Jesień sprzyja nostalgicznym wspomnieniom. Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądały Wasze zapiski na temat przeczytanych książek w epoce przedblogowej?
W moim przypadku to były notatki w zeszytach. Nazbierało się ich aż piętnaście. Ostatnio wydobyłam je z szuflady i z sentymentem przejrzałam. To nie były opinie czy recenzje, ograniczałam się tylko do wypisywania ciekawych cytatów, czasem robiłam notatki. Żałuję, że nie wpisywałam dat.
W moim przypadku to były notatki w zeszytach. Nazbierało się ich aż piętnaście. Ostatnio wydobyłam je z szuflady i z sentymentem przejrzałam. To nie były opinie czy recenzje, ograniczałam się tylko do wypisywania ciekawych cytatów, czasem robiłam notatki. Żałuję, że nie wpisywałam dat.
Jak widać, wzornictwo brulionów dość urozmaicone, od Kubusia Puchatka po szkockie kratki. :)
Zeszyty bardzo dobrze spełniały swoją rolę, ale wciąż ich przybywało i coraz trudniej było cokolwiek znaleźć. Teraz też zdarza mi się je bezładnie wertować w poszukiwaniu jakiegoś cytatu i oczywiście najczęściej znajduję go w ostatnim zeszycie. :)
Potem funkcję zeszytów zaczęła spełniać Biblionetka, a zwłaszcza podsumowania poszczególnych miesięcy na forum. W lutym 2010 roku powstał ten blog, który cierpliwie przechowuje czytelnicze wspomnienia. Jest jak zielnik, dzięki któremu zasuszone wrażenia nie rozsypują się z czasem w pył.
Czy i jak zapisywaliście literackie przemyślenia, zanim Waszym życiem zawładnął blog? :)
Jeszcze wiadomość dnia: Zacofany w lekturze finalistą Konkursu na Najlepszy Blog Książkowy Roku!!! Teraz Wasze głosy na wagę złota. :) Informacje na temat głosowania tutaj.
Dla mnie epoka przedblogowa to epoka pisania maili, a wcześniej listów. Pisałam w nich głównie o podróżach, trochę o wydarzeniach kulturalnych; teatr, kino, musical, wystawa, czasami, choć rzadziej o książkach i raczej nie były to opinie, jakie dziś pisuję na blogu. Listy, od chwili nabycia komputera zostawiałam sobie w folderze korespondencji z różnymi odbiorcami. Podobnie, jak maile do dzisiaj pakuję je w pliki i foldery, choć przyznam, że od czasu kiedy moje wrażenia nabrały niemal publicznego charakteru pisuję dużo krótsze maile. Bywa, że jeszcze dziś pisząc o podróży, którą odbyłam dawno temu sięgam do moich zasobów komputerowych. No i kiedyś pisałam dziennik, ale on dotyczył zupełnie innych rzeczy. Zacofanemu gratuluję i zaraz zabieram się za głosowanie.
OdpowiedzUsuńU mnie to były notatki w dzienniku (cytaty również tam notowałam, albo na luźnych kartkach), ale raczej skrótowe, natomiast obszerniejsze zawierałam w listach do przyjaciół (a był czas, kiedy pisywałam kilkudziesięciostronicowe epistoły). Teraz do cytatów mam specjalny zeszyt formatu B5, żeby się za szybko nie skończył. I nadal dzielę się z przyjaciółmi przemyśleniami na temat lektur, tyle że w mailach - i już nie tak obszernych, ale bywa, że również imponujących objętościowo ;-).
OdpowiedzUsuńTwoja kolekcja zeszytów robi wrażenie.:) Ja przed założeniem bloga zapisałam tylko jeden zeszycik swoimi refleksjami (mam jeszcze pewien opasły brulion, który służy mi wiernie cały czas, ale tylko do notowania tytułu, autora wydawnictwa itp.). Kilogramy papieru zamazuję raczej szkicami, niż zapisami.;)
OdpowiedzUsuńNiesamowita kolekcja. Ja nigdy nie pisałam takich recenzji, nie miałam cierpliwości do pisania ręcznego, jestem pokoleniem w stu procentach skomputeryzowanym, komputer jest u mnie od piątego roku życia :D
OdpowiedzUsuń~ Guciamal
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, korespondencja też daje możliwość dyskusji o książkach, choć takie prawdziwe listy to już rzadkość. :) Zdecydowanie dominuje korespondencja w wersji elektronicznej.
To świetnie, że zachowałaś tyle maili na ciekawe tematy, bez problemu możesz teraz te notatki wykorzystać, a przede wszystkim dostęp jest ułatwiony i nie trzeba szukać godzinami potrzebnego fragmentu. :)
Ja też kiedyś próbowałam pisać dziennik i żałuję, że przestałam, bo teraz byłoby miło wrócić wspomnieniami do różnych wydarzeń sprzed lat. :)
~ Eireann
OdpowiedzUsuńDziennika bardzo zazdroszczę!
Niestety, przestałam zapisywać cytaty w zeszytach odkąd pojawił się w moim życiu blog i trochę tego żałuję, będę musiała chyba wrócić do tego zwyczaju, tym bardziej, że zeszyty teraz przecudnej urody! Maile imponujące objętościowo na pewno sprawiają Twoim adresatom mnóstwo radości!
~ Moreni
Przy Twoim talencie plastycznym grzechem byłoby nie zamazywać szkicami tych ton papieru! :) Taki rejestr, jaki prowadzisz, jest bardzo przydatny. Wydaje mi się, że zapiski o książkach w wersji elektronicznej są praktyczne, ale jednak taki namacalny ślad też ma dużo uroku i bywa przydatny. :)
~ Domi
OdpowiedzUsuńTo nie są recenzje, same cytaty i luźne zapiski. Niektóre dziś wydają mi się dość zabawne. :)
Ostatnio prawie w ogóle nie piszę ręcznie. Kilka dni temu musiałam napisać ok. dwie strony tekstu i nie ukrywam, że czułam się dziwnie. :)
też taki zeszyt miałam, zwany "Moimi barankami", które na okładce z książkami w różnych pozycjach pozowały- wpisywałam tam cytaty, oceny, krótkie spostrzeżenia i daty :) stąd też zrodził się pomysł pisania bloga między innymi. I tak oglądam sobie czasem ten zeszyt i powracam wspomnieniami, z łezką w oku lub śmiechem wesołym...fajny czas...
OdpowiedzUsuńteraz marzy mi się taki kalendarz MOLESKINE (http://sklep.moleskine.pl/produkt,979,978-88-6293-319-3,passion-book-journal.html )może Mikołaj mi w tym roku przyniesie:)
Lirael - masz naprawdę piękną kolekcję zapiskowych zeszytów. I pomimo kłopotów ze znalezieniem potrzebnych w danym momencie wpisów, z pewnością owe zeszyty dostarczają Ci wielu niespodzianek :) Ja przez długie lata prowadziłam sobie zapiski w takim ogromnie grubym zeszycisku, w okładkach imitujących zamsz. Wpisywałam tam reminiscencje z przeczytanych książek, cytaty, wklejałam bilety, wycinki z gazet, grafiki, wydruki z drukarek, zasuszone kwiatki, przez co zeszyt ów stawał się coraz grubszy i grubszy :) Dopiero dziś pomyślałam, że był to pierwowzór tak obecnie modnego scrapbookingu :) Mam go do dzisiaj i gdy nachodzi mnie nastrój na wspomnienia - on jest zawsze pod ręką ;)
OdpowiedzUsuń~ Kaś
OdpowiedzUsuńBaranki musiały być urocze, wszelkie owieczkowe wzory podobają mi się bardzo. We mnie też te zeszyty wywołują dużo emocji, też lubię sobie powspominać nie tylko same książki, ale i wydarzenia, które mi się z nimi kojarzą.
Widziałam Moleskine'a, ale cena wydaje mi się kosmiczna. :) Od razu nerwowo przeliczam na książki, które można by za tę kwotę kupić. :) Ale dla Mikołaja spokrewnionego z molem książkowym to może być inspirujący trop. :)
Lirael, nie zazdrość, przestałam go pisać już jakiś czas temu (z powodu braku czasu oczywiście), chociaż trzymam nadal z nadzieją, że jeszcze do tych zapisków wrócę :-).
OdpowiedzUsuńPowiem Ci też, że podobnie jak Ty raczej nie piszę ręcznie (tylko kartki z życzeniami, pozdrowieniami, jakieś notatki... a, i posty, bo nie umiem bezpośrednio na ekranie), ale zdarzyło mi się kilka razy pisać listy na komputerze i tylko podpisywać odręcznie już wydrukowane. Przyzwyczaiłam się do maili, i jakoś łatwiej mi się skupić, a pisanie ręczne jest zbyt wolne i myśli mają tendencję do uciekania.
~ Nemeni
OdpowiedzUsuńTo mogę tylko pozazdrościć tego zeszytu! Niedawno kupiłam piękny dziennik Beatrix Potter, pod względem artystycznym rewelacja, który niedługo zaprezentuję na blogu. On wygląda dokładnie tak, jak opisany przez Ciebie zeszyt! :) Nie tylko zapiski, ale rożne dodatkowe elementy pięknie wkomponowane w tekst.
To raczej dzieło plastyków, którzy przygotowali publikację, ale prace Beatrix są oczywiście wykorzystane.
A przy nastroju na wspomnienia taki notatnik jest na pewno idealny. :)
~ Eireann
OdpowiedzUsuńZazdroszczę jednak, bo na pewno łatwiej jest wrócić do rozpoczętego dziennika niż zaczynać od samego początku. :) Za jakiś czas na pewno będziesz szczęśliwa, że zapiski były kontynuowane. :)
Ja kiedyś uwielbiałam pisać ręcznie, sprawiało mi to wielką przyjemność, a już pisanie piórem to była wręcz rozkosz! :)
Co do skupienia, to wydaje mi się, że w moim przypadku nie ma znaczenia, czy wariant elektroniczny, czy papierowy. :) Na kartkach nie podoba mi się kreślenie, w edytorze tekstu wszystko odbywa się bardziej bezboleśnie. :)
no właśnie sama sobie bym MoleSkina nie kupiła (bo ileż bym za to książek mogła mieć), ale Mikołaj mógłby się postarać i zapewnić swojej ukochanej istotce miejsce, gdzie mogłaby swoje pasje jeszcze ręcznie opisywać (a dodam, że KOCHAM pisać ręcznie) :) Baranki były/są mega słodkie...
OdpowiedzUsuńPewnie tak, aczkolwiek elementem demotywującym są wpisy od Sasa do lasa, poczynione gdy przyszła fantazja, a zatem jeden w marcu, następny w lipcu, potem grudniowe...
OdpowiedzUsuńA tu się różnimy, bo wprawdzie mnie też denerwuje pokreślona strona, ale często z tych skrawków zdań buduję ostateczną wersję; a z edytora się wymazuje i koniec, przepadło.
U mnie pióro w ciągłym użyciu :-).
Cytaty, przysłowia, aforyzmy wpisywałam do malutkich notesików w kratkę. Zapiski na tematy książkowe- rzadko, na luźnych kartkach, ale najczęściej wcale. Od ponad roku (dłużej niż blog) mam zeszyt, w którym notuję listę tytułów przeczytanych książek(ściśle rachuję dopiero od 2011), listę książek do przeczytania, wypisałam też tak z grubsza najważniejsze tytuły/autorów poszczególnych literatur( angielska, francuska, skandynawska itp) i odhaczam, co już znam, a co chcę przeczytać. Robię też notki, które są podstawą potem do blogowych wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńPodziwiam skrupulatność i systematyczność, bez nich u mnie mnóstwo książek przeszło bez echa.
~ Kaś
OdpowiedzUsuńTo proponuję ręcznie napisać list do Mikołaja i dokładnie wyłuszczyć swoje prezentowe marzenia, zręcznie wplatając w treść link do sklepu internetowego Moleskine'a. :) A cenę chyba trzeba by napisać mikroskopijnymi cyferkami. :)
Lirael, będę wyczekiwać prezentacji dziennika Beatrix z wielkim biciem serca. Widziałam na Amazon te niewielkie przykładowe wyrywki i tylko mogę wyobrazić sobie to cudeńko w całości :)
OdpowiedzUsuńwow, to Ci się tych zeszytów nazbierało :)
OdpowiedzUsuńJa mam tylko dwa z przed ery blogowej, a od 2008 już wszystko na blogu sumiennie notowałam :)
Lirael, dziękuję Ci niezmiernie za propagowanie mojego sukcesu, bo tak oceniam wejście do tego finału:) A co do zapisek: to nie prowadziłem, poza I klasą szkoły podstawowej i gorzko żałuję, bo potem czytałem trzy razy tę samą Agatę Christie i dopiero pod koniec sobie przypominałem, że to już jednak znam. Na szczęście mam tę miłą cechę, że zapominam większość fabuł zaraz po odłożeniu książki:)) A kolekcja zeszytów imponująca. Czy istniał jakiś klucz doboru okładek? Kubuś Puchatek na wiosnę, szkocka, ciepła krata na jesień? :D
OdpowiedzUsuń~ Eireann
OdpowiedzUsuńWidocznie ważne wydarzenia miały miejsce z dużymi odstępami. :) Tym by się wcale nie przejmowała.
Masz rację, że przy ręcznym pisaniu można prześledzić to myśli, śledząc te wszystkie korekty, ale mimo wszystko wariant komputerowy do mnie bardziej przemawia. :) Pióra są boskie, szkoda, że coraz mniej osób z nich korzysta. Uczniowie prawie wcale. :( Królują długopisy, cienkopisy i żelpeny.
~ Agnesto
Bardzo praktyczne te notesiki, można ze sobą zawsze zabrać, nawet w podróż.
Luźne kartki w moim przypadku zupełnie się nie sprawdziły. Przez pewien czas robiłam ksero wybranych stron, żeby nie tracić czasu na przepisywanie, ale potem nie mogłam nad tymi stronami zapanować i zrezygnowałam. :)
U mnie też dużo książek przeszło bez echa, te z ery przedzeszytowej. :) Bardzo żałuję, bo sporo wtedy czytałam, w dodatku wiele książek, które nazwałabym jednymi z najważniejszych.
~ Nemeni
W moim przypadku rzeczywistość przerosła wyobrażenia, to jest coś niesamowitego wręcz. :) Zaprezentuję na pewno, bo uważam, że książka jest tego warta.
~ Toska82
OdpowiedzUsuńZapasik bardzo przydatny w długie, jesienne wieczory. :) Niektóre fragmenty nadal mnie zachwycają, niektóre z perspektywy czasu wydają się już mniej zachwycające. Ja też teraz na blogu wszystko sumiennie notuję i żałuję ogromnie, że nie zaczęłam wcześniej. :)
~ Zacofany.w.lekturze
Nie ma za co, a Twój sukces jest bezdyskusyjny!!! Serdecznie gratuluję i trzymam kciuki za kolejny etap.
Przypomniałeś mi, że u mnie w szkole w I lub II klasie podstawówki trzeba było prowadzić dzienniczek lektur! To polegało na tym, że w specjalnym zeszycie zapisywało się informacje o przeczytanej książce i jeszcze trzeba było wykonać ilustrację. :) Niestety, taki zeszycik nie ocalał wśród bezcennych szkolnych pamiątek. :) Chociaż przy najbliższej wizycie u rodziców sprawdzę. Dobór okładek był przypadkowy, ale koncepcja z ciepłą kratą na jesień bardzo przemawia mi do wyobraźni, może to było działanie podświadome. :)
A czy jakiś wpis sprzed lat czytany ostatnio zaskoczył Cię? Pytam, bo kiedyś wygrzebałam swoje wypracowania z klasy maturalnej i trochę się zdziwiłam;)
OdpowiedzUsuńCoś mi się zdaje, że zeszyt lektur w I klasie był odgórnym pomysłem;) Też miałam, acz szybko zaprzestałam tej praktyki. Od 1997 r. specjalnym organizerze zapisuję tytuły przeczytanych lektur (i daty). Czasem przeglądam i zdarza się, że tytuł nic mi nie mówi. M.in. z tego powodu wziął się mój blog;)
@Lirael: dzienniczek lektur był, rzecz jasna. Jako już wtedy namiętny czytelnik zapełniłem go tytułami przeczytanych książek, bynajmniej nie broszurek z wierszykami, a zamiast pochwał, że tyle przeczytałem, usłyszałem od pani, że za mało obrazków:( Kogo, u licha, mogło interesować malowanie debilnych obrazków, skoro czekały kolejne Muminki?? I tak oto zraziłem się do dzienników lektur:P
OdpowiedzUsuńProwadziłam zapiski w pamietniku, ale tylko tych książe, które mnie wyjątkowo poruszyły w pozytywnym bądź negatywnym sensie. Porządek w recenzjach mam odkąd prowadzę bloga.
OdpowiedzUsuńNiczego nie zapisywałam. Szkoda, że twoje zapisko niedatowane- mogłyby się nadać... do płaszcza:).
OdpowiedzUsuńOd dawna prowadzę notesik z wykazem przeczytanych lektur. Swoich wrażeń i opinii na temat przeczytanych książek nie zapisywałam. Mam również zeszyt (tylko jeden:)), w którym zapisywałam cytaty z książek i filmów, które zwróciły moją uwagę. Bloga zaczęłam prowadzić właśnie po to, żeby utrwalić swoje wrażenia po lekturze. Kolekcja Twoich notesów jest imponująca :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie zapisywałam wcześniej swoich przemyśleń. Owszem, mam taki jeden zeszyt z notatkami, ale głównie są w nim cytaty. Listę przeczytanych książek, zaczęłam dopiero tworzyć w 2008 roku. A to za sprawą akcji 52 książki w 52 tygodnie. Postanowiłam tak z ciekawości sprawdzić ile przeczytałam. A miałam daty zaznaczone w Biblionetce. Okazało się, że zaliczyłam 69. Wtedy stwierdziłam, że fajnie by było sobie dokładnie zapisywać przeczytane książki i autorów. No i postanowiłam w roku następnym pobić swój rekord. I tak 2010 rok zakończyłam z 111 książkami, dokładnym spisem w Biblionetce, spisem w Wordzie i planem założenia bloga :)
OdpowiedzUsuńWspaniała kolekcja!!! Gratuluję takiej wytrwałości. Teraz jest przynajmniej co wspominać. Mam nadzieję, że niejeden wpis z tych Twoich skarbów mocno Cię zadziwi.
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie prowadziłam takich zapisków. Myślę, że to szkoda, bo wiele przeczytanych książek dziś zatarło mi się w pamięci. Nieraz pamiętam wrażenie z lektury, elementy fabuły, a za nic nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Niekiedy jest odwrotnie - pamiętam tytuł a dalej nic.
Teraz, gdy prowadzę bloga, staram się systematycznie zapisywać zarówno tytuły przeczytanych książek jak i osobiste refleksje. I sprawia mi to ogromną przyjemność. Zaczęłam też bardziej systematycznie wynotowywać cytaty.
Ja rowniez prowadzilam dzienniczek lektur - zaczelam w podstawowce i kontynuuje (bez rysunkow) do dzisiaj. Najpierw w zeszytach, potem w komputerze. Odnotowuje kazda przeczytana ksiazke - tytul, autora i kilka slow komentarza (czasem tylko "Rozczarowanie" lub "Co za sciek"), dzieki temu faktycznie latwiej odnajduje sie w gaszczu lektur, ktore mam juz za soba. Zdarza mi sie wracac do jakiejs ksiazki i z przyjemnoscia porownuje moje "recenzje" z pierwszej i drugiej lektury. Te zapiski pomogly mi podczas pisania pracy magisterskiej - lapalam sie czasem na tym, ze jakis koncept jest mi juz znany, ale nie pamietam jego autora. Przerzucenie "Dzienniczka" umozliwialo mi odnalezienie namiarow na danego pisarza.
OdpowiedzUsuńWypisywalam rowniez cytaty z ksiazek, ale w innym zeszycie, ktory juz pewnie zaginal. Z niektorych ksiazek Margaret Atwood wynotowywalam pewnie co drugie zdanie ;) (do dzis pamietam dzieki temu fragment z jej "Alias Grace" o nogach pan, ktore sa tak niebezpieczne, ze trzeba zamykac je w klatkach-krynolinach :))
Ja rowniez bardzo lubilam pisac piorem, niestety moje dotychczasowe piora poginely w przeprowadzkach :(
Naprawdę świetny pomysł na wpis. U nikogo tego jeszcze nie było ;)
OdpowiedzUsuńU mnie epoka przedblogowa wyglądała bardzo podobnie jak u Ciebie. Odkąd skończyłam 13 lat zapisywałam tytuły przeczytanych książek w zeszycie. Nie było tam żadnych recenzji, czy opinii tylko notatki na marginesach i prosty system oceniania ;) Inny zeszyt słuzył do wpisywania cytatów lub całych fragmentów książek, które mi się podobały i tam też zawsze wtrąciłam coś od siebie. Podobnie było z obejrzanymi filmami. Kiedy odkryłam filmweb.pl tam przeniosłam moje oceny i opinie i powstał wtedy mój pierwszy blog o filmach. Niestety, jego żywot był bardzo krótki. Co ciekawe to był jeden z pierwszych takich blogów w polskim internecie, dlatego żałuję, że go usunęłam.
Jeśli chodzi o książki dalej prowadziłam zeszytową działalność do momentu kiedy odkryłam nakanapie.pl i później lubimyczytac.pl. Wtedy zaczęłam pisać recenzje i zamieszczać na portalach, a później założyłam jeden blog na blogspocie, który szybko usunęłam i przeniosłam się na wordpress. Mimo tego, że pisze teraz na blogu "działalność" zeszytowa nie zamarła ;)
kolekcje zeszytów masz piękną, ja tez zapisywałam cytaty:) zeszyty mam oczywiście:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~ Ania
OdpowiedzUsuńKilka zaskakujących wpisów znalazłam, niespodzianką było też kilka tytułów, o których prawie zapomniałam. :)
Ciekawa jestem, czy dzieci na początku szkoły podstawowej nadal muszą prowadzić te dzienniczki lektur. Pamiętam też, że w klasie funkcjonował tzw. łącznik z biblioteką, którego zadanie polegało na skrupulatnym robieniu statystyk wypożyczeń. :)
Wyższość blogu nad zestawieniem tytułów jest bezdyskusyjna. :)
~ Zacofany.w.lekturze
Ja akurat rysować bardzo lubiłam, więc nie stanowiło to większego problemu. :) Mimo to zastanawiam się nad sensem zmuszania dzieci do plastycznej ekspresji na siłę. :) U nas ten dziennik potem zanikł, chyba pani nie chciało się sprawdzać i nas zmuszać do prowadzenia. :)
~ Aneta
Mnie też blog zainspirował do większej dbałości o porządkowanie wrażeń. :) Recenzje w pamiętniku to też ciekawe rozwiązanie, można sobie od razu odświeżyć kontekst, w jakim książka została przeczytana i lepiej zrozumieć, dlaczego tak bardzo się podobała lub wręcz przeciwnie. :)
~ Iza
Cóż, niewątpliwie byłoby bardzo miło zobaczyć swoje nazwisko między Frank Anną a Gałczyńską Natalią, ale niestety, to niemożliwe. :)
~ Kaye
Dzięki, trochę się tych zeszytów przez lata nazbierało. :) Ty też na pewno z sentymentem zaglądasz do swojego spisu cytatów. Ja jestem pełna podziwu, że chciało mi się mozolnie przepisywać czasami długie fragmenty, nawet całe wiersze. :) U mnie też blog jest naturalnym przedłużeniem tych brulionowych zapisków i ma nad nimi pod kilkoma względami sporą przewagę. :)
~ Sardegna
OdpowiedzUsuńDla mnie też bardzo pomocna okazała się Biblionetka. Robiłam sobie zestawienie przeczytanych książek (nadal je robię, choć uaktualniam mniej regularnie). Do miesięcznych podsumowań mobilizowały mnie comiesięczne wątki o przeczytanych lekturach w stycznuiu, lutym, itd. Blog powstał, kiedy zorientowałam się, że trochę trudno mi nad tym wszystkim zapanować. :) 111 książek to bardzo dużo, gratuluję!
~ Balbina64
Dziękuję za miłe słowa. To prawda, miło się wspomina, przeglądając te zeszyty. :) Rzeczywiście może szkoda, że nie zapisywałaś wrażeń z przeczytanych książek, ale teraz jesteś z notatkami na bieżąco. Wpisy blogowe na pewno dostarczają tyle samo radości, co zeszyty, a mają nad nimi przewagę, bo nie żółkną i nie bledną z czasem. :)
~Katasia_k
Jak widać dzienniczek lektur to zjawisko powszechne. :) Widocznie było takie zalecenie narzucone z góry. Umieram z ciekawości, przy jakiej książce napisałaś "Co za ściek"! :D Masz rację, takie porównywanie wrażeń po kolejnych lekturach to bardzo ciekawe doświadczenie. Ostatnio mogłam tak zrobić z „Panią Bovary” i wspominam naprawdę dobrze. Żałuję tylko, że niezbyt często mam na to okazję, bo wciąż przybywa nowych książek. :)
Szkoda, że zaginął Twój zeszyt z cytatami, na pewno chętnie byś do niego zaglądała. Fragment z Atwood o krynolinach kapitalny! :) Swoją drogą to przedziwne, że jedne książki rozwiewają się w pamięci jak mgławica, tak że człowiek ma problem nawet z przywołaniem tytułu, a z kolei z innych pamięta się nawet całe fragmenty.
Niemiłą cechą piór jest to, że giną. :( Ja też mam często problemy z namierzeniem swojego, o nabojach nie wspominając. :)
~ Przyjemnostki
OdpowiedzUsuńPomysł na temat pojawił się spontanicznie, cieszę się, że przypadł Ci do gustu. Bardzo ucieszyło mnie to, że sprowokował kilka osób do takich ciekawych wyznań!
Niestety, wersja zeszytowa symultanicznie z wersją blogową to chyba jednak za dużo dla mnie, czasu nie starczyłoby mi już chyba na czytanie. :) Ale zazdroszczę, że Tobie to się udaje.
Filmów oglądam stanowczo za mało, żeby prowadzić oddzielny blog, czasami recenzje przemycam na książkowym. :)
Rzeczywiście, nasza droga do bloga przebiegła bardzo podobnie. :)
~ Montgomerry
Dziękuję! :) Jak widać cytatowe zeszyty to domena wielu moli książkowych. :)
Mnie epoka przed blogowa, kojarzy się z tym, że swoje wrażenia dotyczące wycieczki wpisywałam w zeszycie, uzbierało się ich już trochę, bardzo często do nich teraz wracam.
OdpowiedzUsuń~ Monika
OdpowiedzUsuńTo musiała być ciekawa wycieczka, skoro aż tyle wrażeń było godnych zanotowania. :) Na pewno zeszytowe zapiski ułatwiają powrót myślami do tamtych czasów.
Zapisywałam tylko autorów i tytuły, w zeszytowym skorowidzu (tak to się nazywa, co ma literki z boku?). Potem była biblionetka, jakieś forum, gdzie się dzieliłam przemyśleniami z lektur, potem jakiś zeszyt, gdzie był groch z kapustą - lista zakupów, numery telefonów, opinie o książkach i cytaty.
OdpowiedzUsuńA teraz to jestem uzależniona od zeszytu, o czym dobitnie świadczy to:
http://mcagnes.blogspot.com/2011/04/takie-tam-rozterki-naprawde-chodzi-o-to.html
gdzie piszę recenzje czy tam opinie, dopiero potem wędrują one na bloga. Piórem, oczywiście.
Bardzo lubię pisać ręcznie.
Jestem pod wrażeniem! Możesz je teraz przepisać do bloga i z miejsca zyskasz kilkaset pomysłów na wpisy ;) Ja pisałam po prostu pamiętnik. Przerwałam jakieś dwa lata temu z braku czasu na pisanie, ale wciąż robię notatki w kalendarzach, zapisuję, co kiedy się wydarzyło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sol
PS. Zauważyłam, że ostatnio blogger szwankuje, tzn. gdy ktoś ma mój blog w linkach na stronie, to nie aktualizują mu się tam moje wpisy (widać link do jakiegoś starego, a nowe się nie pojawiają). Na moim blogu również wyświetlają się nieaktualne wpisy niektórych osób na liście linków. Czy Ty też zaobserwowałaś coś takiego? Teraz wszystkich pytam, bo ciekawa jestem, ile osób ma podobny problem ze swoim blogiem lub ze śledzonymi i czy da się coś z tym zrobić.
~ Agnes
OdpowiedzUsuńWidzę, że koleje blogowego losu mamy bardzo podobne. :) Piękne te notesy! W empiku są niesamowite kalendarze na 2012 r. trochę zbliżone w typie, niestety, ceny raczej demotywujące. :)
W moim przypadku ręcznie robione są tylko luźne notatki, recenzje powstają w wersji elektronicznej.
~ Sol
Do przepisywania te notatki nie bardzo się nadają, są w stanie surowym. :) Życzę wytrwałości w prowadzeniu pamiętnika, wydaje mi się, że warto. :)
Zauważyłam, że czasami linki uaktualniają się z opóźnieniem, nie mam pojęcia od czego to zależy. W przypadkach ekstremalnych to trwa kilka godzin, ale zdarza się rzadko.
Mam sześć grubaśnych notatników z zapiskami codzienności. Żaden z nich nie jest poświęcony samym lekturom, ale przewijają się w nich dość znacząco. Opisy pierwszych pocałunków mieszają się tam z wrażeniami z koncertów, tekstami piosenek, cytatami, rozmyślaniami inspirowanymi lekturą. Są tam przeróżne bilety i inne popierdółki. Mam też pudło listów napisanych do wtedy-jeszcze-nie-męża z Londynu. Cudowne źródło wspomnień :). Teraz nie prowadzę już takich dzienników, nie mam czasu (a może nastroju / chęci / inwencji?) W ogóle prawie już nie piszę na papierze - myśli potrafię zebrać tylko przed komputerem. Po przejrzeniu tych notatników doszłam do wniosku, że ich urok polega właśnie na tym, że są takie nieuporządkowne, dygresyjne, jedna myśl przechodzi w inną w zupełnie niekontrolowany sposób - ot, taka moja namiastka strumienia świadomości ;)
OdpowiedzUsuń~ Grendella
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny muszę wyrazić zazdrość, bo możliwość wertowania takich zeszytów i listów po latach wydaje mi się nader kusząca. :) Wspaniale, że mąż zachował korespondencję, teraz to wręcz bezcenna pamiątka! Mnie też bardziej odpowiada zapis komputerowy. Kiedyś próbowałam w czasie wakacyjnego wyjazdu napisać recenzję przeczytanej książki ręcznie i miałam z tym kłopot. Człowiek jednak łatwo przyzwyczaja się do różnych wygód. :)
Mam nadzieję, że kiedyś wykorzystasz elementy Twojego zeszytowego strumienia świadomości na blogu. :)
zeszyty a i owszem, były, ale to tak dawno, że aż strach pomyśleć. Potem - gdy zaczęła się era internetu, historia wyglądała mniej więcej tak (http://artrock.pl/recenzje/50819/marillion_size_matters.html)
OdpowiedzUsuńAle czasami też wracam do tych starych przemyśleń. Choć czyta się je podobnie, jak ogląda stare fotografie :)