Bodil Malmsten podzieliła swoje życie niczym tort na trzy części:
"1. Pierwsze - od poczęcia do dwudziestu lat.
2. Drugie - od dwudziestu do pięćdziesięciu lat.
3. Trzecie - to, co pozostało." [1]
Przeczytana już przeze mnie "Cena wody w Finistère" dotyczy ostatniego okresu. Książka, o której dziś chcę Wam opowiedzieć, skupia się na etapie pierwszym. Czy powstało już "Moje drugie życie", nie wiem. Jeśli Wydawnictwo Literackie zdecyduje się opublikować trzeci tom wspomnień Bodil Malmsten, postuluję umieszczenie na okładce pięknego zdjęcia autorstwa Sygrydy Dumnej, co pozwoli kontynuować okienny leitmotiv.
"Ta książka nie zawiera wyznań związanych z seksem, z tej prostej przyczyny, że w ogóle nie zawiera żadnych wyznań. Ja nie wyznaję, tylko opowiadam." [2] Zgodnie z deklaracją Bodil nie przedstawia czytelnikom systematycznej autobiografii, a koncentruje się na impresyjnych wspominkach ze swego dzieciństwa. Dlatego też wybaczyć jej musimy dwie białe plamy, które doskwierają w czasie lektury. Przypuszczalnie były to dla autorki sprawy zbyt bolesne. Mam na myśli okoliczności jej adopcji przez rodzinę zastępczą i powody podjęcia próby samobójczej.
To nie było dzieciństwo w bukolicznej scenerii Bullerbyn. Mała Bodil mieszka na wsi, gdzie ludzie żyją zgodnie z nieubłaganym rytmem przyrody. Mijają pory roku. Nikt nie rozczula się nad zabijanymi zwierzętami, ich ciala zapobiegliwi wieśniacy konsumują do ostatniego okruszka. Opisy niektórych potraw nie brzmią zbyt apetycznie. Czernina (zupa z kaczej krwi), którą ku mojej zgrozie usiłowano uraczyć mnie w dzieciństwie, to kaszka z mleczkiem w porównaniu z niektórymi specjałami, które wcina Bodil i jej rodzina oraz sąsiedzi. Skoro mowa o rodzinie - Bodil stworzyła niezapomniane konterfekty swoich najbliższych! Mnie najbardziej urzekli babcia i dziadek. Patrząc na zdjęcia dorosłej pisarki odnoszę wrażenie, że mimo upływu czasu pozostała wrażliwą dziewczynką z tamtych lat.
Podoba mi się u Bodil połączenie talentu malarskiego z poetyckim: "Liliowe płomienie zorzy polarnej, czerń i niebieskość. Gwiazdy nad borem, siarkowożółta poświata, tam gdzie Ostersund styka się z niebem. Nieskończoność."[5] Pisarka sugestywnie maluje słowami ("Na czerwony kolor półki, zwany czerwienią Malmstena, składają się barwy cegły, koralu i poziomki."[6]), ale jej rysunki zamieszczone w książce w większości nie wywołały u mnie przyspieszonego bicia serca. Ich wybór był chyba odrobinę bezkrytyczny. Dużą radość sprawiło mi natomiast oglądanie licznych zdjęć.
Osoby, które irytował chłodny i pozornie mdły styl Bodil, uprzedzam, że ta książka też utrzymana jest w podobnym nastroju: "Moje opowieści są jak mgliste zarysy, odblaski w ciemności. Opowiadam legendy, a nie życie, bo życia nie można opowiedzieć."[7] W czasie lektury delektowałam się urokiem przekładu. Może zapuszczam się na dzikie pola nadinterpretacji, ale odnosiłam wrażenie, że tłumaczce praca nad tym tekstem sprawiała radość. Praca Beaty Walczak-Larsson nie była łatwa, zwłaszcza fragmenty w lokalnym dialekcie. Uważam, że została wykonana świetnie.
_______________
[1] Bodil Malmsten, "Moje pierwsze życie", tłum. B. Walczak-Larsson, Wydawnictwo Literackie, 2009, s. 5.
[2] Tamże, s. 318.
[3] Tamże, s. 300.
[4] Tamże, s. 18.
[5] Tamże, s. 300.
[6] Tamże, s. 183.
[7] Tamże, s. 48.
Moja ocena: 4+
"1. Pierwsze - od poczęcia do dwudziestu lat.
2. Drugie - od dwudziestu do pięćdziesięciu lat.
3. Trzecie - to, co pozostało." [1]
Przeczytana już przeze mnie "Cena wody w Finistère" dotyczy ostatniego okresu. Książka, o której dziś chcę Wam opowiedzieć, skupia się na etapie pierwszym. Czy powstało już "Moje drugie życie", nie wiem. Jeśli Wydawnictwo Literackie zdecyduje się opublikować trzeci tom wspomnień Bodil Malmsten, postuluję umieszczenie na okładce pięknego zdjęcia autorstwa Sygrydy Dumnej, co pozwoli kontynuować okienny leitmotiv.
"Ta książka nie zawiera wyznań związanych z seksem, z tej prostej przyczyny, że w ogóle nie zawiera żadnych wyznań. Ja nie wyznaję, tylko opowiadam." [2] Zgodnie z deklaracją Bodil nie przedstawia czytelnikom systematycznej autobiografii, a koncentruje się na impresyjnych wspominkach ze swego dzieciństwa. Dlatego też wybaczyć jej musimy dwie białe plamy, które doskwierają w czasie lektury. Przypuszczalnie były to dla autorki sprawy zbyt bolesne. Mam na myśli okoliczności jej adopcji przez rodzinę zastępczą i powody podjęcia próby samobójczej.
To nie było dzieciństwo w bukolicznej scenerii Bullerbyn. Mała Bodil mieszka na wsi, gdzie ludzie żyją zgodnie z nieubłaganym rytmem przyrody. Mijają pory roku. Nikt nie rozczula się nad zabijanymi zwierzętami, ich ciala zapobiegliwi wieśniacy konsumują do ostatniego okruszka. Opisy niektórych potraw nie brzmią zbyt apetycznie. Czernina (zupa z kaczej krwi), którą ku mojej zgrozie usiłowano uraczyć mnie w dzieciństwie, to kaszka z mleczkiem w porównaniu z niektórymi specjałami, które wcina Bodil i jej rodzina oraz sąsiedzi. Skoro mowa o rodzinie - Bodil stworzyła niezapomniane konterfekty swoich najbliższych! Mnie najbardziej urzekli babcia i dziadek. Patrząc na zdjęcia dorosłej pisarki odnoszę wrażenie, że mimo upływu czasu pozostała wrażliwą dziewczynką z tamtych lat.
Surowe i chłodne piękno Norlandii, którą za sprawą pani Malmsten bardzo chciałabym kiedyś zobaczyć (na jeziorze Nakten znajdują się 365 wyspy!), górzysty krajobraz tego rejonu Szwecji zdominowany na wiosnę przez kolor granatowy, autorka portretuje z wyraźną nostalgią. Uprzedzam, że to nie jest przesłodzony landszafcik, który zapowiada nota na okładce (ach, te przylaszczki i pierwiosnki!). Uroki Bretanii nie są w stanie przyćmić wspomnień. "Nawet jeżeli w Finistere też świecą gwiazdy, wielkie, wyraźne i migoczące, to w porównaniu z gwiazdami mojego dzieciństwa brakuje im tego ostatecznego zagęszczenia i substancji. Nawet jeżeli gwiazdy są cudowne, nawet jeśli urzekają przepychem, to bez tej specyficznej namacalności stanowią jedynie element dekoracji."[3] Nie można odciąć się od przeszłości. "Człowiek nigdy nie opuszcza swojej ojczyzny, zawsze ma ją ze sobą. Tak jak ślimak nosi na grzbiecie swój dom, tak ja dźwigam moją Szwecję." [4]
Podoba mi się u Bodil połączenie talentu malarskiego z poetyckim: "Liliowe płomienie zorzy polarnej, czerń i niebieskość. Gwiazdy nad borem, siarkowożółta poświata, tam gdzie Ostersund styka się z niebem. Nieskończoność."[5] Pisarka sugestywnie maluje słowami ("Na czerwony kolor półki, zwany czerwienią Malmstena, składają się barwy cegły, koralu i poziomki."[6]), ale jej rysunki zamieszczone w książce w większości nie wywołały u mnie przyspieszonego bicia serca. Ich wybór był chyba odrobinę bezkrytyczny. Dużą radość sprawiło mi natomiast oglądanie licznych zdjęć.
Osoby, które irytował chłodny i pozornie mdły styl Bodil, uprzedzam, że ta książka też utrzymana jest w podobnym nastroju: "Moje opowieści są jak mgliste zarysy, odblaski w ciemności. Opowiadam legendy, a nie życie, bo życia nie można opowiedzieć."[7] W czasie lektury delektowałam się urokiem przekładu. Może zapuszczam się na dzikie pola nadinterpretacji, ale odnosiłam wrażenie, że tłumaczce praca nad tym tekstem sprawiała radość. Praca Beaty Walczak-Larsson nie była łatwa, zwłaszcza fragmenty w lokalnym dialekcie. Uważam, że została wykonana świetnie.
_______________
[1] Bodil Malmsten, "Moje pierwsze życie", tłum. B. Walczak-Larsson, Wydawnictwo Literackie, 2009, s. 5.
[2] Tamże, s. 318.
[3] Tamże, s. 300.
[4] Tamże, s. 18.
[5] Tamże, s. 300.
[6] Tamże, s. 183.
[7] Tamże, s. 48.
Moja ocena: 4+
lirael - ty mnie chcesz najwyrazniej uzaleznic od swojego bloga! dziekuje slicznie za pochwale zdjecia - to byl taki piekny dzien i kontrast miedzy srediowieczna twierdza a oslonecznionym morzem za oknem daje posmak tesknoty wieznia zamknietego w varberg
OdpowiedzUsuńwracajac do bodil m - no wlasnie te smetne opowiesci z dziecinsrtwa pamietam. az sie nie chce wierzyc ilu szwedzów przeszlo przez na prawde trudne dziecinstwo - u czesci nadal to znajduje wyraz w nieslychanej twardosci w stosunku do siebie i swoich najblizszych. dla mnie bodil przypomina przetraconego motyla - w zasadzie piekna, krucha i malownicza, ale na skutek uszkodzenia delikatnych skrzydelek nie moze sie wzniesc w powietrze
Skoro piszesz, że warto, to może sięgnę, aczkolwiek nie jestem pewna, czy i mnie przypadnie do gustu ;)
OdpowiedzUsuńMnie tylko zastanawia, kim jest ta cała Bodil, że miałabym czytać aż 3 części jej biografii? Czy uważa się za jakiegoś przedstawiciela pokolenia a jej losy są uniwersalne? Bo jeśli to taka prywatna spowiedź - to ja tego bardzo nie lubię w literaturze.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Niech wieje dobry wiatr" - dziękuję, że ją na blogu poleciłaś. Wbrew losom obu bohaterek wydźwięk tej książki jest pozytywny i ciepły. Zgadzam się z Tobą, ze opisy przyrody odgrywają w tej powieści ważną rolę. Razem z Tobą polecam innym, jeszcze może niezdecydowanym.
Nic nie czytałam tej pisarki, ale po tak pięknej i subtelnej recenzji z chęcią nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie^^
Bardzo lubię jej styl pisania i ogromnie podobała się mi "Cena wody..." i tylko odrobinę mniej "Mam bałagan w papierach". Przyznam jednak, że już "Moje pierwsze życie" mnie znudziło i niewiele we mnie zostawiło do tego stopnia, że z zainteresowaniem przeczytałam Twoją notkę, żeby przypomniec sobie, o czym opowiadała książka. Pozostaję jednak fanką Malmsten i chętnie sięgnę po jej kolejne pozycje. :)
OdpowiedzUsuńNa mnie nadal czeka pierwsza książka autorki czyli "Cena wody...". Sama już nie wiem, kiedy uda mi się ją przeczytać - miała być na lato, a tu już jesień za progiem...
OdpowiedzUsuń~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńŻadnych toksycznych skłonności u siebie nie dostrzegam :), a Twoje zdjęcie mnie zachwyciło.
W kwestii Bodil M. porównanie z motylem bardzo trafne! Ona wspomina, że przez wiele lat patrzyła na siebie w kategoriach ofiary, czego gorzko żałuje.
~ Futbolowa
Warto dać Bodil chociaż jedną szansę :)
~ naczynie_gliniane
Owszem, ona się uważa za przedstawicielkę pokolenia i do tego nawiązuje, co chwilami działało mi na nerwy.
Cieszę się, że "Niech wieje dobry wiatr" wywołało pozytywne wzruszenia!
~ owarinaiyume
Dziękuję i mam nadzieję, że nie uznasz czasu poświęconego tym książkom za stracony. Ja również pozdrawiam!
~ Latajaca Pyza
Dołączam do fanklubu :) Zastanawiam się, którą z książek Malmsten ocenię najwyżej z perspektywy czasu. "Mam bałagan w papierach" jeszcze nie czytałam. ja również liczę na kolejne przekłady jej twórczości.
~ maiooffka
Myślę,że jesienny nastrój pozwoli ci bardziej docenić opisy rozbuchanej bretońskiej przyrody, których jest sporo. Książki Bodil są moim zdaniem dobre na każdą porę roku.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie autorkę, a tu takie pozytywne zaskoczenie! Mogłabym się z Nią zaprzyjaźnić, ale najpierw poczytam :)
OdpowiedzUsuń