Czworonożne wyrzuty
sumienia
Praca nad książką Włodzimierza A. Gibasiewicza „Psy znanych i
lubianych” zapewne przebiegała w następujących etapach:
Faza 1: ułożenie
zestawu nieskomplikowanych pytań, które zostaną zadane sławnym właścicielom
psów.
Faza 2: wykorzystanie
znajomego celebryty, żeby dotrzeć do innych popularnych osób.
Faza 3: przeprowadzenie
wywiadów. Niekiedy z wykorzystaniem żon/mężów VIPów.
Faza 4: napisanie i
opublikowanie książki.
Recepta wydaje się
zaskakująco prosta. Najsłabszym ogniwem okazał się numer jeden. Wszystkim interlokutorom
autor zadaje prawie identyczne pytania, co sprawia, że lektura bywa nużąca. Tym
bardziej, że w kwestii takiej, jak na przykład sprzątanie psich kupek i obcinanie
ogonów czy kopiowanie uszu, rozmówcy byli zwykle zgodni.
Koncept Gibasiewicza
nie grzeszy oryginalnością. Na przykład kilka lat temu czytałam bliźniaczo
podobną książkę, „O psach, kotach i aniołach” Jana Strzałki. Mimo to „Psy
znanych i lubianych” pochłonęłam z
przyjemnością i jestem przekonana, że gdyby ktoś przeprowadził wywiady o czworonogach
ze współczesnymi celebrytami, również odniósłby sukces wydawniczy.
„Psy znanych i
lubianych” to dziewiętnaście wywiadów, które łączy wspólny temat: czworonożni
ulubieńcy. Gibasiewicz dotarł między innymi do Jerzego Dudy-Gracza, Leonarda
Pietraszaka, Krystyny Sienkiewicz, Andrzeja Szczypiorskiego, Eryka Lipińskiego,
Marii Czubaszek, Szymona Kobylińskiego, Andrzeja Drawicza i innych znanych
osób. Każdą rozmowę poprzedza biogram napisany ciepło i ze swadą, oraz zdjęcie
bohatera, oczywiście najczęściej w psim towarzystwie. Fotografie są malutkie i
niezbyt dobrej jakości.
Rozmówcy autora,
notabene lekarza weterynarii, szczodrze dzielą się z nim blaskami i nędzami codziennego
życia z psami. Wśród barwnie opisywanych czworonogów wyróżniają się niezależne i pewne
siebie jamniki: oprócz pupilków rozmówców w wywiadach przewijają się: Dupek
Melchiora Wańkowicza, Puzon Jerzego Waldorffa, Baltazar królowej Danii
Małgorzaty II, suczka Danuty Rinn. Tytuł rozmowy z Krystyną Szostek-Radkową: „To
nie pies, to jamnik” wyjaśnia wiele. Trzynaście lat z naszą Misią uwrażliwiło mnie
na tajniki jamniczej duszy, więc przewagę przedstawicieli tej rasy oraz liczne
ekstrawaganckie zachowania przyjmowałam z olimpijskim spokojem.
W wywiadach dominują anegdoty
i zabawne historie, ale przeplatają się z nimi dramatyczne wspomnienia z czasów
wojny. Na przykład As Janusza Krasińskiego podzielił losy tysięcy polskich
psów:
As przetrwał z nami pierwsze lata wojny. Podczas bombardowania Warszawy chował się z nami w schronach, zawsze przy nodze, nawet gdy palił się nad nami dom, wytrwał przerażony nie mniej niż ja. Sąsiedzi dziwili się, jak to jest możliwe, że udało mu się przeżyć ten najgorszy okres wojny. [1]
Stanisław Głąbiński
wspomina kundelka Mikę, którego żołnierze rosyjscy zatłukli kolbami karabinów i
swoją pracę w hundkomandzie w obozie koncentracyjnym Gross-Rosen, natomiast ujadanie
i skomlenie psów uratowało Stanisława Szwarc-Bronikowskiego przed oddziałem SS.
Oprócz dykteryjek
zdarzają się w książce głębsze refleksje na temat czworonogów i roli, jaką
odgrywają w naszym życiu. Leonard Pietraszak opisuje kynologicznych maniaków
jako rodzaj nieszkodliwej sekty:
psiarze, ci prawdziwi psiarze, są trochę innymi ludźmi, zdrowszymi duchowo, potrafiącymi pełniej żyć, łatwiej nawiązać kontakt z innym człowiekiem, innym zwierzęciem, łatwiej im mówić o swoich uczuciach, znają smak i uczciwe prawa przyjaźni.[2]
Przejmujące są
fragmenty o śmierci ulubieńców. Trawestując wiersz Szymborskiej chciałoby się
powiedzieć: „Tego nie robi się człowiekowi”.
Wzruszyło mnie to, jak śmierć psa przeżywał Leonard Buczkowski:
kiedy kręcił w 1966 roku film „Marysia i Napoleon”, nikt nie miał serca, by mu powiedzieć, że jego pies wyskoczył z domu i zginął pod kołami samochodu. Wreszcie kogoś wysłano. Cała ekipa patrzyła na niego – Buczkowski powiedział: „no, to kręcimy dalej”. Kręcono właśnie scenę balu, raptem aktorzy przestali grać, patrzą, a on siedzi pod kamerą, nie patrzy, co się wokół dzieje i płacze…[3]
Pod koniec marca rozstaliśmy się na zawsze z
naszą jamniczką, więc wyjątkowo dobrze rozumiałam Romana Kłosowskiego, który na
scenie zapomniał słów monologu po otrzymaniu wiadomości o śmierci swojego ukochanego
boksera, i Konrada Swinarskiego, który zrezygnował z intratnego kontraktu zagranicznego
powodu depresji po stracie psa.
Jak zwykle bywa w
przypadku takich zbiorów wywiadów, poziom poszczególnych tekstów jest urozmaicony.
Płytka do bólu wydała mi się rozmowa z Bogumiłą Wander. Najbardziej podobał mi
się wywiad z Jerzym Dudą-Graczem. Oprócz zwierzeń o pupilce-jamniczce pokusił
się o ogólniejsze, niestety dość gorzkie, refleksje o naszym stosunku do zwierząt.
Twierdzi wręcz, że „psy to chodzące, czworonożne wyrzuty naszego sumienia,
wspaniałego, polskiego sumienia…”[4]
_______
[1] Włodzimierz A.
Gibasiewicz, Psy znanych i lubianych,
Kantor Wydawniczy SAWW, 1992, s. 20.
[2] Tamże, s. 171.
[3] Tamże, s. 180-181.
[4] Tamże, s. 202.
Moja ocena: 4-
Jest też książka A. Piechowiak "Koty i ich sławni ludzie" ;-)
OdpowiedzUsuńO, to już mój postulat poniżej jest nieaktualny:)
UsuńJa też się zastanawiałam, czy jest wersja kocia. :) Dzięki!
UsuńJuż się bałam, że jako kociara będę dyskryminowana.;) Co mają powiedzieć właściciele kanarków i mniej popularnych zwierząt?
UsuńOsobiście chętnie zajrzałabym do toreb(ek) różnych osób, podobno sporo mówią o właścicielach.
Okazuje się, że nie ma powodów do obaw, o kociarzach też pomyślano. :) Jest też chyba książka autorstwa zaklinacza kotów. :)
UsuńMotyw świnki morskiej Gabrieli Zapolskiej o wdzięcznym imieniu Frou-frou pojawił się niedawno na Płaszczu, więc o dyskryminacji nie ma chyba mowy. :)
Jeśli zaklinacza kotów, to muszę ją znaleźć - może mi się przydać.;)
UsuńTutaj szczegółowe informacje. Nie zawadzi znać kilka hipnotycznych spojrzeń i parę tajnych metod. :)
UsuńWczoraj wpatrywałam się swojemu nygusowi w ślepia z odległości 15 cm i natychmiast zaczął zasypiać.;) Może mam predyspozycje?;)
UsuńNiestety, moje próby zaklinania szalejącej Bonisławy kończą się jeszcze intensywniejszym brykaniem. :) Chyba poproszę Cię o nagranie filmiku a la Kaszpirowski i w razie potrzeby będę odtwarzać. :)
Usuń:) Na wszelki wypadek wykonam jeszcze kilka prób, żeby się upewnić, czy to nie był przypadek.;)
UsuńDobrze, z góry dzięki za raport z serii eksperymentów. :)
UsuńJa poproszę o kotach znanych i lubianych jako wiadomy maniak:) Właśnie w rosie po kolanach i ciemnościach ganiałem po okolicy, żeby skusić kocisko do powrotu do ciepłego domu :D
OdpowiedzUsuńMoże Leninek czuje, że zbliża się zima i chce wykorzystać ostatnie cieplejsze chwile na łowy. :) dobrze, że udało ci się go podstępnie zwabić.
UsuńPodstępne wabienie polegałoby na machaniu plastrem szynki, obyło się teraz bez wspomagaczy, sam wylazł z dziury, widać zmarzł albo mu myszy spać poszły:)
UsuńTrochę dziwne, że przy tej pogodzie poczuł zew natury. Chyba trzeba profilaktycznie nosić ze sobą plasterek szynki w portfelu. :)
UsuńCo tam pogoda, jak wszystkie gryzonie z okolicy pchają się do ciepłych wnętrz i trzeba na straży stać:))
UsuńNie tłamś w Leninku poczucia misji, widocznie czuje potrzebę napełnienia spiżarni przed zimą. :) Ale z drugiej strony może nadal przynosi Wam truchełka w dowód miłości. :(
UsuńOstatnio były trzy jednego dnia, niech już się te migracje skończą:)
UsuńBleee, współczuję. :( Mam nadzieję, że Królewny nie natknęły się na hojne dary Leninka.
UsuńMoże on chce Wam coś powiedzieć symboliką liczb? :)
Chwilowo jakoś się nie natknęły na te dowody kociej miłości:) A kot mówi: ja upolowałem, teraz daj mi szynki:P
UsuńMoże uważa, że szynka powstaje z jego cennych łupów. :)
UsuńPrędzej uważa, że sami zjadamy smaczne gryzonie, a jemu rzucamy jakiś ochłap:P
UsuńSkoro oddaje pyszne gryzonie w hołdzie, bardzo Was kocha. W ramach rewanżu zróbcie mu gustowny kostium na Halloween, na przykład taki. :)
UsuńKoniecznie. I koszyk do łapki, niech idzie zbierać cukierki po sąsiadach :D
UsuńNiech sąsiedzi się wcześniej przygotują. Dyskretnie podrzućcie im ten przepis. :)
UsuńRaczej niech zawijają kawałki wołowiny w srebrne papierki:P
UsuńUprzedźcie dużo wcześniej, żeby zdążyli się zaopatrzyć. :)
UsuńZaraz rozpuszczę wici:D
UsuńProponuję rozplakatować, ewentualnie kilka ogłoszeń przez megafon w szokujących porach. :)
UsuńKsiążka wygląda ciekawie, ale jakoś nie czuję się przekonana - ciągle się waham. Z jednej strony uwielbiam książki o relacjach ludzi ze zwierzętami (dlatego nie mogę przeboleć faktu, że W.A.B. nie wydaje już serii Biosfera), z drugiej czynnik ludzki w tym zestawieniu interesuje mnie najmniej. Co w połączeniu z tym, że osobami znanymi nie interesuję się kompletnie owocuje pewnymi czytelniczymi obawami...
OdpowiedzUsuńPS. Była jeszcze kiedyś taka książka o kotach - "Koty i ich sławni ludzie".;)
Przyjrzę się Biosferze. Jeśli miałam do czynienia z jakąś książką, nie wiedziałam, że to z tej serii. :)
UsuńKilka znanych osób z wywiadów Gibasiewicza kompletnie zniknęło w mrokach dziejów. Książkę wydano w 1992 r., a kilka nazwisk zupełnie nic mi nie mówi.
Akcent w "Psach znanych i lubianych" pada zdecydowanie na czynnik czworonożny, więc jeśli kiedyś się natkniesz, może przejrzyj. Kilka fragmentów na to zasługuje, choć całość bywa nudnawa.
Mam nadzieję, że kiedyś przeczytam koci wariant. :)
tak się sklada, że cytowany przez Ciebie Janusz Krasiński (ktorego ja akutrat kojarzę, bo czytałam jakieś jego książki) bardzo niedawno temu zmarł.
OdpowiedzUsuńNo i trafiłam w necie na takie
okołopsie wspomnienie
Całość jednakowoż nie dla mnie, bo pewnie bardziej by mnie interesował czynnik ludzki.
Wielkie dzięki za link. Ciekawe wspomnienie i ładnie wpisuje się w ciepły obraz Krasińskiego, jaki wyłania się z wywiadu. Niestety, nie czytałam jeszcze żadnej jego książki.
UsuńCzynnik ludzki u Gibasiewicza został brutalnie zepchnięty na margines przez wyszczekanych pupilków. :)
Pewnie gdyby mi wpadła w ręce, przeczytałabym, ale kupować specjalnie nie będę, bo jak mówisz, nie jest zbyt oryginalna i lotna.
OdpowiedzUsuńJestem psiarą (kociarą też, nie wiem, co więcej, pewnie pół na pół), mogłabym wiele historii o swoich zwierzakach opowiedzieć, o tragicznej śmierci też, lubię słuchać innych o tym opowiadających, ale żeby to było ciekawie napisane.
Myślę, że z ludźmi, którzy nie chcą mieć żadnego zwierzaka w domu, jest coś nie tak. Pomijam względy praktyczne, że nie ma ich, że wyjazdy itp.
A Zofia Czerwińska była w tej książce. Jej miłość do psa jest słynna w środowisku. Ja ją też zawsze kojarzę z Jackiem na smyczy
Spokojnie można sobie darować, choć w sumie bezpretensjonalna i ciepła lektura. Podobnie jak Ty lubię opowieści o futrzakach, ale fragmenty o wyrządzanej im krzywdzie czy o ich śmierci przeżywam okropnie. Pamiętam, że przy końcówce "Marley i ja" dosłownie tonęłam we łzach.
UsuńCzasem decyzja o nieposiadaniu zwierzaka jest trudna i wynika z odpowiedzialności, na przykład jeśli ktoś wie, że nie byłby w stanie poświęcić psu tyle czasu, ile potrzebuje. Plus właśnie wspomniane przez Ciebie problemy logistyczne. Ale osobiście nie wyobrażam sobie naszego mieszkania bez psiej obecności. Może dobrze, że jest niewielkie, bo byłaby już przypuszczalnie horda kilkunastu pupilków, a nie dwie sunie. :)
O ile dobrze pamiętam, Zofii Czerwińskiej nie było, a w każdym razie autor nie przeprowadził z nią wywiadu.
decyzja trudna i odpowiedzialność wielka, ale są tacy, co i dom mają, i czas by był, pieniądze też, ale po prostu zwierzaków nie lubią. Musi być z nimi coś nie tak.
UsuńZofii Cz. nie było? Szkoda, ciekawa byłabym, co ona mówi o swoim Jacku (średni sznaucer, zawsze w chusteczce na szyi).
A widziałaś może ten film, gdzie facet z psem pływa kilka godzin, bo pies cierpi i tylko w wodzie zasypia? Na tym to ja się dopiero spłakałam. Na Marleyu też, okropnie
Są też tacy, którzy nie mogą się pozbierać po śmierci ulubieńca i postanawiają już nigdy nie mieć psiaka. Mam koleżankę w pracy, która podjęła taką decyzję po odejściu ukochanego jamnisia. kilka razy agitowałam, żeby sobie sprawiła futrzaka, ale nic z tego,choć ostatnio zaczęła coś przebąkiwać o szkockich terierach. :)
UsuńNie jestem pewna, może ktoś Zofię Cz. wspominał, ale rozmówczynią nie była na pewno.
Nie, nie widziałam tego filmu. Zapewne zareagowałbym dokładnie tak jak Ty. Dlatego też nie oglądałam ekranizacji Marleya, choć podobno trochę inna niż wersja książkowa.
Czytałam tę książkę. Pamiętam, że również byłam trochę zawiedziona nierównością poszczególnych wywiadów. Niemniej ja jako psiara (a od pewnego czasu także kociara) uwielbiam takie historie na czterech łapach. Wzruszają mnie one niezmiennie, czasami zupełnie nieracjonalnie :))
OdpowiedzUsuńMyślałam, że upolowałam na Allegro białego kruka. :) Śledzę dość uważnie literaturę psią i właśnie bardzo się zdziwiłam, kiedy przypadkiem natknęłam się na ten zbiór wywiadów, bo nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Widziałam, że Gibasiewicz napisał jeszcze kilka innych książek. Zainteresowało mnie na przykład opracowanie na temat polskich weterynarzy w czasie wojny. Może kiedyś przeczytam.
UsuńKoci odłam rodzinki znam tylko z relacji na blogu i jest przecudny! Również pod względem imienniczym. :)
Co do wzruszeń - u mnie jest identycznie. :) Czasem wręcz unikam tematu, bo wiem, że mnie rozklei dokumentnie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo prawda, jamniki są niesamowite. Nasza Misia była dokładnie taka, jak napisałaś. Spojrzenia i miny (tak!) nie do podrobienia, a już zwłaszcza, jak jej na czymś bardzo zależało, w połączeniu z całą gamą popiskiwań.
UsuńMoże przy okazji przejrzyj tę książkę, parę fragmentów na to zasługuje.
Fajna pozycja dla miłośników psów, ale nie tylko. Sam osobiście raczej wolę koty :) Bardzo przystępna recenzja książki, czytało się z przyjemnością, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Myślę, że fragmenty tej książki sprawią radość również kotolubnym czytelnikom. :) Tym bardziej, że niektórzy rozmówcy mają w domu nie tylko psy, ale i koty, o których też ciekawie opowiadają.
UsuńDoskonale rozumiem twierdzenie "To nie pies, to jamnik." W nie do końca dającej sie określić przyszłości planujemy zakup szkockiego teriera i wygląda na to, że te psy są co najmniej równie skomplikowane i charakterne co jamniki : http://www.tartanscottie.com/scottie_breed_personality.htm
OdpowiedzUsuńKatasiu, w lipcu byliśmy na tygodniowych wczasach nad Pilicą połączonych z psim szkoleniem (rewelacja!) i w grupie z naszą Nelą była m.in. szkocka terierka o imieniu Shanti. Co ciekawe, była koloru pszenicznego, co u szkocików nie zdarza się często. Sympatyczna właścicielka miała też ze sobą dwumiesięcznego szczeniaczka, czarnego, który przyjechał po to, żeby się socjalizować. :) Z moich obserwacji wynika, że faktycznie charakterek niczego sobie. Taki właśnie jamniczy. :)
UsuńOgromne dzięki za link, kapitalny ten tekst! A już porównanie do Don Kichota cudne. Zaraz prześlę link koleżance, która też marzy o terierku szkockim, a miała kiedyś jamniczka. :)