Czarujący epizodzik
Wiedenka żydowskiego pochodzenia, lat 19, szuka
posady pokojówki. Mówię ciekle po angielsku. Narobię wam pasztetu. Elise
Landau, Wiedeń 4, Dorotheegasse 30/5.[1] –
wszystko zaczęło się od napisanego łamaną angielszczyzną ogłoszenia, opublikowanego w londyńskim Timesie. To
dzięki
niemu w 1938 roku Elise trafiła do Wielkiej Brytanii, a konkretnie do
rezydencji Tyneford należącej do rodziny
Riversów. Rozpieszczona,
opływająca w dostatki dziewczyna opuszcza Wiedeń, „miasto muzyki i
światła”[2] i rodzinę,
by rozpocząć nowe życie w Wielkiej Brytanii. Wyjazd najprawdopodobniej
uratował jej życie. Sytuacja w kraju staje się coraz bardziej
niespokojna, a prześladowania wobec Żydów nasilają się z każdym dniem.
Towarzyszymy
Elise w pierwszych nieporadnych krokach w nowym kraju. Dziewczyna nie zna
dobrze języka, nie ma najmniejszego doświadczenia w pracy fizycznej, którą musi
wykonywać jako pokojówka. Zmaga się z tęsknotą za rodzicami i siostrą, a kiedy
w pełni dociera do niej prawda o tym, co dzieje się naprawdę w Europie,
codziennie zamartwia się o nich. Jest jeszcze powieść ukryta w altówce, ktora odegra w tej historii ważną rolę. Losy Elise śledziłam z silnymi emocjami.
Autorce udało się wytworzyć więź między bohaterką a czytelnikiem, a w każdym
razie ja czułam się tak, jakbym czytała o perypetiach kogoś bliskiego.
Inspiracją do postaci Elise była cioteczna babka
autorki, Gabi Landau, która zdołała uciec z Europy, przyjmując w latach
trzydziestych posadę piastunki u angielskiej rodziny. Okazuje się, że
wiele dziewcząt z zamożnych mieszczańskich domów wyemigrowało wtedy w ten sposób
dzięki „wizom dla służby”. One przeżyły, ale dla ich rodzin los okazał się
mniej łaskawy.
Pisząc o debiutanckiej powieści Natashy Solomons „Lista pana Rosenbluma” trochę na nią narzekałam, ale zainteresowała mnie do tego stopnia, że postanowiłam zaopatrzyć się w drugą książkę tej autorki w oryginale jeszcze wtedy, gdy nie było przekładu polskiego. Tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka – na tegorocznych Targach Książki w Warszawie „Powieść w altówce” była w sprzedaży, więc błyskawicznie ją kupiłam.
Ta książka
również nie jest wolna od usterek. Nie
zachwyciłam się
wątkiem romantycznym, który według mnie został nadmiernie rozbudowany,
zacieniając inne ciekawe tematy, jakie niosła ze sobą historia Elise.
Między Kitem a główną bohaterką nie wyczuwałam tak zwanej chemii, w
historii miłosnej przeszkadzały mi tony patetyczne rodem z wojennych
melodramatów. W konstrukcji bohaterów pisarka aż nadto wyraźnie
wzorowała się na „Jane Eyre”, która zresztą raz została napomknięta przez Elise. Czytając „Powieść
w altówce” często wspominałam też „Okruchy dnia” Ishiguro.
Książka
Solomons to gwarantowana duchowa fiesta dla miłośników literatury
poświęconej angielskiej prowincji, jej zwyczajów, malowniczego
krajobrazu, ze szczególnym uwzględnieniem rezydencji: Zapamiętamy
dwór taki, jaki był kiedyś, dumny i pełen blasku, z rozświetlonymi
oknami i lampionami migoczącymi na murawie. We wspomnieniach na zawsze
już pozostanie wspaniałą angielską wiejską rezydencją, czekającą na
gości: chrzęst opon na podjeździe, trzask otwieranych przez szoferów
drzwiczek, lekki krok dam wkraczających na stopnie w powiewie futer.[3] Mimo obyczajowych atrakcji doskwierała mi papierowość niektórych postaci i schematyczność pomysłów fabularnych.
Z powodu uproszczeń i klisz powieść Natashy Solomons zapewne nie zostanie wpisana złotymi zgłoskami w księgę historii angielskiej literatury. To raczej czytelniczy czarujący epizodzik, co świtem znika i nie rani serc, w dodatku niczego nie narusza i nie zmienia,
ale w czasie lektury dostarcza autentycznych wzruszeń i trudno się od
niego oderwać. Mojego serca trwale nie zranił, ale chwilami wprowadzał
je w stan tkliwego rozdygotania.
_____________
[1] Natasha Solomons, Powieść w altówce, tłum. Aleksandra Górska, Rebis, 2012, s. 13.
[2] Tamże, s. 57.
[3] Tamże, s. 423.
Natasha
Solomons.
|
"Listę..." miałam na oku, ale jakoś o niej zapomniałam. O tej książce nawet nie słyszałam. Polskie wydania obu mają sympatyczne okładki, chyba mało przystające do wojennej scenerii. Choć, skoro piszesz o angielskiej prowincji, to pewnie wojna w dalekim, dalekim tle...
OdpowiedzUsuńA jeśli ogłoszenie autentyczne, to cud, że znaleźli się chlebodawcy:)
Okładki są faktycznie ciepłe i pogodne, choć w obydwu książkach wojna odgrywa istotną rolę, ale rzeczywiście akcja powieści toczy się na poboczu wielkiej historii.
UsuńA chlebodawcy jak najbardziej się znaleźli, w dodatku wykazywali się świętą cierpliwością wobec językowej kreatywności Elise. :)
A u mnie pan Rosenblum stoi, i pewnie jeszcze postoi:) Jedyna nadzieja, że mi go wylosują stosikowo - chyba że u niego też angielska prowincja?
UsuńW drugiej części powieści jak najbardziej angielska prowincja występuje. Niestety, część londyńska jest zdecydowanie lepsza.
UsuńOkładki Solomons coraz bardziej cukierkowe, co zaczyna budzić moje podejrzenia do treści.;)
UsuńIleż to letnich powieści nam się serwuje!;)
Według mnie ta okładka aż taka słitaśna nie jest, ale moją uwagę zwróciły lekko zachwiane proporcje postaci. :)
UsuńZobaczymy, jakimi jesiennymi powieściami zostaniemy uraczeni w tym roku. :)
A czy językowa kreatywność nie powoduje wybuchów śmiechu podczas czytania, mogło by to być kolejnym walorem lektury.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, wydaje mi się, że autorka nie do końca to wykorzystała. Akcja powieści toczy się w czasie wojny, więc radosny nastrój nie byłby do koca na miejscu, ale czułam lekki nadmiar tonów patetycznych.
UsuńWydaje mi się, że to bardzo interesująca lektura, więc czemu nie :)
OdpowiedzUsuńPrzeczucie jak najbardziej słuszne. :) Miłej lektury.
UsuńJa chyba dam się skusić, wprawdzie wątek romantyczne za pewne będzie mnie denerwował, ale będzie to miły wstęp do nieco bardziej złożonej literatury, jaką sobie układam w planach na tę Jesień. :) Dzięki zatem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
To życzę Ci przyjemnych wrażeń. Jak wspominałam, nie jest to dzieło epokowe, ale ciepła opowieść, która trzyma w napięciu i budzi silne emocje. Na pewno nie jest to taki zwykły wyciskacz łez, autorce chodziło o znacznie więcej. Serdeczności!
Usuń