26 sierpnia 2012

No i cóż, że ze Szwecji? (Sofie Sarenbrant, "36 tydzień")


No i cóż, że ze Szwecji?

Na myśl o tym, ile pożytecznych i całkiem zbędnych rzeczy mogłam zrobić zamiast lektury "36 tygodnia", ogarnia mnie melancholia. To se ne vrati. W ramach rekompensaty napiszę o tej książce krótko, bo limit czasu, na jaki zasługuje, już zdecydowanie przekroczył stan alarmowy.

Nie potrafię udzielić rozsądnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie przestałam czytać tej powieści w momencie, gdy jedna z bohaterek przewraca się przypadkiem dokładnie w miejscu, w którym leży skrawek materiału z ubrania zaginionej osoby, od kilku dni poszukiwanej przez mieszkańców Brantevik, rodzinę i policję. Ba! Czytelnicza autodestrukcja pchnęła mnie do tego, by siłą bezwładu przewracać kolejne strony. Nawet po tym, jak okazało się, że jedna z postaci spontanicznie zanotowała numer rejestracyjny samochodu, który zawizgotał oponami pod jej oknem, co - jak się domyślacie - odegrało znaczącą rolę w rozwiązaniu zagadki. Mój czytelniczy instynkt samozachowawczy przymknął oko na cudowne zbiegi okoliczności, irytującą plątaninę wątków, nieprzekonywających bohaterów, podejrzanie wyraźne echa "Pokoju" Emmy Donoghue. Pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie. I mam.

"36 tydzień", zdaniem wydawcy "Przerażający szwedzki thriller!"[1], to pierwszy tom cyklu. Zakończenie jest otwarte, więc czytelnicy, którym w przeciwieństwie do mnie spodoba się powieść Sofie Sarenbrant, będą musieli poczekać do października - wtedy ukaże się w Polsce część druga. Ja chyba pozostanę wierna Mankellowi i Nesserowi.

Zaznaczam, że cenię skandynawskie kryminały (wkrótce recenzja znacznie bardziej udanego). Marzyłoby mi się jednak, by polscy wydawcy wykazywali trochę więcej krytycyzmu. Mam wrażenie, że skandynawskie pochodzenie autora to czasem wystarczający warunek, by książka się u nas ukazała, zaopatrzona we frapujący blurb. Tymczasem po przeczytaniu  "36 tygodnia" chciałoby się  wykrzyknąć: no i cóż, że ze Szwecji?

___________________
[1] Z noty wydawcy na okładce, Sofie Sarenbrant, "36 tydzień", tłum. Teresa Jaśkowska, Wydawnictwo Czarna Owca, 2012.

Moja ocena: 2
Sofie Sarenbrant
[Źródło zdjęcia]

62 komentarze:

  1. Mam podobne doświadczenia. :( Ja też lubię skandynawskie kryminały, Mankell, Larsson, także Läckberg, przez pewien czas sięgałam po niemal każdą kolejną nowość, ale zauważyłam, że coraz mniej nowych książek z tej półki warte jest czasu na nie poświęconego. Wydawcy, widząc popularność skandynawskich kryminałów, idą chyba za ciosem i starają się odciąć dla siebie jak największy kawałek sensacyjnego wydawniczego tortu.
    Ciekawa jestem, co powiedziałaby Läckberg, gdyby się dowiedziała, że jest dla tej książki "magnesem" przyciągającym potencjalnych czytelników?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już kolejna powieść, na której naklejka z Läckberg występuje w roli wabika. :) Ostatnio widziałam w księgarni coś jeszcze. A propos przeczytałam tylko pierwszy tom jej cyklu, trochę mnie rozczarował, ale za jakiś czas wrócę. W każdym razie to zdecydowanie wyższa półka niż "36 tydzień".
      Metafora tortowa bardzo podziałała mi na wyobraźnię i stuprocentowo się z nią zgadzam. Tort oczywiście z krwistoczerwoną polewą i portrecikiem Kurta Wallandera ułożonym z migdałowych płatków. :)

      Usuń
    2. Ja odpadłem po pierwszej Läckberg, więc jak to są jakieś popłuczyny, to już wiem, że wieczór z piwem, będzie pożyteczniej spędzony niż ... Dzięki za uratowanie czasu :)

      Usuń
    3. Ja sobie zrobiłam przerwę po pierwszym tomie Läckberg. Odnosiłam wrażenie,że autorka wypisała sobie na karteczce najczęściej spotykane motywy skandynawskich kryminałów, a następnie skrupulatnie je wplatała. Mimo zastrzeżeń postaram się kolejne części przeczytać, natomiast tej pani dziękujemy. Wieczór z piwem, a wręcz 36 tygodnie z piwem, to zdecydowanie lepszy pomysł.:)

      Usuń
    4. Podpisuję się obiema rękoma pod komentarzem Paren :-) Ja także lubię szwedzkie kryminały, ale zbytnio się ich w ostatnim czasie na rynku wydawniczym namnożyło. Każda kolejna książka z tej serii odstrasza mnie już bardziej niż zachęca...

      Usuń
    5. Niestety, w ty,m przypadku ilość nie idzie w parze z jakością. :(

      Usuń
  2. Też zadaję sobie takie pytania, jeśli czytam książkę do końca, choć mnie nudzi i drażni. To chyba z powodu przekonania, że nie powinno się oceniać książki nie przeczytawszy, bo zawsze może okazać się, że ostatnie zdanie było genialne, puentuje całość i rzuca nowe światło. Tylko, po kiego licha ja tracę czas, aby potem napisać, że książka mnie znudziła- nie wiem. A na dodatek nie cierpię pisać, że mi się coś nie podobało, nudziło, itp., myślę, że się nie poznałam może, zwłaszcza, jeśli autor utytułowany, nagrodzony... więc do tego męczę się jeszcze i czas tracę, aby parę słów sklecić. Ostatnio jednak jestem z siebie dumna (dziwny to powód do dumy), ale rzuciłam w ... jedną książkę, bo nie mogłam jej zdzierżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie jak Ty rzadko nie kończę książek, to już musi być coś naprawdę koszmarnego, żebym nie dobrnęła do ostatniej strony. :)
      Też lubię pisać o książkach, które mi się podobają, bo zawsze wtedy przeżywam na nowo zachwyt, wracam myślami do fragmentów, które mnie urzekły. Wydaje mi się jednak, że trzeba też przedstawiać te mniej zachwycające, żeby dociec, co było nie tak, choć czasem to jest trudne, jak na przykład w przypadku "36 tygodnia". I biorąc pod uwagę ceny książek, warto też zasugerować, że te 30 zł można przeznaczyć na coś wartościowszego, choć oczywiście najlepiej jest, jak wartość powieści każdy oceni sam. A w przypadku książki Sofie Sarenbrant jestem maruderką, widziałam pozytywne recenzje.

      Usuń
  3. Ja chyba mało wpływowy jestem, bo poza Mankellem nic z tej skandynawskiej fali mnie nie fascynuje:P Wszystkie te Lackberg czy Larssony zupełnie są mi obojętne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nieodparte wrażenie, że jeszcze Nesser mógłby Cię zafascynować, ale nic na siłę. :) A przy narastającym zalewie nie najlepszych kryminałów moda przypuszczalnie wkrótce zaniknie.

      Usuń
    2. Zważywszy niechęć do kryminałów, jaką żywię od pewnego czasu, żaden Nesser nie ma szans:)

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że niechęć chwilowa. :)

      Usuń
    4. Niewykluczone, ale liczne Mankelle i Marininy leżą nieczytane, być może jakiś czas temu przesadziłem z dawką:P

      Usuń
    5. Dawkowanie wskazane, bo krwawe sceny mogą nawiedzać w snach. :) W każdym razie u mnie tak się dzieje. A Marinina ponoć bardzo dobra, ja też jeszcze nie czytałam.

      Usuń
    6. Akurat na krwawe sceny to mam wysoką tolerancję:P Historia chirurgii, którą właśnie czytam, dopiero się rozkręca:D

      Usuń
    7. U Thorwalda krwawość jest w zbożnym celu, a w kryminałach to różnie z tym bywa. :)

      Usuń
    8. Zwłaszcza w niektórych:P Czasem chyba wolę opisy plastyki nosa:)

      Usuń
    9. Dopóki nie poczujesz palącej potrzeby ćwiczeń praktycznych na otoczeniu, lektura wydaje mi się niegroźna. :)

      Usuń
    10. W teorii nie wygląda to na bardzo skomplikowaną operację, więc kto wie:PP

      Usuń
    11. Moje rozpoznanie u Zwl- przedawkował z kryminałami; miałam to samo, więc wiem co mówię. Dziś kryminał to rzadki przerywnik. Obawiam się, abym nie przedawkowała z klasyką, dlatego kończę Jane Eyre i robię sobie małą przerwę.

      Usuń
    12. Oczywiście, że przedawkowałem, ale cztery Marininy przeplecione czterema Mankellami zostawiają ślady na psychice:P Miejmy nadzieję, że przejściowe:P

      Usuń
    13. ~ Zacofany.w.lekturze
      :D Będę się mieć na baczności. :)

      ~ Guciamal
      Ja w ubiegłym roku przedawkowałam JIKi i teraz mam blokadę. :( Nadmiar klasyki może być najwyżej nużący, ale kryminały czasem doprowadzają mnie do takiego rozdygotania, że mam problemy z zaśnięciem, więc w moim przypadku przedawkowania wolę sobie nawet nie wyobrażać. :)

      Usuń
    14. ~ Zacofany.w.lekturze
      Rzeczywiście, dawka piorunująca! :) I jak Ci się widzi Marinina?

      Usuń
    15. Na moje oko to lepsza od Mankella, ale ja nie lubię wymiętych policjantów:PP I realia u niej ciut bliższe nam:)

      Usuń
    16. Że co proszę?! KURT WALLANDER NIE JEST WYMIĘTY!!!
      Jest interesująco niedbały. Na pewno wszystkie czytelniczki z rozmarzeniem wyobrażają sobie, że przypominają mu o wizytach u dentysty, robią mu kanapki do pracy i prasują koszule. :P
      A co do Marininy to bardzo mnie ucieszyłeś, bo właśnie liczę na spore atrakcje.

      Usuń
    17. Errata więc: nie lubię niewymuskanych policjantów:PP A w macierzyńskie uczucia czytelniczek szczerze wierzę:)

      Usuń
    18. O wymuskanego stróża prawa chyba dosyć trudno. Pomijając kultowego porucznika Borewicza, rozsiewającego woń Old Spice'a, przychodzi mi na myśl tylko Poirot. :)

      Usuń
    19. Poirot był laluś:P Sherlock Holmes był elegancki, zazwyczaj.

      Usuń
    20. Zawsze tak mnie porażała siła jego dedukcji że na odzieżowe detale nie zwracałam uwagi, choć charakterystyczny strój oczywiście kojarzę. :)

      Usuń
  4. Ja dopiero rozpoczynam swoją przyjaźń ze skandynawskimi kryminałami...Miałam na tę książkę ogromną chętkę ale teraz sama nie wiem czy warto po nią sięgać. Może jak sama wpadnie mi w ręce, dam jej szansę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Cię bardzo zainteresowała, proponuję przeczytać. Widziałam pozytywne, wręcz entuzjastyczne opinie o "36 tygodniu", tak więc warto przekonać się na własnej skórze. :)

      Usuń
  5. Podoba mi się to, że nie owijasz w bawełnę, cenię Twój gust, więc lekturę raczej sobie odpuszczę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Szczerze mówiąc wydaje mi się, że apetyt na skandynawski kryminał można zaspokoić bardziej smakowitym kąskiem. :)

      Usuń
  6. Niedoczekanie nasze, że jakiś wydawca napisze: miernota, czytelniku stracisz tylko czas, czytając to, co właśnie trzymasz w ręku.
    Jeszcze nie czytałam choć mam. Przeczytam, bo to bardzo popularna u nas książka, więc choć by dlatego ;p
    P.S. Co do tego, że ktoś zapisał spontanicznie numer samochodu, przejeżdżającego pod jego oknem z piskiem opon, to właściwie normalka na szwedzkiej wsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że wydawca tego nie napisze (swoją drogą, wyobrażasz sobie, jaka byłaby sensacja! :D), ale zastanawiam się, dlaczego w ogóle wydaje? Skoro książka jest w Szwecji na listach bestsellerów, może właśnie na podstawie takich zestawień wybierane są kryminały do przekładu i druku u nas? Plus ewentualnie laureaci nagród? Oczywiście najlepiej, gdyby takie decyzje podejmowano na podstawie opinii pracownika wydawnictwa, który spośród wielu przeczytanych książek wybiera te najlepsze, ale na pewno wiązałoby się to z dodatkowymi kosztami, w dodatku znalezienie kogoś, kto zna język szwedzki na tyle dobrze, żeby swobodnie czytać opasłe powieści, na pewno wcale nie jest łatwe. Może dlatego busolą są rankingi.
      Bardzo jestem ciekawa jak ocenisz powieść Sofie Sarenbrant.
      P.S.
      Spora niespodzianka z zapisywaniem numeru samochodu! nie sądziłam, że to jest realna sytuacja. Ludzie raczej patrzą na tablice rejestracyjne, ale żeby prowadzić takie zapisy... Ciekawe! Też na pewno interesująca różnica w mentalności.

      Usuń
  7. Doprawdy, nie wiem skąd nagle wzięło się tsunami kryminałów skandynawskich, przecież od ładnych paru lat są wydawane i nie przypominam sobie takiej histerii, jak obecnie. Inna sprawa, że na początku oprócz chaosu, tłumaczeni byli dobrzy pisarze, Stieg Larsson, Jo Nesbo, Karin Fossum, Johan Theorin, Hakan Nesser i jeszcze kilka uznanych nazwisk, reszta pisarzy, zaledwie terminuje w tym fachu i szkoda pieniędzy, oraz czasu na te wypociny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda. Ostatnie zdanie Twojego komentarza przepiszę sobie na karteczkę, będę zabierać do księgarni i błyskawicznie na nie zerkać, jak przyjdzie mi ochota na nabycie kolejnego arcydzieła tego typu. :) A tsunami coraz bardziej szaleje, więc pokus będzie sporo.
      I jak mogłam zapomnieć o Fossum! To też kryminalna ekstraklasa.

      Usuń
  8. Też tak myślę. Wydają to, co znajdą na listach bestsellerów, bez zwracania uwagi, że różnice kulturowe mogą zrobić książce krzywdę, bo bedzie się wydawała "dziwna", "mało prawdopodobna", "jakaś taka"....
    Książki powinien wybierać ktoś kto zna dobrze język szwedzki i obie kultury, z przewagą polskiej, ale kto by sobie tym zawracał głowę???
    Pierwsze polskie wydanie Millenium Larssona pozbawiło mnie wszelkich złudzeń co do rzetelnosci wydawnictwa specjalizującego się w szwedach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bookfo, rozwiń temat nierzetelności, boś mnie zaciekawiła do szaleństwa:)
      Aha, odkąd parę lat temu przy moim domu dłuższy czas stała furgonetka, a potem się okazało, że mam okradziony garaż, to spisuję rejestracje wszystkich aut, które przystają na dłużej niż pięć minut koło mojego płotu:P Ale numerów pędzącego auta bym nie spisał, ale to z powodu słabego wzroku i braku refleksu:D

      Usuń
    2. ~ Bookfa
      Ja też umieram z ciekawości! Napisz, proszę więcej o tych zastrzeżeniach.
      Podobnie jak Ty pomyślałam o różnicach kulturowych - nawet kwestia tych numerów rejestracyjnych!

      ~ Zacofany.w.lekturze
      Twoje spisywanie numerów jest owocem traumatycznych przeżyć (współczuję!), a ta pani tak po prostu popatrzyła przez okno i spontanicznie spisała. :)

      Usuń
    3. Więc widać pani miała taki nawyk, jak ci Duńczycy u Chmielewskiej, którzy bez względu na wszystko oczekiwali na zielone światło, żeby przejść przez ulicę:P Może regularnie pisywała donosy do władz na hałaśliwych/niebezpiecznych kierowców?

      Usuń
    4. Pani pojawia się tylko jako postać epizodyczna i to zachowanie, nie jest w żaden sposób uzasadnione ani wyjaśnione. O nijakich donosach nie było mowy. :) Nie miałabym żadnych zastrzeżeń, gdyby było to - tak jak w Twoim przypadku - następstwem jakichś doświadczeń. Co ciekawe, to była starsza pani, a zapisywanie miało miejsce bodajże w nocy, więc zupełnie nie rozumiem, jak ona dojrzała te numery. :) Pomijając fakt, że na zdrowy rozum przestępca raczej powinien zachowywać się cicho i dyskretnie, a nie wizgotać staruszkom pod oknami. :)

      Usuń
    5. Jakby nie wizgał, toby go nie złapali, proste:P Kiedyś Barańczak w Książkach najgorszych pastwił się nad tzw. damskim typem kryminału opartym wyłącznie na nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności, pewnie nad tym też by mógł się popastwić:)

      Usuń
    6. Jego nie złapali natychmiast po wizgotaniu, później, a niezwykle pomocne okazały się numery zanotowane przez staruszkę. :)
      Już to sobie wyobrażam, jak Barańczak się pastwi. :) Czytając "Książki najgorsze" chwilami płakałam ze śmiechu.:) Może jestem przewrażliwiona, ale mam wrażenie, że realność opisanych wydarzeń nie jest najmocniejszą stroną Sofie Sarenbrant.

      Usuń
    7. No wiesz, u Chmielewskiej są co najmniej dwie lub trzy staruszki, które spędzają życie z okiem w wizjerze albo w oknie i jeszcze zapisują, o której do sąsiadów przyszli goście:P

      Usuń
    8. Hmm, to szkoda, że autorka w jakiś sposób nie zasygnalizowała, że nałogową pasją tej staruszki jest notowanie numerów. :) Swoją drogą myślę, że sporo starszych pań może autentycznie prowadzić taką ewidencję.

      Usuń
    9. Nie będę się powtarzać w szczegółach, bo pisałam na ten temat przy okazji recenzji Millenium. Było kiepsko profesjonalnie, tłumaczenie po najmniejszej linii oporu (za pomocą google???), błędy stylistyczne, gramatyczne i drukarskie. PORAŻKA! W drugim wydaniu napisano chyba nawet na okładce, że jest to wydanie poprawione. Ale czy ja mam w tym celu kupować tę samą powieść za kolejne duże pieniądz? Powinni pozwolić wymienić to wydanie wszystkim niezasdowolonym na to poprawione.;P

      Usuń
    10. Aaa, takie buty, a myślałem, że jakieś przekłamania kulturowe i rzeczowe:P Idę poszukać Twojej recenzji:)

      Usuń
    11. Hmm, w Twoich recenzjach tych trzech tomów nie ma ani słowa o tłumaczeniu, drobna wzmianka w komentarzu.

      Usuń
    12. Wybacz starszej pani. Musiało być w takim razie w komentarzach pod wpisami o tej książce, niekoniecznie na moim blogu.
      W recenzji G.W. Perssona znajdziesz za to trochę więcej na ten temat. Bo to nie problem samego Millenium, tylko ogólnie wszystkich książek tej serii.

      Usuń
    13. To jeszcze popatrzę. Zdaje się, że to w ogóle szerszy problem, bo Mankelle też momentami zgrzytają w zębach. Widać nie mamy dobrych tłumaczy z językó skandynawskich.

      Usuń
    14. Ja byłam tak pochłonięta akcją dwóch pierwszych tomów Larssona, że nie zwracałam uwagi na nic. :) Jednak końcówka drugiej części tak mnie zirytowała, że się zawiesiłam i ostatniego tomu jeszcze nie przeczytałam.

      Usuń
  9. Z kryminałami nie miałam dużo do czynienia, ale zamierzam w niedalekiej przyszłości to zmienić. Jednak widzę, że nie warto zaczynać od tej pozycji :) Chociaż, może mi, jako niedoświadczonej w tej tematyce czytelniczce, książka przypadłaby do gustu. Kto wie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek proponowałabym jakiegoś sprawdzonego pewniaka, ale tak naprawdę to, czy warto, najlepiej sprawdzić samodzielnie i empirycznie. :) Udanych poszukiwań!

      Usuń
  10. Ciekawi mnie czy czytalas jakies ksiazki Susan Hill, konkretnie "W labiryncie ulubionych miejsc" pierwszy tom cyklu o Simonie Serailler? Ciekawi mnie co bys o tym sadzila, bo to dosc nietypowe kryminaly sa. Susan lamie wiele zasad. To jedyna seria, ktorej bohatera nie lubie i pewne rzeczy mnie irytuja, a czytam zawziecie.

    Pytam bo przypomnialo mi sie, ze w jednym z tomow lapia zbrodniarza doslownie - przypadkiem (tak wlasnie. U Susan nigdy nie wiadomo). Atak paniki na widok patrolu, patrol rusza w poscig. Simon jest chyba nawet zly na los - po tylu miesiacach ciezkiej harowki udaje sie tak zwanym psim swedem. To sie zdarza. Oczywiscie nagromadzenie zbiegow okolicznosci irytuje ale nie mozna ich wykluczac.

    A co do Skandynawow to sie zgadzam. Tylko dlaczego nie wznawiaja Smilli w takim razie, ja sie pytam??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie. :( Natychmiast po przeczytaniu "Howards End is on the landing" postanowiłam przeczytać jakąś fabularną książkę Susan Hill, nawet z przepastnej szafy z narażeniem życia wydobyłam "Albatrosa", ale gdzieś przepadł w monstrualnej kolejce. :( Mam też ochotę poczytać jej kryminały, bo sporo dobrego nich słyszałam. Już sam tytuł "W labiryncie ulubionych miejsc" mocno intryguje. I dość rzadko się zdarza, żeby policjant/detektyw irytował. Zwykle sympatia czytelników jest po jego stronie. Lubię takie nieszablonowe kryminały, a w dodatku Ty czytasz tę serię zawzięcie. Jestem bardzo bliska złamania obietnicy, że w ciągu najbliższych dni nie kupię ani jednej książki. :)
      Masz rację, że nie można całkowicie negować zbiegów okoliczności, ale zdarzają się w książkach sytuacje, które od razu budzą moją podejrzliwość. Nie wiem, od czego to zależy, ale na przyklad pomyłkę, w wyniku której Ania Shirley trafia do Cuthbertów, akceptuję bez szemrania, natomiast upadek dokładnie w miejscu, gdzie leży skrawek ubrania osoby, której się szuka, już mi trochę zgrzyta. :)
      Ze Smillą dziwna historia. Przecież tyle osób się nią zachwycało, a nikt nie wpadł na pomysł, żeby ją ponownie wydać. Pamiętam, że pierwsze strony czytałam ją jak zaczarowana, ale końcówka mnie rozczarowała. :(

      Usuń
  11. Mam wrażenie, że to działa tak. Wydają świetne skandynawskie kryminały, przykładowo Mankella i Larssona. Czytelnicy wpadają w euforię. Wydawnictwa dokładają jeszcze kilka dobrych. Euforia trwa. Dobre się kończą, wydawcy sięgają po te słabsze, tylko dorzucają na okładkach, że "prawie jak (Mankell, Larsson itp.)". I obserwują. Euforia może nieco mniejsza, ale czytelnicy nadal kupują. Wtedy wydawcy uznają, że już można wydawać byle co, żeby było skandynawskie nazwisko i na okładce odpowiednie porównanie do tych lepszych. Zanim się czytelnik zorientuje, że teraz już lecą popłuczyny po popłuczynach, jeszcze się uda co nieco sprzedać...

    Skandynawia za gęsto zaludniona nie jest, nie chce mi się wierzyć w takie nagromadzenie świetnych pisarzy-kryminalistów na km2, jak nam wydawcy próbują wmowić. Siłą rzeczy podejrzane to jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo barwnie przedstawiłaś ten ciąg wydarzeń i wydaje mi się, że to jest właśnie odpowiedź na pytanie o sens i przyczyny zjawiska! To jest jak maszyna, którą wystarczy zręcznie wprowadzić w ruch i potem dawać już z siebie stopniowo coraz mniej. Dodajmy jeszcze, że prawa do wydania tych kryminałów gorszej kategorii są zapewne dość tanie, więc cała procedura staje się wręcz coraz bardziej opłacalna. Dokładnie takie same mechanizmy działają w przypadku książek o Toskanii! Że nie wspomnę o młodzieżowych wampirach. Wydaje mi się, że sprytnie obmyślona strategia marketingowa mogłaby u nas wywołać szał przykładowo na boliwijskie powieści marynistyczne. :)

      Usuń
  12. Masz całkowitą rację. Ostatnio tyle na rynku jest tych skandynawskich kryminałów. Niestety chcą przyciągać. Lubię Mankella i Larssona. Ostatnio mi się spodobała "Dziewczyna ze śniegiem we włosach" Ninni Schulman. Miła odmiana :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że niedawno oglądałam "Dziewczynę ze śniegiem we włosach" w księgarni i pomyślałam sobie, ze zapowiada się nieźle. Jednak mam mnóstwo kryminałów w kolejce do przeczytania i chwilowo sobie odpuściłam, ale w takim razie błąd szybko naprawię. :) Do wymienionych przez Ciebie nazwisk dodałabym Nessera - przeczytałam 3 książki i żadna mnie jeszcze nie zawiodła.

      Usuń
  13. Why pеople still uѕе to rеаd news papeгs whеn in this tеchnοlοgical woгlԁ all is existing on wеb?


    my pаge ... payday loans

    OdpowiedzUsuń
  14. Itѕ lіke you reаd my mіnd!

    Yοu sеem to know a lot аbout this, like you wгote the
    bοok in it or somethіng. I thіnk that you сould ԁo with
    a few pics to ԁrive the mеѕsage
    hοme a bit, but othеr than that, this іs great blog.
    A fantastic reaԁ. I will definitely be bаck.

    Revіew my web blog ... payday loans

    OdpowiedzUsuń