29 maja 2011

Henning Mankell, "Powrót nauczyciela tańca"

 Tango mortale
Dwadzieścia dwa. Tyle dni zabrało mi przeczytanie najnowszej książki Henninga Mankella. Dla kryminału to nie jest komplement. Przykro mi, bo na polską premierę "Powrotu nauczyciela tańca" czekałam z wytęsknieniem, wręcz odliczając dni. Popędziłam do księgarni i natychmiast utonęłam w lekturze.

Uważam, że powieść jest nieudana W moim przypadku dodatkowym problemem było przywiązanie do Kurta Wallandera. Dotkliwie doskwierał mi jego brak. Mankell dołożył starań, żeby nowi bohaterowie zdobyli nasze serca, ale obawiam się, że nie tylko ja tęsknie wzdychałam, czytając "Powrót nauczyciela tańca".

Zdecydowanie wolę książki, w których w roli głównego bohatera rozwiązującego zagadkę występuje jeden detektyw lub policjant, płci dowolnej.  Zarówno Stefan Lindman, jak i Giuseppe Larsson, są osobami sympatycznymi. Jednak w powieści kryminalnej, w przeciwieństwie do tanga, nie zawsze trzeba dwojga.

Wydaje mi się, że pomysł z duetem detektywistycznym ma szansę na ciekawą realizację, kiedy bohaterowie są silnie skontrastowani, natomiast różnice między Stefanem a Giuseppe  nie okazują się wcale duże. Nawiasem mówiąc, ostatnio w policji szwedzkiej występuje chyba proces italianizacji: w "Człowieku bez psa" Nessera był Gunnar Barbarotti, u Mankella Giuseppe Larsson .

Autor szczególnie dużo uwagi poświęca Stefanowi. Lindman jest doświadczonym, rzetelnym policjantem. Nie posiada komputera, jest kibicem piłkarskim, a obecny przy rozmowie w języku obcym "nie był pewien, czy to był francuski, czy hiszpański"[1]. Odkryto u niego chorobę nowotworową. Zaangażowanie w sprawę Molina jest dla niego ucieczką. Czujemy, że jest to również ucieczka przed zakochaną w nim kobietą. Stefan romansuje bowiem z Heleną, notabene naszą rodaczką. Mankell niezwykle drobiazgowo przedstawia świat jego uczuć, wspomnień, snów, pragnień. Czasem wręcz zbyt szczegółowo: "Stefanowi przyszło na myśl, że chętnie by się teraz poonanizował"[2].

Fabuła jest dość krwawa. Dla mnie kilka scen okazało się stanowczo zbyt brutalnych. Powieść zaczyna się od skrupulatnie opisanej egzekucji na dwanaściorgu zbrodniarzy hitlerowskich, a potem napięcie rośnie. Książka powstała jednak ze szczytnych pobudek. Nie od dziś Henning Mankell znany jest z zaangażowania w trudne problemy społeczne. Swoją postawę wyraża  nie tylko poprzez literaturę. W "Powrocie nauczyciela tańca" pisarz podejmuje trudny temat neonazizmu w Szwecji. Przypuszczalnie nazwy organizacji: Ocalmy Szwedzką Szwecję, Biały Aryjski Opór i Dobro Szwecji są fikcyjne, ale problem istnieje naprawdę. Giuseppe stwierdza: "To jakaś okropność. Myślałem, że faszyzm został pogrzebany raz na zawsze, a wygląda na to, że wciąż żyje i ma się dobrze."[3]

Groza sytuacji polega na tym, że poglądy faszystowskie głoszą nie tylko łatwo rozpoznawalni, hałaśliwi skinheadzi, ale również tak zwani zwykli obywatele. Oto co myśli na temat sytuacji w kraju nobliwa starsza pani, Elsa Bergren: "Dzisiejszą Szwecję zżera od środka niekontrolowana imigracja. Już sama myśl o tym, że na szwedzkiej ziemi stawiane są meczety, powoduje, że robi mi się niedobrze. Szwedzkie społeczeństwo znajduje się w stanie rozkładu. I nikt z tym nic nie robi".[4] Mankell przedstawia zarys historii narodowego socjalizmu w Szwecji na przestrzeni ostatnich osiemdziesięciu lat[5]. Znamienna jest na przykład historia o protestach uppsalskich studentów przeciwko żydowskim lekarzom szukającym azylu w Szwecji. W efekcie odmówiono im wjazdu do kraju.

Prawdopodobieństwo opisywanych wydarzeń jest cechą którą bardzo cenię w kryminałach. Nie lubię być traktowana jak dziecko. Tymczasem Mankell ma chyba niezbyt dobre mniemanie o rozsądku czytelników, skoro Giuseppe w plamach krwi na podłodze w miejscu zbrodni dostrzega... układ kroków tanga![6] Ręce mi opadły. Przypominam, że Larsson jest policjantem, a nie jurorem "You can dance". To jeszcze nie koniec. Złowieszczy motyw powraca - tym razem Stefan błyskawicznie odczytuje układ śladów w śniegu też jako schemat kroków tanga.[7] Nie muszę chyba dodawać, że jedna z kluczowych postaci to przybysz z Argentyny.

Od dziś zaczynam uważnie obserwować odciski butów pozostawione na różnych powierzchniach. A nuż trafi się walc angielski albo menuet. Może być mały problem z flamenco, bo polega na drobieniu w miejscu, a również z tańcem brzucha. Te taneczne symbole były tylko przygotowaniem do wielkiego finału: Stefan Lindman wysyła pocztówkę ze Szkocji, w której nonszalancko powiadamia Giuseppe, jak brzmi imię i nazwisko mordercy!  Zainteresowanych odsyłam na stronę 553, co oszczędzi im kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu straconych dni.

Zwykle czytając kryminały Mankella, nawet te udane, odnoszę wrażenie, że kilkadziesiąt stron jest dodanych trochę na siłę. Tym razem słowny nadbagaż okazał się przynajmniej dwa razy większy. Powieść wydała mi się nudna, zupełnie nie czułam w niej magii, która każe nam łapczywie połykać książki od zmierzchu do świtu.

Na okładce "Powrotu nauczyciela tańca" umieszczono kawałek układanki. Puzzle pojawiają się w powieści w roli epizodycznej, co na pewno ucieszy ich miłośników. Symbolizują nie tylko mozolne poszukiwanie prawdy, ale też moje wrażenia z lektury tej powieści. Każdy element literackiej układanki jest udany: wykorzystanie motywu danse macabre, drobiazgowe portrety psychologiczne głównych bohaterów, chłodny i mroczny klimat, spore napięcie towarzyszące rozwiązywaniu zagadki. Jednak te elementy złożone w całość tworzą obraz zamazany i chwiejny. Kurcie Wallanderze, wróć!
___________________
[1] Henning Mankell, "Powrót nauczyciela tańca", tłum. Ewa Wojciechowska, Wydawnictwo W.A.B., 2011, s. 128.
[2] Tamże, s. 407.
[3] Tamże, s. 209. 
[4] Tamże, s. 213. 
[5] Tamże, s. 271-272.
[6] Tamże, s. 54.
[7] Tamże, s. 486.

Moja ocena: 3+

Henning Mankell

18 komentarzy:

  1. Czyżby to był pisarz tylko jednego Wallandera? Jestem na 110 stronie i po krokach tanecznych tanga też :(.

    OdpowiedzUsuń
  2. Często jest tak że najlepsza jest pierwsza część, albo pierwsza książka która odnosi sukces, a następne książki nie dorównują pierwowzorowi niestety

    OdpowiedzUsuń
  3. Mankella mam w planach, ale nie wiem kiedy się za niego wezmę. Widzę jednak, że spieszyć się nie muszę:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. lirael, az mnie brzuch od smiechu rozbolal - urarowals moja niedziele! koleduje wlasnie przed komputerm, zbierajac sie do wykonania nastepnego wpisu z recenzja,a idzie mi opornie, bo na polu szaro-buro. teraz sie zdecydowanie obudzilam - i wypowiem na temat. nie tyle na temat ksiazki, bo nie czytalam - choc nie wiem czy nie widzialam ekranizacji?

    approach "kawa na lawe" j szalenie szwedzki - bo jakby ktos nie zroumial intrygi to byl mógl oskarzyc autora, ze zle opowiedzial historie. wszytsko ma byc demokratyczne i pisane takim jezykiem, zeby zrozumial najgorszy nieuk (nalezy unikac uczucia frustracji i gorszosci u nieuków!). nie ma gorszej obelgi niz zarzuc elityzmy - pisarz musi pisac dla mas

    jezeli chodzi o organizacje neonaizstowskie to dobije cie, ze dokladnie takie tutaj itsnieja (vitt ariskt motstånd http://en.wikipedia.org/wiki/White_Aryan_Resistance_%28Sweden%29 , bevara sverige svensk http://en.wikipedia.org/wiki/Bevara_Sverige_Svenskt ). opinia, ze w SE zyje za duzo obcokrajowców i poczucie zagrozenia tez sa szeroko rozpowszechnione i nie naleza do garstki ksenofobów

    mankell napisal pewnie kiepska ksiazke, bo za bardzo sie staral - chwala mu jednak za to, ze reaguje. niedawno slyszalam od kolezanki z grupy sieciowej, ze chodza jej ciarki po plecach jak widzi jak maszeruja tacy wygoleni. szwedzi, nie majac doswiadczenia wojny, slabo zdaja sobie sprawe do czego moze prowadzic tolerancja zachowania nazistów

    OdpowiedzUsuń
  5. a to się zmartwiłam, bo myślałam, że mankell będzie mnie zachwycał, i zachwycał, i zachwycał,a tu taka wtopa. Na pewno kiedyś przeczytam i skonfrontuję wrażenia. podrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ jane doe
    Do kroków na śniegu jeszcze przed Tobą kawałek. :)Ciekawa jestem, jak Ci się spodoba. To jest powieść z 2000 roku, więc potraktujmy ą jako wypadek przy pracy. :) Myślę, że Mankell był zmęczony Wallanderem i chciał od niego odpocząć.

    ~ Pisanyinaczej
    To prawda, często tom pierwszy bywa najlepszy, ale na szczęście nie zawsze. Na przykład "Ogniem i mieczem" nie uważam za najlepszą część Trylogii.

    ~ kasandra_85
    Od "Powrotu nauczyciela tańca" nie zaczynaj na pewno, bo to raczej będzie pierwsze i ostatnie spotkanie z twórczością Mankella. :)

    ~ blog sygrydy dumnej
    Czytając "Powrót nauczyciela tańca" często przypominałam sobie o Twoich notkach na temat wrogości Szwedów do cudzoziemców. Ta powieść jest dobrą ilustracją Twoich obserwacji.
    Cieszę się, że dostarczyłam odrobinę radości. Po książce jednak nie należy się jej spodziewać - jest smutna i przygnębiająca.
    Niecierpliwie czekam na pracowicie kończoną notkę, o której wspominasz!
    Przekonanie Szwedów, że pisarz musi pisac dla mas, to ich święte prawo, ale dlaczego zakładają, że te masy są porażająco tępe. Tam był jeszcze fragment o tym, że Stefan wraca w pewne miejsce w lesie po jakimś czasie i zauważa, że ktoś przełożył na inne miejsce patyczek, który leżał na ziemi! Założenie autora, że żaden czytelnik nie był w lesie i nie wyczuje absurdu tej sytuacji jest chyba błędne.
    To mnie zastrzeliłaś tymi organizacjami! Byłam przekonana, że są wytworem wyobraźni twórcy.
    Rzeczywiście, autor zareagował, wszystko wskazuje na to, że słusznie, bo problem jest jak najbardziej aktualny! :(

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ kasia.eire
    Ja też jestem niemile zaskoczona i mam nadzieję, że więcej takich niespodzianek ze strony Mankella nie przeżyję. Daj znać, jakie wrażenie zrobiła na Tobie ta powieść.

    OdpowiedzUsuń
  8. nie znam autora, nie mam oczekiwań wobec jego twórczości, nie lubię kryminałów i w ogóle - to nie moja bajka, ale miło jest sobie Ciebie poczytać ;)

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ Oleńka
    Biorąc pod uwagę brutalność niektórych scen, to nie jest na pewno dobra książka do oswajania się z kryminałami, gdyby kiedyś naszła Cię na to ochota. :)
    Ja również serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak sobie do Ciebie zaglądam i czytam i czytam aż pada nie ma Kurta, ale jak to ?? Niewierze !!!

    Pewnie kiedyś ją przeczytam, bo ja książki Mankella uwielbiam i będę musiała sama się przekonać czy bez niego to juz na prawdę nie to samo ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. podpisuję się pod Oleńką :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Powtórzę w takim razie za Tobą - skoro powieść jest nieudana - Kurcie Wallanderze wróć!
    :)
    Na każdą książkę Mankella czekałam zawsze z niecierpliwością, tym bardziej tak mi przykro...

    OdpowiedzUsuń
  13. chciałam tą przeczytać, ale cały czas się waham bo nie wiem czy zdzierżę brak Wallandera.
    Stefan Lindmann - kojarzę tą postać ze szwedzkiej wersji serialu o Wallanderze i tutaj mi on jakos kompletnie nie pasuje. Więc sama już nie wiem.. Do tego dochodzi cena książki kompletnie z kosmosu...ech

    OdpowiedzUsuń
  14. Do tej pory przeczytałam dwie pierwsze powieści Mankella, w których głównym bohaterem jest oczywiście Wallander. Mam o tym pisarzu całkiem dobre zdanie. "Powrót nauczyciela tańca" przeczytam gdy skończę serię o Kurcie.

    OdpowiedzUsuń
  15. ~ toska82
    Niestety, tak właśnie jest: ani śladu Kurta! Nawet wśród tych krwawych odcisków buta, ani nawet na śniegu. :)
    Jeśli masz ochotę, przeczytaj, ale obawiam się, że nie do końca warto.

    ~ bluedress
    Dziękuję i przesyłam serdeczności!

    ~ beatrix73
    Czytając "Powrót nauczyciela tańca" pomyślałam sobie, że Ty też raczej będziesz mocno rozczarowana jako zagorzała miłośniczka dzieł Mankella, podobnie jak ja. :(
    Bez Kurta jest kiepsko!
    O ile pamiętam, mają wkrótce wydać wybór opowiadań. Mam nadzieję, że występuje w nich nasz pupil!

    ~ Mary
    O cenie książki nie wspominałam, bo to już tradycja, jeśli chodzi o nowości Mankella. :( Jak się domyślasz, zapłaciłam co do grosza cenę z okładki, bo kupowałam powieść w dzień polskiej premiery. 49,90 zł. Nie wiem, skąd przekonanie wydawnictwa, że czytelnicy będą przekazywać kryminały w twardych okładkach w spadku kolejnym pokoleniom, ale tak to właśnie wygląda.

    ~~ Dosiak
    Ja na szczęście nie czytałam jeszcze wszystkich książek o Wallanderze, nie sięgam po nie w porządku chronologicznym (a szkoda!), więc trochę atrakcji wciąż przede mną. I już widzę, że muszę je stopniować, bo pozostałe powieści tego pisarza na kolana mnie raczej nie rzucą. Ciekawa jestem, jak będzie w Twoim przypadku.

    OdpowiedzUsuń
  16. Pomijając kwestię rozczarowania Mankellem bezwallanderowym (wielka, ach, wielka szkoda), zaczęłam się zastanawiać nad tymi śladami tanga... I wiesz, zależy od układu, ale jest w tangu tyle charakterystycznych kroków zostawiających nietypowe ślady (zwłaszcza przesunięć nogą po okręgu), że jeśli ktoś to kiedyś tańczył, to rzeczywiście nie da się nie rozpoznać. A jeszcze, jako adeptka flamenco wyjaśniam, że podłoże po tym tańcu też łatwo rozpoznać - wygląda jak zryte przez stado byków :D Ale na śniegu nikt tego chyba nie będzie tańczył, bo clou polega na tupaniu ;) Świetna recenzja. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ lilybeth
    Nie chciałabym podawać Ci zbyt wielu szczegółów technicznych, bo po pierwsze czytelnicy o słabych nerwach mogą tego nie znieść, a po drugie ocierałoby się to trochę o spoilerowanie, ale ujmijmy to tak: widzę pewne problemy techniczne przy odciskaniu tych śladów na podłodze (inne ślady zostawia tancerz, inne bezwładnie wleczona ofiara), tak by można było w nich kroków tanga się dopatrzeć i wydaje mi się kompletnie nieprawdopodobne, żeby policjant patrząc na krwawe plamy ujrzał w nich taneczne kroki, bo ofiara była torturowana dość strasznie i przypuszczalnie to nie były jedyne plamy. Ze strony autora to był na pewno efektowny pomysł, można go było jakoś wykorzystać, ale ten wariant mnie zirytował.
    Zazdroszczę flamenco, jest niesamowite! Pomimo niszczycielskiego oddziaływania na podłogi jest piękne. Tupanie w śniegu sprawdza się tylko wtedy, gdy w zimie długo czekamy na autobus! :)
    Dziękuję za miłe słowa i serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja mam obsesję na punkcie chronologicznego czytania, nie ruszę któregoś tam tomu z kolei, bez znajomości wcześniejszych. Też się zastanawiam jak ocenię Mankella, najwyżej zrobię przerwę w środku serii o Wallanderze i zapoznam się z powieściami, w których go nie ma.

    OdpowiedzUsuń