Peerelowski "Mikołajek" raczej dla dorosłych
W ramach obchodów Dnia Edukacji Narodowej nie może zabraknąć wizyty w tak zwanej placówce oświatowej. Tym razem to nie będzie moje gimnazjum. Zapraszam do warszawskiego przedszkola z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Naszymi cicerone będą trzyipółletni Janek i jego trochę starszy brat Andrzejek, bohaterowie książki Marii Zientarowej "Drobne ustroje", którzy do tej światłej instytucji uczęszczają.Wystrój wnętrza świetnie obrazuje ówczesną rzeczywistość. Proszę, zwróćcie uwagę na wycinanki z Pałacem Kultury, flagę z gołębiem pokoju, fotografię przedstawiającą żołnierzy polskich i radzieckich. Najpierw spotkanie z panią kierowniczką. Pełni władzę absolutną i - jak twierdzą przedszkolaki - jest ważniejsza od mamuś. Regularnie "chodzi na odprawy i swoje instrukcje ma"[1]. Troszczy się o sprawy ideologiczne, czego wyrazem jest na przykład choinka. Dwa lata temu tematem przewodnim był Plan Sześcioletni i dzieci dekorowały świąteczne drzewka szóstkami zdobionymi na rozmaite sposoby. W ubiegłym roku hasło brzmiało "Frontem do wsi". Poza tym władze oświatowe wydały zakaz dekorowania choinek łańcuchami, "bo myśmy już zrzucili kajdany niewoli i nie chcemy takich symboli" [2]. Tak brzmiała wersja oficjalna, tak naprawdę w całej stolicy nie można było kupić kolorowego papieru.
Oprócz Mikołaja przedszkole obowiązkowo nawiedza Dziadek Mróz, w kitlu, z wąsami i brodą z waty higroskopijnej, w tenisówkach. Wszyscy pamiętają o tym, że "dawniejszy Mikołaj, ubrany na czerwono, był symbolem buntu przeciwko otaczającej nas rzeczywistości" [3]. Niezapomnianych wrażeń dostarcza zabawa choinkowa. Janek i Andrzejek występują na niej niej w czerwonych krawatach ojca.
"Drobne ustroje" to zbiór krótkich opowiadań o warszawskiej rodzinie z tamtych czasów. Komizm odrobinę wywietrzał, natomiast niewątpliwą atrakcję stanowią ciekawostki obyczajowe. Gruszka to atrakcyjny deser, którym szantażuje się dzieci, żeby zjadły zupę. Remanent polega na tym, że trzy sprzedawczynie siedzą na ladach i robią sobie manicure. Mieszkańcy stolicy trzymają w piwnicach świnie, króliki i kury. Posiadanie psa uznawane jest za ekstrawagancję i marnotrawstwo. W Polsce nie ma Katowic, jest Stalingorod. Jedni obchodzą Gwiazdkę, inni Nowy Rok. Choć autorka pokazuje tamte czasy w śmiesznym zwierciadle, czytanie o nich niekiedy budzi dreszcz.
Życie chłopców nie ogranicza się wyłącznie do przedszkola. Odwiedzamy ich również w domowych pieleszach. W rodzinie Janka i Andrzejka każdy ma ściśle określone obowiązki. Gros zadań przypada na mamusię. Wszelkie zmiany wywołują panikę:
"- A kto ugotuje obiad?
- Tatuś.
Tatuś spojrzał wzrokiem przerażonym."[4]
Ojciec jest natomiast strażnikiem ideologicznego płomienia w domowym ognisku. Do znudzenia czyta potomstwu "Baśnie narodów Związku Radzieckiego" i książeczkę o koziołku, co wpadł do studni w pegeerze, a potem go wyciągali zetempowcy, choć chłopcy domagają się "Kaczki Dziwaczki". To nie zmienia faktu, że Janek i Andrzejek zadają czasem kłopotliwe pytania: "Mama, czy przed wojną było niebo?"[5], a poza tym nie wszystko daje się wyjaśnić szkiełkiem, okiem i zgęszczonym powietrzem.
Metody wychowania znacznie różnią się od aktualnie obowiązujących trendów. Progenitura jest bardziej samodzielna, nikt się z nią nie pieści. Już przedszkolaki wysyłane są na kolonie, nawet nad morze, na których obowiązuje zakaz odwiedzin przez rodziców. Nie zmienia to faktu, że niejaka pani Buraczkowska pojechała tam potajemnie, cały dzień siedziała w krzakach i obserwowała swoją pociechę.
"Drobne ustroje" nie są bynajmniej hymnem o macierzyństwie lub tacierzyństwie. Ojciec Janka przytacza francuskie przysłowie: "pierwszą połowę życia marnują człowiekowi rodzice, a drugą - dzieci" [6]. Janek i Andrzejek mocno dają rodzicom w kość, a chwile, które spędzają poza domem, to wyczekiwane przez rodziców momenty relaksu. Prototypami psotników byli synowie autorki, co wyraźnie sugeruje dedykacja: "Piotrowi i Stefanowi poświęcam, zapewniając ich jednocześnie, że podobieństwo między nimi a Jankiem i Andrzejem nie jest - niestety - czysto przypadkowe." [7] Maria Zientarowa to pseudonim Miry Michałowskiej. Miłośnicy "Wojny domowej" z radością odkryją w "Drobnych ustrojach" znane i lubiane motywy (pies Lejek, konfitury z wiśni, itp), a przede wszystkim ciepłe, aczkolwiek niepozbawione szczypty goryczy poczucie humoru pisarki i tłumaczki.
Nie wydaje mi się jednak, by zbiór opowiadań Michałowskiej szczególnie mocno przemówił do współczesnych nam rówieśników Janka i Andrzejka. Ich siermiężne dzieciństwo raczej nie wywoła zainteresowania. Czytelnicy dorośli na pewno docenią ironię autorki i z przyjemnością zanurzą się w opowieści o tamtych czasach, by czym prędzej z westchnieniem ulgi wrócić do naszej rzeczywistości.
W czasie lektury "Drobnych ustrojów" nieustannie towarzyszyło mi skojarzenie z opowieściami o przygodach Mikołajka autorstwa duetu René Goscinny i Jean-Jacques Sempé. Główni bohaterowie to rezolutni chłopcy, opowiadania stanowią zamknięte, silnie spuentowane historyjki, które można czytać na wyrywki. Występujący w tych opowiastkach dorośli często nie nadążają za kreatywnością i inteligencją milusińskich. Książka jest również zabawna, bardzo istotną rolę odgrywają w niej ilustracje. W przypadku zbioru opowiadań Michałowskiej są to kapitalne rysunki Zbigniewa Lengrena. "Mikołajek" wydaje mi się trochę bardziej uniwersalny i przez to ma większe szanse na zdobycie serc małych czytelników.
Ilustracje Zbigniewa Lengrena |
Gdyby lekarze przepisywali książki, "Drobne ustroje" chyba bardzo często pojawiałyby się na receptach jesienią. Lektura tej zabawnej książki to przyjemne antidotum na październikowe smuteczki.
___________________[1] Maria Zientarowa, "Drobne ustroje", Państwowy Instytut Wydawniczy, 1956, s. 31.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże, s. 31.
[4] Tamże, s. 16.
[5] Tamże, s. 142.
[6] Tamże, s. 12.
[7] Tamże, s. 5.
Moja ocena: 4+
Mira Michałowska alias Maria Zientarowa |
A ja mam siermiężne wydanie bez rysunków:(( Kultowa rzecz w moim domu i zagrodzie, chociaż osobiście wolę "Wojnę domową":D Teraz przedszkolaków na kolonie nie biorą, niestety:(
OdpowiedzUsuńPrzeraziłam się początkowo dlaczego książka o przedszkolakach ma być niby dla dorosłych.
OdpowiedzUsuńIstnieje tez chyba coś takiego jak "Mikołajek w szkole PRL"- Maryny Miklaszewskiej, niestety póxniejsze, ktoś zna?
ZWL- myślisz, że nei ma tych kolonii? Żebyś się nie zdziwil, skoro istnieją całodobowe przedszkola - wstawiasz w poniedzilek rano, odbierasz w piątek wieczorem, to czemu nie kolonie?
~ Zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Wasze wydanie jest pozbawione rysunków, one dodają tej książce sporo uroku. "Wojna domowa" bez wątpienia lepsza! Znam tylko wersję filmową, ale trudno w ogóle porównywać.
Podobnie jak Iza jestem przekonana, że ktoś organizuje kolonie dla przedszkolaków. Te w "Drobnych ustrojach" wyglądały mi na kolonie przymusowe, ale mam nadzieję, że się mylę. :) Kilka razy byłam na koloniach w charakterze opieki i widziałam siedmiolatki dla których taki wyjazd był traumą, więc przedszkolaków w roli kolonistów sobie nie wyobrażam. :) tym bardziej takich malutkich, na pierwszym wyjeździe Janek musiał mieć ok. 4 lat.
~ Iza
OdpowiedzUsuń"Mikołajek" wydaje mi się bardziej wielopokoleniowy, "Drobne ustroje" sprawią frajdę raczej rodzicom i dziadkom.
O książce Maryny Miklaszewskiej słyszałam, ale nie miałam okazji jej jeszcze przeczytać. Ja też pomyślałam o przedszkolach całodobowych w kontekście tych kolonii. :( Kolonie dla przedszkolaków jak najbardziej są, wpisałam zapytanie w wyszukiwarkę.
"Mikołajek w szkole PRL" ma wiele uroku, chyba sobie zaraz odgrzebię i poczytam:))
OdpowiedzUsuńIza: jak znajdziesz te kolonie, to daj znać, mam dwa potwory do wyprawienia z domu, na długo i na daleko:PP
O Boże, ja w ogóle o tej książce nie wiedziałam. I gdzie ja ją teraz...??? idę rzucić się z klifu
OdpowiedzUsuńNie wiedziałem, nie czytałem. Trzeba nadrobić zaległości. Wiem że warto.
OdpowiedzUsuń~ Zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńMiłej lektury, wydaje mi się, że to jest całkiem niezła wariacja na temat Mikołajka.
~ Kasia.eire
Ja też lata całe żyłam w nieświadomości. Kiedyś mi "Drobne ustroje" wyskoczyły w biblionetkowych polecankach i w ten sposób się o nich dowiedziałam. :) Klify stanowczo zbyt piękne, by je kalać uczynkiem tak strasznym! :)
~ Piter Murphy
Rzeczywiście warto, to pogodna i sympatyczna książka.
@Lirael: oczywiście, że niezła, znałem ją kiedyś niemal na pamięć:) Najfajniejsze oczywiście jest to, że książeczka należy do kategorii "świetna-książka-i-na-dodatek-za-1,50-zł-na-wyprzedaży", to były błogosławione czasy dla maniaków książkowych:)) A pisaną wersję "Wojny domowej" polecam gorąco, wstyd nie znać:D
OdpowiedzUsuń~ Zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNiestety, na takich wyprzedażach ja nigdy nie złowiłam szczególnych skarbów, to chyba kwestia zaopatrzenia lubelskich tanich książek. W moim przypadku zdecydowanie lepiej sprawdzały się antykwariaty, a teraz się Allegro.
Filmowa wersja "Wojny domowej" tak silnie wraziła się w moją podświadomość, ze szczególnym uwzględnieniem wizerunków poszczególnych postaci, że nie czuję wielkiej motywacji, ale jak kiedyś nadarzy się okazja, na pewno przeczytam. czy w serialu są duże różnice w stosunku do książki? I czy w wersji drukowanej są też wstawki nierealistyczne? Ja za nimi w filmie przepadałam.
Czasy były przedallegrowe i nawet przedinternetowe:)) Serial to zupełnie inna bajka niż książka, dużo epizodów, które potem były w serialu komasowane w jeden odcinek albo przepadały całkiem. Żadnego nierealizmu:)
OdpowiedzUsuń~ Zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDzięki, mam nadzieję, że kiedyś zderzę wyobrażenia o tej książce z rzeczywistością. :)
Oby przed zimą:)
OdpowiedzUsuńHumor przed mrozem obroni. :)
OdpowiedzUsuńI przed depresją jesienną:P
OdpowiedzUsuńNo proszę, jakie toto miłe, wrzucam do schowka, dziękuję.
OdpowiedzUsuń~ Agnes
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Tobie też się spodoba ten zbiorek urokliwych opowiadań w stylu retro. :)
Moje dzieci nie lubią Mikołajka. Moje dzieci wyją, kwiczą i się słaniają przy "Drobnych ustrojach" (a ja mam okazję poopowiadać im o historii.
OdpowiedzUsuńI ciężarówką do przedszkola, jaaaaaaaa!