29 kwietnia 2010

Tove Jansson, "Córka rzeźbiarza"


TĘSKNOTA ZA ŚLEDZIEM,
CZYLI DZIECIŃSTWO TOVE (SIELSKIE, ANIELSKIE)

Recenzja Sygrydy Dumnej zdopingowała mnie do zdobycia "Córki rzeźbiarza" Tove Jansson, twórczyni cyklu książek o Muminkach. Powiem krótko: naprawdę było warto. Ślubuję poskromić swoją miłość do trolli z przyległościami i opowiadając Wam o tej książce kierować się wyłącznie obiektywizmem. Niniejszym obiecuję zmierzyć ją surowym wzrokiem, a nie zerkać spod kokieteryjnej grzywki Panny Migotki.

"Córka rzeźbiarza" to zbiór opowiadań, które powstały na kanwie wspomnień pisarki z dzieciństwa. Sposób obrazowania rzeczywistości i styl wypowiedzi wskazują na to, że narratorką jest dziewczynka, choć książkę napisała dorosła osoba. Nie jest to jednak utwór dla dzieci. Wydaje mi się, że mógłby je znużyć, a scena zabijania chorej mewy wydała mi się dość drastyczna.

Niezwykła osóbka opowiada historie zamieszczone w tym zbiorze. Z jednej strony postrzega świat w sposób typowy dla dzieci: sen miesza się z jawą, marzenia z rzeczywistością, fantazja z faktami: "I wtedy coś zaczęło wchodzić po schodach, było szare i utykało. Nie miało jednej nogi. To był duch nieżyjącej wrony."[1] Pod względem stylistycznym również odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z opowieścią snutą przez dziecko - wskazują na to komunikatywny, dobitny styl i krótkie zdania. Narratorka nie stroni też od typowej dla maluchów zabawy wyrazami: "Eksplozja to ładne słowo, i wielkie. Później nauczyłam się innych, takich do szeptania tylko w samotności. Abstrakcja. Ornamentyka. Profil. Katastrofalny. Elektryczny. Kolonialny."[2]

Z drugiej strony wielokrotnie zaskakuje nas dojrzałość i pesymizm tej dziewczynki: "Życie jest żałobną wyspa i choćby się jak najlepiej żyło i tak trzeba umrzeć i znowu obrócić się w proch!"[3]. Na świat dorosłych patrzy z dystansem, pobłażliwością i lekką ironią: "tylko raz pokazałam mu moje kamienie. Wpadł wtedy w tak przesadny zachwyt, że poczułam się zażenowana. Przesadzał w złym stylu."[4]. Mimo że bywają irytujący, rodzice są dla Tove autorytetem, a tytuł nie pozostawia nam złudzeń, kto okazał się dla niej najważniejszy na świecie. W "Córce rzeźbiarza" znajdujemy jeden z najsympatyczniejszych obrazów ojca w literaturze. Podkreślam, że nie jest to karmelizowany panegiryk - słabości taty są również subtelnie sygnalizowane.

Tak bardzo zachwyca mnie poczucie humoru Tove Jansson, widoczne także w cyklu o Muminkach! Jest osnute zadumą i kryje się w nim maleńkie ziarenko goryczy. Dowodów w "Córce rzeźbiarza" jest wiele. Weźmy na ten przykład koty - "takie tłuste budynie, które tylko spały, albo były piękne i dzikie, i miały tatusia w nosie." [5]. Warto pamiętać również o tym, że "Trzeba być wiernym również wtedy, kiedy się ma mopsa. To jest strasznie trudne."[6]

"Córka rzeźbiarza" wywołała mój zachwyt. Przyczynił się do tego między innymi piękny, poetycko-malarski styl opowieści. A oto przykład: "Port jest morzem niebieskiego śniegu, samotności i nieznośnego świeżego powietrza."[7] Wszystkie opowiadania ze zbiorku przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Najbardziej oczarowały mnie jednak trzy: "Albert", "Zwierzęta domowe i paniusie" oraz "Śnieg". Przyjemność sprawiało mi też dopatrywanie się prototypów muminkowych bohaterów wśród ludzi otaczających małą Tove. Najbardziej oczywiste skojarzenia to odrobinę przemądrzały, egocentryczny romantyk - Tatuś:



... i ciepła, uczuciowa, praktyczna Mama:

Książka została zaopatrzona w świetne zdjęcia z rodzinnego archiwum, idealnie współgrające z opisywanymi historiami i nadające im znamiona dokumentu. Fotografie potwierdzają obraz szczęśliwej, artystycznie rozwichrzonej, kochającej się rodziny wyłaniający się z opowieści małej Tove. Zupełnie nie przemawia do mnie natomiast polska okładka zaprojektowana przez tajemniczą "Pracownię". Otóż moje wątpliwości budzi już wybór kolorystyki : opowiadania mają chłodnawy, ascetyczny charakter który ma się nijak do pomarańczowo-oliwkowych, lekko wyblakłych barw, z którymi stapiają się napisy. Zaznaczam, że okładka w rzeczywistości jest jeszcze bardziej mdła i rozmyta niż na zdjęciu powyżej.

W jednym z opowiadań mała Tove stwierdza: "Następnego dnia zawsze się za czymś tęskni, nie bardzo wiedząc za czym. W końcu przychodzi na myśl, że może za śledziem"[8]. Następnego dnia po zakończeniu lektury przyszło mi na myśl, że może jednak nie za śledziem, a za sugestywnie odmalowanym światem dzieciństwa fińskiej pisarki w który zanurzyłam się dzięki "Córce rzeźbiarza", a który wspominam z pastelową nostalgią, jaka nad nim się unosiła.
_____
[1] Tove Jansson, "Córka rzeźbiarza", tłum. Teresa Chłapowska, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 1999, s. 152.
[2] Tamże, s. 21.
[3] Tamże, s.16.
[4] Tamże, s. 88.
[5] Tamże, s. 109.
[6] Tamże, s. 109.
[7] Tamże, s. 15.
[8] Tamże, s. 36.

Moja ocena: 5

Książka przeczytana w ramach Wyzwania "Kraje nordyckie".

18 komentarzy:

  1. A ja nawet nie czytałam żadnej książki o Muminkach! Wstyd! No tak, może to jeszcze nadrobię i zapoznam się z Tove Jansson, bo Twoja recenzja bardzo mnie do tego zachęciła.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Córkę rzeźbiarza" czytałam dawno temu, zachwyciła mnie na równi z Muminkami. Egzemplarz był z biblioteki i szukałam swojej, na własność, czas długaśny, ale któregoś razu znalazałma na półce antykwariatu i od czasu do czasu wracam sobie teraz do obrazu Ojca - Taty - Tatusia.
    A Ty widzę otworzyłaś sezon Wyzwania Nordyckiego i od razu zaczęłaś od oceny 5.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. no masz! a w szwedzkim wydaniu nie ma ani jednego zdjecia... czuje sie oszukana

    ciesze sie za to, ze zapadl ci w pamiec fragment o mopsie. zacytowalam mojej kolezance, kt kocha wylacznie mopsy, zdanie taty-rzezbiarza: ze nalezy sie wystrzegac kobiet z mopsami. ma poczucie humoru, wiec sie usmiala. ona ma zdjecie swojej ostatniej mopsicy zarówno nad lózkiem jak i na pulpicie komputera

    OdpowiedzUsuń
  4. ps - rzeczywiscie, ta okladka wyglada tak, jakby ktos zwymiotowal surówke z marchewki ,-)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja za Muminkami to tak sobie przepadalam...:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubiłam Muminki w wersji książkowej, ale nie lubiłam serialu dla dzieci.
    Gratuluję rozpoczęcia wyzwania:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lirael, przez Ciebie chyba powrócę do oglądania bajek, chociaż ogólnie rzecz biorąc to bajki oglądam nadal, ale mam na myśli i Kubusia Puchatka i Muminki, nawet teraz Muminek zerka na mnie z półki :)
    Książką oczywiście jestem bardzo zainteresowana i tak sobie myślę, czy znajdzie się taka książka kiedyś, którą Ty polecasz i opisujesz,a mi się nie spodoba :)? I wydaję mi się, że nie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja już jestem na etapie oglądania bajek, za sprawą Tatiany ('Muminki' znajdują się także w jej kolekcji), ale dzięki Twoim rekomendacjom książkowym nabieram apetytu na książki o bajkopisarzach. Kiedyś na antenie dwójki Polskiego radia była kapitalna audycja na temat Prowadziła ją Hanna Maria Giza, którą, nawiasem mówiąc, uwielbiam. jej rozmówcy, tłumacze literatury, krytycy i historycy literaccy, dyskutowali o Muminkach i nie tylko, ale z tego spotkania wyklarował się trop najważniejszy: że twórczość tej pisarki jest adresowana nie tylko do dzieci, ale też do dorosłych. To były smaczki. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ...Dwójki Polskiego Radia...
    klawisze nie nadążają za myślami, przepraszam za literówki.

    OdpowiedzUsuń
  10. To zdumiewajace, jak rozne skojarzenia budzi ta ksiazka.
    Mama Tove zupelnie mi nie przypominala Muminkowej mamy. Najlepiej pamietam te scene, kiedy snieg zasypal ich dom i mama przekonala Tove ze to fantastyczna przygoda, kryjowka, nikt ich nie znajdzie. Mialam wrazenie ze byla rownie artystycznie malownicza jak tata Tove i nie zajmowala sie specjalnie domem, nie w w takim stopniu jak mama Muminka. Emanowala innym rodzajem ciepla.
    Z mama Muminka kojarzyla mi sie Anna - moze dzieki temu zdaniu konczacemu jedna z przygod - "a potem poszlysmy do domu i nasmazylysmy nalesnikow" :))
    No i ta Filifionkowa ciotka :)
    Pomyslec ze kiedys nienawidzilam Muminkow - ale to wina tych okropnych dobranocek z mojego dziecinstwa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach, jeszcze jedna rzecz - piszesz o zabijaniu mewy - drastyczna scena. Ale dzieci, zwlaszcza na wsi bywaja swiadkami smierci zwierzat dosc czesto. Mysle ze zapominamy o glebokim strachu dziecinstwa, o tym jak grozne wydaje sie wtedy czasami zycie. Chcemy postrzegac dziecinstwo jako Arkadie. To jest sila Tove - ze ona nie zapomniala. Nawet bardzo szczesliwe dziecinstwo ma w sobie mroki.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja uwielbiam i książki Tove i serial, na którym się wychowywałam :) Nie czuję żadnego dysonansu :) Ach! Jak ja chciałabym zamieszkać w tej dolinie...

    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Tygrysek
    To świetnie, że recenzja Cię zachęciła. Ta książka zasługuje na zainteresowanie. Uważam, że książki o Muminkach są bardziej dla dorosłych niż dzieci, więc nigdy nie jest za późno na spotkanie z tymi uroczymi stworzonkami :)

    ~marpil
    Na szczęście mam własny egzemplarz i bardzo się z tego cieszę, bo to typ książki, do której się wraca. Zresztą u Ciebie wystąpiło zjawisko podobne.
    Otworzyłam sezon Wyzwania Nordyckiego, ale nie mam jeszcze dostępu do "wyzwaniowego" bloga, więc to taki falstart :)

    ~blog sygrydy dumnej
    Zastrzeliłaś mnie brakiem zdjęć w edycji szwedzkiej! Wielka szkoda. Te fotografie są rewelacyjne i dodają książce wiele wdzięku. Jedno z moich najulubieńszych to Tatuś całujący małpkę Poppolino w pyszczek.
    Fragment o mopsie mnie rozłożył na łopatki - też mam koleżankę-mopsiarę (ale to brzmi!), której oczywiście go przekazałam.
    Surówka marchewkowa to celne skojarzenie w kontekście tej okładki :)

    ~Emocja
    Może sięgnęłaś po książki o Muminkach w niewłaściwym momencie? Tak jak wspominałam, uważam, że dorośli znajdą w nich chyba więcej niż dzieci.

    ~nutta
    Ja też wolę wariant ascetyczny, czarno-biały, a nie barwny. Teraz kolorowa wersja króluje też w książeczkach dla dzieci.

    ~tucha
    Cóż, jak widzisz, ostatnio weszłam w fazę infantylno-dobranockową :) Tak mi się jakoś zebrało na wspomnienia. Obiecuję, że następna notka nie będzie o Bolku i Lolku :)
    Bardzo, bardzo się cieszę, że podobają Ci się moje lektury.

    ~Jolanta
    W kwestii Tatianki - na Twoim miejscu nie spieszyłabym się z Muminkami, sądzę, że cierpliwie na Was poczekają :)
    Z serii książek o bajkopisarzach właśnie przypomniałaś mi, że jestem szczęśliwą posiadaczką WAB-owskiej biografii Andersena! Nie ukrywam, po traumie z Milne'm boję się, że Andersen mnie rozczaruje, a tego to bym chyba nie przeżyła.
    Ta audycja, o której wspominasz, musiała być genialna! Tak strasznie żałuję, że nie słuchałam. Może kiedyś powtórzą...

    ~Hannah
    To co łączy mamę Tove z muminkową to przede wszystkim zdolność empatii - pomimo artystycznej duszy. Świetnym przykładem jest właśnie to opowiadanie o śniegu, które przypomniałaś (to jedno z mojej ukochanej trójki najpiękniejszych!) - widząc frustrację i zły humor Tove, mama rozbraja ją jak bombę zegarową :) Tak więc uważam, że to podobieństwo może nie jest tak oczywiste, jak w przypadku tatusia, ale istnieje.
    W kwestii Filifionkowej ciotki jesteśmy zgodne - moje skojarzenia też były jednoznaczne :)
    "Nawet bardzo szczęśliwe dzieciństwo ma w sobie mroki." - ujęłaś to idealnie.
    Mimo wszystko tę scenę z mewą mam wciąż przed oczami :(
    Co dowodzi wspaniałego talentu pisarskiego autorki.

    ~Anhelli
    Wyznam, że ja też bym tam chętnie zamieszkała :) Nawet w listopadzie, którego nie cierpię.
    Moim problemem byłaby straszliwa tęsknota za Włóczykijem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tej książki poszukiwałam kiedyś namiętnie, ale zamiast tego zdobyłam "Podróż z małym bagażem" pani Jansson. Nadal czeka na swoją kolej na półce, i mam nadzieję, że okaże się równie ciekawa jak Twoja lektura Lirael :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czuję się zachęcona już przez same zdjęcia z rodzinnego archiwum, osobę autorki, wspomnienie Muminków oraz Twój wpis:)

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Beatta
    :)
    Życzę Ci ciekawej lektury i owocnego zanurzenia w muminkowym świecie. A zdjęcia na pewno Ci się spodobają, są nostalgiczne ale ciepłe.

    OdpowiedzUsuń
  17. O masz, a mnie "Córka rzeźbiarza" głęboko rozczarowała. Miałam poczucie ślizgania się po powierzchni i zupełnie nie udzielił mi się urok. Wolę poczytać sobie Muminki, albo chociaż "Lato", a mój zawód wynikał chyba z tego, że bardzo wiele obiecywałam sobie po tej książeczce i z niemałym trudem ją zdobyłam, a gdy już przeczytałam... jakby ktoś ze mnie spuścił powietrze. Taki zawód, niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Zosik
    Tak niestety bywa, mnie też podobna sytuacja kilkakrotnie się zdarzyła - wielkie oczekiwania, intensywne poszukiwania, a potem książka okazuje się taka sobie. Mnie akurat "Córka rzeźbiarza" nie zawiodła. Cieszę się, że "Lato" uważasz za lepsze. Mam zamiar wkrótce upolować :)

    OdpowiedzUsuń