Sztambuch Amelki
Śnieg za oknem, kubek gorącej czekolady z pianką i urocza powieść pensjonarska. Czego chcieć więcej w mroźny styczniowy wieczór?
Książka Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej to kolejne przypadkowe znalezisko, które okazało się literackim cackiem. „Róże dla pensjonarki” zostały wydane w 1969 roku. Jest to powieść dla młodzieży, ale również starsi czytelnicy docenią jej zalety. Akcja toczy się w Warszawie, w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku. Książka ma formę pamiętnika tytułowej pensjonarki, piętnastoletniej Amelki Pusztówny.
Srodze zawiodą się ci, którzy wzorem ochmistrzyni pensji spodziewają się po dziewczynce cech „ziemskiej anielicy” i wzorowych manier. Amelka ma złote serce, ale posiada też na swoim koncie liczne szelmostwa typu wspinaczka na dach, czy podrzucenie ropuchy do sypialni stryja, które trochę kalają jej czarujący wizerunek, ale sprawiają, że wprost nie sposób jej nie polubić.
Książka sprawi radość miłośnikom dziewiętnastego wieku, bo obraz ówczesnej stolicy został odmalowany barwnie i skrupulatnie. Oprócz głównej bohaterki i jej rodziny przez karty powieści przewija się wiele znanych osób. Najbliższą przyjaciółką Amelii jest Emilka Chopinówna, więc bywamy również w domu przyszłego kompozytora. Poza tym przygotujcie się na spotkanie z ówczesną elitą intelektualną i śmietanką towarzyską, między innymi z Józefem Bohdanem Zaleskim, Klementyną z Tańskich Hoffmannową, Maurycym Mochnackim, Sewerynem Goszczyńskim i wieloma innymi. W korowodzie znanych postaci moją największą sympatię wzbudził ostatni lirnik warszawski, Mateusz Dziubiński, zwany Błękitnym Płaszczem.
Miłośnicy literatury dziewiętnastowiecznej będą szczególnie zadowoleni z lektury „Róż dla pensjonarki”. Otóż Amelka Puksztówna pochodzi z rodziny, która od pokoleń prowadzi popularną księgarnię. Dzięki temu dowiadujemy się, jakie wówczas panowały gusta literackie, którzy autorzy cieszyli się wzięciem, co czytali intelektualiści, a co prostaczkowie, jakie były meandry sporu klasyków z romantykami.
Pod względem językowym książka dostarczyła mi również miłych doznań. Prawie jak powieści Kraszewskiego. Styl jest lekko archaizowany, ale nie w sposób hermetyczny. Powieść zawiera wiele uroczych słów i wyrażeń, które dodają jej staroświeckiego wdzięku, takich jak dehumory, od świtu do podkurka, frukty, bawialka, siosterka, bibosz, bałamutka, wiośnianka, umbrelka.
Na ujmujący nastrój „Róż dla pensjonarki” składają się także imiona bohaterek, na przykład Prowidensja, Eufemia, Balbina, Prakseda, Kunegunda, Henrietta, Teofila czy Petronela. Panowie zostali pod tym względem potraktowani mniej szczodrze. Najbardziej ekscentryczny wydaje się Bonawentura, ale Amelia postanowiła zwać go Wiesławem.
Amelka jest dziewczynką trochę egzaltowaną, ale od zalewu napuszonego sentymentalizmu ratuje nas poczucie humoru bohaterki i autorki. Zdarzają się i zabawne określenia, chociażby na temat ciotuni Balbiny, która „kształtów jest ogromnie obłych”[1], i śmieszne sytuacje, jak na przykład pechowa przygoda Amelki z tortem na inscenizowanym raucie. Już skróty wydarzeń, które pojawiają się przed każdym rozdziałem zapowiadają liczne atrakcje. Na przykład przed rozdziałem piątym czytamy: Niewierny kuzynek. Za to wierny pies. Jak przybył nam Fido? Swatam mamę, z czego wynika skandal. Znowu sąd familijny. Duch prababki, czyli idę na pensje. [2] Czy już kiedyś wspominałam, że przepadam za takimi dowcipnymi zapowiedziami treści przed rozdziałami książek?
Najbardziej podobały mi się fragmenty poświęcone edukacji Amelii. Scena przemarszu panien przez miasto oraz ich udział w wykładach ze studentami, którzy cichaczem podrzucali im do kapturów liściki, są nakreślone bardzo malowniczo. Program nauczania na pensji i niektóre metody wychowawcze dziś wydają się kuriozalne, ale warto podkreślić, że „elewki” biegle władały trzema językami obcymi (angielskim, francuskim i niemieckim), choć prowadząca pensję pani Wilczyńska na każdym kroku podkreślała uroki języka ojczystego: „harmonia naszej mowy jest jak szum odwiecznego dębu, gdy innych jak poświst chwastu, który z każdym powiewem wiatru zgina się lub łamie i z cienkim odgłosem jęczenie wydaje” [3]. Warto wspomnieć o tym, że obok sali lekcyjnej zawsze czuwał lekarz, który miał ruszyć na ratunek, gdyby którejś pannie zakręciło się w głowie od nadmiaru wiedzy.
Na ostatnich stronach powieści w życie bohaterów wkracza wielka polityka. Wybucha powstanie listopadowe. Niestety, te fragmenty są mniej udane. Sprawiają wrażenie napisanych w pośpiechu i dodanych trochę na siłę, żeby podnieść walory edukacyjne i patriotyczne książki. Żałuję, że autorka potraktowała je tak skrótowo, ale powieść polecam.
Jeśli macie ochotę dowiedzieć się, jakie kwiatki lubił najbardziej Frycek Chopin i dlatego jego siostry ozdabiały nimi sukienki, dlaczego cioci Femci przyczepiono indyczą łapkę, wskutek czego dostała spazmów, jak wyglądał strój a la Werter i dlaczego książki Waltera Scotta miały zgubny wpływ na dziewczęta, koniecznie sięgnijcie po uroczą ramotkę Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej. Ciepłą i słodką jak czekolada z pianką, którą pijała Amelka Pusztówna.
[1] Hanna Muszyńska-Hoffmannowa, Róże dla pensjonarki, Instytut Wydawniczy PAX, 1969, s. 38-39.
[2] Tamże, s. 85.
[3] Tamże, s.127.
Moja ocena: 4+
Hanna Muszyńska-Hoffmannowa |
Smaczka narobiłaś...chcę! koniecznie! Ostatnio uwielbiam stare, znalezione lekturki:0
OdpowiedzUsuńPowieść Muszyńskiej-Hoffmannowej jest bardzo sympatyczna. Dziwię się, że wydaje się zupełnie zapomniana. Takie odkrycia są wspaniałe, ja też je uwielbiam. :)
UsuńCiekawe, nigdy nie słyszałam o tej książce. Będę mieć ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńJa też wcześniej się z nią nie zetknęłam. Polecam, ma dużo wdzięku.
UsuńMi by się spodobało, tak mniemam. Książeczka akurat pod "Klasykę Młodego Czytelnika" ;-)
OdpowiedzUsuńCo to są dehumory? Umbrelkę za to znam dobrze ;-)
Do klasyki troszkę daleko, bo to nie jest książka wybitna i chyba niewiele osób ją czytało. :) Ale mam nadzieję, że Tobie się spodoba.
UsuńDehumory to fochy i złe nastroje. :) Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym słowem.
Lirael - w Klasyce Młodego Człowieka opisujemy nie tyle typową klasykę, co powieści stare i zapomniane, wiec nadałaby się idealnie. Ja na pewno przeczytam, bo XIX w. i pensjonarki to brzmi jak coś, co Tygrysy lubią najbardziej. No i te imiona - cudne :)
UsuńLilybeth, imiona mnie wręcz zauroczyły, a nie wymieniłam wszystkich. :) Do tego cudne zdrobnienia. Powieść polecam, mam nadzieję, że Cię nie rozczaruje. A książką starą i zapomnianą jest rzeczywiście. Zastanawiam się, jak odebrałaby ją współczesna nastolatka.
UsuńChyba by mi się spodobała. Nie przekonam się, póki co, bo allegro nie posiada. Za to zamówiłam sobie tejże autorki "Panie na Wilanowie".:)
OdpowiedzUsuńKsiążkowcu, wydaje mi się, że ta urokliwa książka ma u Ciebie spore szanse. Ja już upolowałam kilka kolejnych pozycji tej autorki. Trochę w ciemno, bo brak o nich jakichkolwiek informacji, ale pani Muszyńska-Hoffmannowa wzbudziła moje zaufanie. :)
UsuńOch, to miałaś szczęście. Ja też uwielbiam buszować po antykwariatach (lub z konieczności po Allegro:) A jak już uda mi się znaleźć jakąś perełkę, cieszę się jak dziecko. "Róże dla pensjonarki" chciałabym przeczytać choćby ze względu na starą Warszawę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Inez, u mnie jest podobnie. Książkowe buszowanie to moja pasja. :) Naprawdę można się natknąć na nieprzebrane skarby za grosze.
UsuńObraz Warszawy na pewno nie dorównuje np. "Lalce" Prusa, ale jest sugestywny, szczególnie ze względu na niesłusznie zapomniane postacie, które na chwilę ożyły dzięki "Różom dla pensjonarki".
Serdeczności.
Biorę w ciemno:) Zupełnie nie wiem, czemu nie czytałem Muszyńskiej-Hoffmanowej, skoro znam Pauszer-Klonowską i Niemyską-Rączaszkową:P Swoją drogą, jakaś epidemia tych podwójnych nazwisk wśród literatek panowała:)
OdpowiedzUsuńZ tych podwójnych to jeszcze Fleszarowa-Muskat była:)
UsuńJakaś moda na w/w na B-NETce zapanowała. U mnie w domu też coś tej pani jest, bo moja mama bardzo ją lubi to może w jakiejś wolnej chwili (ha!ha!ha!) poczytam i zobaczę co w niej takiego jest:)
I Sołonowicz-Olbrychska:) Widziałem ten szał na F-M, ale jakoś mnie nie ciągnie.
UsuńRzeczywiście, jest wysyp. :) Też pomyślałam o Sołonowicz-Olbrychskiej. :) No i jeszcze Szelburg-Zarembina i Kossak-Szczucka, ale to trochę inna branża. :)
UsuńJa też dziwię się, że nic HMH wcześniej nie czytałam, ale planuję to nadrobić. :)
Sporo książek Muszyńskiej-Hoffmanowej czytałam, kilka mam w domu ale o tej akurat nie słyszałam...
OdpowiedzUsuńAutorkę bardzo lubię i trochę szkoda, że zapomniana jest.
A jeśli jeszcze nie czytałaś to nieśmiało polecam moje dwie ulubione powieści czyli "Panny z kamienicy Pod Fortuną" (to z nurtu historycznego) oraz "Dziewczyny z Krynoliny" (nieco bardziej współczesna, bo z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku)
I tak myślę, że może jak już się z planami JIK-owymi wyrobię to może jakąś retrospekcję pani Hanny sobie zafunduję:)
Anek, jak dotychczas jesteś pierwszą osobą, która zetknęła się z twórczością Muszyńskiej-Hoffmannowej. Dzięki za polecenie Twoich ulubionych powieści. Na pewno po nie sięgnę, bo "Róże dla pensjonarki" naprawdę mnie urzekły.
UsuńChętnie będę Ci towarzyszyć w retrospektywie, choć dla mnie to będą pierwsze kontakty z książkami tej autorki.
A to dzięki mamie zawarłam znajomość z tą panią:)
UsuńBo u mnie bzik książkowy jest dziedziczny;)
U mnie też dziedziczny. :)
UsuńWłaśnie sobie uświadomiłam, że moi rodzice mają przynajmniej jedną Muszyńską-Hoffmannową. O ile pamiętam "Orlątka z panną". Przy najbliższej wizycie trzeba będzie spenetrować regały. :)
Wydaje mi się, że Hoffmanową zachwalała też Enga.
OdpowiedzUsuńRecenzja w sam raz nadaje się tutaj: http://klasykadlamlodych.blogspot.com/
A pani Seyomour-Tułasiewicz? ostatnio mrogała do mnie oczkiem w antykwariaciePPP
Właśnie dziewczyny mnie namawiały na umieszczenie. Poczytałam sobie blog "Klasyki" i faktycznie są tam książki w podobnym stylu.
UsuńOsoba, która nazywa się Seymour-Tułasiewicz musi pisać nieszablonowe książki! Szkoda, że to mruganie w antykwariacie zlekceważyłaś. :P
Żeby zaspokoić Twoją ciekawość drugi raz nie popełnię tego błędu:). A z blogiem klasyki to gapiostwo, nie doczytałąm wcześniejszych komentarzy:).
Usuńpozdrowienia:).
Iza, dzięki, bo dzieła S-T zapowiadają się intrygująco. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, jeśli jednak okażą się niestrawne. :)
Usuń"Dag , córka Kasi", bo o tej książce mowa, jest popularna niemal jak pani Fleszarowa-M.
UsuńJak mi jej ktoś nie wygrzebie to kupię:).
A dziś przyniosłam z wyprzedaży bibliotecznej "kwitnące floksy" pani H. M-H. Mocno stylizowany język:).
"Dag..." obiła mi się o uszy, ale to było leciutkie obicie, bo nie zostawiło śladów w pamięci. :)
Usuń"Floksy" upolowałam na Allegro w ubiegłym tygodniu, a również "Pannę Trau" i "Córki". Językowa stylizacja to chyba specjalność p. HMH.:)
Czytałam tę książkę dość dawno temu, właśnie jako taka lekturę dla dorastającej dziewczynki. Ledwo coś pamiętam z niej. I tak sobie myślę, że to wcale by nie był głupi pomysł odświeżyć sobie trochę tego typu lektury :-)
OdpowiedzUsuńTwój pomysł bardzo popieram. Nie tylko odkurzyć, ale również nadrobić braki i przeczytać to, czego nie miałam okazji poznać jako nastolatka. Okazuje się, że wciąż wiele skarbów czeka na odkrycie.
Usuń~ American Corner Łódź
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, ale przez pomyłkę skasował mi się Twój komentarz. Nie mam pojęcia, jak to się stało.
Dziękuję Ci za miłe słowa i zachęcam do lektury książki Muszyńskiej-Hoffmannowej.
Już sama pani Muszyńska-Hoffmanowa prezentuje się uroczo. Sądząc po Twojej recenzji, książka pasuje trochę klimatem do zdjęcia? Wielka szkoda, że nikt nie nadaje już imion takich jak Petronela i Prowidensja ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Katasiu, zdjęcie autorki i książka utrzymane są w podobnym klimacie, choć to powieść historyczna. Imiona naprawdę boskie. A wzmiankowana Prowidensja brzmi prawie tak ładnie jak Prowansja. :)
Usuń