Śniadania nie będzie
Jeśli
kiedykolwiek uczestniczyliście w imprezie, na której wszyscy z
wyjątkiem Was świetnie się bawili, nie będę potrzebowała wielu słów,
żeby opisać swoje wrażenia po przeczytaniu Kolacji z zabójcą. To była
moja pierwsza Marinina. Marinina, po której tak wiele
sobie obiecywałam. Marinina, która od dawna wędruje po książkowych
blogach, zbierając pozytywne recenzje. Niestety, nie przyłączę się do
grona entuzjastów, tylko uszczypliwie pomarudzę. Kwęknięcia będą
właściwie trzy, ale za to przeciągłe i donośne.Po pierwsze potwornie mnie ta powieść przygnębiła. Kolację z zabójcą można porównać do listopadowego poranka po źle przespanej nocy. Nieważne, że przeczytałam ją na początku lipca. Nad światem Marininy unosi się ponury nastrój beznadziei, choć rzecz jasna major Anastazja Kamieńska, analityczka z Moskiewskiego Urzędu Śledczego, wciąż błyska bystrością umysłu i z zapałem pracoholiczki dokłada wszelkich starań, żeby rozwiązać zagadkę. Sprawa jest śliska, bo dotyczy wierchuszki MSW.
Rosja
Marininy w latach osiemdziesiątych to odpychający kraj biurokratów i
karierowiczów. Dzięki „pięknej komsomolsko-partyjnej przeszłości”[1]
można na przykład zostać zawodowym kierownikiem. Nie można natomiast
spuścić z oka samochodu, bo rozbiorą go na części. Wiem, że w kryminale
nie należy spodziewać się tęczowego świata w stylu My Little Pony,
ale podmuch pesymizmu u Marininy mnie po prostu zmroził. Nie wiem o
Rosji na tyle dużo, żeby autorytatywnie stwierdzić, że taki druzgocząco
negatywny obraz jest znacznym uproszczeniem, ale mam takie podejrzenia.
Depresyjną
atmosferę pogłębia to, że ofiara przestępstwa w Moskwie właściwie nie
ma do kogo zwrócić się o pomoc. Wszędzie królują znajomości, układy,
korupcja. Leonid Pietrowicz, ojczym Nastii, tak charakteryzuje
rosyjskich stróży prawa:
„Milicja to ciasny krąg. Nie wąski, ale właśnie ciasny, nie można zrobić kroku, żeby się nie natknąć na znajomego, krewnego znajomego, kolegę krewnego, byłego ucznia, sąsiada szefa i tak dalej. W tak ciasnym kręgu nie sposób nikogo o nic zapytać, już nie mówiąc o tym, żeby przesłuchać, no bo czy można poważnie rozmawiać ze swoimi? Rozmawiasz z człowiekiem, którego podejrzewasz o popełnienie przestępstwa, a on na wszystkie twoje argumenty odpowiada: coś ty, daj spokój, przecież się znamy, sam dobrze wiesz. I poklepuje cię po ramieniu. I proponuje kielicha..”[2]
Kolejny
problem to sama Anastazja. Kiepsko mi się czyta kryminały, w których
detektyw lub policjant nie budzi chociaż cienia sympatii. Nie polubiłam
Kamieńskiej, chociaż naprawdę się starałam. Doceniam jej intelekt,
umiejętności lingwistyczne, sumienność, talent aktorski, ale mimo to
wydała mi się rybio chłodna. Wprawdzie autorka kokieteryjnie mówi też o
wadach bohaterki, które oczywiście w efekcie okazują się zaletami.
Rozumiem, że pozorna nijakość Nastii, to celowy zabieg Marininy, ale
mimo wszystko ta letniość działała mi na nerwy. Nie tylko mnie: niedawno
tajniki osobowości Kamieńskiej dogłębnie i efektownie przeanalizowała Królowa Matka.
Doskwierał mi też brak napięcia. Miałam kilkudniową przerwę w lekturze Kolacji z zabójcą.
Przeżyłam ją podejrzanie bezboleśnie. Przyznajcie, że to dość dziwne w
przypadku kryminału, który teoretycznie powinno się wprost pochłaniać,
niecierpliwie dążąc do finału. Jedną z przyczyn rozlazłego tempa jest
chyba wprowadzenie zbyt dużej liczby postaci drugoplanowych i pobocznych
wątków w dość krótkiej książce. Wprawdzie autorka urozmaica powieść,
czemu służą na przykład przebieranki Nastii, ale te atrakcje wydały mi
się żenująco nieprawdopodobne.
Kolacja z zabójcą to
pierwsza powieść cyklu o Kamieńskiej i być może popełniłam błąd właśnie
od niej zaczynając swoją przygodę z twórczością Marininy. Bo teraz
wszystko wskazuje na to, że będzie to przygoda bardzo krótka.
__________
[1] Aleksandra Marinina, Kolacja z zabójcą, tłum. Margarita Bartosik, Wydawnictwo WAB, 2007, s. 5.
[2] Tamże, s. 62.
Moja ocena: 3,5
Aleksandra Marinina. [Źródło] |
Czytałem, ale teraz musiałem sobie wyguglać streszczenie, które zresztą niewiele mi powiedziało. Marina zresztą jest ogólnie nierówna.
OdpowiedzUsuńZa to: właśnie ta depresyjna Moskwa (i Rosja w ogóle) to jest to, co w tych książkach najlepsze. Pewnie obraz jest trochę przerysowany, ale w gruncie rzeczy tak pewnie Moskwa wygląda z punktu widzenia szarego obywatela czy szarego milicjanta.
Nastia może irytować, ale Sherlock Holmes też irytuje, i Poirot. Tylko panna Marple nie irytuje (mnie). Nie spodziewałbym się głębin psychologicznych, skoro Kamieńska w każdym tomie musi mieć ciut inne cechy, dopasowane do fabuły. Za to zawsze z fascynacją obserwowałem jej przemiany w dowolną osobę:)
Wcale Ci się nie dziwię, ja musiałam sobie zrobić solidną powtórkę, a książkę czytałam w lipcu. :)
UsuńWiem, że Marinina jest chwalona właśnie za warstwę obyczajową swoich powieści, ale mnie jakoś zupełnie nie porwała. Szczerze mówiąc lepiej czytało mi się "Smak lodowego pocałunku" Tatiany Polakowej, choć tam też króluje korupcja i różne takie nieciekawe historie. Ale jest przynajmniej jamnik. :)
Obraz Moskwy być może jest bardzo prawdziwy, ale to nie zmienia faktu, że zrobił na mnie przygnębiające wrażenie i zupełnie mnie nie ciągnie do powrotu. U Mankella też jest posępnie, ale przynajmniej pojawiają się od czasu do czasu jakieś światełka w tunelu.
Wiem, że Nastia ma wielu fanów, i między innymi stąd gorycz mojego rozczarowania, bo miałam nadzieję, że wsiąknę w kolejny świetny kryminalny cykl, a tu nic z tego. Nie wiedziałam, że te genialne transformacje to jej cecha firmowa. :)
Ja znam tylko Doncową, ale to jest grafomanka, więc nie ma o czym mówić. Zaczynałem od Skradzionego snu i chyba nic potem go nie przebiło.
UsuńNie widzę różnicy między posępnością Mankella i Marininy, może u niej jest bardziej swojsko.
A Nastia ma wiele wcieleń i dość dziwne życie uczuciowe :P
U Mankella straszniej, więcej makabry, ale jednak wśród policjantów nie ma jakichś dwuznacznych moralnie typków, a jeśli nawet się pojawiają, nie są zjawiskiem masowym.
UsuńTa swojskość u Marininy mnie uwiera, bo skojarzenia z polskimi realiami są natychmiastowe, wolę jednak czytać o egzotycznej Szwecji. :)
Wcieleń Nastii rzeczywiście mrowie, a wrażenie jakie robi na panach, piorunujące, choć niby taka myszkowata. :)
Z makabrą Mankell przesadza, człowiek się zaczyna zastanawiać, co tam promieniuje na tej szwedzkiej prowincji, że tak się malowniczo mordują. A skojarzenia polskie jak najbardziej na miejscu, chociaż pozostaje pociecha, że skala choćby korupcji czy mafijności raczej mniejsza.
UsuńJa wolę Nastię myszowatą:)
Wallander w stu procentach wynagradza te makabreski. :)
UsuńMyszowata Kamieńska mieści się w moich granicach prawdopodobieństwa, ta poprzebierana już niekoniecznie. :)
Bohaterkom kryminałów trzeba wiele wybaczyć:) Weźmy taką Joannę z "Całego zdania nieboszczyka", co to nagle zaczyna po niemiecku władać:P
UsuńA ja jakoś nie przepadam za zaniedbanymi policjantami z kryzysem wieku średniego :)
Masz rację. Dla mnie szokiem było wydłubywanie tunelu szydełkiem. :D Po tym to właściwie nic nie powinno mnie zaskoczyć. :)
UsuńKryzys wieku średniego to tylko jeden z wielu problemów, z którymi boryka się Wallander, ale i tak jest moim pupilem. :)
A szydełko to ponoć fakt prawie autentyczny:P W Autobiografii Chmielewska podała, że kiedyś w duńskiej prasie było o facecie, który się wykopał z więzienia anteną samochodową:)
Usuń:D Cudne! Już niejednokrotnie przekonywałam się o tym, że naprawdę zdarzają się rzeczy, które w książkach uznalibyśmy za absurdalnie nieprawdopodobne. :)
UsuńPrawda? :) Ale ponoć najpierw Chmielewska wymyśliła szydełko, a dopiero potem więzień antenę :P
UsuńAni chybi to był jakiś duński fan Chmielewskiej, który się zainspirował. :)
UsuńZ pewnością :P
UsuńOwszem, w zamierzchłych czasach była taka impreza, gdy jako jedyny postanowiłem nie pić na Sylwestra :-) jeśli Twoje samopoczucie po spotkaniu z Mariną było podobne to obiecuję sobie trzymać się od niej z daleka :-)
OdpowiedzUsuńWspółczuję biesiadnikom, mogłeś potem znienacka przypominać im jakieś sylwestrowe ekscesy. :) Z komentarzy wynika, że nie tylko mnie rozczarowała powieść Marininy, więc nie jestem aż tak osamotniona, jak mi się wydawało na początku. :)
UsuńPo drugiej dałem sobie spokój.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za link, z przyjemnością sobie przypomniałam Twoje teksty. "Ukradziony sen" będę mieć na uwadze, a "Śmierć i trochę miłości" niekoniecznie. :)
UsuńPodoba mi się Twoja uwaga o infantylizmie narracji, tak jest w istocie, choć problematyka bardzo poważna. Zupełnie niepoważnym podejściem do czytelnika zapachniało mi natomiast w czasie przebieranek Nastii, ale możliwe, że zbyt mało wiem na temat pracy policji.
Kilkudniowa przerwa w lekturze kryminału w moich oczach dyskwalifikuje książkę.;(
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie pamiętam, żeby wcześniej coś takiego mi się zdarzyło w czasie lektury kryminału.
UsuńRzadko czytam kryminały, ale przyznam, że też mi się podobna sytuacja nie zdarzyła.;(
UsuńZ komentarzy wynika, że czytelnicy najbardziej cenią prozę Marininy za pozakryminalne walory, więc chyba fabularne niedostatki aż tak nie doskwierają, choć podobnie jak Ty uważam atmosferę niecierpliwego rozdygotania za niezbędną w powieści sensacyjnej. :)
UsuńNie brzmi to dobrze... A już na pewno nie na listopadową pogodę za oknem... depresja gotowa...
OdpowiedzUsuńDla mnie proza Marininy w listopadzie byłaby chyba tytułowym zabójcą. :) I nie chodzi mi tylko o smutne tematy, ale raczej o taką paraliżującą inercję, świadomość, że bohaterowie i tak nie mają się do kogo zwrócić o ratunek.
UsuńMarinina opisuje Rosję lat 90.!
OdpowiedzUsuńW 80. to był jeszcze ZSRR. Albo niedokładnie czytasz, albo słabo znasz historię. A może jedno i drugie?
Mój tekst dotyczy jednej powieści Marininy, "Kolacji z zabójcą".
UsuńCytaty z książki, podkreślenia moje:
"Tragedia wydarzyła się dwudziestego
czwartego maja. Cztery lata temu, dwudziestego czwartego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w tuszyńskim sądzie rejonowym został skazany niejaki Szumilin Siergiej Wiktorowicz."
"cała historia miała miejsce w roku 1987, czyli pięć lat temu."
"Dwudziestego czwartego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego rokuzostał pobity syn świadka Kalinnikowa"
Szumilin został skazany na cztery lata dwudziestego czwartego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku.
Akcja powieści toczy się w 1992 roku, kiedy ZSRR już nie istniał, więc pozwoliłam sobie używać słowa "Rosja", ale ważną rolę odgrywają w niej wydarzenia z lat osiemdziesiątych, o czym świadczą powyższe cytaty.
Miło, że sprawdziłaś, bo coś mi się nie chciało wierzyć w te lata 80.
UsuńCzytałam wiele książek Marininy i powiem tak, to nie są powieści, które się czyta dla akcji kryminalnej, tylko właśnie dla tego obrazu Rosji Jelcyna, który - podobno (bo sama nie sprawdziłam) - został doskonale uchwycony. Tak samo jak obraz Rosji w latach kolejnych został świetnie pokazany w książakach Darii Doncowej, które są niby śmieszne, ale jak dobrze pogrzebać, to jest tam pokazany równie ponury świat jak u Marininy.
Jest w ogóle taki nurt w kulturze postradzieckiej Rosji, który pokazuje świat mafii, przekupstwa itp. Bardzo czarny obraz tej Rosji pokazuje. To nie tylko książki, ale też filmy, np słynny "ładunek 200 (Gruz 200), robiony już po upadku imperium, ale pokazujący czasy wojny w Afganistanie. Jest dostępny na ipleksie, z polskimi napisami. Polecam! Ale raczej nie na depresję...:)
A ten "UKradziony sen", który ktoś tu wymienia, to jest naprawdę dobre. I nawet trzyma w napięciu.
Jak wspomniałam, wydarzenia kluczowe dla fabuły "Kolacji z zabójcą" miały miejsce w latach osiemdziesiątych.
UsuńNie czytałam żadnej książki Doncowej, natomiast dość dobre wrażenie zrobiła na mnie powieść Tatiany Polakowej, a to chyba trochę coś w tym stylu, aczkolwiek bez wyraźnych akcentów humorystycznych.
Temat tak zwanej przestępczości zorganizowanej i korupcji policji generalnie mnie przygnębia, bo na przykład niechętnie czytuję książki o włoskiej mafii.
Myślę, że ten nurt w kulturze Rosji jest potrzebny, bo pozwala przynajmniej częściowo oczyścić atmosferę, która tężała przez kilkadziesiąt lat.
"Ukradziony sen" postaram się zdobyć. Film też zapamiętam do obejrzenia w bardziej sprzyjających okolicznościach.
A ja "Ładunku 200" nie polecam, oj nie. Niczego straszniejszego w życiu nie widziałam.
UsuńZa jakiś zobaczę, co z tego wyniknie. W tej chwili dramatyczna problematyka wojenna zupełnie poza moim zasięgiem. Tematyka filmu na pewno zainteresuje mojego męża.
UsuńCzytałam tylko tę powieść Marininy i nieszczególnie mam ochotę na więcej. Nawet próbowałam sobie przypomnieć fabułę, ale przyznam szczerze, nie bardzo pamiętam.
OdpowiedzUsuńU mnie dokładnie tak samo. Niewykluczone, że z czasem autorka doskonaliła swój powieściopisarski warsztat i ma na koncie bardzo dobre książki. Bazyl podpowiedział już nam jeden tytuł, "Ukradziony sen".
UsuńOd razu zastrzegam, że to było parę latek temu, więc gwarancji nie daję :D
Usuń~ Bazyl
UsuńW razie czego będzie odpowiedzialność zbiorowa, bo oprócz Ciebie "Ukradziony sen" chwalą też Eireann, Maria Orzeszkowa i Zacofany w lekturze. :)
Też czytałam wpis Królowej Matki i nieco mnie zasmucił, bo sama chciałam poczytać coś Marininy. Twój wpis zasmucił nieco jeszcze bardziej, bo zakupiłam (szczęśliwie na czytnik) właśnie "Kolację z zabójcą" - bo jak czytać serię, to od początku, nie? A czytając powyższe komentarze, to już w ogóle chciałoby się sięgnąć raczej po coś innego! ;)
OdpowiedzUsuńNie ma co się smucić na zapas, być może nie potrafiłam docenić Marininy tak, jak na to zasługuje. Bardzo jestem ciekawa, jakie zrobi na Tobie wrażenie. Z komentarzy wynika, że w tym przypadku porządek chronologiczny, na który ja też się zdecydowałam, to nie jest najlepszy pomysł. :)
UsuńTrochę mi przykro, że zmarnowałaś czas na Marininę, ale egoistycznie się cieszę, bo bardzo lubię czytać recenzje książek, które Ci się nie podobały :-)
OdpowiedzUsuńNijaka bohaterka faktycznie nie zachęca. Autorki nie znałam dotychczas, ale widzę, że niewiele straciłam.
Wrażenia z lektury "Pani majorowej" Wiecherta nie będą utrzymane w tonacji gderającej, z góry uprzedzam. :)
UsuńMoje krytyczne podejście do Marininy może wynikać również z tego, że ostatnio zmalał mój apetyt na kryminały.
Czasu nie straciłam aż tak wiele, ale mogłam go rzeczywiście spożytkować przyjemniej. :)
Marininę cenię przede wszystkim dlatego, że tak cudownie przepędza moje depresyjne stany (paradoksalnie). No i Anastazję polubiłam.
OdpowiedzUsuńMoże troszkę dziwny wydaje się fakt, że nawet nie klasyfikuję tego w dziale kryminałów. Raczej jako czytadełka. I jest nam bardzo dobrze, chociaż niestety, przez najnowszą nie przebrnęłam (a raczej po prostu niefrasobliwie przerwałam).
Smaczków obyczajowych jest rzeczywiście sporo, pod tym względem Marinina nie zawodzi, ale zbyt wielu cech dobrego kryminału niestety nie zauważyłam, a w każdym razie kryminału w moim guście. :)
Usuń"Kolacja z zabójcą" w moim przypadku podziałałaby jako antydepresant tylko w takim sensie, że w porównaniu z posępnymi kłopotami niektórych bohaterów moje problemy wydałyby się śmiesznie prościutkie. :)
Też nie jestem miłośniczką skrajnych nastrojów książkowych i rzeczywistych, ale gdybym była szczególnie przygnębiona, jednak nie skusiłabym się na "Kolację z zabójcą".
Niefrasobliwe przerwanie lektury, o którym wspomniałaś, raczej rzadko ma miejsce w przypadku kryminału, bo nawet jeśli rozczarowują nas walory literackie, nie możemy się doczekać rozwiązania zagadki. :)
Marinina i Mankell to ci autorzy kryminałów, których zawsze biorę w ciemno. Również byłam rozczarowana "Kolacją z zabójcą", uważam ją za słabszą rzecz. Popieram Bazyla, "Ukradziony sen" należy do najlepszych, polecam także "Męskie gry" i "Grę na cudzym boisku". "Złowroga pętla" też mi się podobała. Zazdroszczę Anastazji analitycznego umysłu, dlatego wybaczam wszelkie wady ;-)
OdpowiedzUsuńW temacie pana M.pełna zgoda. :) Chociaż jemu też zdarzają się gorsze powieści. Bardzo jestem ciekawa, jakie okażą się "Włoskie buty", to chyba nowe wcielenie Mankella, to chyba bardziej powieść psychologiczna niż sensacja.
UsuńPolecane przez Ciebie tytuły skrzętnie notuję, mam nadzieję, że pozwolą mi zmienić zdanie o Marininie. Widzę, że to chyba jedne z pierwszych części cyklu.
Jak wspominałam, mnie też imponuje lotność umysłu Nastii, ze szczególnym zainteresowaniem przeczytałam o jej pasjach lingwistycznych, nawet przetłumaczyła powieść z francuskiego. :) Mimo wszystko chyba nie potrafiłabym się z nią zaprzyjaźnić.
Nie spodobała się Kamieńska? Nie szkodzi, masz mniej książek do zdobywania :)
UsuńU mnie Kamieńskiej pod dostatkiem
http://mcagnes.blogspot.com/search/label/Aleksandra%20Marinina - są lepsze i są gorsze książki, ale cały cykl mi pasuje.
"Włoskie buty" odebrałam entuzjastycznie, choć na początku byłam skrzywiona, a może obrażona na brak Wallandera?
To prawda, i to znacznie mniej, bo z Biblionetki wynika,że przetłumaczono ich u nas do tej pory 12.
UsuńDzięki, z przyjemnością poczytam i wynotuję sobie pewniaki.
Brak Wallandera?! Nie wiedzieć czemu, byłam przekonana, że jest głównym bohaterem. Ale najważniejsze, że powieść budzi entuzjazm.
Ja akurat należę do tych, którzy lubią kryminały Marininy. :) Uważam zresztą, że w swoich książkach pokazała nam bardzo wiele z prawdziwej Rosji i Moskwy, szarej, pełnej błota, skorumpowanej i nieprzyjaznej szaremu obywatelowi. Raz mi się zdarzyło odwiedzić Moskwę w listopadzie i choć nie były to lata 80-te ani 90-te, to odnotowałam znaczącą obecność błota na ulicach. :)
OdpowiedzUsuńJej kryminały są nierówne, ale trudno, aby było inaczej, gdy zdarzały się lata, gdy Marinina wydawała po trzy książki rocznie. Szkoda trochę, że nie polubiłaś Nastii. Jeśli tu nie zyskała ona Twojej sympatii, to podejrzewam, że już jej nie uzyska. Dodam jednak dla porządku, że o ile dobrze pamiętam, to moim chyba ulubionym tytułem w cyklu był "Ukradziony sen".
P.S. Te problemy techniczne, o których wspominałam u Izy, chyba minęły, i całe szczęście :)
Niestety, nigdy jeszcze nie byłam w Rosji i mogę tylko obraz odmalowany przez Marininę porównać do tego z książek i filmów. Nawet "Imperium" Kapuścińskiego nie napełniło mnie takim bezradnym smutkiem jak książka Marininy i stąd podejrzenie, że nie do końca jest to obraz wielowymiarowy.
UsuńMimo zainteresowania kulturą rosyjską i szacunku do niej nie dziwię się tej ulicznej szarości, o której napisałaś, tak to wszystko sobie właśnie wyobrażam.
Co nie zmienia faktu, że wielu ludzi nie zatonęło w tej szarości - miałam przyjemność poznać dwie nauczycielki z Petersburga, przemiłe, pełne ciepła, wspaniałe osoby, obdarzone niesamowitym poczuciem humoru, życzliwe wobec całego świata.
Bardzo nie lubię takiej "nadproduktywności" u pisarzy, przy takim tempie naprawdę trudno o wysoką jakość. Trzy powieści rocznie to naprawdę sporo.
Widzę, że "Ukradziony sen" poleca wiele osób, to świetna wiadomość.
Ogromnie się cieszę, że problemy techniczne zniknęły. Okazało się, że zmniejszenie notek na stronie to recepta na sukces. :)
Ludzie i krajobraz to dwie różne sprawy :) Rosjanie są generalnie bardzo sympatyczni i pomocni na niwie prywatnej. Od strony instytucjonalnej to wygląda nieco inaczej... Nie uważam się za znawcę Rosji, ale spotykałam Rosjan prywatnie i zawodowo, więc mam pewną skalę porównawczą. Uważam też, że mimo relatywnie mojej niezłej orientacji w historii Rosji, wielu kwestii bym nie zrozumiała, gdyby nie prywatny wyjazd do Rosji, podczas którego pewne klapki w mózgu mi się otworzyły i pojęłam pewne niuanse. Ale chyba za daleko odeszłam od Marininy :) Z jej książek polecam również "Za wszystko trzeba płacić" i "Męskie gry".
UsuńStronę instytucjonalną mogę sobie tylko wyobrazić, mając w pamięci "Rewizora" Gogola, tudzież inne książki czy filmy. Na pewno teraz się sporo zmieniło, ale obawiam się, że nie wszystko. Do szkoły, w której pracuję, przyjeżdżały kilka razy wspomniane nauczycielki z uczniami i doskonale pamiętam ich opowieści o formalnościach, które trzeba było spełnić.
UsuńZazdroszczę Ci podróży do Rosji, mam nadzieję, że ja też kiedyś będę miała okazję zobaczyć ją na własne oczy.
Prywatne wyjazdy, rozmowy, samodzielne zwiedzanie na pewno otwierają oczy na rzeczy, których w żaden sposób nie da się samemu odkryć w literaturze.
Trochę pobiadoliłam, ale Marininy nie przekreślam, zwrócę uwagę również na polecane przez Ciebie tytuły, dzięki.
Tak właśnie czułam się na Kolacji dla głupca; wszyscy bawili się świetnie, a ja gdyby nie świetna obsada nie dotrwałabym do drugiego aktu. No i chyba wspominałam już o lekturze gorąco zachwalanej na blogach pozycji, która kompletnie rozjechała się z moimi oczekiwaniami i mimo, że jest powieścią sensacyjną - znudziła mnie. Tak więc rozumiem, co czujesz.
OdpowiedzUsuńDobrze, że przynajmniej obsada była świetna. :) Wprawdzie Nastia Kamieńska też robi coś w stylu aktorskich etiud, ale mnie nie zachwyciły.
UsuńOdkąd kilka dni temu wspomniałaś o tej książce-rozczarowaniu, umieram z ciekawości, co to jest. :) Początkowo podejrzanym numer 1 był pan o inicjałach ZM, ale teraz coraz bardziej się waham. :)
Dobrze obstawiasz :( Coś tam skrobnę na temat wrażeń z lektury, ale książka była prezentem dla koleżanki, która jest przed lekturą- nie chcę aby sugerowała się moją opinią, a nie daj .. zniechęciła do lektury, bo widzę, że książka zbiera niemal same pozytywne recenzje.
UsuńGuciamal, przybij piątkę :) Mnie coś w tej książce nie grało i dałam temu wyraz u siebie. Dodam też, że moja koleżanka, która dostała tę książkę ode mnie w prezencie, również nie była zachwycona, a zwykle mamy podobny gust literacki :)
UsuńDołączam się do antyfanklubu! :) Czytałam wcześniejszą książkę tego pana, która również wywołała zachwyty, a mnie nie podobała się zupełnie, do tego stopnia, że kolejne sobie już odpuściłam.
UsuńA to mnie pocieszyłyście. Zaraz lecę poczytać u Kaye opinię. Ja także zniechęciłam się do prozy pana ZM (choć czytałam i takie opinie, że ostatnia książka jest w innym stylu niż poprzednie i że ta trochę mniej udana- nie wiem, ale na zdaniu Lirael polegam. Mam jednak cichą nadzieję, że może obdarowana podzieli gusta zadowolonych z lektury.
UsuńZ moich obserwacji wynika, że każda książka tego autora wywołuje bardzo pozytywne reakcje czytelników. Mimo dość bogatej oferty wydawniczej jest chyba nadal spory głód polskich kryminałów i najwyraźniej pan ZM te potrzeby zaspokaja. Miejmy nadzieję, że mimo naszych utyskiwań obdarowana będzie zadowolona z prezentu, miłośników twórczości autora jest naprawdę dużo, a gusta (chwała Bogu!) rozmaite.
UsuńJa być może nie mam porównania, bo znam raptem dwie jej książki. I też może jestem bezkrytyczna, jeżeli chodzi o kryminały. Ale do czego zmierzam. Mnie się książka podobała :) Może nie aż tak jak " Za wszystko trzeba płacić", ale równie przyjemnie mi się ją czytało.
OdpowiedzUsuńTeż lubię kryminały, choć ostatnio jakby trochę mniej mnie do nich ciągnęło, więc bezkrytyczność w pełni rozumiem. :) Cieszę się, że wysoko oceniasz "Za wszystko trzeba płacić", bo tę książkę na pewno mamy, więc jest szansa, że jednak kiedyś przeczytam. :)
UsuńKiedyś przeczytałam cztery albo pięć kryminałów z Kamieńską pod rząd, w tym "Kolację z zabójcą". Chyba mi się podobało, ale głowy nie dam. No, ale było to w czasach, gdy Młodszy miał kilka miesięcy, a ja właśnie wróciłam do pracy, więc mogłam mało rozumieć z tego co czytam:)
OdpowiedzUsuńZ opinii osób, które czytają Maininę wynika, że bywa nierówna, ale skoro przeczytałaś kilka tomów duszkiem, musiałaś trafić na te bardziej udane. Zazdroszczę, bo u mnie początki dość pechowe.
UsuńNiestety, obawiam się, że byłam wtedy dość mocno odmóżdżona i temu właśnie stanowi umysłu przypisywałabym sukces dzieł pani M. Choć, mimo wszystko, wydaje mi się, że nie są to złe książki; może nie wybitne, ale złe też nie.
UsuńTy i odmóżdżenie? Zupełnie sobie nie wyobrażam Ciebie w takim stadium. Mam wrażenie, że miłośnicy twórczości Marininy to dość zróżnicowana grupa, są w niej między innymi autorzy jednych z moich najulubieńszych blogów, ale też na pewno osoby, które lubują się wyłącznie w prostej sensacji, taki dość szeroki przekrój. Bardzo jestem ciekawa, czy Marinina jest popularna również w innych krajach, ale na ślady szału dotychczas nie natknęłam się.
UsuńBo są rzeczy na ziemi, o jakich nie śniło się nawet Lirael:P
UsuńWydaje mi się, że Marinina jest tłumaczona na szereg języków, ale nie mam teraz siły przebijać się przez cyrylicę, aby to sprawdzić. W każdym razie oficjalną stronę internetową ma bardzo klimatyczną!
Dzięki! Rzeczywiście bardzo ciekawa ta strona, jest nawet forum, bogato okraszone fotosami Marininy. Udziela się nawet sama autorka! Szkoda, że niezbyt wiele rozumiem. :( Znowu wracamy do pamiętnych "Kartinek", tak żałuję, że nie studiowałam ich z większym zapałem. :(
UsuńJa studiowałam z zapałem i co z tego, skoro to tak dawno było, a w międzyczasie nie utrwalałam wiedzy? Rozumieć może i coś rozumiem, ale zanim sobie przetłumaczę cyrylicę na arabski, zdążę się zazwyczaj okrutnie spocić:(
UsuńA ciekawi mnie, czy w Waszych okolicach zdarza się często, że w szkołach uczą języka rosyjskiego i uczniowie wybierają ten właśnie język? U nas z racji położenia to straszna rzadkość, jeśli na jakiś język się stawia, to raczej na niemiecki, ale u Was teoretycznie mogłoby być inaczej.
Niestety, wygląda na to, że okładki to nie jest najmocniejsza strona książek pani M.
UsuńTeż żałuję rosyjskiego, ale niestety zapomniałam mnóstwo. Cały czas sobie obiecuję, że kiedyś do tematu wrócę.
Rosyjski występuje w liceach jako jedna z językowych opcji do wyboru. Cieszy się mniejszym zainteresowaniem niż niemiecki czy hiszpański, ale jest na pewno. W podstawówkach i gimnazjach pojawia się sporadycznie, raczej poza Lublinem, ale też bywa, o czym świadczy olimpiada z rosyjskiego. Z rozmów z moimi gimnazjalistami wynika, że z własnego wyboru w szkołach językowych i na kursach najchętniej uczą się hiszpańskiego.
Wlasnie, ja tez sie czaje na pierwsza czesc (lubie czytac po kolei ;-)) ) - ale jakis czas temu niechcaco przeczytalam tom siodmy, "Smierc i troche milosci" - i byl slabiuuuutki. Tez mnie draznila Kamienska - nie dosc, ze idealna, to jeszcze pozbawiona zwyklych trosk przecietnego Rosjanina (cos mi mgliscie majaczy, ze ona przy tych wszystkich zaletach byla jeszcze jakos nadprzecietnie zamozna).
OdpowiedzUsuńA teraz po Twojej recenzji zapal do przeczytania pierwszego tomu cyklu bardzo mi oslabl ;-)).
Spadek zapału do dalszego poznawania cyklu Marininy doskonale rozumiem, u mnie jest podobnie. :) Skoro czytałaś tom siódmy, to Kamieńska mogła się dorobić, bo w pierwszym jest pod tym względem skromnie, a w każdym razie posada nie wydaje się szczególnie lukratywna. :)
Usuń