27 sierpnia 2013

Miłość, zbrodnia i matrioszka (Antoni Czechow, "Dramat na polowaniu")


Miłość, zbrodnia i matrioszka
Czechow to jedno z odkryć, jakie zdarzyły mi się podczas poszukiwania tekstów do Płaszcza zabójcy. Od pierwszych chwil jego dwutomowe Listy po prostu mnie usidliły. Po tym, co wcześniej czytałam i widziałam na scenie, wyobrażałam go sobie jako chłodnego melancholika, tymczasem prywatnie okazał się osobą pełną uroku i obdarzoną wspaniałym poczuciem humoru. Na fali nowo narodzonej sympatii w ubiegłym roku przeczytałam „Mewę”, a teraz przyszła pora na „Dramat na polowaniu”, jedyną powieść Czechowa. Książkę, którą sam autor uważał za dzieło kompromitujące.

Powieść zaczyna się tak: pewnego kwietniowego dnia 1880 roku do narratora, który jest dziennikarzem, zgłasza się były sędzia śledczy, Iwan Pietrowicz Kamyszew. Wręcza mu rękopis napisanej przez siebie książki. To właśnie „Dramat na polowaniu”. Autor ma nadzieję, że jego dzieło zostanie wydrukowane w gazecie. Podkreśla, że był świadkiem, a nawet uczestnikiem opisanych w nim wydarzeń, a w powieści występuje pod zmienionym nazwiskiem. 

Sędzia nie owija w bawełnę: książkę pragnie opublikować nie dla sławy, tylko dla pieniędzy. Wyznanie budzi podejrzliwość redaktora, bo jego rozmówca połyskuje brelokami i pierścieniem na małym palcu. Mijają dwa miesiące. O powieści Kamyszewa dziennikarz przypomina sobie tuż przed wyjazdem na wakacje. Bez przekonania, niedbale zaczyna ją czytać od środka. Potem pochłania całość jeszcze raz od pierwszej strony. I potem znowu. Skąd takie dziwne zachowanie i nieprzespana noc?  Czytając „Dramat na polowaniu”, redaktor rozszyfrował straszną tajemnicę. A teraz pora na nas. My też możemy zmierzyć się z zagadką, bo kolejna część książki to właśnie powieść sędziego. Do przeczytania jej dziennikarz zachęca taką recenzją:
Opowieść ta nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wiele w niej dłużyzn, sporo chropowatości... Autor ma słabość do mocnych efek­tów i frapujących wyrażeń... Widać, że pisze pierwszy raz w życiu, ręką nienawykłą, niewyrobioną... A mimo to opowieść czyta się lek­ko. Posiada fabułę, myśl także i, co najważniejsze, jest oryginalna, nader charakterystyczna, jest tym, co się zwie sui generis. Odznacza się też pewnymi walorami literackimi. Warto ją przeczytać...”[1] 
Pałeczkę narratora przejmuje teraz Kamyszew, ukrywając się pod nazwiskiem Zinowiew. Jednak nie do końca rozstajemy się z redaktorem - opatrzył powieść przypisami, które dotyczą skreśleń i rysunków, a także zawierają wskazówki interpretacyjne na temat zachowania bohaterów. Dziennikarz podpisuje się inicjałami A. Cz., co dodaje historii autentyzmu. Zgodnie z zapowiedzią sędziego „Dramat na polowaniu” opowiada o miłości i morderstwie. Kilka ostatnich stron książki to wibrująca emocjami rozmowa Kamyszewa z redaktorem. W rolę narratora wciela się znowu dziennikarz.  
Scena z adaptacji filmowej Dramatu na polowaniu,
reż. Emil Loteanu, 1978 r. [Źródło]
W powieści Czechowa moją uwagę przyciągnęła przede wszystkim nowoczesna forma narracji. Owszem, konstrukcja szkatułkowa – w przypadku literatury rosyjskiej może lepiej pasowałoby określenie konstrukcja matrioszkowa – w roku 1884 nie była pomysłem wybitnie awangardowym, ale fragmenty autotematyczne, zamieszczenie w książce jej recenzji, fikcyjne przypisy, ironiczno-parodystyczne nawiązania do literatury kryminalnej, gra z konwencją, połączenie czarnego humoru z melancholijnym sarkazmem jak na tamte czasy wydają mi się dość odkrywcze. Zabawa z czytelnikiem i formą to nie wszystko. Pisarza interesują też mechanizmy zbrodni i im przygląda się ze szczególną uwagą.

Z posłowia tłumacza dowiedziałam się, że w pierwszym wydaniu polskim z 1927 roku (przekład Michała Puchalskiego) dokonano „niemiłosiernych amputacji”[2]  – ku mojemu zdumieniu okazało się, że wycięto między innymi opisy przyrody, a  w moim odczuciu absolutnie na to nie zasłużyły. Na przykład ten:
„Jezioro cicho spało. Nie powitało mnie ani jednym dźwiękiem, jedynie pisk młodej kurki wodnej naruszał grobowe milczenie znie­ruchomiałego olbrzyma. Słońce przeglądało się w nim jak w wielkim zwierciadle i oślepiającym światłem zalewało całą jego powierzchnię od drogi do dalekiego brzegu. Oślepionym oczom zdawało się, że cała przyroda czerpie swoje światło nie od słońca, lecz od jeziora. Od skwaru zamarło również bujne życie jeziora z jego zielonymi brzegami... Pochowało się ptactwo, nie pluskały się ryby, cicho cze­kały na ochłodę pasikoniki i świerszcze.[3]
Dziwi mnie również to, że pisarz czuł się nieswojo jako autor „Dramatu na polowaniu”. Nie jest to na pewno dzieło wybitne, chwilami nuży, ale zaskoczyło mnie to, że Czechow tak je wstydliwie skreślił. Rene Śliwowski pisze o tym, że próżno szukać jakiegokolwiek komentarza na temat tej książki w korespondencji czy innych pismach autora. Ba, Czechow utrzymywał nawet, że powieść to gatunek literacki, z którym nigdy nie miał nic do czynienia.

Główną przyczyną dąsów i pąsów było prawdopodobnie to, że choć „Dramat na polowaniu”  wyśmiewa konwencję powieści detektywistycznej, tak naprawdę też jest kryminałem, a ten gatunek literacki nie cieszył się wtedy estymą. Po raz pierwszy powieść Czechowa ukazała się w „Nowościach Dnia”, gazecie dla niewybrednych czytelników, która specjalizowała się w tematyce sensacyjnej. Najwyraźniej pisarz uważał, że książka ma nie tylko wartość eksperymentu literackiego, który spodoba się koneserom, ale również ucieszy amatorów kryminałów. Nie do końca się to udało. Niektórzy krytycy byli oburzeni tym, że „Dramat na polowaniu” urąga dobremu smakowi, natomiast miłośnicy taniej sensacji na pewno uznali powieść za stanowczo zbyt udziwnioną, a tempo akcji za irytująco ospałe.

Po latach los obszedł się z „Dramatem na polowaniu” dość łaskawie. Mimo mojego sentymentu do Kraszewskiego, z przykrością przyznaję, że w kategoriach takich jak lekkość pióra i formy, nastrojowość i psychologiczna finezja, z Czechowem JIK nie ma żadnych szans. Oprócz wymienionych wcześniej zalet narracji i języka grzechem byłoby nie wspomnieć o udanych, piekąco gorzkich portretach mieszkańców rosyjskiej prowincji. Panowie z wzrokiem lekko zmętniałym od trunków snują się smętnie. Panie, na pierwszy rzut oka wcielona skromność i opanowanie, kryją w sobie gejzery namiętności. Nawet szesnastoletnia córka leśniczego. To wszystko spowija leciutka mgła, a dusza czytelnika wciąż tylko popiskuje od egzystencjalnego podszczypywania. Jak to u Czechowa.

Zauważyłam, że autor „Wiśniowego sadu” wywołuje dość skrajne reakcje czytelników. Mnie oczarował od pierwszego przeczytania, ale uprzedzam, że jego charakterystyczny styl i opary marazmu, w którym pogrążeni są bohaterowie, mogą drażnić. Wśród sceptyków zdarzają się też tuzy literatury. Iwan Bunin przytacza relację Czechowa ze spotkania z Tołstojem:
— Wie pan, niedawno byłem u Tołstoja w Gasprze. Leżał w łóżku po chorobie, ale dużo mówił o wszystkim, a mówiąc nawiasem i o mnie także. Wreszcie wstaję i żegnam się. A on zatrzymuje moją rękę w swo­jej i mówi: „Niech mnie pan pocałuje”. I pocałowawszy się ze mną nagle szepce mi do ucha z takim energicznym, starczym pośpiechem: „A mimo wszystko sztuk pańskich nie znoszę! Szekspir źle pisał, a pan jeszcze gorzej”.[4]
___________
[1] Antoni Czechow, Dramat na polowaniu. Z notatek sędziego śledczego, tłum. Rene Śliwowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1985, s. 9.
[2] Tamże, s. 173.
[3] Tamże, s. 14.
[4] Iwan Bunin, Czechow, [w:] Czechow we wspomnieniach swoich współczesnych, tłum. Stefania Bądkowska, Stefania Podhorska-Okołów, Czytelnik, 1960, s. 443.
 
Moja ocena: 4,5
Antoni Czechow

36 komentarzy:

  1. Zaskoczony jestem, że ktoś w ogóle czyta Czechowa :-) a Ty jeszcze narzekasz, że budzi kontrowersje ... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dość, że czytam, to jeszcze się nim zachwycam. :) Teraz mam w planach zbiór opowiadań z BN i "Wiśniowy sad", niedawno zdobyłam w takiej tandetnie pozłacanej serii pisarzy rosyjskich, która zaczęła wychodzić kilka miesięcy temu i nie wiem, czy przypadkiem nie zniknęła, bo już dawno nie widziałam. Marzą mi się dzieła zebrane, ale cena lekko porażająca. :(

      Usuń
    2. Boże, dlaczego zaskoczony?! Znam naprawdę dużo osób, które czytają Czechowa! Czechow jest w porządku, a wydania BN bardzo sensowne. :-)

      Usuń
    3. A jeśli pozłacana seria zniknęła, na pewno będzie w antykwariacie.

      Usuń
    4. Najlepiej będzie, jak o tę serię zapytam w kiosku, bo tam właśnie kupiłam zafoliowany dwupak: "Wiśniowy sad" Czechowa i "Martwe dusze" Gogola, które nawiasem mówiąc już miałam. :) Zależało mi na Czechowie, bo jego dramaty dość trudno upolować. To był początek serii. Potem miało być coś, co już mam, a ciąg dalszy przegapiłam. Przypuszczam, że były przewidziane raczej bardzo znane utwory, ale kto wie.

      Usuń
    5. Zaskoczony :-) bo patrząc blogi książkowe widać, że sprawdza się odmiana prawa Kopernika i "książka gorsza wypiera książkę lepszą".

      Usuń
    6. Na szczęście nie u wszystkich wypiera, u Ciebie na przykład nie.
      W przypadku Czechowa problemem mogą być też gatunki literackie: na blogach nie widuje się w ogóle recenzji dramatów, a teksty o zbiorach opowiadań też trafiają się nieczęsto. Zdecydowanie królują powieści.

      Usuń
    7. Nie wiem czemu, tak się zastanawiam czy by nie wrzucić "Rewizora" i w ramach eksperymentu - słuchowiska radiowego - "Zegarka" Szaniawskiego, dzisiaj chyba zupełnie zapoznanego, moim zdaniem, zupełnie niesłusznie.

      Usuń
    8. Bardzo, bardzo jestem za. Eksperymentowi będę kibicować z dużym zainteresowaniem. Gogol zdecydowanie zasługuje na odkurzenie, tym bardziej, że "Rewizor" może okazać się nadspodziewanie aktualny. :) A o Szaniawskim to już w ogóle mało kto pamięta. :(

      Usuń
    9. Taki to już chyba los twórców "nienowoczesnych". Podejrzewam, że z niepamięci mogłoby go wyciągnąć tylko odczytanie w konwencji gender :-) ale to już chyba lepiej żeby zostało tak jak jest :-).

      Usuń
    10. Tak, ta konwencja byłaby strzałem w dziesiątkę. :) Duże szanse widzę na przykład przed "Ożenkiem" Gogola. Już sobie wyobrażam te wnikliwe studia, które trzeba by było czytać ze słownikiem wyrazów obcych. :)

      Usuń
    11. No to już - Ty "Ożenek" a ja "Rewizora" :-)

      Usuń
    12. Dobra, umowa stoi. :)

      Usuń
    13. Bardzo lubię klasyke. Na jednym blogu o tu tu jest megaciekawa recenzja Czechowa
      http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2013/11/dramat-na-polowaniu-antoni-czechow.html

      Usuń
  2. Czechow wywołuje skrajne reakcje? Myślałam, że w najgorszym wypadku może znudzić czytelnika.;) O "Dramacie..." słyszałam raczej pochlebne uwagi, dziwiłam się nawet, że ktoś go czyta.
    Odnośnie samego autora - również wyobrażam go sobie jako melancholika, za bardzo sugeruję się postaciami wiejskich doktorów w jego sztukach.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tych znudzonych mocno frustruje, innym z kolei bardzo się podoba, vide Bunin, który byl nim zachwycony. Chociażby wspomniany "Wiśniowy sad" ma w Biblionetce oceny od 2 do 6 - zaznaczam, że tych ocen nie demonizuję. :)
      Zachęcam do lektury listów, wtedy obraz melancholika natychmiast rozpłynie się we mgle. :)
      On miał tylko 44 lata, kiedy zmarł. :( Szkoda, na pewno napisałby jeszcze mnóstwo pięknych rzeczy.

      Usuń
    2. Może dramaty Czechowa frustrują szczególnie podczas czytania, stąd taka ocena "Wiśniowego sadu"? Jego dramaty są przygnębiające, fakt, ale oglądane w teatrze chyba nie tak bardzo. Dużo w nich ruchu, zdarzają się elementy zabawne. Trzeba zachęcać do czytania jednoaktówek.;)

      Usuń
    3. Zbiór opowiadań pod tytułem "Czarny mnich" ma dokładnie taką samą skalę ocen, też 2-6, więc przypuszczam, że nie tylko dramaty podpadły niektórym czytelnikom. :) Wydaje mi się, że adaptacje sceniczne sztuk Czechowa cieszą się sporym wzięciem, w każdym razie od czasu do czasu pojawiają się w repertuarze różnych teatrów. Mimo ruchu jest w tych dramatach jakaś taka tęskna rozlazłość, za którą ja przepadam, ale domyślam się, że może działać na nerwy. :)

      Usuń
    4. Powiedziałabym, że Czechow i Szekspir wciąż zapewniają pełne sale w teatrach.;)

      Usuń
    5. I przed telewizorami też. :)

      Usuń
  3. W kwestii marazmu niepokonany jest Gonczarow Obłomowa, po lekturze człowiek dostaje takiego przypływu energii, że hej! Wszystko się zrobi, byle się nie upodobnić do bohatera. Dramaty Czechowa mnie nie porwały, ale młody byłem, natomiast nowele i owszem, niezłe, chociaż wolę lekkość Maupassanta:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będę pamiętać, "Gonczarow" wydaje mi się idealną lekturą na jesień, skoro będzie przypływ energii. :) Jak znalazł na listopadowe poranki.
      "Historia pewnego życia" jest bardzo dobra, ale dość depresyjna. Będę nadal poszukiwać tej nieznośnej lekkości Maupassanta. :)

      Usuń
    2. Forma utworów Maupassanta jest niezrównana, jego lekkość stylu uwielbiam, choć faktycznie treść już taka lekka nie jest. W każdym razie do dalszych poszukiwań bardzo zachęcam.

      Usuń
    3. Maupassant bardzo mi odpowiada. Z domowych zapasów na pierwszy ogień chyba pójdzie "Dom pani Tellier". :) O ile uda mi się go namierzyć wśród książkowych hałd.

      Usuń
    4. Dom pani Tellier popieram, puść jego tropem gończe psy :D

      Usuń
    5. :D Nasze nie są gończe, tylko pasterskie, ale puszczę na pewno.:)

      Usuń
    6. No to wypuść psy pasterskie na halę, znaczy: na hałdę :P

      Usuń
    7. :D Nie wiem, dla kogo by się to gorzej skończyło, dla nich, czy dla hałdy. :)
      W bloku obok mieszka gończy polski, może sąsiad udostępni za drobną opłatą. :)

      Usuń
    8. Nie wiem, czy bardziej byłoby mi żal przygniecionych psów, czy zdemolowanej hałdy, więc może faktycznie sama poszukaj. W kasku:P

      Usuń
    9. ...i w kostiumie bramkarza hokejowego na wypadek dotkliwych zgnieceń. :)

      Usuń
    10. Przyklej w widocznym miejscu numer do górniczej jednostki ratunkowej:P

      Usuń
  4. Zdumiewający jest ten Czechow w kiosku, naprawdę! To chyba dobrze, o ile cały nakład nie idzie na przemiał...
    Czechowa czytałam wyłącznie opowiadania i byłam nieodmiennie zachwycona (było parę rundek). Teraz nabrałam ochoty, by do nich wrócić:) Nie pamiętam tylko, czy było tam egzystencjalne podszczypywanie, czy nie, a moja dusza bardzo pragnie choć trochę popiszczeć!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ten widok wprowadził w osłupienie. Wizualnie przypomina sławetną kioskową serię "dla pań" ze złoceniami i kwiatuszkami, a w środku ze zgrzebnym papierem gazetowym, więc podejrzewam, że wydawca może być ten sam. Kiedyś mówiło się, że ktoś trafił pod strzechy, a teraz że do kiosku.:)
      Opowiadania Czechowa są wyśmienite. Denerwuje mnie tylko to, że są powtórki tych samych tekstów w różnych zbiorach.
      W moim odczuciu Czechow jest głęboko duszoszczypatielny, więc popiskiwania gwarantowane. :)

      Usuń
  5. Czechow to kolejny pisarz, którego utwory nie powinny być w kanonie lektur! Ja zraziłam się do Czechowa właśnie na lekcjach języka polskiego, nie wiem czy to przez nauczycielkę, czy może po prostu przez "przymus czytania"...
    Pewnie gdybym sama na niego "wpadła", to bym się zachwycała.

    Taka perełka w kiosku, nie wierzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja licealna polonistka była bardzo wymagająca, ale nie mogę powiedzieć, żeby jakiegoś pisarza aż do tego stopnia mi obrzydziła. To przykre, że przez nauczycielkę Czechow kojarzy Ci się aż tak fatalnie. To musiał być jakiś wyjątkowy antytalent pedagogiczny. Mam nadzieję, że mimo wszystko kiedyś do Czechowa wrócisz.
      Chyba zrobię zdjęcie temu "Wiśniowemu sadowi" z kiosku, bo widzę, że zainteresował wiele osób. :) Szczerze mówiąc, ja też zamarłam z wrażenia na jego widok i decyzja o zakupie była błyskawiczna. :)

      Usuń