I wszystko było dobrze
Ostatni dzień wakacji to doskonały moment na to, żeby polecić
Wam urzekającą książkę o lecie, którą czytałam na balkonie zalanym lipcowym słońcem. Mam wrażenie, że kilka
promyków zagubiło się gdzieś między kartkami.
Gdyby nie Nowe Książki,
zapewne nigdy nie dowiedziałabym się o istnieniu „Od Wilii po Uklę”. Po przeczytaniu recenzji postanowiłam jak najszybciej kupić i przeczytać wspomnienia Heleny Zawistowskiej. To jedna z tych książek, które niepostrzeżenie i skromnie przemykają
przez dział nowości w księgarniach, a tak naprawdę bardziej zasługują na uwagę niż
szumnie reklamowane bestsellery.
Autorka skończyła w tym roku dziewięćdziesiąt lat, jest
doktorem medycyny i pisze baśnie dla dzieci. Od 1948 roku mieszka w Gdańsku. „Od
Wilii po Uklę” to wspomnienia z wakacji spędzanych z rodziną na Kresach. Podtytuł
zgrabnie streszcza treść książki: „Niezapomniany
czas letnich wakacji w Wilnie i na Wileńszczyźnie w latach dwudziestych i
trzydziestych dwudziestego wieku”. Każdy z siedemnastu rozdziałów
poświęcony jest innej miejscowości, w której wypoczywali państwo Hajdukiewiczowie.
Już same kresowe nazwy brzmią tajemniczo. Na przykład Łosza, Załuż czy Ołona. Ramy
czasowe retrospekcji obejmują lata 1922-1939. Autorka poświęca też sporo miejsca rodzinnemu domowi
w Wilnie na ulicy Połockiej 45a i swoim najbliższym.
Zachwyciła mnie piękna polszczyzna Zawistowskiej, jej talent
do barwnych, przemawiających do wyobraźni opisów i celnych charakterystyk
ludzi, których Hajdukiewiczowie spotykali w czasie wakacyjnych podróży. Galeria
ciekawych postaci jest bogata. Wspomnę jedynie ekscentrycznego polonistę, Stanisława
Cywińskiego, który chodził mrucząc zachęcająco „Norwid, Norwid”. Niestety, wszyscy letnicy przed nim uciekali i nie miał komu przybliżyć postaci ukochanego poety.
Czym różniły się wakacje w latach dwudziestych i
trzydziestych na Kresach od letnich wypraw AD 2012? Porównanie wypada na naszą niekorzyść. Odniosłam wrażenie, że urlopowicze byli
wówczas zdecydowanie bardziej twórczy i aktywni. Nie potrzebowano żadnych kaowców
czy animatorów. Mali wczasowicze robili zielniki i uzupełniali kolekcje motyli. To rodzice organizowali czas
dzieciom i z zaangażowaniem uczestniczyli we wszystkich przedsięwzięciach.
Duże wrażenie zrobiły na mnie fragmenty o przedstawieniach teatralnych, w
których przygotowanie była zaangażowana duża grupa dzieci i dorosłych z zaprzyjaźnionych rodzin. Powstawały prawdziwe widowiska plenerowe z kostiumami, muzyką, tańcem i rekwizytami. Okazuje się, że wtedy był czas na wszystko. Nawet na drylowanie porzeczek.
Inny zwyczaj, który w naszych czasach prawie zanikł, to wspólne śpiewanie. Dla Heleny, jej
rodziny, przyjaciół było czymś
naturalnym, a nam kojarzy się zwykle z suto zakrapianymi imprezami i wyjątkowymi
okazjami. Stanowiło nie tylko sympatyczną rozrywkę towarzyską, ale miało też działanie terapeutyczne. Po stracie zabawki czy nabiciu guza mama zarządzała: „Śpiewamy Kalinę!”. Choć pierwsze zwrotki jeszcze tonęły
w szlochach, wkrótce troski znikały. „I wszystko było dobrze”. [1]
Helenka na spacerze z mamą. Wakacje w Szypowszczyźnie, 1933 r. |
Mieszkańcy Kresów wymagali nie tylko od siebie, ale również
od innych. Ojciec Helenki nie mógł
przeboleć, że w jednym z pensjonatów, w których wypoczywali, podawano zupę w
garnku i na znak protestu już tam nie przyjechał. Zaznaczam, że był urzędnikiem, a nie zblazowanym arystokratą.
Wyjazdy na Kresy były też wspaniałą lekcją tolerancji. Oto
relacja Heleny Zawistowskiej z wycieczki do
Brasławia: „Miasteczko powiatowe, bardzo ruchliwe, gdyż był to dzień targowy. Pamiętam
stojące niedaleko siebie dwie świątynie: duży kościół katolicki i okazałą cerkiew.
A ludność tych okolic? Naliczyłam siedem narodowości: Polacy, Białorusini,
Litwini. Rosjanie, Żydzi, Ukraińcy,
Tatarzy. Wtedy współżyli w pokoju”.[2]
Wspomnienia obfitują w liczne szczegóły życia codziennego na
Kresach i czytelnicy, którzy interesują się tym tematem, na pewno nie będą
zawiedzeni. Widoki, zapachy i smaki Wileńszczyzny zostały opisane z serdecznym wzruszeniem i pietyzmem. To świat zapamiętany przez dziecko, więc znajdziemy cudne detale: „Ze wszystkich konfitur na świecie
najpyszniejsza jest poziomkowa”.[3] Autorka jest szczególnie wrażliwa na uroki przyrody i fragmenty jej poświęcone sprawiły mi szczególną przyjemność.
W „Od Wilii po Uklę” dominują radosne i beztroskie tony
szczęśliwego dzieciństwa. Jednak świadomość tego, co stało się po wakacjach w roku 1939, zmusza do spojrzenia na te poprzednie z zupełnie innej
perspektywy. Uczestnicząc w letnich eskapadach rodziny Heleny, mamy świadomość
jak kruche i ulotne są chwile szczęścia w obliczu katastrofy, która wkrótce się
wydarzy.
Bezcennym dodatkiem do opowieści Zawistowskiej są liczne
zdjęcia z domowego archiwum, które świetnie współgrają z tekstem i
tworzą nostalgiczny, ujmujący klimat. Skrupulatne podpisy
pod ilustracjami pozwalają natychmiast zidentyfikować osoby i miejsca przywoływane przez
autorkę.
Wspomnienia „Od Wilii po Uklę” powstały przede wszystkim z myślą o
prawnuczce pisarki, Zoi, jako upominek na jej pierwsze urodziny. To ona została wymieniona w dedykacji. Publikacja zapisków była prezentem dla autorki-jubilatki od najbliższych. Bardzo się cieszę, że wspomnienia
Zawistowskiej udostępniono czytelnikom. Są stanowczo zbyt piękne
i ciekawe, by tylko spoczywać w szafie w charakterze zakurzonej pamiątki rodzinnej.
______________
[1] Helena Zawistowska, „Od Wilii po Uklę”, Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, 2011, s. 23.
[2] Tamże, s. 174.
[3] Tamże, s. 63.
Moja ocena: 5
Helena Zawistowska
[Źródło zdjęcia] |
O ilu to wartościowych książkach nie wiemy, aż strach pomyśleć!
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam Twoją notkę, myślałam o kilku rzeczach: o moich minionych wakacjach na campingu, na którym od rana do wieczora mogłaś nie widzieć dziecka poddawanego nieustannym animacjom; o pochodzącym z Nowej Wilejki dziadku mojego męża i jego niesamowitych opowieściach, których niestety nie umie spisać; o "Lali" Dehnela i zazdrości, że ja nie zdążyłam, nie umiałam, nie chciałam oddać takiego hołdu mojej babci i - wreszcie - o czytanej niedawno "Spuściżnie" Singera, w której też cały czas czułam tę atmosferę "przed" i żal ściskał serce, że ja przecież wiem, że ten świat zaraz zginie.
Ciekawe czy za 60-70 lat ktoś będzie tak samo zachwycał się światem naszego dzieciństwa?
Dzięki blogom na szczęście dowiadujemy się o wielu takich zapomnianych lub kompletnie niedocenianych arcydziełkach. To jeden z większych plusów blogosfery.
UsuńA propos campingu to próbowałam sobie wyobrazić taką sytuację, że ktoś z wczasowiczów nagle gorąco zachęca pozostałych do wspólnego przygotowania przedstawienia baletowego. :D Obawiam się, że nie spotkałby się z aplauzem. Ale coraz częściej słyszę o spektaklach przygotowywanych przez rodziców w przedszkolach i ogromnie mi się ten pomysł podoba!
"Lalę" wręcz uwielbiam. we mnie też wywołała smutek niedokonania - ja również nie zapisałam babcinych opowieści i teraz straszliwie tego żałuję.
Pięknie napisałaś o świadomości, że ten świat zaraz zginie - u mnie było dokładnie to samo, kiedy czytałam książkę Zawistowskiej! W posłowiu są przedstawione dramatyczne wojenne i powojenne losy rodziny Heleny. I tym bardziej to wszystko boli.
Obraz dzieciństwa jest zawsze wyidealizowany po wielu latach, więc sądzę, że nasz też będzie wywoływał zachwyt, zwłaszcza jeśli ktoś potrafi tak pięknie o nim opowiedzieć jak autorka "Od Wilii po Uklę".
Pytanie z innej beczki niż być powinno: polecasz Nowe Książki?
OdpowiedzUsuńPytania ze wszystkich beczek są bardzo mile widziane! :)
UsuńZdecydowanie polecam. Ostatnio nastąpiły duże zmiany na plus, również wizualne. Kiedyś recenzowano sporo pozycji, po które nigdy bym nie sięgnęła, w tym bardzo specjalistyczne naukowe, a teraz jest dużo książek, które mnie interesują. Oczywiście recenzenci reprezentują bardzo różny poziom, ale zdarzają się perełki.
Dzięki za rekomendacje. Kupię może nowy numer.
UsuńAniu, zeskanuję ci ze 2-3 recenzje tytułem próby. :)
UsuńJako wyrodny rodzic zdecydowanie pożądam kogoś, kto będzie od rana do wieczora animował moje dzieci w wakacje:P Niestety, sam sobie animatorem i kaowcem:( a te wspomnienia to musi być coś fantastycznego i w moim guście, więc kiedyś bym się uśmiechnął nieśmiało o ewentualną pożyczkę:D
OdpowiedzUsuńPożyczę z przyjemnością! Też mam wrażenie, że Ci się spodoba.
UsuńProponuję opublikować ogłoszenie o treści "Mary Poppins potrzebna od zaraz". :)
Co ciekawe, z wyjątkiem tych teatralnych przedsięwzięć dzieci raczej nie bawiły się z dorosłymi, wyłącznie we własnym gronie. Helenka miała brata i zaprzyjaźnione rodzeństwo z sąsiedztwa.
Nie wiem, czy zniósłbym Mary Poppins na co dzień:)
UsuńOna była taka trochę hiperaktywna. :)
UsuńA czy ja mogłabym pożyczyć po ZWL? Narobiłaś mi ogromniastej ochoty na tę książkę :) Obiecuję dbać i odesłać najszybciej, jak tylko się uda :)
UsuńOczywiście, będzie mi bardzo miło! I bardzo proszę, czytaj bez pośpiechu, bo na razie nie mam najmniejszych szans na powtórki. :)
UsuńDziękuję ślicznie! :) Książka wydaje sie być niesamowicie "mniamuśna", sięgnę po nią z przyjemnością.
UsuńPrzeczucia jak najbardziej słuszne. :) Moim zdaniem jest w niej dużo uroku.
UsuńJa się nie pcham w pierwszej kolejności do pożyczki i w ogóle miałem nadzieję pożyczyć to w następnej pięciolatce:)
UsuńTo może najpierw wyślę do Engi, a potem Enga do Ciebie?
UsuńOczywiście, nie widzę problemu:)
UsuńZgadzam się , że szkoda by było gdyby nie zostały opublikowane. Wojna zmieniła Europę, szczególnie jej wschodnią część pozostawiając tylko piękne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńByłoby wspaniale, gdyby więcej osób wydawało takie wspomnienia z dzieciństwa, a zwłaszcza ci, którzy dorastali w miejscach, z którymi historia obeszła się szczególnie okrutnie.
UsuńKoło pierożków z wiśniami przeszłam lekko, ale kresowego specjału sobie nie odpuszczę:)
OdpowiedzUsuńWiśniowe pierożki zdecydowanie można sobie odpuścić, natomiast przewiduję, że "Od Wilii po Uklę" Ciebie też oczaruje. :)
UsuńTo jest po prostu bezczelność z twojej strony, wciąż wynajdujesz gdzieś książki, o których istnieniu nie miałam pojęcia, a które teraz chcę czytać. Zgłaszam apel, aby dwie kolejne recenzje były nijakie, bo ja już i tak mam tyle zaległości :( A tak na poważnie to jedyny prezent, jakiego zazdrościłam mojej siostrze to był pisany przez tatę od chwili, kiedy dowiedział się, że zostanie ojcem aż do osiągnięcia przez nią pełnoletności dziennik z czasów od oczekiwania na małą Nunkę, jej dzieciństwa aż po dorastanie.
OdpowiedzUsuńZacznę od końca, czyli od dziennika. Pomysł po prostu genialny i wyobrażam sobie, jaka szczęśliwa była Twoja siostra, kiedy czytała zapiski Twojego Taty. Wcale Ci się nie dziwię, że byłaś zazdrosna.
UsuńDwie kolejne recenzje nie zapowiadają się na neutralne, ale zawsze z przyjemnością służę Ci ksiązkową pożyczką na czas nieokreślony. :)
Miałam swój udział w dzienniku, jako dziesięciolatka też napisałam mały dzienniczek dotyczący mojego oczekiwania na siostrzyczkę i radości z powodu przyjścia na świat :) To może chociaż trzecia? Pożyczka chętnie, za jakiś bliżej nieokreślony czas zgłoszę się do ciebie hurtowo (znaczy się z hurtowym zapotrzebowaniem na kilka książeczek)
UsuńZgłoś się koniecznie! Mam nadzieję, że nie będzie konieczne wynajęcie tira w celu transportu książek. :D
UsuńTwój dzienniczek też jest na pewno traktowany jako bezcenna pamiątka. Na pewno siostra ogląda go ze wzruszeniem.
Trzecia też nie zapowiada się letnio. :(
I pomyśleć, że właściwie każdy ma w pamięci fascynujące wspomnienia, a tylko nieliczni potrafią przelać je na papier.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce i byłabym ją przegapiła pewnie!
To prawda! Na pewno myśl o malutkiej Zoi, która kiedyś z dumą sięgnie po zapiski prababci jej właśnie dedykowane, dodawała autorce skrzydeł w czasie pisania wspomnień.
UsuńJa dowiedziałam się o tej książce wyłącznie dzięki recenzji. Nie wiem, jak wygląda jej dostępność w "naziemnych" księgarniach, ale okładka raczej nie przyciąga uwagi. :(
jedna z tych pozycji, o których pewnie bym nie wiedziała, że jest, chociaż przemierzam sklepy internetowe, ale jak piszesz, chowają się często w gąszczu nowości i trzeba mieć szczęście, żeby je wypatrzeć, albo szczęście, że się czyta takiego bloga, jak Twój. Zapisuję skrzętnie w kajeciku, przyjdzie na nią czas, na pewno
OdpowiedzUsuńKasiu, dzięki za miłe słowa. Często to szczęśliwe zbiegi okoliczności sprawiają, że ciekawe rzeczy wpadają w ręce. Wydaje mi się, że w tej chwili koszty porządnej promocji książki są tak wysokie, że wydawnictwa mogą tylko pomarzyć o takiej formie popularyzacji nowości.
UsuńNo cóż, chyba w moich komentarzach zacznie się pojawiać fraza "wpisuję na listę" :) Ostatnio bowiem stworzyłam sobie dokumencik, w którym zaczęłam wpisywać różne ciekawe książki wypatrzone u blogerów. I ta książka już jest na tej liście. :)
OdpowiedzUsuńA na poważnie, uwielbiam taką wspomnieniową literaturę. Dodatkowo, książka, którą tak pięknie przedstawiłaś, dotyczy przedwojennych Kresów, a mnie te opowieści wręcz pasjonuję, więc w którymś momencie zapewne do niej dotrę. :)
Ja też mam taki dokumencik, który puchnie w zatrważającym tempie.:)
UsuńCieszę się, że dopisałaś książkę Zawistowskiej. Mam nadzieję, że Cię nie rozczaruje. Dla kogoś, kto interesuje się Kresami, "Od Wilii po Uklę" to na pewno piękne źródło wiedzy i wzruszeń.
Ja też przepadam za literaturą wspomnieniową i niesamowicie się cieszę, że wydawanych jest coraz więcej takich książek. Gdybym tylko miała więcej czasu na czytanie... :)
Ostatnio "zachorowałam" na "Pocztówki z Kresów przedwojennej Polski" (PWN), ale póki co cena jest dla mnie zaporowa. Może sobie zamówię na prezent. ;)
UsuńWłaśnie mój dokumencik wzbogacił się dzięki Tobie o kolejną pozycję! :) Zapowiada się rewelacyjnie, a w dodatku listowna forma zwiastuje atrakcje do wykorzystania w Płaszczu zabójcy. Wielkie dzięki, nie miałam pojęcia o istnieniu tej książki. Masz rację, cena koszmarna. :( Zastanawiam się, z czego wynika, przecież to tylko 272 strony. Przypuszczam, że jest mnóstwo zdjęć i ilustracji. Chyba powinnyśmy już zacząć pisać listy do świętego Mikołaja. :)
UsuńZwykle nie czytam takich ksiazek, ale ta mnie jakos w Twojej recenzji ujela, postaram sie ja zdobyc i przeczytac :-).
OdpowiedzUsuńTo bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że wkrótce ją przeczytasz i podzielisz się wrażeniami.
UsuńCześć, zauwarzyłam pomyłkę. Dom państwa Hajdukiewiczów w Wilnie, opisany przez pisarkę H.Zawistowską w ksiąžce "Od Wili po Uklę", jest na ul. Polocko 49a, a nie 45a! Ten dom moji dziadkowie kupili od Hajdukiewiczów po wojnie. Teraz tam mieszka moja siostra z rodziną, a po drugiej stronie - inna rodzina. Więc prowadzę w FB temat o litewskiej szlachcie. Oto ten dom Hajdukiewiczów oraz moich dziadków: https://www.facebook.com/bajorugyvenimobudas/photos/a.684083514979181.1073741831.683079501746249/684083528312513/?type=3&theater
OdpowiedzUsuń