W ognistym kręgu
Tak autorkę „Niedobrej miłości”wspomina Rafał Malczewski:
„Spływała w Zakopane Zofia Nałkowska, mająca zawsze jakiegoś podopiecznego artystę, jak Bruno Schulz i jak tam innym było, niebieskooka i o wielkiej sztucznej prostocie, jak i jej proza.”[1]
„Wielka sztuczna
prostota” – ten sarkastyczny oksymoron doskonale streszcza moje wrażenia
po przeczytaniu powieści, którą sama pisarka nazywa romansem. Dodam, że
jest to romans obficie upudrowany psychologią i uszminkowany
filozoficznymi dywagacjami oraz namaszczony patosem.
Tło dramatycznych
wydarzeń,
które z okrucieństwem mitologicznej Parki autorka spiętrzyła przed
bohaterami, to senne miasteczko na Kresach. Jeszcze nie ucichły echa
pierwszej wojny światowej, a Polska jest w trakcie przeobrażeń
politycznych i
obyczajowych. Na przykład wśród elit daje się zauważyć masowa moda na
zastępowanie
dawnych żon nowymi.
Przyjazd młodego
małżeństwa,
Agnieszki i Pawła Blizborów, najpierw tylko leciutko „zakołysał układem
równowagi”[2] w prowincjonalnej społeczności, a potem wywołał łańcuszek
dramatycznych wypadków. Głównie
miłosnych. Ich kronikarką jest narratorka „Niedobrej miłości”, pani z
wyższych sfer,
powiernica bohaterek, która składa im popołudniowe wizyty i gorliwie
uczestniczy w życiu towarzyskim. Uważnie podpatruje dramatis personæ.
Pomijając egzaltację i
niedociągnięcia, powieść Nałkowskiej jest przejmującym studium związku,
który w dzisiejszych czasach bez wahania nazwalibyśmy toksycznym:
„Ona to przecież, Agnieszka, żyła od dwóch lat w tym pierścieniu z ognia — kochana, jak nie myślała, że można być kochaną.
Od pierwszej chwili tak się stało, że nie miała wolności, że zaprzedane było wszystko — myśli, chcenia, przyjaźni, wspomnienia. Ta miłość Pawła, wyłączna, zazdrosna, dzika, posępna, tkliwa i niezmierzona — odgrodziła Agnieszkę od reszty świata.”[3]
Ognisty krąg okazał się zabójczy
dla uczucia Blizborów. Czytając o rozpadzie ich małżeństwa, cały czas myślałam o tym, że Nałkowska opierała się
na własnych bolesnych doświadczeniach, bo w tej dziedzinie los obchodził się z nią bezlitośnie. Piszą o tym autorzy szkiców wspomnieniowych na
jej temat, a zwłaszcza Nadzieja Drucka. Tym razem nie miałam wrażenia, że
nurkujemy z pisarką w odmętach totalnej abstrakcji, jak na przykład w Wężach i różach czy Kobietach.
Miłość, jej różne
oblicza i etapy to główny
temat tej powieści. Gdyby autorka skoncentrowała się tylko na tym,
wyszłoby to książce na dobre. Ambicje Nałkowskiej sięgały wyżej
i w efekcie czytelnik ugina się pod ciężarem eseistycznych dociekań z
dziedziny etyki i psychologii, wątków pobocznych i misternych analiz
postaci drugoplanowych. Jak już wspominałam, jest też sporo kwestii
społecznych. Autorka między innymi krytykuje rząd za to, że
nie robi nic, by pomóc ziemiańskim rodzinom na Kresach.
Upchnięcie
tego wszystkiego na 259 stronach niewielkiego formatu było pomysłem
ryzykownym. Fabuła sprawia wrażenie materiału na kilka opowiadań, który
dość chaotycznie został wrzucony do jednego worka. Myślę, że pisarka
miała znacznie
większe predyspozycje do drobnych form prozatorskich, a w powieści wcale
nie czuła
się najlepiej.
W książce dominuje teoretyzowanie psychologiczne, które wychodzi Nałkowskiej przednio,
ale trochę gorzej z kreacją postaci. Na przykład zdumiał mnie fragment, w którym po uczuciowym
kataklizmie, jaki właśnie dotknął głównych bohaterów, panowie Walewicz i Słuczański spokojnie
sobie rozmawiają, rozważając kwestie historiozoficzne.
Tło obyczajowe
powieści jest dość bogate, na co szczególnie zwracam uwagę osobom pasjonującym
się międzywojniem, a mam wrażenie, że ostatnio jest ich coraz więcej. „Niedobra miłość” dość
obszernie dokumentuje życie codzienne i towarzyskie w tamtych czasach. Nie da się ukryć, w powieści naprawdę króluje „wielka
sztuczna prostota”, ale zdarzają się też fragmenty naprawdę piękne, jak na przykład
lekko oniryczny opis jazdy na łyżwach po zamarzniętych rozlewiskach
(s. 50-54). Po raz kolejny Nałkowska mistrzowsko
maluje też przyrodę.
Irytowała mnie natomiast maniera niedbałego
wtrącania słów angielskich, na przykład „zrobili sobie przestronny home dla
nich dwojga”[4]. Czasem efekt był prawie humorystyczny: „Mania powiedziała,
że nie czytała tego interviewu”[5]. Wszystko wskazuje na to, że Nałkowska miała
ciągotki do anglicyzmów, bo to kolejna powieść, w której występują.
Czytając „Niedobrą
miłość”,
przeżyłam niemiłą przygodę. Podczas emocjonującego zawirowania fabuły
okazało się, że
mój egzemplarz jest uszkodzony i brakuje w nim stron 209-240. To był
drugi
dzień świąt, więc wizyta w bibliotece nie wchodziła w rachubę. Z
nadzieją
rzuciłam się w otchłań internetu, ale okazuje się, że nie istnieje
wersja
cyfrowa powieści Nałkowskiej. Ostatnią deską ratunku okazał się
archiwalny audiobook w
wykonaniu Stelli Weber. Jej głos idealnie komponuje się z
lekko zblazowaną prozą i pozą Nałkowskiej. Na szczęście udało mi się
wysłuchać brakującego
fragmentu. Przypadkiem trafiłam też na ślad przedstawienia Teatru Telewizji z 1999 roku w reżyserii A. Łapickiego, w ciekawej obsadzie
(między innymi D. Landowska, M. Cielecka, J. Frycz, J. Trela). Mam nadzieję, że
kiedyś je obejrzę.
__________
[1] Rafał Malczewski, Pępek świata: wspomnienia
z Zakopanego, Wydawnictwo LTW, 2010, s. 84.
[2] Zofia Nałkowska, Niedobra miłość, Książka i Wiedza, 1975, s. 13.
[3] Tamże, s. 128.
[4] Tamże, s. 33.
[5] Tamże, s. 27.
Moja ocena: 3+
Zofia Nałkowska. [Źródło] |
O sobie pisała, i o Gorzechowskim tyranie, który ją wywiózł na prowincję i chciał panią oficerową zrobić. Poznała problemy Kresów, stąd te odgłosy o tamtejszej sytuacji. Znakomicie ten związek opisała w swoich dziennikach. W tamtym okresie działała też w towarzystwie opieki nad więźniami i napisała Ściany świata, na poły reportaż, na który sobie ostrzę zęby.
OdpowiedzUsuńWe wspomnieniach dominują ponure opinie o drugim mężu Nałkowskiej. Chociaż według relacji pewnej pani, która ich wtedy znała, Gorzechowski wcale nie był potworem, ale coś mi się wydaje, że ta pani też czuła do niego miętę, więc świadectwo może być nieobiektywne. :)
Usuń"Niedobra miłość" świadczy o tym, że Nałkowska rzeczywiście bardzo interesowała się tym, co się działo na Kresach. Za wielki nietakt rządu uważała to, że tamtejsze ziemiańskie rodziny zostały pozostawione właściwie same sobie, a to dzięki nim polskość tam przetrwała.
Nałkowska zakochała się chyba w wojennej legendzie, która się okazała tępym żołdakiem. Coś jak pierwsze małżeństwo Lilki Kossak. Orlica i kura:P Życiem lokalnym musiała się siłą rzeczy interesować, mąż jej do Warszawy nie puszczał, pisać nie pozwalał - no wściec się z nudów i frustracji.
UsuńNajwyraźniej jednak magia munduru działa na niektóre panie. :) A ornitologiczna metafora cudna!
UsuńChoć Gorzechowski w relacjach znajomych i samej Nałki robi zdecydowanie antypatyczne wrażenie, myślę, że wina nie leżała wyłącznie po jego stronie. Nie wierzę, że wielkie różnice charakterów objawiły się dopiero po ślubie. Wychodząc za "Jura", Nałkowska nie była dzierlatką, a dwudziestoośmioletnią rozwódką.
Metafora należy do Magdaleny Samozwaniec, o ile ją poprawnie zacytowałem.
UsuńA Nałkowska w kwestiach romansowych chyba nigdy nie zachowywała się szczególnie dojrzale. Ciekawe, co o tym związku napisała Kirchner.
Kwestie romansowe chyba dość szczelnie wypełniały jej jaźń, więc nie było już miejsca na rozsądek i dystans. :) Mam nadzieję, że w wakacje przeczytam biografię Kirchner. Zdam sprawozdanie, również z wątku "Jura".
UsuńCzytaj, czytaj, bo ja wciąż tkwię w ostatnim tomie Dzienników.
UsuńMoże po prostu nie chcesz, żeby się skończyły. :)
UsuńA wiesz, że coś w tym jest:)) Szczególnie jak pomyślę, że powinienem coś potem o dziennikach napisać. A cóż ja, biedny żuczek, wobec Dzieła? :P
UsuńMnie też Dzieło paraliżuje. :) Nie wyobrażam sobie recenzji ze wszystkich tomów jednocześnie. Chyba trzeba by było oddzielnie napisać o każdej części. A jeszcze oddzielnie o genialnych przypisach. Tym bardziej, że wcieleń Nałkowskich jest sporo. Nałka-rozegzaltowana pensjonarka a Nałka-kobieta fatalna to dwa różne światy.
UsuńOwszem, to byłoby najrozsądniejsze wyjście. Ale ponieważ chwilowo dziennik i tak leży odłogiem, to o sprawie pomyślę jutro:P
UsuńSkoro były powieści w odcinkach, może być też recenzja w odcinkach. :) A odłóg czasem działa bardzo korzystnie. :)
UsuńW odcinkach? To chyba byłaby przesada:)
UsuńW tym przypadku przesada w pełni uzasadniona.
UsuńZ pierwszych tomów pamiętam tyle, że mnie autorka doprowadzała do wściekłości, obejdzie się bez dzielenia:)
UsuńTo może przynajmniej kilka wielopakowych odcinków. :) Zapewne im bliżej ostatniego tomu, tym mniej Nałka była irytująca.
UsuńW szóstym tomie znów się zrobiła irytująca:)
UsuńZapraszam, jeśli masz ochotę do kolejnej zabawy, tym razem nie trzeba pisać o sobie, a o blogach http://guciamal.blogspot.com/2013/05/liebster-award-czyli-nowa-zabawa.html
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i już pędzę do Ciebie czytać, o co chodzi. :)
UsuńCzy cała książka jest utrzymana w stylu cytatu nr 3?
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie. :) Ale zdarzają się takie ogniste kwiatki. Rażą szczególnie na tle niedbale wplecionych traktacików psychologicznych.
UsuńChyba przejrzę "Granicę", żeby sprawdzić, czy coś mi w szkole z tego stylu nie umknęło.;)
UsuńW "Granicy" chyba ognista jest już tylko miłość, żadnych kręgów, tudzież innych metaforycznych wzlotów. :) Zostawiam ją sobie na deser.
Usuń