Sweterek lekko rozpruty
Podręcznik hodowcy gołębi i
drobiu egzotycznego? Vademecum ornitologa? A może antyporadnik typograficzny? Bynajmniej! Rozsądne życie to falująca erotyzmem powieść psychologiczno-obyczajowa.
Czasem
mam wrażenie, że wydawcy
zapraszają nas do zabawy: na okładce umieszczają losowo wybraną
fotografię,
a czytelnik robi dobrą minę do złej gry, bo głupio mu się przyznać, że
nie widzi związku
między grafiką a treścią książki. Co za oszczędność czasu i pieniędzy,
no i
wartość dodana w postaci nimbu tajemniczości. Ja bezwstydnie oświadczam,
że mimo usilnych prób nie zdołałam rozwikłać Tajemnicy Maszerującego
Gołębia. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś wyłuszczył mi symboliczne
znaczenie tej odstręczającej, rozmytoburej okładki.
Mimo rozpaczliwych starań wydawnictwa Prószyński i S-ka, by stłumić w zarodku ewentualne zainteresowanie książką Wesley, z
entuzjazmem zasiadłam do czytania. Spodziewałam się porządnie napisanej, tradycyjnej angielskiej powieści retro.
O, święta naiwności! Nazwa serii, w której wydano
powieść Wesley, Biblioteczka Konesera, teraz nabiera dla mnie perwersyjnie
ironicznego posmaku.
Początek
jest obiecujący. Mój humor stopniowo kwaśniał w miarę pojawiania się
kolejnych
niezwykłych zbiegów okoliczności. Prym wiodą przypadkowe spotkania. Poza
tym książkę, która nie wymaga od czytelnika właściwie nic oprócz
posłusznego przeżucia 447 stron, czytałam z trudem
i mozołem. Tak już ze mną jest - najpierw żuję, a potem żałuję. Przede
wszystkim straconego czasu, bo świat stworzony przez Mary Wesley wydał
mi się płaski jak stolnica, a bohaterowie przypominali wycięte kilkoma
foremkami niestrawne ciasteczka. Choć akcja powieści obejmuje
czterdzieści lat, nie zdołałam wykrzesać z siebie ani odrobiny sympatii
dla Flory, Cosmy, Huberta, Feliksa oraz ich najbliższych.
Oto
cierpki morał opowieści Mary Wesley: lepiej nie zakochiwać się w trzech
osobach jednocześnie. Tę sentencję
proponuję potraktować jak papierek lakmusowy: książkę polecam tylko
osobom,
które właśnie zamarły, porażone odkrywczością tego stwierdzenia.
W Rozsądnym życiu znajdziemy też kilka pomniejszych „życiowych mądrości”, na przykład: „Nie ma lepszej metody na utracenie dobrej przyjaciółki
jak się z nią ożenić”[1], które polecam Waszej uwadze.
Wbrew nobliwemu tytułowi atmosfera powieści jest tak rozerotyzowana,
że chwilami ociera się o groteskę. Prawdziwe kuriozum to
rodzice Flory, uzależnieni od siebie seksoholicy, którzy przez kilkadziesiąt lat nienawidzą
córki za to, że przeszkadza im w amorach. Nawet dziesięcioletnia
dziewczynka wywołuje miłosne apetyty. W książce dotkliwie zabrakło mi lekkości, finezji, dystansu, poczucia humoru. Cóż, wygląda na to, że Rozsądne życie powinna była napisać Colette.
Pikanterii temu wszystkiemu dodaje fakt, że Mary Wesley opublikowała Rozsądne życie w
wieku 78 lat. Tak, tak, to nie pomyłka. W roli powieściopisarki
debiutowała jako siedemdziesięciolatka, co jest krzepiącym dowodem na
to, że nigdy nie jest za późno, żeby realizować swoje pasje.
Niestety,
wiedza historyczna autorki zrobiła na mnie wrażenie raczej
powierzchownej, zwłaszcza fragmenty o madame Tarasowej i rewolucji
w Rosji. Natomiast przyjemnie czytało się opisy
surowych bretońskich krajobrazów i plaż. Podobały mi się też fragmenty
przepojone gorzką tęsknotą za tym, co przeminęło. Niestety, na tym
koniec.
Flora Trevelyan, główna bohaterka Rozsądnego życia,
w pewnym momencie poczuła się tak, „jakby
wydziergała na drutach gigantyczny sweter, który pruje się teraz na jej
oczach”[2]. Obawiam się, że podobne wrażenie miała Mary Wesley po
napisaniu ostatniego zdania swojej powieści.
[1] Mary Wesley, Rozsądne życie, tłum.
Małgorzata Wyrzykowska, Prószyński i S-ka, 1996, s. 436.
[2]
Tamże, s. 378.
Moja ocena: 3
Mary
Wesley.
|
Czytając Twoją recenzję miałam raczej odczucie, że nie powinno się spełniać niektórych marzeń... no chyba, że inne dzieła pani Wesley są bardziej udane ;-)
OdpowiedzUsuńAkurat to marzenie spokojnie mogło pozostać niespełnione. :) "Rozsądne życie" jest jedyną książką Mary Wesley, jaką czytałam, i wszystko wskazuje na to, że tak już zostanie.
UsuńRozwiałaś moje nadzieje. Kilka osób polecało mi tę panią, bo niby pisze ciepło i inteligentnie. Na rumiankową powieść wręcz się napaliłam.;)
OdpowiedzUsuńOdnośnie serii - może niewiele książek z niej czytałam, ale to były zawsze dobre rzeczy. Hm.
Ja też czytałam peany o rumiankach i bardzo się na nie łakomiłam. "Rozsądne życie" to bodajże przedostatnia książka Wesley, być może pierwszy zwiastun spadku formy, a te poprzednie są znacznie lepsze?
UsuńJa też lubię tę serię i mam sporo miłych skojarzeń.
Tak czy owak, Wesley jest ewenementem zważywszy na późny debiut i późniejszą płodność.;) Widzę, że nawet biografii się doczekała.
UsuńMimo rozczarowania książką przyznaję, że wiek autorki wzbudził we mnie szacunek. Szkoda, że polskich emerytów najczęściej nie stać na rozwijanie twórczych zainteresowań, bo na pewno wiele talentów drzemie.
UsuńPrzypomniałam sobie, że Kveta Legatova wydała "Żelary" w wieku 82 lat! Tak więc Wesley nie jest wyjątkiem. :)
O metryce Legatovej nie miałam pojęcia, zawsze miałam ją za młódkę.;) Jest czego zazdrościć, zgadzam się. Dobrze, że u nas chociaż Uniwersytet III wieku staje się coraz bardziej popularny.
UsuńNo i jeszcze Grandma Moses, ale to już inna branża. :) Moim zdaniem to są piękne historie.
UsuńObawiam się, że z każdym rokiem Uniwersytet III wieku będzie coraz bardziej oblegany, emerytów przybywa.
Ależ ten gołąbek zawija ogonkiem... Erotyzm w stanie czystym:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Stawiam na taniec godowy. :) Powinnam była od razu zajrzeć do Freuda. :)
UsuńJak widzę, w imponującym tempie nabierasz rozpędu!:P
OdpowiedzUsuńOkładka książki sugeruje raczej coś w stylu Durella (zdaje się, że Prószyński też wydawał go właśnie w tej serii), a tu taka niespodzianka!
Może chodziło o to, że pan mówił do pani: "moja ty gołąbeczko"?
Dzięki za uznanie, ale biorąc pod uwagę, że wkrótce kończą się wakacje, przewiduję niedługo tempo bardziej leniwe. :)
UsuńTak, Durella na pewno wydawano w tej serii. Pamiętam hurtowe ilości jego książek na bibliotecznej półce. Zawsze mnie to dziwiło, bo to są urocze rzeczy, a zainteresowanie czytelników nikłe, w każdym razie lubelskich. Gorzej z "Kwartetem aleksandryjskim", nigdy nie mogłam trafić na pierwszy tom.
Większość bohaterów "Rozsądnego życia" to zblazowani melancholicy, więc "gołąbeczkę" wykluczyłabym, jest stanowczo zbyt emocjonalna. :)
Sam tytuł by mnie zniechęcił :) Twoja opinia dopełniła dzieła.
OdpowiedzUsuńWłaśnie sprawdziłam, tytuł oryginału przetłumaczono dosłownie. Mnie też nie wydaje się porywający, choć przypuszczam, że autorka liczyła na ironiczną głębię. :)
UsuńJa się naciąłem kiedyś na Rozterki Poppy Carew, licząc na ciepłe czytadło z odrobiną humoru, co sugerował wydawca na okładce. Było nijakie i nie wiem o czym, rzuciłem po parunastu stronach. A okładka Poppy była jeszcze gorsza:P
OdpowiedzUsuńMoje oczekiwania były wypisz, wymaluj takie same jak Twoje. Przed chwilą obejrzałam sobie okładkę Poppy. Rzeczywiście nie jest dobrze. Chodnik i gra świateł na nim wyglądają dziwnie znajomo, być może to motyw przewodni twórczości projektanta. Czy zdjęcie ma jakiś związek z treścią książki?
UsuńZabij mnie, ale nie pamiętam kompletnie, o czym to było. Niech to będzie świadectwo jakości dzieła:P
UsuńNota wydawcy w Biblionetce to tylko informacje o autorce, m.in. "jej książki urzekają świeżością, swoistym humorem i niepowtarzalnym klimatem". Najwyraźniej nie doceniłam.
UsuńTiaaa, to było w czasie, kiedy się jeszcze nabierałem na takie rozkoszne zapowiedzi:(
UsuńCzasem się sprawdzają. :) Tym razem chyba jednak nie. Najbardziej zdziwiło mnie to poczucie humoru, według mnie "Rozsądne życie" jest gorzkie i smutne.
UsuńZ rzadka się sprawdzają. Ile to już rzekomo zabawnych książek puściłem w świat, bo okazały się egzystencjalnymi ponuractwami pisanymi w formie monologów wewnętrznych:P
UsuńZauważyłam, że właśnie z tą zabawnością jest najgorzej. Poczucie humoru bywa różne, ale mi się jakoś dziwnie często zdarza nie doceniać fajerwerków komizmu zapowiadanych na okładce. Wręcz zapala mi się lampka alarmowa, jak coś takiego czytam. :)
UsuńTeż mi się zapala. Najwyraźniej wydawcy nadużywają wesołości jako wabika.
UsuńPojawia się w sumie niewiele zabawnych książek i ludność jest na nie bezkrytycznie łakoma. :)
UsuńJa już się wyleczyłem.
UsuńWe mnie się jeszcze tlą iskierki nadziei. :)
UsuńI one wkrótce zgasną:P
UsuńPo takim powiewie optymizmu na pewno. :)
UsuńJa tylko ostrzegam :)
UsuńWielce zobowiązana, Lirael :)
UsuńOkładka jest okropna! chyba nie zdecydowałabym się na tę książkę właśnie ze względu na jej płaszcz... :) tren gołąbek wygląda jakby nauczył się psa, jak się robi siusiu.Powinno się stworzyć konkurs na najbrzydsze okładki, być może w końcu wydawnictwa przejrzałyby na oczy :)
OdpowiedzUsuńNa mnie też ten płaszcz podziałał wręcz odstręczająco, ale byłam zdeterminowana. :) Są blogi regularnie prezentujące szpetne okładki, ale jak widać nie na każdym to robi wrażenie.
UsuńNigdy nie widziałam siusiającego gołąbka, więc trudno mi ocenić prawdopodobieństwo Twojej wersji, ale brzmi bardzo ciekawie. :)
Okładka może i być brzydka, jednak niech chociaż nawiązuje do treści książki! W tym przypadku brakuje nawet tego. A po jakąś powieść tej autorki sięgnę, tak z ciekawości...
OdpowiedzUsuńW tym przypadku nawiązanie - jeśli w ogóle istnieje - jest tak subtelne, że ja go po prostu nie dostrzegam. Tutaj wersja angielska, moim zdaniem o wiele bardziej udana.
UsuńWiele osób chwali "Rumianki w trawie". Może zaryzykuj? :)