29 listopada 2013

Apel i wielka prośba

Pani Stefania Wilczyńska. [Źródło]
„Pracuję w domu sierot trochę, a Korczak bardzo.”
Kiedy przeczytałam tę notkę na blogu Jeżanny, ogromnie się ucieszyłam. Pomysł nazwania warszawskiej ulicy imieniem Stefanii Wilczyńskiej, która przez wiele lat z pasją współpracowała z Januszem Korczakiem, wydał mi się wspaniały i popieram go z całych sił! Wprawdzie mam wątpliwości, czy pani Stefa byłaby zadowolona z zamieszania wokół swojej osoby, ale mało kto zasługuje na taki zaszczyt jak ona. Była wcieleniem skromności, nie lubiła publicznych wystąpień. Unikała patosu i wielkich słów, choć na co dzień robiła rzeczy wielkie. W Pismach wybranych Korczaka znalazłam jej list do Fejgi Lipszyc z 2 kwietnia 1940 roku, który mówi o niej więcej niż wielotomowe dysertacje:
Moja kochana, jesteśmy zdrowi. Pracuję w domu sierot trochę, a Korczak bardzo. Nie pojechałam, bo nie chcę jechać bez dzieci. Twoja Stefa.”[1]
W ubiegłym roku napisałam o pani Stefie. Cieszę się, że znowu mogłam oddać hołd tej niezwykłej kobiecie, składając podpis pod apelem Czy Warszawa uhonoruje Stefanię Wilczyńską? Was też z całego serca namawiam do poparcia pięknej inicjatywy, bo naprawdę każdy głos ma znaczenie. Można to zrobić w bardzo prosty sposób. Wystarczy wysłać maila ze słowem „POPIERAM” na adres: izrael.org.il@gmail.com Oprócz tego trzeba podać tylko imię i nazwisko, można też dopisać zawód i miejscowość, w której mieszkacie. Posiadacze kont na Facebooku mogą zrobić to tutaj. Blogerów bardzo zachęcam do umieszczenia u siebie notki na temat tego szlachetnego przedsięwzięcia. Napisanie kilku słów zajmie Wam parę sekund, a informacja o apelu będzie podziękowaniem za poświęcenie i oddanie wymykające się wszelkim ocenom. Jeśli chielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o Stefanii Wilczyńskiej, polecam film Kochana pani Stefa autorstwa Fundacji im. prof. Mojżesza Schorra. Można go obejrzeć w całości tutaj.

Bez względu na to, czy akcja zakończy się sukcesem - oczywiście liczę na to, że tak! - cieszę się, że jest okazja, by wrócić myślami do pani Stefy, do jej pracowitości, dobroci. Dziwię się, że biografia pani Wilczyńskiej nie zainspirowała jeszcze żadnego pisarza, który zechciałby dociec, dlaczego dziewczyna z zamożnej żydowskiej rodziny porzuciła luksusy, wbrew protestom najbliższych przeprowadziła się do ascetycznej klitki w sierocińcu i postanowiła poświęcić swoje życie skrzywdzonym przez los dzieciom i być z nimi aż do końca. Nie wiedziała, że ten koniec  będzie nazywał się Treblinka.
Stefania Wilczyńska, matka sierot [Źródło]
Wpis Jeżanny sprowokował mnie do lektury Wspomnień o Januszu Korczaku. Szukalam wzmianek o pani Stefie i było ich naprawdę dużo. Zauważyłam, że w relacjach osób, które znały ją osobiście, powtarza się jak refren podziw dla jej dobrego serca, sumienności, schludności i zdolności organizacyjnych. Co ciekawe, tak właśnie odbierali panią Wilczyńską i mali podopieczni, i dorośli, w tym pedagodzy.

Jedna z wychowanek podkreśla, że Dom Sierot funkcjonował tak sprawnie jak szwajcarski zegarek. Utrzymywanie porządku i dyscypliny w dużej grupie to spore wyzwanie, a pamiętajmy o tym, że do Wilczyńskiej i Korczaka często trafiały dzieci, dla których normy społeczne i higiena były czystą abstrakcją. Tak zapamiętał panią Stefanię jeden z wychowanków, Samuel Gogol:
W moich wspomnieniach Dom Sierot to pani Stefa, a pani Stefa to Dom Sierot. Wzorowy porządek i czy­stość w całym domu — to jej zasługa, a nie tylko Kor­czaka. Byliśmy za mali, aby zrozumieć skomplikowane problemy Domu Sierot. Jeżeli chodzi o sprawy material­ne, głównie ona zajmowała się nimi. Żebym miał spodnie, żebym włożył pantofle — o to dbała pani Stefa. Nie mó­wiło się o tym, to było samo przez się zrozumiałe.[…]  Dom nie mógłby istnieć w takiej dobrej aurze bez tej niezwykłej Pani o poważnej twarzy.”[1]
Podobny portret opiekunki zachowała w pamięci Ida Merżan:
Doktora  czasem  trudno było złapać.  Zawsze  był zaję­ty. Stefa natomiast była z wychowankami i bursistami cały dzień. Wstawała przed wszystkimi i ostatnia kładła się spać. Nawet będąc chorą nie przerywała pracy, póki temperatura nie przekroczyła 38 stopni. Bała się wówczas nie o siebie,  lecz o dzieci.  Uczyła nas — bursistów — kąpania dzieci,  strzyżenia  włosów,  robienia  opatrunków. Wysoka, w czarnym fartuchu, z włosami ostrzyżonymi po męsku, zawsze uważna  i  czujna,  nawet  w  czasie  odpo­czynku pamiętała o każdym dziecku i bursiście. Podczas posiłków siedziała w takim miejscu, aby widzieć wszyst­kie dzieci. Nieraz wstawała od stołu, aby pouczyć nowe dziecko, jak należy trzymać chleb w ręku, łyżkę, czym wytrzeć rozlaną  zupę. W nocy wstawała, by  przykryć dzieci,  wysadzić  moczące  się, dowiedzieć się, dlaczego któreś jęczy przez sen.
Dom był pełen pani Stefy, czuliśmy wszędzie jej myśl, jej troskę. W szopce noworocznej urządzonej przez bur­sę w roku 1928 zaproponowaliśmy, aby do fartucha przy­wiązała sobie dzwoneczki, to ich dźwięk zawsze nam po­wie, skąd się zbliża...”[2]
Skończyło się tylko na zabawnym pomyśle, ale być może z tych dzwoneczkowych sygnałów ostrzegawczych byłby zadowolony również sam Stary Doktor: tutaj dowód na to, że pani Stefa w nim również budziła respekt. 

Świetne są fragmenty wspomnień dotyczące wzajemnych relacji Korczaka i Wilczyńskiej, a zwłaszcza uważne obserwacje dzieci, które na przykład dziwiły się, że Stary Doktor i pani Stefa nie zwracają się do siebie po imieniu tylko per pan i pani. Starsze dziewczynki podejrzewały, że pani Stefa potajemnie podkochuje się w Korczaku i były oburzone kompletnym brakiem rycerskich manier obiektu uczuć wychowawczyni. Ada Poznańska-Hagari wspomina:
Co się tyczy jego nieodłącznej towarzyszki, Stefy — była ona mu oddana całą duszą. Uwielbiała go i troszczy­ła się o niego, nawet o jego garderobę. Nie szczędziła swego życia dla niego. Dlatego też jej wpływ na Korcza­ka był ogromny. „Bez Stefy byłbym niczym — powie­dział kiedyś swemu przyjacielowi. Stefa stanowiła pomost do codziennych drobiazgów życia, ona też umiała „prze­tłumaczyć" jego myśli i teorie pedagogiczne na język praktyki i rzeczywistości.”[3] 
Ida Merżan ujęła to jeszcze bardziej dobitnie:
Pani Stefa miała w Domu pięćdziesiąt dziewczynek, tyluż chłopców i jedno starsze, najtrudniejsze, bo zbyt sa­modzielne dziecko — Korczaka.”[4]
Roman Beritsch, jeden z wychowawców, zwraca uwagę na to, co zapewne bywało przyczyną konfliktów miedzy panią Stefą a Korczakiem:

wybitną, „naczelną wychowawczynią" z powołania była Stefania Wilczyńska. Uważam, że marginesowe cza­sem traktowanie tej postaci w publikacjach o Korczaku wynika z niedoceniania jej roli w Domu Sierot. Korczak często postępował jak „dobry  wujaszek",   który   zawsze młodzieży   tylko   dawał,   niczego   nie   żądając.   Natomiast cała trudna funkcja organizowania codziennego życia Domu  w sposób  sprawny  spoczywała  na  barkach  pani Stefy. Funkcję tę wykonywała z niesłychanym oddaniem. Nie mogąc sobie pozwolić, żeby być „dobrą ciocią", była oczywiście mniej lubiana.”[5]
Doskonale obrazuje to historia o kaszy, opowiedziana przez Sarę Kremer.
Ja byłam dzieckiem nieco rozpieszczonym i nie znosiłam kaszy. Pani Stefa gniewała się na mnie. Kiedyś postawiła warunek: „Jeśli nie zjesz kaszy, nie dostaniesz mięsa". Ale ja nadal nie jadłam. Wtedy podszedł do mnie Korczak i powiedział: „Pozwól, że ci pomogę". I co zrobił? Sam zjadł kaszę, a mięso położył na kromce chleba i nie ustąpił, dopóki nie zjadłam do końca. Pani Stefa była twarda, a on pobłażliwy.[6]

 [Źródło]

Szkoda, że podopieczni Starego Doktora i pani Stefy nie mogli znać opowieści Tove Jansson. Myślę, że zapobiegliwa, praktyczna, troskliwa pani Stefa natychmiast skojarzyłaby się maluchom z Mamą Muminka. Na obrazie przedstawiającym dzieci w drodze na Umschlagplatz ma nawet podobną torebkę.
Dzieci Korczaka i pani Stefy szły do wagonów parami w odświętnych ubraniach. Każde miało swoją torebkę po­dróżną przewieszoną przez ramię. Na czele Korczak pro­wadził dwoje młodszych dzieci. Tak opowiadali ci, którzy widzieli ten niezwykły pochód. My — uczniowie pani Ste­fy — wiemy, że to ona przygotowała świąteczne ubran­ka i poleciła dzieciom ułożyć je na poręczach łóżek, a naj­lepsze buty postawić obok. Aby być każdej chwili goto­wym do wyjścia. Ona była organizatorem tego spokoju i porządku, z jakim dzieci szły w swoją ostatnią drogę.”[7]
[Źródło]
_____________________
[1]Janusz Korczak, Pisma wybrane, t. IV, wybór Aleksander Lewin, Nasza Księgarnia 1986, wklejka z ilustracjami.
[2]Wspomnienia o Januszu Korczaku, wybór i opracowanie Ludwika Barszczewska, Bolesław Milewicz, Nasza Księgarnia,  1981, s. 105. Podkreślenia moje.
[3] Tamże, s. 196
[4]Tamże, s. 207.
[5] Tamże, s. 202.
[6] Tamże, s. 46-47.   
[7] Tamże, s. 212. Relacja Idy Merżan.

31 komentarzy:

  1. To zacna inicjatywa. Twój post wywarł na mnie (jak zwykle) wrażenie. Ciągle wywołuje we mnie ogromne wzruszenie, gdy czytam o Korczaku i "jego" dzieciach. Pani Stefania zasługuje na uhonorowanie. Popieram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Olu. Im bardziej próbuję zrozumieć to, co przez wiele lat robili dla dzieci Korczak i pani Stefa, tym bardziej ich podziwiam. Ucieszył mnie rok Korczaka. Szkoda, że tak szybko się skończył i znowu cisza..

      Usuń
  2. Lirael, dziękuję za ten apel....
    Napisałaś to tak pięknie, potraktowałaś temat tak wnikliwie, zawarłaś we wpisie tyle odniesień, że zarówno ja, jak i - podejrzewam - wielu innych czytaczy dowiedziało się wielu nowych rzeczy na temat Pani Stefanii. Co, mam nadzieję, zaowocuje kolejnymi głosami poparcia :-)
    Jestem pod ogromnym wrażeniem...
    Dziękuję Ci :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżanno, gdyby nie Ty, nie dowiedziałabym się o tej akcji, więc wyrazy wdzięczności należą się Tobie! Cieszę się, że Twoim wpisem zainteresowało się tyle osób.
      Dzięki za miłe słowa. Jestem szczęśliwa, że mogłam pomóc. Trzymajmy mocno kciuki za powodzenie przedsięwzięcia. :)

      Usuń
    2. Lirael, dzięki Tobie o akcji dowiedziały się kolejne osoby a wszyscy, którzy wpis przeczytali (łącznie ze mną) dowiedzieli się bardzo wiele na temat samej Stefanii Wilczyńskiej.
      Pozwolę sobie tutaj zacytować słowa jednej z inicjatorek tego przedsięwzięcia, dotyczących jej wrażeń po lekturze Twojego wpisu:
      "...doslownie dech zaparlo, jak ona to napisala…
      Istnieja wyjatkowi ludzie, prawda?"
      I jeszcze z wczorajszego maila:
      "Pozwolilam sobie na samym forum zacytowac Twoja kolezanke, bo po prostu byla doskonala "
      I to jest najlepsze podsumowanie ...:-)




      Usuń
    3. Wielkie podziękowania dla Ciebie za to,że zainspirowałaś mnie do przeczytania "Wspomnień o Januszu Korczaku", które już od dawna czekały na swój dzień. To z nich pochodzą fragmenty relacji o pani Stefie. Swoją drogą przydałaby się kolejna edycja takiej ksiązki, bo od 1981 roku na pewno materiałów sporo przybyło.
      Bardzo Ci dziękuję za przytoczenie pięknych cytatów, nie potrafię wyrazić słowami, jak mi miło, choć mam świadomość, że to zasługa autorów wspomnień o Starym Doktorze. Serdecznie pozdrawiam Ciebie i organizatorów tej wspaniałej akcji.

      Usuń
  3. Lirael, przepiękny wpis. Jestem całym sercem za akcją! Jeżanna jak widać doczekała się ogromnego odzewu (ja napastuję rodzinę i znajomych o maile ;D) i z tego co widzę, wysypują się coraz to nowe wpisy. Pięknie! Może i mi się uda coś napisać, choć przyznaję, że z czasem u mnie krucho. Ale jestem za akcją całą sobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, wielkie podziękowania za poparcie. Nie jesteś jedyną molestującą. :) Wspaniale, że pani Stefa u Ciebie też wzbudziła sympatię i szacunek. Gdyby nie biografia Korczaka Joanny Olczak-Ronikier, przypuszczalnie nie wiedziałabym o jej istnieniu.

      Usuń
  4. Portret pani Stefy jest też w "Czarodzieju" Żółkiewskiej, właśnie jako zasadniczej osoby, pilnującej porządku i karności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czarodzieja" przeczytałam pod koniec podstawówki i szczerze mówiąc najbardziej pamiętam dzieci i oczywiście Korczaka.

      Usuń
    2. Wszelkie powtórki to już chyba w następnym dziesięcioleciu. :) Swoją drogą dziwne, że nie wznowili "Czarodzieja" w roku Korczaka.

      Usuń
    3. Mnóstwa innych rzeczy też nikt nie wznowił. A Żółkiewska na dodatek źle widziana politycznie:)

      Usuń
    4. Możliwe, ale chyba bardziej po prostu zapomniana niż źle widziana. Swoją drogą ciekawe, komu będzie poświęcony rok 2014.

      Usuń
    5. Zapomniana, bo pewnie za dużo osób ma złe skojarzenia po Śladach rysich pazurów :)
      Słyszałem w radio jakieś propozycje, ale chyba jeszcze nic nie uchwalono.

      Usuń
  5. Bardzo wartościowa inicjatywa, gdyby nie Twój apel, nie dowiedziałabym się o niej! Pięknie to opisałaś. A skojarzenie z Mamą Muminka urocze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zasługa Jeżanny, gdyby nie jej notka, przegapiłabym tę wiadomość, tym bardziej, że nie mieszkam w Warszawie, a domyślam się, że w to przedsięwzięcie najbardziej zaangażowani są mieszkańcy stolicy.

      Usuń
    2. Ja też w stolicy nie mieszkam, ale wesprę jej mieszkańców, żeby zadać kłam stereotypom, sugerującym, że nasze miasta się nie lubią;)

      Usuń
    3. Myślę, że wobec tak szczytnego celu przedsięwzięcia wszelkie animozje zbledną, również te międzymiastowe. :)

      Usuń
  6. Ja poparłam już po wpisie u Jeżanny, nie podawałam ani adresu, ani zawodu, jedynie imię i nazwisko i to okazało się wystarczające, bowiem organizatorzy podziękowali i o nic więcej nie wypytywali. Miło przeczytać tak piękne wspomnienie o pani Stefanii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki! Mam nadzieję, że nasze zmasowane poparcie sprawi, że kandydatura pani Stefy będzie nie podlegała dyskusji.

      Usuń
  7. Jest wielu takich zapomnianych bohaterów. O Irenie Sendlerowej stało się głośno dzięki filmowi.
    Jest jeszcze Antonina Żabińska, której książki również polecam. Szczególnie "Ludzie i zwierzęta". O niej też ma powstać film. Jest to osoba ciekawa, choć mało znana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, mało znanych a godnych podziwu osób jest naprawdę mnóstwo i szkoda, że często w codziennym zabieganiu nie mamy czasu na to, żeby o nich poczytać i dowiedzieć się czegoś więcej niż jednozdaniowe hasło.
      Przed chwilą sprawdziłam, niestety ulica Antoniny Żabińskiej nie istnieje. Wielka szkoda, bo ona też była niezwykłą postacią. Jest natomiast ulica jej męża, Jana Żabińskiego.

      Usuń
    2. Zgadzam się, jest tylu zapomnianych bohaterów... Niedawno np. dowiedziałam się o pani Antoninie Piątkowskiej, która z narażeniem życia sporządzała listy więźniarek zmarłych w Oświęcimiu i organizowała pomoc dla najsłabszych. Zrobiła wiele dobrego, a prawie nikt o niej nie pamięta.
      Wpis o pani Wilczyńskiej jest bardzo piękny. Dużo się napracowałaś i chwała Ci za to :)

      Usuń
    3. Pani Piątkowska również musiała być wspaniałą osobą, a o jej istnieniu dowiedziałam się właśnie od Ciebie. Ja z kolei jestem pod wrażeniem poświęcenia i odwagi mieszkanki Lublina, pani Antoniny Grygowej, zwanej przez więźniów Mateczką, która też z poświęceniem, ryzykując wszystko, wspierała m.in. więźniów Majdanka lekami i paczkami, przekazywała grypsy i organizowała dla nich wszechstronną pomoc. Na szczęście doczekała się swojej ulicy w Lublinie, ale obawiam się, że teraz wielu osobom jej nazwisko nic nie mówi.

      Bardzo Ci dziękuję Koczowniczko. To zasługa autorów wspomnień o pani Stefie, które są pisane sercem.

      Usuń
  8. podpisalam! dobrze, ze tu wpadlam - bo inaczej nie dowiedzialabym sie o tym chwalebnej i godnej poparcia inicjatywie!

    pozdr \ m

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle pięknie i tak z atencją napisane. Inicjatywa zacna, popieram

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, Kasiu! Pani Wilczyńska zdecydowanie zasługuje na takie zbiorowe podziękowanie.

      Usuń