2 października 2011

"Wspomnienia o Zofii Nałkowskiej"


Różystki portret zwielokrotniony 

Znam taką duszę, co cmentarniejąc nie do poznania,
Sztuczną różę w śmierć niosła… Była niegdyś różystką…
Skąd ten świat cały? — I róże sztuczne?… I czyjeś łkania?
I ja — w świecie, — i ptaki — i pogrzeby — i wszystko?

Bolesław Leśmian, Słowa do pieśni bez słów

"Wspomnienia o Zofii Nałkowskiej" to zbiór osiemnastu szkiców poświęconych pisarce. Teksty napisali różni autorzy, których łączy jedno: w pewnym momencie Bóg lub los, a są tam reprezentowane różne światopoglądy, zetknął ich z Nałkowską. Lektura tej książki jest jak wizyta w gabinecie luster. Autorka "Medalionów" przegląda się w oczach kolejnych osób i za każdym razem obraz jest inny.

Mój najważniejszy zarzut wobec tej pozycji dotyczy nierównego poziomu szkiców. Odnoszę wrażenie, że niektóre osoby znalazły się w zacnym gronie autorów, bo z powodów politycznych wypadało je zaprosić. Na pewno kryterium doboru nie był styl. Dobitnie o tym świadczą niepokojące fragmenty reminiscencji Wacława Barcikowskiego: „Najłatwiej chyba można by przedstawić jej sylwetkę psychiczną, rzutując na nią rykoszetem charakterystykę niektórych jej postaci literackich, pisarz bowiem nie może się ustrzec projekcji na swoich bohaterów własnych, skrzętnie nieraz ukrywanych, procesów endogennych”[1]. Autora tych rewelacji też miałam ochotę rzutować rykoszetem.

Bardzo wzruszyły mnie natomiast wspomnienia Poli Gojawiczyńskiej, pisane w ostatnich tygodniach jej życia w szpitalu. Ostatnie zdanie urywa się w połowie. W skład zbioru wchodzą też szkice, których walory literackie widoczne są natychmiast. Do mnie przemówiły szczególnie teksty Jana Kotta i Marii Kuncewiczowej. Zastanawiam się tylko, jak Zofia Nałkowska zareagowałaby na porównanie jej dystyngowanej osoby do sępa widzianego w londyńskim zoo.

W tego typu książkach nie lada atrakcję stanowią ploteczki i anegdoty. We "Wspomnieniach o Zofii Nałkowskiej" znalazłam ich sporo, aczkolwiek stopień hojności autorów w dzieleniu się nimi jest różny. Bez wątpienia niektóre tematy dziś trafiłyby na łamy Pudelka. Czy Nałkowska miała predylekcję do młodszych panów? Dlaczego rozpadły się jej małżeństwa? Co tak naprawdę łączyło ją z gosposią? Plus liczne opowiastki o życiu uczuciowym pani Zofii, o którym krążyły legendy, podsycane zresztą przez samą pisarkę. Maria Kuncewiczowa wspomina, że kiedyś Nałkowska mrużąc drapieżnie oczy, nonszalancko skwitowała osobę Karola Irzykowskiego: "On także przeszedł przez moje pazury" [2]. Ile w tym było autokreacji na wampa, a ile prawdy? Dziś trudno orzec.

Zofia Nałkowska w Zakopanem, 1938 r.
Ze szczególnym zainteresowaniem czytałam fragmenty poświęcone literaturze. Wszyscy podkreślają sumienność Nałkowskiej, jej odpowiedzialność za słowo, dążenie do perfekcji, ciągłe niezadowolenie z efektów pracy. Jerzy Zawieyski wspomina, że autorka "Granicy" "pisała zawsze z trudem, niemal jak Flaubert, zawsze odrzucając słowa wymęczone, nic już lub niewiele dla pisarza znaczące"[3].  Podobno francuski pisarz zapytany, czy "Pani Bovary" jest już gotowa, miał odpowiedzieć: "Nie, ale mam już kadencję wszystkich zdań"[4]. Według Nałkowskiej niezgrabnie napisane zdanie uwierało jak źle skrojona suknia. Autorka "Kobiet" nie była w stanie napisać czegokolwiek bez brulionu i licznych korekt. Żywiła kult słowa, a o sobie skromnie mówiła, że nie ma talentu, jedynie "wiedzę pisarską". Nad utworami pracowała rano, leżąc w łóżku. Używała wyłącznie ołówka. Pisała na paskach papieru, które potem wszędzie rozkładała i zszywała lub spinała igiełkami, "dziobiąc to tu, to tam, jak kura"[5]. Cały pokój usiany był pióropuszami pasków i fakt, że Nałkowska potrafiła zapanować nad ich lawiną, wywoływał ogólny podziw.

Pisarka bardzo dużo czytała i gorliwie namawiała do togo adeptów literackiego rzemiosła. Ci, którzy mieli przyjemność odwiedzić Nałkowską w domu, widzieli na biurku i stole między innymi  "Rozmyślania" Marka Aureliusza, "Wyznania" św. Augustyna, "Myśli" Pascala, dzieła Dąbrowskiej, Flauberta, Tołstoja, Stendhala, Dickensa, Brontë, Colette. Ponoć mawiała, że nie powinno się czytać książek dobrych. Powinno się czytać tylko najlepsze, bo i tych nie zdąży się poznać w ciągu życia.

Nałkowska była też prekursorką blogów czytelniczych. Wraz z Jerzym Zawieyskim czytali kolejno ten sam egzemplarz książki, zakreślając fragmenty, robiąc dopiski, zadając pytania, prowadząc ze sobą dialog w formie notatek na marginesie. W swoim szkicu Zawieyski przytacza kilka notatek poczynionych przez Nałkowską w "Historiach Jakubowych" Tomasza Manna [6]. 

"Wspomnienia o Zofii Nałkowskiej" to prawdziwy rarytas dla miłośników pisarki i jej twórczości. Zbiór wyposażony jest w liczne zdjęcia, niektóre z nich widziałam po raz pierwszy. Niestety, doskwiera brak indeksu nazwisk,  dziwi też brak informacji o redaktorze zbioru. W każdym razie w wypożyczonym przeze mnie egzemplarzu nie ma nawet jego nazwiska.

Z książki wyłania się portret osoby o wielu twarzach, pełnej sprzeczności. Występuje w nich Nałkowska jako działaczka społeczna, intelektualistka, kobieta, kochanka, żona, córka, siostra, przyjaciółka. Postać wielka i jednocześnie nieco śmieszna. Zawsze dama, bez względu na okoliczności. Czy liczne wspomnienia rzucają światło na prawdziwą Zofię? Kiedyś napisała: "Między człowiekiem i człowiekiem - jest ciemność"[7].

Mimo to po przeczytaniu szkiców wydaje się bliższa. Na pożegnanie mruży do nas nieprawdopodobnie niebieskie oczy i wypowiada słowa, które usłyszał od niej Jan Kott w czerwcu 1954 roku: "Niech pan nie wierzy, że można zrezygnować. Niech pan nie wierzy, że można zrezygnować z miłości"[8]. 

__________________________
[1] "Wspomnienia o Zofii Nałkowskiej", Czytelnik 1965, s. 5. 
[2] Tamże, s. 170.
[3] Tamże, s. 335.
[4] Tamże, s. 260.
[5] Tamże, s. 335.
[6] Tamże, s. 316.
[7] Tamże, s. 286.
[8] Tamże, s. 166.
      
Moja ocena: 4+
Zofia Nałkowska w 1945 r.

23 komentarze:

  1. Lirael, chciałabym umieć tak kiedyś spojrzeć na Nałkowską, by dostrzec tę uwodzicielską siłę jej urody. Ale co spojrzę, widzę -owszem- elegancję, dystyngowaną postawę, kobiecość świadomą siebie... Ale urody nie widzę. Może fotografia była dla niej bezlitosna?

    Ciekawy zbiór, właśnie ze względu na tę mnogość spojrzeń (słuszny Twój gniew na jakość nierówną). Pudelkowe doniesienia mnie nie zniechęcają.;) Myślę sobie, że udręka Flauberta i Nałkowskiej, dumnie wyszarpujących zdania z magmy słów, które trzeba wykreślić i odrzucić, że ta udręka jest godna szacunku. I przekonuje mnie bardziej niż lekkość wyrzucania z siebie słowotoku. A jednak: ta udręka jest mi obca. Rozumiem skupienie, rozumiem szukanie kadencji i wrażliwość na niedopasowany krój zdania. Ale pisanie kojarzy mi się z radością. Nie mogę sobie wyobrazić, jak to jest, że ktoś wybiera znój-trud-udrękę pisania na swój chleb powszedni.
    I zawsze mnie dziwi, że pisarze przeznaczali na stworzenie książki tyle czasu (np. kilka lat).

    OdpowiedzUsuń
  2. To raczej nie jest lektura dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam taki ogląd postaci. A gdy myślę o Nałkowskiej, to mam pstro w głowie. Brak jednorodnych opinii w wypadku tej osoby, skrajne oceny - są zadziwiające. Książki jestem bardzo ciekawa i będę szukać.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ Tamaryszek
    Ja też na zdjęciach tej uwodzicielskiej urody nie dostrzegam, ale z opowieści wynika, że Nałkowska robiła piorunujące wrażenie na panach. :)
    Pudelkowe doniesienia stanowią dużą atrakcję w tej książce, w każdym razie ja czytałam je z pałającymi uszami i żałowałam, że nie było ich więcej.
    Najbardziej przeszkadza mi w Nałkowskiej sztuczność, która chwilami bije wręcz od jej powieści. A skoro mowa o jej książkach, smutno brzmią te fragmenty o jej twórczych męczarniach, bo dwie pozycje, które ostatnio przeczytałam niestety świadczą o tym, że był to trud w dużej mierze zmarnowany. :(
    U Flauberta tej katorgi nie wyczuwam, choć też cyzelował swoje książki do bólu.
    Nałkowska na punkcie korekt miała wręcz obsesję, w jednym ze szkiców jest mowa o liście urzędowym, który poprawiała w nieskończoność.
    Najwyraźniej jednak przyjemność z napisania tekstu rekompensowała tortury, tyle że ona wiecznie była ze swoich dzieł niezadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~ Domi
    Jeśli kiedyś zainteresujesz się twórczością Nałkowskiej, ta książka może stanowić ciekawe uzupełnienie, ale wątpię, czy jest sens się zmuszać wbrew sobie. :)

    ~ Ksiazkowiec
    To prawda, fascynująca jest możliwość obejrzenia kogoś oczami wielu osób, ale przy założeniu, że są to ludzie, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia. Tym razem nie wszyscy mieli. :)
    Nałkowska to postać bardzo kontrowersyjna i jako człowiek, i jako pisarka, więc nie dziwi mnie brak jednoznacznych ocen. Książkę polecam, miedzy innymi dla obyczajowych smaczków i ploteczek. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nałkowska jak kameleon: zależnie od pory roku, stanu zdrowia, samopoczucia, stanu uczuć ukazywała odmienne twarze:) Być może miała też odmienne maski dla rozmaitych rozmówców, znajomych, przyjaciół. Zadziwiające, że przyjaciółki miała dwie, góra trzy. Zadziwiające, że lubiły się i ceniły z Dąbrowską, być może dlatego, że każda uprawiała nieco inne poletko:) Wspomnienia mam w planach, ale wcześniej jeszcze pól ostatniego tomu dzienników:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ Zacofany.w.lekturze
    Porównanie z kameleonem bardzo trafne, tym bardziej, że kojarzy się też z chłodem, a tak Nałkowską odbieram. Brak przyjaciółek może wiązał się z tym, że świetnie czuła się we własnym towarzystwie. Plus do tego bogate życie wewnętrzne i liczni adoratorzy. :) Książkę na pewno warto przeczytać, ale kilka tekstów to nieporozumienie zupełne.:( Nałkowska bardzo ceniła Dąbrowską jako pisarkę, a w dodatku Maryjka wizualnie i towarzysko raczej nie stanowiła zagrożenia dla komtessy. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Poza tym Maryjka żyła sobie na kocią łapę z jednym mężczyzną, więc nie stanowiła też konkurencji w łowach na młodych, dobrze się zapowiadających autorów:) A co do Irzykowskiego, to faktycznie przeszedł przez "pazury" ZN i nawet toczył z nią potem mało wybredną wojnę o zwrot swoich listów:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ Zacofany.w.lekturze
    Tak mi się właśnie wydaje, że Nałkowska widziała w Maryjce raczej partnerkę intelektualną, na pewno nie konkurencję dla salonowej lwicy. :)
    Ten Irzykowski strasznie mnie rozśmieszył, bo wyobrażam go sobie jako osobę niezwykle poważną i nobliwą, a tu rozszarpywanie pazurami, kompletnie mi to do niego nie pasuje, choć jak potwierdzasz, zdarzyło się naprawdę. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Odnoszę wrażenie, że dla niej to był jakiś epizod, bo kompletnie mi ten romans umknął przy czytaniu dzienników, on natomiast pod koniec życia strasznie się indyczył o te listy, no wręcz koszmarnie, i różne brzydkie rzeczy Komtessie imputował, m.in. że chce na jego plecach wjechać do historii literatury, biedny megaloman:P

    OdpowiedzUsuń
  11. Może uważał, że stworzył perełki literackie w tych epistołach i nie życzył sobie, żeby gdzieś pod korcem na strychu pleśnią się pokrywały, tylko chciał upowszechnić i przekazać potomnym. :) W ogóle skąd jego butne założenie, że ona te listy przewiązane wstążeczką gdzieś hołubiła, mogła je natychmiast recyclingować na te słynne paski do pisania, układania i zszywania. :)
    Widzę, że w tomie VI jest sporo wzmianek o Irzykowskim, między innymi o "krakowskiej odmowie" (!), która miała miejsce w 1910 roku i o tym, że jej nie cierpiał, co być może kosztowało go życie - nie chciał przyjechać do Adamowizny, gdzie Nałkowska schroniła się w czasie wojny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam wrażenie, że jemu na starość się nieco pomieszało, uważał się za wieszcza i pisał do ZN, że chce, by historia zapamiętała ją jako odbiorczynie jego listów i uczuć:) Coś w tym sensie:P Ten przyjazd do Adamowizny to chyba właśnie element tych negocjacji o zwrot listów. ZN ich nie zmakulaturowała, miała je naprawdę i ponoć by je mu nawet wzgardliwie rzuciła pod stopy, ale nie zachował się jak dżentelmen, więc się z nim drażniła:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Zżera mnie ciekawość, co to była "odmowa krakowska", brzmi prawie tak jak "konfederacja targowicka". Najprawdopodobniej Nałkowska duchowi jego dała w pysk i poszła. :)
    Rzeczywiście, chyba droczyła się z nim w kwestii listów. Choć z drugiej strony w tym fragmencie dziennika sprawia wrażenie porażonej rozmiarem jego nienawiści.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozumiem, że ta lektura jest wstępem do biografii ZN, która ma się ukazać niebawem;)?
    Plotki plotkami, ale jak bardzo przybliżają postać czytelnikowi;) To takie budujące dowiedzieć się, że nawet najwybitniejszym zdarzały się wpadki;)

    Co do urody - myślę, że nie tylko piękno przyciąga płeć przeciwną;) Może p. Zofia miała w sobie to słynne, acz bliżej nieokreślone "coś";) Trzeba też wziąć pod uwagę, że kanon urody od czasów (sprzed) wojny nieco się zmienił.

    OdpowiedzUsuń
  15. To ja chyba pogrzebię w dziennikach za 1910 rok, mam nadzieję, że nie ma tam akurat jakiejś luki:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nawet nie przypuszczalam, ze Nalkowska byla tak ciekawa postacia. I te pudelkowe plotki, i te manuskrypty skladane z paskow... dlaczego nie uczono nas o tym w szkole przy okazji omawiania "Granicy"? Jestem przekonana, ze zaraz obudzilaby zywsze emocje :) (i bez tego bardzo dobrze wspominam te lekture, w przeciwienstwie do "Medalionow" niestety)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja może nie do końca na temat wpisu, a bardziej na temat komentarzy. Napisano tutaj, że miała zaledwie dwie może trzy przyjaciółki? Czy to mało? No chyba, że Nałkowska także inaczej rozumiała pojęcie przyjaźni..

    OdpowiedzUsuń
  18. ~ Ania
    Lektura "Wspomnień..." to raczej konsekwencja przeczytania dwu powieści Nałkowskiej, a na tę biografię czekam od kilku miesięcy. :) Już przypisy do "Dzienników" autorstwa Kirchner zapowiadają niezwykłe doznania.
    Nałkowska jest wspominana jako osoba o bardzo silnej osobowości, na pewno była osobą nietuzinkową. Zdumiewa tylko jej konsekwencja w doborze partnerów - to były osoby kompletnie do niej niepasujące, tłumiące jej twórcze zapędy.

    ~ Zacofany.w.lekturze
    Byłoby świetnie, bo ja niestety nie mam tego tomu Dzienników. Proszę, daj znać, jak znajdziesz jakieś sensacje o krakowskiej odmowie. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. ~ Katasia_k
    Ja zasygnalizowałam tylko kilka anegdotek, żeby nie psuć przyjemności z wyszukiwania. :) Przemilczałam na przykład sowę, którą Nałkowska trzymała w domu i to, że była osobą straszliwie roztargnioną. :) Kiedyś komuś włożyła przez pomyłkę do torby rękopis powieści i potem były hece z poszukiwaniem Bogu ducha winnego osobnika. :)
    "Medaliony" ze względu na treść to książka trudna i straszna, ale pod względem formy i języka majstersztyk.

    ~ Guciamal
    To na pewno nie jest mało. Tu raczej chodziło o to, że w najbliższym otoczeniu Nałkowskiej, która była osobą niezwykle towarzyską, nieustannie otaczającą się ludźmi, zdecydowanie dominowali panowie, ich towarzystwo po prostu wolała. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. @Guciamal: nie wiem, jaki jest statystyczny przydział przyjaciółek na głowę kobiety:P Ale faktycznie, tak jak napisała Lirael, ona była otoczona głównie mężczyznami, większość znajomych kobiet doprowadzała ją do szału, dosłownie kilka tolerowała i lubiła, z Dąbrowską na czele.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Lirael - sporo i dziś takich pań, które towarzystwo męskie przedkładają. Ba, sama je lubię ogromnie, choć przyjaciółkami mymi są trzy kobiety
    @ZWL - Zapewne jest jakiś statystyczny przydział przyjaciółek na głowę kobiety (statystyki obejmują dzisiaj każdą dziedzinę życia). Ja go nie znam i nie ciekawam. Też mam trzy przyjaciółki, ale kobiety w przeciwieństwie do Nałkowskiej nie doprowadzają mnie do szału. To zdanie zabrzmiało dwuznacznie i niech tak zostanie

    OdpowiedzUsuń
  22. Interesująca kobieta! Lektura notki bardzo ciekawa, tak samo jak lektura komentarzy.
    I co z tego, że Nałkowska jest mi raczej obojętna? Nic :)

    OdpowiedzUsuń
  23. ~ Agnes
    Dziękuję Ci za miłe słowa. Postać na pewno wyjątkowa, co do tego byli zgodni wszyscy autorzy szkiców wspomnieniowych, choć różnili się poziomem entuzjazmu. :) Mam nadzieję, że Twoja obojętność na Nałkowską kiedyś zamieni się w zaciekawienie. :)

    OdpowiedzUsuń