6 września 2012

Droga do serca Ameryki (Dorota Warakomska, „Droga 66”)


Droga do serca Ameryki
Jeśli rozwieszając pranie lub jadąc do pracy zatłoczonym tramwajem o brzasku, poczujecie nagłą potrzebę życiowych zmian i wyruszenia w spontaniczną podróż, pamiętajcie, że szlak łączący północny wschód z południowym zachodem Stanów Zjednoczonych jest wariantem godnym rozważenia. „Droga 66” Doroty Warakomskiej to reportaż z tej właśnie trasy. 

Autorka przejechała ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów, a jej podróż trwała prawie pół roku. Przemierzając Route 66 zwracała baczną uwagę na ludzi, natomiast atrakcje turystyczne i krajobrazy odgrywały pośledniejszą rolę. Najbardziej fascynował ją fenomen Drogi 66. Oficjalne otwarcie Drogi-Matki, jak nazwał ją John Steinbeck w „Gronach gniewu”, nastąpiło 11 listopada 1926 roku i od tamtej pory amerykański szlak stanowi źródło natchnienia nie tylko dla fotografów, pisarzy, reżyserów i muzyków, ale również dla zwykłych ludzi, którzy dzięki niemu poznają smak wolności i podróżują również wgłąb siebie. Droga 66 nie jest zwyczajnym szlakiem. Stała się ważnym elementem kultury Stanów Zjednoczonych, a dla wielu osób wręcz podstawą życiowej filozofii. To trasa, która „łączy, cieszy, na której każdy znajdzie to, czego szuka. To Droga do serca Ameryki[1]. A o stopniu oczarowania autorki świadczy decyzja, o której jest mowa w ostatnim zdaniu książki.

Dla Doroty Warakomskiej najważniejsze są rozmowy. Nawiązuje kontakt z osobami spotkanymi przypadkiem, ludźmi poleconymi przez znajomych oraz użytkownikami serwisu CouchSurfing. Choć podróżujący Drogą 66 pochodzą z bardzo różnych środowisk, wiele ich łączy. Dominują życiowi rozbitkowie, ludzie po przejściach, którzy któregoś dnia zostawili wszystko, zatrzasnęli za sobą drzwi i wyruszyli w podróż, żeby spełnić swoje marzenia. Stanley Marsh stwierdza: „Chcę żyć jak motyl, a nie pociąg jadący po szynach”[2]. Droga-Matka stała się ich sposobem na życie, zastępowała rodzinę, dawała pracę, pozwalała nawiązywać przyjaźnie. 

Reporterka była samotnie podróżującą kobietą z odległego kraju i to na pewno kruszyło lody, prowokowało do zwierzeń na bardzo osobiste tematy. Może rozmówcom pomagała świadomość, że prawdopodobnie już nigdy w życiu nie spotkają dociekliwej Polki. Jeśli do tego dodamy życzliwą ciekawość reporterki, jej otwartość, świetną znajomość języka i amerykańskich realiów, nie dziwi łatwość, z jaką zdobywała zaufanie rozmówców.

U autorów reportaży z podróży zwykle drażni mnie hojne raczenie czytelnika swoją osobą i życiem wewnętrznym.  U Doroty Warakomskiej jest zupełnie inaczej. Możemy się tylko domyślać, że przed wyprawą wydarzyło się coś istotnego: „Gdy w moim życiu nadszedł moment, w którym nie mogłam znaleźć odpowiedzi na ważne pytania, nie wahałam się – ruszyłam w podróż”.[3]  W książce  o tej wyprawie nie znajdziemy wyrażanych wprost emocji, autorka bazuje na faktach. Coś za coś - ton opowieści chwilami robi wrażenie chłodnego i bezbarwnego, zwłaszcza na początku książki. Tym razem trochę mi brakowało bardziej osobistych tonów.

Miałam jeszcze jeden problem z „Drogą 66”. Nie z winy autorki, która dołożyła wszelkich starań, żeby lektura była atrakcyjna. Okazałam się dość odporna na magię Route 66. Nadawanie podróży Drogą rangi mistycznego rytuału do mnie nie przemówiło. Entuzjazm rozmówców mnie nie porwał, a niektóre wypowiedzi wręcz drażniły, jak na przykład opinia Andree Pruett „To już nie jest tylko amerykańska szosa. Jest główną ulicą świata!”[4] Bez przesady.

Bardzo zainteresowały mnie liczne tropy filmowe i literackie (głównie twórczość Kerouaca i Steinbecka). Miłym odkryciem było dla mnie to, że pierwowzorem bohaterów „Aut”, ukochanego filmu siostrzeńca męża, były autentyczne postacie związane z Drogą 66, które w większości nadal można tam spotkać.

Zaciekawił mnie też wątek wolontariuszy-emerytów, którzy bezpłatnie oprowadzają po amerykańskich miastach i angażują się w życie lokalnej społeczności. Warto byłoby ten pomysł wykorzystać w Polsce. Wiele starszych pań zamiast z nudów inwigilować sąsiadów, spędzałoby kilka godzin tygodniowo z pożytkiem dla siebie i innych.

Podobało mi się również to, że koncentrując uwagę czytelnika na Route 66, Dorota Warakomska przekazała sporo ciekawych informacji o historii i współczesności Stanów Zjednoczonych: „Droga 66 jest naturalnym przekrojem przez społeczeństwo amerykańskie, pokazuje zmiany, jakie zaszły w tym kraju. Jest symbolem nieuchronnego upływu czasu i wkraczania nowoczesności. Jest jak lustro, w którym przegląda się Ameryka”.[5]
___________
[1]
Dorota Warakomska, „Droga 66”, WAB, 2012, s. 8.
[2] Tamże, s. 212.
[3]
Tamże, s. 7-8.
[4] Tamże, s. 375
[5] Tamże, s. 12.

Moja ocena: 4+ 
Dorota Warakomska
[Źródło zdjęcia]

35 komentarzy:

  1. Myślę, że każdy, kto chce poczuć ducha Stanów powinien przejechać się Drogą 66. Ja mam taką wyprawę w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia w realizacji marzenia! Warakomska uprzedza, że książka nie jest wprawdzie przewodnikiem, ale będzie jej miło, jeśli ktoś wykorzysta jej doświadczenia, więc warto zaopatrzyć się w "Drogę 66" przed wyprawą. :)

      Usuń
  2. Trzeba przyznać, że na amerykańskich filmach to robi wrażenie: wsiadają i jaaaaaaaaadą. Tylko, u licha, po drodze trzeba słuchać country, a jak zabraknie benzyny, to mogiła i śepy krążące nad samochodem. Chociaż pewnie w dobie telefonów komórkowych można sobie zamówić nawet cysternę paliwa i pizzę na dodatek:P Chyba też jestem odporny na uroki Route 66:PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HD pod dupskiem, sześciopak w sakwach, bandana na łbie, okular na nosie i 66 przede mną. Chętnie bym spróbował. Jakby ktoś chciał zasponsorować, to proszę się nie krępować i kontaktować :P

      Usuń
    2. Born to be Wild znaczy się.;) Jestem ZA.;)

      Usuń
    3. Raczej Gang Dzikich Wieprzy ;)
      Errata: Ostatecznie może być sam sześciopak :D

      Usuń
    4. ~ Zacofany w lekturze
      Mam nadzieję, że przymusu słuchania country w trasie nie ma, bo niestety, nie przepadam. :)
      Myślę, że z aprowizacją nie byłoby najmniejszego problemu, bo wiele osób skrzętnie zarabia na romantycznym micie Drogi-Matki. :)

      ~ Bazyl
      ...I jeszcze koniecznie kurtka ze skóry węża a la Sailor z "Dzikości serca". :)
      Obawiam się, że po spożyciu wzmiankowanego sześciopaku różnice między Route 66 a drogą krajową nr 66 (Zambrów-Połowce) drastycznie by się gangowi zatarły, więc nie ma sensu zwracać sobie głowy sponsoringiem. :)

      ~ Ania
      My to ewentualnie możemy zainscenizować wybrane sceny z "Thelmy i Louise". :)

      Usuń
    5. No ja nie wiem, ponoć w trasie łapie tylko stacje country & western, przynajmniej w środkowej części trasy. Kiedyś było gorzej, bo albo radio, albo ograniczona liczba własnych kaset. Teraz się słucha pewnie mp3 z pendrive'a:P I w sumie to dobrze, że aprowizacja bezproblemowa, bo kołacze mi się potrawka z grzechotnika, którą raczyli się na jakimś filmie:)

      Usuń
    6. Nie wiedziałam, że to z powodów technicznych słuchają muzyki country, podejrzewałam, że kierowcy amerykańscy mają wrodzonego bzika na jej punkcie.
      Bleee, o potrawce z grzechotnika na szczęście nie ma ani słowa. :)

      Usuń
    7. Mając do wyboru cokolwiek innego, nikt nie wybierze country:P Ale może jestem uprzedzony, bo nie lubię:D Co do grzechotnika: istnieje wersja wędzona puszkowana: (uwaga na inne obrzydliwości

      Usuń
    8. O matko! W porównaniu z tym potrawka z grzechotnika to kaszka z mleczkiem! :] Zniosłam wszystko, ale ozór jagnięcy i larwy jedwabnika mnie rozłożyły na czynniki pierwsze.

      Usuń
    9. Ostrzegałem:D A potrawka z grzechotnika chyba w Krokodylu Dundee była. A może w Miłość, szmaragd i krokodyl?

      Usuń
    10. Raczej w Krokodylu, bo Miłość... niedawno oglądałam i potrawki nie pamiętam. No chyba że moja podświadomość ją natychmiast wyparła. :)

      Usuń
    11. Jak ktoś chowany na Koźlaku 7,5 woltowym, to sześć puszek hamerykańskich sików wiewiórki nie powinno znacząco zaćmić percepcji :P

      Usuń
    12. Fakt, te hamerykańskie wynalazki chyba zdecydowanie słabsze od naszych w każdym znaczeniu tego słowa. W sumie na trasie Zambrów-Połowce chyba żadne zaćmienia i tak by gangowi nie groziły. Biorąc pod uwagę wertepy, roboty drogowe, itp. Uwaga musiałaby być napięta do bólu. :)

      Usuń
    13. A żebyś wiedziała, że o "Thelmie i Louise" pomyślałam. Poproszę tylko o inne zakończenie.;)

      Usuń
    14. No dobrze, bez ostatniej sceny, finał będzie w stylu hollywoodzkim. :)

      Usuń
  3. No proszę, nie zdawałam sobie sprawy, że to TAKA ważna dla ruchu i kultury amerykańskiej droga. Pomijając buńczuczne stwierdzenia Pruetta i innych to na pewno główna ulica Ameryki.;)
    W filmach zawsze zastanawiały mnie sceny, w których policja podjeżdżała do jedynego widocznego samochodu na szlaku i upominała delikwenta, że nie wolno się zatrzymywać na poboczu. No jak to?;)
    Ale przejechać bym się mogła, lubię pustkowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Na filmach zawsze zastanawiały mnie sceny, w których policja podjeżdżała do jedynego widocznego samochodu na szlaku i upominała delikwenta, że nie wolno się zatrzymywać na poboczu. No jak to?;)"

      Nurtuje mnie stale ta sama kwestia:) Takich scen widziałam mnóstwo, całkiem niedawno w filmie "Prawdziwa historia" z Anthonym Hopkinsem:)

      Usuń
    2. ~ Ania
      Ja też żyłam w nieświadomości, ale objawienie prawdy o Route 66 nie wywołało u mnie egzystencjalnego trzęsienia ziemi. :)
      Główna ulica Ameryki na pewno, ale z tym światem to się trochę zagalopowali.
      Z pustkowiami może być mały problem, bo tam grasują hordy turystów i fanów Drogi 66. :) A tak serio, to podziwiałam odwagę Warakomskiej - ta samotna eskapada na pewno wymagała od niej hartu ducha.

      ~ Beata
      Witaj w klubie, motyw filmowy z policją mnie też często zastanawiał. :)

      Usuń
  4. Marzę o wycieczce do Stanów, ale bardziej kuszą mnie klimaty wielkomiejskie niż bezkres Route 66. Choć trudno się nie zgodzić - na filmach robi to wrażenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Droga 66 jest bardzo fotogeniczna i zostało to pięknie wykorzystane w wielu filmach. Ze wszystkich miast w Stanach mnie najbardziej pociąga Nowy Orlean.

      Usuń
    2. @Lirael: na intencję Nowego Orleanu obejrzyj Księżniczkę i żabę, o ile jeszcze tego nie uczyniłaś:)

      Usuń
    3. O, dzięki! Jeszcze nie oglądałam, ale teraz moja motywacja wzrosła w dwójnasób! :P

      Usuń
    4. Aż tak? Dobrze, będę pamiętać!

      Usuń
  5. O to to to ważna raczej dla filmografii... Cóż media tworzą mity... Ja także piszę się do zespołu, jakby co!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warakomska pisze o ludziach, którzy odbywają wręcz grupowe pielgrzymki do miejsc na Route 66 związanych z ukochanymi filmami, na przykład "Bagdad Cafe".
      A do zespołu serdecznie zapraszamy. :) Prawo jazdy na motocykl mile widziane. :)

      Usuń
    2. Spełniam warunek i posiadam kat. A. Pamiętam jak dziś, jak egzaminator pytał czy mam motocykl i dziwił się po co mi prawko skoro nie. Powiedziałem, że jak się dorobię motóra w przyszłości. Niestety, ciągle się dorabiam. No i Kitek nie pała miłością do dwóch kółek :(

      Usuń
    3. Kitkowi wcale się nie dziwię, bo poza kosztami to dość niebezpieczne hobby, zwłaszcza na polskich drogach.
      Skoro Ty posiadasz kat. A, reszta już nie musi się o nic martwić, zorganizuje się jakąś przyczepkę. :)
      Na przykład taką. :)
      Tutaj jeszcze kilka inspirujących pomysłów. :)

      Usuń
  6. Doskonale rozumiem ludzi pielgrzymujących do miejsc związanych z ...tu niech każdy sobie wpisze co mu tam pasuje (ja oczywiście wpisałabym musical, a mój kolega ukochany zespół rockowy), jednak na mnie droga 66 nie robi wrażenia, chyba za mało hamerykańska jestem, bo nawet mnie tam nie ciągnie, no może ta Statua Wolności (byłaby to pielgrzymka zw. z filmem Planeta Małp:). Zdecydowanie wolę europejskie klimaty. A droga 66 kojarzy mi się dziś niemal wyłącznie z podróżą rodziny Joadów w poszukiwaniu "chleba"- jakoś tak smutnie i gniewnie. Pozdrawiam wszystkich marzących o przejażdżce route 66. Ps. Country do mnie także nie przemawia, nawet po sześciopaku piwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też rozumiem podróżnicze pasje osób, które przemierzają tysiące kilometrów po to, żeby odwiedzić miejsca związane z ulubionym filmem, książką, etc. Taka popularyzacja w literaturze i mediach świetnie działa na opiewane miejsca. Na przykład malutka Cortona spopularyzowana przez Frances Mayes w toskańskiej serii przeżywa renesans, przyjeżdża mnóstwo turystów, organizowane są imprezy z udziałem gwiazd, itp.
      W książce Warakomskiej są liczne odwołania do losów rodziny Joadów. Często odwołuje się tez do Kerouaca.

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Wybór należy do Ciebie, ale moim zdaniem warto. :)

      Usuń