Trudno jest czytać poezję, gdy myśli się o pasztecikach
Angielskie przysłowie ostrzega przed oceną książki na podstawie okładki. Jego mądrość uderza z siłą obucha, gdy patrzymy na odpustową rycinę ozdabiającą „Duet z przygodnie stosowanym chórem” Arthura Conan Doyle’a. Wyraźnie sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z posępnym romansem, opiewającym miłosne dzieje pary nadszarpniętej zębem czasu. Wydanie lekkiej powieści humorystycznej w takim kostiumie zakrawa na perwersyjny żart.
Na „Duet z przygodnie stosowanym chórem” trafiłam przypadkiem. Nota wydawcy od razu mnie zaciekawiła. Autor opowieści o Sherlocku Holmesie i doktorze Watsonie niezbyt dobrze komponował mi się z dowcipną tematyką i postanowiłam przekonać się na własnej skórze, jak poradził sobie z takim wyzwaniem. Według mnie nieźle.
Wydane w 1914 roku dziełko to prosta, zabawna opowiastka o losach Maud Selby i Franka Crosse, których poznajemy kilka tygodni przed ślubem. Towarzyszymy im w przygotowaniach, uroczystościach, podróży do Brighton i kolejnych miesiącach wspólnego życia. Wszystko odbywa się zgodnie z wiktoriańskim rytuałem. Bardzo mnie fascynuje ta epoka, więc byłam w siódmym niebie. Obyczajowych smaczków jest naprawdę dużo.
Obraz kobiety, jaki kreśli w swojej powieści angielski pisarz, dziś raczej nie wywołałby entuzjazmu. Maud jest urocza i śliczna, ale sama podkreśla, że jej rozumek posiada niezbyt wielkie rozmiary. Kiedy zbliża się termin porodu wysyła męża na wyjazd rekreacyjny, a gdy ten stanowczo odmawia, rodzi synka potajemnie, żeby nie stresować męża.
Trochę sztuczne wydały mi się sceny, w których Frank wygłaszał żonie lekko pompatyczne prelekcje na temat historii i literatury Wielkiej Brytanii, ale czytałam je z zainteresowaniem. Na przykład bardzo zaciekawiła mnie postać królowej Eleonory. Autor dzieli się też przemyśleniami na temat angielskiej mentalności: „Czy to nie charakterystyczne, że monument, który nas uderzył genialnością pomysłu, jest dziełem cudzoziemca. My jesteśmy niezdolni do tego, zanadto się boimy zdradzić uczucie, ukazać głębię duszy, jesteśmy ludźmi o ciężkiej ręce i ciężkiej myśli”[1].
Na „Duet z przygodnie stosowanym chórem” trafiłam przypadkiem. Nota wydawcy od razu mnie zaciekawiła. Autor opowieści o Sherlocku Holmesie i doktorze Watsonie niezbyt dobrze komponował mi się z dowcipną tematyką i postanowiłam przekonać się na własnej skórze, jak poradził sobie z takim wyzwaniem. Według mnie nieźle.
Wydane w 1914 roku dziełko to prosta, zabawna opowiastka o losach Maud Selby i Franka Crosse, których poznajemy kilka tygodni przed ślubem. Towarzyszymy im w przygotowaniach, uroczystościach, podróży do Brighton i kolejnych miesiącach wspólnego życia. Wszystko odbywa się zgodnie z wiktoriańskim rytuałem. Bardzo mnie fascynuje ta epoka, więc byłam w siódmym niebie. Obyczajowych smaczków jest naprawdę dużo.
Obraz kobiety, jaki kreśli w swojej powieści angielski pisarz, dziś raczej nie wywołałby entuzjazmu. Maud jest urocza i śliczna, ale sama podkreśla, że jej rozumek posiada niezbyt wielkie rozmiary. Kiedy zbliża się termin porodu wysyła męża na wyjazd rekreacyjny, a gdy ten stanowczo odmawia, rodzi synka potajemnie, żeby nie stresować męża.
Trochę sztuczne wydały mi się sceny, w których Frank wygłaszał żonie lekko pompatyczne prelekcje na temat historii i literatury Wielkiej Brytanii, ale czytałam je z zainteresowaniem. Na przykład bardzo zaciekawiła mnie postać królowej Eleonory. Autor dzieli się też przemyśleniami na temat angielskiej mentalności: „Czy to nie charakterystyczne, że monument, który nas uderzył genialnością pomysłu, jest dziełem cudzoziemca. My jesteśmy niezdolni do tego, zanadto się boimy zdradzić uczucie, ukazać głębię duszy, jesteśmy ludźmi o ciężkiej ręce i ciężkiej myśli”[1].
Z największą przyjemnością przeczytałam rozdziały poświęcone literaturze, która odgrywała w życiu bohaterów sporą rolę. Podobały mi się obszerne fragmenty o dziennikach Pepysa i ich autorze. A już całkowicie moje serce podbiła część poświęcona klubowi czytelniczemu, Towarzystwu im. Browninga. Plany były ambitne - to miały być regularne spotkania z dyskusją o przeczytanych wierszach. Oczywiście nie zdradzę, jak potoczyły się losy Towarzystwa. Napomknę tylko, że „trudno jest czytać poezję, gdy myśli się o pasztecikach”[2].
Książka zrobiła na mnie miłe wrażenie, ale nie podobało mi się to, że autor chwilami porzucał lekki i żartobliwy ton na rzecz moralizatorskich pouczeń. Wolałabym, żeby nie wdziewał togi Katona. Zdecydowanie bardziej twarzowo wygląda w szapoklaku Sherlocka. Tu ostrzeżenie dla miłośników opowieści o detektywie z Baker Street: otóż w "Duecie z przygodnie stosowanym chórem" nie znajdziecie żadnych nawiązań do najsłynniejszych utworów Conan Doyle'a. Tylko gospodyni państwa Crosse nazywa się Watson.
Miłą niespodzianką był dla mnie dość zaskakujący koncept narracyjny zastosowany w powieści. Wręcz awangardowy jak na tamte czasy. Powieść zaczyna się od listu autora do Maud, potem zaznajamiamy się z przedślubną korespondencją bohaterów, opatrzoną lakonicznymi komentarzami narratora. Następnie powieść epistolarna zamienia się w tradycyjną, by na końcu znowu zaskoczyć czytelników listem. Tym razem Maud pisze do autora. Dzięki tym zabiegom odnosimy wrażenie, że Arthur Conan Doyle to bliski znajomy bohaterów, a powieść jest oparta na faktach. Autor zgrabnie wykorzystuje też terminologię muzyczną (tytułowy duet, trio).
Po przeczytaniu książki z licznymi poradami na temat życia małżeńskiego zastanawiałam się, jak wyglądała ta sfera życia autora. Okazało się, że opierał się na faktach: miał dwie żony i pięcioro dzieci. Tutaj dowiedziałam się więcej o jego perypetiach uczuciowych. Na pewno sięgnę też po powieść Juliana Barnesa, „Arthur i George”, w której zostały wykorzystane elementy biografii Conan Doyle’a.
„Duet z przygodnie stosowanym chórem” dostarczy trochę rozrywki, ale nie liczcie na większe doznania estetyczne. Polski wydawca wykorzystał anonimowy przekład z 1914 roku. Szkoda, że nie poświęcono trochę więcej czasu na redakcyjny tuning i uwspółcześnienie tekstu. Zdarzają się niestety takie kwiatki:
- Co za piękna twarz! – wykrzyknęła Maud.
- To biust Longfellowa, Amerykanina.[3]
Sam tytuł brzmi ciężkawo (w wersji oryginalnej to po prostu The Duet). Chwilami irytuje brak konsekwencji w tłumaczeniu imion: na przykład Frank i Maud w czasie zaślubin w kościele zostają nazwani Franciszkiem i Magdaleną.
Na koniec pozwolę sobie przytoczyć Rady dla młodego małżeństwa, których udziela w książce Conan Doyle:
1. Ponieważ jesteście małżeństwem, powinniście dążyć do urzeczywistnienia ideału dobrego małżeństwa.
2. Ułóżcie więc maksymy i starajcie się postępować według nich.
3. I nie zrażajcie się, jeżeli zbłądzicie, zbłądzicie pewnie nie raz, ale może nie zawsze.
4. Nie wpadajcie nigdy w złość równocześnie, niech każde czeka na swą kolej.
5. Nie przestawajcie nigdy być kochankami, gdy któreś z was ochłodnie, ktoś inny może zapłonąć.
6. Nim zostaliście mężem i żoną, byliście dobrze wychowanymi ludźmi; nie zapominajcie o tym.
7. Starajcie się prezentować jak najkorzystniej, to podniesie męża lub żonę w ich własnych oczach.
8. Trzeba mieć ideały i dążyć ku nim.
9. Miłość ślepa jest głupią miłością, starajcie się doskonalić drugą stronę.
10. Stały wzajemny szacunek jest konieczny w miłości.
11. Struna naciągnięta zbyt mocno, łatwo pęka.
12. Dla obojga jest jedno prawo.
13. Jest jedna rzecz gorsza od publicznej kłótni, a to publiczne pieszczoty.
14. Pieniądze nie dają szczęścia, ale ludzie szczęśliwi mają ich zwykle pod dostatkiem.
15. Więc oszczędzajcie.
16. Najłatwiejszy sposób oszczędzania to obchodzić się bez rzeczy niepotrzebnych.
17. Jeżeli nie potraficie, to lepiej obejdźcie się bez żony.
18. Mąż, który ma szacunek dla żony, nie pozwoli zostać jej żebraczką. Musi mieć własną kasę.
19. Jeżeli oszczędzacie, oszczędzajcie na sobie.
20. W sprawach finansów trzeba się przygotować na najgorsze, ale mieć nadzieję, że wszystko ułoży się jak najlepiej.[4]
________
[1] Arthur Conan Doyle, "Duet z przygodnie stosowanym chórem", tłumacz nieznany, Oficyna Wydawnicza Graf, 1991, s. 38.
[2] Tamże, s. 129.
[3] Tamże, s. 32.
[4] Tamże, s. 72-73.
Moja ocena: 4-
Arthur Conan Doyle |
Rady numer 4,6 i 13 są naprawdę urocze:)Napisał to Szkot, zatem dużo tu o pieniądzach i oszczędzaniu, np. ciekawa jest rada nr 14. To interesujące, że Conan Doyle napisał książkę o małżeństwie, sam miał pewne problemy z byciem wzorowym małżonkiem. Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie książka Barnesa "Arthur&George", gorąco polecam, jedna z moich ulubionych
OdpowiedzUsuńSprawy finansowe zajmują dużo miejsca w książce. Teraz wiem, dlaczego. :)
UsuńLosy uczuciowych perypetii Conan Doyle'a bardzo mnie zaciekawiły. To też właściwie gotowy scenariusz filmowy.
Mnie się podoba nr 18. Chyba wydrukuję i powieszę w widocznym miejscu. :D 4,6 i 13 też boskie, zwłaszcza 13. :)
A Barnes powędrował na listę priorytetów. :)
Rada 20 - niezwykle aktualna w naszych kryzysowych czasach. Przykleję ją sobie na laptopie, żeby mieć przed oczami, płacąc ratę kredytu hipotecznego ;)
OdpowiedzUsuńGrendello, rada nr 20 nader optymistyczna. :) Trzeba ją będzie wypróbować w innych dziedzinach życia.
Usuń4. Nie wpadajcie nigdy w złość równocześnie, niech każde czeka na swą kolej. Lecę to powiedzieć żonie, zawsze mi przerywa ataki szału swoimi atakami szału, co mnie doprowadza do szału:P
OdpowiedzUsuńA to choleryk z Ciebie. Ja też tak reaguję gdy ktoś krzyczy, natychmiast sama zaczynam także.
UsuńNo choleryk, choleryk:P
UsuńW choleryczność nie wierzę. :) Absolutnie nie jestem w stanie sobie wyobrazić Ciebie wrzeszczącego na kogoś.
UsuńMoże profilaktycznie grafik szałów trzeba opracować, żeby się daty nie pokrywały. :)
Jak to się człowiek może przyczaić w internecie:))
Usuń:D Chyba poproszę o dowody fonograficzne. :)
UsuńNiewierna Lirael:P
UsuńBez dowodów organoleptycznych nie uwierzę. :)
UsuńPowrzeszczę na Ciebie przy okazji:P
UsuńTrzeba będzie obmyślić jakąś prowokację. :)
UsuńMnie akurat nietrudno sprowokować, ale mejlem na Ciebie nie nawrzeszczę:P
UsuńPodobno wielkie litery to WRZASK! :D
UsuńTo musiałyby być bardzo wielkie litery:P
UsuńJedno się wkurza- drugie czeka na swoją kolej, i tak w kółko. Murowany patent, żeby żrec sie cały dzień:).
UsuńJest murowany patent na to, zeby na siebie powrzeszczeć - zacząć rozmawiać o polityce:).
U nas akurat by nie zadziałało, bo mamy dość jednolite poglądy polityczne, ale w przypadku spotkań rodzinnych w większym gronie to już jak najbardziej. :)
UsuńDo czego to podobne, żeby małżonkowie kłócili się o politykę? Takie rarytasy zostawia się na wigilię u teściowej:) Na codzienny użytek wystarczą niepozmywane gary i zadeptana podłoga:P
UsuńMałżonkowie zazwyczaj się o to nie kłócą (albo sie ujednolicili, albo unikaja tematu).
UsuńChodziło o test temperamentu względnie obcej osoby:). Ostatnio bylam świadkiem, jak stado starszych pań w szmateksie niemal pobiło się wieszakami w skutek całkiem niewinnej rozmowy na w/w temat:).
"Jest jedna rzecz gorsza od publicznej kłótni, a to publiczne pieszczoty". No cóż w naszych czasach chyba nie wszystkie młode pary się tym przejmują. A te lekcje historii wygłaszane pompatycznym tonem dla głupiutkiej żony, to jak nasza historia Lucjana Rydla i jego żony chłopki. Też ponoć musiała nasłuchać się prywatnych lekcji :)
OdpowiedzUsuńKłótniami też się nie przejmują zbytnio. :) Niektórzy lubują się w odbywaniu ich w miejscach typu supermarket.
UsuńNie wiedziałam, że Rydel prowadził dla żony zespół wyrównywania wiedzy. :) Ciekawe, co ona na to, czy doceniała te prywatne lekcje, czy zdarzały się wagary. :)
Ja się chyba skusze na jej zdobycie. Zapowiada się naprawdę interesująca książka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ze zdobyciem nie będzie problemu. Powieść nie zalicza się do szczególnie rozchwytywanych.
UsuńTeż poszukam, ale jak skończę "Księgę wszystkich dokonań", bo mi wisi nad głową.
OdpowiedzUsuńRady przezacne :)
Rady należy sobie powtarzać niczym mantrę. :)
UsuńMimo wad "Duet..." zainspirował mnie do przeczytania kolejnych książek Conan Doyle'a w przyszłości.
rady zapowiadają sie ciekawiej niż książka. Postaram sie zdobyć dyżurny egzemplarz na wypadek ślubu jakiejś znajomej pary:).
OdpowiedzUsuńEwentualnie można wydrukować ten regulamin i fantazyjnie oprawić. :)
Usuńdobrze kombinujesz:).
OdpowiedzUsuńEwentualnie złotymi literami na tabliczce wygrawerować. :)
UsuńBędę rozdawać wszystkim znajomym parom, znienawidzą mnie;).
UsuńA może wręcz przeciwnie, będą Cię błogosławić. :) Zestaw bardzo usprawnia komunikację: mąż obrzuca nas deszczem pocałunków w trolejbusie [akcent lokalny, w Lublinie są], z wyrzutem mówimy "13" i wszystko staje się jasne. :D
UsuńPodoba mi się: "Nim zostaliście mężem i żoną, byliście dobrze wychowanymi ludźmi, nie zapominajcie o tym." Książka niestety chyba nie dla mnie, choć lubiłam opowiadania o Holmesie.
OdpowiedzUsuńCałkiem sympatyczna sentencja. :)
UsuńKsiążka sympatyczna i doskonała na poprawę humoru (sprawdzone), ale zdecydowanie nie jest to dzieło wybitne.
4 i 10 baaardzo wazne, podpisuje sie rekami i nogami :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, ale to spokojne czekanie w kolejce na swój wybuch złości może być dość trudne. :)
UsuńJestem:)
OdpowiedzUsuńTak akurat o pasztecikach myślę i zacytuję: "Inteligent nie jest od tego, żeby myśleć o rzeczach materialnych. Inteligent kupuje pasztetową albo szynkę - na co go stać, zjada, żeby mieć to z głowy." (prof.Hanna Świda-Ziemba)
Czytam akurat "Młodzież PRL" tej autorki i wyszedł pasztet.
No może w końcu coś przeczytam i napiszę, bo mnie chwilę nie było.:)
U nas na szczęście wszystko odbyło się trochę wcześniej i ostatni tydzień był ciut spokojniejszy. To dobrze, że dotrwałyśmy do ferii. :)
UsuńCytat o pasztetowej i szynce idealnie współgra z refleksją o pasztecikach. :) "Młodzież PRL" bardzo mnie zaciekawiła.
Wcale się nie dziwię, że Cię nie było. Dla mnie ostatnie trzy tygodnie były też ciężkie, dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo.