Piećdziesięciopięcioletnia Szwedka sfrustrowana swoją ojczyzną, w której drażni ją przede wszystkim materializm i niesprawiedliwość społeczna, postanawia zamieszkać we Francji. Korzystnie sprzedaje mieszkanie w Sztokholmie, co wywołuje w niej poczucie winy, i kupuje podupadłe domostwo z ogrodem w Bretanii. Tam zaczyna nowe życie.
Brzmi znajomo? Raczej tak, ale pragnę uspokoić czytelników reagujących wysypką na zalew egzaltowanych toskańskich expat-diariuszy, że tym razem jest inaczej. Moim zdaniem lepiej. W opinii większości recenzentów jednej z księgarń internetowych znacznie gorzej: "Zimna, nieciekawa, zupełnie nie oddaje piękna regionu, który opisuje.", "Szkoda papieru, pieniędzy i naszego czasu.", "Knot".
Okazuje się, że największa zaleta tej książki dla wielu osób stanowi jej najgorszą wadę. "Cena wody w Finistère" wolna jest bowiem od minoderii i mizdrzenia się do czytelnika. W tego typu literaturze zdarza się, że piękne krajobrazy mają służyć tylko jako tło dla wizualnych i intelektualnych walorów autora, który nie ukrywa, że jest sobą oczarowany. Bodil Malmsten sprawia wrażenie osoby naturalnej i bezpośredniej, jest zachwycona okolicą, ale nie wyraża tego w sposób pretensjonalny. Nawiasem mówiąc autorka nie znosi takich afektowanych opowieści: "Świat potrzebuje poradnika, jak przetrwać, a nie jeszcze jednej książki o wariatce, która wyrwała się z domu i dziwi się, że ludzie śmiesznie mówią, a hydraulicy są nieobliczalni. (…) Fakt, że autorzy dręczący Prowansję i hańbiący Bretanię nie zostali jeszcze zlinczowani przez miejscową ludność, dowodzi tylko dobroci miejscowej ludności." [1]
Autorka portretuje otaczający ja świat z dużą wrażliwością i liryzmem ukrytym pod pozornym, szorstkim chłodem. Wraz z nią chłoniemy kolory i wonie Bretanii: "Niebywała zieleń lata, rdzawa jesień, fioletowa finisterska zima. Intensywny fiolet pól, pnie drzew, moje dwa jesiony. Fioletowe światło nad polem w przerwie miedzy deszczami. Wiosna, jej delikatna sepia i zaraz znowu zieleń."[4] A to wszystko "w zapachu róż i jaśminu". [5] Bodil to nie tylko błyskotliwa kronikarka uroczego miasteczka we Francji, ale przede wszystkim subtelna poetka: "Kępy wysokiej na metr trawy tańczącej jak derwisze na zimowym wietrze." [6] Autorka ma wielki dar sugestywnego opisywania przyrody, co widać szczególnie wyraźnie we fragmentach poświęconych ogrodowi. Uprzedzam, że jeśli podobnie jak ja mieszkacie w bloku i nie posiadacie własnego skrawka ziemi, po skończeniu tej książki popędzicie do najbliższej siedziby organizacji zrzeszającej działkowców, błagając o udostępnienie wam choćby spłachetka gruntu. Ja w każdym razie byłam tego bliska.
Pisarka ma do siebie spory dystans i poczucie humoru. Szczególnie zabawne wydały mi się sugestywne portrety tubylców (chapeau bas przed ekscentryczną madame C.), spektakularny finał romansu z monsieur Le R., liczne perypetie związane z nauką języka francuskiego i lapsusami. Przykładowo Bodil w urzędzie prosi o formularz… "niepokalanego poczęcia", zaś właściciela sklepu, cnotliwego ojca rodziny, uporczywie nazywa panem Homofilem.
"Cena wody w Finistère" to bardziej podróż wgłąb siebie niż wycieczka krajoznawcza, co zarzucają Malmsten czytelnicy zawiedzeni niedosytem lokalnego kolorytu. Towarzyszymy autorce nie tylko w codziennym odkrywaniu Bretanii, ale również w rozterkach związanych z pisaniem tej książki. Wspólnie zastanawiamy się nad tytułem. Zdaniem sąsiadki, madame C., ten wybrany przez autorkę jest "wyniszczająco jałowy", "to tytuł katastrofa" [7]. Jesteśmy świadkami wewnętrznej walki Bodil: "Zwerbalizować przeżycie to jakby złapać jaszczurkę za ogon: jaszczurka ucieka, a ty zostajesz z kawałkiem ogona w palcach. Uczucie ucieka, a słowa stają w miejscu, jak suchy kawałek ogona."[8] Współczujemy pisarce presji, również finansowej, i tak zwanej niemocy twórczej, zmierzamy z nią do szczęśliwego finału, którego owocem jest książka w naszych dłoniach. Książka może nie odkrywcza i rewelacyjna, czasem trochę chaotyczna, chwilami może nie do końca dopracowana, ale na pewno warta lektury.
_______________
[1] Bodil Malmsten, "Cena wody w Finistère", tłum. J. Rost, Wydawnictwo Literackie, 2007, s. 51.
[2] Tamże, s. 127.
[3] Tamże, s.53.
[4] Tamże, s.217.
[5] Tamże, s.215.
[6] Tamże, s.54.
[7] Tamże, s.197.
[8] Tamże, s.137.
Moja ocena: 4+
Niniejszym dodaję Finistère do miejsc, które chciałabym koniecznie odwiedzić. Poniżej fotograficzne uzasadnienie :)
Brzmi znajomo? Raczej tak, ale pragnę uspokoić czytelników reagujących wysypką na zalew egzaltowanych toskańskich expat-diariuszy, że tym razem jest inaczej. Moim zdaniem lepiej. W opinii większości recenzentów jednej z księgarń internetowych znacznie gorzej: "Zimna, nieciekawa, zupełnie nie oddaje piękna regionu, który opisuje.", "Szkoda papieru, pieniędzy i naszego czasu.", "Knot".
Okazuje się, że największa zaleta tej książki dla wielu osób stanowi jej najgorszą wadę. "Cena wody w Finistère" wolna jest bowiem od minoderii i mizdrzenia się do czytelnika. W tego typu literaturze zdarza się, że piękne krajobrazy mają służyć tylko jako tło dla wizualnych i intelektualnych walorów autora, który nie ukrywa, że jest sobą oczarowany. Bodil Malmsten sprawia wrażenie osoby naturalnej i bezpośredniej, jest zachwycona okolicą, ale nie wyraża tego w sposób pretensjonalny. Nawiasem mówiąc autorka nie znosi takich afektowanych opowieści: "Świat potrzebuje poradnika, jak przetrwać, a nie jeszcze jednej książki o wariatce, która wyrwała się z domu i dziwi się, że ludzie śmiesznie mówią, a hydraulicy są nieobliczalni. (…) Fakt, że autorzy dręczący Prowansję i hańbiący Bretanię nie zostali jeszcze zlinczowani przez miejscową ludność, dowodzi tylko dobroci miejscowej ludności." [1]
Zdaniem Malmsten pisaniu towarzyszy niebezpieczeństwo zafałszowania rzeczywistości, a wręcz jej uśmiercenia: "Nie trzeba nawet umierać, aby zniszczyć swój świat: wystarczyło zapisać." [2] W jej opinii "Ubierać w słowa to, co się czuje, oznacza czynić nienaturalnym to, co naturalne. Każdy, kto próbował napisać choćby kartkę pocztową, wie, że pisać znaczy pomniejszyć to, co przeżyte, anulować to, co naturalne. To, co najprostsze. Mówi się, że każdy zabija to, co kocha: ja obiecałam za pomocą słów uśmiercić swoje Finistère ". [3] Paradoksalnie, wbrew obawom pisarki, jej książka jest wielką reklamą tego zakątka Francji. Ja w każdym razie zapałałam ogromną chęcią zwiedzenia Bretanii.
Autorka portretuje otaczający ja świat z dużą wrażliwością i liryzmem ukrytym pod pozornym, szorstkim chłodem. Wraz z nią chłoniemy kolory i wonie Bretanii: "Niebywała zieleń lata, rdzawa jesień, fioletowa finisterska zima. Intensywny fiolet pól, pnie drzew, moje dwa jesiony. Fioletowe światło nad polem w przerwie miedzy deszczami. Wiosna, jej delikatna sepia i zaraz znowu zieleń."[4] A to wszystko "w zapachu róż i jaśminu". [5] Bodil to nie tylko błyskotliwa kronikarka uroczego miasteczka we Francji, ale przede wszystkim subtelna poetka: "Kępy wysokiej na metr trawy tańczącej jak derwisze na zimowym wietrze." [6] Autorka ma wielki dar sugestywnego opisywania przyrody, co widać szczególnie wyraźnie we fragmentach poświęconych ogrodowi. Uprzedzam, że jeśli podobnie jak ja mieszkacie w bloku i nie posiadacie własnego skrawka ziemi, po skończeniu tej książki popędzicie do najbliższej siedziby organizacji zrzeszającej działkowców, błagając o udostępnienie wam choćby spłachetka gruntu. Ja w każdym razie byłam tego bliska.
Pisarka ma do siebie spory dystans i poczucie humoru. Szczególnie zabawne wydały mi się sugestywne portrety tubylców (chapeau bas przed ekscentryczną madame C.), spektakularny finał romansu z monsieur Le R., liczne perypetie związane z nauką języka francuskiego i lapsusami. Przykładowo Bodil w urzędzie prosi o formularz… "niepokalanego poczęcia", zaś właściciela sklepu, cnotliwego ojca rodziny, uporczywie nazywa panem Homofilem.
"Cena wody w Finistère" to bardziej podróż wgłąb siebie niż wycieczka krajoznawcza, co zarzucają Malmsten czytelnicy zawiedzeni niedosytem lokalnego kolorytu. Towarzyszymy autorce nie tylko w codziennym odkrywaniu Bretanii, ale również w rozterkach związanych z pisaniem tej książki. Wspólnie zastanawiamy się nad tytułem. Zdaniem sąsiadki, madame C., ten wybrany przez autorkę jest "wyniszczająco jałowy", "to tytuł katastrofa" [7]. Jesteśmy świadkami wewnętrznej walki Bodil: "Zwerbalizować przeżycie to jakby złapać jaszczurkę za ogon: jaszczurka ucieka, a ty zostajesz z kawałkiem ogona w palcach. Uczucie ucieka, a słowa stają w miejscu, jak suchy kawałek ogona."[8] Współczujemy pisarce presji, również finansowej, i tak zwanej niemocy twórczej, zmierzamy z nią do szczęśliwego finału, którego owocem jest książka w naszych dłoniach. Książka może nie odkrywcza i rewelacyjna, czasem trochę chaotyczna, chwilami może nie do końca dopracowana, ale na pewno warta lektury.
"Cena wody w Finistère" to również opowieść o tym, że bez względu na to, gdzie jesteśmy, niesiemy ze sobą bagaż doświadczeń i problemów, których nie rozwiąże zmiana miejsca pobytu. O tym, że nie trzeba bać się samotności, że warto być odważnym i realizować swoje marzenia. W końcu prozaicznie o tym, jakim odstresowującym dobrodziejstwem bywa praca fizyczna na świeżym powietrzu.
Opowieść Bodil toczy się w leniwym, spokojnym tempie. Mnie nie doskwierał brak dramatycznych zwrotów akcji i wstrząsających wydarzeń. W przeciwieństwie do wielu czytelników nie odebrałam tej książki jako nudną. Dobrze mi się ją czytało wśród roztoczańskiej przyrody. Cieszyłam się, że mam ze sobą drugi tom wspomnień Bodil Malmsten, poświęcony jej dzieciństwu w Szwecji.
Opowieść Bodil toczy się w leniwym, spokojnym tempie. Mnie nie doskwierał brak dramatycznych zwrotów akcji i wstrząsających wydarzeń. W przeciwieństwie do wielu czytelników nie odebrałam tej książki jako nudną. Dobrze mi się ją czytało wśród roztoczańskiej przyrody. Cieszyłam się, że mam ze sobą drugi tom wspomnień Bodil Malmsten, poświęcony jej dzieciństwu w Szwecji.
_______________
[1] Bodil Malmsten, "Cena wody w Finistère", tłum. J. Rost, Wydawnictwo Literackie, 2007, s. 51.
[2] Tamże, s. 127.
[3] Tamże, s.53.
[4] Tamże, s.217.
[5] Tamże, s.215.
[6] Tamże, s.54.
[7] Tamże, s.197.
[8] Tamże, s.137.
Moja ocena: 4+
Niniejszym dodaję Finistère do miejsc, które chciałabym koniecznie odwiedzić. Poniżej fotograficzne uzasadnienie :)
Ojej, jak tam magicznie! Też bym się chętnie wybrała.
OdpowiedzUsuńFaktycznie mamy teraz wysyp tego typu książek, ale ja jeszcze żadnej nie czytałam, a ta wydaje się być dobrym początkiem :)
Ten budynek na drugiej fotce jest naprawdę charakterystyczny dla Finistere - i te kwiaty, które kwitną w nieskończoność. Zgadzam się z Twoją opinią, iż inaczej rozwiązuje literacko fakt zmiany miejsca zamieszkania. Mnie ta książka się podobała, choć czytałam parę niepochlebnych opinii.
OdpowiedzUsuńOkladka tej ksiazki po prostu mnie rozbroila i chwycila za serce. Mam ogromna slabosc do drzwi i okien, zupelnie nie wiem dlaczego. I wszystko na tym zdjeciu jest w harmonii arkadyjskiej - jesli sie pamieta ze Arkadia to byl kamienisty dosyc i malo sentymentalny pejzaz.
OdpowiedzUsuńNie sadze, zeby Peter Mayle na przyklad byl minoderyjny albo mizdrzyl sie do czytelnika, ale rzeczywiscie grozi poczuciem przeslodzenia po pewnym czasie.
Spodziewalam sie ze Finistere bedzie czyms w rodzaju grapefruita - slodycz z goryczka.
I kiedy czytalam te tytuly rozdzialow "Bezlitosnie zabijam male zyjatka" itp moja nadzieja narastala. Oto osoba ktora rozumie, ze ogrod to nie tylko zapach roz.
A potem sie rozczarowalam. Odnioslam wrazenie ze Bodil wlasnie siebie i swoje rozgoryczenie stawia ciagle na pierwszym planie. Ach jakie te jezyki niemozliwe do opanowania, ach te ceny na wode rosna, ach ta sluzba zdrowia w SZwecji kompletnie beznadziejna itp. Jeslibym chciala poczytac takie narzekania to moge sobie zajrzec na onet.pl dziekuje bardzo. Nie skonczylam nawet, ale moze po twojej recenzji dam jej druga szanse.
Czytałam, nawet dwa razy. Przyznaję, że kupiłam książkę ze względu na okładkę oraz pewną bliskość losu z autorką, a mianowicie wyjazd na drugi koniec świata hmmm...w pewnym wieku i urządzanie życia od nowa. Dla mnie to dość zabawna i prawdziwa gawęda. Taka słodko-gorzka. Jak życie. Sama autorka wydaje się być dość oryginalną osobą (patrz np. zbieranie kamieni), przez co jest mi jeszcze bliższa. Ja także miewam takie "szalone pomysły".
OdpowiedzUsuńP.S. W moim miasteczku także można spotkać podobne domostwa.
Dobrze, że piszesz o Finistere, bo czyjś wybrzydzający komentarz utkwił mi w pamięci (meritum narzekań się ulotniło, ale zapamiętałam zarzut nieodkrywczości) i oddaliłam się od lektury. A to jedna z książek (niestety, licznych), które zakupiłam i stoją nietknięte na półce. To teraz urok złego spojrzenia jest już zażegnany. Gdybym czytała jedną książkę dziennie, to powiedziałabym, że sięgnę po nią za niebawem. A rzeczywistość podpowiada, że trochę jeszcze odczeka.
OdpowiedzUsuńW toskańskim temacie faktycznie nadprodukcja. Ale jest i Marlena De Blasi, którą zachwalają. Ja znalazłam dużo aprobaty u Mary i Nutty.
Pozdrawiam, Podróżniczko:)
ren
~ Futbolowa
OdpowiedzUsuńMiejsce faktycznie okazało się magiczne i nie dziwię się pisarce, że ta okolica ją zauroczyła. A książkę polecam.
~ Nutta
Rzeczywiście, trudno się dziwić, że Bretania przyciąga turystów i osoby pragnące zacząć nowe życie w malowniczym krajobrazie. tak żałuję, że nie posiadam apartamentu w Sztokholmie do spieniężenia... :)
~ Hannah
Mnie też okładka bardzo odpowiada. Również uwielbiam urokliwe zdjęcia/obrazy okien i drzwi, mam na tym punkcie wręcz bzika!
Arkadię wyobrażałam sobie jako mlekiem i miodem płynącą, bardzo zieloną krainę. To niespodzianka, że dominował tam krajobraz kamienisty. Nie zmienia to faktu, że chciałabym tam sobie kiedyś pospacerować :)
Faktycznie, Bodil trochę marudzi, ale nie odebrałam jej jako aż takiej malkontentki. Mam nadzieję, że kiedyś dasz jej kolejną szansę :)
Swoją drogą to ciekawe, że taka pozornie "chłodna" książka wywołuje u czytelników tak silne emocje, w dodatku skrajne.
~ Beatta
Pamiętam Twoje świetne zdjęcia oryginalnych i klimatycznych angielskich domów.
Cieszę się, że podobnie jak ja odebrałaś tę książkę i postać autorki.
Zgadzam się z Tobą, że Bodil jest intrygującą postacią, kimś, kogo pamięta się na dlugo.
~ tamaryszek
Ja też czytałam wiele negatywnych opinii, ale te nieliczne pozytywne wskazywały na to, że w moim przypadku powinno być ciekawie. Mam nadzieję, że Tobie też Bodil przypadnie do gustu.
Czytałam dwie książki De Blasi. Toskańską polecam, weneckiej zdecydowanie nie, napisałam na jej temat zgryźliwą recenzję w Biblionetce w czasach przedblogowych.
Rzeczywiście, pasjonuję się literackimi podróżami :)
Moc serdeczności.
witaj! b pieknie na twoim roztoczu - a piesunia przesympatyczna!!
OdpowiedzUsuńja tam bodil m jakos nie moge czytac. ogladalam kiedys w TV jej opowiesc o dziecinstwie i zdala mi sie nadmiernie egzaltowana. natomiast miewala fajne felietony w DN
co do wyjazdów pan w wieku srednim do nowego kraju po nowe zycie to typowym przykladem byla niejaka maggan, b szefowa czasopisma "tara". sprzedala dom w SE, kupila mieszkanie bodajze w nicei. po czym przekonala sie, ze w mieszkaniu nie lubi sie gniezdzic, a francuskiego jak nie umiala, tak nie umie. dlugo tam nie wytrzymala - j znowu w sztokholmie z wypadami do USA, gdzie szwedzi dobrze sie adaptuja. zawsze dziwi mnie niefrasobliowsc ludzi - zwlaszcza niedocenianie roli jezyka
~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńMnie styl Bodil odpowiada i myślę, że gdybym ją kiedyś poznała osobiście, zaprzyjaźniłybyśmy się. Tak mi się wydaje.
Ciekawa historia z wyjazdami. Na pewno podziwiam te panie, o których piszesz - taka decyzja wymaga męstwa, zwłaszcza, gdy nie zna się języka, co, jak zauważyłaś, wiele osób bagatelizuje.
A w kwestii powrotów - sądzę, że wiele spośród tych kobiet ma irracjonalną nadzieję, że automatycznie wraz ze zmianą miejsca pozbędą się jakichś trosk. Tymczasem np. zdrada męża pozostaje faktem bez względu na stopień oddalenia geograficznego. Może stąd chęć rejterady z nowej siedziby?
Bardzo lubie Bretanie i ciesze sie, ze nie zostala przez Bodil "spocztowkowana" jak dzieje sie to wlasnie z Prowansja (ktora w kazdej ksiazce o Prowansji jawi sie jako uroczy skansen zaludniony przez uroczych mieszkancow uroczo tloczacych oliwe i zbierajacych trufle. Tymczasem jest to dynamicznie rozwijajacy sie region pelen mlodych ludzi zatrudnionych na przyklad jako informatycy, adwokaci i ksiegowi ;)). Nie wiem, czy siegne po te ksiazke, ale goraco polecam podroz do Finistère :)
OdpowiedzUsuń~ katasia_k
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że "pocztówkowanie" nie leży w naturze Bodil absolutnie i to tak pozytywnie ją wyróżnia na tle zalewu książek toskańskich czy prowansalskich (tych mniej). Do lektury jej książki zachęcam.
Finistère ogladałam tylko na zdjęciach i bardzo chciałabym kiedyś odwiedzić. Zazdroszczę, że miałaś okazję tam być. Miejsce wydaje się piękne między innymi przez brak słodkiej kiczowatości.