że komciowanie nie zakłóca procesu dydaktycznego!
@Lirael: :D Cóż to zresztą za proces dydaktyczny o tej porze roku:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńWiększość klas jest na klasowych wycieczkach, my byliśmy pionierami. :) Pogoda zdecydowanie nie sprzyja intelektualnym konkwistom w szkolnych murach. :)
@Lirael: szczególnie że już chyba po klasyfikacji:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńKlasyfikacja będzie w przyszłym tygodniu, w piątek. Ale kanikuła coraz bardziej wisi w powietrzu. :)
Droga Lirael, tak te komentarze się rozrosły, że mam problemy z odnalezieniem swojego:).
OdpowiedzUsuńCzy mogę skorzystać z Twojego zdjecia okladki?
Mój biblioteczny egzemplarz jest neimiłosiernie oblepiony naklejkami:(.
~ Iza
OdpowiedzUsuńBędzie mi bardzo miło, korzystaj śmiało. To mój autorski skan. :)
Przygotowuję się na ucztę duchową w postaci kolejnego spotkania z Serafiną w Twojej recenzji! :)
Oj tam, recenzja po łebkach trochę, ale co wchodziłą na Twoją to od razu opadały mi skrzydła.
OdpowiedzUsuńSkan cudnej urody:).
~ Iza
OdpowiedzUsuńŻadne łebki niewyczuwalne!:) Mnie się ją czytało bardzo dobrze i cieszę się niezmiernie, że Ty też polubiłaś rozwydrzoną Serafinę! :)
I was reсommended this website by meаns оf
OdpowiedzUsuńmу соusin. I'm not certain whether this put up is written through him as nobody else recognise such detailed approximately my difficulty. You'гe wonderful!
Thаnk you!
my web-ѕite Property for Sale