"Jamnik contessy, ponadpółmetrowy śliniący się wałek, przecisnął się przez szczelinę w drzwiach i szurając, przebiegł przez sypialnię. Przed lustrem odbił się i wylądował na prześcieradle, nim jednak jego wilgotny język zdołał dosięgnąć twarzy Trona, energiczny cios cisnął go z powrotem na dywanik przed łóżkiem." [1]
Scena ta w sposób symboliczny streszcza moje wrażenia z lektury "Śniegu w Wenecji". Nie ukrywam, poczułam się niczym czworonożny pupil hrabiny. Udany, dynamiczny początek powieści, moja euforia, a potem gorzkie rozczarowanie. Intryga stopniowo staje się coraz bardziej zagmatwana, fabuła coraz mniej prawdopodobna i coraz bardziej sztuczna. Bohaterowie wędrują przed naszymi oczami niczym korowód karnawałowych masek, pozbawionych psychologicznej głębi.
Najciekawsza postać to, moim zdaniem, commissario Alvise Tron, któremu przypadło w udziale rozwiązanie zagadki kryminalnej w powieści. Około pięćdziesięcioletni kawaler mieszkający z matką, wywodzący się ze zubożałej weneckiej arystokracji, niezbyt atrakcyjny, ale sympatyczny romantyk o specyficznym poczuciu humoru. Dość przekonująco wypadła też austriacka cesarzowa, sportretowana przez Remina jako kobieta sfrustrowana z powodu samotności i nudy, budząca we Włochach oburzenie lub nabożny szacunek.
Najciekawsza postać to, moim zdaniem, commissario Alvise Tron, któremu przypadło w udziale rozwiązanie zagadki kryminalnej w powieści. Około pięćdziesięcioletni kawaler mieszkający z matką, wywodzący się ze zubożałej weneckiej arystokracji, niezbyt atrakcyjny, ale sympatyczny romantyk o specyficznym poczuciu humoru. Dość przekonująco wypadła też austriacka cesarzowa, sportretowana przez Remina jako kobieta sfrustrowana z powodu samotności i nudy, budząca we Włochach oburzenie lub nabożny szacunek.
Na skrzydełku okładki "Śniegu w Wenecji" czytamy, że autor spędził większość życia leżąc na kanapie i czytając książki. Może stąd wynikają problemy z odmalowaniem żywych, sugestywnych postaci? Powieść wydała mi się też przeładowana dialogami. Rozmowy stanowią istotny nośnik informacji w powieści kryminalnej, ale w przypadku "Śniegu w Wenecji" odczuwałam ich przesyt. Zalewają czytelnika niczym Canal Grande. Wydarzenia poznawane z drugiej ręki, poprzez konwersacje bohaterów, nie mają tak silnego wyrazu, jak fakty dziejące się bezpośrednio przed oczami czytelnika, jak zdarzenia, które musimy sami zinterpretować.
Największy walor książki Remina to obraz Wenecji. Nie tylko pora roku jest dość nietypowa – wszak na landszaftach przedstawiających Serenissimę króluje pogodna aura. Czy ktoś widział gondoliera w kożuchu? Tymczasem w Wenecji Remina króluje... śnieg. Ma on charakter metaforyczny, współgra ze smutnym nastrojem mieszkańców miasta, wynikającym z sytuacji politycznej. W naszych potocznych wyobrażeniach perła Adriatyku pławi się w przepychu i luksusowej beztrosce, tymczasem na czas akcji autor wybrał rok zdecydowanie chudy: 1862. Wtedy Wenecja należała do Austrii. Na kartach powieści pisarz uwiecznił ciekawe czasy, w których skandowane przez tłum słowo "VERDI" nie jest tylko nazwiskiem kompozytora, lecz także okrzykiem patriotycznym - akronimem "Vittorio Emanuele Re D’Italia". [2] Moja wiedza na temat tego okresu w historii Włoch była szczątkowa, a Remin mnie tematem zainteresował . Planuję przeczytać biografię cesarzowej Elżbiety. Będę w niej uważnie szukać śladów weneckich.
Plusem powieści jest też poczucie humoru autora. Wydaje mi się, że bez pastiszowego przymrużenia oka powieść kryminalna retro skazana jest na niepowodzenie, czego smutny dowód stanowi dla mnie "Świąteczna podróż" Anne Perry. Szkoda, że Nicolas Remin zamiast konstruować zawiłą intrygę kryminalną, nie skupił się na obyczajowych obserwacjach okraszonych lekko sardonicznym uśmiechem. Takie fragmenty w jego książce uważam za najlepsze.
Polska edycja "Śniegu w Wenecji" nie należy do szczególnie udanych. Korektor był najprawdopodobniej na diecie, stąd nazwa słynnego placu brzmi "Pizza San Marco”[3] . Tłumaczka też mnie nie zachwyciła. Na wielu stronach pręży się służbiście okropny "lejtnant”" Zdecydowanie wolę naszego swojskiego porucznika! "Lejtnant" kojarzy mi się z wojskami zza naszej wschodniej granicy. Irytowała mnie też niekonsekwencja w tłumaczeniu imion. Dlaczego zdecydowano się na cesarzową "Elisabeth", natomiast spolszczono ”Franciszka Józefa” i "arcyksięcia Zygmunta”? "Cesarzowa Elżbieta" lub "cesarzowa Sissi" polskiemu czytelnikowi byłaby bardziej bliska. Jestem przeciwniczką tłumaczenia na język polski nazw własnych, ale w przypadku w postaci tak mocno zakorzenionych w powszechnej świadomości należałoby zrobić wyjątek. Tłumaczce "Śniegu w Wenecji" zdarzają się też niezręczności stylistyczne i językowe, na przykład: "Czy u góry jest jeszcze kawa?"[4] , zamiast "na górze", w znaczeniu "piętro wyżej".
"Śnieg w Wenecji" jest pierwszym tomem serii powieści o komisarzu Tronie. Tom drugi został już wydany w Polsce. Jeśli ktoś po niego sięgnie, proszę, niech pozdrowi ode mnie commissario. Najprawdopodobniej "Weneckie zaręczyny" odbędą się bowiem bez mojego udziału.
[1] Nicolas Remin, "Śnieg w Wenecji", tłum. J. Filipek, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008, s.14-15.Polska edycja "Śniegu w Wenecji" nie należy do szczególnie udanych. Korektor był najprawdopodobniej na diecie, stąd nazwa słynnego placu brzmi "Pizza San Marco”[3] . Tłumaczka też mnie nie zachwyciła. Na wielu stronach pręży się służbiście okropny "lejtnant”" Zdecydowanie wolę naszego swojskiego porucznika! "Lejtnant" kojarzy mi się z wojskami zza naszej wschodniej granicy. Irytowała mnie też niekonsekwencja w tłumaczeniu imion. Dlaczego zdecydowano się na cesarzową "Elisabeth", natomiast spolszczono ”Franciszka Józefa” i "arcyksięcia Zygmunta”? "Cesarzowa Elżbieta" lub "cesarzowa Sissi" polskiemu czytelnikowi byłaby bardziej bliska. Jestem przeciwniczką tłumaczenia na język polski nazw własnych, ale w przypadku w postaci tak mocno zakorzenionych w powszechnej świadomości należałoby zrobić wyjątek. Tłumaczce "Śniegu w Wenecji" zdarzają się też niezręczności stylistyczne i językowe, na przykład: "Czy u góry jest jeszcze kawa?"[4] , zamiast "na górze", w znaczeniu "piętro wyżej".
"Śnieg w Wenecji" jest pierwszym tomem serii powieści o komisarzu Tronie. Tom drugi został już wydany w Polsce. Jeśli ktoś po niego sięgnie, proszę, niech pozdrowi ode mnie commissario. Najprawdopodobniej "Weneckie zaręczyny" odbędą się bowiem bez mojego udziału.
[2] Tamże, s. 85.
[3] Tamże, s. 85.
[4] Tamże, s. 18.
Moja ocena: 3+
Cesarzowa Elżbieta, w powieści Nicolasa Remina występuje jako detektyw amator :)
Portret autorstwa Franza Xavera Winterhalta.
Portret autorstwa Franza Xavera Winterhalta.
P.S.
Krótki wywiad z Nicolasem Reminem w języku niemieckim.
Dzięki temu blogowi bywam w Wenecji codziennie :)
Krótki wywiad z Nicolasem Reminem w języku niemieckim.
Dzięki temu blogowi bywam w Wenecji codziennie :)
Wenecja w wersji folderowo-pocztówkowej
Ach te jamniki, wszędzie się wcisną, choć może mogłoby się obyć bez tego ciosu? Nie wiem, czy kręgosłup mojej Soni byłby w stanie przetrzymać jakikolwiek cios, nie mówiąc już o energicznym ;).
OdpowiedzUsuńPo książkę z pewnością nie sięgnę, a co do Wenecji, no cóż, też ostatnio czytałam książkę z Wenecją w tytule, tyle, że samej Wenecji było w niej mało, a i odczucia moje niezbyt dobre niestety :(
Ech, nie lubię Wenecji...chociaż podobno jej prawdziwe piękno kryje się pod jej sztuczną fasadą...:) Jednak jako taką słabość do niej mam, jak do wszystkiego co włoskie :) więc może i na książkę się skuszę...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Lirael, rozbawiłaś mnie podsumowaniem poziomu edytorskiego książki, nie mówiąc o tym, że cała recenzja daje do myślenia. Jest to smutne, niestety, że wydawnictwa coraz częściej idą na ilość, nie na jakość. Stąd takie kwiatki językowe. Wydawnictwa najchętniej w ogóle nie płaciłyby za redakcję; wygląda to najczęściej tak, że zleca się książkę do jednej korekty i płaci marną stawkę, a tymczasem publikacja wymaga: 1) redakcji, 2) I korekty, 3) II korekty. Stawka za taką pracę rośnie co najmniej czterokrotnie. Korektor jest tylko człowiekiem, nie maszyną. Jeśli ma do czynienia ze słabym tłumaczeniem, nie jest w stanie podczas jednego czytania wyłapać wszystkich niuansów. Dlatego za taki poziom edytorski publikacji obwiniałabym wydawnictwo, które ma tak opracowaną książkę, jak sobie za to zapłaciło.
OdpowiedzUsuńA Wenecję uwielbiam w wydaniu Manna. Zamierzam o jego "weneckiej" książce napisać wkrótce na blogu. Pozdrawiam ciepło. :)
"Korektor był najprawdopodobniej na diecie"... albo właśnie przywieźli mu pizzę:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w Jolantą. Tym bardziej podziwiam korektorki (głównie kobiety w tym zawodzie, dlatego forma żeńska).
Na marginesie...
OdpowiedzUsuńZajrzałam na rekomendowany wenecki blog. Ciekawa rzecz.
Blogosfera jest dla mnie w miarę świeżym odkryciem. Wciąż ekscytuje mnie, ile ciekawych stron polskojęzycznych mogę tu znaleźć. Rozglądam się umiarkowanie, bo to aż w głowie się kręci. Poza tym -jestem pewna- że wiele dobrego i tak pozostanie poza moją percepcją. I już dookreślam swoje ulubione.
A tu zupełnie inny smaczek: podglądanie świata okiem tubylców różnych stron. Świetna sprawa. Twoje linki do blogów anglojęzycznych to naprawdę cenna furtka, w którą się czasami zapuszczę.
Ale to tylko dodatkowy smaczek Lektur Lirael.
Pozdrawiam:) Czekam na znajomość z Sissi.
hej,
OdpowiedzUsuńczyzbym cie zarazila czepianiem sie do detali? ;-)
dla mnie JEDYNYM komisarzem policji weneckiej j nieoceniony komisarz brunetti (ponizej komisarza sie nie zadaja), zas ulubionym jamnikiem nieoceniony ferdynand wspanialy. chyba sie wiec nie skusze na lekture - dzieki za ostrzezenie!
Marzę o wycieczce do Wenecji odkąd skończyłam dziesięć lat i po raz pierwszy ujrzałam słynny karnawał przebranych w maski turystów w jakimś czasopiśmie. A propo twojej uwagi, o małej wyrazistości gł. bohaterów, chyba rzeczywiście tak się dzieje, kiedy człowiek zamyka się w czterech ścianach, nie zna prawdziwego życia, jego zgiełku, trudno mu wówczas odmalować plastyczne postacie, realistyczne, bazuje więc na tym, co przeczytał w książce lub zobaczył w tv. No cóż... ale wierz mi, wśród pisarzy, tych dobrych, naprawdę niewielu rezygnuje z odosobnienia. Nie sposób być duszą towarzystwa i pisarzem czy poetą jednocześnie. Dochodzi wówczas w głowie artysty do pewnego rodzaju kakofonii a to nie sprzyja tworzeniu... Takie jest przynajmniej moje skromne zdanie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
jeszcze sie dopisze á propos tlumaczenia. otóz w "li" richard o malo nie zostal...speleologiem. jak czytala ksiazke dla siebie, to tak jakos to widzialam, oczyma duszy mojej, ze richard umiera w jaskini. troche mnie to nawet zaskoczylo, bo nie wygladal na ten typ faceta - ale sobie wytlumaczylam, ze przeprowadzka do FR wyzwolila jego nowe "ja". dopiero w polowie tlumaczenia doszlam jednak do wniosku, ze biedaczek polegl w piwnicy!
OdpowiedzUsuńpotem zaczelam sie zastanawiac CO jeszcze zrozumialam opatrznie?
pozdr \ m
Znowu swietnie napisane i dzieki za podpowiedz o tym blogu weneckim -super miejsce,piekne zdjecia:)
OdpowiedzUsuńJesli przeczytasz cos o Cesarzowej Sissi,to wspomnij o tym kiedys:)
~izusr
OdpowiedzUsuńWiele głasków dla Twojej Soni!
Nie dość, że był cios, to jeszcze bohater miał nadzieję, że połamał jamniczkowi żebra :(
Powiedz sama, czy po czymś takim mogłam zachwycić się "Śniegiem w Wenecji"? ;)
Czytałam Twoją recenzję, najwyraźniej mamy pecha do powieści o Serenissimie.
~Tucha
Ja Wenecję lubię. Oprócz blichtru i miejsc rozdeptywanych przez turystów kryje w sobie wiele tajemnic i uroku.
Jeśli przeczytasz tę powieść, będę wdzięczna za recenzję, aby porównać opinie.
~Jolanta
Masz rację, odnoszę wrażenie, że wiele wydawnictw za wszelka cenę stara się obniżyć koszty.
Zawsze dziwi mnie to, że w latach 60-tych, 70-tych nikt nie słyszał o komputerach, edytorach tekstu, spellcheckach, a wydane w tamtym okresie publikacje są praktycznie nieskazitelne, jeśli chodzi o literówki.
Twoja wenecka podróż z Mannem ogromnie mnie zaciekawiła i z entuzjazmem czekam na relację! :)
~naczynie_gliniane
Pizza mogła wywołać twórczy ferment:)
Faktycznie, korektorkami są prawie wyłącznie panie. Też podziwiam ich trud i cierpliwość.
~tamaryszek
Wenecki blog jest nader sympatyczny, publikowane zdjęcia robią na mnie wrażenie. Cieszę się ogromnie, że czasem korzystasz z tych linków, niekiedy udaje się wyłowić coś ciekawego.
Sissi mnie zaintrygowała i planuję się z nią zaprzyjaźnić za sprawą biografii. :)
~blog sygrydy dumnej
Lekturę "Śniegu w Wenecji" naprawdę możesz sobie darować.
Cóż, osobiście nad Brunettiego przedkładam Montalbano, też komisarz, a jakże! :)
Wolę powieści Camilleriego niż twórczość Donny Leon.
Czepianie się drobiazgów mam we krwi i cieszę się, że nie jestem w tym odosobniona. :)
Ja też bardzo często czytam "oczami duszy mojej" co miewa zabawne konsekwencje. Najważniejsze, że Richard nie poległ w tej jaskini :)
Bardzo kibicuję Twojemu tłumaczeniu i z całego serca życzę, żeby wszystko poszło po Twojej myśli.
~Ąnhelli
Takie rozdarcie między wieżą z kości słoniowej a tętniącym życiem tłumem to chyba cecha charakterystyczna wielu twórców. Moim zdaniem pisarz powinien zasmakować życia w najróżniejszych przejawach.
Trzymam kciuki, żeby spełniło się Twoje marzenie o Wenecji!
~Ęmocja
Dziękuję Ci! Biografia Sissi już piętrzy się na stosiku lektur do przeczytania, obiecuję, że napiszę recenzję. dzięki weneckiemu blogowi odbywam codzienne darmowe wycieczki :)
Uwielbiam Cesarzową, więc dopisuję książkę do listy MUST READ :)
OdpowiedzUsuń~hasita86
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, Sissi to postać bardzo intrygująca. Mam nadzieję, że jej biografia autorstwa Brigitte Hamann mnie nie rozczaruje.
Ja przeczytałam tą książkę http://www.amazon.de/dp/3854983972?tag=wienstadtpwie-21&camp=1410&creative=6378&linkCode=as1&creativeASIN=3854983972&adid=1J4G1X05R84GKMDDHFEG& (sorry za taki link, ale ciężko było znaleźć inny. Bardzo ciekawie podane fakty i ciekawostki z życia Cesarzowej.
OdpowiedzUsuńMam w planach poświęcić jej serie notek na blogu :)
~hasita86
OdpowiedzUsuńPod wpływem Twojego komentarza zajrzałam do tej biografii i muszę powiedzieć, że to może być świetna lektura.
Jest bardzo fajnie napisana... Podane są na prawdę ciekawe rzeczy. Dużo zdjęć. Ja w tym roku byłam w Wideniu, ale nie miałam czasu na Muzeum Sisi, niestety :( Ale obiecałam sobie, że wrócę i poświęce na nie cały dzień, bo tyle trzeba liczyć :)
OdpowiedzUsuń