"Ravel" Jeana Echenoz to fabularyzowana, fragmentaryczna biografia kompozytora "Bolera". Książka zaczyna się, gdy muzyk ma pięćdziesiąt dwa lata, jest u szczytu sławy i wybiera się na triumfalne tournee po Stanach Zjednoczonych, a kończy się jego śmiercią. Sięgnęłam po tę pozycję za sprawą pochlebnej recenzji w "Nowych Książkach". Czy był to czas stracony? No, je ne regrette rien.
Gdybym miała stworzyć imaginacyjny portret kompozytora "Bolera" bez dostępu do autentycznej ikonografii, na pewno skupiłabym się na oczach. Spojrzenie Ravela wyobrażam sobie jako jednocześnie chmurne i miękkie jak aksamit. Tu byłam bliska prawdy. Fikcją okazała się moja wizja muzyka jako mężczyzny o urodzie typowego południowca. Nic bardziej mylnego. Kompozytor był bowiem mizernej postury, co przyczyniło się do wielkich kompleksów. Oddajmy głos brutalnym liczbom: "metr sześćdziesiąt jeden, czterdzieści pięć kilogramów, siedemdziesiąt siedem centymetrów w obwodzie klatki piersiowej. Ravel ma wymiary dżokeja". [1] Kobiety nie mdleją na jego widok. Kiedy w młodości zaproponował małżeństwo pewnej damie, ta wybuchnęła gromkim śmiechem, przy świadkach oświadczając, że chyba zwariował. Ten upiorny epizod na pewno przyczynił się do emocjonalnej oziębłości muzyka. Sporym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że kompozytor utworów tak nasyconych namiętnością był osobą samotną i aseksualną. "Nic nam o tym nie wiadomo, żeby miał kogoś kochać, kobietę czy mężczyznę, kogokolwiek" [2].
Ravel to czlowiek nietuzinkowy. Genialny artysta, ale też neurotyczny ekscentryk Odmawia przyjęcia Legii Honorowej. Ostentacyjnie obraża się na muzyków, którzy interpretują jego utwory na swój sposób. Cechują go "elegancki dystans, kurtuazyjna prostota, lodowata uprzejmość, jest człowiekiem oschłym, niezbyt rozmownym, ale szykownym, ubranym jak spod igły przez dwadzieścia cztery godziny na dobę." [3]
Tekst poświęcony Ravelowi nie może się obyć bez wzmianki o "Bolerze", rozpoznawalnym i cenionym nawet przez osoby, u których muzyka klasyczna wywołuje dreszcz obrzydzenia. Triumf tego dzieła zadziwił wszystkich, począwszy od kompozytora. Ten "utwór tak naprawdę nie ma formy, rozwinięcia ani modulacji, jest samym rytmem i aranżacją. Krótko mówiąc, jest to coś, co dokonuje aktu samozniszczenia, partytura bez muzyki, bezprzedmiotowa fabryka orkiestralna, samobójstwo, którego orężem jest wyłącznie narastanie dźwięku." [4]
Echenoz z pietyzmem rekonstruuje świat otaczający Ravela. Szczególnie precyzyjnie i z wyraźną lubością opisuje środki transportu. Oto malowniczy obraz kabiny na transatlantyku, którym Ravel wyruszył do Ameryki: "To apartament luksusowy - mieszana boazeria z sykomory i węgierskiego dębu oraz klonu w kolorze szkarłatu i cętkowanej szarości, obicia z chintzu, meble z cytrynowca i palisandru, podwójna łazienka w wiśniowej brokateli." [5] Styl Jeana Echenoz jest bardzo plastyczny i elegancki. Autor unika taniego sentymentalizmu, który był sporym zagrożeniem we fragmentach poświęconych wyniszczającej chorobie i śmierci kompozytora. Książka nie porywa i nie oszałamia, ale dobrze się czyta i prowokuje do refleksji. Przed rozpoczęciem lektury przygotujcie sobie płyty z utworami monsieur Ravela. Ja wśród roztoczańskich pól i lasów byłam tej możliwości pozbawiona.
_________________
[2] Tamże, s. 60.
[3] Tamże, s. 17.
[4] Tamże, s. 56.
[5] Tamże, s.16.
Moja ocena: 4+
Maurice Ravel
Poniżej Bolero, które zrewolucjonizowało tańce na lodzie.
Ciekawostka: wczoraj za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć, jak nazywali się brytyjscy łyżwiarze. Dziś w nocy, z pewnością za sprawą monsieur Ravela ;), przyśniły mi się ich nazwiska. :) Jayne Torvill & Christopher Dean.
Ciekawostka: wczoraj za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć, jak nazywali się brytyjscy łyżwiarze. Dziś w nocy, z pewnością za sprawą monsieur Ravela ;), przyśniły mi się ich nazwiska. :) Jayne Torvill & Christopher Dean.
b piekna okladka! przypomina mozaiki gaudiego - czyli ladniejsza juz byc nie moze ;-)
OdpowiedzUsuńwidze, ze bezlitosnie obdarlas (za autorem) biednego ravela z nimbu tajemniczosci. rzeczywiscie, mial biedak chyba szczescie, iz nie zyl w czasach paris hilton. bo dzisiaj zmuszony bylby chodzic codziennie na gimanstyke i dbac o siebie niczym piotr rubik... lubie muzyke klasyczna i biografie tazke, wiec chetnie kiedys przeczytam
Mam podobne skojarzenia co do okładki jak Sygryda;)
OdpowiedzUsuńSame wymiary skłaniają mnie do lektury;)
Czyli taka biografia życia dojrzałego, tak? Czy są odsłony retrospektywne? Ale jeśli nawet, to prawdopodobnie w stylu lekko rzuconych w przeszłość strumyków światła. Tak gdybam.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że są takie dysproporcje między życiem a namiętną muzyką. Na miłość nie było może recepty, ale w jakimś kontraście do lirycznych emocji pozostają też -wg mnie- wystudzone eleganckie maniery i cała wykwintność scenerii.
Bolero - nieśmiertelne!
Och jaka piekna, mozaikowa okladka! Nie wiem, jaki jest jej zwiazek z trescia (czy powinnam sie wstydzic swojej ignorancji? Moze zwiazek jest oczywisty?)
OdpowiedzUsuńPrzypominaja mi sie Wspomnienia Moniki Zeromskiej - jak uciekala przed Bolerem z Filharmonii bo ja przerazilo i przytloczylo. Ono moze przytlaczac rzeczywiscie. Dla mnie jest troche jak goraczka.
I mnie okładka zachwyciła. Niemniej, sama książka raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńSzczególnie zaniepokoił mnie ten obwód klatki piersiowej. On był prawdziwym chucherkiem. A co do aury tajemniczości to podobno bardzo lubił się nią otaczać. Głupio mi, że tak brutalnie obnażyłam za autorem jego kompleksy.
Niestety, nie zapamiętałam autora ilustracji, a książkę oddałam już do biblioteki.
~ czytanki.anki
Okładką faktycznie udana, uwielbiam takie właśnie niedosłowne.
Rozmiary książki przyjazne i zachęcające :) Trzeba tylko odrobinę więcej czasu niż na wysłuchanie "Bolera" :)
~ tamaryszek
Oj, "biografia życia dojrzałego", to jest świetne określenie, którego mi brakowało! Podobnie jak "lekko rzuconych w przeszłość strumyków światła". Tak pięknie to nazwałaś. Jest ich jednak niewiele, moim zdaniem za mało.
~ Hannah
Teoretycznie związku nie ma żadnego, ilustracja jest abstrakcyjna i moim zdaniem symbolizuje "dezintegrację pozytywną" Ravela :) Ale oczywiście interpretować ją można na wiele sposobów, m.in. nawiązując do choroby kompozytora.
Twoja uwaga o "Bolerze": "Dla mnie jest trochę jak gorączka" świetnie oddaje to co czuję słuchając tego utworu!
~ Futbolowa
Generalnie Noir sur Blanc cenię za ciekawe okładki i ta potwierdza moja opinię.
Mrau... :) Bardzo klimatyczne cuś :) Aż poczułam kubkami smakowymi delikatny bukiet smakowy wytrawnego, czerwonego, jako że Ravel najlepiej smakuje mi przy winie i ewentualnie jakiejś wykwintnej kolacji :) Wielki plusik, ode mnie dla ciebie :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :P :*
~ Barbara Silver
OdpowiedzUsuńZa plusik bardzo dziękuję, a książkę polecam. Właśnie klimatyczna i przejmująca.