Inna niż wszystkie kamyki
na plaży
Jeśli kiedyś spiszę listę
miejsc, które chciałabym odwiedzić pod wpływem obejrzanych filmów i
przeczytanych książek, na pewno umieszczę na niej Lyme Regis. Polubiłam to
angielskie miasteczko za sprawą „Kochanicy Francuza” Johna Fowlesa w wersji
literackiej i filmowej. „Dziewczyna z muszlą” Tracy Chevalier upewniła mnie w
przekonaniu, że to wyjątkowo urokliwy zakątek. Podobnie jak sama powieść.
Czytać takie książki
uwielbiam. Pisać o nich się boję, bo zawsze na dnie serca kołacze się niepokój:
czy potrafię oddać surowymi słowami to, co podobało mi się najbardziej? W „Dziewczynie
z muszlą” było wiele takich rzeczy. Nie wszystkie umiem nazwać.
Ciągłe napięcie między
dwiema głównymi postaciami i nie do końca oczywiste motywy ich postępowania
sprawiają, że oderwanie się od lektury wymaga nie lada silnej woli. Dobrym
pomysłem okazała się narracyjna przeplatanka: kolejne wydarzenia poznajemy z perspektywy
raz jednej, raz drugiej bohaterki. Ta technika według mnie uwypukla różnice
między Mary Anning a Elizabeth Philpot
i pozwala je lepiej zrozumieć.
Czasem odnoszę wrażenie,
że we współczesnej literaturze dostępnej w polskich księgarniach brakuje „książek
środka”. Autorzy albo celują bardzo
wysoko, albo schlebiają niezbyt wyrafinowanym gustom. „Dziewczyna z muszlą” z
wdziękiem wypełnia tę lukę. To sprawnie napisana, trzymająca w napięciu powieść
biograficzna z wyrazistymi bohaterami, odmalowanymi tak żywo, że często zapominałam
o istnieniu Tracy Chevalier i fikcji literackiej. Wydawało mi się, że to rzeczywiście
Mary i Elizabeth opowiadają o losach swojej trudnej przyjaźni.
Na pierwszy rzut oka
bohaterki „Dziewczyny z perłą” dzieli dosłownie wszystko: pochodzenie, stan majątkowy,
wiek. Okazuje się, że mimo to rodzi się między nimi przyjaźń oparta na wspólnej
pasji, która chwilami przeradza się wręcz w obsesję. To „zajęcie, które nie
przystoi damie, brudne i tajemnicze”[1]: Mary i Elizabeth są poszukiwaczkami i
kolekcjonerkami skamielin, zwanych „osobliwościami” albo „dziwami”. Historia
ich znajomości jest burzliwa, a przyjaźń zostaje poddana kilku próbom.
Jeden z najciekawszych
wątków powieści opowiada o rozpaczliwych próbach wejścia do świata nauki
podejmowanych przez kobiety w dziewiętnastym wieku. Panie nie miały żadnych szans.
Jedyną możliwą do zaakceptowania formą było sprzedawanie mężczyznom owoców
swojej pracy. To oni potem podawali się jako ich autorzy. Mimo to Mary Anning została
uznana przez The British Royal Society za jedną z dziesięciu Brytyjek, które
wywarły największy wpływ na historię nauki. Mam nadzieję, że zechcecie się
przekonać, jak to możliwe, że krnąbrna, uboga dziewczyna, bez żadnego
wykształcenia, ale „inna niż wszystkie kamyki na plaży”[2], sprawiła, że
badacze w nowym świetle zobaczyli dzieje świata, i jaką w tym wszystkim rolę
odegrała uczuciowa stara panna, Elizabeth Philpot.
Niestety, znowu muszę
obsesyjnie powrócić do wątku dziwnych przekładów tytułów. „Dziewczyna z muszlą”
nie ma kompletnie nic wspólnego z metaforyczną wersją oryginalną, „Remarkable
Creatures”. Zapewne była to próba nawiązania do wcześniejszej powieści Tracy
Chevalier, „Dziewczyna z perłą”. Aluzja jest szyta nićmi o grubości postronków.
Mówiąc wprost chyba chodziło o odcinanie kuponów od ogromnej popularności powieści
o Vermeerze. Wydawnictwo nie pomyślało o tym, że taki tytuł może wywołać
błędne przekonanie, że to kolejny tom serii, tudzież niezbyt zabawną komedię
innych omyłek.
Będę uważnie obserwować następne
pisarskie dokonania Tracy Chevalier, którą po skądinąd sympatycznej „Dziewczynie
z perłą” potraktowałam trochę zbyt protekcjonalnie. Na styczeń przewidziana
jest premiera nowej powieści, „The Last Runaway”, której tłem będą
dziewiętnastowieczne Stany Zjednoczone.
______
[1] Tracy Chevalier, Dziewczyna
z muszlą, tłum. Maria Olejniczak-Skaarsgard, Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz,
2011, s. 29.
[2] Tamże, s. 10.
Więcej o Remarkable Creatures na stronie autorki.
Moja ocena: 5+
![]() |
Tracy
Chevalier
|
Gdzieś już czytałem pean na temat tej książki, równie smakowity. Czy są w niej jakieś konkrety naukowe?
OdpowiedzUsuńOpisy odkryć jak najbardziej konkretne, postać niesamowicie ciekawa. Przypuszczam, że książka ma u Ciebie spore szanse. :)
UsuńDlatego się dopytuję, bo poczytałem sobie kilka świetnych rzeczy o ewolucjonizmie i paleontologii, ale ani jednej powieści:) Herbert Wendt - bardzo polecam:)
UsuńPrzeglądam sobie książki Wendta i właśnie się natknęłam na okładkę "Śladami Noego" z jednorożcem! :)
UsuńTo koniecznie tę powieść Chevalier weź pod uwagę.
Mój egzemplarz nie ma, niestety, obwoluty. Ale książka warta poznania, podobnie jak Szukałem Adama. Być może trochę się zestarzały pod względem stanu wiedzy, ale pisane są tak, jak lubię, barwnie i wciągająco.
UsuńDzięki, będę o nich pamiętać. Dość ciekawą bibliografię podaje Chevalier na końcu książki, ale wszystko raczej trudne u nas do zdobycia, bo po angielsku. Dowiedziałam się przy okazji, że Fowles napisał monografię Lyme Regis.
UsuńWidzę, że Lyme Regis wykorzystała też Jane Austen:)
UsuńMiałam też o tym napisać, bo o Jane mówi się w "Dziewczynie z muszlą". :) Siostra Elizabeth, Margaret, miała ją widywać na balach w Lyme Regis.
UsuńChevalier podaje jeszcze jedną ciekawą niefikcyjną historię: podobno Jane zgłosiła się do ojca Mary Anning, żeby naprawił dla niej wieko kufra podróżnego, ale zaproponował taką astronomiczną cenę, że zrezygnowała, a całą historię z oburzeniem opisała Kasandrze. :)
O proszę, ciekawe, czy ten list jest w polskim wydaniu:) Z bywalczyń Lyme Regis mignęła mi jeszcze Beatrix Potter, normalnie festiwal gwiazd, jak w Międzyzdrojach:PP
UsuńPrzy okazji sprawdzę ten list. To był wrzesień 1804 roku.
UsuńTak się składa, że bywalczynie to moje ulubienice, więc tym bardziej powinnam się tam wybrać. :)
A propos festiwalu to można dołączyć bohaterkę "Kochanicy..." w wykonaniu Meryl Streep - vide kultowa scena na the Cobb. Właśnie sobie uzmysłowiłam, że po raz 428 muszę znowu obejrzeć ten film. :)
No takich dżentelmenów to już nie bywa:)
UsuńWprawdzie książka Fowlesa ma alternatywne zakończenia, ale zaryzykuję stwierdzenie, że w tym przypadku dżentelmeństwo poprowadziło bohatera na cudne manowce. :)
UsuńInteresujący post.)
OdpowiedzUsuńDziękuję, a powieść bardzo polecam.
UsuńZnam jedynie ekranizację Dziewczyny z perłą, dzięki której zainteresowałam się Vermeerem. Film bardzo mi się podobał. Z recenzji wnoszę jednak, że wyżej oceniasz Dziewczynę z muszlą.
OdpowiedzUsuńCo do "Dziewczyny z perłą" książka jest moim zdaniem lepsza niż adaptacja filmowa. "Dziewczyna z muszlą" wydaje mi się głębsza i lepsza pod tzw. względem warsztatowym.
UsuńP.S.
Dzięki Tobie już poprawiłam pomyłkę w nazwisku malarza. :)
Nie zauważyłam pomyłki :)guciamal
UsuńUfff. :) To dobrze, bo była okropna.
UsuńOglądałam film "Dziewczyna z perłą", ale nie wiedziałam, że jest też książka...:)
UsuńJest, jak najbardziej, tylko sława adaptacji filmowej zdecydowanie ją przyćmiła. :)
UsuńJako zupełnemu laikowi wydawniczemu zawsze wydawało mi się, że tytuł powinien jakkolwiek nawiązywać do zamysłu autora. Na tym przykładzie widać w jak wielkim byłam błędzie.
OdpowiedzUsuńNapisałaś o tej książce tak zachęcająco, że już zrobiłam szybki rzut oka do katalogu mojej biblioteki i proszę, jest! Smakowicie wygląda też inna dostępna tam pozycja tej autorki - "Płonął ogień twoich oczu", o Williamie Blake.
Z tytułami są różne horrory, w każdym razie ostatnio pechowo się na takie natykam. :)
Usuń"Płonął ogień twoich oczu" mam, też zapowiada się nieźle, aczkolwiek dziewoja na okładce polskiego wydania raczej zniechęca. Nie lubię takich dosłownych do bólu okładek. I znowu z tytułem będzie heca, bo polski wariant sugeruje jakieś romansowe historie, a to jest na pewno nawiązanie do wiersza Blake'a: "Tiger, tiger, burning bright. In the forests of the night...".
Okładki nie widziałam, zostawię tę przyjemność na później:)
UsuńTakie "hece" z tytułami zdają się, niestety, wskazywać, co się sprzedaje i pod co wydawcy starają się tak rozpaczliwie podszyć. Tu poszli w romanse, bo wydali to jeszcze zanim rozpoczął się boom na skandynawskie kryminały. Gdybyż tylko wiedzieli! Już widzę tę czarną okładkę i wielkie białe litery: "mrożąca krew w żyłach prawdziwa historia o wyklętym poecie"!
W przypadku "Dziewczyny z..." to podszycie jest dość dziwne, bo to przecież powieść tej samej autorki. czyżby założenie, że czytelnik bezkrytycznie pójdzie na lep?
UsuńTutaj dla porównania wersja angielska.
Skandynawskie klimaty okładki plus Blake to mogłaby być mieszanka melancholijnie piorunująca. :)
Dziewczyna z perłą mnie nie zachwyciła, ale też nie odrzuciła. A Twoja recenzja zachęca do lektury.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że muszla okaże się zdecydowanie ciekawsza niż perła. :) Miłych wrażeń z lektury,, jeśli się skusisz na tę książkę, do czego gorąco Cię zachęcam.
UsuńPrzyznam, że właśnie za sprawą tytułu i skojarzeń, o których piszesz, omijałam książkę szerokim łukiem. Ale skoro wspominasz Fowlesa, to może się kiedyś skuszę.
OdpowiedzUsuń"Płonął ogień twoich oczu" jako tytuł robi na mnie piorunujące wrażenie.;)
Skuś się bezwzględnie. Idealna lektura nadmorsko-urlopowa i nie tylko.
UsuńA propos piorun odgrywa ważną rolę w życiu Mary Anning.
Tytuł z płonącymi oczami odpycha mnie od książki, którą już od dawna mam zamiar przeczytać ze względu na Blake'a. Zastanawiałam się, czy nie jest to cytat z polskiego przekładu wiersza, ale jednak wątpię. :) Naprawdę dziwne, bo "Tygrys" to jest przecież jeden z najbardziej znanych wierszy po angielsku.
Jeśli "Płonął..." nie jest cytatem, tym bardziej kuriozalny to tytuł. I niewygodny.;)
UsuńCiekawe, że Chevalier nie jest pierwszą autorką, która dała powieści tytuł 'Burning Bright'.
Nieśmiali czytelnicy mogą mieć wręcz problem z poproszeniem o tę książkę w bibliotece lub księgarni. :)
UsuńWidziałam, że tytuł angielski cieszy się wzięciem. Jak się okazuje, sympatia do wiersza Blake'a jest powszechna. :)
Blake'owi można tylko zazdrościć, że stworzył tak nośny wers i wiersz.;)
UsuńObawiam się, że Blake mógłby mieć drobne zastrzeżenia do polskiego przekładu a la Albatros. :) Może w książce jest uzasadnienie takiej wersji, kto wie.
UsuńGotowy powód, aby przeczytać książkę.;)
UsuńNęcący jest jeszcze ówczesny Londyn w charakterze tła wydarzeń. :)
UsuńCzytałam "Dziewczynę z muszlą" i muszę przyznać, że początki były trudne, ale z czasem, nawet pisałam o tym u siebie, osoba Mary fascynowała mnie coraz bardziej. Podobało mi się bardzo posłowie autorki. Nawet moja córka zainteresowała się Mary Anning i zabłysnęła na lekcji przyrody z informacją kto odkrył plezjozaura i ichtiozaura ;)
OdpowiedzUsuńTeraz czekam w bibliotecznej kolejce na "Dziewczynę z perłą".
Masz rację, posłowie jest świetne! I zgadzam się z Tobą, że powieść stopniowo nabiera kolorów.
UsuńTo świetnie, że córka tak bardzo zainteresowała się Mary, ona zasługuje na zdecydowanie więcej uwagi. Szczerze mówiąc przed przeczytaniem książki Chevalier nie miałam pojęcia o jej istnieniu.
Bardzo jestem ciekawa, jakie wrażenie zrobi na Tobie "Dziewczyna z perłą".
Sama nie zwróciłabym uwagi na tę książkę - sklasyfikowałabym ją na stracie jako coś, co może rozminąć się z moim gustem (za sprawą tytułu, okładki). Ale widzę, że to pierwsze wrażenie jest mylne i powieść zapowiada się całkiem interesująco. Mnie także bardzo brakuje takiej "literatury środka" - czegoś co będzie "do poczytania", ale nie infantylne, przewidywalne i niskiej jakości.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku było trochę inaczej: odkąd przeczytałam o tej książce w zapowiedziach, spodziewałam się czegoś ciekawego i tytuł plus okładka mnie nie odstraszyły. :)
UsuńWłaśnie przez kilka ostatnich miesięcy z paru powodów czułam wzmożoną potrzebę poczytania czegoś "środkowego" i naprawdę nie było łatwo znaleźć. "Dziewczyna z muszlą" pasuje idealnie.
Lubię książki, które w dość charakterystyczny sposób opisują bohaterów pod względem psychologicznym, więc prawdopodobnie ta powieść bardzo by mi się spodobała. No i ciekawa jestem tej miejscowości po Twojej recenzji... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrówka ;)
Sol
Miejscowość piękna i ciekawa. Mam nadzieję, że kiedyś zawitam w Lyme Regis niewirtualnie. :)
UsuńZachęcam Cię do przeczytania powieści Chevalier. Psychologia postaci nie powinna Cię rozczarować.
Mam bardzo podobne wrażenie, jeśli idzie o "książki środka" dla kobie na polskich półkach. Mi też ich brakuje. Dobrze, że znalazłaś coś co wypełnia lukę :)
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że kolejne powieści Chevalier będą równie udane. Dziwię się, że "Remarkable Creatures" nie doczekały się jeszcze adaptacji filmowej.
UsuńRównież mam taką nadzieję. Ogólnie lubię powieść kobiecą z historią w tle. Mi obiecująca wydaje się Vanora Benett (http://ksiazkimojejsiostry.blox.pl/2012/02/Kobieta-z-obrazu-Holbeina-czyli-Portret-nieznanej.html), ale na polski również została przetłumaczona tylko jedna z jej książek.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię takie powieści i cieszę się, że rzeczywiście coś drgnęło w literaturze inspirowanej historią Polski.
UsuńPowieść Benett mam na pewno, spokojnie sobie czeka na przeczytanie. :) Cieszę się, że zapowiada się smakowicie.
Powieść bardzo współgra z twoimi internetowymi spacerami po plaży:) Po pozytywnych recenzjach kupiłam już chwilę temu. Książka skraca sobie czas oczekiwania w kolejce wędrowaniem do dobrych ludzi. Po rozprawieniu się ze zbyt obszernym tematem, który chciałabym w końcu podsumować, czas na "półkowniki". Serdeczności:)
OdpowiedzUsuńCzasem sobie myślałam o Internetowej Plaży Muszli czytając powieść Chevalier. :)
UsuńDla miłośniczek nadmorskich przechadzek, ale bez nerwowego slalomu między kocykami, leżakami i parawanikami, to jest książka wręcz wymarzona. Ten "półkownik" zdecydowanie zasługuje na przepchnięcie się w kolejce.
Przeczytałam "Dziewczynę z muszlą" w sierpniu, ale wydaje mi się, że późnojesienną, dżdżystą porą sprawdzi się jeszcze lepiej. Również serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Nie czytałam książki i nie oglądałam filmu. Po przeczytaniu Twojej recenzji muszę to zmienić. To zdecydowanie coś w moim klimacie. Dziękuję za zachęcającą recenzję:)
OdpowiedzUsuńFilmu jeszcze nie ma. Widziałam, że są plany, ma to być koprodukcja australijsko-angielska. Szczegółów niestety nie ma żadnych. Jest natomiast adaptacja "Dziewczyny z perłą", całkiem niezła.
UsuńMam nadzieję, że powieść Ci się spodoba choć w części tak bardzo jak mnie. :)
Podoba mi się okładka książki, która odsyła do wspomnianej przez Ciebie "Kochanicy Francuza." Tylko kolor wody, jakby bardziej śródziemnomorski niż angielski ;)
OdpowiedzUsuńSpodobało mi się również Twoje określenie o "aluzji szytej nićmi o grubości postronków" - właśnie dla takich perełek tak chętnie zaglądam na Twój blog :)
Podobnie jak pozostali komentatorzy, nie mogę nie nadziwić się tytułowi "Płonął ogień Twoich oczu", który świetnie sprawdziłby się w kinie bollywoodzkim, ale w księgarni/bibliotece raczej odstrasza.
Rzeczywiście, malownicze lazury na polskiej okładce wydają się zdecydowanie niebrytyjskie. :) Chyba wersja oryginalna jest zdecydowanie bardziej realistyczna.
UsuńKatasiu, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Niesamowicie cieszę się, że lubisz tu zaglądać.
Z ciekawości sprawdziłam, jak przełożono "Burning Bright" na inne języki. Po włosku to "L'innocenza", po francusku "Innocence", po hiszpańsku "El maestro de la inocencia". Wersji niemieckiej chyba nie ma wcale.
Nasz "Płonął ogień Twoich oczu" bije wszelkie rekordy. :)
Świetna recenzja, bardzo zachęcająca :) Zgadzam się z tym, że brakuje "książek środka" ;)
OdpowiedzUsuńDzięki i mam nadzieję, że powieść Chevalier Ciebie też oczaruje.
UsuńRzeczywiście tytuł niezbyt trafiony, a książkę chętnie przeczytam, wyborna recenzja:)
OdpowiedzUsuńNajbardziej irytujące w tym tytule jest podobieństwo do "Dziewczyny z perłą". W ostatnią niedzielę musiałam przez kilka minut tłumaczyć mamie różnicę, bo myślała, że uporczywie namawiam ją do ponownego przeczytania tej samej książki. :)
UsuńDziękuję Ci Olu za miłe słowa.