Wstrząsające dzieło odpychającego geniusza
Tytułowy bohater powieści
Pameli Hansford Johnson „Ten okropny Skipton” to Anglik w średnim wieku, który od wielu lat mieszka
w Belgii. Ma wielkie marzenie i nie zawaha się go spełnić. Chce zostać sławnym
literatem. Na drodze do realizacji szczytnych zamierzeń stoją dwie przeszkody. Pierwsza jest dość
prozaiczna. Odkąd Daniel Skipton napisał impertynencki list do kuzynki Anny,
skończył się regularny dopływ gotówki. Teraz musi zarabiać na utrzymanie handlując
dziełami sztuki, organizując widownię na erotyczne show, rajfurząc i prosząc
o wsparcie bogate damy.
Drugi problem jest
poważniejszej natury. Nasz bohater to literackie beztalencie i grafoman, czego
zupełnie nie przyjmuje do wiadomości. Uważa się za wybitnego twórcę:
„przepełniała go radość, czuł własny geniusz, płonący równo, spokojnie, niczym
światło świecy w bezwietrzną noc”[1]. Z zapałem pracuje nad powieścią. Jego zdaniem to najlepsza książka w języku angielskim. Niewątpliwie zapewni mu dobrobyt i sławę.
Dotychczas sądziłam,
że przeczytany niedawno „Gruby Anglik” Kingsleya Amisa
stanowi szczytowe osiągnięcie w dziedzinie literackiego portretu osoby antypatycznej
do tego stopnia, że w czytelniku budzi żądzę mordu. Otóż nie. Daniel Skipton
jest postacią jeszcze bardziej irytującą i wredną. To złośliwy, agresywny bufon.
Otoczenie wywołuje w nim wstręt i wrogość. Nawet ci, z których dobroci i
uprzejmości korzysta, a jest to spora grupa ludzi. Często pogardliwie porównuje
ich do świń lub krów.
We wstępie autorka
wyznaje: „Zawsze chciałam napisać studium paranoi artysty”[2]. Udało się! Pisarka wyjaśnia też, że inspiracją dla postaci Daniela Skiptona był angielski
ekscentryk Frederick Rolfe. Przypuszczam, że wielu bohaterów powieści miało rzeczywiste prototypy. Oprócz odpychającego
Daniela poznajemy towarzystwo, w którym bywa, a są to głównie angielscy
literaci w podróży, ich rodziny i przyjaciele.
Towarzyszymy Danielowi
w mękach twórczych podczas pisania książki zachodząc w głowę, jak to możliwe,
że gruboskórny gbur może mieć cokolwiek wspólnego z literaturą. Prozatorskie
próbki, nad którymi się biedzi, to koszmarki, natomiast autorka książki o nim, Pamela
Hansford Johnson stanowczo zasługuje na uwagę. Wielokrotnie żałowałam, że
zmarnowała tyle czasu i wysiłku na wyjątkowo nieciekawego bohatera. Nie jestem też miłośniczką powieści z tezą, a ta do takich właśnie należy. We wstępie pisarka określiła cel i konsekwentnie do niego dąży, przez co historia jest chwilami przewidywalna, a morał trochę za bardzo wprost.
Autorka stworzyła sugestywne
studium artysty, który artystą być nie powinien. Nie zdradzę, dokąd Skiptona doprowadzą
frustracje i niezaspokojone ambicje. Hansford Johnson opowiada o tym
wykorzystując elementy groteski, czarnej komedii, satyry, a nawet wątek kryminalny, ale
szczególnie wesoło nie jest. Mimo scen humorystycznych dominuje gorycz.
Akcja powieści toczy
się w Belgii, w kraju, który pisarze nieczęsto czynią tłem książkowych wydarzeń.
Literacka wycieczka do Brugii była ciekawa: „to miasto, opuszczone przez morze,
żyje wciąż we władzy przeszłości. Przeszłość nie jest tu martwa, lecz żywa, jej
oddech jest słodki, na ciele jej kiełkują fiołki.”[3] Szkoda, że nie zauważał
ich Daniel Skipton, pochłonięty swoją literacką obsesją i pretensjonalną powieścią.
______
[1] Pamela Hansford
Johnson, „Ten okropny Skipton”, tłum. Ariadna Demkowska- Bohdziewicz, Państwowy
Instytut Wydawniczy, 1970, s. 38.
[2] Tamże, s. 5.
[3] Tamże, s. 51.
Moja ocena: 4
Pamela Hansford Johnson. [Źródło zdjęcia] |
I teraz muszę się zdecydować, czy bardziej lubię książki o książkach (i literatach), czy też bardziej nie lubię takich bohaterów. Obawiam się, że antypatia weźmie górę. :-)
OdpowiedzUsuńTo jest książka wyłącznie o książkach... Daniela Skiptona. :) Jak się domyślasz, ignorował wszelkie autorytety.
UsuńAntypatia będzie miała rację, choć autorkę powieści warto mieć na uwadze.
Sprawdziłam, po polsku ukazały się tylko dwie jej powieści, ta druga - "Przetrwają najsilniejsi" - jest w mojej bibliotece i tytuł już mam na liście do wypożyczenia. :-)
UsuńOby Ci się spodobało. Pani Pamela na pewno miała poczucie humoru, a jej specjalność to urokliwe, wręcz poetyckie opisy, ostro kontrastujące z ponurym światem wewnętrznych przeżyć okropnego Skiptona. :) Krótki przykład: "wiosenny dzień wydał z siebie westchnienie i strzepnął nad kanał i na bruk ulicy płatki z kwitnących drzew, pył bazi i delikatny ptasi puch".
UsuńWiosna... Miło poczytać i pomarzyć o niej w ponury grudniowy wieczór. :-)
Usuń:) To jeszcze dorzucę "Błyszczące gałązki, wśród których słońce przędło i rozpinało świetlistą koronkę".
Usuń:-) Przez chwilę zastanawiałam się, czy jednak nie sięgnąć po tę książkę (mimo wrednego charakteru jej bohatera). :-)
UsuńMalutki fragmencik, który pomoże Ci podjąć właściwą decyzję:
Usuń"Na ciemnej wodzie kanału opadłe kwiecie gruszy bielało jak gwiazdy galaktyki. powietrze przesycone było wonią kwitnących drzew, wonią rosy".
:)
Tak właśnie przegrywają antypatie. :-)
UsuńZ tej przegranej akurat się cieszę. :) Miłych wrażeń z lektury.
Usuń„przepełniała go radość, czuł własny geniusz, płonący równo, spokojnie, niczym światło świecy w bezwietrzną noc” - jakże to prawdziwe słowa, w iluż znanych nam literatach tak płonie:D Grafomani rzadko bywają bohaterami powieści, jak sobie przypominam jeszcze tylko Adriana Mole'a, mojego faworyta:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, płonie, aż czasem iskry lecą. :) Skojarzenia miałam nieustannie.
UsuńRzeczywiście grafomani nieczęsto trafiają na pisarski warsztat. Może autorzy obawiają się, że koledzy po fachu obrażą się na nich podejrzewając, że to właśnie oni zostali złośliwie sportretowani. :)
To na pewno:)) Kto by się chciał tak narażać:)
UsuńMoże się kiedyś znajdzie jakiś literacki kamikadze. :)
UsuńMogę napisać tylko tyle, że ze wszystkich pojawiających się w Twojej notce nazwisk, tytułów i nazw, znam tylko Belgię oraz tłumaczkę Ariadnę Demkowską-Bohdziewicz, która tłumaczyła także Fitzgeralda (Amisa z jego powieścią pomijam). Skąd Ty, do licha, czerpiesz natchnienie by sięgnąć akurat po takie, a nie inne lektury?
OdpowiedzUsuń(W tym pytaniu brak jest ironii czy szyderstwa; pobrzmiewa w nim jedynie nabożne osłupienie:P)
Dokładnie, to samo pytanie chodziło mi po głowie!
UsuńAkurat w przypadku tej książki impulsem była nota na skrzydełkach obwoluty. :) Wydała mi się ciekawa. Pasjami lubię błąkać się po literackich bezdrożach i zapuszczać się w takie nieznane rejony, bo często można natknąć się na zapomniane skarby. Obecność znanych nazwisk nie jest niestety gwarancją czytelniczych uciech.
UsuńWstrząsająco genialny tytuł posta ukułaś.;)
OdpowiedzUsuńTo zasługa Dave'a Eggersa, ja tylko zapożyczyłam z minimalnym wkładem własnym. :)
UsuńWiem, wiem.;) Tytuł boski.
UsuńWidzę, że "Przetrwają..." wydano w serii KIK, to dobrze rokuje. Na dodatek opowiada o środowisku młodych intelektualistów angielskich o aspiracjach literackich.;) Autorka zdecydowanie do wpisania na listę oczekujących.
Książka też ponoć niezła.
Usuń"Przetrwają..." mam w planach. Pamela Hansford Johnson bardzo mnie zaintrygowała. Wydaje mi się, że pasjonowała się malarstwem, bo opisy są bardzo plastyczne, a nawet pojawiają się specjalistyczne nazwy kolorów typu błękit Nattier. :)
Błękit Nattier? Jak dotąd najbardziej ciekawym odcieniem niebieskiego, o jakim słyszałam, jest faded duck egg-blue.;)
UsuńTutaj dowód na to, że całkiem ładny ten błękit. :)
UsuńNazwa faded duck egg-blue jest tak cudna, że kolor już nie ma większego znaczenia. :)
Och, ja bardzo lubię ten odcień błękitu (Nattier)! Ładnie pasuje do limonkowego z domieszką oliwki (wg Twojej typologii:))
UsuńWydaje mi się, że nieźle wyglądałby też z czekoladowym brązem. :)
UsuńNa pewno. Albo ze złotem.
UsuńZe srebrem też byłoby całkiem, całkiem. :)
UsuńMoze być ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńJuż jest. :)
Usuńprzepraszam, że nie skorzystam z zachęty.
OdpowiedzUsuńNic na siłę. :)
UsuńBardzo ciekawa recenzja, przeczytałam z przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Olu. Uprzedzam, że spotkanie z gburowatym bohaterem powieści do przyjemnych nie należy, ale książkę polecam.
UsuńW Atlasie Chmur Davida Mitchella pojawia się Anglik, który wyjeżdża do Belgii... by zostać słynnym kompozytorem. W przeciwieństwie do Daniela Skiptona jest jednak postacią niezwykle czarującą i zakochałam się w nim od razu. W ekranizacji powieści, której jeszcze niestety nie widziałam, gra go nad wyraz uroczy aktor Ben Whishaw.
OdpowiedzUsuńAkurat muzyki bym z Belgią nie kojarzyła, ale niezbadane są wyroki.:) Mam nadzieję, że w końcu obejrzę/przeczytam "Atlas...", chodzi za mną już od dawna. Skipton zdecydowanie nie zasługiwał na to, żeby się w nim zakochiwać. Proza Pameli Hansford Johnson już prędzej. :)
UsuńPodzielam Twój entuzjazm wobec urody Bena Whishawa. Widziałam go w "Pachnidle" i w roli Keatsa w "Jaśniejszej od gwiazd".