9 lutego 2013

„Historia z tysiąca nocy” (Józef Ignacy Kraszewski, „Zaklęta księżniczka”)

„Historia z tysiąca nocy”
Powieść „Na cmentarzu – na wulkanie” rozczarowała mnie tak okrutnie, że musiał upłynąć rok z okładem, zanim z oporami sięgnęłam po kolejne dzieło Józefa Ignacego Kraszewskiego. Zaraz opowiem, co z tego wynikło. Uprzedzę tylko, że Serafina ze swym dziennikiem  musiała niechętnie abdykować: teraz wśród moich ulubionych książek JIK-a króluje „Zaklęta księżniczka”. Na pewno nie jest bez wad. Autorowi można zarzucić chociażby wątpliwe prawdopodobieństwo opisywanych wydarzeń, które na ostatniej stronie sam z przekąsem nazywa „historią z tysiąca nocy”[1], ale według mnie naiwna bajkowość jest zamierzona, co zresztą podpowiada tytuł. Podobnie jak w „Dzienniku Serafiny” Kraszewski puszcza oko do czytelnika i robi to z dużym wdziękiem.

Najpierw zapraszam na seans deziluzji. Przewidziane są trzy punkty programu.
1. 
Srodze zawiodą się czytelnicy, którzy fukającego z oburzenia JIK-a skrzętnie wtłoczyli do schludnej szuflady z napisem Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. „Zaklęta księżniczka” nie tylko mocno trzyma w napięciu od początku do końca, ale budzi też silne wzruszenia. Przyznam się, że kiedy czytałam ostatnie strony powieści, łezka zakręciła mi się w oku, choć rozsądek pokrzykiwał „Co za ckliwy sentymentalizm!”.
2. 
Jeśli dotychczas uważaliście, że powieść Jean Webster „Tajemniczy opiekun” jest oryginalna, zmuszona jestem boleśnie odrzeć Was ze złudzeń. Dokładnie prześledziłam biografię amerykańskiej pisarki i Kraszewskiego w poszukiwaniu przecinających się ścieżek, ale nic z tego nie wynikło. Jedyny wspólny trop to znak zodiaku (Lew), ale to trochę za mało. „Zaklęta księżniczka” ukazała się drukiem w 1885 roku, natomiast „Tajemniczy opiekun” dwadzieścia siedem lat później. Co łączy te dwie powieści? Przede wszystkim pomysł na fabułę: na pensji dla panien przebywa dziewczyna, która nie wie, kto finansuje jej naukę i utrzymanie. W obydwóch przypadkach czytelnik dyszy żądzą rozwikłania zagadki, która zostaje wyjaśniona dopiero na samym końcu.
3. 
Wirtualny romans wynalazkiem ery internetu? Ależ skąd! Kraszewski po raz kolejny wyprzedził swoje czasy. Jego zakochani bohaterowie na początku oglądają się wyłącznie przez okno. Czymże jest  beznamiętny chłód szyby lub monitora wobec „elektryczności wzroku, magnetyzmu serca”[2]?! Plus ukradkowa wymiana liścików i rozpaczliwe starania, by spotkać się naprawdę. Kiedy marzenie się spełniło, „oboje z ciekawością dziecięcą i obawą badali siebie, lękając się czegoś niespodzianego, co by obraz stworzony przez wyobraźnię, w sercu wypieszczony, zaćmiło.”[3] JIK okazał się prekursorem e-miłości. 

Seans deziluzji to tylko jedna z kilku niespodzianek zaserwowanych przez Kraszewskiego. Autor zaprasza też czytelnika do gry. Fabuła „Zaklętej księżniczki” często przypominała partyjkę mariasza, bezika lub preferansa, choć próżno szukać w powieści bezpośrednich nawiązań do takich rozrywek. Moje skojarzenia z karcianymi postaciami są całkowicie subiektywne. Uprzedzam też o nierównych szansach: tylko JIK z góry wie, jaki będzie wynik, tylko on tasuje i rozdaje karty. Mimo wszystko na tę rozgrywkę warto poświęcić kilka godzin.
Oto pierwsze rozdanie:
Narcyz Borusławski, rozchwytywany prawnik, doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wprawdzie zamożny, ale żyje skromnie. Tylko on wie, kim jest tajemniczy sponsor urodziwej pensjonarki. Na pierwszy rzut oka wydaje się człowiekiem „wytrawnym, zimnym, milczącym”[4]. To tylko pozory. Poza tym „do ożenienia najmniejszej ochoty nie miał, a od kobiet unikał”[5].  Do czasu!
Tekla Sierocińska, piękne dziewczę dwudziestoletnie, powszechnie zwane księżniczką, „pełnych form, ładna i świeża blondynka, ze łzawymi niebieskimi oczyma”[6]. Melancholijna miłośniczka literatury. Nikt nic nie wie o jej pochodzeniu. Wszyscy podejrzewają, że jej rodzina opływa w bogactwa, herby i co najmniej hrabiowskie tytuły.
Marianna Rzepczakówna, rówieśniczka i jedyna przyjaciółka Tekli, panna odważna, bystra i energiczna: „spryt ognisty jej z oczów patrzał”[7], córka ubogiego szynkarza, co wstydliwie ukrywano na pensji. Widać wyraźnie, że samego autora okręciła wokół paluszka.
Emil Drażak pracuje w ministerstwie, a w wolnych chwilach z zapałem pisze dykcjonarz geograficzny i historyczny kraju[8]. Młodzian pracowity, szlachetny i odpowiedzialny.
Maks Rabsztyński, zblazowany i zniewieściały bawidamek, „aż do zbytku wykwintny i przesadnie bijący w oczy. Jaskrawa krawatka, wspaniała laska, breloki, fryzura… podwójna kamizelka i wyszywane buciki, oznaczać się zdawały zakochanie w sobie i zbytnią cześć dla własnych powabów”[9]. Jego zdaniem lekarstwo na finansowe tarapaty to majętna żona.

Oczywiście występują też liczne blotki, w tym wiele zabawnych postaci, odmalowanych przez Kraszewskiego z kąśliwym poczuciem humoru. I najważniejsze: w powieści natkniecie się na...

która na końcu okaże się...

Dla tych graczy, którzy zasiądą do obitego zielonym suknem stolika z panem Kraszewskim nie po raz pierwszy, wartość poszczególnych kart, zasady gry i jej przebieg będą dość oczywiste, ale zapewniam, że finał to spora niespodzianka. Początkujących zachęcam do rozegrania tej pasjonującej partyjki. Przypuszczam, że na jednym razie się nie skończy.
__________________
[1] Józef Ignacy Kraszewski, „Zaklęta księżniczka”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1958, s. 179
[2] Tamże,  s. 15.
[3] Tamże,  s. 150.
[4] Tamże, s. 6.
[5] Tamże, s. 6.
[6] Tamże, s. 27.
[7] Tamże, s. 36.
[8] Tamże, s. 78.
[9] Tamże, s. 16.
Moja ocena: 4+
Portret Józefa Ignacego Kraszewskiego,
mal. R. Jatkievič.

55 komentarzy:

  1. Ależ świetnie rozrysowałaś bohaterów w sentymentalnej, karcianej oprawie, dobrze mi znanej z dzieciństwa:)o ksiązce w ogóle nie słyszałam. W ogóle w mojej bibliotece na półce "do wzięcia" był stos książek Kraszewskiego. Ostatnio się zastanawiałam , ale jednak nic nie wzięłam. Jak wrócę i będą to już zabiorę z pewnością. Pensja, miłość - to już przemawia:)

    pozdrawiam serddecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też w dzieciństwie bawiłam się taką właśnie zdekompletowaną talią. Uwielbiałam wymyślać różne historie z karcianymi bohaterami w roli głównej. :)
      Koniecznie przygarnij te bezpańskie JIK-i. Przy Twoich historycznych zainteresowaniach to byłaby zbrodnia, gdyby przypadły w udziale komuś innemu. :)
      Tak, pensja, romantyczna miłość, a do tego malownicze typy dziewiętnastowiecznej Warszawy okiem troszkę złośliwego satyryka. :)Bardzo polecam!
      Serdeczności.

      Usuń
    2. To już tak zrobię, dam znać czy się udało:)

      Usuń
    3. Powodzenia! :) Oby udało Ci się te JIK-i uratować.

      Usuń
  2. Serafina zdetronizowana? wierzyć się nie chce:).
    Cieszę się, że JIK znów w L:iraelowych progach i to w wielkim stylu:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodka Tekla ma zdecydowanie mniejszą siłę przebicia niż rozwydrzona Serafina, ale powieść o wiele lepsza. :) Kolejne JIK-i od dawna czekają na przeczytanie. Mam nadzieję, że trujące wyziewy cmentarza i wulkanu już całkowicie wyparowały. :)

      Usuń
    2. P.S. Na fejsowym profilu JIKa pojawiła się dziewczyna, która pisze doktorat z kobiet JIK-a:). Nie wiem, czy zasypywac ją pytaniami:).

      Usuń
    3. Koniecznie! :) Kobiety w sensie bohaterki jego książek czy panie, z którymi JIK flirtował?

      Usuń
    4. To pierwsze bardziej, ale bez drugiego sobie nie wyobrazam:).

      Usuń
    5. Ja też. Te wszystkie rozwydrzone Serafiny i inne wredoty były na pewno słodką zemstą za nieudane miłosne podboje JIK-a. :)

      Usuń
  3. No i było po co się aż rok wzdragać przed kolejnym JIKiem? Czysta strata czasu:) A karciane nawiązania nader interesujące, chociaż chyba bardziej do wróżenia z kart niż do wista:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzdragałam się aktywnie, bo od czasu do czasu coś się cichaczem nabyło. :) O wróżbach nie myślałam, jeśli wyszły jakieś analogie, to przypadkiem. Zestaw gier karcianych jest dość dowolny, korzystałam z listy najpopularniejszych w XIX wieku według Zofii Jabłonowskiej-Ratajskiej z ksiązki o karnawałowych anegdotach. :)

      Usuń
    2. Moim zdaniem nawiązania do wróżb wyszły Ci świetnie:)

      Usuń
    3. Może pora zmienić zawód? :)

      Usuń
    4. Zastanawiam się, czy tylko z kart wróżyć, czy rozszerzyć ofertę o fusy. :)

      Usuń
    5. Jeszcze kot by się przydał, może ewentualnie Leninka udostępnisz? Tylko trzeba by go było przefarbować na czarno.

      Usuń
    6. Może Bonia objawi jakieś nadnaturalne talenty?

      Usuń
    7. Po dokładnych oględzinach Boni pod kątem ewentualnej stylizacji na kota, stwierdzam, że sprawa jest beznadziejna. Poza tym nie zgadza się odgłos paszczowy. :(

      Usuń
    8. Ale może z wyprzedzeniem wyczuwa, że zamierzasz otworzyć lodówkę albo zabrać ją na spacer?

      Usuń
    9. Pod tym względem zdolności mediumiczne w pełnym rozkwicie. :)

      Usuń
    10. To może grać zwierzę wróżki bez charakteryzacji:P

      Usuń
    11. Nie jestem pewna, czy rzeczone zwierzę wróżki bez charakteryzacji usatysfakcjonuje klientów przyzwyczajonych do czarnego kota. Zwłaszcza jeśli będzie to zwierzę piskliwie szczekające i wykonujące histeryczne skoki. :]

      Usuń
    12. Zawsze możesz powiedzieć, że to zwierzę postmodernistyczne albo wręcz fusion:P

      Usuń
    13. Tak, powiem jeszcze,że właśnie skończyła się era Wodnika i właśnie wkraczamy w erę Szetlanda. :)

      Usuń
    14. Lepsze to niż Rok Małpy albo Szczura:)

      Usuń
    15. :D Rok kozy też brzmi dwuznacznie. :) O ile mniej kontrowersyjny jest na przykład horoskop celtycki. :)

      Usuń
    16. Chyba wolę być nudnym Klonem niż nierogacizną lub gryzoniem. :)

      Usuń
  4. Świetny wpis, a talia kart - najczęściej używana w moim domu (i pewnie w większości polskich domów w pewnym okresie;)). Może nie taki straszny ten Kraszewski, jakim go malują.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem śmieszny, nie straszny. :) A chwilami wzruszający. W dodatku pozbawiony toporności i sztampowości, która przeszkadzała mi na przykład w "Lalkach".

      Usuń
    2. O stylu JIK-a trudno mi coś powiedzieć, bo od czasu podstawówki nic jego autorstwa nie czytałam. Były to lektury na tyle męczące, że uczuliły mnie na wieki wieków.;( Chylę czoła przed Twoją i kilku innych osób wytrwałością.;)

      Usuń
    3. Aniu, gdybyś kiedyś postanowiła sprawdzić JIK-a w praniu, co polecam, raczej wskazana jest powieść obyczajowa z akcentami humorystycznymi.
      Dziękuję Ci, ale moje zasługi są nikłe, niektórzy przeczytali znacznie, znacznie więcej książek Kraszewskiego.

      Usuń
    4. Nie wiem, nie wiem, może kiedyś sięgnę po "Staropolską miłość", która od lat pokrywa się kurzem.;)

      Usuń
    5. Koniecznie! Podtytuł "Urywek pamiętnika" brzmi obiecująco. :)

      Usuń
  5. Jego zakochani bohaterowie na początku oglądają się wyłącznie przez okno.
    Od razu przypomniał mi się piękny film Ferzana Ozpetka "Okna"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oglądałam, muszę nadrobić. Było jeszcze "Okno na podwórze" Hitchcocka. :)

      Usuń
    2. Bohaterka wiodąca nudne i monotonne życie z mężem i dwójką dzieci podgląda przez okno atrakcyjnego sąsiada wynajmującego mieszkanie naprzeciwko. Jak się okaże, on również zerka w jej stronę :)

      Usuń
    3. Zapowiada się intrygująco, trochę w stylu "Krótkiego filmu o miłości" Kieślowskiego. :)

      Usuń
  6. Znam "Zaklętą księżniczkę"! :-)
    Czytałam ją z wielką ciekawością, przez cały czas zastanawiając się, kim okaże się panna Tekla, lecz naiwne zakończenie mnie rozczarowało. Bardzo podobały mi się postacie właścicielki pensji i jej męża. Pensję Kraszewski opisał w dosyć zabawny sposób. Na przykład na pensję nie przyjmowano dziewcząt o tak niskim pochodzeniu jak Marysia, ale kiedy ojciec Marysi zaproponował darmowe dostawy wina, przełożona zgodziła się przyjąć dziewczynę :-)
    Z książek Kraszewskiego najbardziej rozczarowały mnie "Sieroce dole".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie, bo myślałam, że książka jest całkowicie zapomniana, a zdecydowanie na to nie zasługuje. Podobnie jak Ty nie mogłam się wręcz doczekać rozwiązania zagadki. Ja też byłam zauroczona panem Filipowiczem i jego małżonką. A ich rozmowy bez słów na temat spożytych napojów wyskokowych są kapitalne. :) Postać Marysi jest bardzo ciekawa. Faktycznie, jej pochodzenia trzeba było ukrywać jak wstydliwą tajemnicę.
      Nie będę drążyć tematu zakończenia, bo nawet delikatny spoiler zupełnie zepsułby przyjemność potencjalnym czytelnikom powieści, ale mimo naiwności ma swój urok i jak wspomniałam, Kraszewski też miał świadomość, że jest wręcz baśniowe.
      Dzięki za ostrzeżenie przed "Sierocymi dolami". Ja natomiast odradzam „Na cmentarzu – na wulkanie” - koszmarek. :(

      Usuń
    2. Tak, pisząc "Zaklętą księżniczkę" Kraszewski starał się budować nastrój tajemnicy, zaskoczyć czytelnika, więc nawet delikatny spoiler zepsułby przyjemność czytania.
      A jak uroczo i złośliwie Kraszewski opisał wygląd pana Filipowicza: "Brak zębów górnych na przodzie czynił jego fizjognomię mniej jeszcze znośną, niż była, gdyby się z całym sprzętem zachowała". Uwielbiam takie opisy :-)
      Moja "Zaklęta księżniczka" jest wydana w jednym tomie razem z "Nad modrym Dunajem". Rok wydania - 1960. Twoja, widzę, o dwa latka starsza :-)

      Usuń
    3. Opis pana Filipowicza po prostu rozkoszny! :) A tak JIK sportretował jego boską małżonkę:
      Pani Eliza z Villamarinich de Montant, secundo voto Filipowiczowa, miała około lat czterdzieści kilka, ale zachowała się mimo losu przeciwności wspaniale... Trochę otyła, co jej dodawało powagi, twarz miała pełną, z podbródkami rasowymi, oczy wypukłe, rączkę śliczną. Ubierała się ze smakiem, i profesorowie młodzi, którzy na pensji lekcje dawali, doznawali niewymownych tentacji, gdy na nich nieco zmrużone skierowała oczy, oczy, które tyle mówiły, że aż strach... ale osoba była surowa nader i choć grzeczna wielce dla młodych, nie dopuszczała ich nigdy nawet do poufalszej rozmowy. Królewskie sobie nadawała tony."
      Te "niewymowne tentacje" mnie wręcz zachwyciły. :)
      W mojej "Zaklętej księżniczce" jest informacja, że pierwsza i jedyna edycja ukazała się w Warszawie w 1885 roku, więc to wydanie jest chyba pierwszym "nowożytnym". :) Zazdroszczę Ci "Nad modrym Dunajem". Już tytuł zwiastuje, że to może być kolejny hit. :)

      Usuń
  7. Od jakiegoś czasu nie mogę przekonać samej siebie do przeczytania powieści Kraszewskiego. Twoja opinia zachęca mnie do sięgnięcia po "Zaklętą księżniczkę", ale coś mi się wydaje, że w moich bibliotekach jej nie ma :( Zapamiętam jednak ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby był kłopot ze zdobyciem "Zaklętej księżniczki", a jest to prawdopodobne, bo nie zalicza się do najczęściej wznawianych książek Kraszewskiego, może poszukaj "Dziennika Serafiny"? Też świetny, a bardziej popularny. W razie problemów chętnie Ci pożyczę, mam obydwie powieści. JIK-a polecam, warto do niego wracać.

      Usuń
    2. Kaye, księżniczka jest w bibliotekach na Majdańskiej, Grochowskiej 202 (tam w ogóle jest duży wybór, np stamtąd wypożyczyłam Pamiętnik panicza, podobno rzadkość) i Zwycięzców. No chyba, że już nie mieszkasz w naszej uroczej dzielnicy.

      Usuń
    3. Acha, polecam w razie czego katalog online bibliotek, jesli nie korzystasz.

      Usuń
    4. Iza, wielkie dzięki, że przypomniałaś mi o "Pamiętniku panicza", właśnie miałam szczęście i nabyłam go za 1 zł, w dodatku z rozkoszną okładką! :D Zwykle go nie ma, albo jest drogi.

      Usuń
  8. Myślę, że tym wpisem wysunęłaś się na czoło peletonu złożonego ze znakomitych zawodnikoblogerów zachęcających do Kraszewskiego:)
    Mam wrażenie, że jeśli chodzi o męski ideał urody, "duża blondyna" (bo tak chyba należy rozumieć "pełne formy"), do tego z niebieskimi oczętami, jest nie do zdetronizowania i to - jak widać - od wielu, wielu lat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za miłe słowa, ale obiektywizm nakazuje stwierdzić, że zupełnie niegodnam żółtej koszulki z napisem JIK.
      Mam wrażenie, że te pełne formy dotyczyły tylko pewnych partii powłoki cielesnej nadobnej panny Tekli, bo ona nie ma w sobie nic z hożej dziewoi, jest krucha i delikatna.

      Usuń
  9. Nie znam "Zaklętej księżniczki", ale sposób prezentacji z wykorzystaniem argumentów karcianych po prostu mnie zauroczył. Zawrócił w głowie.:) Mam na półce kilkadziesiąt powieści J.I.K., ale tej książki chyba jednak nie ma wśród nich. Szkoda. Będę musiała poszukać w bibliotekach. Koniecznie! Świetny wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, cieszę się ogromnie, że argumenty karciane do Ciebie przemówiły. :) Jak widać, autor zaklął nie tylko tytułową księżniczkę, ale też czytelników, również tych in spe. :)
      Jeśli masz taką obszerną kolekcję JIK-ów (zazdroszczę!), może ją przejrzyj pod kątem tej powieści? Jest szansa, że podobnie jak Koczowniczka, masz ją w jednym tomie z "Nad modrym Dunajem". To edycja w szarym, zgrzebnym płótnie. Udanych poszukiwań. :)

      Usuń
  10. Do tej pory moimi zdecydowanymi top-one u Kraszewskiego były powieści historyczne (choć też nie wszystkie). Tak zajmująco napisałaś o Zaklętej księżniczce, że i mój ostygły ostatnio entuzjazm został wskrzeszony. Zwrócę uwagę w bibliotece, czy nie uchowała się tam jakaś księżniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wskrzeszenie mnie bardzo uradowało. :) Ja bezdyskusyjnie wolę JIK-owe powieści obyczajowe. Mam wrażenie, że w historycznych Kraszewski tak skupiał się na odwzorowywaniu postaci i wydarzeń, że na kwestie artystyczno-językowe już brakowało czasu.
      Życzę Ci, żeby księżniczka spokojnie czekała na Ciebie na bibliotecznej półeczce. :)

      Usuń