3 stycznia 2012

Mózg w stanie płynnym (Małgorzata Mroczkowska, Listy do Przyjaciółki)


Mózg w stanie płynnym
Przechodzę codziennie obok sklepu Społem nr 124 przy ul. Górnośląskiej 27 w Warszawie. Szyld głosi: Podroby. Gdy jest kolejka, wiadomo - przywieźli towar. Któregoś poniedziałku kolejki nie było. Natomiast już z daleka zwróciłam uwagę na klientów wychodzących ze sklepu z pozatykanymi nosami. W promieniu kilku metrów czuło się - nie ma co ukrywać - po prostu smród. Weszłam, również zatykając nos. Na ladzie leżały nogi wołowe, mózg w stanie płynnym, a nad tym gromady much.[1]
Powyższy fragment nie pochodzi z osadzonego w polskich realiach  horroru Grahama Mastertona. To list do redakcji Przyjaciółki z roku 1978. Tygodnik dla pań o szokującym dziś nakładzie dwa miliony egzemplarzy był czymś więcej niż zwykłym czasopismem. Przyjaciółka pełniła rolę powiernicy, terapeutki i skarbnicy wiedzy praktycznej. Ze szczególnym zainteresowaniem czytano dział korespondencji od czytelników. Autorzy zwierzali się z najbardziej osobistych kłopotów, prosząc o pomoc w różnych sprawach. Przyjaciółka to była Wielka Siostra, która zdaniem czytelników mogła dosłownie wszystko. Ten fenomen postanowiła zbadać Małgorzata Mroczkowska, która w 2004 roku wydała antologię korespondencji do redakcji wraz z komentarzem. „Listy do Przyjaciółki” podzielono tematycznie na rozdziały z zabawnymi tytułami.

Zawsze podziwiałam wyobraźnię Stanisława Barei, ale przy całym szacunku dla jego talentu, wystarczyło być skrzętnym obserwatorem. Wokół działy się rzeczy niewyobrażalnie nonsensowne. To, co uderza przede wszystkim, to kompletny brak poczucia bezpieczeństwa. Używany od ćwierć wieku krem nagle wywołuje opuchliznę i potworny ból oczu. W porodówce można się natknąć na zataczające się salowe i pijane położne. W sklepach królują buble. Reklamacja jakiegokolwiek produktu to droga przez mękę, w czasie której petent jest odsyłany od instytucji do instytucji i traktowany jak bezczelny intruz. Z pięknego, nowego swetra Mody Polskiej w czasie deszczu ściekają strugi farby. Wzmiankowany pulower zaopatrzony jest w dwie metki: jedna zakazuje prania go w wodzie, druga zaś czyszczenia chemicznego. Kalesony to towar deficytowy. Zakłady Tworzyw Sztucznych w Częstochowie wypuszczają na rynek lalki-dzidziusie z dziwnym wyrazem twarzy – wyglądają na śmiertelnie przerażone. Pasztet z zakładów wędliniarskich z Dębicy jest jak jajko-niespodzianka: można w nim na przykład znaleźć świńską szczecinę. Takich barwnych przykładów wyszukacie w książce mnóstwo!

Mierzenie się z orwellowską rzeczywistością na co dzień wymagało hartu ducha i wiele osób dodawało sobie animuszu za pomocą alkoholu. Dość spektakularny przykład to cofnięta z lotniska ekipa polskich narciarzy, udających się do Finlandii. Znaleziono przy nich dwieście pięćdziesiąt pięć butelek wódki i spirytusu. Sportowcy tłumaczyli, że alkohol jest im niezbędny do czyszczenia nart. 

Listy stanowią świetny materiał dla historyków obyczajowości. Jak na dłoni widać zmiany, które miały miejsce w Polsce od tamtych czasów. Dziś w osłupienie wprawia list pani, która pyta, czy kobiety w spodniach wpuszczane są do nocnych lokali, czy też korespondencja od trzech strapionych lublinianek, które chcą wiedzieć, czy trzy dorosłe, pracujące, samotne dziewczyny mają prawo zamówić w kawiarni wino?

Spoiwem łączącym listy jest komentarz Małgorzaty Mroczkowskiej. Lekki, dowcipny, ale przeznaczony raczej dla osób, które po raz pierwszy czytają opowieści o dobie gierkowskiej. Szkoda, że autorka nie pokusiła się o obszerniejszy i głębszy tekst. W każdym razie ja czuję spory niedosyt.

Książkę zaopatrzono w liczne ilustracje, niektóre świetne, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Niestety, sporo jest  nieczytelnych. Na przykład na stronie 33 umieszczono skan obszernego artykułu prasowego, w którym litery to bezkształtne, mikroskopijne punkciki. 

Mimo zastrzeżeń warto zajrzeć do tej książki, choćby z podziwu dla tych, którzy żyjąc w Peerelu zachowali mózg w stanie stałym.

Na zakończenie zacytuję moje trzy ulubione listy. Uwaga, fragment trzeci wyłącznie dla osób o silnych nerwach.
Nie miała baba kłopotu (1972)
W Domu Handlowym w Lublinie kupiłam czteropalnikową kuchenkę gazową z piekarnikiem za 2700 zł. Wyprodukowała ją Wronkowska Fabryka Wyrobów Blaszanych - Wronki, ul. Towarowa 3 - i zaopatrzyła w wielką pieczątkę kontroli technicznej KT-Al-22-4 wraz z podpisem. Mieszkam w Janowie - a więc wiozłam kuchenkę około 80 km. Cała rodzina z utęsknieniem czekała momentu, gdy spożyjemy pierwszy ugotowany na niej obiad. Czy widzisz, Przyjaciółko, skupione twarze domowników, gdy podłączyliśmy butlę z gazem i z zapaloną zapałką czekaliśmy, aż ukaże się niebieski płomyk? Niestety - o gorzkie rozczarowanie - płomyk się nie ukazał... Zapomniano o wyborowaniu dziurek w palniku. Zaraz wysłałam do producenta list - express polecony, z prośbą o przysłanie właściwego palnika. Na odpowiedź czekam do dzisiaj.
Izabela Zezulińska, Janów Lubelski.[2]
Niebezpieczna kuzynka (1975)
Zbliża się lato i - nieuchronnie - sytuacja, która spędza mi sen z powiek. Przyjedzie do nas kuzynka w wieku 36 lat, która co roku spędza z nami urlop. Jest miła, wesoła, życzliwa, więc ją lubimy. Ma jednak ogromną wadę: zupełnie nie liczy się z tym, że jej paradowanie po domu w nocnej, przejrzystej koszuli krępuje i moich synów, i mojego męża, a wychodzenie na dwór w opalaczu czy kostiumie kąpielowym gorszy sąsiadów, gdyż u nas nie ma takich zwyczajów. Jest piękny las, rzeka - czy to nie wystarcza?

Gospodyni.[3]
Relax z pluskwą (1979) 
Hotel nazywał się "Relax", a ja byłem spragniony właśnie relaksu. Gdy się już zdrzemnąłem, coś ugryzło mnie w rękę. A potem w inne miejsca. Odsłoniłem kołdrę. Zawirowały czarne ruszające się punkciki. Przetarłem oczy, spojrzałem, a tu po prostu pluskwy i karaluchy. Paradowały sobie po mnie bezkarnie, jak gdyby nigdy nic. Czuły się pewnie, widać było, że są stałymi bywalcami hotelu i dobrze się tu bawią. Nie zmrużyłem oka do rana. A gdy oddając klucze, wygarnąłem wszystko, co o tym myślę, młoda panienka z recepcji powiedziała z uśmiechem: "Wiemy, że w hotelu »Relax« są robaczki. Ale są i w sąsiedniej restauracji »Nowoczesna« i nikt nie robi z tego tragedii". Skoro są robaczki także w restauracji - pomyślałem - wyjadę z Mławy na czczo.
Witold Jaworski.[4]
__________________________
[1] Małgorzata Mroczkowska, "Listy do Przyjaciółki: Codzienne zycie Polaków dekady gierkowskiej w listach czytelników", Oficyna Wydawnicza Rytm, 2004, s. 85.
[2] Tamże, s. 25.
[3] Tamże, s. 214.
[4] Tamże, s. 169.

Moja ocena: 4

28 komentarzy:

  1. Książka wygląda na coś idealnie dla mnie - może wyleczyłaby mnie ze stanu permanentnego nieogarniania rzeczywistości PRLu. (Co bardzo dobrze wpłynęłoby na moje rozumienie książek z DKK, bo tak się składa, że przynajmniej 1 na 4 ma z tą rzeczywistością coś wspólnego).

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam to pismo, moja Babcia je kupowała. Zawsze się zastanawiałam czy w takich pismach nie jest przypadkiem zatrudniona osoba, by takie listy do redakcji pisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ Moreni
    W celach badawczych zdecydowanie polecam. :)Wszystko jest przedstawione z perspektywy bardzo zwyczajnych ludzi, codzienne życie, troski. Książka chwilami śmieszna, ale momentami tragiczna.

    ~ Mag
    A mnie zawsze intrygowało, kto na te listy odpowiada. :) niektóre porady wydawały mi się absurdalne. W tej książce jest też sporo odpowiedzi.
    Tu raczej nie ma możliwości, że ktoś korespondencję preparował - jedna osoba nie byłaby w stanie wymyślić takiej groteski. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie w domu "Przyjaciółkę" czytała babcia i mama. Co więcej, bodajże w roku 1981 lub 1982 była w niej drukowana rozmowa z moją rodzicielką. Pamiętam bardzo sympatyczną panią dziennikarkę, która na ten wywiad do nas przyjechała - miałam jakieś 12, 13 lat.
    Sama zresztą też podczytywałam ją już jako dorastająca i całkiem dorosła osoba.
    Niestety dzisiejsza przyjaciółka już nie ma tego klimatu co dawniej...

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja mam w domowych zbiorach lalkę-dzidziusia z przerażonym wyrazem twarzy. Całkiem świeży wyrób made in China, może na częstochowskiej licencji?:) Ukazał się też trzytomowy zbiór "Księga listów z PRL", o ile pamiętam to chyba korespondencja z telewizyjnym biurem interwencji:http://czytelnia.onet.pl/0,13394,0,1,nowosci.html

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ Anek7
    Nie wiedziałam, że Przyjaciółka nadal wychodzi. Wydawało mi się, że w ramach różnych przekształceń zniknęła. Muszę ją sobie obejrzeć w wersji AD 2012.:).
    U nas też pojawiała się czasami, ale potem przestała. Mama powtarzała, że zaletą Przyjaciółki jest bezpretensjonalność i konkretny ton. :) Na pewno była też zadowolona z przepisów kulinarnych. No ale wtedy wielkiej konkurencji na rynku czasopism dla pań nie było. Przy najbliższym spotkaniu będę musiała wypytać o szczegóły.
    Gratuluję Twojej Mamie wywiadu, to musiało być miłe przeżycie.

    ~ Zacofany.w.lekturze
    :) Jeszcze była mowa o laleczkach z warszawskiej spółdzielni "Estetyka"(sic!), którym przy najdrobniejszym poruszeniu odpadały główki. Krytykowano też zestaw do piaskownicy wykonany z blachy(!)
    "Księga listów z PRL" to może być świetna lektura! Ciekawe, czy te listy są datowane, bo w korespondencji do Przyjaciółki pojawiał się tylko rok i to tylko w niektórych. :(

    OdpowiedzUsuń
  7. W kwestii jakości zabawek tanie chińskie produkty biją peerelowskie na głowę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. I mnie na jakieś wspominki PRLowskie wzięło. Były "Zatajone katastrofy PRLu", teraz czekam na "Złotą młodzież PRL". Może kiedyś i "Listy Przyjaciółki poczytam"

    OdpowiedzUsuń
  9. o ja pamiętam wszelkiej maści księgi skarg i zażaleń w sklepach. I kolejki po mięso zaczynające się wieczorem. I tenisówki o 2 numery za duże, które jakimś cudem udało się kupić i które wypychałam watą żeby mi nie spadły:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wygląda świetnie, chętnie przeczytam :)
    Ja to znam tylko z opowieści niestety (?), a tu takie życiowe i różnorodne sytuacje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety życie w PRLu często przerastało filmową i literacką fikcję;(
    Muszę spytać, dlaczego moja rodzicielka czytała Przyjaciółkę. Działu kulinarnego akurat nie kojarzę, raczej artykuły z poradami ogólnymi i o sprawach kobiecych - przynajmniej tak to zapamiętałam. Ale że pismo było szaro-bure, to może mi się tylko wydawać;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ania: było bure, nawet kolorowe strony, chociaż tych było niewiele. Za to czasem na ostatniej stronie drukowali jakiś tekst dla dzieci, który można było złożyć w książeczkę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pamiętam to czasopismo :) Bardzo chętnie poznam tą książkę - recenzja brzmi zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj tam, świńska szczecina w pasztecie - ostatnio w tym specyfiku można spotkać mielone kości.

    OdpowiedzUsuń
  15. Iza: ale zwróć uwagę na postęp w możliwościach maszyn do mielenia: kiedyś nie dawały rady ze szczeciną, a dziś już im kości nie straszne:)

    OdpowiedzUsuń
  16. o boszzzzzz :))) znajomy z pracy narzekał ostatnio, że mu z jakiegoś sklepu internetowego dostarczyli kurierem w jednej paczce tylko jeden z dwóch zamówionych produktów. Biorąc pod uwagę, ze złożenie i pozytywna realizacja reklamacji trwała niecałe dwa tygodnie, to miał chłopak po prostu raj :)))

    Ale ten sweter jednorazowego użytku z dwoma metkami, to pobł resztę na głowę :)) no ale metki był ? były! trzeba było czytać :))) całkiem niedawno zafarbowałam sobie troszke prania na zielono, ale tam na rzeczonej metce był luzik :))

    Kupiłam kiedyś w antykwariacie oprawiony rocznik Przekroju z 1968r. Może sama napiszę o nim książkę...? :))

    OdpowiedzUsuń
  17. ZWL- szczecina jako elastyczna może oprzeć się maszynie:).

    Sempeanka- ach roczniki przekroju, to dopiero rarytas:).

    OdpowiedzUsuń
  18. U nas w domu królował "Przekrój". Pamiętam pierwszy prezent, jaki kupiłam mamie na dzień Matki (miałam wówczas z siedem lat) - był to bukiet żonkili, drożdżówka z serem i "Przekrój", mam wrażenie, że mama wspomina tamten prezent, jako najmilszy prezent, jaki ode mnie otrzymała. Przyjaciółka czasami także gościła u nas w domu, ale zdecydowanie rzadziej. Niemal połowę życia przeżyłam w okresie PRL-u - niestety.

    OdpowiedzUsuń
  19. ha, ha, ha... Pytanie, kogo owa "niebezpieczna" kuzyneczka tak naprawdę krępowała swoimi przejrzystościami i opalaczami, bo, że nie męża i synów "gospodyni", to więcej niż pewne ;) Na przydomek "niebezpieczna" nie zapracowała sobie przecież z powodu krzywych spojrzeń obecnych w domostwie panów ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. To musi być fajna książka, wrzucam do schowka, kiedyś sprawię Mamie :)
    Choć właściwie wolała "Przekrój", ale "Przyjaciółkę" też czytywała.

    OdpowiedzUsuń
  21. ~ Zacofany.w.lekturze
    To niestety widać na pierwszy rzut oka. :)
    Jest też wzmianka o szczególnie obrzydliwym zestawie figurek pod hasłem"Poczet królów polskich", z "brunatnego tworzywa zacierającego rysy postaci". :)

    ~ Monotema
    To też bardzo ciekawe tytuły. W ogóle jest teraz wysyp publikacji o tamtych czasach, mnóstwo ciekawych rzeczy się pojawia. Trudno oddzielić wartościowe pozycje od wydawniczych plew. "Listy do Przyjaciółki" polecam, chociażby żeby spojrzeć na własne problemy z dystansem. Kiedy poczytamy sobie na przykład, że podręczniki szkolne były dostępne wyłącznie na talony, które otrzymywali TYLKO prymusi, albo ile czasu i zachodu wymagało kupienie tetry na pieluchy, od razu nasze kłopoty wydadzą się śmieszne. :)

    ~ Dea
    Mój tato raz stał w takiej całonocnej kolejce, do dziś krążą o tym rodzinne legendy. :) No i te spódnice szyte z bandaży albo chustek do nosa :) Że nie wspomnę o aromacie chińskich gumek, po które stało się godzinami w sklepie papierniczym. :)

    ~ Książkozaur
    Raczej nie niestety. :) To były takie "ciekawe czasy" przed którymi przestrzega chińskie przysłowie. Można się sporo dowiedzieć o realiach z filmów i książek. Ze świadomością, że kiedy pojawią się napisy końcowe albo ostatnia strona powieści, wszystko wokół nas będzie normalne. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. ~ Ania
    Kolory były takie lekko przytłumione, ale chyba raczej nie szare. Ja też przepytam mamę na tę okoliczność. :) Ciekawe, czy w "Kobiecie i życiu" był dział czytelniczych listów. Mnie interesowała tylko ostatnia strona. :)

    ~ Tetiisheri
    Zachęcam do lektury. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

    ~ Iza
    W książce jest też malowniczy opis puszki z wołowiną w sosie własnym, wzbogaconą o kawałki rozmiękłej tektury i sznurka. :]
    Aż tak bardzo świat się nie zmienił. Kilka tygodni temu w butelce niegazowanej wody mineralnej znalazłam dwa małe źdźbła trawy. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. ~ Sempeanka
    To ja już się zapisuję na tę książkę! :) Przy Twoim poczuciu humoru, będzie bestseller.
    Przekrój to było u nas czasopismo kultowe, czytały mama i babcia, potem ja. Pamiętam też wspólne rozwiązywanie krzyżówek z Przekroju, które raczej nie wymagały wiedzy encyklopedycznej, tylko główkowania. Ostatnia strona też była rewelacyjna. :D
    Ja też zazdroszczę Ci rocznika z antykwariatu, to musi być smakowity kąsek.
    Ja też bywam niezadowolona z kupionego towaru czy zamówionej usługi, ale to naprawdę nic w porównaniu z tym, co przeżywali autorzy niektórych listów.

    ~ Guciamal
    Witaj w klubie, u nas też Przekrój był hitem. Odkąd tylko pamiętam.
    Zestaw upominkowy dla mamy dość zaskakujący, coś dla ciała i coś dla ducha, ale wcale się nie dziwię, że wywołał entuzjastyczną reakcję obdarowanej. :) Wyobrażam sobie Jej minę, kiedy wręczyłaś ten komplecik. :)

    ~ Jabłuszko
    Sprawiłaś mi wielką radość, bo bałam się, że akurat ten list nie zostanie dostrzeżony, a podobnie jak Ty, uważam, że jest fascynujący. :D
    Wyobrażam sobie posępną minę Gospodyni podczas gdy kuzyneczka w perwersyjnym, nylonowym peniuarze panoszy się po domostwie. :)
    A już to zakończenie: Jest piękny las, rzeka - czy to nie wystarcza? rozbroiło mnie zupełnie. :D

    ~ Agnes
    To może być bardzo sympatyczny prezent, a w dodatku jest spora szansa, że Tobie również się spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Dziwnie znajoma okładka. Serduszko puka w rytmie cza cza:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Lirael, do lasu i nad rzekę chodzi się - jak wynika ze sprawozdania "gospodyni" - ubranym od stóp do głów i szczelnie pozapinanym, bo innego zwyczaju nie ma ;)
    Wyobrażam sobie tę niecierpliwość, z jaką mężczyźni w domostwie i sąsiedztwie żalącej się, oczekują przyjazdu miłej kuzyneczki, tak wdzięcznie kruszącej pancerze tradycji ;)

    Swoją drogą, opowieści o kuchence i mławskich robaczkach z hotelu "Relax" również mają swoje ukryte dna. Kuchenka niby czteropalnikowa, a tu taki dramat: w jednym brak dziurek i już cała rodzina nie ma na czym strawy upichcić. Co więcej, nierzetelny producent skazuje ją "aż do dzisiaj" na męki głodowe.
    Przypowieść o robaczkach hotelowych wzrusza natomiast milusią swojskością: gość odrzuca kołdrę, a tu - "po prostu" - pluskwy i karaluchy baraszkują. Pytam więc o sens robienia afery ze skargami u obsługi, skoro widok robaczków w łóżku odpowiednio dramatycznej wymowy zdaje się jednak nie mieć. Pojawia się nawet moment swego rodzaju spojrzenia psychoanalitycznego: widać, że robaczki są w hotelu zadomowione i dobrze się bawią, radośnie podgryzając gości - szczególnie w "inne miejsca" ;)

    Oj, świetna to musi być książka, bo lektura listów przednia - osobliwie, między wierszami ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Kompletnie nie znam tych czasów i absurdów, chyba na szczęście.
    Chętnie bym poczytała co mnie ominęło, może dzięki temu bardziej docenię to, co mam i choć w dzisiejszym świecie też wiele absurdów, to jednak jakoś łatwiej i wygodniej.
    Choć muszę przyznać, że ten "mózg w stanie płynnym" trochę mnie przeraził. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. ~ Książkowiec
    Mam nadzieję, że okładka budzi miłe wspomnienia. :) Serdeczności w rytmie cza czy. :)

    ~ Jabłuszko
    okoliczności przyrody to może tylko tło dla gustownych kreacji.
    Wiadomość o rychłym przyjeździe ponętnej kuzyneczki na pewno krąży po okolicy z prędkością światła. :)
    Scenę z kuchenką powinien był namalować jakiś malarz flamandzki, wyobrażasz sobie "Dziewczynę z perłą" obok "Rodziny z kuchenką"? :)
    Robaczki faktycznie intrygujące. Nic mi nie wiadomo, czy hotel w Mlawie funkcjonował w czasach Franza Kafki, ale może to nocleg w "Relaksie" zainspirował pisarza do twórczego wykorzystania motywu karalucha w opowiadaniu. :)
    Listy polecam, znajdziesz tu mnóstwo takich zagadek i atrakcji. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. ~ Maya
    Zdecydowanie na szczęście. :) Po przeczytaniu już kilku listów pokochasz otaczającą Cię rzeczywistość, a wszelkie niedoskonałości nie będą już miały znaczenia.
    "Mózg w stanie płynnym" jest smiałą metaforą, ale coś w tym jest. :)

    OdpowiedzUsuń