[Źródło] |
Dla Ciebie
Jedna
z moich bibliofilskich obsesji to dedykacje. Zawsze czytam je z dużym
zainteresowaniem i lubię, kiedy zawierają coś więcej niż tylko imię
szczęśliwca, któremu pisarz poświęcił swoją pracę. Choć pierwsze zdanie
książki kusi i wabi, warto zatrzymać się na moment przy
pamiątkowym wpisie.
Kim
są wybrańcy losu, upamiętnieni na zawsze w dedykacjach? Najczęściej to
ukochana osoba, członkowie rodziny lub przyjaciele autora, którym
dziękuje nie tylko za istnienie i uczucie, ale również za konkretne
wskazówki. Z dedykacji dowiadujemy się na przykład, że gdyby nie Phyllis
Eisenstein w Nawałnicy mieczy Martina prawdopodobnie nie pojawiłyby się smoki.
W
takich wpisach literaci czasem dziękują za pomoc i inspirację,
oświadczając wręcz, że gdyby nie X, książka w ogóle by nie powstała. Tak
właśnie rozpoczyna Tym razem serio Małgorzata Musierowicz. Muzą była Joanna Gromek-Illg.
Niektórzy
autorzy wielokrotnie wymieniają tę samą osobę w różnych ksiązkach, jak
na przykład Alan Bradley, który kolejne tomy przygód Flawii de Luce
dedykuje żonie, Shirley, podobnie jak Francis Scott Fitzgerald dedykował
swoje powieści Zeldzie.
Dedykacja w Wielkim Gatsbym F.S. Fitzgeralda. |
Miły gest to zadedykowanie książki czytelnikowi. Zgrabnie i dowcipnie zrobił to chociażby Balzac w Fizjologii małżeństwa.
DEDYKACJA
Zwraca się twoją uwagę, czytelniku, na słowa (strona 52): „Człowiek o wyższym umyśle, dla którego książka ta jest przeznaczona...”.
Czyż to nie znaczy po prostu: „dla ciebie”?
AUTOR[1]
Niekiedy autorem dedykacji jest bohater powieści. Przykład? Chociażby Przez ciebie, Drabie! Zofii Chądzyńskiej.
Czasem
dedykacja jest nie tylko sympatycznym podziękowaniem, ale ma też tajną
misję: zaintrygować czytelnika i sprawić, żeby lektura pochłonęła go tu i
teraz. A robi się to na przykład tak jak Shirin Kader:
Temu, kto stał się częścią pewnej przepowiedni i każdym słowem tej książki.[2]
Czytając liczne dedykacje, zauważyłam, że często przewijają się w nich dwa motywy. Pierwszy to oczywiście miłość.
Dla mojej żony, Laurie, która sprawia, je wszystko, co piszę, jest tak naprawdę o miłości, i dla moich córek, Zoey i Sabiny.[3]
Mojemu ojcu, który na początku, tyle lat temu, doradził mi, żebym zawsze pisał o miłości oraz Faizowi Ahmedowi Faizowi 1911—1984 i Abdurowi Rabmanowi Chunghtai1897—1975, mistrzom, którzy uczyli mnie, każdy na swój sposób, co jeszcze warto kochać.[4]
...a drugi motyw to światło. Natalia, która jest latarnią zaczarowanej dorożki, to jeden z wielu przykładów. Uderzyła
mnie liczba dedykacji odwołujących się do blasku i gwiazd. Co
ciekawe, pisarze pochodzą z rozmaitych zakątków świata:
Dla Stephanie – mojego słońca, księżyca, gwiazdy i satelity[5]
Dla Pop, która widzi gwiazdy, i Jude, która słyszy muzykę[6]
Mojej matce, która zapaliła świeczki w sercach nas wszystkich[7]
Książka jest dedykowana Harisowi i Farah, noor [światłu] moich oczu, i mojemu ojcu, który byłby dumny[8]
Dla Deirdre, błyszczącej gwiazdy[9]
Dla mojej matki ukrytej pośród gwiazd[10]
A czasem wręcz przeciwnie, najważniejszy jest cień...
Borysowi i wszystkim., którzy jak on przekroczyli we wczesnej młodości granicę cienia swej generacji — z miłością[11]
Odrębna
i chyba jeszcze ciekawsza kategoria to dedykacje osobiste, pisane przez
autorów ręcznie, z myślą o konkretnej osobie. Niektórzy literaci
podchodzą do nich nonszalancko, jak na przykład Adam Mickiewicz, który
zwykle ograniczał się do zdawkowego Na pamiątkę przyjaźni lub W dowód szacunku, podczas gdy inni pracowicie klecili wytworne rymowanki jak choćby Deotyma dla Wiktora Gomulickiego:
Bekwarkowi lutni złotej,
Co po wszystkich strunach duszy,
Od boleści do pustoty,
Od upojeń do katuszy,
Tak przesuwa biegłą rękę,
Że się sypią łzy i blaski,
Śpiewakowi z bożej łaski,
Na pamiątkę i podziękę
ofiaruje Deotyma.[12]
[Źródło] |
Bez wątpienia zlotoustym autorem dedykacji był twórca powieści Na srebrnym globie, Jerzy Żuławski:
Wszechkunsztów i nauk mistrzowi, chemikowi zawołanemu, gieografowi i kartografowi, oświecicielowi Warszawy, skraplaczowi krakowskiego powietrza, wynalazcy rytownictwa na szkle, taternikowi dzielnemu, zającobójcy etc. etc. etc., wielce mnie miłemu TADEUSZOWI ESTREICHEROWI w gorącym afekcie tę księżycową bakalie ofiaruję. Jerzy Żuławski. Dan w Podechybiu d. 20 miesiąca marca 1903.[13]
Pamiątkowy
wpis to świetna okazja, żeby błysnąć poczuciem humoru, nawet
ekscentrycznym. Oddajmy głos Wincentemu Lutosławskiemu, autorowi książki
Poprzednicy Platona, który takie dusery skierował do swojego przyjaciela:
Ukochanemu a najlepszemu z łajdaków, jego wierny choć przeciwległy przyjaciel. 16 IV 1902. Krzywoprzysiężco! Wiedz, co miłość znaczy, skoro kochance mojej... zostałem niewierny na pozór, by tobie przykrości nie sprawić. Wincenty [...] Do recenzji przeczytać minimalnie. Z Przedmowy str. VI-XL Spis rzeczy. Z tekstu str. 21-25, 34-39, 49-63, 243-245. Z Dodatku 15-17.[14]
Obdarowany
był na pewno szczególnie zadowolony z praktycznych wskazówek,
co polecam uwadze autorom wysyłającym swoje dzieła do recenzji. Jeszcze
bardziej rubaszny żart ma na swoim koncie Juliusz Kaden-Bandrowski,
który takim wpisem ozdobił Czarne skrzydła:
Lechoń! Przeczytaj, kochany Chamie, świat nie tylko o dupie myśli.[15]
Czasem
dedykacja ujawnia zaskakującą cechę charakteru literata. Szczerze
mówiąc, nigdy nie spodziewałabym się takiego poczucia humoru po Stefanie
Żeromskim:
Szanownym Państwu Mieczysławostwu Jakimowiczom na pamiątkę okresu pełnego wszelakich mąk, a wielkiego braku mąki - z życzeniem pomyślnego zakończenia tego braku (mąki!) i powrotu do normalnych kajzerek ofiaruje te chore ramotki przedwojenne szczery przyjaciel S. Żeromski. Zakopane, d. 24 XII 1916.[16]
Kolejna niespodzianka to cieplutka i rodzinna dedykacja w powieści To Stephena Kinga. Nie zaskoczył mnie natomiast wpis Leśmiana dla Lechonia:
na znak głębokiej wiary w Jego gęstwiące się nad otchłaniami słowa.[17]
[Źródło] |
Oddzielny
rozdział to cudowne, dowcipne wpisy Tuwima. Wyobrażam sobie
radość tych, którzy dostąpili zaszczytu posiadania takiej dedykacji. W
zbiorze korespondencji poety (Listy do przyjaciół pisarzy) jest trochę takich wpisów. Jeden z nich pojawił się w Płaszczu zabójcy. O dziwo, Tuwim utrzymywał, że pisać dedykacji wcale nie umie i jako jedyną udaną uznawał pamiątkowy wpis w Lutni Puszkina, którą ofiarował Lechoniowi:
Polskiemu Puszkinowi żydowski Lechoń.[18]
Wyśmienite dedykacje pisywał też Antoni Słonimski. Tak wspomina swoje dokonania w tej dziedzinie:
Sztuka pisania dedykacji upada. Przeważnie wypisuje się parę banałów i zamaszysty autograf. W wyjątkowych wypadkach człowiek się trochę wysili. Ostatnio parę miałem niezłych. France i Stefkowi Themersonom napisałem: „Te staroświeckie stanze przesyłam Stefkowi i France. Wiem, że wybaczą defekt, Franka i Stefek T." Krystynie Tarnowskiej wypisałem całe pół strony: „Krystynie Tarnowskiej, tłumaczce I klasy w nagrodę za postępy w języku polskim i angielskim — Nauczyciel polskiego: Antoni Słonimski. Nauczyciel angielskiego: Anthony Slonimsky. Nauczyciel matematyki: Ajzyk Slonimskier. Nauczyciel astrofizyki: Anton Stanisławowicz Słanimskij, Nauczyciel gimnastyki: Antoś Słoma." Irenie Szymańskiej wypisałem dwie dedykacje. Raz: „Aniołowi stróżowi polskiej poezji. Bardziej stróżowi niż aniołowi." I drugi raz po paru latach: „Aniołowi stróżowi polskiej poezji. Bardziej aniołowi niż stróżowi."[19]
Szkoda, że sztuka pisania dedykacji upada. Ale czy na pewno? Sama
nie kolekcjonuję książek z autografami, jednak zawsze z przyjemnością
oglądam wpisy autorów prezentowane na blogach. Jeden z największych
zbiorów ma chyba Beata (Szczur w antykwariacie).
Kolejny
ciekawy temat to dedykacje, które znajdujemy w używanych książkach,
kiedyś wręczonych jako prezent lub nagroda. O tym już innym razem.
Tymczasem
zachęcam Was do czytania dedykacji. Kiedyś służyły tylko
jako grzecznościowe laurki dla mecenasów, a teraz ich rola jest znacznie
ciekawsza. Autor tej listy twierdzi wręcz, że być może są ciekawsze niż same książki.
______________
[1]Honoriusz Balzac, Fizjologia małżeństwa, tłum. Tadeuisz
Żeleński-Boy, Czytelnik, 1957, s. 11.
[2]Shirin Kader, Zaklinacz słów, Lambook, 2013, s. 7.
[3]Alexi Zentner, Dotyk, tłum. Karol Chojnowski, Wydawnictwo
Wiatr od Morza, 2013, s. 5.
[4]Nadeem Aslam, Mapy dla
zagubionych kochanków, Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, 2006, tłum.
Jacek Manicki, s. 5.
[5]Adam Johnson, Syn zarządcy
sierocińca, Świat Książki, 2013, tłum. Grażyna Smosna, s. 5.
[6]Eleanor Catton, The Luminaries,
Granta, 2013, tłum. własne.
[7]Alice Taylor, Gasząc kaganek, tłum.
Jolanta Kozłowska, Instytut Wydawniczy PAX, 1997, s. 5.
[8]Khaled Hosseini,
I góry odpowiedziały echem, tłum. Magdalena Słysz, Wydawnictwo Albatros Andrzej
Kuryłowicz, 2013, s. 5.
[9]James Finney Boylan, Planety,
tłum. Katarzyna Karłowska, Rebis, 1994, s. 5.
[10]Niall Williams, Dotknięci miłością, tłum. Małgorzata Grabowska, Świat Książki, s. 5.
[11]Joseph Conrad, Smuga cienia, tłum. Jan Józef Szczepański, Książnica, 1989, s. 12.
[12] Juliusz Wiktor Gomulicki, Podróże po Szpargalii, Biblioteka Więzi, 2009, s. 276.
[13]Roman Kaleta, Sensacje z dawnych lat, Iskry, 2009, s. 283.
[14] Tamże, s. 284.
[15] Tamże, s. 287.
[16] Tamże, s. 285.
[17] Tamże, s. 287.
[18] Tamże, s. 286.
[19] Antoni Słonimski, Załatwione odmownie, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1962, s. 100.
Z przyjemnością przeczytałam Twój post i obiecuję - sobie - wpisywać dedykację w książkach, które daję w prezencie nie tylko znajomym, ale przede wszystkim swoim dzieciom! Sama z ogromnym wzruszeniem wracam do tych książek, które dostawałam w dzieciństwie - większość miała dedykacje pisane ręką Taty ... pozdrawiam, majka
OdpowiedzUsuńObietnica bardzo piękna, jestem pewna, że sprawisz dzieciom dużą radość. Niestety, ja z czasów dzieciństwa mam niewiele książek z dedykacjami, a to byłyby mile pamiątki. Na szczęście ocalało "W pustyni i w puszczy", które dostałam od chrzestnej bodajże na siódme urodziny, czytane tyle razy, że kartki fruwają. :)
UsuńJa tak tylko "napomknę", że ciało astralne to mi się kojarzy z mistycyzmem, podróżami poza ciałem i tego typu rzeczami, więc gdy zacytowałaś księżyc i gwiazdy, mocno się zdziwiłam.;)
OdpowiedzUsuńA teraz idę czytać dalej.;)
Przeczytane, czas więc na komentarz do całości.:)
UsuńTeż uwielbiam dedykacje i to właśnie od nich zaczynam lekturę (kolejne są posłowia, różne częste w fantastyce dodatki i podziękowania, a dopiero potem treść). Niektóre są fascynujące zaprawdę, choć prawdziwe cudeńka częściej zdarza mi się jednak znajdować w podziękowaniach (swoją drogą, to jest chyba rzecz, która znajduje się zasadniczo jedynie w książkach anglosaskich - w polskich to raczej ewenement).
Hm, a dedykacje od autorów przy autografach to już osobiste, czy jeszcze odautorskie?;)
Dzięki, że zwróciłaś uwagę, już poprawiłam, bo nie chcę siać paniki tymi ciałami. :)
UsuńCieszę się, że nie jestem odosobniona w zamiłowaniu do dedykacji. :) Podziękowania autorów to kolejny bzik, zawsze studiuję je z zapałem od A do Z. Też zasługują na uwagę. W polskich książkach pojawiają się coraz częściej, wcześniej widywałam je u nas rzadko. Miły zwyczaj.
Jeśli dedykacja adresowana jest do konkretnej osoby to już zdecydowanie osobista. :) Wiem, że np. w niektórych księgarniach internetowych można kupić książki z autografem pisarza, ale wtedy to już jest tak bardziej bezosobowo. :)
Fascynujący zbiór:) Z dedykacji Małgorzaty Musierowicz najbardziej lubię tę, w której dziękuje "kochanemu Bolkowi za sformułowanie Zasady Szwungszajby oraz wielu innych bardzo pożytecznych zasad". Czyli o pożytkach z posiadania męża:D
OdpowiedzUsuńPiękna ta dedykacja, mąż był na pewno zachwycony uwiecznieniem i podkreśleniem pożytków. :)
UsuńOsoba obdarowana dedykacją czuje się wyróżniona :) Nawet, jeśli ta dedykacja nie jest tak dowcipna, czy pomysłowa jak wskazane w poście. Mnie także uzmysłowił wpis, że powinnam wpisywać dedykacje obdarowanym (nawet, jeśli nie ja jestem autorką:), tyle, że kiedyś była taka szkoła, która nakazywała dedykacje wpisywać nie na stronicach książki a na odrębnie dołączonej karteczce.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to miły zwyczaj i liczą się intencje, a nie kunsztowne rymy. :) Dołączona karteczka obowiązuje w tej chwili również w szkole przy wręczaniu nagród na koniec roku, taki minidyplomik z dedykacją, pieczątką i podpisami, a w książce nie pisze się nic. Problemem jest to, że taką karteczkę można łatwo zgubić, a wpis zostaje na zawsze.
UsuńAno właśnie pogubiłam karteczki ze szkolnych nagród, została mi jedynie odrębna dedykacja na książce o Sądzie ostatecznym Memlinga, którą otrzymałam odchodząc z zakładu pracy. Swoją drogą to był ładny zwyczaj żegnanie kolegów i koleżanek taką sympatyczną pamiątką. Tym bardziej zaskakującą, że z sądem Memlinga miałam do czynienia w poprzedniej pracy. Oj i wyszło, jakobym zmieniała pracę jak rękawiczki, więc dodam tylko, że w obecnej firmie pracuję od 23 lat.
UsuńU nas w podstawówce dedykacje były wpisywane na stronę tytułową. W liceum już obowiązywały te wkładki, ale tu z kolei był problem z nagrodami, bo wszechstronność nigdy nie była moją mocną stroną. :)
UsuńPomysł z książkowym pożegnaniem bardzo sympatyczny, ale akurat esej o o "Sądzie ostatecznym" dla kogoś, kto odchodzi z zakładu pracy, wydaje mi się nieco ryzykownym pomysłem. :) U nas był zwyczaj obdarowywania odchodzących pamiątkowymi kompletami bielizny pościelowej - zdecydowanie mniej sympatyczny pomysł niż książka - ale ostatnio chyba zanikł w ogóle.
Myślę, że dziś książka o Obrazie Memlinga mogłaby wywołać dziwne skojarzenia, kiedy ja odchodziłam z firmy robiłam to na własne życzenie więc nie było żalu. Dziś pracuję w młodym zespole i od lat nikt nie odszedł z pracy, a odchodzący na emeryturę sami wskazują, co chcieli by dostać (mało pomysłowe, ale praktyczne).
UsuńWasze zwyczaje bardziej sympatyczne, u nas ten wybór pamiątki jakoś odgórnie się odbywa. Teraz odchodzący na emeryturę chyba coś jednak dostają, natomiast zmieniający pracę tylko dyplomik z podziękowaniem, o ile dobrze pamiętam.
UsuńBardzo dokładnie przygotowany post. :)
OdpowiedzUsuńJa również uwielbiam dedykacje, zarówno te od autora, jak i te wpisane przez osobę, która daje komuś książkę. :)
Najlepsza dedykacja, z jaką się zetknęłam, to dedykacja w książce o psach, skierowana do... psa właśnie. ;) Brzmi ona:
"Murphy'emu. Gdyby nie ty, skończyłbym tę książkę wieki temu."
Przypuszczam, że wielu czytelnikom takie wpisy dają dużo radości. Chyba trochę gorzej z ich pisaniem - już kilka razy widziałam na forach książkowych posty osób, które muszą napisać dedykację, nie wiedzą, jak się za to zabrać i proszą o radę. Trochę mnie to dziwi, bo przypuszczam, że obdarowana osoba wolałaby proste zdanie od serca niż elaboraty pisane przez kogoś obcego.
UsuńDedykacja dla psiaka super! Murphy zdecydowanie musiał mieć silną osobowość! :)
Wspaniały wpis, który pokazał w Tobie nie tylko wnikliwą czytelniczkę (co jest oczywiste), ale też kolekcjonerkę i tropicielkę tajemnic. Oryginalne i ciekawe. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOlu, bardzo Ci dziękuję i zapewniam, że mnie zbieranie tych drobiazgów też sprawia ogromną frajdę. Taki mały (?) bibliobzik. :)
UsuńDedykacji odautorskich nie pomijam przy lekturze, uważam je za ważną i piękną rzecz.
OdpowiedzUsuńObecnie akurat przeglądam i podczytuję Osieckiej i Przybory "Listy na wyczerpanym papierze" przygotowane prze m. Umer, a tam... "Dedykuję późnym wnukom bohaterów Kubie i Jasiowi".
Sama lubię personalne wpisy i staram się wpisywać coś jak daję książkę na prezent, choćby komu od kogo i kiedy, miła pamiątka jest wtedy.
Twój wpis-artykuł ciekawy i wartościowy.
Pozdrawiam niedzielnie!
Korekta: "przez M. Umer" (klawiatura mi się omsknęła ;-) )
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Ty też zaliczasz się do zdeklarowanych fanek dedykacji. :)
UsuńZastanawiam się, jak wnukowie odebrali "Listy na wyczerpanym papierze". Z jednej strony wzruszająca pamiątka i wgląd w najintymniejsze myśli starszego pokolenia, ale z drugiej czułabym się dziwnie, gdyby ktoś opublikował tak osobiste zapiski mojej babci lub dziadka.
Na pewno obdarowane osoby z radością zaglądają do Twoich dedykacji.
Serdeczności.
Też zawsze czytam dedykacje i przyznam, że te krótsze wydają mi się bardziej tajemnicze i mówią mi więcej niż te wyszukanie długaśne.
OdpowiedzUsuńMogę się pochwalić, że zostałam raz w życiu wyróżniona w dedykacji, a brzmiała ona tak: rodzicom, na których zawsze mogę liczyć.
Też lubię się zastanawiać nad tajemniczo brzmiącymi dedykacjami, rozszyfrowywać imiona, itp. Nie tylko my mamy takie pasje - tutaj natknęłam się na drobiazgową analizę dedykacji do wszystkich tomów cyklu o Harrym Potterze.
UsuńWyobrażam sobie Twoje wzruszenie i radość po przeczytaniu tej dedykacji, która mówi więcej niż tysiąc słów!
Mam nadzieję, że moja córka nie zakończy kariery na jednej książce ;P
UsuńByliśmy z mężem naprawdę bardzo wzruszeni.
Jestem pewna, że wkrótce pojawią się kolejne książki, to dopiero początek kolekcji. :) Córce z całego serca gratuluję debiutu.
UsuńWasze wzruszenie na pewno jedno z tych najpiękniejszych i niezapomnianych.
Biblioteki sklasyfikowały debiut jako dzieło z gatunku "Ekonomia", no ale ja mam nieustającą nadzieję na jakieś powieścidło kiedyś tam ;P ;P
UsuńNajważniejsze, że pierwsze koty za płoty. :) Wspaniale, że zostaliście uwiecznieni we wpisie otwierającym dzieło naukowe. Trzymam kciuki, żeby na beletrystykę też przyszła pora. :)
UsuńNo jak ty to robisz, zarzucasz sieć w ocean literatury i wyławiasz, tym razem dedykacje. I podajesz jak na tacy. Zazdraszczam. No ale takie prawa bzika.
OdpowiedzUsuńDedykacje czytam, piszę, lubię dostawać.
To zarzucanie sieci sprawiło mi dziką przyjemność. :) Bzik trwa od niepamiętnych czasów i jest jednym z wielu okołoksiążkowych. Pozostałe będę zdradzać sukcesywnie, żeby nie wywoływać popłochu. :)
UsuńBiorąc pod uwagę Twoje zainteresowania kaligraficzne, jestem przekonana, że dedykacje Twojego autorstwa to nie tylko strawa dla duszy uradowanego prezentem czytelnika, ale i dla oczu!
O, a tak na to nie patrzyłam...
UsuńWobec tego będę bardziej się przykładać :)
Zazdroszczę, że wcielasz w czy te kaligraficzne pasje, u mnie nadal w sferze marzeń.
UsuńOczywiście wcielasz w czyn. :)
UsuńZeldzie dedykowane jest "Dallas'63" Kinga, ale chodzi o jego wnuczkę. Wzrusza mnie Barnes, który tegoroczne 'Level of Life' zadedykował żonie Pat zmarłej w 2008 r. Gdybym nie czytała kiedyś nekrologów, pomyślałabym, że nadal żyje, bo dedykacja brzmi po prostu "For Pat".
OdpowiedzUsuńSama mam kilkanaście egzemplarzy z dedykacją od przyjaciół, rodziców itp. i przyznam, że mile czyta się je po latach. Dając innym książki, obecnie nie wpisuję nic wewnątrz, raczej na osobnej ozdobnej kartce - zawsze miałam opory przed "mazaniem po książkach".:)
King musi być bardzo rodzinną osobą, bo "To" dedykował swoim dzieciom. Wpis Barnesa rzeczywiście wzruszający, wyraźnie sugeruje, że dla niego Pat i czas przeszły to pojęcia, które się wykluczają.
UsuńDedykacje na kartkach są chyba coraz bardziej popularne, poza tym praktyczniejsze. Przed zagubieniem można je uchronić, wklejając na zawsze, więc to nie jest w sumie żaden problem. Też mam opory przed pisaniem po książkach. Czuję się też trochę dziwnie, kiedy okazuje się, że używany egzemplarz, który kupiłam, ma dedykację.
To samo pomyślałam o Kingu - zwłaszcza, że w podziękowaniach wspomniał, że książka miała być dedykowana człowiekowi, który służył mu materiałami podczas pracy, ale na świecie pojawiła się wnuczka, więc dedykacja przypadła właśnie jej. Fajny dziadek.;)
UsuńTak, Barnes chyba szczerze kochał swoją żonę.
Dedykacje pisane na kartkach mają dodatkową zaletę - mogą służyć za zakładkę.;) Czytanie cudzych dedykacji powoduje lekki dyskomfort, zgadzam się. Mnie robi się też żal, że dar nie spotkał się z dobrym przyjęciem, choć powody oddania książki do antykwariatu są różne.
Z kolei w "Jak pisać: są liczne hagiograficzne wstawki o żonie Kinga, która nawiasem mówiąc też jest pisarką. Dziadek fajny, ale chyba nie chciałabym, żeby mi opowiadał bajki na dobranoc. :)
UsuńTakie kartki pieczołowicie zbieram, pięknych zakładek nigdy nie za wiele. :)
Masz rację, czasem decyzja o zaniesieniu książek do antykwariatu to prawdziwy dramat.
Ubolewam, że wśród moich książkowych darczyńców nie było amatorów dedykacji, a przykro mi tym bardziej, że niektórzy z nich już nigdy nie będą mogli tego zaniedbania nadrobić...
OdpowiedzUsuńMam jednak kilka książek z bajkami z dedykacjami od moich nauczycielek z podstawówki - bardzo miły pretekst do wspomnień :-)
Ale i tak najdroższą memu sercu jest dedykacja dla mnie w pewnej pracy doktorskiej...;-)
Zarzałam na wskazaną przez Ciebie stronę - pamiętam ten wpis Steinbecka jeszcze z czasów lektury "Na wschód od Edenu", pamiętam również ten z "Małego Księcia".
Od dzisiaj sama zamierzam wpisywać dedykacje do wszystkich darowanych bliskim książek :-)
U mnie podobnie, też nie mogę się poszczycić wielką liczbą pamiątkowych wpisów. I podobnie jak Ty tego żałuję (oczywiście mam na myśli wpisy rodzinno-przyjacielskie, nie autorskie). Książek z dedykacjami otrzymanych w podstawówce mam kilka, też lubię do nich wracać
UsuńDedykacji w pracy doktorskiej gratuluję, to na pewno była ogromna radość. Trudno o piękniejszy wyraz uczuć.
Wpis z "Na wschód od Edenu" podoba mi się niesamowicie, lubię też dedykację w "Kubusiu Puchatku". :)
Postanowienie popieram i też planuję wcielić w życie. :) Na pewno za kilka lat takie wpisy uradują Twojego synka.
Niedawno darowując komuś książkę nie odważyłam się jednak wpisać dedykacji w środku, dołączyłam ją na osobnej kartce. Trochę ze strachu, że prezent okaże się nietrafiony, trochę z lęku, że atrament rozleje się na delikatnym papierze tworząc brzydkie kleksy...
OdpowiedzUsuńO tak, u mnie w tej dziedzinie króluje prawo Murphy'ego. :) W takiej sytuacji kleksik lub literówka gwarantowane. :) Oddzielna karteczka daje komfort psychiczny, że w razie czego nie będzie katastrofy. :) Nawiasem mówiąc uwielbiam pisać piórem.
Usuń:-D Ten uśmiech obrazuje moją radość, że ktoś jeszcze pisze piórem :-)
UsuńWiduję pióra również w rękach uczniów, ale raczej rzadko, i co ciekawe, są to osoby, które mają bardzo ładny charakter pisma. Zaznaczam szczerze, że o moim tego nie można powiedzieć. :) Dla mnie pisanie piórem to prawie fizyczna przyjemność, choć robię to tylko od czasu do czasu. Zresztą pióra żelowe i cienkopisy też bywają bardzo udane.
UsuńW ramach ciekawostki piórowej - ostatnio dałam swojemu synkowi (4,5 roku) pióro do kaligrafii i kałamarz z atramentem. Dawał sobie radę całkiem nieźle, rysując pracowicie szlaczki. :)
UsuńGratuluję Twojemu synkowi talentu i cierpliwości, w tym wieku misterne szlaczki to wyzwanie, a tu jeszcze trzeba panować nad piórem i kałamarzem. Umiejętności najwyraźniej dziedziczne, a lada moment dołączy do Was Marianka. :)
UsuńPóźno, ale jak wiadomo lepiej się spóźnić na pociąg niż nie pojechać wcale (dzisiaj dotarłem do domu), ciekawsze z tych, które znalazłem u siebie:
OdpowiedzUsuń"Kazimierzowi Serockiemu z serdecznym podziękowaniem za muzykę "Oczu powietrza" i z radością, że ją nagrodzono
Julian Przyboś
Tleń, na wakacjach, czerwiec 1958"
"Drogim Przyjaciołom z czasów grodzieńskich Państwu Majorostwu Ney'om ze słowem najlepszej pamięci
Zofia Nałkowska
Lwów 14.V.930 r." (sic!)
"Droga Pani! Pewnie już zna Pani tę książkę, na wszelki jednak wypadek pozwalam sobie przesłać niniejszy egzemplarz, łącząc najpiękniejsze ukłony
Zygmunt Nowakowski
Kraków, luty 1939"
"Spotkał się Cellini z Pulsem
i bez zwłoki, pertraktacji
razem pobiegli kłusem
na Smolną do redakcji,
by Tomciowi pokłonić się nisko,
i dłoń braterską uścisnąć,
by życzyć laurów i chwały
i złota mieszek niemały.
LS [Leopold Staff]
7.III.52"
Absolutnie nie jest za późno! Wielkie dzięki za piękne okazy do dedykacyjnej kolekcji. Domyślam się, że to są dedykacje wpisane ręcznie przez autorów? Ogromnie Ci zazdroszczę, a już najbardziej Nałki! Swoją drogą domyślałam się, że trochę kręciła z wiekiem, ale nie sądziłam, że załapała się na czasy przed Mieszkiem I. :)
UsuńStaff czarujący i dowcipny jak zwykle, przepadam za nim. Nowakowski lekko nonszalancki, a Przyboś zaskakująco mało poetycki. :)
PS
Donoszę, że pod wpływem Twojej notki o "Castorpie" zaopatrzyłam się w 3 książki P. Huelle. :)
Zanim zaczniesz je czytać to obowiązkowo powinnaś pojechać do Gdańska i pospacerować trochę po starych rewirach w Oliwie i Wrzeszczu, niekoniecznie odwiedzanych przez turystów.
UsuńNałkowska jest z "Domu kobiet" z 1930, Staff z tłumaczonego przez siebie "Żywota" Celliniego z 1948 r., Nowakowski z "Przylądka Dobrej Nadziei" z 1939 r. (swoją drogą jaki był pewny siebie, że książka już wcześniej była znana) a Przyboś z "Narzędzia światła" z 1958 r.
Wprawdzie byłam ze 3 razy w Gdańsku, ale to były kilkugodzinne pobyty i właśnie w rejonach, w których kłębiły się tłumy turytów, więc kiedyś bardzo chętnie nadrobię braki. Na szczęście w moim wydaniu "Weisera Dawidka" są świetne zdjęcia, więc będzie mały przedsmak. :)
UsuńNa widok dedykacji Nałkowskiej i Staffa chyba bym załkała z zazdrości, więc lepiej ich nie prezentuj na blogu.:) Niesamowite jest to, że masz całkowicie nieznany wierszyk Staffa wyłącznie dla siebie! :)
Które wydanie "Weisera" ma zdjęcia - mam pierwsze i Pulsu, które są bez. Wiesz, nawet nie zwracałem uwagi na dedykacje bo interesowały mnie bardziej autografy (moja druga słabość to pierwsze wydania) a książkę z dedykacją dla kogoś innego traktuję trochę jakby nie moją - sam autograf nie ma tego "mankamentu".
UsuńZdecydowałam się na taką edycję jak Twój "Castorp" i to był chyba strzał w dziesiątkę: Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2000. Wydanie jest po prostu cudne, granatowe płótno (raczej coś a la płótno) plus złote literki, ale takie szlachetnie przydymione złoto, nie ordynarne. I jeszcze dokolorowana tasiemka-zakładka. :) Ilustracje są na takich częściowo tylko przymocowanych wklejkach i to są obłędne zdjęcia, głównie z lat pięćdziesiątych, autorzy różni, i jeszcze reprodukcja pocztówki z 1900 r. i obraz Izabeli Kozłowskiej z 1999 r.
UsuńPodobnie odbieram książki z dedykacjami, trochę mniej przeszkadzają mi te oficjalne, szkolne, z pracy, etc niż takie bardzo prywatne. Nie lubię też książek ze skasowanymi stemplami bibliotecznymi, z nieskasowanymi tym bardziej, bo zawsze obawiam się, że ktoś je sobie pożyczył na wieczne nieoddanie.
To w takim razie zaczynam szukać ale wygląda na to, że powinienem nastawić się na dłuższe czekanie, tak jak już chyba ze dwa lata szukam ich wydania "Antygony".
UsuńPieczątki to dla mnie jeden z większych mankamentów - nie tylko biblioteczne ale także imienne, za to ekslibrisy dodają uroku. Przyjemne z pożytecznym łączą książki przedwojennego wydawnictwa Ignis bo zawierały podpisy ochronne autorów pod wklejanym logo, które też było niezłe.
Wygląda na to, że miałam spore szczęście, bo od razu trafiłam na to wydanie, kiedy zaczęłam szukać "Weisera Dawidka" i cena też była rozsądna. Jest sporo egzemplarzy w znacznie tańszej edycji i to może tłumaczy dlaczego ten rarytasik na mnie spokojnie czekał. :)
UsuńPieczęcie imienne i podpisy też mi się nie podobają, a już zwłaszcza kiedy sprzedający w ogóle o nich nie uprzedza w opisie aukcji, a zdarza się to całkiem często. Za ekslibrisami przepadam, czasem są naprawdę świetne, ale zdarzają się dość rzadko.
Trochę poczytałam o wydawnictwie Ignis, bo niestety nigdy nie widziałam wydanej przez nich książki. Lekko zmroził mnie widok ich logo. :) Ale mają u mnie plusa za wydanie dzieł Conrada.
Logo faktycznie w pierwszej chwili robi wrażenie ale to tylko siła skojarzenia bo wydawnictwo zakończyło żywot z tego co pamiętam pod koniec lat 20-tych. Ale rozumiem Cię - sam byłem w lekkim szoku gdy na Starych Powązkach odkryłem pomnik nagrobny Konstantego i Leona Wojciechowskich a potem rodziny Michała Manielewicza i Anieli Porczyńskiej.
UsuńWiem, że kiedyś ten symbol rozumiano zupełnie inaczej, ale mimo wszystko mamy zakodowane jednoznaczne skojarzenia, a już w ogóle zobaczenie go na cmentarzu to musi być spory wstrząs.
UsuńZgadza się, gdzie jak gdzie ale na Powązkach? Dopiero po chwili dociera do człowieka racjonalne wytłumaczenie.
Usuń