Czego się Jaś się nauczył
Co to było za dziecko? Przede
wszystkim bystre. Obdarzone fantazją. Dowcipne. Obowiązkowe. Dociekliwe. Czasami
trochę niegrzeczne. Ale skoro chodziło się z Antosiem Słonimskim do klasy…
Taki właśnie był mały Jaś. Po wielu latach napisał książkę o sobie z tamtych lat. Składa się na nią siedem zabawnych szkiców, które autor nazywa nowelkami. Żabiński zdobył moją sympatię między innymi tym, że dość krytycznie podchodzi do swoich umiejętności literackich. W jednej z humoresek wyznaje, że operowanie słowami w sposób piękny i ozdobny przekracza jego możliwości. Natomiast za najmocniejsze strony swojej prozy uważa zwięzłość i konkretność. Trudno mu nie przyznać racji. Najbardziej „literackie” opowiadanie w zbiorze („Sny”) moim zdaniem jest najsłabsze, a najprzyjemniej czyta się historie oparte na faktach i pełne obyczajowych smaczków, na przykład „Jak zostałem przyrodnikiem i pisarzem” i „Nigdy nie zarzekaj się, że nigdy”. Książka przeznaczona jest przede wszystkim dla młodych czytelników, o czym świadczy chociażby skrupulatne wyjaśnienie, co to jest sklep monopolowy.
Autor podkreśla, że chciał
skoncentrować się na faktach i uniknąć ocen swojego postępowania czy osoby, bo
w takich wypowiedziach na własny temat zwykle kryje się fałsz i kokieteria, a wartościowanie powinno należeć
do czytelnika. Dzięki poczuciu humoru
Żabińskiego to wyjątkowo pogodna i sympatyczna lektura. Autor snuje opowieści z
dzieciństwa, które upłynęło w ciekawych czasach: na przełomie XIX i XX wieku. Poza tym dzieli się
wspomnieniami z młodości i pracy w warszawskim ogrodzie zoologicznym.
Jan Żabiński. Zdjęcia z książki. |
Rodzinie państwa Żabińskich powodziło
się nieźle. Ojciec był rejentem, a mama, wspomagana przez bonę, pannę Stanisławę,
opiekowała się Jasiem i jego siostrami: Maniusią,
Hanią i Ziutką. Dzieci prawie cały czas spędzały razem. Ich ulubioną zabawką
była drukarenka z gumowymi czcionkami. Mimo zamożności rodziny dość dziwnie traktowano
prezenty dla dzieci. Ojciec wręczał potomstwu zabawki i od razu je zabierał, żeby się nie zniszczyły.
Umieszczał je w swoim zamykanym na klucz biurku. Schemat
powtarzał się każdego roku, a uwięzionych upominków stopniowo przybywało. Przy jakiejś wyjątkowo
uroczystej okazji można je było dostać do zabawy na najwyżej dwie – trzy godziny.
Zaskoczyło mnie to, że przyszły sławny
zoolog nie miał w domu żadnego zwierzątka. Zadecydowała o tym wrodzona awersja
taty oraz „panująca wówczas wśród naszej inteligencji panika wobec szerzonych
wieści o grozie wszelkiego rodzaju bakterii, których rozpowszechnianiu miały
szczególnie dopomagać psy i koty, a nawet papugi czy kanarki. Dość, że już nie
tylko u nas w domu nie było żadnego z tak pospolitych czworonożnych faworytów
ani jakiegoś ptaszka w klatce, ale co więcej, Rodzice wśród znajomych, z
którymi się utrzymywało stosunki, nie posiadali nikogo, kto by chował jakieś
żywe stworzenie.”[1].
Tłumione pasje
biologiczno-chemiczne eksplodowały w sensie dosłownym, kiedy Jaś poszedł
do
szkoły. Natychmiast zapisał się do powstałego z inicjatywy kolegi z
klasy,
Antoniego Słonimskiego, samokształceniowego kółka przyrodniczego. Antoś
imponował pozostałym chłopcom między innymi tym, że jego starszy brat
miał w swojej kolekcji... ząb mamuta!
Jaś z siostrami. Ilustracja Mai Berezowskiej. |
Historia
wzmiankowanego kółka samokształceniowego była krótka, aczkolwiek
burzliwa. Na pierwszym i niestety
ostatnim posiedzeniu, które odbywało się w mieszkaniu Janka Żabińskiego,
młodym naukowcom sytuacja wymknęła się spod kontroli. Po
spektakularnym sukcesie pierwszego doświadczenia ochoczo rozpoczęli
drugie i tym razem „dzianie się zaczęło postępować w piorunującym tempie. Topiąca się
siarka początkowo tylko pryskała, ale już za chwilę z parowniczki buchały kłęby
białego dymu, spowijając obłokiem cały pokój. Ten i ów spośród nas zaczął
kaszleć, niemniej jednak trwaliśmy na posterunku w przekonaniu, że każdy
eksperymentator musi być przygotowany na drobne nieprzyjemności.”[2] Na szczęście
w odpowiednim momencie wkroczył do akcji ojciec Jasia.
Ozdobione eterycznymi ilustracjami Mai
Berezowskiej obrazki z przeszłości Jana Żabińskiego wydano w 1960 roku. Był już wtedy nie tylko uznanym naukowcem z imponującym dorobkiem,
ale i autorem kilkudziesięciu popularnych książek o zwierzętach i
kilkuset audycji
radiowych. Wieloletnie obycie w kontaktach z czytelnikami i słuchaczami
odzwierciedla swobodny, gawędziarski styl książki. Pięć lat później
razem z żoną Żabiński otrzymał tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata
za bohaterską pomoc Żydom w czasie wojny. Temu rozdziałowi ich życia
poświęcona jest książka Diane Ackerman „The Zookeeper's Wife”, wydana u
nas pod tytułem „Azyl: opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim
zoo”. Kilka lat temu film oparty na tych wydarzeniach ponoć miał
nakręcić Maciej Dejczer, ale już tego raczej nie zrobi, bo właśnie
ubiegła go Nowozelandka, Niki Caro. Podobno opowieść o Żabńskich zostanie
zaprezentowana na przyszłorocznym festiwalu filmowym w Cannes. Po raz
kolejny okazuje się, że świat wie o naszej historii więcej niż my sami.
___________________
[1] Jan Żabiński, „Co to było za dziecko...”, Nasza Księgarnia, 1960, s. 85.
[2] Tamże, s. 92-93.
Moja ocena: 4
Jan Żabiński. [Źródło zdjęcia] |
Zdecydowanie masz talent do odnajdywania takich urokliwych wspomnień z dzieciństwa, Nesbit, Tuwimówna, teraz Żabiński:) A ilustracje Mai Berezowskiej, mam nadzieję, obficie zdobią książkę, bo są rozkoszne, jak zwykle u niej.
OdpowiedzUsuńDzięki. :) To nie moja zasługa, sprzyja mi los, bo to było całkiem przypadkowe odkrycie. Ilustracji niestety niewiele, zaledwie kilka. :(
UsuńPrzesadna skromność:) Szkoda też, że z ilustracjami skromnie. A znasz Wspomnienia Samowara Hertza?
UsuńTo tylko podatność na szczęśliwe zbiegi okoliczności. :)
UsuńO Samowarze kiedyś zachęcająco wspominała Agnesto i wtedy go sobie dodałam do mitycznej listy. :)
Też sobie chcę upolować, najlepiej w serii ze złotym liściem.
UsuńTo jedna z moich najulubieńszych serii.
UsuńJa sobie powoli zaczynam to i owo kompletować:)
UsuńTo będę kibicować i donosić o jakichś wyjątkowych okazjach, jeśli się natknę. :)
UsuńZ całej historii najbardziej zafrapowało mnie samokształceniowe kółko przyrodnicze. Co za zjawisko! Dzisiaj taki twór istnieje chyba tylko w dobrych szkołach dla super zdolnej młodzieży?
OdpowiedzUsuńOtóż nie. :) Na wniosek chłopców z mojej klasy powstało filozoficzne kółko dyskusyjne, które prowadziła, a raczej moderowała, pani polonistka. Nie jest to normą, ale zdarzają się chlubne wyjątki. :)
UsuńKółka i tzw, zespoły wyrównawcze istnieją nadal, ale powstają najczęściej z inicjatywy nauczycieli i bywają kłopoty z rekrutacją chętnych. :)
Jestem mile zaskoczona, zwłaszcza że chodzi o filozofię. I gratuluję żądnych wiedzy chłopców, w tym wieku takie zainteresowania to raczej rzadkość. Ale słyszałam, że zdarzają się w dobrych liceach np. chętni do nauki suahili.
UsuńGratulacje należą się rodzicom i polonistce. :) Z językami jest znacznie lepiej niż z filozofią. Jeden z moich drugoklasistów uczy się japońskiego, a dziewczynka z mojej klasy fińskiego.
UsuńTo jakieś świetne okazy! Znam tylko 10-latkę, która przez rok uczyła się chińskiego. Niestety to była raczej sprężyna rodziców.
UsuńChiński ma podobno kolosalną przyszłość, więc jej rodzice dobrze kombinowali. :)
UsuńMnie cały czas chodzi po głowie hebrajski.
Może trzeba się odważyć i spróbować.;)
UsuńRaczej nie będę łapać kilku lingwistycznych srok za ogon i chwilowo pozostanę przy włoskim. :)
UsuńPan Żabiński senior chyba wziął na serio "Dziadka do orzechów" :-) Tam też ojciec zamykał w szafie zabawki, które dzieci dostawały od sędziego Droßelmeiera :-)
OdpowiedzUsuńJakie ładne skojarzenie. Jak mogłam zapomnieć "Dziadka do orzechów". Rzeczywiście, w rodzinie Klary było podobnie. Może wtedy panowały takie pedagogiczne trendy.
UsuńZ drugiej strony nietrudno mi sobie wyobrazić, jak pod osłoną nocy senior rodu zakrada się do biurka i potajemnie wyciąga te wszystkie skarby. :)
Jakaś plaga na Żabińskich - Evik (365 dni z książką) pisze na swoim blogu o książce Antoniny Żabińskiej "Ludzie i zwierzęta". "Co to było za dziecko" kupiłam. Po gonitwach bezowocnych w celu pożyczenia "Azylu. Opowieści o Żydach..." zdałam się na siebie.
OdpowiedzUsuńCieszę się z tej plagi, bo Żabińscy na pamięć zdecydowanie zasługują. Dzięki za wiadomość, zaraz pędzę do Evik, bo jej recenzję przegapiłam.
UsuńJa już kupiłam "Ludzi i zwierzęta". :) Na "Azyl" poluję bezskutecznie od dawna. Szanse na zdobycie znikome, więc zdecydowałam się na wersję angielską, która dotrze do mnie za około 2 tygodnie.
Mam nadzieję, że "Co to było za dziecko" Ciebie też wzruszy i rozbawi.
Na pewno, wszyscy ciepło piszą o Żabińskich, więc musi być dobrze.
UsuńMyślę, że mogłyby nam się też spodobać książki Antoniny Żabińskiej o zwierzętach. Mnie na przykład po przeczytaniu noty zafascynował "Borsunio". Już sam tytuł jest cudny. :) Książka jest dostępna również w tanich, stareńkich wydaniach i chyba na takie właśnie się zdecyduję. Ale najpierw biografie. :)
UsuńZ chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńKsiążkę "Borsunio" zrecenzowałam na razie na Lubimy czytać - http://lubimyczytac.pl/ksiazka/77438/borsunio/opinia/6793887#opinia6793887
Sympatyczna.
Przypuszczam, że pan Żabiński również Cię nie rozczaruje. Książki jego żony zdecydowanie mam w planach.
UsuńDzięki, nabrałam jeszcze większej ochoty na przeczytanie "Borsunia".
Ostatnio opisałam książkę "Dżolly i s-ka".
UsuńZ przyjemnością przeczytam Twoją recenzję, dzięki.
UsuńPrzeczytałam.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy pan Żabiński nie był dwukrotnie żonaty. Pierwszą jego żoną była chyba Jadwiga, koleżanka, której robił ściągi. Mam rację?
Miałam identyczne wrażenia jak Ty. Jadwiga od ściągawek to na pewno była pierwsza żona. Ciekawe, co się z nią potem stało. Lada dzień dotrze do mnie książka o Żabińskiej i może znajdę odpowiedź na nurtujące nas pytania.
UsuńTrafiłam tu przypadkiem, więc pewno nikt nie zajrzy do mojego wpisu. A chciałam przekazać, że na małego Jana Żabińskiego mówiono Janio, a nie Jaś. Po drugie Jan Żabiński miał żonę Jadwigę, mieli dwójkę dzieci. Helunia umarła jako niemowlę, a Józef, zmarł jako nastolatek, sześć lat po śmierci swojej matki. Antonina Żabińska jest drugą żoną Jana, a ich dzieci - Ryszard i Teresa, to "drugi komplet" potomków Jana.
OdpowiedzUsuń