„Czerwona księżniczka” wychodzi z
szafy
Tę książkę koniecznie powinny
przeczytać osoby, które mając dzieci, postanowiły poświęcić się karierze
politycznej pod sztandarami dowolnie wybranej partii. Zanim rzucimy się w wir
spotkań z wyborcami, warto poszukać odpowiedzi na dwa pytania: jak całkowity brak wolnego czasu i ciągłe wyjazdy wpłyną na życie rodzinne i czy córka lub syn będzie
w stanie udźwignąć nienawiść naszych przeciwników. Niestety
rodzice Moniki Jaruzelskiej najwyraźniej tych pytań sobie nie zadali. Paczka z
bananami od Fidela Castro i przydzielane po znajomości role na szkolnych
akademiach nie zastąpiły tego, co najważniejsze.
Srodze zawiodą się czytelnicy,
którzy liczą na polityczne sensacje w „Towarzyszczce Panience”. Nic z tych
rzeczy. Już na wstępie dowiadujemy się, że książka powstała w zupełnie innym
celu. Autorka właśnie zaczyna kolejny rozdział w życiu, poza tym zbliżają się jej pięćdziesiąte
urodziny. Wydanie wspomnieniowej książki nazywa swoim „wyjściem z szafy”. Nie chodzi tylko o zerwanie ze
światem mody i nowe wyzwania zawodowe, ale również o przekazanie swojego punktu widzenia i polemikę z dziesiątkami plotek.
Zdjęcie z książki. |
Ze wstępu dowiadujemy się, że książka
jest zbiorem krótkich tekstów, które Monika Jaruzelska trafnie porównuje do puzzli. Elementy
układanki są rozmaite: wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości (moim
zdaniem najciekawsze i najbardziej udane fragmenty), sylwetki znanych ludzi na
wzór popularnych „alfabetów” (podobały mi się najmniej), przebieg kariery zawodowej, opowieści o synku oraz
impresje z licznych podróży z ojcem i spotkań ze znanymi
osobistościami (między innymi z Janem Pawłem II, Michaiłem Gorbaczowem, Fidelem Castro, Muammarem Kaddafim,
Kim Ir Senem). Różnorodne są też nastroje i literacki poziom tekstów.
Wspominki uzupełniono fotografiami z rodzinnego albumu.
Czy książka z uśmiechniętym
bobasem na okładce, w domyśle lekka i pełna dykteryjek, może
przygnębiać? Okazuje się, że tak. W „Towarzyszce Panience” jest wiele anegdot,
ale przygniótł mnie ciężar wrogości, z którą autorka musiała sobie radzić przez
wiele lat, bo „dzieci znanych rodziców dziedziczą również nienawiść”[1].
Nikogo nie interesowało to, że nastolatka nie ma nic wspólnego z politycznymi decyzjami ojca. Mimo upływu lat nadal
właściwie nic się nie zmieniło: autorka wspomina, że na forach internetowych widuje
ociekające jadem uwagi na swój temat, naszpikowane epitetami typu. „czerwone nasienie”.
Generał Jaruzelski kojarzy mi się bardzo źle, choć mam świadomość, że kompetentna ocena jego postaci należy do historyków. Jednak w obrazie rodziny, jaki wyłania się z „Towarzyszki
Panienki”, to on wydaje się lepszym rodzicem niż matka. Pani Jaruzelska budziła we mnie
nieprzyjazne uczucia. Apodyktyczna „królowa”, ostentacyjnie elegancka, skoncentrowana na
sobie, wiecznie niezadowolona z jej zdaniem za mało efektownej córki,
o której często mówiła „to zdechłe”. W opinii Moniki Wojciech Jaruzelski to
z kolei całkowite przeciwieństwo żony, introwertyk, klasyczny pracoholik, spędzający mnóstwo czasu poza domem, często pogrążony w swoich myślach, melancholijny i
wiecznie przygnębiony. Autorka sugeruje wręcz, że to pesymizm i poczucie zagrożenia determinowały
jego najważniejsze decyzje. Również tę o wprowadzeniu stanu wojennego.
Pozornie dzieciństwo „czerwonej
księżniczki” opływało w luksusy. Tak naprawdę mała Monika właściwie była
pozostawiona sama sobie. W domu czuła się okropnie, stąd ucieczki i
szukanie
wsparcia u przyjaciół. Kilkakrotnie wspomina, że w tamtych czasach
lubiła spędzać czas z
ochroniarzami ojca, którzy byli dla niej czymś w rodzaju rodziny
zastępczej. Zwracała się do nich per „wujku”, a z niektórymi wciąż
utrzymuje kontakt.
Wydaje
mi się, że lepiej niż tysiąc słów sytuację w rodzinie państwa Jaruzelskich oddaje
to zdjęcie:
Zdjęcie z książki. |
Zaskoczyło mnie to, że matka ostentacyjnie
słuchała Wolnej Europy, a ojciec podrzucał studiującej polonistykę Monice
książki z drugiego obiegu wydawane przez paryską „Kulturę”.
„Towarzyszka Panienka” to właściwie gotowy
materiał na powieść psychologiczną. Są nawet akcenty sensacyjne, jak na
przykład zorganizowany przez babcię chrzest trzyletniej Moniki w czasie wakacji
w Kościelisku, w zupełnej tajemnicy przed rodzicami. Z sentymentu dla tego
wydarzenia w tym samym miejscu został ochrzczony jej synek, Gucio.
Podoba mi się szczery,
rzeczowy ton wspomnień. Autorka otwarcie pisze o tym, że nie sprawdziła
się w roli wnuczki, kiedy babcia umierała na raka, o
czasem rozpaczliwych próbach poradzenia sobie z przerastającymi ją sytuacjami. Nie kreuje się
na ofiarę. Dementuje plotki na swój
temat. Z ironią dystansuje się wobec
nimbu „czerwonej księżniczki”. Mówi o życiu pod lupą, o nieustannym
doszukiwaniu się drugiego dna – nawet imię jej jamnika, Boluś, uznano
za polityczną prowokację. Jaruzelska tłumaczy też, dlaczego nie
zdecydowała się na
zmianę nazwiska, co zdaniem niektórych rozwiązałoby część problemów.
Zaskoczyła mnie też wyznaniem, że niesłusznie otaczała ją sława
politycznej
buntowniczki, ponieważ konflikty z rodzicami miały zupełnie inne
podłoże. Myślę, że niejedna osoba na jej miejscu wyraźnie podkreślałaby
różnice światopoglądowe, kompletnie odcinając się od rodziny.
Oczywiście bardzo
zaciekawiły
mnie wątki literackie. Autorka opowiada o bibliotece rodziców, o
oglądaniu ilustracji w „Dziadach” Mickiewicza, o torturach przy lekturze „Trylogii”, o fascynacji
Żeromskim i „Konopielką” Redlińskiego, którą nazywa najważniejszą
książką swojego życia, a także o poezji Tuwima. Z przyjemnością czytałam
też o jej miłości do
czworonogów, a zwłaszcza psów i mam żal do pań redaktorek o to, że najwyraźniej
ograniczały jej wynurzenia na ten temat: „o
zwierzętach mogłabym pisać w nieskończoność, ale wydawca zabronił”[2].
Monika Jaruzelska bez
ogródek
mówi o swoim światopoglądzie, życiowych wyborach i charakterze. Pod
kilkoma względami różnimy się znacznie, ale szanuję ją za to, że nigdy nie wybierała najłatwiejszych ścieżek. Wyjście z szafy też wymagało odwagi.
_______
[1] Monika Jaruzelska, Towarzyszka Panienka, Wydawnictwo czerwone i Czarne, 2013, s. 75.
[2] Tamże, s. 163.
Moja ocena: 4
Monika Jaruzelska. [Źródło zdjęcia] |
Którejś nocy sen był dla mnie towarem deficytowym, więc włączyłam usypiacz TV. Przypadkiem trafiłam na rozmowę Janiny Paradowskiej z Moniką Jaruzelską. Jak zawsze zaskoczyła mnie "normalność" Moniki, jej dystans do siebie. Od zawsze zastanawiałam się jak funkcjonowała i funkcjonuje w cieniu kontrowersyjnego ojca. Książki nie znam, nie było mi jeszcze dane, nie nadążam. Pani Monika zapowiada kolejne książki, więc może i o zwierzętach w nich będzie więcej :-)
OdpowiedzUsuńTak, ta "normalność" jest uderzająca. Według mnie książka potwierdza, że Monika Jaruzelska jest bardzo naturalną osobą, a siebie postrzega w zdrowych proporcjach.
UsuńKupując tę książkę, obawiałam się trochę, że będzie skrzyć się ploteczkami o celebrytach, ale na szczęście jest zupełnie inaczej. "Towarzyszkę Panienkę" polecam, nie tylko jako dokument tamtych czasów.
O funkcjonowaniu w cieniu ojca jest sporo, ale autorka nigdy nie kreuje się na męczennicę. W pewnym okresie interesowała się psychologią, również zawodowo, i mam wrażenie, że zdobyta wiedza pozwoliła jej się lepiej z tym wszystkim uporać.
Jeśli powstanie książka o Bolusiu oraz innych stworzeniach dużych i małych, już wpisuję się na listę potencjalnych czytelników, bo mam niedosyt. W "Towarzyszce Panience" jest natomiast kapitalny rozdział o króliku.
"Bananowe dzieci" budziły zazdrość dostępem do przywilejów i luksusowych dóbr, ale mało kto się zastanawiał, czy faktycznie jest im czego zazdrościć i czy one nie wolałyby być dziećmi zwykłych Kowalskich z bloku. Przykład ekstremalny córka Stalina.
OdpowiedzUsuńWczoraj ze zdziwieniem dowiedziałem się, że dzieci miał Bierut, w tym córkę z Małgorzatą Fornalską - i to też dramatyczna historia: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/corka-boleslawa-bieruta-zdradza-nieznane-fakty-nt-,1,5333128,wiadomosc.html
Dzisiaj z perspektywy czasu, oceniając już sytuację jako dorośli, chyba rzeczywiście nie było czego zazdrościć, zwłaszcza jeśli miało się normalną rodzinę. Ale w "tamtych latach" - na takie wyważone podejście trudno się było zdobyć dzieciom. Pamiętam swój podziw dla swoich rówieśników, którzy jako dzieci lokalnego establishmentu wyjechały do ... Bułgarii :-) i radość w domu gdy dwa razy do roku (ale nie corocznie) pojawiały się banany albo pomarańcze. Było - minęło, na szczęście.
UsuńU nas w klasie establishmentu nie było, więc raczej po cichu zazdrościliśmy koleżance, która miała rodziców w Anglii, a pod koniec lat 80. koledze, którego matka jeździła na handel do Turcji:)
UsuńU mnie w klasie też byli tacy szczęściarze ale to było co innego. Ich wyjazdy nie były w żaden sposób uzależnione od funkcji politycznych rodziców tylko o "szczęścia" (w przypadku rodziny za granicą - sam miałem) oraz determinacji i przedsiębiorczości (w przypadku handlu).
Usuń~ Zacofany w lekturze
UsuńW przypadku Moniki Jaruzelskiej określenie "bananowa młodzież" nabiera szczególnego znaczenia, bo wzmiankowana przeze mnie owocowa paczka od Fidela Castro to autentyczna historia. :)
Po przeczytaniu tej chwilami depresyjnej książki odetchnęłam z ulgą, że moje dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej i pozbawione było ekskluzywnych bonusów.
Dzięki za link do historii Aleksandry Jasińskiej-Kani, ja też nie miałam pojęcia o istnieniu tej osoby, a to faktycznie kolejny dramat.
Zauważyłam, że ostatnio jest wysyp relacji potomstwa prezydentów, pierwszych sekretarzy, etc. Na przykład niedawno ukazało się u nas tłumaczenie dziennika Mazarine Pingeot, ukrywanej córki Miterranda.
~ Marlow
Wtedy na to wszystko patrzyło się zupełnie inaczej i to zrozumiałe, że u dziecka wojaże kolegów do Bułgarii wywoływały zazdrość i frustrację. Pamiętam, jak straszliwie zazdrościłam mojej przyjaciółce autentycznej lalki Barbie. :)
U nas pojawiały się też pomarańcze kubańskie w dość specyficznym, zjadliwie zielonym kolorze. :)
W szkole podstawowej sensację budził tatuś jednej koleżanki, który pracował w Mongolii (był weterynarzem) i pamiętam, że kiedyś opowiadał o swoich wrażeniach na godzinie wychowawczej. W liceum już było więcej osób z rodzicami pracującymi za granicą. Najbardziej egzotyczny kraj to Libia, mama koleżanki pracowała tam jako pielęgniarka. Wśród moich znajomych nie było osób z tzw. partyjnego establishmentu, ale wtedy na pewno pod względem materialnym wyróżniały się na tle innych dzieci już na etapie przedszkola.
Teraz kto żyw spisuje wspomnienia. Ostatni taki wysyp był na początku lat 90., kiedy oficyna BGW zapłaciła chyba wszystkim w naszym kraju za spisanie memuarów:))
UsuńW dobie kryzysu z płaceniem może być różnie. :) Ostatnio też wspomnień mnóstwo, listów zresztą też. Już chyba skończył się asortyment najbardziej znanych VIPów, wydawcy powoli sięgają po pamiętniki mistrzów drugiego planu. :)
UsuńZaczynam mieć wrażenie, że wydaje się zdecydowanie za dużo i niekoniecznie rzeczy wartych wydania. A wznowienia Zoli w całości nikt się nie odważy podjąć, choćby się na wampirach i Greyach majątku dorobił:P
UsuńNa przykład - przy całym szacunku dla talentu Macieja Stuhra - pomysł wydania autobiografii w jego wieku wydaje mi się trochę dziwny. No, chyba że z góry zaplanowane są kolejne tomy. :)
UsuńNie przewiduję wielkiego zainteresowania książkami Zoli u polskich czytelników. :( W ogóle wydaje mi się, że teraz idea "dzieł wszystkich" a nawet i "wybranych" jest w fazie agonii.
Maciej Stuhr to pół biedy, autobiografia Justina Biebera to jest dopiero dzieło:) Gdyby wydawcy zechcieli na promocję dzieł wszystkich albo wybranych Zoli wydać choć dziesiątą część tego, co idzie na promowanie Greya, to byłbym spokojny o rozejście się przyzwoitego nakładu. No ale ja się chowałem na biografiach wydawców-idealistów, którzy z własnej kieszeni dopłacali do deficytowych dzieł Norwida czy innych wieszczy.
UsuńObawiam się, że Justin lada moment trafi do taniej jatki, on już jest démodé. Teraz wśród gimnazjalistek na topie jest One Direction, oczywiście już wydano u nas ksiązkę o zespole pod zachęcającym tytułem "Siła marzeń".
UsuńW tej chwili do publikacji dzieł mógłby dopłacać chyba tylko sponsor, który zażądałby umieszczenia logo na okładkach. Wyobrażam sobie "Pana Tadeusza" z barwną reklamą przyprawy do bigosu na obwolucie.
O proszę, to jestem do tyłu z fascynacjami nastolatków:))
UsuńZa to mogę sobie wyobrazić wydanie Pana Tadeusza z "lokowaniem produktu": przy słowach "W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną" na marginesie subtelna reklama tejże przyprawy, a przy "Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju" kolorowe logo sieci kawiarni:PP
:D A w scenie polowania niedźwiedzia dyskretnie zastąpiono by żubrem i już byłoby kolejne lokowanie produktu. :) Natomiast przy dzięcielinie i gryce oczywiście dyskretne logo producenta nawozów sztucznych. :)
UsuńMożliwości są nieograniczone:)) O biureczko Telimeny pozabijają się wszyscy producenci mebli w Polsce :P
UsuńA o mrówki producenci preparatów przeciwko owadom. :) Mrówki na ilustracji będą ubrane w koszulki z ich logo. :)
UsuńMoże zacznijmy od razu szukać reklamodawców:P
UsuńKoniecznie! :) Spory potencjał wyczuwam też u Sienkiewicza - np. kolubryna i producent wędlin lub karmy dla psów ("naści, piesku, kiełbasy"). :)
UsuńO jakiej autobiografii Stuhra mowa?
UsuńLirael: spokojnie możemy rozkręcić wydawanie klasyków na potrzeby biznesu, dla każdej branży coś się znajdzie:)
Usuń~ Ania
UsuńBardzo przepraszam za pomyłkę, niesłusznie uznałam "W krzywym zwierciadle" za autobiografię, a to nieprawda.
~ Zacofany w lekturze
:D Wchodzę w to!
Już się bałam, że ego MS jr nagle się rozbuchało.;)
UsuńNa szczęście to tylko moje niedopatrzenie. :)
UsuńDla mnie młoda Jaruzelska była zawsze ciekawą postacią. W czasach, gdy czytywałam Twój Styl, b. lubiłam jej artykuły. Podobał mi się jej styl i obecnie też świetnie się prezentuje. Pamiętam, że planowała pracę magisterską (?), w której miała "położyć" Dostojewskiego na kozetce u psychoanalityka. Wydało mi się to błyskotliwe.
OdpowiedzUsuńDzieciom znanych osób nie zazdroszczę, muszą starać się znaczniej bardziej niż osoby bez koneksji, aby udowodnić swoją wartość. Dzieci polityków mają tym bardziej pod górkę.
Studiowałam na wydziale, na którym wcześniej przez lata królowała starsza Jaruzelska - wypowiadano się na jej temat tylko uszczypliwie. Natomiast ojciec, abstrahując od jego działań politycznych, miał b. ciekawy życiorys (patrz: wywiad Torańskiej).
Mnie też zawsze intrygowała, a po przeczytaniu książki myślę o niej znacznie cieplej.
UsuńTo prawda, wygląda młodo i kwitnąco, zaskoczyła mnie wzmianka o pięćdziesiątych urodzinach.
Psychoanaliza bardzo ją interesuje, nawet miała zamiar zająć się profesjonalnie terapią, ale z przyczyn wyjaśnionych w "Towarzyszce Panience" zrezygnowała.
Po lekturze tej książki wręcz współczuję dzieciom luminarzy, a polityka wzbudza we mnie jeszcze większy niesmak niż wcześniej.
Rozmiar nienawiści, z którą spotyka się M. Jaruzelska jest porażający i dlatego odebrałam tę książkę jako przytłaczająco smutną: jak można obwiniać kogoś za to, że urodził się w tej, a nie innej rodzinie? Autorka nie przesadza. Zajrzałam do artykułu o jej książce w internetowej wersji "Wprost" i lektura komentarzy pod tekstem wprowadziła mnie w osłupienie.
Po przeczytaniu "Towarzyszki Panienki" Wojciech Jaruzelski wydał mi się postacią jeszcze bardziej enigmatyczną niż wcześniej.
Mnie mimo wszystko zastanawia ta agresja. Rozumiem, że można nienawidzić jej ojca, ale czepianie się dziecka (nawet mocno dorosłego), tylko dlatego, że miało pecha urodzić się w niepopularnej rodzinie, świadczy o bezmyślności.
UsuńTeż tego nie rozumiem. Takie ferowanie kamiennych wyroków za to, na co człowiek nie ma najmniejszego wpływu, jak na przykład wybór rodziców, jest dla mnie nie do przyjęcia i bardzo źle mi się kojarzy.
UsuńMam nadzieję, że podmuchy tej wrogości nie dosięgną Gucia.
Zwłaszcza że większość oskarżycieli w podobnej sytuacji raczej nie uciekłaby z domu i nie zażądała zmiany nazwiska.;)
UsuńMyślę, że rówieśnicy syna MJ nie będą obciążeni takimi uprzedzeniami jak ich dziadkowie, bo pokolenie Jaruzelskiej chyba też już ma luźniejsze podejście.
Mam nadzieję, że Gucio już nie będzie musiał dementować ploteczek na swój temat.
UsuńNajpierw zdziwiła mnie decyzja M. Jaruzelskiej, że syn będzie miał podwójne nazwisko, ale po chwili doszłam do wniosku, że jest całkiem rozsądna: jeśli Gucio pozna kogoś, kto ocenia ludzi na podstawie ich nazwisk, w sumie lepiej żeby ujawnił swoje dziwne podejście już na samym początku znajomości.
A u mnie dziś dzień bierutowy
OdpowiedzUsuńhttp://spoleczenstwo.newsweek.pl/corka-bieruta--procent-od--kapitalu-,99566,1,1.html
Chyba kupię sobie "Kobiety władzy PRL" Kopera,m ale najpierw "Kronos" Gombrowicza. Właśnie był przyszedł :-)
Mnie też ten temat bardzo zaintrygował. Mam nadzieję, że prof. Aleksandra Jasińska-Kania napisze tę książkę wspomnieniową. Bardzo jestem jej ciekawa, choć też na pewno będzie bolało.
Usuń"Kronosa" oglądałam w księgarni, ale chwilowo się wstrzymałam. Będę wyglądać Twoich opinii.
Widziałam w PnŚ rozmowę ją w rozmowie bodajże z Hanna Lis właśnie o tej książce. Mówiła, że nie ma w tej ksiązce żadnych skandali czy sensacji. Myślę, że nie miała łatwego życia i nie za wiele zaznała miłości od rodziców.
OdpowiedzUsuńŻałuję, że przegapiłam ten wywiad.
UsuńBrak skandali dla mnie jest plusem, ale czytelnicy nastawieni na polityczno-obyczajowe jatki mogą się poczuć rozczarowani. To jest spokojna, wyważona opowieść, jak mówi sama autorka "bez etosu ani patosu".
Wydawać by się mogło, że Monika była rozpieszczoną pannicą, której brakowało tylko ptasiego mleka, ale rzeczywistość była inna. Odnoszę wrażenie, że rodzice stawiali przed nią wyłącznie wymagania, nie dając z siebie prawie nic.
Nie czytałam dotąd tego typu książek; wspomnień dzieci, żon, czy krewnych polityków, bowiem obawiałam się właśnie tego obyczajowo-politycznego tła. Na Monikę Jaruzelską patrzyłam w zupełnym oderwaniu od jej pochodzenia, nie znając osoby trudno było mi ją oceniać w kontekście działań ojca, ale też tak naprawdę usłyszałam o jej istnieniu, kiedy zaczęła współpracować z Twoim stylem. Czytając biografię Królowej Wiktorii myślałam sobie, jakie to szczęście, że urodziłam się w normalnej (no może nieco pokręconej, ale jednak normalnej) rodzinie, a nie np. w rodzinie królewskiej czy rodzinie polityków (takie zresztą miałam też myśli czytając biografię Sissi). Dzieci władców mają chyba jeszcze bardziej przechlapane niż dzieci polityków. Pamiętam, jak pewien znany polityk opowiadał w wywiadzie o planach sylwestrowych; tworzeniu programu nowej partii oraz o północy złożeniu życzeń żonie. Biedactwa (dzieci, bo żona to raczej widziała, co brała). Zastanawiam się, czy jego życiorys by cię interesował, a to z powodu twojej miłości do czworonożnych, bowiem polityk ten był nazywany dość agresywnym pieskiem pewnego stronnictwa:)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że nie fascynujesz się polityką, kilka razy o tym wspominałaś. Twoje poglądy podzielam, a "Towarzyszka Panienka" uświadomiła mi, że jest to jeszcze bardziej nieciekawa dziedzina życia niż sądziłam. Na pewno czasy się zmieniły, ale mimo wszystko.
UsuńO współpracy z "Twoim Stylem" Jaruzelska wspomina w swojej książce. Podobno pani redaktor naczelna była niezwykle wymagającą osobą.
Ja też mam w planach biografię Wiktorii. :)
Zgadzam się z Tobą, że dzieci władców miały jeszcze gorzej, bo w grę wchodziły aranżowane śluby i jeszcze większa ingerencja w prywatność.
Obawiam się, że sylwestrowe zachowania tego pana jest normą w świecie polityków. Mimo pieskowych skojarzeń nie ma usprawiedliwienia dla takiego faux pas wobec najbliższych.
Po przeczytaniu książki Jaruzelskiej dochodzę do wniosku, że bycie dobrym rodzicem, na którego dziecko zawsze może liczyć i polityka po prostu wykluczają się.
O kurcze, czyli powtarzam się :( - znaczy z tą polityką :) Ale zawsze, jak robię nowy wpis wydaje mi się, że może zajrzy jakaś nowa dusza i a nuż pomyśli, że guciamal to polityczne zwierzę - a wtedy tragedia :)
UsuńAbsolutnie nie nazwałabym tego powtórzeniami, to było w różnych miejscach i kontekstach. Skwapliwie zapamiętałam, bo myślę podobnie. :)
UsuńA mnie odrzuca od takich książek, pewnie z uwagi na nadmiar, o którym wspominaliście wyżej. Wierzę na słowo, że jest ciekawie, zaskakująco, szczerze, ale pasuję.
OdpowiedzUsuńI to mimo tego, że do Moniki Jaruzelskiej żywię spontaniczną sympatię - właśnie z uwagi na sposób, w jaki zdecydowała się rozegrać swoje życie. Własna droga, ale bez odcinania się od "złych korzeni". I te 50 lat! Rany, naprawdę?
Ja też nie jestem namiętną czytelniczką literatury wspomnieniowej autorstwa celebrytów, ale wiem, że są osoby, które się nią pasjonują, co motywuje wydawców do publikowania kolejnych tytułów. Pozytywne jest to, że w poszukiwaniu ploteczek sięgają po te książki osoby, które generalnie nie czytają. Hit ostatnich tygodni to wspomnienia o Annie German.
UsuńTak, 50, dokładnie 11 sierpnia. :) Bardzo możliwe, że jej świetny wygląd też jest solą w oku tym, którzy bryzgają zapiekłą nienawiścią, obwiniając ją, że śmiała urodzić się akurat w tej rodzinie. Przejmujące wrażenie zrobił na mnie fragment, w którym M. Jaruzelska opowiada o immatrykulacji na UW, jak w napięciu czeka na wywołanie swojego nazwiska, spodziewając się hałaśliwych wyrazów wrogości.
zastanawiam sie ciagle nad ta ksiazka i nie moge podjac decyzji.
OdpowiedzUsuńPragnę zwrócić uwagę, że ascetyczna biel okładki w połączeniu z czarno-białym zdjęciem oraz czarnymi i czerwonymi literami rysuje przed Tobą liczne możliwości aranżacyjne. :)
UsuńA tak serio to chyba najlepiej będzie, jak spokojnie przekartkujesz w księgarni, wtedy decyzja będzie łatwiejsza.
Bardzo cenię w Monice Jaruzelskiej to, że potrafiła od początku swojego dorosłego życia oddzielić historię córki Jaruzelskiego od swojej własnej i nie dała innym wciągać się w jakieś gry. Szybko wyrobiła sobie markę i widać, że ma klasę. Tę książkę mam na widelcu i na pewno przeczytam, szczególnie, ze u Ciebie widzę, że warto
OdpowiedzUsuńKasiu, nic dodać, nic ująć. Też tak uważam.
UsuńKiedy czytałam tę książkę zastanawiałam się nad tym, jak proste scenariusze mogła wybrać M. Jaruzelska i jestem przekonana, że wiele osób na jej miejscu poszłoby po najmniejszej linii oporu: publicznie odciąć się od rodziny, przedstawić się w charakterze uciśnionej ofiary prześladowanej przez rodziców z powodów politycznych, etc. Ta klasa, o której piszesz, jest niezaprzeczalna. Książkę polecam choćby po to, żeby się przekonać, jak wyglądał 13 grudnia z drugiej strony barykady.