SERCE ZAPIĘTE NA OSTATNI GUZIK
Książki o Puchatku i jego przyjaciołach uwielbiam od niepamiętnych czasów. Największym sentymentem darzę Prosiaczka i Kłapouchego. Jeśli w Waszym sercu też znajduje się zakątek z napisem "Kubuś Puchatek", lekturę książki Ann Thwaite "A. A. Milne. Jego życie" potraktujcie jako nieobowiązkową, a wręcz niewskazaną.
Rozczarował mnie przede wszystkim sam Milne. Na kartach biografii poznajemy zimnego egocentryka, fatalnie znoszącego jakąkolwiek krytykę: "Gwałtowność jego reakcji na choćby cień potępienia miała w sobie coś niezdrowego, jakby jego skóra była zbyt cienka"[1]. Wydał mi się osobą antypatyczną, skupioną przede wszystkim na sobie. Odebrałam go jako ucieleśnienie negatywnych cech Brytyjczyka w stereotypowym ujęciu. Brak spontaniczności i dystans cechował też jego relacje z żoną, Daphne. Ich małżeństwo polegało właściwie na wspólnym bytowaniu pod jednym dachem, bez głębszej więzi. Generalnie kobiety nie wywoływały entuzjazmu Milne'a - Thwaite zauważa, że jedyna postać płci żeńskiej w Stumilowym Lesie to Kanga, sprowadzona właściwie do funkcji opiekuńczej. Chłodno układały się również relacje pisarza z synem, który wspomina po latach: "Przez całe życie serce mojego ojca pozostało zapięte na ostatni guzik"[2].
Zaciekawił mnie Christopher Robin. Trudno mi go sobie wyobrazić jako rannego w potylicę sapera w czasie wojny, jako męża i ojca. W mojej świadomości zapisał się jako urocze dziecko. Interesujący jest stosunek Christophera do postaci Krzysia: "Już jako całkiem mały chłopiec nienawidziłem bycia Krzysiem"[3] Zaczął stopniowo nie cierpieć książek o sobie i miał żal do ojca za to, że zdobył sławę "wspinając się po jego wątłych, dziecinnych ramionach"[4].
Ann Thwaite stara się obalić mit, że Milne nie był miłośnikiem swoich małych czytelników, ale wyznanie samego autora nie pozostawia nam wielu złudzeń: "Niespecjalnie przepadam za dziećmi; ich urok jest dla mnie podobny do uroku właściwego wszystkim młodym zwierzętom”[5]. O ironio, pisarz ten kojarzy się nam głównie z książkami dla milusińskich. Tymczasem tworzył też powieści i sztuki teatralne, w dodatku przywiązywał do nich dużą wagę. Miał kompleksy i poczucie niespełnienia jako autor literatury dziecięcej. Niestety, jego dramaty nie zachwycają. Oto opinia krytyka na temat sztuki pod tytułem "Ariadne": "Postaci Mr Milne’a są jak zamknięte w klatkach świnki morskie, które od czasu do czasu wystawiają obojętną łapkę na zewnątrz i za chwilę znowu ją zabierają"[6].
"A. A. Milne. Jego życie" to książka osobliwa. Wprawdzie autorka we wstępie stwierdza, że biograf musi posiadać to, co Tennyson nazwał "rozważną miłością"[7], ale nie dostrzegłam u niej większego zaangażowania emocjonalnego w opisywane wydarzenia. Historia życia autora "Kubusia Puchatka" relacjonowana jest w sposób dość bezbarwny. Nie jestem zwolenniczką egzaltacji biografów, ale to wypranie z uczuć u Ann Thwaite chwilami wydawało mi się nieznośne. Rzecz jasna zdaję sobie sprawę, że nie zawsze twórca historii życia znanej postaci opisuje człowieka, którym pasjonuje się od wielu lat. Jednak zrelacjonowane we wstępie poszukiwanie "obiektu" wydało mi się dość bezduszne.
Zabieg, którego nie jestem w stanie zrozumieć, to uzbrojenie biografii w monstrualne cytaty, głównie z książek autobiograficznych Milne'a i jego syna. To są całe stronice! Liczba przytoczeń przytłacza. Gdybym wiedziała, jaką metodę zastosowała Thwaite, na pewno sięgnęłabym właśnie po wspomnienia Milne'a i jego syna, a nie tę pozycję. Teraz moja motywacja jest znikoma, bo poznałam dużą część autobiografii dzięki wszędobylskim cytatom. Cóż, pisarka opracowała skuteczną metodę na szybką, opasłą biografię z niezbyt wielkim nakładem wysiłku.
Niedawno przeczytałam "Cesarzową Elżbietę" Brigitte Hamann i porównania nasuwały się samoistnie. Austriacka autorka też korzystała z ogromnej liczby dokumentów, ale stworzyła kobierzec, w którym przeplatają się różnorodne nitki, a my obserwujemy z zachwytem całość. Natomiast biografia Milne'a pióra Ann Thwaite to patchwork składający się z niezbyt dokładnie zszytych, sporych fragmentów.
Jak wspominałam, książki raczej nie polecam fanom "Kubusia Puchatka", natomiast zdecydowanie zachęcam do jej lektury miłośników wiktoriańskiej Anglii. Rozbudowana i drobiazgowa część dotycząca dzieciństwa pisarza obfituje w ciekawe informacje na temat życia codziennego, topografii Londynu, szkolnictwa, sposobu wychowywania potomstwa, etc. Tu autorka spełniła moje oczekiwania. Pod względem edytorskim książka też jest nieskazitelna, to chyba jedna z najpiękniej i najstaranniej wydanych pozycji, jakie ostatnio trafiły w moje ręce. Podziw wzbudzają też też obydwie tłumaczki - Małgorzata Glasenapp za ogrom pracy i Dorota Kozińska, która bardzo zgrabnie przetłumaczyła wiersze.
Nad książkami o Kubusiu Puchatku i jego przyjaciołach pastwili się już filozofowie, psychologowie, historycy literatury. Wiwisekcje i analizy nie zaszkodziły Misiowi o Bardzo Małym Rozumku. Kolejne pokolenia z zachwytem wędrują po Stumilowym Lesie w rytm mruczanek. Niezbyt udana biografia Milne'a na szczęście tego nie zmieni.
___
[1] Ann Thwaite, "A. A. Milne. Jego życie", tłum. Małgorzata Glasenapp, Wydawnictwo W.A.B., 2009, s. 232.
[2] Tamże, s. 99.
[3] Tamże, s. 503.
[4] Tamże, s. 332.
[5] Tamże, s. 235.
[6] Tamże, s. 271.
[7] Tamże, s. 15.
Moja ocena: 3+
Rozczarował mnie przede wszystkim sam Milne. Na kartach biografii poznajemy zimnego egocentryka, fatalnie znoszącego jakąkolwiek krytykę: "Gwałtowność jego reakcji na choćby cień potępienia miała w sobie coś niezdrowego, jakby jego skóra była zbyt cienka"[1]. Wydał mi się osobą antypatyczną, skupioną przede wszystkim na sobie. Odebrałam go jako ucieleśnienie negatywnych cech Brytyjczyka w stereotypowym ujęciu. Brak spontaniczności i dystans cechował też jego relacje z żoną, Daphne. Ich małżeństwo polegało właściwie na wspólnym bytowaniu pod jednym dachem, bez głębszej więzi. Generalnie kobiety nie wywoływały entuzjazmu Milne'a - Thwaite zauważa, że jedyna postać płci żeńskiej w Stumilowym Lesie to Kanga, sprowadzona właściwie do funkcji opiekuńczej. Chłodno układały się również relacje pisarza z synem, który wspomina po latach: "Przez całe życie serce mojego ojca pozostało zapięte na ostatni guzik"[2].
Zaciekawił mnie Christopher Robin. Trudno mi go sobie wyobrazić jako rannego w potylicę sapera w czasie wojny, jako męża i ojca. W mojej świadomości zapisał się jako urocze dziecko. Interesujący jest stosunek Christophera do postaci Krzysia: "Już jako całkiem mały chłopiec nienawidziłem bycia Krzysiem"[3] Zaczął stopniowo nie cierpieć książek o sobie i miał żal do ojca za to, że zdobył sławę "wspinając się po jego wątłych, dziecinnych ramionach"[4].
Ann Thwaite stara się obalić mit, że Milne nie był miłośnikiem swoich małych czytelników, ale wyznanie samego autora nie pozostawia nam wielu złudzeń: "Niespecjalnie przepadam za dziećmi; ich urok jest dla mnie podobny do uroku właściwego wszystkim młodym zwierzętom”[5]. O ironio, pisarz ten kojarzy się nam głównie z książkami dla milusińskich. Tymczasem tworzył też powieści i sztuki teatralne, w dodatku przywiązywał do nich dużą wagę. Miał kompleksy i poczucie niespełnienia jako autor literatury dziecięcej. Niestety, jego dramaty nie zachwycają. Oto opinia krytyka na temat sztuki pod tytułem "Ariadne": "Postaci Mr Milne’a są jak zamknięte w klatkach świnki morskie, które od czasu do czasu wystawiają obojętną łapkę na zewnątrz i za chwilę znowu ją zabierają"[6].
"A. A. Milne. Jego życie" to książka osobliwa. Wprawdzie autorka we wstępie stwierdza, że biograf musi posiadać to, co Tennyson nazwał "rozważną miłością"[7], ale nie dostrzegłam u niej większego zaangażowania emocjonalnego w opisywane wydarzenia. Historia życia autora "Kubusia Puchatka" relacjonowana jest w sposób dość bezbarwny. Nie jestem zwolenniczką egzaltacji biografów, ale to wypranie z uczuć u Ann Thwaite chwilami wydawało mi się nieznośne. Rzecz jasna zdaję sobie sprawę, że nie zawsze twórca historii życia znanej postaci opisuje człowieka, którym pasjonuje się od wielu lat. Jednak zrelacjonowane we wstępie poszukiwanie "obiektu" wydało mi się dość bezduszne.
Zabieg, którego nie jestem w stanie zrozumieć, to uzbrojenie biografii w monstrualne cytaty, głównie z książek autobiograficznych Milne'a i jego syna. To są całe stronice! Liczba przytoczeń przytłacza. Gdybym wiedziała, jaką metodę zastosowała Thwaite, na pewno sięgnęłabym właśnie po wspomnienia Milne'a i jego syna, a nie tę pozycję. Teraz moja motywacja jest znikoma, bo poznałam dużą część autobiografii dzięki wszędobylskim cytatom. Cóż, pisarka opracowała skuteczną metodę na szybką, opasłą biografię z niezbyt wielkim nakładem wysiłku.
Niedawno przeczytałam "Cesarzową Elżbietę" Brigitte Hamann i porównania nasuwały się samoistnie. Austriacka autorka też korzystała z ogromnej liczby dokumentów, ale stworzyła kobierzec, w którym przeplatają się różnorodne nitki, a my obserwujemy z zachwytem całość. Natomiast biografia Milne'a pióra Ann Thwaite to patchwork składający się z niezbyt dokładnie zszytych, sporych fragmentów.
Jak wspominałam, książki raczej nie polecam fanom "Kubusia Puchatka", natomiast zdecydowanie zachęcam do jej lektury miłośników wiktoriańskiej Anglii. Rozbudowana i drobiazgowa część dotycząca dzieciństwa pisarza obfituje w ciekawe informacje na temat życia codziennego, topografii Londynu, szkolnictwa, sposobu wychowywania potomstwa, etc. Tu autorka spełniła moje oczekiwania. Pod względem edytorskim książka też jest nieskazitelna, to chyba jedna z najpiękniej i najstaranniej wydanych pozycji, jakie ostatnio trafiły w moje ręce. Podziw wzbudzają też też obydwie tłumaczki - Małgorzata Glasenapp za ogrom pracy i Dorota Kozińska, która bardzo zgrabnie przetłumaczyła wiersze.
Nad książkami o Kubusiu Puchatku i jego przyjaciołach pastwili się już filozofowie, psychologowie, historycy literatury. Wiwisekcje i analizy nie zaszkodziły Misiowi o Bardzo Małym Rozumku. Kolejne pokolenia z zachwytem wędrują po Stumilowym Lesie w rytm mruczanek. Niezbyt udana biografia Milne'a na szczęście tego nie zmieni.
___
[1] Ann Thwaite, "A. A. Milne. Jego życie", tłum. Małgorzata Glasenapp, Wydawnictwo W.A.B., 2009, s. 232.
[2] Tamże, s. 99.
[3] Tamże, s. 503.
[4] Tamże, s. 332.
[5] Tamże, s. 235.
[6] Tamże, s. 271.
[7] Tamże, s. 15.
Moja ocena: 3+
P.S.
Jeśli macie ochotę sprawdzić swoja wiedzę na temat mieszkańców Stumilowego lasu, oto test.
Osoby pragnące przekonać się o tym, który bohater Milne'a jest ich alter ego, zapraszam tutaj.
Poniżej "Kubuś Puchatek" w wersji klasycznej - ilustracje E. H. Sheparda, które uwielbiam, w przeciwieństwie do jaskrawej wersji Disneya. Skoro mowa o Shephardzie - Ann Thwaite twierdzi, że Miś, którego znamy z ilustracji nie był zabawką Krzysia, lecz był to Growler (Burczymucha), należący do małego Grahama Sheparda.
Jeśli macie ochotę sprawdzić swoja wiedzę na temat mieszkańców Stumilowego lasu, oto test.
Osoby pragnące przekonać się o tym, który bohater Milne'a jest ich alter ego, zapraszam tutaj.
Poniżej "Kubuś Puchatek" w wersji klasycznej - ilustracje E. H. Sheparda, które uwielbiam, w przeciwieństwie do jaskrawej wersji Disneya. Skoro mowa o Shephardzie - Ann Thwaite twierdzi, że Miś, którego znamy z ilustracji nie był zabawką Krzysia, lecz był to Growler (Burczymucha), należący do małego Grahama Sheparda.
To szokujące, co piszesz! Jakoś tak miałam Milnego za cudownego ojca i bardzo wrażliwego człowieka. jak to możliwe, że człowiek wyprany z uczuć tworzy tak ciepłe miejsce jak Stumilowy Las? Może trzeba jego książki czytać zupełnie inaczej, przez pryzmat tej biografii?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Dzięki za ostrzeżenie względem M. Kto by pomyślał?! Brrr... aż przeszły mnie ciarki. A po drugie: Dupa blada - Jestem Puchatkiem!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam wiosennie :)
Potwierdzasz to, co już słyszałam/czytałam - że Milne to gość antypatyczny. Z gatunku drogowskazów, co to drogę wskazują słuszną, ale same tamtędy nie idą. Nie dotarłam do źródeł, lecz kojarzę komentarze prasowe dotyczące wspomnień Christophera. To dopiero obciążenie psychiczne!
OdpowiedzUsuńInteresujące uwagi o samej książce! Na ich podstawie wyrabiam sobie zdanie. (Zobacz,jaka odpowiedzialność oceniania, gdy ktoś Ci wierzy).
Mam na półce kilka nietkniętych "W.A.B-owskich" biografii (mam chrapkę na Tołstoja), ale -jak widać- warsztat biografisty może reprezentować różny poziom...
Testu jeszcze nie przeprowadziłam. A już swoje wiem: Kłapouchym nie jestem na pewno!
:)
to bardzo niesłychane, co jest w tej biografii, Milne Taki???
OdpowiedzUsuńi zwróciłaś uwagę na brnięcie przez cytaty, powinny wnikać w treść, jeśli to nie jest praca naukowa, ale ciekawi mnie "druga strona Milne'a", ta która nie jest opisana w biografii, ale to z tej strony wyłonił się chyba Puchatek i inni:)
cieszę się, że trafiłam do Ciebie
Swego czasu natknęłam się na wspomnienia "Krzysia" (nie pamiętam tylko gdzie i jak), gdzie obraz jego dzieciństwa wypadł przerażająco smutno. Nie tego spodziewa się człowiek po autorze takich cieplutkich opowiadań! Dlatego tą biografię omijam z daleka - po co sobie niemiłych skojarzeń z Puchatkiem dostarczać? ;)
OdpowiedzUsuńPS. A ze mnie Kłapouchy ponoć wyziera - zabawny test :))
Ja jestem Królikiem bez robienia testu. Ale sprawdzę zaraz:)
OdpowiedzUsuńWhat a surprise! Jestem Puchatkiem:)
OdpowiedzUsuń~ naczynie_gliniane
OdpowiedzUsuńDla mnie też była to spora niespodzianka, w dodatku niemiła. Jest przepaść między obrazem stworzonym przez Thwaite a twórcą, którego wyobrażamy sobie na podstawie książek. Oczekiwałabym pogodnego, radosnego, promieniującego ciepłem człowieka.
Autorka stwierdza, iż Krzyś w swojej autobiografii wyznaje, że na kształt opowieści o Puchatku spory wpływ miała matka. Może był większy niż sądzimy?
W kwestii testu - sądziłam, że będę Kłapouchym albo Prosiaczkiem, a okazało się, że też jestem Puchatkiem :)
~ Anhelli
Witaj w puchatkowym gronie :)
Biografię można sobie spokojnie darować.
~ tamaryszek
Ja też współczuję Christopherowi. Z jego wypowiedzi wynika, że to była trauma.
Za zaufanie dziękuję i obiecuję solennie, że nie zawiodę :)
Z W.A.B.-owskiej serii najbardziej polecam "Toulouse-Lautrec: Biografia" Julii Frey. Moja recenzja:
http://biblionetka.pl/art.aspx?id=59246
"Tołstoja" jeszcze nie czytałam. Biografia Szkłowskiego jest też dostępna w starej wersji (seria PIW-owska), w korzystniejszej cenie.
~ signe
Witaj. Bardzo dziękuję Ci za odwiedziny. Ja też wierzę, że ta druga, słoneczna strona Milne'a istniała, tylko z jakichś powodów nie mogła się ujawnić.
~ maioofka
Z Twojego Kłapouszka się cieszę, bo to mój faworyt :)
Zastanawiam się nad Krzysiem. Może to jego żal i frustracja sprawiły, że ojca zobrazował nie najsympatyczniej?
ja sobie takich niemiłych skojarzeń dostarczyłam i nie jest mi z tym dobrze.
O ironio, aż mi się zimno zrobiło i bryknęłam po gorącą herbatkę. Chyba nie chcę czytać tej książki...
OdpowiedzUsuńLirael, co za paradoks. Z książek o Kubusiu Puchatku emanuje ciepło, rozczulenie, a bohaterowie wzbudzają we mnie i w mojej Tatiance prawdziwą sympatię, a nawet miłość. I nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że twórcą słynnego misia, słynnych tygryska, króliczka czy kłapouchego jest ktoś tak kostyczny i bezduszny. A może ta książka to próba odbrązowienia na siłę, by zyskać na popularność... sama nie wiem, ale taki stan rzeczy nie mieści mi się w głowie. :)
OdpowiedzUsuńzyskać na popularności, przepraszam za literówkę...
OdpowiedzUsuń~Beatta
OdpowiedzUsuńMając do wyboru tę biografię i ciepłą herbatkę, na pewno wybrałabym tę ostatnią :)
~Jolanta
Hmmm, trudno mi orzec, czy to jest celowe demitologizowanie autorytetu.
Autorka odwołuje się do wielu wypowiedzi syna Milne'a, który znał pisarza chyba najlepiej. Niestety, nie są to opinie entuzjastyczne.
Thwaite nie podejrzewałabym o chęć wywoływania sensacji, wyczuwam u niej raczej obojętność.
Hmm, pamietam ze czytalam ksiazki samego Christophera, wiec te informacje nie byly dla mnie specjalnym zaskoczeniem. Pamietam te lekture bo wlasnie wtedy dotarlo do mnie, ze talent nie jest i nie moze byc rozdawany idealom (gdyby tak mialo byc nikomu by sie nie dostal), ze talent to jest w ogole ogromna tajemnica i ze nalezy oddzielac tworce od dziela.
OdpowiedzUsuńZreszta sam Christopher mowi, ze jego ojciec jest prawdziwym tworca - w tym sensie, ze nie czerpie z wlasnych doswiadczen, tylko rzeczywiscie tworzy cos odmiennego. Dla mnie Puchatek moze byc wyrazem wlasnie podswiadomej tesknoty za spontaniczna zabawa i dobrym kontaktem z dzieckiem.
Jesli chcesz przeczytac biografie pisana z ciepla i rozwazna miloscia, fenomen energetyczny wsrod biografii to polecam Margarete Stromsted i jej ksiazke o Astrid Lindgren. Nie umiem ujac w slowa, na czym polega jej magia.
zgodnie z oczekiwaniami jestem puchatkiem!
OdpowiedzUsuńkiedys goscilam kolezanke, kt poczuwala sie w obowiazku zrewanzowania sie ksiazka w twardej okladce. padlo, niestety, na "poza swiatem puchatka" pióra krzysia m. stad wiem, ze starszy pan m byl straszny nudziarz. ale jakos nie wymagam od wszytskich, zeby byli idealni i wdzieczna mu jestem za stworzeniu kubusia. kubus towarzyszy mi od zarania i nalezy do lektur, do kt wracam (w przeciwie´nstwie do ani z zielonego wzgórza, kt nagle przestala byc lekiem na cale zlo). za sprzedanie praw do kubusia disney'owi nalezy sie spadkobiercom regularna kocówa! pozwole sobie zacytowac genialne tlumaczenie baranczaka - o ile sobie przypominam z tomu "when we were young"(czytalam tak dawno po angielsku, ze juz nie pamietam dokladnie): Imie dla chomika
A posiadania chomika
Pewna trudnosc wynika:
jakie imie wypada dac czemus takiemu,
Malemu, ruchliwemu oraz puszystemu?
Czasem nazywam go Zajadly Jerzy,
Bo w zlosci zabki szczerzy
I siersc mu sie jezy.
Czasem nazywam go Zaciety Jacenty,
Bo gdy gryzie dywanik, bardzo jestz awziety.
A kiedy je, nazywam go z<achlanny Johhny,
Bo policzki napycha sobie jak balony.
Ale mysle, ze go nazwe Jacus,
ZA to, ze milego ma w sobie cós.
(ze zbioru "fioletowa krowa", kt kosztowal niewyobrazalna kwote 115 000 ZLP!)
pozdr \ nieposluszna mama (co poszla na spacer)
Lalalalalaal, jestem Tygryskiem:D , który posiada niewyobrażalną ilość energii - lalalalalal :D Hah :) Fajowa zabawa :)
OdpowiedzUsuńKubusia puchatka uwielbiam, z racji też tego, że mam 8 lat młodszego brata, na video oglądałam chyba z setki razy :)
Wcześniej już też czytałam, że autor należał do "trudnych ludzi :)
Pozdrawiam ciepło!
sorry, zupelnie NIE umiem pisac w tych koszmarnych klatkach. rzecz jasna, ma byc: "Z posiadania chomika" oraz "Johnny"
OdpowiedzUsuń~Hannah
OdpowiedzUsuńW stu procentach zgadzam się z tym, co napisałaś o talencie i osobowości, a zrobiłaś to tak wnikliwie i ciekawie!
Zastanawiam się, czy przypadkiem tzw. proces twórczy nie wyklucza wręcz cukierkowej osobowości, czy wybrańcy bogów nie tylko umierają młodo, ale też bywają zgryźliwymi malkontentami.
Jestem Ci bardzo wdzięczna za polecenie książki Margarete Stromsted! Z Twojego opisu jednoznacznie wynika, że to jest dla mnie lektura idealna!
~blog sygrydy dumnej
Ja nie znam dzieł Christophera z autopsji.
Dziękuję za chomikowy wierszyk, jest rewelacyjny i ogromnie wpłynął na poprawę mojego nastroju!!! Chichoczę na jego wspomnienie, a zajadły Jerzy i Zacięty Jacenty to prawdziwe przeboje! A tak na marginesie - Jacuś to mój prawie siedmiomiesięczny bratanek! :)
Barańczak to tłumacz znakomity.
Ja też do Kubusia wracam, co sprawia mi dużą radość.
"Fioletową krowę" muszę gdzieś przydybać, mam nadzieję, że będzie trochę tańsza niż Twoja ;)
~Tucha
Ciekawe, czy istnieje film rysunkowy z klasycznymi, pastelowymi rysunkami? Jak wspominałam, wariant Disneya nie jest moim zdaniem najpiekniejszy. Jesteś pierwszym testowym Tygryskiem, gratuluję :) Przesympatyczna, ciepła postać - coś Was łączy.
Wpiszę się, jak zwykle zacofany:) Czytałem autobiografię Christophera i było mi go zwyczajnie żal. Przykład dziecka, które ma prawo widzieć rodziców raz dziennie przez kwadrans. Jego ojca znielubiłem właśnie za ten egocentryzm, o którym piszesz. Sam Christopher też nie sprawiał wrażenie człowieka szczególnie ciepłego i sympatycznego, ale jemu akurat trudno się dziwić. A z serii "Fortuna i Fatum" polecam gorąco biografię Leni Riefenstahl, chociaż jest tam jeden błąd, od którego mnie zęby bolały przez kilka dni:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś przeczytam wspomnienia Christophera, ale przygotowana jestem na smutną opowieść. Lodowaty dystans ojca nie mógł spłynąć po nim bezboleśnie.
Po biografię Leni Riefenstahl sięgnę na pewno, choćby po to, żeby sprawdzić, czy potrafię zauważyć błąd, o którym wspominasz. :)
Ja natomiast polecam z tej serii biografię Toulouse-Lautreca autorstwa Julii Frey. Moim zdaniem rewelacja.
Nie powiem, żebym polecał wspomnienia Krzysia. Nastawiłem się na ciepłą opowieść o kochanym tatusiu i nic z tego:( O T-L znam tylko "Moulin Rouge" Le Mure'a, może czas poszerzyć wiedzę.
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTo, co przeczytałam o tej rodzinie u Thwaite, raczej przygotowało mnie na brak ciepła. :(
Książkę Frey polecam nie tylko ze względu na barwną postać T-L. W kategorii biografia - mistrzostwo świata.
W czasach przedblogowych popełniłam recenzję:
http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=59246
Czy można się ślinić na myśl o książce? Bo chyba zaczynam padać ofiarą takiego fenomenu. Poza tym twarz mi blednie, włos mi rzednie...:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń:D
Otóż to jest możliwe, a w każdym razie mnie czasem się zdarza. :)
To mnie nieco uspokoiłaś:P
OdpowiedzUsuń