7 maja 2011

Redmond O'Hanlon, "W sercu Borneo"

Tropikalne tropy nosorożca
Przez kilka majowych wieczorów w wyobraźni wędrowałam w towarzystwie naukowca, Redmonda O'Hanlona i poety, Jamesa Fentona, po dżungli Borneo. Wycieczka była pouczająca, wyspa mnie oczarowała, czego niestety nie mogę powiedzieć o stylu opowieści i osobowości jej autora.

O'Hanlon jest człowiekiem nietuzinkowym, co zresztą sugeruje jego fizjonomia na zdjęciach. Moim zdaniem wygląda jak postać żywcem wyjęta z powieści Dickensa. :) Jeden z przyjaciół twierdzi, że jego tragedia polega na tym, że urodził się dwieście lat za późno. To osoba delikatnie mówiąc ekstrawagancka, o czym świadczy na przykład fakt, że w domu trzyma na półce słój z kawałkiem zwęglonej stopy przyjaciela, który wiele lat temu popełnił samobójstwo. Bogate wnętrze O'Hanlona poznałam nieco bliżej dzięki obszernemu  artykułowi w Guardianie. Z książki "W sercu Borneo", będącej owocem wyprawy na egzotyczną wyspę,  wyłania się bowiem obraz zgoła inny. 

To, co raziło mnie najbardziej, to poziom dowcipów. W nocie wydawcy na okładce czytamy o "specyficznym poczuciu humoru". W praktyce oznacza to uporczywie powracające żarty, w których naukowiec ostentacyjnie kreuje się na wyluzowanego macho w kiepskim stylu, ciągle sączącego guinnessa i dowcipkującego o swoich pierwszo- i drugorzędowych cechach płciowych. Autor tłumaczy, że w warunkach ekstremalnych nawet "kiepski żart, w najgorszym możliwym stylu, wydaje się niezwykle śmieszny"[1]. Na pewno taki humor działa na eksploratorów rozluźniająco, ale czytelników niekoniecznie zachwycają terapeutyczne sprośności. Nie rzucił mnie również na kolana sposób potraktowania w książce tubylców, z których gościnności i przychylności O'Hanlon i Fenton czerpali pełnymi garściami. Zostali sportretowani jako osoby po prostu śmieszne.

Głównym celem wyprawy w górę rzeki Baleh i na górę Tiban było poszukiwanie białego nosorożca. Oczywiście nie zdradzę, czy misja zakończyła się powodzeniem. Zainteresowanych pointą odsyłam na stronę ostatnią. Spodziewałam się bezkrwawego wariantu "Moby Dicka", tymczasem autor sprawił mi niespodziankę.

O skali niebezpieczeństw grożących uczestnikom ekspedycji na Borneo świadczyły już przygotowania do wyjazdu. Wysłuchiwali następujących przestróg: "Wyda się wam, że to już koniec świata. Nie będziecie mogli oddychać. Nie będziecie mogli ruszyć ręką, zrobić kroku. A po dwóch tygodniach przywykniecie. Kiedy raz znajdziecie się w prawdziwej dżungli, nie będziecie chcieli z niej wyjść."[2] W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy miała miejsce ta wyprawa, Borneo było miejscem tajemniczym i groźnym. Niektóre rejony stanowiły białe plamy na mapie. Książka opowiada o trudach wyprawy i egzotycznych urokach tego miejsca.

Bibliofilom sprawi przyjemność postać przyjaciela O'Hanlona. James Fenton to poeta, klasyczny przykład intelektualisty, który  znalazł się w warunkach ekstremalnych. Widzimy go jak pokryty motylami czyta "Nędzników", sam wyglądając dość nędznie.[3] Jeden z rdzennych mieszkańców Borneo, Leon, dzieli się z O'Hanlonem obserwacją: "Ty i Dżems, wy nie zwyczajni człowiek. Dżems zawsze czytać książki."[4] A w czasie tropikalnej, bezsennej nocy w dżungli, dręczeni przez owady wędrowcy prowadzą niekończące się rozmowy o literaturze. Na pytanie, w jakim pomieszczeniu chciałby teraz być,  James odpowiada bez wahania: "W bibliotece. Mojej własnej ogromnej bibliotece."[5] W innym miejscu Redmond wspomina:
"Rozmawialiśmy o książkach, które włączylibyśmy do naszych księgozbiorów; dyskutowaliśmy nad rozplanowaniem biblioteki: nie umieliśmy się zdecydować, czy półki na książki powinny stać we wnękach, bo może w takim układzie złote litery wytłoczone na grzbietach oprawnych w skórę woluminów, połyskujące w przyćmionym świetle ognia na kominku, nie wywierałyby dostatecznego wrażenia. Czy dębowe półki powinny sięgać do sufitu, czy też powinniśmy zostawić nieco miejsca na powieszenie jakiegoś Starego Mistrza? Graliśmy w grę "kto co czytał?" I jak dużo z tego pamiętał? - A kiedy - zainteresował się James - zaglądałeś po raz ostatni do Ariosta? - Gawędząc zapominaliśmy o nieznośnym swędzeniu."[6]
Redmond O'Hanlon odwołuje się też do Josepha Conrada - wnętrze Borneo było dla niego jądrem ciemności, siedzibą "pradawnej ludzkości".[7] Nawiasem mówiąc jedna z najważniejszych prac naukowych O'Hanlona została poświęcona Conradowi i Darwinowi.

W czasie lektury "W sercu Borneo" przeszkadzał mi trochę nadmiar cytatów. Niewiele opisów zwierząt i roślin napisał sam O'Hanlon. Oczywiście zawsze podawani są autorzy, a na końcu książki znajdziemy obszerną bibliografię (ponad cztery strony maczkiem!), która robi dość zabawne wrażenie w kontekście tak żartobliwej i lekkiej opowieści. Miłym akcentem są natomiast czarno-białe ilustracje Katarzyny Kariny Chmiel i pomocne mapki.

Egzotyczna podróż dobiegła końca. Opowieści o krwiożerczych instynktach tubylców okazały się przesadzone. Kuchni borneańskiej natomiast zdecydowanie nie polecam: "garnek wydychał ciepły i stęchły odór specjalnie dla nas przygotowywanego tłustego gulaszu z warana. Przypominało to nieco zapach, jaki się wyczuwa w ustach, kiedy dentysta otwiera zepsuty ząb".[8] Borneo jest miejscem wyjątkowym nie tylko dlatego, że zachwyca niezapomnianymi widokami, ptactwem, owadami, przebogatym królestwem przyrody, ale pozwala też odbyć podróż w czasie, cofnąć się w odległą przeszłość ludzkości i Ziemi.
____________
[1] Redmond O'Hanlon, "W sercu Borneo", tłum. Ewa Adamska, Prószyński i S-ka, 1996, s. 52.
[2] Tamże, s. 16.
[3] Tamże, s. 71.
[4] Tamże, s.110.
[5] Tamże, s. 138.
[6] Tamże, s. 138-139.
[7] Tamże, s. 168.
[8] Tamże, s.103.

Moja ocena: 3+


 

261 komentarzy:

  1. No proszę, na zdjęciu autor nie wygląda na takiego co by w kółko o swoich pierwszo- i drugorzędowych cechach...

    Jak to dobrze, że ja wiem, że najlepiej mi jest pośród moich książek bez uciążliwych wypraw do dżungli.

    Recenzja zachęcająca i świetnie się ją czytało. Dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi ciekawie i intrygująco. Dżungla mnie kusi, więc opierać się nie zamierzam:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ Ysabell
    W moim przypadku egzotyczne podróże są w sferze marzeń, więc nie będzie problemu z uciążliwością. :)
    Okazuje się, że pozory mylą, on o tych cechach prawie bez przerwy i to słownictwem nie do końca parlamentarnym! :/
    Dziękuję za miłe słowa!

    ~ kasandra_85
    Niezapomnianych wrażeń i mam nadzieję, że ta dżungla Cię nie wciągnie tak, jak ostrzegano, że stanie się z bohaterami książki. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Zachęcająca recenzja. Rozumiem, że książka warta przeczytania pomimo wątpliwej jakości żartów autora :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie ta książka zaintrygowała. Sam bym się chętnie znalazł na takiej wyspie...

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ spinka
    Witaj Spinko. Dla borneańskiej przyrody, a szczególnie ptaków i motyli, warto przecierpieć te wątpliwej jakości dowcipy. :)

    ~ pisanyinaczej
    Wyspa naprawdę piękna. Jednak warunki klimatyczne i sceneria (bagna, dżungla) wydały mi się raczej ekstremalne.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja mimo wszystko wybrałabym się na Borneo. Może niekoniecznie w towarzystwie Redmonda O'Hanlona, chociaż niewykluczone, że może kiedyś zaprosi mnie na jakąś kolejną ekstremalną wyprawę. ;-) A ja oczywiście nie odmówię. :~D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja mimo wszystko wybrałabym się na Borneo. Może niekoniecznie w towarzystwie Redmonda O'Hanlona, chociaż niewykluczone, że może kiedyś zaprosi mnie na jakąś kolejną ekstremalną wyprawę. ;-) A ja oczywiście nie odmówię, choćby ze względu na jego sympatię dla Josepha Conrada. :~D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ Jolanta
    Jolu, dziękuję za cierpliwość, bo domyślam się, że pierwszy komentarz rozwiał się w cyberprzestrzeni - miałam dziś podobną przygodę. Do wyprawy na tę tajemniczą wyspę zachęcam, ale towarzystwo należałoby faktycznie dobierać bardziej starannie. :) Fascynacja Conradem, w dodatku udokumentowana dziełem naukowym, to jednak spory plus, zwłaszcza w połączeniu z tymi książkowymi rozmowami.:) Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hm, kiedyż to ja ostatni raz zaglądałem do Ariosta? Nigdy? Nigdy! I ten sposób nawet książka podróżnicza (a nie przepadam za takimi) może człowieka ubogacić:D

    OdpowiedzUsuń
  11. Na (książkową) wycieczkę po dżungli Borneo się piszę, ale może lepiej poszukać innego przewodnika? Czy ktoś słyszał o ciekawej konkurencji? :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~ zacofany.w.lekturze
    Ja kiedyś przelotnie do niego zaglądałam ("Orland szalony"), ale nie zostałam na dłużej.
    Wielkiej kariery mu współcześnie nie wróżę - właśnie się dowiedziałam, że w "Satyrach" uprawiał "humor mizoginny". :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ~ viv
    To już mamy kolejną chętną na wyprawę! :) Może zorganizujemy blogową ekspedycję na Borneo? :D Kwestia przewodnika nadal nie została rozwiązana. Trzeba się będzie rozejrzeć w obfitej literaturze przedmiotu zamieszczonej w książce. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. @Lirael: humor mizoginny? Ty wiesz, jak zachęcić mnie do lektury:P Ciekawe tylko, czy "Satyry" są przełożone na polski:P

    OdpowiedzUsuń
  15. ~ zacofany.w.lekturze
    Niestety, znalazłam tylko wersję włoską tych satyr: http://www.letteraturaitaliana.net/pdf/Volume_4/t75.pdf
    Tekst satyry V brutalnie zmasakrowany przez tłumacz Google: http://tinyurl.com/5rrrk88
    Brzmi trochę jak współczesna poezja eksperymentalna. :D
    Obawiam się, że pytanie, jaki związek ma Giotto z pleśniawkami i przepiórkami (okolice wersu 20) dla nieposiadających przekładu na język polski pozostanie na zawsze bez odpowiedzi. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. @Lirael: bardzo eksperymentalne:) A w pleśniawki Giotta to ja bym chyba nie wnikał, może to jakaś wstydliwa choroba:P

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ zacofany.w.lekturze
    W ten oto sposób dochodzimy do genezy słynnych fresków - to pokuta za jakieś swawole w czasie polowań na ptaki łowne! :) Życie bywa brutalne: najpierw przepiórki w płatkach róż, potem pleśniawki. :D

    OdpowiedzUsuń
  18. powiem szczerze, ze INACZEJ giotta widze - ale mam spojrzenie estetyzujace, a nie medycznie skrzywione ;-)

    a wracajac do pana o-ha to wygalada mi na takiego, co to mlaska przy jedzeniu. a w ogóle to na ksiedza. sadze nawet, ze mlaskajac zajadlaby gulasz z zezwloka wroga - o ile pamietam wlasnie na borneo takim sie raczono

    OdpowiedzUsuń
  19. ~ blog sygrydy dumnej
    Ten niepokojący wizerunek Giotta jest autorstwa tłumacza Google, tam należy kierować zażalenia. :)
    Na temat mlaskania nie było nic, ale tej opcji wykluczyć nie możemy.
    Opis zacytowany przeze mnie dotyczy gulaszu z warana, więc nie doszukiwałabym się sensacji.:)

    OdpowiedzUsuń
  20. @Lirael: pleśniawki to choroba brudnych rąk:P Skoro nie mył rąk po malowaniu fresków, to pleśniawki i tak są łagodną karą. Mógł dostać żółtaczki:P

    OdpowiedzUsuń
  21. ~ zacofany.w.lekturze
    Fakt, mogło być gorzej! Chyba jednak historia milczy o tym schorzeniu Giotta. Skoro powstał "Kod Leonarda" możemy się spodziewać jakiegoś obrazoburczego ujęcia również tego tematu. Tytuł "Pleśniawki Giotta" z pewnością przyciągnąłby podekscytowane tłumy! :D

    OdpowiedzUsuń
  22. @Lirael: ja bym dorzucił, że pewnie te pleśniawki w jamie ustnej układały mu się w jakiś szyfr. "Szyfr pleśniawek Giotta" - to dopiero byłby hit!

    OdpowiedzUsuń
  23. ~ zacofany.w.lekturze
    W tej chwili czytam powieść Mankella, w której w plamach krwi na podłodze policjant w przebłysku geniuszu natychmiast dostrzega układ kroków tanga. :D W związku z tym tajemniczy wzór pleśniawek Giotta wydaje mi się nader prawdopodobny! :)

    OdpowiedzUsuń
  24. @Lirael: od tego jest policjant, żeby dostrzegał:P Czyżbyś już wróciła na łono blogosferci, czy masz autokar z internetem? :D Mam nadzieję, że stadko nie przyniosło Ci wstydu:)

    OdpowiedzUsuń
  25. ~ zacofany.w.lekturze
    Ten policjant dostrzegał przesadnie. :)
    Blogosfercię sytuuję w tej samej (wyściełanej lawendowym atłasem) szufladce co komcie i blogaski! :D
    Już jestem w domu, stadko w porządku, jedynym problemem była nocna działalność wywrotowa pod hasłem "Bezsenność w Podlesicach", nie mylić z Seattle. :) W najbliższych dniach relacja z wyprawy.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Lirael: "Noce są takie upalne i słowiki spać nie dają":)Młodzież jeszcze nie wie, że od braku snu robią się wory, zmarszczki i bruzdy oraz spada ogólna kondycja psychofizyczna. Mam nadzieję, że wcielałaś w życie lirealizm i nie kazałaś niesfornym myć korytarzy szczotką do zębów:P

    OdpowiedzUsuń
  27. ~ zacofany.w.lekturze
    To fakt, względy estetyczne (uszczerbki w urodzie i psychice wywołane brakiem snu) bynajmniej nie były brane pod uwagę. Dominowały słowiki w transowym rytmie techno. :)
    Lirealizm królował i żadne drastyczne formy ucisku nie były stosowane. Zresztą nocne gimnazjalnych Polaków rozmowy odbywały się w obrębie pokojów i nie były szczególnie dokuczliwe. No może trochę, te o 4 nad ranem. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. @Lirael: no naprawdę wspaniała młodzież Ci się trafiła. To zapewne wynik stosowania lirealizmu:P Właśnie uśmiecham się do własnych wspomnień z wycieczki do Krakowa w VII klasie, kiedy udało nam się zablokować wewnętrzne telefony w hotelu:)

    OdpowiedzUsuń
  29. ~ zacofany.w.lekturze
    Na skutki lirealizmu to stanowczo za wcześnie - znam ich tylko kilka miesięcy. :)
    Wasza hotelowa akcja z telefonami była niezła. Tak trochę a propos: kilka lat temu w czasie wycieczki koleżanka zarekwirowała kilka telefonów komórkowych swoim wychowankom, ponieważ za ich pomocą planowali jakąś nocną akcję dywersyjną. W ramach podziękowania te wszystkie telefony zaczęły dzwonić symultanicznie o godzinie 3 w nocy! :D Na szczęście nocowałam w innym pokoju, ale i tak wstrząs akustyczny pamiętam do dziś. :D

    OdpowiedzUsuń
  30. @Lirael: młodzież jest kreatywna:) W naszych czasach musieliśmy się ograniczać do denerwowania recepcji migającymi światełkami centralki. Dobrze, że nie była ręczna:)

    OdpowiedzUsuń
  31. ~ zacofany.w.lekturze
    Recepcjonistka na pewno wspomina z sentymentem to centralkowe disco. :) Przynajmniej jej się nie nudziło w czasie monotonnego dyżuru.

    OdpowiedzUsuń
  32. @Lirael: ale donos wychowawczyni złożyła, zołza jedna:P

    OdpowiedzUsuń
  33. ~ zacofany.w.lekturze
    Może do tej pory wspomina tę traumę, jak jej wszystkie światełka naraz zabłysły. Grzeczne dzieci bawią się w głuchy telefon, a nie wpędzają w depresję nadwrażliwe recepcjonistki! :)

    OdpowiedzUsuń
  34. @Lirael: na głuchy telefon byliśmy za duzi, na flirt towarzyski (pamięta ktoś tę zabawę?) jeszcze za młodzi:P Pozostało wydzwanianie po pokojach:D

    OdpowiedzUsuń
  35. ~ zacofany.w.lekturze
    Ja pamiętam flirt towarzyski, ale szczególnie go nie lubiłam.
    My bawiliśmy się jeszcze w coś takiego: cięło się kartki na paski, pisało się pytanie, zaginało się kartkę, pisało się pierwsze słowo (gdzie? kto? itp.), a następnie podawało się osobie siedzącej obok, która musiała napisać sensowną odpowiedź na to słówko, oczywiście bez zaglądania do pytania w pełnym brzmieniu. I tak w kółko, zgodnie ze wskazówkami zegara, aż do zapełnienia całej kartki. Potem się to odwijało i odczytywało w całości. Wychodziły rzeczy niesamowite, czasem strasznie śmieszne. Ja za tą grą przepadałam, choć nie wiem, jak ona się nazywa. :)

    OdpowiedzUsuń
  36. @Lirael: mieliśmy coś podobnego. Pisało się zdanie w jednej linijce, ostatni wyraz zdania w drugiej, zaginało i ktoś musiał pisać ciąg dalszy do tego samotnego wyrazu:) Ale to wyrafinowana rozrywka, woleliśmy inteligencję i okręty:P

    OdpowiedzUsuń
  37. ~ zacofany.w.lekturze
    Bardzo ciekawy ten wariant z ostatnimi wyrazami, chyba go wykorzystam na lekcji! Może z tego powstać fajne opowiadanie, a zabawa gwarantowana. :)
    W okręty grywałam, ale bez entuzjazmu, bo nie było u mnie najlepiej z trafianiem. :)
    Jeśli "inteligencja" to to samo, co "państwa, miasta", wymieniłeś kultową grę mojego dzieciństwa! Jedna z najulubieńszych.

    OdpowiedzUsuń
  38. zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: od tego jest policjant, żeby dostrzegał:P Czyżbyś już wróciła na łono blogosferci, czy masz autokar z internetem? :D Mam nadzieję, że stadko nie przyniosło Ci wstydu:)

    Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    Ten policjant dostrzegał przesadnie. :)
    Blogosfercię sytuuję w tej samej (wyściełanej lawendowym atłasem) szufladce co komcie i blogaski! :D
    Już jestem w domu, stadko w porządku, jedynym problemem była nocna działalność wywrotowa pod hasłem "Bezsenność w Podlesicach", nie mylić z Seattle. :) W najbliższych dniach relacja z wyprawy.

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: "Noce są takie upalne i słowiki spać nie dają":)Młodzież jeszcze nie wie, że od braku snu robią się wory, zmarszczki i bruzdy oraz spada ogólna kondycja psychofizyczna. Mam nadzieję, że wcielałaś w życie lirealizm i nie kazałaś niesfornym myć korytarzy szczotką do zębów:P

    Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    To fakt, względy estetyczne (uszczerbki w urodzie i psychice wywołane brakiem snu) bynajmniej nie były brane pod uwagę. Dominowały słowiki w transowym rytmie techno. :)
    Lirealizm królował i żadne drastyczne formy ucisku nie były stosowane. Zresztą nocne gimnazjalnych Polaków rozmowy odbywały się w obrębie pokojów i nie były szczególnie dokuczliwe. No może trochę, te o 4 nad ranem. :)

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: no naprawdę wspaniała młodzież Ci się trafiła. To zapewne wynik stosowania lirealizmu:P Właśnie uśmiecham się do własnych wspomnień z wycieczki do Krakowa w VII klasie, kiedy udało nam się zablokować wewnętrzne telefony w hotelu:)

    Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    Na skutki lirealizmu to stanowczo za wcześnie - znam ich tylko kilka miesięcy. :)
    Wasza hotelowa akcja z telefonami była niezła. Tak trochę a propos: kilka lat temu w czasie wycieczki koleżanka zarekwirowała kilka telefonów komórkowych swoim wychowankom, ponieważ za ich pomocą planowali jakąś nocną akcję dywersyjną. W ramach podziękowania te wszystkie telefony zaczęły dzwonić symultanicznie o godzinie 3 w nocy! :D Na szczęście nocowałam w innym pokoju, ale i tak wstrząs akustyczny pamiętam do dziś. :D

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: młodzież jest kreatywna:) W naszych czasach musieliśmy się ograniczać do denerwowania recepcji migającymi światełkami centralki. Dobrze, że nie była ręczna:)

    Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    Recepcjonistka na pewno wspomina z sentymentem to centralkowe disco. :) Przynajmniej jej się nie nudziło w czasie monotonnego dyżuru.

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: ale donos wychowawczyni złożyła, zołza jedna:P

    Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    Może do tej pory wspomina tę traumę, jak jej wszystkie światełka naraz zabłysły. Grzeczne dzieci bawią się w głuchy telefon, a nie wpędzają w depresję nadwrażliwe recepcjonistki! :)

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: na głuchy telefon byliśmy za duzi, na flirt towarzyski (pamięta ktoś tę zabawę?) jeszcze za młodzi:P Pozostało wydzwanianie po pokojach:D

    OdpowiedzUsuń
  39. Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    Ja pamiętam flirt towarzyski, ale szczególnie go nie lubiłam.
    My bawiliśmy się jeszcze w coś takiego: cięło się kartki na paski, pisało się pytanie, zaginało się kartkę, pisało się pierwsze słowo (gdzie? kto? itp.), a następnie podawało się osobie siedzącej obok, która musiała napisać sensowną odpowiedź na to słówko, oczywiście bez zaglądania do pytania w pełnym brzmieniu. I tak w kółko, zgodnie ze wskazówkami zegara, aż do zapełnienia całej kartki. Potem się to odwijało i odczytywało w całości. Wychodziły rzeczy niesamowite, czasem strasznie śmieszne. Ja za tą grą przepadałam, choć nie wiem, jak ona się nazywa. :)

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: mieliśmy coś podobnego. Pisało się zdanie w jednej linijce, ostatni wyraz zdania w drugiej, zaginało i ktoś musiał pisać ciąg dalszy do tego samotnego wyrazu:) Ale to wyrafinowana rozrywka, woleliśmy inteligencję i okręty:P

    Lirael :

    ~ zacofany.w.lekturze
    Bardzo ciekawy ten wariant z ostatnimi wyrazami, chyba go wykorzystam na lekcji! Może z tego powstać fajne opowiadanie, a zabawa gwarantowana. :)
    W okręty grywałam, ale bez entuzjazmu, bo nie było u mnie najlepiej z trafianiem. :)
    Jeśli "inteligencja" to to samo, co "państwa, miasta", wymieniłeś kultową grę mojego dzieciństwa! Jedna z najulubieńszych.

    zacofany.w.lekturze :

    @Lirael: Inteligencja to to samo:)

    OdpowiedzUsuń
  40. ~ zacofany.w.lekturze
    Wasz wariant nazwy bardziej nobilitował zwycięzcę. :)

    OdpowiedzUsuń
  41. @Lirael: jakoś należało sobie podnosić samoocenę:D

    OdpowiedzUsuń
  42. ~ zacofany.w.lekturze
    Gra się świetnie sprawdza w wersji angielskiej np. na zastępstwach.
    Nazwa rzeczywiście motywująca, w przeciwieństwie do takiego na przykład "durnia" lub "gapy" ale tu zawsze można było zrzucić winę na niefortunny układ kart. :)

    OdpowiedzUsuń
  43. @Zawsze można wszystko zrzucić na niedobry układ kart:)

    OdpowiedzUsuń
  44. ~ zacofany.w.lekturze
    ...i kokieteryjnie utrzymywać, że brak szczęścia w kartach łączy się ze szczęściem innego gatunku. :)

    OdpowiedzUsuń
  45. @Lirael: Coś w tym jest, jak mówi stare przysłowie, przysłowia są mądrością narodów:P

    OdpowiedzUsuń
  46. ~ zacofany.w.lekturze
    Te klimatyczne przysłowia już się trochę robią nieaktualne przez globalne ocieplenie: swoją drogą ciekawe, czy jutro będzie zimna Zośka. :)

    OdpowiedzUsuń
  47. @Lirael: u nas ma być mokra i chłodna.

    OdpowiedzUsuń
  48. ~ zacofany.w.lekturze
    U nas już w tej chwili jest zimno.

    OdpowiedzUsuń
  49. U nas jest przede wszystkim ciemno:P Nawet nie widzę, czy już pada:)

    OdpowiedzUsuń
  50. ~ zacofany.w.lekturze
    To dziś musi nieźle trzeszczeć i tupać po sufitach, skoro nawet deszczu nie słychać. :)

    OdpowiedzUsuń
  51. @Lirael: zaraz tam trzeszczeć i tupać, co najwyżej pająk zatupie w kącie:P

    OdpowiedzUsuń
  52. ~ zacofany.w.lekturze
    A niech tam sobie biedaczek dla relaksu postepuje w kącie po całym dniu w sieci. :)

    OdpowiedzUsuń
  53. @Lirael: Chyba też zacznę stepować po całym dniu w sieci:P

    OdpowiedzUsuń
  54. ~ zacofany.w.lekturze
    Wydaje mi się, że zważywszy na liczbę kończyn, pająki stepują efektownie i polifonicznie. Przypuszczalnie odpowiednio obute potrafią to robić nawet przy symfoniach Góreckiego. :)

    OdpowiedzUsuń
  55. @Lirael: współczuję temu pająku tych symfonii:P

    OdpowiedzUsuń
  56. ~ zacofany.w.lekturze
    Ja też. :) Kiedyś próbowaliśmy słuchać Pendereckiego i nasza jamniczka autentycznie dostała rozstroju nerwowego. :D

    OdpowiedzUsuń
  57. @Lirael: to się kwalifikuje jako okrucieństwo wobec zwierząt:P

    OdpowiedzUsuń
  58. ~ zacofany.w.lekturze
    Na pierwszej próbie się skończyło, bo u nas wystąpiły objawy podobne do jamniczych. :)

    OdpowiedzUsuń
  59. @Lirael: słusznie Was pokarało:P

    OdpowiedzUsuń
  60. ~ zacofany.w.lekturze
    To było naprawdę dziwne, bo ona zwykle kompletnie ignoruje wszelkie dźwięki medialne (za wyjątkiem szczekania psów i odgłosu dzwonka do drzwi w filmach - wtedy wszczyna alarm :), a tym razem przy Pendereckim wyraźnie było widać nerwowe napięcie i przerażone nasłuchiwanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  61. @Lirael: Może Penderecki zawsze dzwoni dwa razy? Dalej uważam, że dobrowolne słuchanie Mistrza to masochizm, ale robienie tego przy nieszczęsnej psinie to pastwienie się:) Mam nadzieję, że zwierzątko dostało porcję kaszanki na pociechę:P

    OdpowiedzUsuń
  62. ~ zacofany.w.lekturze
    Żeby on tylko dzwonił... Wydaje różne inne przerażające dźwięki. :(
    Dziękuję, że tym razem nie zawiadomiłeś Towarzystwa Opieki nad zwierzętami i obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy. :)
    Jamniczka jest nieprzekupna, wzgardziłaby kaszanką. Porcja przytulania i głaskania doprowadziła ją do stanu używalności po tej traumie.:)

    OdpowiedzUsuń
  63. @Lirael: cieszcie się, że na psa trafiło, kot by wam nie wybaczył li tylko po głaskaniu:)

    OdpowiedzUsuń
  64. ~ zacofany.w.lekturze
    :D Znowu demonizujesz Leninka!

    OdpowiedzUsuń
  65. @Lirael: bynajmniej:P Leninek nie jest obrażalski, a nawet jak mu się przydarzy, to kocie smuteczki rozprasza szyneczka:) Ale są koty mściwe i zawzięte, które tygodniami potrafią się centralnie załatwiać do butów:D

    OdpowiedzUsuń
  66. ~ zacofany.w.lekturze
    Chciałoby się rzec: zemsta śmierdzi. :) Szczerze współczuję właścicielom takich neurasteników i cieszę się, że Leninek jest bardziej prostolinijny. Już nigdy nie poskarżę się na chimeryczność naszej jamniczki. Jest wzorem zdrowia psychicznego w porównaniu z tymi pamiętliwymi kotami z haniebną niespodzianką w butach. :)

    OdpowiedzUsuń
  67. @Lirael: bo psy to nieskomplikowane w obsłudze są:) Opiekunowie znajomych neurastenicznych kotów nie są szczególnie załamani, oni się cieszą, że mają zwierzaki z charakterem:D

    OdpowiedzUsuń
  68. ~ zacofany.w.lekturze
    Przypuszczam, że manifestacje tego charakteru odnajdywane w obuwiu raczej nie wprowadzają ich w nastrój szczególnie szampański. :)

    OdpowiedzUsuń
  69. @Lirael: ale dają okazję do udowodnienia, jak bardzo kochają pieszczocha, skoro od razu nie eksmitują go do najbliższego schroniska:P

    OdpowiedzUsuń
  70. ~ zacofany.w.lekturze
    Lekko perwersyjne te dowody miłości. :) Oby się te koty nie zagalopowały w ich egzekwowaniu, bo wizja schroniska może okazać się kusząca dla zdesperowanych właścicieli. :)

    OdpowiedzUsuń
  71. @Lirael; koty są inteligentne i wiedzą, kiedy przestać, żeby nie przeciągnąć struny, nie ma obawy:)

    OdpowiedzUsuń
  72. ~ zacofany.w.lekturze
    Na naszym osiedlu mieszka pani, która ma ich dziesięć. Jeśli każdy pupil prowadzi z nią manipulacyjne gierki, a w przypadku kotów-indywidualistów działania grupowe są raczej wykluczone, to przypuszczalnie kobieta jest na krawędzi załamania. :)

    OdpowiedzUsuń
  73. @Lirael: ale za to pomyśl, jak ma ciepło zimą, jak ją futrzaki oblezą:) Warto się męczyć przez resztę roku:)

    OdpowiedzUsuń
  74. ~ zacofany.w.lekturze
    To musi świetnie wyglądać, taki zestaw żywych kocich kompresów! :)

    OdpowiedzUsuń
  75. @Lirael: słitaśnie:D http://www.obrazky.pl/facet-koty-spi

    OdpowiedzUsuń
  76. ~ zacofany.w.lekturze
    Ale fajne to zdjęcie!!! Słitaśne to za mało powiedziane. Sąsiadka ma więcej kotów, w dodatku dorosłych, więc to musi wyglądać jeszcze bardziej widowiskowo.
    Moim faworytem na fotografii jest ten rudziutki z przenikliwym spojrzeniem. :)
    Biorąc pod uwagę, że pan na zdjęciu ma gabaryty a la Chuck, maluchy mogą ulec zmiażdżeniu. Ale wspominałeś, że koty są bystrzakami, więc o ich los mogę być spokojna. :)
    ...No i oczywiście natychmiast pomyślałam o roztoczach na pościeli! :D

    OdpowiedzUsuń
  77. @Lirael: pani musi mieć po prostu szersze łóżko. I przy tej liczbie futrzaków bardziej powinna martwić się pchłami niż roztoczami:)

    OdpowiedzUsuń
  78. ~ zacofany.w.lekturze
    Abstrahując od pcheł, mam wątpliwości, czy tam w ogóle byłaby możliwa sielanka, bo między tymi kotami podobno toczą się jakieś wojny podjazdowe. :)

    OdpowiedzUsuń
  79. @Lirael: pewnie wszystkie są kotami alfa, więc nic dziwnego:P

    OdpowiedzUsuń
  80. ~ zacofany.w.lekturze
    To byłoby życie pod wulkanem. :)
    Zapomniałam dodać, że tam jest jeszcze mały piesek, mniej więcej rówieśnik naszej jamniczki. Przypuszczalnie ma problemy z tożsamością i uważa, że jest kotem. :D

    OdpowiedzUsuń
  81. @Lirael: to zoopsychoterapeuta obowiązkowy:P

    OdpowiedzUsuń
  82. ~ zacofany.w.lekturze
    I to o dwóch specjalnościach! :)

    OdpowiedzUsuń
  83. @Lirael: to ja nie wiem, czy tacy fachowcy w ogóle istnieją:)

    OdpowiedzUsuń
  84. ~ zacofany.w.lekturze
    Biorąc pod uwagę liczbę tych kotów, to już raczej zoosocjoterapeuta by się przydał. :)

    OdpowiedzUsuń
  85. @Lirael: zooresocjalizator wręcz:)

    OdpowiedzUsuń
  86. ~ zacofany.w.lekturze
    To dość wąska specjalizacja. :D Można by doradzić hipnozę lub akupresurę, ale obawiam się,że kotki mają łaskotki. :)

    OdpowiedzUsuń
  87. @Lirael: może jeszcze być świecowanie uszu:P

    OdpowiedzUsuń
  88. ~ zacofany.w.lekturze
    Zastanawiam się, kto byłby w stanie wykonać ten zabieg dziesięciu kotom na przestrzeni ok. 50 metrów kwadratowych! :) Odnotowano by chyba straty w ludziach, a woskujący zobaczyłby świeczki w oczach.
    Już prędzej jakaś muzykoterapia albo zajęcia plastyczne. :)

    OdpowiedzUsuń
  89. @Lirael: słuszna racja:) To popieram zajęcia plastyczne, maczamy kotkom ogonki w farbie i zamykamy drzwi do pokoju:P

    OdpowiedzUsuń
  90. ~ zacofany.w.lekturze
    ... a następnie powstały obraz sprzedajemy na aukcji, zarabiając na nim k(r)ocie! :)
    Na własne oczy widziałam w telewizji konia z Janowa Podlaskiego, który malował obrazy. Dzieła były potem korzystnie spieniężane na licytacjach.

    OdpowiedzUsuń
  91. @Lirael: zaraz jutro z rana zaproponuj sąsiadce spółkę; zafundujesz kubełek farby, a zyskami dzielicie się fifty-fifty:D

    OdpowiedzUsuń
  92. ~ zacofany.w.lekturze
    Jesteś pomysłodawcą tego projektu, więc dla Ciebie też przeznaczymy jakąś okrągłą sumkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  93. @Lirael: wzruszyłem się:) I jeszcze jakieś małe arcydziełko w skromnej rameczce:)

    OdpowiedzUsuń
  94. ~ zacofany.w.lekturze
    Liczba kotów i metraż atelier raczej wykluczają możliwość powstania dzieł niewielkich powierzchniowo. Przygotuj się raczej na coś metrażowo w stylu "Bitwy pod Grunwaldem". :) Swoją drogą atmosfera w trakcie malowania pacyfistyczna chyba nie będzie, więc nawiązania do dzieła Matejki mogą naprawdę się pojawić. :)

    OdpowiedzUsuń
  95. @Lirael: tym lepiej, plamy krwi oraz kępki futra przyklejone do farby podniosą autentyczność i wyrazistość dzieł:)

    OdpowiedzUsuń
  96. ~ zacofany.w.lekturze
    Tak oto powstanie kocia wersja "guerniki". :)
    Nie chciałabym się znajdować na osiedlu podczas powstawania tego malowidła - zewsząd rozlegać się będzie upiorny kociokwik! :)

    OdpowiedzUsuń
  97. @Lirael: kociokwik to sąsiedzi będą mieli na drugi dzień, gdyż z pewnością będą koić zszargane nerwy płynami wysokoprocentowymi:)
    Jeśli eksperyment się powiedzie, to koty będą mogły np. malować elewacje i klatki schodowe, czysta oszczędność dla administracji:)

    OdpowiedzUsuń
  98. ~ zacofany.w.lekturze
    Niektórzy sąsiedzi nie wytrzymują napięcia nawet w trakcie transmisji rozgrywek piłkarskich lub relacji z innych imprez sportowych (Małysz, Kubica, etc) i spożywają te płyny, głośno kibicując. :)
    Oszczędność może będzie czysta, ale na pewno nie da się tego powiedzieć o klatkach schodowych po tym kocim malarskim happeningu. :)

    OdpowiedzUsuń
  99. @Lirael: nie doceniasz talentu tych bidulków, nieładnie:)

    OdpowiedzUsuń
  100. ~ zacofany.w.lekturze
    Przypominam, że mamy do czynienia z dziesięcioma zaburzonymi neurastenikami plus pies przekonany, że jest kotem. :) To nie są bidulki, to jest Dirty Eleven bez Lee Marvina. :)

    OdpowiedzUsuń
  101. @Lirael: ale Dirty eleven też w końcu okazali się sympatyczni, daj im szansę:)

    OdpowiedzUsuń
  102. ~ zacofany.w.lekturze
    Dobrze, ale będę się bała wyjść na klatkę w obawie przed fruwającymi w powietrzu puszkami farby, pędzlami i uprawiającymi histeryczne gonitwy oraz wrestling kotami! :D

    OdpowiedzUsuń
  103. @Lirael: postaraj się w tym czasie być na wakacjach, dwa tygodnie powinny wystarczyć. I nie zapomnij ubezpieczyć mieszkania na wszelki wypadek:P

    OdpowiedzUsuń
  104. ~ zacofany.w.lekturze
    To jest myśl. Ewentualnie drabinka lub lina z balkonu. :)

    OdpowiedzUsuń
  105. @Lirael: taki rękaw do zrzucania gruzu też niezły:)

    OdpowiedzUsuń
  106. ~ zacofany.w.lekturze
    W ostateczności można wezwać wóz strażacki. :)

    OdpowiedzUsuń
  107. @Lirael: albo porucznika Borewicza, albo Załogę G, albo Drużynę A, albo MacGyvera:) Albo wszystkich razem, wtedy ubezpieczyciel zafunduje Ci nowe mieszkanie:))

    OdpowiedzUsuń
  108. ~ zacofany.w.lekturze
    Przypominam, że te koty będą tworzyły dzieło sztuki, a sproszenie takiego tłumu je rozproszy.:)
    Sproszeni contra rozproszone - tego nikt nie wytrzyma! :)

    OdpowiedzUsuń
  109. @Lirael: prawdziwych artystów nic nie rozproszy. Wystarczy przesmarować płótna obrazów słoniną albo czosnkową kiełbasą:) Nic nie oderwie futrzaków od malowani:D

    OdpowiedzUsuń
  110. ~ zacofany.w.lekturze
    Rewelacja! Wdychając te wonności w skupieniu będą z zadowolenia machać ogonkami z pędzelkami i tak powstanie to wytęsknione dzieło sztuki! :D

    OdpowiedzUsuń
  111. zacofany.w.lekturze23 maja 2011 23:49

    @Lirael: robię się jakimś "creative producer" całej tej szopki z kocimi arcydziełami, chyba zażądam zwiększenia moich udziałów w dochodzie ze sprzedaży:D

    OdpowiedzUsuń
  112. ~ zacofany.w.lekturze
    Zgadzam się, jako koordynator tego nowatorskiego projektu powinieneś otrzymać pokaźną sumkę! Dodajmy do tego koniecznie honorowy patronat medialny Leninka.
    Happening zapowiada się wspaniale. To będzie wyglądać mniej więcej tak:
    http://tinyurl.com/3glfrme
    albo tak:
    http://tinyurl.com/3ej5wsh
    :D

    OdpowiedzUsuń
  113. @Lirael: Mniej więcej tak plus dziewięć i pies, który myśli, że jest kotem:)

    OdpowiedzUsuń
  114. ~ zacofany.w.lekturze
    Dokładnie tak. :)
    Jak im się spodoba, zorganizuje się później zajęcia plenerowe:
    http://tinyurl.com/3pobacy
    :)
    Okazuje się, że w celach twórczych można wykorzystać nie tylko ogonki:
    http://youtu.be/S7q6fQfLeMg
    http://youtu.be/_JkQDYN8gHY
    http://youtu.be/sYBhsmnaHx0
    :)

    OdpowiedzUsuń
  115. @Lirael: pomysłów coraz więcej:) A może by tak nie ograniczyć się do tej znerwicowanej dziesiątki i ogłosić nabór na całym osiedlu? Pobrałoby się od właścicieli opłatę za kurs malowania:)

    OdpowiedzUsuń
  116. ~ zacofany.w.lekturze
    W sumie można by taki casting przeprowadzić i potem zorganizować masową imprezę osiedlową połączoną z festynem. :)
    Porobiłoby się trochę zdjęć grupowych:
    http://thetruestsentenceyouknow.files.wordpress.com/2011/05/a_lot_of_cats.jpg
    :)

    OdpowiedzUsuń
  117. @Lirael: przystąp natychmiast do realizacji planu, Dzień Dziecka już za tydzień:)

    OdpowiedzUsuń
  118. ~ zacofany.w.lekturze
    Uzdolnionych kotów mrowie, trzeba natychmiast te castingi rozpocząć. Jako zadanie próbne proponuję studium "Martwa natura z kocimiętką" techniką dowolną. :)

    OdpowiedzUsuń
  119. @LIrael: Kocimiętka to niedozwolony środek dopingujący:)

    OdpowiedzUsuń
  120. ~ zacofany.w.lekturze
    Coś, co tak ładnie się nazywa, nie może być szkodliwe czy niedozwolone. :)

    OdpowiedzUsuń
  121. @Lirael: "Wszystko, co przyjemne, jest dobre dla żołądka":))
    Nie można kocimiętki pod względem działania na koty porównać do waleriany, ale zapewniam, że futrzaki nie reagują na nią normalnie:))

    OdpowiedzUsuń
  122. ~ zacofany.w.lekturze
    Robią się ospałe i wyciszone?! To warsztatów plastycznych wcale nie trzeba im będzie organizować! Sąsiadka posieje w doniczkach kocimiętkę i będzie spokój z rozwydrzoną czeredą! :) Zastanawiam się, czy na psy też działa.

    OdpowiedzUsuń
  123. @Lirael: o wpływie na psy nic nie wiem, ale kocimiętkę da się uprawiać w doniczce:)

    OdpowiedzUsuń
  124. ~ zacofany.w.lekturze
    Bywa łatwym usprawiedliwieniem:
    http://www.harrybliss.com/store/images/catnip_catnip.jpg
    :)
    Łatwo ją przedawkować:
    http://files.myopera.com/Zaphira/albums/612265/catnip.jpg
    :)

    OdpowiedzUsuń
  125. @Lirael: biedny przedawkowany koteczek:(

    OdpowiedzUsuń
  126. ~ zacofany.w.lekturze
    On ma ekstatyczny uśmiech. :)

    OdpowiedzUsuń
  127. @Lirael; chwila szczęścia w kocim życiu:D

    OdpowiedzUsuń
  128. ~ zacofany.w.lekturze
    Znalazłam mały fotoreportaż z kocimiętkowego seansu:
    http://tinyurl.com/3ezbr58
    Naprawdę działa. :)

    OdpowiedzUsuń
  129. @Lirael: poszukaj sobie dla równowagi efektów waleriany na kota, będzie duuuużo weselej:)

    OdpowiedzUsuń
  130. ~ zacofany.w.lekturze
    Obejrzałam sobie filmik i mnie przygnębił: nabijanie się przez ponad 6 minut ze znarkotyzowanego kota. :( Kot powinien się zrewanżować i sfilmować właściciela po spożyciu jakichś substancji wysokoprocentowych, a następnie opublikować to w internecie. :)

    OdpowiedzUsuń
  131. @Lirael: to musiał dostać jakąś kosmiczną dawkę, ludzie to świnie:(

    OdpowiedzUsuń
  132. ~ zacofany.w.lekturze
    Dowiedziałam się, że waleriana wprawia koty w ekstazę, więc może on miło wspomina te minuty, choć właściciel chyba z ilością przesadził.

    OdpowiedzUsuń
  133. @Lirael: ekstazę u kota wywołuje się zamykając go w kuchni sam na sam z ładnym kawałkiem schabu:D Albo wieprzowiny od szynki:) Albo czegokolwiek mięsnego:P

    OdpowiedzUsuń
  134. ~ zacofany.w.lekturze
    Żeby satysfakcja była pełna, to ten kawałek powinien chyba pozorować ucieczkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  135. @Lirael: zapewniam Cię, że wcale nie musi pozorować, wystarczy jak leży i łypie prowokująco:D

    OdpowiedzUsuń
  136. ~ zacofany.w.lekturze
    Myślałam, że jak ten kawałek mięsny pozoruje ucieczkę, to zaspokaja kocie instynkty łowieckie, ale skoro łypanie wystarczy, to nie ma co bezsensownie wydatkować energii. :D

    OdpowiedzUsuń
  137. @Lirael: łowca spragniony pogoni zawsze może rzucić mięsem o podłogę, co da mu wrażenie agonalnych drgawek ofiary:)

    OdpowiedzUsuń
  138. ~ zacofany.w.lekturze
    Nie insynuuj, że Leninek rzuca mięsem! To jest sprzeczne z jego charakterem uroczego sangwinika, hedonisty i sybaryty - tak go sobie w każdym razie wyobrażam po Twoich opisach.

    OdpowiedzUsuń
  139. @Lirael: czy Ty go przypadkiem nie obrażasz?:P

    OdpowiedzUsuń
  140. ~ zacofany.w.lekturze
    Obrażam?!?! W moich ustach to są czułe komplementy! :) To Ty mu imputujesz rzucanie mięsem.:D

    OdpowiedzUsuń
  141. @Lirael: nic mu nie imputuję, jestem naocznym świadkiem recydywistą, że to tak określę:)

    OdpowiedzUsuń
  142. ~ zacofany.w.lekturze
    U psów jest trochę podobnie. One tak majtają zabawką na wszystkie strony jakby była uśmiercaną ofiarą. Też takie pozory polowania.

    OdpowiedzUsuń
  143. @Lirael: Nela też nie wygląda na morderczynię:) Mam nadzieję, że nie zamierzasz rozpocząć polowań na lisy:P

    OdpowiedzUsuń
  144. ~ zacofany.w.lekturze
    Nela w sumie jest podobna do lisa, więc po krótkim przeszkoleniu powinnam ją niczym Konrada Wallenroda wysłać z tajną misją. :D
    Tak naprawdę to zapędy myśliwskie rozładowywane są poprzez zabawki i łakome obserwacje ptactwa. :) Szetlandy to uosobienie czułości i łagodności, zero morderczych skłonności.
    Mamy też myśliwską jamniczkę Misię, ale w swoim dwunastoletnim żywocie nie upolowała na szczęście jeszcze nic. :)

    OdpowiedzUsuń
  145. @Lirael: nie zarzekaj się, że zero skłonności, niech no tylko Nela róg myśliwski usłyszy:) A Misi pewnie też nie dałaś okazji, znajdź jej jakąś lisią norę i niech się wykaże:)
    Słodki Leninek właśnie wykonywał dzikie susy na widok sójki siedzącej na huśtawce. On się zmienia w bezwzględnego killera. Muszę go wytresować, żeby się chociaż na panią listonosz nie rzucał:D

    OdpowiedzUsuń
  146. ~ zacofany.w.lekturze
    Sójka sama sobie winna! Ostatecznie mogła się w końcu wybrać za to morze. :)
    Biedna pani listonoszka. Na myśl o tym, że ma Wam coś dostarczyć na pewno dostaje panicznych drgawek. Moja uczennica miała kota, który pasjami lubił wdrapywać się na półki i stamtąd wykonywać skoki na śpiące osoby, lądując ze szczególnym upodobaniem na twarzach. Z lubością wbijał w nie pazurki. W każdym razie tak wynikało z relacji.

    OdpowiedzUsuń
  147. @Lirael: pani listonoszka (pozdrawiam serdecznie!) jakoś nie narzeka, chociaż mogłaby, zważywszy kota łowcę i te tony paczek z książkami, które wciąż nosi. Leninek wykonywał kiedyś galop wokół mieszkania po szczytach regałów i zdarzało mu się zeskakiwać na moje żebra:P Opowieść uczennicy jest więc jak najbardziej wiarygodna:)

    OdpowiedzUsuń
  148. ~ zacofany.w.lekturze
    Ja też mam straszliwe wyrzuty sumienia w związku z naszą panią listonoszką. Głupio mi, że tak biedna dźwiga te przesyłki. :(
    Leninek na pewno trenował celność skoków, skoro tak idealnie trafiał w żebra. Najwyraźniej nie lubi miękkiego lądowania. Galopada po regałach musiała być widowiskowa! :D

    OdpowiedzUsuń
  149. @Lirael: już mi trochę przeszły wyrzuty sumienia, odkąd pani listonoszka nie musi zasuwać na trzecie piętro bez windy, tylko rzuca paczki na ganek. Powinna potrenować jak amerykańscy gazeciarze, to nawet z auta nie musiałaby wysiadać:D
    A Leninek urządzał galopady tak lekko przed północą, więc efekty były głównie dźwiękowe:P

    OdpowiedzUsuń
  150. ~ zacofany.w.lekturze
    U nas jest właśnie trzecie piętro bez windy, więc domyślam się, że nie jesteśmy najlepiej notowani u pani listonoszki. :) Podpisałam dokument, który pozwala na wrzucanie do skrzynki przesyłek poleconych. W przypadku jednej książki to jest do zrealizowania, ale pakiecik siedmiu już się nie da łatwo wgnieść. :)
    Jakby Wasza pani listonoszka zaczęła rzucać dziecięciokilogramowymi paczkami z rozpędzonego auta, to mogłoby się zakończyć lejami na podwórku, jak po meteorycie tunguskim. :) Żeby przeżyć białą noc, nie trzeba będzie jechać do Petersburga. :)

    OdpowiedzUsuń
  151. @Lirael: mieszkamy przy krótkiej ślepej uliczce, nie ma się gdzie rozpędzić, ale wizja wbiła mnie w fotel:) Podsunę delikatnie to rozwiązanie pani listonosz, chociaż twarde oprawy mogą się przy tym niszczyć:(

    OdpowiedzUsuń
  152. ~ zacofany.w.lekturze
    To prawda, rzuty byłyby spektakularne, ale mogą się okazać zabójcze dla okładek. :( Nie wspominając Leninka, który, niebożątko, namiętnie wpatrzony w sójkę, mógłby stać się lądowiskiem dla takiego pakietu! :(

    OdpowiedzUsuń
  153. @Lirael: no tak, rozpłaszczenie Leninka nie darowałbym ani sobie, ani poczcie polskiej:D Zostaniem przy wariancie ganku:)

    OdpowiedzUsuń
  154. ~ zacofany.w.lekturze
    To się pani listonoszka ucieszy, że nie będzie musiała chodzić na siłownię, żeby te paczki w pędzie rozhuśtywać. :)

    OdpowiedzUsuń
  155. @Lirael: mogłaby przecież napisać podanie o zamontowanie służbowej katapulty na dachu samochodu:P

    OdpowiedzUsuń
  156. ~ zacofany.w.lekturze
    To jest myśl! Teraz prężnie działają rożne bractwa rycerskie, modne jest inscenizowanie różnych bitew, mogłaby sobie taką katapultę wypożyczyć i przysposobić do dachu samochodu! :D Powinna też u nich zaopatrzyć się w stosowną garderobę a la Obeliks! :D

    OdpowiedzUsuń
  157. @Lirael: pani listonosz jest drobną kobietką, gdzie jej do strojów w typie Obeliksa:) A katapultą wzbudzałaby nie lada podziw gawiedzi:P

    OdpowiedzUsuń
  158. ~ zacofany.w.lekturze
    Kilka zamachnięć taką paczką i pani listonoszka od razu nabierze masy mięśniowej! Jeszcze będziemy jej kibicować na mistrzostwach kulturystycznych! :D

    OdpowiedzUsuń
  159. @Lirael: hm, ale jak ona zostanie kulturystką, to kto mi będzie przesyłki przynosił? Nieee, żadnych samobójczych sugestii:P

    OdpowiedzUsuń
  160. ~ zacofany.w.lekturze
    Te zawody są może w weekendy i pani listonoszka będzie mogła połączyć przyjemne z pożytecznym. Musisz się tylko postarać, żeby w ramach treningu jak najwięcej tych paczek książkowych rozhuśtywała. :D Domyślam się, że to zamawianie wielu książek będzie dla Ciebie wielkim poświęceniem! :D

    OdpowiedzUsuń
  161. @Lirael: zamawianie nie byłoby bolesne, bolesny jest wyłącznie proces płacenia:D Poza tym nie lubię pogiętych okładek:)

    OdpowiedzUsuń
  162. ~ zacofany.w.lekturze
    U mnie jest identycznie! :D
    Dziś znalazlam w skrzynce awizo na 7 (słownie: siedem) przesyłek - tak, wiem, przesadziłam. To pojedyncze książki, nie paczki, ale widocznie nie dały się do skrzynki wcisnąć. Ta siódemka była napisana z taką furią, tak mocno wyryta wielokrotnie na awizo! Ja się boję jutro iść na pocztę! :[

    OdpowiedzUsuń
  163. @Lirael: absolutnie nie uważam, że przesadziłaś:) Zazdraszczam:P i ciekaw jestem, czy li i jedynie Kraszewski się w paczkach znajdywuje:) Ja dziś znalazłem tylko trzy paczki na ganku, jedna z książkami na Dzień Dziecka, a dla mnie tylko "Hamida z zaułka Middak" Mahfuza:(

    OdpowiedzUsuń
  164. ~ zacofany.w.lekturze
    Jeśli dziś na poczcie nie dojdzie do linczu, dam znać, co zawierały przesyłki. Nadal przed oczami widzę tę pogrubioną, namazaną z wściekłością siódemkę i nie jestem pewna, czy w ogóle dziś wrócę do domu. Jeśli, nie daj Boże, spotkam naszą panią listonoszkę, przypuszczalnie dojdzie do rękoczynów. :(
    Ta "Hamida..." to niekoniecznie "tylko", bo Mahfuz jest podobno świetny.
    A jeśli idzie o paczuszki na Dzień Dziecka, tio czy to są kolejne części o Waszej ulubionej literackiej bestyi, Paddingtonem zwanej? :) Pytam nieśmiało, bo często robię książkowe prezenty dla mojej brataniczki/chrześniczki (4 latka) i bratanka (1,5 roku), więc wszelkie inspiracje bardzo mile widziane.

    OdpowiedzUsuń
  165. @Lirael: Paddingtona bierz w ciemno:) A paczuszka jest recenzyjna i dość smakowicie się zapowiada, szczególnie poradnik jak zabawiać dzieci w podróży:)
    Na panią listonoszkę weź albo gruby kij, albo pudełko czekoladek, chociaż w ten upał to nie jest dobry pomysł:) Ciasteczka maślane, o:D

    OdpowiedzUsuń
  166. ~ zacofany.w.lekturze
    Poradnik jak zabawiać dzieci w podróży będzie jak znalazł na Waszą mazurską wyprawę w czerwcu! :)
    Byłam na poczcie, przesyłki odebrałam, pani listonoszki na szczęście nie spotkałam. Ku mojemu autentycznemu zdziwieniu okazało się, że te przesyłki niekoniecznie zawierały pojedyncze książki. Coś tam musiało się przyplątać w ostatniej chwili. ;) Z tym większą zgrozą myślę o pani listonoszce. niedługo zacznioe mi na awizach wypisywać obraźliwe epitety.
    Moje łupy:
    JIK: sztuk 3, w tym jedna dwutomowa :D
    E. Orzeszkowa, "Pamiętnik Wacławy" - podtytuł wyjaśnia wszystko: "ze wspomnień młodej panny". :D i jeszcze "Bene nati"
    Siergiej Baruzdin, "Trzy opowiadania" - kupione pod wpływem Twojej recenzji "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" - to są opowiadania o kobietach, "uczestniczkach walk II wojny światowej".
    Błaga Dimitrowa, "Objazd"
    Federigo Tozzi, "Sprzedany dom i inne utwory prozą"
    Torborg Nedreaas, "Z przyszłym nowiem"
    Jens Peter Jacobsen, "Niels Lyhne"
    Balzac, "Jaszczur" :D
    Wyjaśnił się problem z podwójnym tłumaczem: na pierwszej stronie Boy, na odwrocie: Tekst przejrzał Julian Rogoziński
    Jorge Amado, "Gabriela"
    W.A.Gibasiewicz, "Psy znanych i lubianych"
    Karel Čapek, "Księga apokryfów"
    To był spis powszechny. :)

    OdpowiedzUsuń
  167. @Lirael: zamierzam ten poradnik intensywnie przetestować:)
    Spis obszerny i prawie nic nie znam, więc czekam na rekomendacje:) Przy "Wacławie" niemal się zaziewałem na śmierć, ale może dostrzeżesz w tym coś godnego uwagi. Tego Baruzdina ciekaw jestem szczególnie.

    OdpowiedzUsuń
  168. ~ zacofany.w.lekturze
    Będę na bieżąco informować z placu boju. :)
    Szkoda, że "Wacława" to nudziara. :) Pamiętam, że czytałam książkę o obyczajach XIX wieku i tam były w roli ilustracji fragmenty z tejże powieści, które wydały mi się ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  169. @Lirael: nawet jeśli są tam jakieś smaczki, to skutecznie toną w dusznych rozterkach Wacławy:)

    OdpowiedzUsuń
  170. ~ zacofany.w.lekturze
    Sporo musi mieć tych rozterek: dwa tomy, jeden 508 stron, drugi 417. :D

    OdpowiedzUsuń
  171. @Lirael: nie będę Ci palił szczegółów, ale miała dziewczyna sporo do przemyślenia:P

    OdpowiedzUsuń
  172. ~ zacofany.w.lekturze
    Wyczytałam, że Kraszewski zaczerpnął pomysł "Dziennika Serafiny" z "Pamiętnika Wacławy", więc nie może być aż tak źle. :)
    Nie miałam pojęcia, że Orzeszkowa była nominowana do Nobla - i to dwukrotnie! - i zabrakło niewiele: http://pl.wikipedia.org/wiki/Eliza_Orzeszkowa

    OdpowiedzUsuń
  173. @Lirael: a była, Prus bodajże też się otarł o Nobla:) Ale za "Wacławę" nominacji by nie dostała:D

    OdpowiedzUsuń
  174. ~ zacofany.w.lekturze
    Na pewno przyznali Sienkiewiczowi a nie jej wyłącznie z przyczyn seksistowskich. :)

    OdpowiedzUsuń
  175. @Lirael: to akurat całkiem możliwe:D

    OdpowiedzUsuń
  176. ~ zacofany.w.lekturze
    W jednym z dokumentów ktoś z Komitetu napisał: "O ile w tekstach Sienkiewicza bije szlachetne polskie serce, to w twórczości Elizy Orzeszkowej bije serce człowieka", a i tak ją zignorowano.
    Zastanawia mnie też to, że rozważano tylko ich dwoje. Czy tego Nobla z przydziału przyznawano? Tzn. w tym roku Polska, w przyszłym Portugalia, itp.

    OdpowiedzUsuń
  177. @Lirael: a nie zauważyłaś, że rzeczywiście Nobel, tak jak tytuł Miss Świata, bywa nagrodą z przydziału? Polacy się załapują tylko w chwilach przełomów dziejowych, vide Miłosz i Kręglicka:D

    OdpowiedzUsuń
  178. ~ zacofany.w.lekturze
    Masz rację, takie "interwencyjne" nagrody zdarzają się dosyć często!
    Szymborska chyba im się wepchała bez "przydziałowej" kolejki. :)
    Jeszcze pokojowa dla Wałęsy według tego klucza!

    OdpowiedzUsuń
  179. @Lirael: no i parę innych, niekoniecznie polskich:)

    OdpowiedzUsuń
  180. ~ zacofany.w.lekturze
    O Kręglickiej w perspektywie historiozoficznej nigdy nie myślałam, ale rzeczywiście coś w tym jest! :)

    OdpowiedzUsuń
  181. @Lirael: a mnie ona zawsze w tej perspektywie się jawiła:P

    OdpowiedzUsuń
  182. ~ zacofany.w.lekturze
    Aż dziw, że nie uczyniono z niej ambasadorki w ramach docenienia zasług. :)

    OdpowiedzUsuń
  183. @Lirael: może restauratorstwo bardziej popłaca:)

    OdpowiedzUsuń
  184. ~ zacofany.w.lekturze
    Nie jestem pewna, czy ta restauracyjna Kręglicka i Miss World to jest ta sama osoba?

    OdpowiedzUsuń
  185. @Lirael: lepiej znasz wielki świat:) Faktycznie ją z siostrą pomyliłem:)

    OdpowiedzUsuń
  186. ~ zacofany.w.lekturze
    I tak wszystko pozostało w rodzinie. :)

    OdpowiedzUsuń
  187. @Lirael: jedna gotowała obiadki, druga dbała o PR (doczytałem się wreszcie, czym zajmuje się eksmiss):P

    OdpowiedzUsuń
  188. ~ zacofany.w.lekturze
    Ja też nie wiedziałam, ale widziałam kiedyś zdjęcie tej Kręglickiej restauracyjnej i to nie była eksmiss. :) Skoro PR to znaczy, że właściwa osoba na właściwym miejscu. :)
    Jeszcze w wolnych chwilach dla odprężenia występowała w "Tańcu z gwiazdami". :)

    OdpowiedzUsuń
  189. @Lirael: ale w TzG już nie błysnęła:) Właśnie wyczytałem, że ma też studio filmowe:)

    OdpowiedzUsuń
  190. ~ zacofany.w.lekturze
    Mało brakowało, a w jej przypadku to byłby "Taniec z gwizdami". :)

    OdpowiedzUsuń
  191. @Lirael: że też musiałem przegapić tę edycję:P

    OdpowiedzUsuń
  192. ~ zacofany.w.lekturze
    Nic straconego! :)
    http://tanieczgwiazdami.plejada.pl/8,531,wideo,1,25904,1,archiwum_uczestnicy_detal.html

    OdpowiedzUsuń
  193. @Lirael:chyba nie jestem aż tak zdesperowany:D

    OdpowiedzUsuń
  194. ~ zacofany.w.lekturze
    To na pewno instynkt samozachowawczy chroni Cię przed nadmiarem wstrząsających przeżyć estetycznych, związanych z oględzinami tych filmików. :)

    OdpowiedzUsuń
  195. @Lirael: ochroni mnie przed nimi głównie ograniczona przepustowość mojego łącza:)

    OdpowiedzUsuń
  196. ~ zacofany.w.lekturze
    To jedna z niewielu sytuacji, gdy ograniczona przepustowość internetowego łącza okazuje się dobrodziejstwem. :)

    OdpowiedzUsuń
  197. @Lirael: w tych okolicznościach też się z tego cieszę:)

    OdpowiedzUsuń
  198. ~ zacofany.w.lekturze
    Zresztą strona jest na pewno tak oblegana, że i tak nie ma szans na obejrzenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  199. @Lirael: nie musisz mnie pocieszać, już odżałowałem:)

    OdpowiedzUsuń