"Balzakiana" Jacka Dehnela zainspirowały mnie do zapoznania się z twórczością autora „Komedii ludzkiej”. W tym celu pomknęłam rączo niczym strzała Robin Hooda do osiedlowej biblioteki. Półka z dziełami francuskiego pisarza uginała się pod ciężarem licznych tomów, co uzmysłowiło mi, że raczej nie mam do czynienia z powieściami rozchwytywanymi przez czytelników. Z tą gorzką refleksją oraz „Eugenią Grandet” w torbie udałam się do domu.
Powieść przeczytałam szybko. Towarzyszyły mi mieszane uczucia. Tematem "Eugenii Grandet" jest destrukcyjny wpływ pieniądza na psychikę człowieka i jego relacje z najbliższymi. Diagnoza Balzaka jest pesymistyczna – to zjawisko powszechne, autor mówi wręcz o „wolnomularstwie namiętności”[1]. Dobra materialne postawione zostały na piedestał, a uczucia i wartości najprostsze (przyjaźń, miłość, empatia) nie odgrywają najmniejszej roli: „Powiedzieć: „Straciłeś ojca”, to było nic – ojcowie umierają przed dziećmi. Ale powiedzieć: „Nie masz grosza!” – wszystkie nieszczęścia ziemi mieściły się w tych słowach." [2]
Miłośnikom dziewiętnastowiecznej klasyki "Eugenia Grandet" sprawi dużo satysfakcji. Ostrze satyry połyskuje chłodno. Autor dystansuje się wobec opisywanego świata z sarkazmem - "ironia jest podstawą charakteru Opatrzności” [3]. Bohaterowie są pełnokrwiści niczym befsztyki. Balzac drobiazgowo i sugestywnie odmalowuje ówczesne życie codzienne i obyczaje w prowincjonalnym miasteczku.
Podziwiałam stylistyczną wirtuozerię francuskiego pisarza (i polskiego tłumacza!) – już pierwsze zdanie rytmicznie kołysze i rozpala ciekawość czytelnika: "Istnieją w niektórych miastach prowincjonalnych domy, których widok rodzi melancholię podobną tej, jaką budzą najposępniejsze klasztory, najbardziej jednostajne stepy lub najsmutniejsze ruiny"[4]. Uczciwość nakazuje dodać, że zdarzają się też fragmenty nieco trącące naftaliną i pełne egzaltacji: "Eugenia była jeszcze na owym brzegu życia, gdzie kwitną dziecięce złudzenia, gdzie zrywa się stokrocie z rozkoszą później nieznaną.”[5]
Jest jednak pewne „ale”. Mnie w tym wszystkim brakuje głębi, podwójnego dna, czegoś nieuchwytnego, co odróżnia książkę przeciętną od arcydzieła. Moim zdaniem w Balzaku jest więcej sprawnego rzemieślnika niż natchnionego artysty. Fabuła wydała mi się też dość przewidywalna - już w momencie, gdy fircykowaty kuzyn Karol wkracza do salonu państwa Grandet nie trzeba być Sybillą, by odgadnąć następstwa tego wydarzenia.
Wybaczcie brak okładki w tej recenzji, ale nie sądzę, by epatowanie Was pustym płóciennym prostokątem w kolorze granatowym, miało większy sens. A tak właśnie wygląda edycja, którą wypożyczyłam. Książka została wydana w 1954, co nadaje jej specyficznego uroku. Opatrzono ją posłowiem polskiego redaktora, z cytatem z „Manifestu komunistycznego”. W posłowiu do "Eugenii Grandet" jest mowa o walce klas i destrukcyjnej roli burżuazji. Nie odmówię sobie przyjemności przytoczenia płomiennego fragmentu: "I dopiero w sto lat później prawie, w dalekim kraju, o którym zapewne sam Grandet nic dokładnie nie wiedział, złamie tę zasadę rewolucja, która, gdziekolwiek potem nastąpi, nigdy już tam odtąd nie pozwala odradzać się dramatowi Eugenii” [6].
Tym optymistycznym akcentem powinnam zakończyć, ale dodam jeszcze, że po lekturze "Eugenii Grandet" doszłam do wniosku, że pastisz Dehnela w "Balzakianach" jest wyśmienity i w większym stopniu go doceniłam.
[1] Honoriusz Balzac, „Eugenia Grandet”, tłum. T. Żeleński (Boy), Spółdzielnia Wydawnicza "Czytelnik", 1954, s. 13.
[2] Tamże, s. 90-91.[3] Tamże, s. 31.
[4] Tamże, s. 5.
[5] Tamże, s. 70.
[6] Tamże, s.235.
Moja ocena: 4
To świetnie, jeśli współczesna literatura inspiruje do odkrywania literatury dziewiętnastowiecznej.
OdpowiedzUsuńOstatnio chodzi za mną Balzak.
Interesujące spostrzeżenia, zwłaszcza to: "Moim zdaniem w Balzaku jest więcej sprawnego rzemieślnika niż natchnionego artysty."
Czasami to właśnie rzemiosło, a nie natchnienie (będące ulotnym, eterycznym i często nieuchwytnym zjawiskiem) decyduje o "arcydzielności", chociaż - oczywiście - każdy czytelnik ma swój własny, indywidualny "kanon".
Odnośnie posłowia: ot, symptom czasów, w jakich Polacy żyli ; )
Pozdrawiam serdecznie!
jak to dobrze, ze zostalas zainspirowana do pzreczytania balzaka! zawsze mówilam mojemu dziecku, ze go zle ucza w szwedzkiej szkole, bo nie czytaja balzaka, a balzak to ojciec i mistrz powiesci. mnie tam te "stokrotki" i inne takie boízmy kreca - ale wychowalam sie czesciowo na jakis zakurzonych pzredwojennych wydaniach
OdpowiedzUsuńja tam uwazam, ze balzac j lepszy od prousta...
Również za trafne uważam Twoje spostrzeżenie, że Balzac to rzemieślnik. Tak właśnie to czuję. "Eugenię" czytałam w liceum jako lekturę i raczej nie pielęgnuję ciepłych wspomnieć związanych z jej lekturą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moja znajomość Balzaka niestety ogranicza się tylko do "Ojca Goriot"; był taki czas, że czytałam lit. francuską dużo i chętnie, ale głównie były to przygodówki takie jak Hrabia Monte Christo czy Trzej Muszkieterzy - oczywiście Dumas uwielbiam, podobnież jak innego znanego fr. twórce - Hugo. Może dam się skusić tej jesieni na coś Balzaca. Dojrzałam dzisiaj przelotnie, że ruszyło nowe wyzwanie, właśnie dotyczące klasyki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i serdecznie :)
"Eugenia Grandet" nie należy chyba do najlepszych dzieł Balzaca, chociażby "Jszczur" jest już ciekawszy.
OdpowiedzUsuńBoy o nim bardzo ładnie pisze, właściwie ciekawsze jest czytanie zdań Boya na temat Balzaca, niż jego książki same w sobie.
Ja tak jak Basia, w szkole czytałam "Ojca Goriot" i preferowałam Dumasa.
OdpowiedzUsuńAż dziw, że biblioteka przechowuje tak stare wydania, bo znam takie, które pozbywają się nieczytanych przez trzy lata z rzędu - wielka szkoda.
Nie czytałam jeszcze żadnej powieści Balzaca! Liceum nie wymogło tego na mnie, a potem to już inne rzeczy są człowiekowi w głowie ;)
OdpowiedzUsuńTej wiosny zabrałam się za jeden tom (bo zebrałam ich kilka w celu zmiany tego smutnego stanu rzeczy), jednak przypadło to na okres tzw. kryzysu czytelniczego i książka wylądowała na powrót na półce :/ Zatem wszystko przede mną...
Dobrze, że przypominasz o starych tytułach i klasykach :)
SERDECZNIE ZAPRASZAM DO LEKTURY ESEJU O BALZAKU
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Bohaterowie są pełnokrwiści niczym befsztyki... :-)) Coś w tym jest.:) A ja bym Balzaka nie dyskredytowała. Styl jest symptomem tamtej epoki, egzaltacja również. Pewnie i samo tłumaczenie jest już nieco anachroniczne. Rzemieślnikiem był Balzak bez wątpienia: napisać tyle powieści!!! Ale to dobre, często genialne rzemiosło. Wystarczy choćby wspomnieć Kostylewa z "Innego świata" i jego przebudzenie po lekturze książek Balzaka czy film "Balzak i mała Chinka".
OdpowiedzUsuńLirael, pozdrawiam ciepło. :)
~ owarinaiyume
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twoich wrażeń, jeśli sięgniesz po Balzaka.
~ blog sygrydy dumnej
Co do wyższości Balzaka nad Proustem - hmmm... Tu bym miała wątpliwości.
~ Inez
Ja z kolei dość posępnie z czasów licealnych wspominam "Ojca Goriot"...
~ Barbara Silver
Balzak dobrze komponuje się z jesienną aura i kubkiem gorącej herbaty (pamiętam o Twoich krytycznych uwagach o kawie!), tak więc polecam. :)
~ liritio
To bardzo ciekawe, będę musiała dotrzeć do opinii Boya o Balzaku! A "Jaszczura" postaram się upolować! :)
~ nutta
Też byłam zaskoczona leciwym wydaniem, raczej takich książek się nie spotyka w osiedlowej bibliotece. Miałam więc szczęście i przyjemność zapoznania się z odkrywczym posłowiem ;)
~ maiooffka
Gdyby nie Dehnel, przypuszczalnie nie skusiłabym się na Balzaka. Ciekawa jestem, jak Tobie się spodoba.
~ PAMIĘTNIK SKLEROTYKA
Za zaproszenie dziękuję, chętnie skorzystam. :)
~ Jolanta
Niestety, wydaje mi się, że w przypadku Balzaka imponująca liczba powieści nie szła w parze z jakością. Absolutnie go nie przekreślam, ma wiele zalet. chwilowo jednak potrzebuję odpoczynku :)
Ja też bardzo serdecznie cię pozdrawiam!