6 marca 2010

Powrót z Muminlandu, czyli fińskie impresje

Niniejszym informuję, że moja fascynacja Skandynawią, wyrosła na żyznym gruncie zamiłowania do literatury tego kręgu kulturowego, przestała mieć charakter platoniczny. Oto garść wrażeń z pięciodniowego pobytu w Finlandii.

Zajęcia odbywały się głównie w goszczącej nas szkole, tak więc nie było czasu na większe zwiedzanie. Nie sprzyjała nam też pogoda, co widać na moich zdjęciach poniżej. Mieszkaliśmy w Helsinkach. Odbyliśmy wycieczkę autokarową po stolicy, a również złożyliśmy wizytę w fabryce Fazera; co ciekawe, czyta się [facera], nie z angielska :) Tam odbyło się niekontrolowane czekoladowe obżarstwo.

Język fiński jest fascynujący! Słusznie uznawany za bardzo trudny, zarówno pod względem wymowy (szesnaście dyftongów!), jak i gramatyki (piętnaście przypadków!). Brzmi bardzo melodyjnie, chyba ze względu na liczne i zróżnicowane samogłoski, i intrygująco. Kojarzy się z węgierskim (ta sama ugrofińska podrodzina). Kompletnie nie znając na przykład francuskiego, patrząc na tekst w tym języku, mamy jednak pewne punkty zaczepienia. Drogą analogii można coś wydedukować. W przypadku języka fińskiego to niewykonalne zadanie, otaczają nas słowa i dźwięki nie kojarzące się z niczym. Dla mnie to było fascynujące doświadczenie. Na szczęście Finowie znają angielski, więc nie było problemów komunikacyjnych. Podobno poza Helsinkami nie jest to aż tak oczywiste.

Finowie bardzo dbają o swój język, niewiele angielskich napisów zobaczymy na przykład na ulicach. Nawet w przypadku nowinek technologicznych starają się tworzyć neologizmy, a nie korzystać z angielskich gotowców. Przykładowo: twardy dysk to kovalevy, telefon - puhelin, płyta DVD lub CD - levy, itp. W sumie podoba mi się ta tendencja, choć brak "miedzynarodowych" słów niekiedy doskwiera, na przykład kupując produkty spożywcze w supermarkecie kierować się musimy intuicją, wszystkie informacje na opakowaniach są po fińsku i szwedzku (drugi język oficjalny).

Przewodniczka mówiła nam, że Finowie uwielbiają czytać i są z tego dumni. Połowa mieszkańców Suomi ma karty biblioteczne, a wypożyczanie jest całkowicie za darmo. tak jak u nas Zdziwiło mnie to, że natknęłam się tylko na jedną księgarnię, i to tematyczną (architektura). Zauważyłam natomiast kilka antykwariatów. Najprawdopodobniej książki są drogie. W jakimś kiosku widziałam listę bestsellerów. Ze znajomych nazwisk zapamiętałam Larssona i Marklund.

Muminki totalnie zdominowały Helsinki :) Są wszędzie. Można je kupić na napojach, słodyczach, naczyniach, sztućcach, przyborach szkolnych, breloczkach, pocztówkach, etc. Nawet w mijanym kościele luterańskim widziałam w oknie charakterystyczny, obły, pluszowy kształt :) Licencję na sprzedaż wizerunków tych uroczych trolli ma firmowy Moomin Shop. Osoby zbzikowane na punkcie Muminków uprzedzam, że mogą tam dostać ataku histerii! Jedynie obecność moich uczniów powstrzymywała mnie od radosnych spazmów :) Zaznaczam, że odwiedziłam wariant okrojony sklepiku, na lotnisku Vantaa. Nie muszę dodawać, iż moje skromne zakupy zostały zapakowane w reklamówkę z Muminkiem, a identyczny portrecik widnieje też na paragonie. Na szczęście wszędzie dominują Muminki klasyczne w ascetycznej wersji czarno-białej, a nie landrynkowate potworki z japońskiej kreskówki.

Byłam bardzo rozczarowana, że pięknie wydana, obszerna biografia Tove Jansson, którą znalazłam w Moomin Shopie, była dostępna tylko po fińsku i szwedzku. Na pytanie, czy jest już tłumaczenie na język angielski, pani za ladą powiadomiła mnie, że niestety nie, ale pyta o nie wiele osób, tak więc istnieje szansa na rychły przekład. U nas jest tyle pozycji poświęconych Astrid Lindgren, sądzę więc, że polska wersja tej książki też cieszyłaby się dużym zainteresowaniem.

Wyprawę do Helsinek bardzo polecam, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim. Nas, niestety, ominęły morskie widoki - zamiast wody gruba tafla lodu. Skandynawia intryguje mnie coraz bardziej. Naocznie przekonałam się, że to dobrze ulokowane uczucie :) Gdybyśmy nie mieli już zaplanowanej letniej eskapady na południe Włoch, na pewno w czasie wakacji eksplorowalibyśmy z mężem te rejony. Może w 2011 roku? Zobaczymy. Bardzo zainteresowała mnie na przykład Laponia.

W czasie podróży ocieraliśmy się o VIPy. Przed odlotem do Helsinek byliśmy świadkami triumfalnego powrotu z Kanady Justyny Kowalczyk. Do Polski natomiast lecieliśmy samolotem wraz z Florence and the Machine :)

Näkemiin!

P.S.
Bardzo wszystkim dziękuję za miłe słowa. Nadrabianie blogowych zaległości zajmie mi kilka dni, tak więc z góry przepraszam za opóźnienia.

Część naszej międzynarodowej grupy i pomnik Sibeliusa.

Żółty budynek po prawej stronie to Fińska Biblioteka Narodowa.

Katedra i pomnik cara Aleksandra II.


7 komentarzy:

  1. Mój mąż też kiedyś był w Finlandii i przywiózł pluszowa pannę Migotkę:)I sporo czekoladek, którymi się zachwycał, ale ja jakoś nie podzielałam jego zachwytu.

    Fajnie że wróciłaś i się podobało:)

    OdpowiedzUsuń
  2. hej!

    fajnie, ze juz jestes z powrotem, bo bylo PUSTO bez ciebie!! dobrze, ze podroz ulozyla sie zgodnie z planem i mieliscie zapewniony ciekawy program. czekolada fazer oraz rozne wyroby sa w SE dostepne. kazda liszka swoj ogon chwali - szwedzi jadaja wylacznie swoje marabou, a finowie pewnie fazera? moje czekoladowe serce rozdarte j miedzy szwajcarie a holandie - ale z sentymentem wspominam tez szkolna wycieczke do "wawelu". widzialam wtedy jak robia landrynki i za tym smakiem landrynek z dziecinstwa czesto tesknie.

    dziekuje ci tez za symmoatyczne i dowcipne wpisy na moim blogu - odpowiem tamze

    a co do "orkiestry", to zabralam sie z motyka na slonce czyli za tlumaczenie. pierwszy rozdzial byl najgorszy (historia zaczyna sie dopiero w drugim, wiec jak cie pierwszy znuzy, to pzreskocz). jak juz zaczela sie akcja, to od razu poszlo bardziej wartko. wlasnie zbieram sie na odwage, zeby napisac do autora jutro wieczor. na ten czas moze mi kolezanka zrobi draft okladki - moze go to przekona, ze nie zawracam mu glowy na darmo

    a florence b dobra! jeden utwor znalam z radia, ale zupelnie nie znalam wykonawcy. no popatrz, jak dzialanosc na blogu rozwija!

    pozdr \ m

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
    Florence and the Machine?!?! Omdlałam! Zazdroszczę! Samej podróży również. Muminki - podziwiam,że zdołałaś się powstrzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lirael, czy dotarłaś do Inari ;-) (post poniżej - wzmianka o pięknym filmie)? Brakowało nam Ciebie. Dziękuję też za odwiedziny na naszym blogu. Tak jak obiecałam, napisałam kilka słów o filmie z Szymborską w roli głównej. Mam nadzieję, że choć w namiastce dopełnią one wrażeń, których mogłabyś doświadczyć, oglądając program. A zatem... witaj z powrotem. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj w krainie języka o ograniczonej liczbie deklinacyjnych przypadków, fikuśnej orografii, szumiąco-szeleszczącym brzmieniu i nieograniczenie wielkich możliwościach. Zapomniałam na czas przekazać pozdrowień dla Filifionki i Włóczykija. Mam nadzieję, że wiedzą jak dobrze o nich myślę... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedys na schodach przed katedra wygrzewalam sie na sloncu...
    Dawne czasy.
    Juz ponad 20 lat zycia oddalam Skandynawii i ani jednego dnia tutaj nie zaluje.
    Dodam tylko, ze Finowie odmawiaja mowienia po szwedzku ze Szwedami. Ten jezyk maja tak samo narzucony jak my kiedys mielismy rosyjski.
    bookfa

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ naczynie_gliniane
    Co do czekoladek - kwestia gustu, oczywiście oni twierdzą, że produkują najlepsze, co ciekawe mają zastrzeżony szafirowy kolor opakowań, tak jak Milka lila)), co do Panny Migotki wcale się nie dziwię temu zakupowi :)

    ~ m.
    Będę z całego serca trzymać kciuki za tłumaczenie! Masz rację, Fazer zalewa sklepy spożywcze w Finlandii, ale są dostępne też produkty innych firm, też fińskich, z wyjątkiem Lindt'a, który skandynawski chyba nie jest.

    ~ Tucha
    Szkoda, że nie wiedziałam, wzięłabym dla Ciebie autograf :)

    ~ Jolanta
    Niestety, nie dotarłam do Inari, w każdym razie fizycznie :), ale film zdobyć muszę koniecznie, ogromnie mnie zachęciłaś. Jestem Ci wdzięczna za relację z filmu o Szymborskiej. Mam nadzieję na rychłą powtórkę.

    ~ ren-tamaryszek
    Masz rację, nasz język też wywołuje zgrozę u cudzoziemców. Filifionka i Włóczykij przesyłają Ci całusy. Co ciekawe, właśnie portrecik Filifionki nabyłam w Moomin Shopie :) Za nią też przepadam.

    ~ bookfa
    Zazdroszczę Ci wygrzewania się na słońcu - było zimno, a schody były całkowicie zasypane śniegiem. Ktoś na nich wydeptał wielki znak zapytania. Ciekawie to wyglądało :) Bardzo zaciekawiła mnie historia Finlandii. Jestem zdumiona, że są wszędzie otoczeni szwedzkim, muszą się go uczyć obowiązkowo w szkole, to tak jakby u nas wszystkie napisy, znaki, itp były po polsku i niemiecku czy rosyjsku na pamiątkę zaborów i okupacji.

    OdpowiedzUsuń