„Historia z tysiąca
nocy”
Powieść „Na cmentarzu – na wulkanie” rozczarowała mnie tak okrutnie, że musiał upłynąć rok z okładem, zanim z
oporami sięgnęłam po kolejne dzieło Józefa Ignacego Kraszewskiego. Zaraz
opowiem, co z tego wynikło. Uprzedzę tylko, że Serafina ze swym dziennikiem
musiała niechętnie abdykować: teraz wśród moich ulubionych książek JIK-a
króluje „Zaklęta księżniczka”. Na pewno nie jest bez wad. Autorowi można
zarzucić chociażby wątpliwe prawdopodobieństwo opisywanych wydarzeń,
które na ostatniej stronie sam z przekąsem nazywa „historią z tysiąca nocy”[1], ale
według mnie naiwna bajkowość jest
zamierzona, co zresztą podpowiada tytuł. Podobnie jak w „Dzienniku
Serafiny” Kraszewski puszcza oko do czytelnika i robi to z dużym
wdziękiem.
Najpierw zapraszam na seans
deziluzji. Przewidziane są trzy punkty programu.
1.
Srodze zawiodą się czytelnicy,
którzy fukającego z oburzenia JIK-a skrzętnie wtłoczyli do schludnej szuflady z
napisem Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
„Zaklęta księżniczka” nie tylko mocno trzyma w napięciu od początku do końca, ale budzi
też silne wzruszenia. Przyznam się, że kiedy czytałam ostatnie strony powieści, łezka zakręciła mi się
w oku, choć rozsądek pokrzykiwał „Co za ckliwy sentymentalizm!”.
2.
Jeśli dotychczas uważaliście, że
powieść Jean Webster „Tajemniczy opiekun” jest oryginalna, zmuszona
jestem boleśnie odrzeć Was ze złudzeń. Dokładnie prześledziłam biografię
amerykańskiej pisarki i Kraszewskiego w poszukiwaniu przecinających się
ścieżek, ale nic z tego nie wynikło. Jedyny wspólny trop to znak zodiaku (Lew),
ale to trochę za mało. „Zaklęta księżniczka” ukazała
się drukiem w 1885 roku, natomiast „Tajemniczy opiekun” dwadzieścia siedem lat później.
Co łączy te dwie powieści? Przede wszystkim pomysł na fabułę: na pensji dla
panien przebywa dziewczyna, która nie
wie, kto finansuje jej naukę i utrzymanie. W obydwóch przypadkach czytelnik
dyszy żądzą rozwikłania zagadki, która zostaje wyjaśniona dopiero na samym
końcu.
3.
Wirtualny romans wynalazkiem ery internetu?
Ależ skąd! Kraszewski po raz kolejny wyprzedził swoje czasy. Jego zakochani
bohaterowie na początku oglądają się wyłącznie przez okno. Czymże
jest beznamiętny chłód szyby lub monitora
wobec „elektryczności wzroku, magnetyzmu serca”[2]?! Plus ukradkowa wymiana
liścików i rozpaczliwe starania, by spotkać się naprawdę. Kiedy marzenie się spełniło, „oboje z
ciekawością dziecięcą i obawą badali siebie, lękając się czegoś niespodzianego,
co by obraz stworzony przez wyobraźnię, w sercu wypieszczony, zaćmiło.”[3] JIK
okazał się prekursorem e-miłości.
Seans
deziluzji to tylko jedna z kilku
niespodzianek zaserwowanych przez Kraszewskiego. Autor zaprasza
też czytelnika do gry. Fabuła „Zaklętej księżniczki” często przypominała
partyjkę mariasza, bezika lub preferansa, choć próżno szukać w powieści
bezpośrednich
nawiązań do takich rozrywek. Moje skojarzenia z karcianymi postaciami są
całkowicie subiektywne. Uprzedzam też o nierównych szansach: tylko JIK z
góry
wie, jaki będzie wynik, tylko on tasuje i rozdaje karty. Mimo wszystko
na tę rozgrywkę warto poświęcić kilka godzin.
Oto pierwsze rozdanie:
Narcyz
Borusławski,
rozchwytywany prawnik, doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wprawdzie
zamożny,
ale żyje skromnie. Tylko on wie, kim jest tajemniczy sponsor urodziwej
pensjonarki. Na pierwszy rzut oka wydaje się człowiekiem „wytrawnym,
zimnym, milczącym”[4].
To tylko pozory. Poza tym „do ożenienia najmniejszej ochoty nie miał, a
od kobiet
unikał”[5]. Do czasu!
Tekla Sierocińska, piękne
dziewczę dwudziestoletnie, powszechnie zwane księżniczką, „pełnych form, ładna
i świeża blondynka, ze łzawymi niebieskimi oczyma”[6]. Melancholijna miłośniczka literatury. Nikt nic nie wie o jej
pochodzeniu. Wszyscy podejrzewają, że jej rodzina opływa w bogactwa, herby i co
najmniej hrabiowskie tytuły.
Marianna Rzepczakówna,
rówieśniczka i jedyna przyjaciółka Tekli, panna odważna, bystra i energiczna: „spryt
ognisty jej z oczów patrzał”[7], córka ubogiego szynkarza, co wstydliwie
ukrywano na pensji. Widać wyraźnie, że samego autora okręciła wokół paluszka.
Emil Drażak pracuje w ministerstwie,
a w wolnych chwilach z zapałem pisze dykcjonarz
geograficzny i historyczny kraju[8]. Młodzian pracowity, szlachetny i odpowiedzialny.
Maks Rabsztyński, zblazowany
i zniewieściały bawidamek, „aż do zbytku wykwintny i przesadnie bijący w oczy.
Jaskrawa krawatka, wspaniała laska, breloki, fryzura… podwójna kamizelka i
wyszywane buciki, oznaczać się zdawały zakochanie w sobie i zbytnią cześć dla
własnych powabów”[9]. Jego zdaniem lekarstwo na finansowe tarapaty to majętna
żona.
Oczywiście występują też liczne blotki, w tym wiele
zabawnych postaci, odmalowanych przez Kraszewskiego z kąśliwym poczuciem
humoru. I najważniejsze: w powieści natkniecie się na...
która na końcu okaże się...
Dla tych graczy, którzy zasiądą
do obitego zielonym suknem stolika z panem Kraszewskim nie po raz pierwszy, wartość
poszczególnych kart, zasady gry i jej przebieg będą dość oczywiste, ale
zapewniam, że finał to spora niespodzianka. Początkujących zachęcam do
rozegrania tej pasjonującej partyjki. Przypuszczam, że na jednym razie się nie
skończy.
__________________
[1] Józef Ignacy Kraszewski, „Zaklęta
księżniczka”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1958, s. 179
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 150.
[4] Tamże, s. 6.
[5] Tamże, s. 6.
[6] Tamże, s. 27.
[7] Tamże, s. 36.
[8] Tamże, s. 78.
[9] Tamże, s. 16.
Moja ocena: 4+
Portret Józefa Ignacego
Kraszewskiego,
mal. R. Jatkievič.
|
Ależ świetnie rozrysowałaś bohaterów w sentymentalnej, karcianej oprawie, dobrze mi znanej z dzieciństwa:)o ksiązce w ogóle nie słyszałam. W ogóle w mojej bibliotece na półce "do wzięcia" był stos książek Kraszewskiego. Ostatnio się zastanawiałam , ale jednak nic nie wzięłam. Jak wrócę i będą to już zabiorę z pewnością. Pensja, miłość - to już przemawia:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serddecznie
Ja też w dzieciństwie bawiłam się taką właśnie zdekompletowaną talią. Uwielbiałam wymyślać różne historie z karcianymi bohaterami w roli głównej. :)
UsuńKoniecznie przygarnij te bezpańskie JIK-i. Przy Twoich historycznych zainteresowaniach to byłaby zbrodnia, gdyby przypadły w udziale komuś innemu. :)
Tak, pensja, romantyczna miłość, a do tego malownicze typy dziewiętnastowiecznej Warszawy okiem troszkę złośliwego satyryka. :)Bardzo polecam!
Serdeczności.
To już tak zrobię, dam znać czy się udało:)
UsuńPowodzenia! :) Oby udało Ci się te JIK-i uratować.
UsuńSerafina zdetronizowana? wierzyć się nie chce:).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że JIK znów w L:iraelowych progach i to w wielkim stylu:).
Słodka Tekla ma zdecydowanie mniejszą siłę przebicia niż rozwydrzona Serafina, ale powieść o wiele lepsza. :) Kolejne JIK-i od dawna czekają na przeczytanie. Mam nadzieję, że trujące wyziewy cmentarza i wulkanu już całkowicie wyparowały. :)
UsuńP.S. Na fejsowym profilu JIKa pojawiła się dziewczyna, która pisze doktorat z kobiet JIK-a:). Nie wiem, czy zasypywac ją pytaniami:).
UsuńKoniecznie! :) Kobiety w sensie bohaterki jego książek czy panie, z którymi JIK flirtował?
UsuńTo pierwsze bardziej, ale bez drugiego sobie nie wyobrazam:).
UsuńJa też. Te wszystkie rozwydrzone Serafiny i inne wredoty były na pewno słodką zemstą za nieudane miłosne podboje JIK-a. :)
UsuńNo i było po co się aż rok wzdragać przed kolejnym JIKiem? Czysta strata czasu:) A karciane nawiązania nader interesujące, chociaż chyba bardziej do wróżenia z kart niż do wista:)
OdpowiedzUsuńWzdragałam się aktywnie, bo od czasu do czasu coś się cichaczem nabyło. :) O wróżbach nie myślałam, jeśli wyszły jakieś analogie, to przypadkiem. Zestaw gier karcianych jest dość dowolny, korzystałam z listy najpopularniejszych w XIX wieku według Zofii Jabłonowskiej-Ratajskiej z ksiązki o karnawałowych anegdotach. :)
UsuńMoim zdaniem nawiązania do wróżb wyszły Ci świetnie:)
UsuńMoże pora zmienić zawód? :)
UsuńNie śmiałem sugerować:P
UsuńZastanawiam się, czy tylko z kart wróżyć, czy rozszerzyć ofertę o fusy. :)
UsuńI szklaną kulę :)
UsuńJeszcze kot by się przydał, może ewentualnie Leninka udostępnisz? Tylko trzeba by go było przefarbować na czarno.
UsuńMoże Bonia objawi jakieś nadnaturalne talenty?
UsuńPo dokładnych oględzinach Boni pod kątem ewentualnej stylizacji na kota, stwierdzam, że sprawa jest beznadziejna. Poza tym nie zgadza się odgłos paszczowy. :(
UsuńAle może z wyprzedzeniem wyczuwa, że zamierzasz otworzyć lodówkę albo zabrać ją na spacer?
UsuńPod tym względem zdolności mediumiczne w pełnym rozkwicie. :)
UsuńTo może grać zwierzę wróżki bez charakteryzacji:P
UsuńNie jestem pewna, czy rzeczone zwierzę wróżki bez charakteryzacji usatysfakcjonuje klientów przyzwyczajonych do czarnego kota. Zwłaszcza jeśli będzie to zwierzę piskliwie szczekające i wykonujące histeryczne skoki. :]
UsuńZawsze możesz powiedzieć, że to zwierzę postmodernistyczne albo wręcz fusion:P
UsuńTak, powiem jeszcze,że właśnie skończyła się era Wodnika i właśnie wkraczamy w erę Szetlanda. :)
UsuńLepsze to niż Rok Małpy albo Szczura:)
Usuń:D Rok kozy też brzmi dwuznacznie. :) O ile mniej kontrowersyjny jest na przykład horoskop celtycki. :)
UsuńNuda u tych Celtów jakaś.
UsuńChyba wolę być nudnym Klonem niż nierogacizną lub gryzoniem. :)
UsuńŚwietny wpis, a talia kart - najczęściej używana w moim domu (i pewnie w większości polskich domów w pewnym okresie;)). Może nie taki straszny ten Kraszewski, jakim go malują.;)
OdpowiedzUsuńTym razem śmieszny, nie straszny. :) A chwilami wzruszający. W dodatku pozbawiony toporności i sztampowości, która przeszkadzała mi na przykład w "Lalkach".
UsuńO stylu JIK-a trudno mi coś powiedzieć, bo od czasu podstawówki nic jego autorstwa nie czytałam. Były to lektury na tyle męczące, że uczuliły mnie na wieki wieków.;( Chylę czoła przed Twoją i kilku innych osób wytrwałością.;)
UsuńAniu, gdybyś kiedyś postanowiła sprawdzić JIK-a w praniu, co polecam, raczej wskazana jest powieść obyczajowa z akcentami humorystycznymi.
UsuńDziękuję Ci, ale moje zasługi są nikłe, niektórzy przeczytali znacznie, znacznie więcej książek Kraszewskiego.
Nie wiem, nie wiem, może kiedyś sięgnę po "Staropolską miłość", która od lat pokrywa się kurzem.;)
UsuńKoniecznie! Podtytuł "Urywek pamiętnika" brzmi obiecująco. :)
UsuńJego zakochani bohaterowie na początku oglądają się wyłącznie przez okno.
OdpowiedzUsuńOd razu przypomniał mi się piękny film Ferzana Ozpetka "Okna"...
Nie oglądałam, muszę nadrobić. Było jeszcze "Okno na podwórze" Hitchcocka. :)
UsuńBohaterka wiodąca nudne i monotonne życie z mężem i dwójką dzieci podgląda przez okno atrakcyjnego sąsiada wynajmującego mieszkanie naprzeciwko. Jak się okaże, on również zerka w jej stronę :)
UsuńZapowiada się intrygująco, trochę w stylu "Krótkiego filmu o miłości" Kieślowskiego. :)
UsuńZnam "Zaklętą księżniczkę"! :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam ją z wielką ciekawością, przez cały czas zastanawiając się, kim okaże się panna Tekla, lecz naiwne zakończenie mnie rozczarowało. Bardzo podobały mi się postacie właścicielki pensji i jej męża. Pensję Kraszewski opisał w dosyć zabawny sposób. Na przykład na pensję nie przyjmowano dziewcząt o tak niskim pochodzeniu jak Marysia, ale kiedy ojciec Marysi zaproponował darmowe dostawy wina, przełożona zgodziła się przyjąć dziewczynę :-)
Z książek Kraszewskiego najbardziej rozczarowały mnie "Sieroce dole".
To świetnie, bo myślałam, że książka jest całkowicie zapomniana, a zdecydowanie na to nie zasługuje. Podobnie jak Ty nie mogłam się wręcz doczekać rozwiązania zagadki. Ja też byłam zauroczona panem Filipowiczem i jego małżonką. A ich rozmowy bez słów na temat spożytych napojów wyskokowych są kapitalne. :) Postać Marysi jest bardzo ciekawa. Faktycznie, jej pochodzenia trzeba było ukrywać jak wstydliwą tajemnicę.
UsuńNie będę drążyć tematu zakończenia, bo nawet delikatny spoiler zupełnie zepsułby przyjemność potencjalnym czytelnikom powieści, ale mimo naiwności ma swój urok i jak wspomniałam, Kraszewski też miał świadomość, że jest wręcz baśniowe.
Dzięki za ostrzeżenie przed "Sierocymi dolami". Ja natomiast odradzam „Na cmentarzu – na wulkanie” - koszmarek. :(
Tak, pisząc "Zaklętą księżniczkę" Kraszewski starał się budować nastrój tajemnicy, zaskoczyć czytelnika, więc nawet delikatny spoiler zepsułby przyjemność czytania.
UsuńA jak uroczo i złośliwie Kraszewski opisał wygląd pana Filipowicza: "Brak zębów górnych na przodzie czynił jego fizjognomię mniej jeszcze znośną, niż była, gdyby się z całym sprzętem zachowała". Uwielbiam takie opisy :-)
Moja "Zaklęta księżniczka" jest wydana w jednym tomie razem z "Nad modrym Dunajem". Rok wydania - 1960. Twoja, widzę, o dwa latka starsza :-)
Opis pana Filipowicza po prostu rozkoszny! :) A tak JIK sportretował jego boską małżonkę:
UsuńPani Eliza z Villamarinich de Montant, secundo voto Filipowiczowa, miała około lat czterdzieści kilka, ale zachowała się mimo losu przeciwności wspaniale... Trochę otyła, co jej dodawało powagi, twarz miała pełną, z podbródkami rasowymi, oczy wypukłe, rączkę śliczną. Ubierała się ze smakiem, i profesorowie młodzi, którzy na pensji lekcje dawali, doznawali niewymownych tentacji, gdy na nich nieco zmrużone skierowała oczy, oczy, które tyle mówiły, że aż strach... ale osoba była surowa nader i choć grzeczna wielce dla młodych, nie dopuszczała ich nigdy nawet do poufalszej rozmowy. Królewskie sobie nadawała tony."
Te "niewymowne tentacje" mnie wręcz zachwyciły. :)
W mojej "Zaklętej księżniczce" jest informacja, że pierwsza i jedyna edycja ukazała się w Warszawie w 1885 roku, więc to wydanie jest chyba pierwszym "nowożytnym". :) Zazdroszczę Ci "Nad modrym Dunajem". Już tytuł zwiastuje, że to może być kolejny hit. :)
Od jakiegoś czasu nie mogę przekonać samej siebie do przeczytania powieści Kraszewskiego. Twoja opinia zachęca mnie do sięgnięcia po "Zaklętą księżniczkę", ale coś mi się wydaje, że w moich bibliotekach jej nie ma :( Zapamiętam jednak ten tytuł.
OdpowiedzUsuńGdyby był kłopot ze zdobyciem "Zaklętej księżniczki", a jest to prawdopodobne, bo nie zalicza się do najczęściej wznawianych książek Kraszewskiego, może poszukaj "Dziennika Serafiny"? Też świetny, a bardziej popularny. W razie problemów chętnie Ci pożyczę, mam obydwie powieści. JIK-a polecam, warto do niego wracać.
UsuńKaye, księżniczka jest w bibliotekach na Majdańskiej, Grochowskiej 202 (tam w ogóle jest duży wybór, np stamtąd wypożyczyłam Pamiętnik panicza, podobno rzadkość) i Zwycięzców. No chyba, że już nie mieszkasz w naszej uroczej dzielnicy.
UsuńAcha, polecam w razie czego katalog online bibliotek, jesli nie korzystasz.
UsuńIza, wielkie dzięki, że przypomniałaś mi o "Pamiętniku panicza", właśnie miałam szczęście i nabyłam go za 1 zł, w dodatku z rozkoszną okładką! :D Zwykle go nie ma, albo jest drogi.
UsuńMyślę, że tym wpisem wysunęłaś się na czoło peletonu złożonego ze znakomitych zawodnikoblogerów zachęcających do Kraszewskiego:)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jeśli chodzi o męski ideał urody, "duża blondyna" (bo tak chyba należy rozumieć "pełne formy"), do tego z niebieskimi oczętami, jest nie do zdetronizowania i to - jak widać - od wielu, wielu lat:)
Dziękuję Ci za miłe słowa, ale obiektywizm nakazuje stwierdzić, że zupełnie niegodnam żółtej koszulki z napisem JIK.
UsuńMam wrażenie, że te pełne formy dotyczyły tylko pewnych partii powłoki cielesnej nadobnej panny Tekli, bo ona nie ma w sobie nic z hożej dziewoi, jest krucha i delikatna.
Nie znam "Zaklętej księżniczki", ale sposób prezentacji z wykorzystaniem argumentów karcianych po prostu mnie zauroczył. Zawrócił w głowie.:) Mam na półce kilkadziesiąt powieści J.I.K., ale tej książki chyba jednak nie ma wśród nich. Szkoda. Będę musiała poszukać w bibliotekach. Koniecznie! Świetny wpis!
OdpowiedzUsuńJolu, cieszę się ogromnie, że argumenty karciane do Ciebie przemówiły. :) Jak widać, autor zaklął nie tylko tytułową księżniczkę, ale też czytelników, również tych in spe. :)
UsuńJeśli masz taką obszerną kolekcję JIK-ów (zazdroszczę!), może ją przejrzyj pod kątem tej powieści? Jest szansa, że podobnie jak Koczowniczka, masz ją w jednym tomie z "Nad modrym Dunajem". To edycja w szarym, zgrzebnym płótnie. Udanych poszukiwań. :)
Do tej pory moimi zdecydowanymi top-one u Kraszewskiego były powieści historyczne (choć też nie wszystkie). Tak zajmująco napisałaś o Zaklętej księżniczce, że i mój ostygły ostatnio entuzjazm został wskrzeszony. Zwrócę uwagę w bibliotece, czy nie uchowała się tam jakaś księżniczka.
OdpowiedzUsuńWskrzeszenie mnie bardzo uradowało. :) Ja bezdyskusyjnie wolę JIK-owe powieści obyczajowe. Mam wrażenie, że w historycznych Kraszewski tak skupiał się na odwzorowywaniu postaci i wydarzeń, że na kwestie artystyczno-językowe już brakowało czasu.
UsuńŻyczę Ci, żeby księżniczka spokojnie czekała na Ciebie na bibliotecznej półeczce. :)