24 sierpnia 2010

Alan Bradley, "Badyl na katowski wór" (cykl "Flawia de Luce")


Triumfalny powrót Flawii de Luce
Pamiętam, że autorki kilku blogowych recenzji "Zatrutego ciasteczka", pierwszego tomu cyklu Alana Bradleya, wyraziły spontaniczną chęć adopcji niesfornej Flawii. Otóż pragnę dołączyć do tego zacnego grona, gdyż druga cześć przygód małego Sherlocka w spódnicy utwierdziła mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z jednostką wybitną.

Często się zdarza, że druga część serii nie dorównuje pierwszej, na co może wpływać presja rozentuzjazmowanych czytelników, czy konieczność pracy w ponaddźwiękowym tempie. Sukces "Zatrutego ciasteczka" też zobowiązywał. Czasem zastanawiam się, jak J. K. Rowling zniosła psychicznie lata pracy nad swoim powieściowym cyklem. Nie zazdroszczę, pomimo sowitej gratyfikacji finansowej. W moim odczuciu "Badyl na katowski wór" nie zawiódł. Wręcz przeciwnie.

Polski tłumacz na pewno stanął przed trudnym zadaniem - światowa premiera książki miała miejsce całkiem niedawno (marzec 2010) i przekład liczącej 363 strony powieści przypuszczalnie powstawał w dużym pośpiechu. Polska wersja opublikowana została już w czerwcu. Ponadto styl narratorki jest specyficzny, kwiecisty i naszpikowany archaizmami. Ogólnie rzecz biorąc nie mam zastrzeżeń, choć w kilku momentach dały się słyszeć stylistyczne zgrzyty (z brzmiącym chropawo tytułem włącznie). Niedopuszczalny wydaje mi się jednak błąd gramatyczny w cytacie z powieści na okładce ("z salonu wyniesiono polerowaną trumnę z różanego drzewa, zniesioną ją ostrożnie na podjazd"), na szczęście w tekście książki występuje wersja poprawna.

Podobnie jak w "Zatrutym ciasteczku" dominuje sardoniczne, niekiedy rubaszne poczucie humoru: "Paplała. Jeśli będę trzymać buzię na kłódkę, nie minie minuta, a poda mi rozmiar swoich reform'" [1]. Autor wyraźnie przepada za swoją małą bohaterką i portretuje ją kapitalnie. Podobnie jak niezapomnianą rodzinkę, znajomych i sąsiadów. W porównaniu z pierwszą częścią Flawia jest odrobinę doroślejsza, zaczyna się interesować relacjami między kobietą a mężczyzną. Zadaje kłopotliwe pytania (na przykład: co to znaczy oddać się komuś?), nadal wnikliwie obserwuje dorosłych.

"Badyl na katowski wór" to rzadki przypadek książki dla całej rodziny. Młodzi czytelnicy skupią się zapewne na warstwie sensacyjno-kryminalnej powieści. I tu litościwie spuśćmy zasłonę milczenia, a raczej kurtynę, biorąc pod uwagę, że ważną rolę odgrywa teatrzyk kukiełkowy - to nie jest najmocniejsza strona Bradleya. Kilka pomysłów wydało mi się całkowicie chybionych i nieprawdopodobnych. Nawiasem mówiąc jestem ogromnie ciekawa, jakie wrażenie książki o Flawii robią na jej rówieśnikach.

Starszych czytelników ucieszą liczne smakowite aluzje literackie i malarskie, a również bardzo ciekawy obraz Wielkiej Brytanii tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Bradley jest skrupulatnym i ironicznym kronikarzem angielskiej prowincji i jeśli ktoś lubi takie klimaty (ja uwielbiam!), to książka sprawi mu sporo radości. Dla każdego anglofila to lektura wręcz obowiązkowa. Wydaje mi się, że sam autor, z pochodzenia Kanadyjczyk, jest wielkim miłośnikiem Albionu i koneserem brytyjskiej kultury. Scenę, w której dwaj Niemcy, piloci Luftwaffe, zrzucają nad Haworth fioletową wstęgę w hołdzie siostrom Brontë, z napisem "Kocha Was cały świat! Odpoczywajcie w pokoju." [2], niniejszym dodaję do listy najulubieńszych! To wszystko autor dyskretnie i delikatnie okrasza sosem filozoficznym: "Jesteśmy marionetkami, my wszyscy, lalkami poruszanymi za sceną przez Boga lub Los, albo Chemię - co wolicie. Wkładają nas jak rękawiczki na dłonie i odgrywają za nas nasze życie..." [3].

Zastanawiam się, jak inni wielbiciele książek o Flawii odebrali "Badyl na katowski wór"? Światowa premiera części trzeciej przewidziana jest na luty 2011. Polski tytuł "Ucho od śledzia w śmietanie" :)

_____________
[1] Alan Bradley, "Badyl na katowski wór", tłum. Jędrzej Polak, Vesper, 2010, s. 27.
[2] Tamże, s. 217.
[3] Tamże, s. 354-355.

Moja ocena: 4+

32 komentarze:

  1. Znajomy ma obie części i już zamówiłam u niego, ale wciąż nie po drodze mi do niego. Coś czuję, że i ja stanę się fanką młodej bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja xD
    Tak, sporo osób zachwala pierwszą część, a okładki są niezmiernie interesujące.
    Jeśli tylko uda mi się zdobyć, to na pewno przeczytam.
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo dobrego już o Flawii czytałam, więc może kiedyś w końcu się skuszę.:) Chciałabym tylko zapytać, czy można te książki czytać nie po kolei? Czy może się jakoś fabularnie łączą?

    OdpowiedzUsuń
  4. lireal, czy bylabys uprzejma i przetlumaczyla mi na polski tytul tej ksiazki? albo podala tytul oryginalu? czuje sie totalnie zagubiona jezykowo - a zwykle, mimo oddalenia od rodzinnego krakowa, jakos sobie radze...
    z nieco podobnych powiesci wysluchalam spora czesc "niemieckiego harry pottera" niemieckiej autorki (audiobook po angielsku). pozyczylam sobie na podróz nie sprawdziwszy, ze to literatura dla dzieci. pod koniec pierwszego krazka sie zorientowalam, ale mialam jeszcze pól nocy siedzenia na lotnisku, wiec sluchalam dalej. niezla, chociaz do harrego porównania nie ma

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały świat zauroczony Flawią! A ja nie znam. Dodałam do koszyka "Zatrute ciasteczko" (obok tych reportaży z Turcji), podrzucę później znajomej nastolatce, zobaczymy, co sądzą równolatki. A mnie kuszą klimaty i język. Żałuję, żałuję niezmiernie, że mój rytm czytania lubi przerwy i tym samym po prostu nie nadążam za apetytem.
    Ale Sygryda ma cudne życzenie! :))
    ren

    OdpowiedzUsuń
  6. Lirael, znowu narzuciłaś solidne tempo czytelnicze i recenzenckie! ;) Czytam Twoje wpisy, komentowanie zostawiam sobie na wolną chwilę, a kiedy wracam już coś nowego widzę! Litości ;))

    Flawii nadal nie poznałam. Poluję na obie części w nowym wydaniu, ale póki co nikt nie chce tanio się ich pozbyć. Kiedyś się musi udać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też nie znam, a wygląda, że powinnam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej, a ja jeszcze o tym nie słyszałam! Czas nadrobić, zapowiada się wyborna lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Słyszałam, widziałam te cudowne dzikie okładki i powiem jedno - ja też chcę! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawde uwazam, ze te tytuly sa swietnie tlumaczone.
    Po angielsku The Weed that Strings the Hangsman Bag jest tak samo zawrotne jak Badyl na katowski wor. Praktycznie doslowny przeklad :)
    A juz to ucho od sledzia w smietanie mnie rozlozylo. Dlugo sie zastanawialam jak przeloza Red Herring with Mustard. To naprawde dobra robota :)
    Co do adopcji Flavii hmmm. Ja tez pokochalam ja od pierwszej sceny w pierwszej powiesci. Super dziewczynka z bojowymi warkoczami. Ale zaadoptowac - jako rodzic z pewnoscia nie mialabym takiego wgladu w jej mysli i uczucia. Flavia sie z nimi ukrywa, zwlaszcza przed najblizszymi. Chcialabym aby mi ufala, uwazala mnie za przyjaciolke i moze pouczyla chemii od czasu do czasu :) Chcialabym moc przyjaznic sie z nia w dziecinstwie co jest niestety nie do zrobienia...

    OdpowiedzUsuń
  11. ~ Lilithin
    Trzymam kciuki za to, żeby Ci się udalo wkrótce wyegzekwować książki od znajomego.:) I żeby Ci się spodobały.

    ~ owarinaiyume
    Dziękuję. Miłych wrażeń z lektury. Moim zdaniem warto poznać ekscentryczną Flawię. :)

    ~ Moreni
    Każda z powieści jest odrębną opowieścią "kryminalną". Teoretycznie nic się nie stanie, jeśli zmienisz kolejność, ale polecam porządek chronologiczny, który pozwala na śledzenie zmian zachodzących w dojrzewającej Flawii, co autor prezentuje z błyskotliwym poczuciem humoru, a jednocześnie subtelnością.

    ~ blog sygrydy dumnej
    Mnie też ten tytuł zelektryzował!
    Oryginał: The Weed that Strings the Hangsman Bag
    Pomysł na tytuł zaczerpnięty jest z wiersza Sir Waltera Raleigh "Do syna", który otwiera powieść. Domyślam się, że przełożył go tłumacz powieści. Chodzi o roślinę, z której wyplatają katu worek. Czy z badyla da się cokolwiek upleść?!

    ~ tamaryszek
    Cały świat to przesada. :) Bardzo jestem ciekawa opinii Twojej i zaprzyjaźnionej nastolatki. Ja też lubię przerwy w czytaniu i nie znoszę presji w tej dziedzinie. A niestety, w moim przypadku nawarstwiający się stos, w tej chwili raczej mur, takąż presje wywołuje.
    W pełni rozumiem zdumienie Sygrydy - mój pierwszy kontakt z tym tytułem był bardzo podobny.

    ~ maiooffka
    Mam nadzieję, że wkrótce wyruszysz na literacką wyprawę do Bishop's Lacey.
    Tempo moich recenzji wywołane jest długim urlopem, który właśnie się kończy, podobnie jak pula przeczytanych pozycji, tak więc przewiduję spadek aktywności :)

    ~ naczynie_gliniane
    Mam przeczucie, że Ci się spodoba.

    ~ Futbolowa
    Książkę wydało dość mało znane wydawnictwo i nie zrobiło właściwie nic, żeby ten stuprocentowy hit w jakiejś formie wypromować.Cóż, ich strata.

    ~ Tucha
    Akurat ta okładka mnie nie zachwyciła - Flawia wygląda identycznie jak dziewczynka z "Rodziny Adamsów".

    ~ Hannah
    Ciasteczko, a zwłaszcza śledź przetłumaczone kapitalnie, ale ten badyl mi stoi kołkiem w oku :) W uchu chyba też :) Coś mi nie gra. Na pewno tytuł musi intrygować, ale ten brzmi w moim odczuciu bełkotliwie niezrozumiale. Trzeba by sięgnąć po inne przekłady wiersza Sir Waltera Raleigh i zerknąć, jak tłumaczony jest ten weed w kontekście wora.
    Adopcja Flawii na pewno wiązałaby się ze sporą dozą emocji, zwłaszcza jej ewentualne dokonania kulinarne odbierałabym jako wysoce podejrzane. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. lirael - dziekuje za tlumaczenie z polskiego na polski! badyl to (wg. slownicka pol-niem) przed wszystkim uschla lodyga (a poza tym...noga losia). ani uschla lodyga, ani tym bardziej noga losia sie na wlókno nie nadaje - wiec tlumacznie zdecydowanie nietrafione. nawet ten katowski wór mnie nie przekonuje - po mu taki worek? co kat wklada do worka?? w tym wypadku chyba byloby lepiej zrobic wolny przeklad

    OdpowiedzUsuń
  13. ~ blog sygrydy dumnej
    Ten sonet Sira Waltera R. jest posępny i złowróżbny - dziwię się, że coś takiego można zadedykować dziecku.
    Oto wiersz:
    http://www.luminarium.org/renlit/tohisson.htm

    OdpowiedzUsuń
  14. rzeczywiscie, ten "serek" to byl wujek (tatus?) sadysta!
    ale dzieki wierszowi wyjasnila sie zagadka tytulu. po pierwsze nie j to zaden "katowski wór", a "worek na glowe"(slownictwo fachowe), mozna dodac: skazanca. zeby bylo starozytniej, to mozna uzyc slowa "kaptur". w wierszu zamiennie z weed uzyte j konopie - i lepiej by w tym wszytskim wypadlo. korzystajac z wiersza mozna tytul przelozyc jako: "(u)rosnie konopie na kaptur skazanca" (referujac do: hemp grows). ale kto by kupil dziecku ksiazke o takim tytule?? w kazdym razie tlumacz dostaje ocene niedostateczna!

    OdpowiedzUsuń
  15. w nocy mnie naszlo, ze weed mozna prztlumaczyc jaki "zielsko" albo "ziele". moze zatem "zielsko dla kata"?
    jak widac ten badyl spac po nocy mi nie daje...

    OdpowiedzUsuń
  16. ~ blog sygrydy dumnej
    Widzę, że Bradley zadał nam bobu badylem! :)
    Ja też wciąż wałkuję ten temat i przyznam, że nic sensownego nie wymyśliłam.
    W każdym razie oczekiwałabym od tytułu książki, żeby łatwo wpadał w ucho. Ten nie wpada. W każdym razie nie w moje.
    "Zielsko dla kata" sugerowałoby preferencje wegetariańskie, o które kata bym raczej nie podejrzewała.:)

    OdpowiedzUsuń
  17. A jak ma się cytat do powieści? Abstrahując od wiersza, tytuł brzmi tak intrygująco, że zachęca do sprawdzenia, o co chodzi;) Może o to chodziło tłumaczowi?
    Ale sam 'badyl' jest faktycznie nie na miejscu. Pierwsze moje skojarzenie: badyl, na którym można zawiesić worek i ruszyć w świat;) A przecież ni o to chodzi?

    Może katowski wór wystarczyłby w tytule?

    OdpowiedzUsuń
  18. Podejrzałam tłumaczenie niemieckie. W obu tytułach cyklu pojawia się słowo morderstwo, i tak dla obecnej książki wybrano tytuł "Morderstwo to nie zabawa dla dzieci";)

    OdpowiedzUsuń
  19. "morderstwo to nie zabwa dla dzieci to znakomity tytul"!
    no i wyszlo na moje, ze trzeba bylo dac jakis wolny tytul, niezwiazany z oryginalem.
    az przykro przyznac, ale niemcy góra. oni sa dokladni i maja tradycje podchodzenia z szacunkiem do literatury'
    szkoda tego "badyla", bo ksiazka wyglada na b fajna, ale tytul odstrecza niezrozumialoscia

    OdpowiedzUsuń
  20. A Szwedzi co na to? Jest tłumaczenie?

    OdpowiedzUsuń
  21. ~Ania & Sygryda
    Związek tytułu z treścią jest nikły. W powieści występuje motyw wisielca (nie chcę zdradzać zbyt wiele), ale powiązanie książki z "Badylem na katowski wór wymaga pewnej ekwilibrystyki umysłowej :) Przypuszczalnie miało brzmieć jednocześnie złowieszczo i intrygująco.
    Niemcy kompletnie zignorowali intencje autora! :)
    Spójrzcie na wersję francuską!: Les étranges talents de Flavia de Luce.
    To się nazywa dyplomacja ;) "Dziwne talenty Flawii de Luce". Oto jak rozwiązali sprytnie problem badyla.
    Hiszpanie poszli tą samą drogą: Flavia de los extraños talentos.
    Ten wariant z talentami też nie wydaje mi się trafiony.

    OdpowiedzUsuń
  22. no sluchajcie - szwedzi sa sto lat za murzynami (przepraszam: afroamerykaninami) i flavii jeszcze nie odkryli! jedyne ksiazki bradley'a w ksieegarni internetowej sa po angielsku
    skad inad czesto sie zdarza, ze maja inny tryb wydawniczy niz reszta swiata. jak PL sie zaczytywala coelho, to tutaj nikt w bibliotece o nim nie slyszal. poslizg byl co najmniej piecioletni. moze swtierdzili, ze akcja flavii j zbyt jadowita i grozna dla dzieci? bo ostatnio taki tu "trynd", ze cenzuruja dziecieca literature z okrucienstw - bracia grimm sie w grobie pzrerwacaja!

    OdpowiedzUsuń
  23. Hm, a może oni wolą bardziej ambitnych autorów? Co do Coelho to chyba nie ma czego żałować;)
    A z innych: zajrzałam do katalogu mojej biblioteki i okazało się, że "Zatrute ciasteczko" jest w wypożyczalni dla dzieci i młodzieży, nie dla dorosłych;)

    OdpowiedzUsuń
  24. coelho zdecydowanie nie ma co zalowac!(tzn. ja tak uwazam). natomiast szwedzi weszli w jego epoke spóznieni, tym niemniej zachwyceni. oni sa w duszy nadal szalenie naiwni...

    OdpowiedzUsuń
  25. ~ Sygryda
    W Polsce Coelho najlepsze lata ma już za sobą. W każdym razie zdecydowanie mniej się o nim słyszy.

    ~ Ania
    Problemy z kwalifikacją "Zatrutego ciasteczka" mnie nie dziwią, bo to i dla dzieci, i dla dorosłych:)

    OdpowiedzUsuń
  26. lirael - nie uwierzysz mi! wlasnie ogladam w TV popularnonaukowy program. i kto nagle wychodzi na mnie z ekranu? alan bradley! bo, jak sie okazuje, od zawsze byl zafascynowany swiatem widzialnym. zawodowo zajmowal sie telewizyjnym obrazem. az dostal zacmy na jedno oko; zostal zoperowany w ten sposób, ze mu wszczepiono nowa soczewke (dawniej tylko wyjmowana stara, naturalna). no i co sie okazalo? ze to oko widzi utrafiolet! moze to byla jego sciezka w swiat nadprzyrodzony??

    OdpowiedzUsuń
  27. ~ blog sygrydy dumnej
    Fajny zbieg okoliczności, a może przeznaczenie. Najwyraźniej jest Ci pisane "Zatrute ciasteczko" z przyległościami. :) Ciekawa historia z tym okiem! Tak jakby dawało mu wgląd w rzeczywistość alternatywną...

    OdpowiedzUsuń
  28. odkryl sprawe dosc banalnie - przy kasie w supermarkecie zobaczyl utrafiolet, kt sie sprawdz parwdziwosc banknotów. ale kto wie CO jeszcze od tego czasu zobaczyl?

    OdpowiedzUsuń
  29. O tym najprawdopodobniej przekonamy się czytając trzeci tom przygód Flawii :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Muszę to przeczytać kawałek zatrutego ciasteczka czytałam

    OdpowiedzUsuń
  31. Uwielbiam Flavię, szczególnie jej zamiłowanie do chemii, które podzielam. Książka idealna na chłodne wieczory ;)
    Polecam. 5+
    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  32. ~ Cassie
    Na letnie wieczory też była świetna. :)

    OdpowiedzUsuń