Na tę książkę czekałam z wytęsknieniem! Odliczałam dni do momentu otrzymania paczki. Powieść "Niech wieje dobry wiatr" Lindy Olsson zachwyciła mnie do tego stopnia, że po drugim utworze szwedzkiej autorki, jeszcze nieprzetłumaczonym na język polski, spodziewałam się rewelacji. Cóż, jak często bywa, rzeczywistość dość bezwzględnie zweryfikowała marzenia.
Powieść Lindy Olsson bardziej niż z tytułową sonatą kojarzy mi się z elegią. Bezbrzeżny smutek przenika całą książkę. Chmurna melancholia wprawdzie skłaniała do zadumy nad losami głównego bohatera, Adama Ankera, ale chwilami była naprawdę męcząca i wywoływała we mnie nastrój przygnębienia.
"Sonata for Miriam" stanowi miłą niespodziankę dla Polaków. Główny bohater ma polskie korzenie, a Kraków, który pojawia się już w pierwszym zdaniu, stanowi jedno z najważniejszych miejsc akcji. Ucieszyły mnie piękne motta - wiersze Tymoteusza Karpowicza i Tadeusza Różewicza w przekładzie Czesława Miłosza. Zwracają też uwagę polskie realia, na przykład "Olga was frying placki"[1], a ponadto fragmenty w naszym języku: "Szczęśliwej podróży Adamie. I wracaj szybko z powrotem!"[2].
Książka bez wątpienia stanowi piękną reklamę Krakowa, w którym Olsson była trzykrotnie, zbierając materiały do powieści. Przypadkowo znalazłam w internecie dowód na to, że reklama okazała się skuteczna. To miłe, że szwedzka pisarka tak żywo zainteresowała się Polską i postanowiła ją uwiecznić na kartach swojej książki. Nie zachwyciła mnie natomiast nonszalancja, z jaką podeszła do polskich nazw własnych. Oto kilka przykładów: Maisky (s. 46), Spievak (s. 121), Pavel (s. 110), Michal (s. 126), Radziwill (s.137).
Muzyczność powieści przejawia się w wielu aspektach, na przykład w formie nawiązującej do struktury sonaty. Imię jednej z najważniejszych postaci to Cecilia (święta patronka muzyki). Główny bohater jest kompozytorem, a w książce pojawiają się odwołania do utworów i twórców. Zwraca uwagę poetyckość stylu, niektóre zdania pojawiają się niczym refren (chociażby ostatnie słowa Miriam wypowiedziane do ojca).
W wywiadzie opublikowanym na końcu książki Linda Olsson podkreśla, że stworzenie tej powieści wiązało się z ciężką pracą. Wyznaje, iż sporo wysiłku kosztowało ją zbieranie materiałów, co wymagało zapoznania się z dużą liczbą lektur, a również nadanie powieści formy muzycznej. Śmiem twierdzić, że ten wysiłek jest w książce widoczny. Tak jakby pisarka za wszelką cenę chciała spełnić oczekiwania zamiast wsłuchać się w siebie. Autorka stwierdza, że "Niech wieje dobry wiatr" napisała na podstawie materiału, który był jej bliski. W "Sonacie dla Miriam" poczucia takiej bliskości, bezpośredniości niestety nie ma. Motywacja psychologiczna bohaterów wywołała moje poważne wątpliwości, a wybór przed jakim stawia Adama Cecilia, wydał mi się niezrozumiały. Dylematy i problemy bohaterów odebrałam dość chłodno, nie obudziły we mnie głębszych emocji. Zbiegi okoliczności, wokół których ogniskuje się fabuła, są dość nieprawdopodobne.
Mieszane uczucia wyzwoliły we mnie natomiast dodatkowe materiały dla czytelników, "A Penguin Reader's Guide", opublikowane na końcu powieści. Wywiad z Lindą Olsson przeczytałam z zainteresowaniem, ale "Pytania do dyskusji" świadczą o lekkim deficycie zaufania do możliwości intelektualnych czytelnika. Dobrym pomysłem jest umieszczenie tego typu wskazówek interpretacyjnych dla poszukujących pomocy i inspiracji na stronie internetowej wydawnictwa, ale dodawanie ich do książki uważam za zbytek troski.
Powieść została napisana w języku angielskim. Podziwiam Lindę Olsson za to, że niczym nasz Joseph Conrad opanowała mowę Szekspira tak perfekcyjnie, iż swobodnie tworzy w niej literaturę, piękną. Jednak styl "Sonaty dla Miriam" wydawał mi się chwilami odrobinę sztuczny, dramatyczny na siłę. Dotyczyło to głównie dialogów. Na przykład przy pierwszym spotkaniu Adama z Clarą uderzyła mnie pompatyczno-uroczysta tonacja ich rozmowy.
Po wspaniałych wrażeniach związanych z lekturą "Niech wieje dobry wiatr" czekałam na tę powieść z entuzjazmem i obiecywałam sobie po niej bardzo dużo. Jak się okazało, stanowczo za wiele. Paradoksalnie ten sam problem miała chyba sama autorka: jej ambicje wobec tej powieści były prawdopodobnie zbyt wygórowane, o czym świadczy zagmatwana akcja i niezbyt udane eksperymenty formalne.
Książkę Lindy Olsson skończyłam czytać późnym wieczorem 9 kwietnia. Nie wiedziałam, że jej ponura, nostalgiczna atmosfera jest zapowiedzią wydarzeń znacznie tragiczniejszych, z którymi "Sonata dla Miriam" będzie mi się zawsze kojarzyć.
---
[1] Linda Olsson, "Sonata for Miriam", Penguin Books, 2008, s.40.
[2] Tamże, s. 50.
Moja ocena: 3+
Lirael, co za tempo. :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się rozczarowania po lekturze powieści Lindy Olsson; pamiętam Twoją piękną recenzję jej poprzedniej książki, która zachęciła mnie do przeczytania powieści 'Niech wieje dobry wiatr'. A tu taki nieoczekiwany zgrzyt.
Ale chyba mimo wszystko warto przeczytać, choćby ze względu na obecność polskich akcentów. :) Pozdrawiam.
Co właściwie jest nie w porządku z nazwami własnymi? Wydaje mi się, że autorka postawiła na fonetykę i jej wersja jest do przyjęcia.
OdpowiedzUsuńA "Wiatr" czeka już u mnie na stoliku, bardzo jestem go ciekawa;)
Pozdrowienia;)
Brakuje mi trochę w Twojej recenzji choć paru zdań, o czym ta książka tak naprawdę jest. Skupiasz się bardziej na analizie niż na interpretacji. Oczywiście to nie zarzut, bo przecież recenzja jest Twoim osobistym zdaniem. Ja w każdym razie ciekawa jestem sensów:) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńRecenzją "Niech wieje dobry wiatr" zmobilizowałaś mnie do poszukiwań tej autorki, ale skoro książka książce nie równa to skupię się na pierwszym tytule w moim polowaniu ;)
OdpowiedzUsuń~ Jolanta
OdpowiedzUsuńJolu, ja też nie spodziewałam się zawodu. Tym większa gorycz.
"Niech wieje dobry wiatr" przeczytaj koniecznie. Nie ma porównania.
Masz rację, polskie akcenty są liczne i zrobiły na mnie sympatyczne wrażenie.
~ czytanki.anki
Owszem, wersja jest do przyjęcia, ale dziwi mnie niekonsekwencja autorki. Skoro jest "Kraków", "Różewicz", "Kazimierz" nic by się nie stało, gdyby pozostałe nazwy napisano "niefonetycznie". Myślę, że Anglik poczułby się dziwnie czytając książkę, w której występuje na przykład "Dżejn" :)
Życzę Ci pomyślnego "Wiatru".
~ naczynie_gliniane
Dziękuję za recenzję recenzji :)
Nie wierzę w uniwersalny format opinii o książce. Jedna powieść wywołuje we mnie potrzebę interpretacji, inna sprawia, że skupiam się na analizie.
Myślę, że wydawca zrobił wystarczającą krzywdę tej publikacji dodając "analityczne pytania", narzucające jego interpretację, na końcu.
Nie czuję się zobowiązana do streszczania książki, sama tego nie lubię, tym bardziej, że to również zrobił nad-uprzejmy redaktor: "An Introduction to "Sonata for Miriam"(s.279-280).
~ maioofka
Dużą radość sprawiła mi informacja, że recenzja poprzedniej powieści Olsson przypadła Ci do gustu. Życzę Ci owocnych łowów! Zamiast "Darz bór!" wypadałoby zakrzyknąć "Darz biblioteko!" :)
Lireal, ale mnie nie chodziło o streszczanie, tylko o interpretację:)
OdpowiedzUsuń~ naczynie_gliniane
OdpowiedzUsuńW największym skrócie: naszym życiem rządzi okrutny przypadek, ale jesteśmy też skazani na dokonywanie wyborów, które okazują się szczególnie trudne i bolesne w czasach próby - osobistej i historycznej.
Dzięki, Lireal:)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko chcę ją przeczytać ze względu na polonica. Czy coś wiadomo na temat polskiego wydania?
OdpowiedzUsuń'Niech żyje dobry wiatr" mnie bardzo wzruszyła, zachwyciła.. nawet nie wiedziałam że jeszcze jest coś nowego. Szkoda ze taka recenzja.. zniecheciło mnie
OdpowiedzUsuńa nie mówilam, ze niedobra!? ;-)
OdpowiedzUsuńpania olsson pokaralo, ze chciala napisac o moim macierzystym krakowie. szwedzi generalnie nie czuja polski, nie czuja polaków ani polskich zydów - wiec powinni sie trzymac z daleka. linda niepotrzebnie, jak to trafnie zauwazylas, wdala sie opisy szczególów. niestety, wpuscila sie w kanal, poniewaz narobila bledów topograficznych w krakowie (co tez jej mailowo wytknelam). m.in.napisala, ze adama spojrzal kolo rynku na zegar koscielny, a tymczasem jedynym zegarem j zegar...sloneczny i to NIE na wiezy kosciola mariackiego (moja byla parafia). natomiast w SE zegary ma wiekszosc kosciolów, bo szwedzi maja bzika na punkcie czasu - w mieszkaniach maja zegary w kazdym ponieszczeniu. LO prezentuje slynna szwedzka "vemod" czyli rzewny smutek - najbardziej szwedzkie ze wszyskich uczuc - to jedna z ksiazek z meczacego cyklu pornografii cierpienia - jak dla mnie malo autentycznego
a co do cecylii, to zauwazylam, iz uchodzi w SE na ladne i szlachetne. ostatnia cecylie, a wlasciwie to nawet dwie, spotkalam w ekranizacji "arna" wg.ksiazki guillou
nie powinnam sie cieszyc z cudzego nieszczescia, lecz zgodnosc sadów na temat miriam sprawila mi nieklana radosc...
~ naczynie_gliniane
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nadmiernie skomplikowana struktura powieści Olsson nie wytrzymała ciężaru takiego przesłania.
~ nutta
ze względu na polonica na pewno warto. Ciekawie jest czasem spojrzeć na Polskę oczami cudzoziemca.
Nie wiem, niestety, czy jest planowane polskie wydanie "Sonaty...".
"Niech wieje dobry wiatr" opublikowało wydawnictwo G+J Gruner+Jahr http://www.guj.pl/
Myślę, że można się z nimi skontaktować i zapytać, czy planują wydać "Sonatę dla Miriam".
~ Mary
Przykro mi, że Cię zniechęciłam, ale szczerze podzieliłam się wrażeniami, które były nie najlepsze.
~ blog sygrydy dumnej
Mówiłaś, mówiłaś, ale ja, naiwna i zaślepiona zachwytem dla "Niech wieje dobry wiatr", nie posłuchałam! :)
Twoje topograficzne zastrzeżenie bardzo mnie zainteresowało. Przyznaję się, że nie zwróciłam uwagi na tę pomyłkę, choć byłam w Krakowie kilkanaście razy. Ale jesteś wnikliwym czytelnikiem :)
Cóż, nauczka dla twórców, że powinno się pisać tylko o miejscach, które się zna naprawdę. Jeden spacer to za mało.
To niesamowite, ile taki maleńki szczegół mówi o różnicach kulturowych między nami a Szwecją. Dziękuję Ci za cenne uwagi. Coraz bardziej mnie Szwedzi intrygują.
Imię Cecylia moim zdaniem jest śliczne, ale obecnie prawie kompletnie w Polsce niespotykane.
W sumie szkoda mi tej powieści, bo intencje autorki były na pewno szlachetne, a ambicje artystyczne wygórowane. Miło też, że przedstawiła Polskę i Polaków w ciepłej, pozytywnej tonacji.
dla mnie cecylia brzmi troche jak rozalia albo józef - jakos tak anachronicznie. jak to zdrabniac? "cesia" brzmi makabrycznie!
OdpowiedzUsuńpani olsson wyciagnelam tez inne potkniecia - np.opisuje jak dojsc z kazimierza na rynek i kaze skrecac w zupelnie odwrotna strone. jako krakowianke irytuje to mnie, bo po co pisac, jak sie nie j pewnym? pozostaje teraz odczekac i miec nadzieje, ze linda napisze fajna (a nie przefajnowana) nastepna ksiazke!
Mój komentarz trochę nie na temat, ale wyczytałam, ze bierasz zakłakdi do książek. Moja kolekcja zakładek to ponad 7000 sztuk i chętnie poznam innych kolekcjonerów. Moją kolekcję możesz obejrzeć na stronie http://zakladki.fm.interia.pl/
OdpowiedzUsuńMój email : ewikab@poczta.fm
~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńOsobiście bardzo lubię takie anachroniczne imiona.
Znając jednak kreatywność np. gimnazjalistów, strach pomyśleć, jak zdrabnialiby/przekształcaliby Cecylię i z czym by im się kojarzyła ;)
Pomimo nieudanego spotkania numer dwa z twórczością Lindy Olsson, ja też będę niecierpliwie wypatrywać jej kolejnej książki.
~Ewa
Odwiedziłam Twoją stronę i jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej kolekcji! Jest niesamowita.
Ja jestem raczkującym kolekcjonerem-praktykiem, to znaczy wszystkie zakładki są przeze mnie używane.
Dziękuję Ci za linka, trzymam kciuki za rozwój Twojej kolekcji.
Chyba najbardziej zachwyciły mnie Twoje zakładki japońskie.
ale to dobrze. nie będę marnowac czasu :))) zresztą i tak chyba nie wyszło jeszcze po polsku :)
OdpowiedzUsuń~2lewastrona
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wyszło, ale sądzę, że to kwestia czasu. Którego,faktycznie, nie ma sensu marnować na książki nieudane.
Ja także poczułam się rozczarowana tą książką. Niektóre dialogi wydały mi się bardzo sztuczne. Kiedy Adam po raz pierwszy spotkał się z panią Klarą, ona zwróciła się do niego takimi słowami:
OdpowiedzUsuń"Słucham pańskiego głosu i naczynia mojego wypalonego serca napełniają się krwią, tkanki miękną. To rani. Siedzi pan w tym pokoju po drugiej stronie stołu i czuję zapach pańskiego ciała".
Nie potrafię wyobrazić sobie tak mówiącej kobiety :)
Masz rację, cytat lekko porażający. :) I to nie jest chyba kwestia przekładu. Czytałam tę powieść po angielsku i pod względem językowym też wydała mi się nieznośnie sztuczna. Duże rozczarowanie. Niecierpliwie czekam na kolejną książkę Olsson. Mam przeczucie, że tym razem będzie znacznie lepiej. :)
Usuń