Pełnia życia pani Spark
Książka "Curriculum Vitae" być może nigdy nie powstałaby, gdyby nie irytacja autorki wywołana kłamliwymi opowieściami biograficznymi na jej temat. Muriel Spark postanowiła przedstawić swoją wersję wydarzeń.
"Curriculum Vitae" to autobiografia obejmująca losy pisarki od urodzenia do ukończenia trzydziestu dziewięciu lat. Książka została napisana w Toskanii, gdzie Spark spędziła ostatnie lata życia. W chwili publikacji autorka miała siedemdziesiąt cztery lata.
Z największym zainteresowaniem przeczytałam część poświęconą dzieciństwu i wczesnej młodości. Nie tylko ze względu na zainteresowanie "Pełnią życia panny Brodie", ale też dlatego, że jest moim zdaniem najlepsza i najbardziej szczera.
Powieściowa szkoła imienia Marcji Blaine to naprawdę istniejąca do dziś James Gillespie's High School. Spark spędziła w niej dwanaście lat życia, które wspominała z przyjemnością i nostalgią, uznając za kamień węgielny swojej literackiej kariery.
Prototypem Miss Brodie była panna Christina Kay, która uczyła Muriel w młodszych klasach. Bardzo przypomina powieściową mentorkę, ale wydaje się znacznie sympatyczniejsza. Jej sposób przekazywania wiedzy przesycony był dramatem i poezją. Spark wspomina jej płonące oczy i entuzjazm, który okazał się bardzo zaraźliwy. Autorka podkreśla, że Miss Kay znacznie przewyższała swój literacki odpowiednik. Stanowczo przywołałaby do porządku Miss Brodie.[1] Przyjaciółka Muriel żartobliwie określa stopień podobieństwa prototypu i powieściowej bohaterki na 75%.[2]
We wspomnieniach dotyczących Miss Kay znajdziemy wiele znajomych motywów. Admiratorka malarstwa włoskiego i faszystów Mussoliniego, wspominająca ukochanego z odległej przeszłości. Prawdziwa była też pogadanka na temat pochodzenia wyrazu "edukować", tak samo jak opowieści o wyprawie do Egiptu i dopasowanej do karnacji sukni w maki, zamiłowanie do poezji, powiedzonko creme de la creme, skłonność do intryg (Frances i Muriel miały nie mówić innym dziewczynkom, że nauczycielka zabierała je do kina, teatru i na koncerty).
Zaskoczyło mnie to, że Miss Kay była panią pięćdziesięcioletnią, niezbyt atrakcyjną, o sumiastym wąsiku. Wyobrażałam ją sobie jako kobietę znacznie młodszą, bardziej urodziwą. Podobnie jak Miss Brodie była panną, co wówczas nikogo nie dziwiło - wielu mężczyzn zginęło w czasie I wojny światowej. Uczennice zapamiętały ją jako osobę bardzo religijną, Nie było mowy o romansie platonicznym ani erotycznych podbojach. Nic nie wiadomo o początkach jej życia. Dowiadujemy się, że ojciec zmarł wcześnie i musiała opiekować się owdowiałą matką.
Miss Kay wspominana jest z sympatią i nostalgią, nie ma mowy o zaciskaniu palców na kratach. Ostatni raz Muriel widziała ją tuż przed wyjazdem do Afryki, więc opisywane w powieści spotkania z sędziwą nauczycielką są wytworem wyobraźni pisarki, najprawdopodobniej opartym na opowieściach koleżanek ze szkoły, które może miały okazję zobaczyć Miss Kay jako staruszkę.
Dyrektorem szkoły był mężczyzna, T. J. Burnett. Oczywiście pojawia się nauczyciel muzyki, niejaki Wishart, a pan od rysunków nazywał się Arthur Couling. Był praktykującym artystą. Dziewczęta podkochiwały się w nim intensywnie, czego dowodem były spacery po ulicy na której mieszkał.
Okazuje się, że "Pełnia życia panny Brodie" doczekała się nie tylko adaptacji filmowej (zdaniem pisarki w filmie Edynburg przedstawiono w zbyt jasnych barwach[3]) , ale również wersji teatralnej i serialowej.
Miss Kay ze swoim stadkiem. Muriel w trzecim rzędzie, druga od prawej.
(Skan ilustracji z książki)
Dzięki "Curriculum Vitae" poznajemy Edynburg w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, wyruszamy z autorką w podróż do Afryki, wędrujemy po Londynie w czasie wojny i po jej zakończeniu. Towarzyszy nam galeria niezapomnianych postaci. Wiele portretów podszytych jest złośliwością. Tak na przykład pisarka wspomina doktor Marie Stopes, która żywiła wobec niej antypatię: "I was young and pretty and she had totally succumbed to the law of gravity without attempting to do a thing about it"[4].
Znużyła mnie natomiast część poświęcona brylowaniu Muriel w środowisku londyńskich poetów, których lapidarnie określa jako "totally abnormal people" [5]. Tak też zostali przez nią przedstawieni. Oddzielny rozdział stanowią ich zazdrosne żony. Spark wielokrotnie podkreśla wrażenie, jakie robiła na mężczyznach, liczny orszak przyjaciół. Wyraźnie sugeruje, że jeden z nich z miłości do niej popadł w obłęd.
Smutne fragmenty dotyczą małżeństwa Muriel z Sydneyem Oswaldem Sparkiem, zwanym - o ironio S.O.S., który okazał się psychicznie chory. Wyszła za niego w wieku dziewiętnastu lat, bo przyjaciele wówczas zaręczali się i żenili, a perspektywa wyjazdu do Afryki, w której mieszkał i pracował, wydawała jej się bardzo kusząca. Południowa Rodezja (obecnie Zimbabwe) okazała się jednak miejscem mało przyjaznym. Muriel Spark rozwiodła się z mężem: "He became a borderline case, and I didn't like what I found either side of the border"[6]. Siebie przedstawia jako skrzywdzoną ofiarę. W międzyczasie chodzi na tańce i nawiązuje kolejne romantyczne znajomości. Atak zazdrości ze strony męża odczytuje jako objaw obłędu.
Staram się nie oceniać pochopnie ludzi, ale są w tej historii białe plamy, których nie rozumiem. Mąż przedstawiany jest jako osoba kompletnie szalona, potem okazuje się, że płaci alimenty na dziecko, interesuje się wyborem szkoły dla niego, za pośrednictwem prawników stara się, by chłopiec pozostał w Edynburgu. Podobnie trudno mi pojąć motywy, które kierowały Spark, gdy na rok i cztery miesiące pozostawiła małego synka pod opieką zakonnic w Afryce, a sama wyruszyła do Europy. Następnie umieściła go u rodziców w Edynburgu, by skoncentrować się na karierze literackiej w Londynie. Sądzę, że poważne kłopoty w relacjach z synem, które zatruły jej ostatnie lata życia, mogły wynikać z tych decyzji. Nie ma na ich temat słowa w "Curriculum Vitae".
Pojawiają się natomiast polonica. Pracę w redakcji czasopisma European Affairs dla uciekinierów z Polski, Rumunii, Rosji i innych krajów wschodnioeuropejskich pisarka określa jako "exotic enterprise"[7] :). Pojawia się również Jerzy Pietrievich (nazwisko podane błędnie, chodzi o Pietrkiewicza).[8]
"Curriculum Vitae" przeczytałam z przyjemnością. Książka jest łatwa w odbiorze, między innymi dzięki klarownemu, niewymyślnemu stylowi. Nie wymaga szczególnie zaawansowanej znajomości języka angielskiego. Oprócz autobiograficznej relacji znajdziemy w niej informacje o genezie niektórych powieści, refleksje o twórczości, odniesienia do lektur pisarki (na przykład zabawna anegdota o książce Ivy Compton Burnett, dzięki której Muriel zdobyła lepszą pracę). Bardzo polecam ją osobom planującym pisanie książek. Perypetie autorki, która z żelazną konsekwencją realizowała swoje marzenie o karierze literackiej, mogą okazać się pouczające. Spark planowała napisać kolejny tom wspomnień[9], ale niestety, plany nie zostały zrealizowane.
___________
[1] Muriel Spark, "Curriculum Vitae", Constable, 1992, s. 57. [2] Tamże, s. 58.
[3] Tamże, s. 60.
[4] Tamże, s. 174.
[5] Tamże, s. 176.
[6] Tamże, s. 193.
[7] Tamże, s. 130.
[8] Tamże, s. 203.
[9] Tamże, s. 213.
Moja ocena: 4
U Izy (Filety z Izydora) przeczytacie fragmenty książki poświęcone Miss Kay.
Tu znajdziecie małą kolekcję zdjęć miejsc związanych z Muriel Spark.
Muriel Spark w wieku dwudziestu dziewięciu lat
(Skan ilustracji z książki)
Sparkizm, jak widzę nie wygasa, wręcz tworzy się stadko panny Spark:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTo prawda. Sparkizm połączony z brodizmem może wywołać ferment społeczny. :)
A stadko rośnie w siłę.
Zastanawiam się, czy przełamać opory i zaryzykować kolejną książkę Spark, czy raczej się odizolować, żeby i mnie te miazmaty nie zainfekowały:D
OdpowiedzUsuńZ.w.l.
OdpowiedzUsuńTo przez to nazwisko, jak wiadomo, iskry roznoszą pożar:).
Lirael,
jesteś szybka jak błyskawica:)
~ Iza
OdpowiedzUsuńTo przez Twoje zachęcające fragmenty o Miss Kay! :)
Czyta się fajnie i szybko.
No ładnie, ładnie, faktycznie to szaleje jak pożar:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że trzeba iść za ciosem. :) Ja już zaopatrzyłam się w dwie powieści: "Memento mori" i "Bramę Mandelbauma".
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńSpark miała ogniste włosy i temperament też, to wszystko przez te iskierki.:)
Ha, i zaczyna się dorabianie ideologii:) Nie można po prostu na pisać, że się Wam podobają jej książki?:P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTwórzcie, twórzcie, mam nadzieję, że wymyślicie jakieś widowiskowe ceremoniały i blogosfercia będzie miała uciechę:) Ale zwykłe recenzje też chętnie poczytam:P
OdpowiedzUsuńŻywię słabość do tego typu historii, bardzo chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, jakie zarzuty miała Spark pod adresem innych biografii. Pewnie warto porównać cudze wersje z jej własną;)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńZaznaczam, że nie wiem, co napisała Iza, bo przez kilka godzin nie korzystałam z komputera, a komentarz został usunięty.
Od samego początku bardzo polubiłam Ciebie, Twój sposób widzenia literatury, erudycję i poczucie humoru. W sposób nieudolny kilka razy próbowałam to wyrazić.
Twoje dwa ostatnie komentarze zaskoczyły mnie, bo sądziłam, że mamy podobne poczucie humoru. Jestem zdumiona, że muszę to uściślać: moje uwagi o fermencie, ciosie, włosach i temperamencie były żartem. Sądziłam, że jest to oczywiste.
Tego samego dnia mniej więcej o tej samej porze zaopatrzyłyśmy się z Izą w tę samą książkę, co wydało mi się zabawnym zbiegiem okoliczności.
Przykro mi, jeśli uważasz mnie za jakąś nawiedzoną stadną owcę, gustującą w blogosferycznych ceremoniałach.
~ Domi
OdpowiedzUsuńMój egzemplarz pochodził z biblioteki, więc niestety, nie mogę zaoferować do wypożyczenia. Jeśli lubisz takie autobiograficzne opowieści, ta nie powinna Cię rozczarować. To, że pewne decyzje Spark są dyskusyjne, może być plusem w czasie lektury.
~ czytanki.anki
Takie porównanie byłoby na pewno ciekawe!
Sytuacja wygląda tak. Na początku Spark odwołuje się do książki biograficznej jakiejś kobiety, której nazwiska nie podaje, co jest dziwne, bo o pozostałych osobach, które przewinęły się przez jej życie, wyraża się personalnie, bez ogródek. Wzmiankowana pani napisała książkę o Muriel. Spark zarzuca jej kłamstwa - pisze, że są jak "pchły wysysające krew intelektu" (s. 11). Pisze o tym dość enigmatycznie, ale widać, że jest wzburzona.
Pod koniec natomiast krytycznie wypowiada się o biograficznej relacji swojego współpracownika, Dereka Stanforda, tego, który przez nią postradał zmysły, a wcześniej współpracowali przy redagowaniu jej książek niebeletrystycznych. Spark podaje konkretne przykłady jego przeinaczeń (s.191). Jedna z najciekawszych jego teorii głosi, że Muriel miała romans z T. S. Eliotem, ona zaś utrzymuje, ze nigdy go nie spotkała. Mam biografię Eliota, więc będę miała na Spark oko. ;)
Po przeczytaniu "Curriculum Vitae" zaryzykowałabym stwierdzenie, że te brakujące 25 % w pannie Brodie to sama autorka! :)
Takie odkrywanie "prototypów" bohaterów książkowych w biografii autora zawsze mnie ciekawiło, bo to w sumie intrygujące, na ile pisarz opisuje siebie i swoje otoczenie, a na ile kreuje coś zupełnie nowego. Najpierw jednak znajdę sobie polskie wydanie "Pełni życia panny Brodie", żebym wiedziała, czego/kogo szukać w biografii:)
OdpowiedzUsuń~ viv
OdpowiedzUsuńTu jest sprawa ułatwiona, bo autorka sama udziela wskazówek. Bardzo rozbawiły mnie te procenty - pomysł przyjaciółki Spark. :) Pani nauczycielka podana została z nazwiska, wiele realiów się zgadza, choć w moich oczach rysunek postaci jako całości jest trochę inny w powieści i wspomnieniach. Wersja z autobiografii podoba mi się bardziej.:)
@Lirael: Bardzo mi przykro, jeśli któryś z moich komentarzy został odebrany jako szyderstwo - bo nim nie był. Niestety przy braku komentarza Izy może tak wyglądać. Nie wiem, czy uściślać, o co mi chodziło, ale skoro Iza wycofała się ze swojego stwierdzenia, to chyba nie ma sensu drążenie tego. Ja też uważam, że to sympatyczne, iż jedna książka wywołała takie zainteresowanie autorką i nie to wywołało uwagę o "stadności", która tak Cię dotknęła. Twoje uwagi o włosach i iskrach potraktowałem właśnie jako żarty. Mogę tylko przeprosić za sformułowanie, które mogło zabrzmieć niemiło i dwuznacznie.
OdpowiedzUsuńJestem na etapie niewtajemniczenia w czary pióra Mrs. Spark. Ale z twojej notki o poprzedniej książce (Pełnia życia...) pamiętam obietnicę pastiszu szkoły i tytuł zanotowałam.
OdpowiedzUsuńA tutaj... ja może nie będę książek pisać, ale rady jak sobie coś zaplanować i to zrealizować... o! takimi radami ja nie wzgardzę! Jeśli mądre.
Właśnie dziś rano wymyśliłam sobie nową mantrę (powtórzyłam z dwieście razy, może zadziała): "Jestem inteligentna babeczka. Skuteczna jak cholera." Rozumie się, że to antidotum na dotychczasową niezadowalającą mnie skuteczność.
Pozdrawiam!
a ja z rozpedu przeczytalam Sparks...:) potem dostrzeglam,ze imie to nie Nicholas haahhaha
OdpowiedzUsuńjak w Toskanii,to juz lubie;) a o relacjach z synem niewiele? o porazkach cicho szaaa...
Obiekcje Spark sugerują, że coś jest na rzeczy. Nie pierwszy raz bohater biografii ma zastrzeżenia do przedstawionych faktów. Najlepiej przeczytać kilka źródeł i wyciągnąć średnią;)
OdpowiedzUsuńz panien w literaturze nalezaloby wspomniec takze miss marple! zreszta byly to nadal czasy kiedy dwie kobiety mogly spokojnie zyc razem i nikt sie tym nie gorszyl
OdpowiedzUsuńa co do boarderline, to nie ma zartów. ludzie dotknieci tym "disorder" sa szalenie (nomen omen) fascynujacy i szczodrzy na poczatku znajomosci - a potem zaczyna sie pieklo. lütz twierdzi, ze boardeliner sam cierpi z powodu swojego postepowania - ale z moich obserwacji wynika, ze glównie rani otaczajace go osoby
To kobietka miała dopiero ciekawe życie :)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś powinien przeprosić za to nieporozumienie, to na pewno ja, co czynię z całego serca. Najwyraźniej dała mi się we znaki poświąteczna melancholia.
Swoją drogą byłoby fajnie, gdyby Blogger wziął przykład z Wordpressu i umożliwił umieszczanie komentarzy bezpośrednio pod wypowiedziami, których dotyczą.
Zgadzam się z Tobą, że dalsze drążenie tego tematu nie ma sensu. Mam nadzieję, że szybko o nim zapomnimy.
P.S.
Pod wpływem naszej rozmowy o "Domu pod kotem z rakietką" wypożyczyłam "Lilię w dolinie" (tłum. Julian R.), a wkrótce dotrze do mnie antykwaryczna przesyłka m.in. z "Kuzynką Bietką"(tłum. T.Ż-B.). Zapowiada się nieźle: "Otrzymujemy mrożący krew w żyłach portret mściwej, niezamężnej chłopki, która pod maską dobroci ukrywa poczucie krzywdy, zawiść i niechęć, pragnąc za wszelką cenę zniszczyć rodzinę Hulotów"(z noty wydawcy, Prószyński i S-ka, 2000). Mściwej, niezamężnej Bietce towarzyszy "Jaszczur"(poziom mściwości i stan cywilny bliżej nieznane, tłum. T.Ż-B.).
Od niedawna jestem też szczęśliwą posiadaczką biografii Balzaka autorstwa Zweiga, nabytej w kiosku(!), w komplecie z "Kochankami i królowymi"(dość dziwna kombinacja). Nasza ulubiona seria biograficzna WAB-u zminiaturyzowana lekko dla PWN. Na szczęście czcionka jest w porządku, bo obawiałam się mikroskopijnej.
Pozdrowienia dla Twojej "Eugenii", mam nadzieję, że wkrótce ujrzy światło dzienne i musną ją promienie wiosennego słońca.
~ tamaryszek
OdpowiedzUsuńRad in extenso w książce nie ma, ale losy Muriel, która wbrew przeciwnościom losu postawiła na swoim, mogą okazać się inspirujące. Sądzę, że niejedna osoba na jej miejscu załamałaby się. Szczególnie współczułam jej, kiedy była w Afryce i po umieszczeniu męża w szpitalu została sama z dzieckiem, a sytuacja nie była szczególnie sprzyjająca. Co ciekawe o rdzennych mieszkańcach Afryki wypowiada się per "blacks" - książka wydana została w 1992 roku, więc ta bezceremonialność trochę dziwi.
Twoja mantra bardzo mi się podoba!:)
Trudno orzec, czy "Pełnia życia..." jest jej najlepszą książką - poznałam dopiero dwie, ale na pewno warto po nią sięgnąć.
~ Emocja
Sparksa znam tylko ze słyszenia i wiem, że jego powieści cieszą się dużym powodzeniem u czytelniczek. Rzeczywiście, nietrudno o pomyłkę.
O Toskanii nie ma nic, bo "Curriculum Vitae" obejmuje trzydzieści dziewięć klat życia pisarki, a tam znalazła się pod koniec życia. Szkoda, że nie powstała obiecana druga część. :(
Kiedy książka się kończy syn jest w wieku szkolnym, a te problemy pojawiły się chyba później. Miały między innymi podłoże religijne i w efekcie Spark go wydziedziczyła:
http://news.scotsman.com/murielspark/Sparks-son-I-wont-cash.2775345.jp
http://news.scotsman.com/murielspark/Muriel-Sparks-estranged-son-cut.3276645.jp
Ponura historia. :(
~ czytanki.anki
OdpowiedzUsuńTo prawda!
Wątpię w obiektywizm Dereka, który był w Muriel nieszczęśliwie zakochany i mógł konfabulować, tym bardziej, że przedstawia go jako osobę delikatnie mówiąc niezrównoważoną.
Ciekawa jestem, kim była ta skrytykowana biografka. Złość Spark wydaje się dość gwałtowna, więc sądzę, że wydano tę biograficzną książkę niedługo przed publikacją "Curriculum Vitae".
To nie może być ta pozycja:
http://www.telegraph.co.uk/culture/books/booknews/5858418/Biography-of-Muriel-Spark-will-reveal-details-of-authors-tortuous-relationships.html
Tom jest opasły, ale chyba przedstawia ją dość prawdziwie:
http://www.newstatesman.com/books/2009/08/spark-fiction-work-stannard
~ blog sygrydy dumnej
Miss Marple to postać wyjątkowa! Jest może mniej malownicza niż ekscentryczny Poirot, ale ja za nią przepadam. Widziałam, że jest książka jej poświęcona, taka jakby biografia utkana z fragmentów rozrzuconych po różnych powieściach. Nie czytałam jeszcze, więc nie potrafię ocenić jej jakości.
Spark przez pewien okres mieszkała z zaprzyjaźnioną Angielką w Afryce. Nie wspomina, żeby to miało charakter dwuznaczny. Pod koniec życia też miała towarzyszkę życia, ale tu już komentarze były.
Trudno mi ocenić stan zdrowia psychicznego u męża Muriel, bo opisywane jest to wszystko dość enigmatycznie. Mnie zdziwiło, że pracował jako nauczyciel i dopiero jak Spark przyjechała zaczął wykazywać objawy załamania nerwowego. Potem umieściła go w szpitalu, ale nie ma informacji na jak długo. W każdym razie pojawiają się jego oznaki zainteresowania losami syna.
Spark była bardzo młodą osobą w nieprzyjaźnie nastawionym środowisku, bez najbliższych, więc sytuacja musiała być dla niej wyjątkowo koszmarna.
~ bsmietanka
Masz rację, pasjonujące koleje losu! Dziwię się, że żaden scenarzysta filmowy jeszcze się nimi nie zainteresował.
@Lirael: kamień spadł mi z serca:) Na przyszłość będę się starał opisywać, do kogo kieruję komentarz, żeby uniknąć nieporozumień:) W kwestii Balzaka trzeba było iść na całość zacząć zbieranie "Komedii ludzkiej" w jednym z kompletnych wydań Czytelnika, bo jak wsiąkniesz, to będziesz pędem wymieniała edycję:) Ja sobie zaprenumerowałem serię PWN trochę w ciemno, ale na razie dostałem tylko dwa pierwsze tomy, poczekają sobie na przeczytanie. Tak jak Frey czeka:(
OdpowiedzUsuńA biografia panny Marple jest taka sobie, autorka starannie zestawia wszystkie niekonsekwencje Agaty, co niczemu nie służy, a psuje tylko samopoczucie wielbicielom panny M.:D
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJuż widzę, że z Balzakiem jest spore wydawnicze zamieszanie. Jego powieści wydawane są w różnych konfiguracjach i zestawach, czasem pojedynczo, czasem po kilka. Ten galimatias sprawia, że na biblionetkowe oceny Balzaka trzeba patrzeć przez palce. Taka na przykład "Honoryna":
http://www.biblionetka.pl/search.aspx?searchType=book_catalog&searchPhrase=Honoryna
...występuje pod trzema postaciami.:)
Jednak zanim zdecyduję się na zakup całej "Komedii ludzkiej" chciałabym sobie uszczknąć kilka tomów, tak na spróbowanie. Lilia, jaszczur i Bietka - ten oto dziwny komplet pójdzie na pierwszy ogień. A właściwie drugi, po Eugenii.
Miałam pewne obawy co do biografii Miss Marple, bo kojarzy mi się z tzw. powieściowymi kontynuacjami, pisanymi po latach przez innych autorów. Takich "ciągów dalszych" nie znoszę. Szkoda, że przeczucia się potwierdzają w przypadku książki o pannie Marple. Na szczęście można zawsze wrócić do powieści Christie i sobie tę biografię samodzielnie ułożyć jak puzzle, dyskretnie przymykając oko na niekonsekwencje autorki, o których wspominasz. :) Ciekawa jestem, czy pan Poirot też doczekał się takiej biografii.
@Lirael: Poirot, a jakże, ma swoją biografię, jeszcze gorszą niż panna Marple, bo jego życiorys Christie traktowała zupełnie po macoszemu, więc autorka biografii może sobie skrupulatnie zestawiać swoje ulubione niekonsekwencje:P http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=11255 Według opinii tych, którzy już Balzaka zmogli, Twój zestaw jest całkiem całkiem, szczególnie ponoć "Bietka". A o kontynuacjach nie będziemy rozmawiali, bo właśnie przeczytałem dziecku kontynuację "Karolci" Marii Kruger i autor tego dzieła powinien mieć sądowy zakaz zbliżania się do książek innych pisarzy, niech masakruje własne pomysły:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDaruję sobie również biografię Poirota.
Nie sądziłam, że w literaturze dziecięcej też pojawiają się nowe koszmarne "dalsze ciągi". :( Słyszałam tylko o prequelu "Ani z Zielonego Wzgórza", ale nie zaryzykowałam.
Oby tylko nikt nie wziął się za Muminki, bo tego bym chyba nie przeżyła.
Pamiętam traumę, jakiej doznałam w czasie lektury pierwszych stron tzw. kontynuacji "Przeminęło z wiatrem" pióra Alexandry Ripley. Lekturę przerwałam natychmiast wśród ponurych złorzeczeń.
Cieszę się, że mój balzakowski zestaw zapowiada się nieźle. Szczególnie intrygują mnie knowania "mściwej, niezamężnej chłopki". :)
@Lirael: na myśl o prequelu Ani wciąż mi oko lata, cóż to za masakra:P Czyta się, własnym oczom nie wierząc, że ktoś to nam wciska jako książkę o Ani. Zgroza. Co do Muminków, to ja przerobiłem z dzieckiem parę przeróbek, na bardzo zresztą różnym poziomie - od całkiem udanych do zupełnie zwulgaryzowanych:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTo cieszę się,że uniknęłam kontaktu z tym koszmarkiem. :) A propos Ani to głowimy się z Sygrydą nad następującym problemem - co to właściwie jest? A raczej będzie w czerwcu.
http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka.php?ID=2204
Ciekawe, czy to jakiś chwyt marketingowy? Nurtuje mnie też pytanie, dlaczego z poprzedniej edycji usunięto aż 100 stron(!). I to w dodatku takich rzucających nowe światło! :)
@Lirael: nie znam okrojonej wersji, natomiast ostrzę sobie zęby na tę pełną edycję. Nie mam pojęcia, czemu to było skrócone; z zapowiedzi wynika, że pierwszy wydawca coś usunął z jakichś względów, a teraz się odnalazł maszynopis i będzie wersja pełna:) Liczę na jakieś skandale, sensacje i trupy w szafach:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńA ja nieuważnie przeczytałam i zrozumiałam, że to polskie wydawnictwo ciachnęło te strony.
Właśnie znalazłam artykuł na ten temat: http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/kultura/ania-z-zielonego-wzgorza-powraca-po-latach,47926,1
"Kipiący kocioł ciemnych spraw"! Pacyfizm w pełni popieram, ale ten Gilbert... :( I z Anią też coś nie tak. :(
Zawartość zbioru z krótkim omówieniem: http://www.lmm-anne.net/archives/the-road-to-yesterday-books
No to ja już zaczynam odliczanie do daty wydania, zapowiada się, że hoho!
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJuż niewiele ponad miesiąc. :)
Zmroziła mnie opinia naukowca, który znalazł i wydał rękopis: “Gilbert is such a bastard”.
http://www.theglobeandmail.com/news/arts/a-different-anne-and-gilbert/article1335760/
Masowo zaczną powstawać grupy wsparcia dla zdruzgotanych fanek.:)
@Lirael: ja go nigdy nie lubiłem (Gilberta, nie tego naukowca od rękopisu:P), a teraz to mnie ciekawość zeżre, co on takiego wywinął: alkoholizm? przemoc domowa? kochanki? hazard? Już się doczytałem, manipulator i tyran, eee:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńW komentarzu do tego ostatniego artykułu ktoś pisze, że w "Rilli..." był fragment sugerujący cudzołożną naturę Gilberta. W ogóle sobie czegoś takiego nie przypominam.
Ja też nie:D Ludzie mają brudne myśli:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńCała historia z tym odkryciem mogłaby posłużyć jako inspiracja do opowiadania lub powieści. Ciekawe, czy naukowiec miał dylematy moralne, czy ujawnić sensacyjne znalezisko autorstwa - jeśli wierzyć artykułowi - osoby w dość zaawansowanym stadium choroby.
@Lirael: Naukowiec się ucieszył ze znaleziska, skoro jest wielbicielem LMM. Naprawdę nie sądzę, żeby tekst był tak obrazoburczy, żeby mieć jakieś wątpliwości moralne.
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńChodziło mi raczej o ewentualny spadek formy artystycznej wywołany chorobą, o ile coś takiego tam w ogóle jest. Mam nadzieję, że nie. :) Sprawdzałam w księgarni z angielskimi książkami, w której czasem kupuję i nie ma śladu "The Blythes...", więc nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać do czerwca. :)
No to siądźmy i poczekajmy:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam recenzję i zastanawiam się, czy ta rozdmuchiwana "mroczność" nie jest jednak chwytem marketingowym, co biorąc pod uwagę cenę książki -"$25 plus tax"- raczej nie dziwi.
http://niranjana.wordpress.com/2010/01/06/the-blythes-are-quoted-by-l-m-montgomery/
Naukowiec-redaktor używa znacznie mocniejszych słów:
http://roomofbensown.net/2009/04/announcement-the-blythes-are-quoted/
No i jest też informacja o polskiej edycji: http://roomofbensown.net/
Dzięki za linki, przeczytałem z zainteresowaniem. Faktycznie pan edytor poleciał po całości, coraz bardziej to zalatuje marketingowo:) Na wszelki wypadek obniżę oczekiwania co do tych skandali i trupów w szafach:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDość ciekawa jest strona tego montgomerysty.:)
I pomyśleć, że "Anię z Zielonego Wzgórza" odrzuciły co najmniej cztery wydawnictwa...
Może się pozagłębiam w tę jego stronę w wolnej chwili. Nie dziwię się, że wydawcy odrzucili Anię, czy wtedy nie było raczej mody na rozmaite "Małe kobietki"?
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJedna z "Małych kobietek", Jo, też była dość czupurna i zawadiacka, podobnie jak Ania również miała bogatą wyobraźnię i talent pisarski, ale w porównaniu z cyklem LMM powieść Alcott to esencja słodyczy i ugrzecznienia. I przypuszczam, że takie właśnie powieści dla dziewcząt wtedy dominowały.
@Lirael: jedna Jo wiosny nie czyni:P "Małe kobietki" są ohydnie bogoojczyźniane i aż dziw, że feministki tej książki na stosach nie palą:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńStrony "Małych kobietek" wprost lepią się od takiego właśnie bogoojczyźnianego cukru. Sos emocjonalny, którym to wszystko jest polane, też mdlący. Gdyby nie rozbrykana Jo to już chyba w ogóle nie dałoby się tego czytać. :)
Słyszałam o książce "March" Geraldine Brooks, którą zainspirowały "Małe kobietki" (raczej nie typowa "kontynuacja), poświęconej wojennym losom wielkiego nieobecnego, czyli ojca panien March. Autorka dostała za nią Pulitzera.
@Lirael: Nawet z Jo jest to ciężkostrawne, gorsze są już chyba tylko morały prawione przez ojca, matkę i siostrę temu nieszczęsnemu chłopcu z "Serca" Amicisa:P Nie wiem, co można napisać o panu March, o ile pamiętam na wojnie zajmował się głównie pisaniem patetycznych listów do córek, ale może go krzywdzę.
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńZ tego co wyczytałam wynika, że książka Brooks oparta jest na listach i pamiętnikach ojca L. M. Alcott, a opowiada o żołnierskim losie pana Marcha w czasie wojny (okazuje się, że różne okropieństwa taił przed rodziną w tych patetycznych listach) i jego przemyśleniach tuż po jej zakończeniu, gdy legł złożony jakąś chorobą.
Jakoś jestem dziwnie mało zainteresowany tymi jego przeżyciami. Swoją drogą ciekawe, czy Brooks trochę Marcha uczłowieczyła i użyła normalniejszego stylu niż te jego dęte kazania w listach:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńUczłowieczony chyba został, bo walczy z "temptations of a powerful forbidden attraction". Co nie zmienia faktu, że ja też raczej po tę powieść nie sięgnę.
Widzę, że zdana czytelników są podzielone. Niektórzy uznają "March" za fan fiction, niektórzy zachwycają się głębią.
@Lirael: Gdybym był feministycznie nastawiony, napisałbym, że to takie typowo męskie: urwać się z domu i mieć "temptations", a przed żoną i dziećmi zgrywać Katona:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że on miał te "temptations" jak po wojnie na jakiejś plantacji leżał w malignie, bo na polu bitwy to raczej nie miał na nie czasu. :) Tam jest mowa o problematyce antyrasistowskiej, więc stawiałabym chyba na jakąś niewolnicę.
To zalatywałoby perwersją, gdyby okazało się, że pisał te bogoojczyźniane pouczenia będąc wstrząsany dreszczami tych tajemniczych "temptations"! :D
@Lirael: chyba nie chcę wiedzieć, co go tak kusiło. Ale Twoja teoria miałaby swój perwersyjny smaczek, on zdaje się był zwolennikiem wyzwolenia niewolników i równości wszystkich ludzi, więc zgodnie z wyznawaną ideologią jakaś niewolnica mogła mu te "temptations" zapewniać:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTropem jest też okładka:
http://cyklady.com.pl/index.php?str=25&id=131
Ta Grace wydaje mi się prawdopodobnym źródłem moralnych rozterek.
Tam jest mowa o duchowym dojrzewaniu, więc przypuszczam, że pokusy zostały stłumione w zarodku. :)
Początek powieści zacytowany na stronie wydawnictwa:
"To, co nastąpiło później, chciałbym wymazać z pamięci. Niech się skryje pod połyskliwą zasłoną bieli tak czystej, że aż kłującej w oczy."
...zapowiada, że walka z "temptations" łatwa nie była. :)
@Lirael: "Połyskliwa zasłona bieli" - moja ulubiona poetyka:) Zawsze mi się wydawało, że pan March był wystarczająco dojrzały i miał ukształtowany charakter, może więc to nie on dojrzewa, tylko obiekt tych jego pokus?
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDalej już w tym fragmencie nie jest tak lirycznie. Nad całością unosi się zapach:
1. nafty,
2. krwi,
3. wymiocin
4. końskiego łajna.
To wszystko na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu linijek! :( Strach pomyśleć, co będzie potem. Gdyby po tę książkę sięgnął bohater "Pachnidła", po minucie popadłby w obłęd.
Trudno wyczuć, kto dojrzewa, ale przypuszczalnie jest to proces bolesny. Podobnie jak lektura tej powieści.
@Lirael: słusznie więc nie pałamy żądzą zapoznania się z inkryminowanym dziełem:P Zresztą po co komu pogłębianie znajomości z którymkolwiek z bohaterów powieści pani Alcott:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńTo prawda. Obawiam się jednak, że po sukcesie książki Brooks możemy odnotować wysyp powieści przedstawiających tę samą historię z perspektywy każdej sióstr oraz matki.:) Taki "Kwintet massachusettański".:)
@Lirael: Zdecydowanie długi weekend pobudza tę bardziej mroczną stronę Twojej wyobraźni; jak nie chrzęst mysich kości, to masakryczne pomysły dla zdesperowanych grafomanów:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDobrze, że długi weekend się już wkrótce kończy, bo jeszcze dołączę do subkultury emo. :D
Niestety, pomysł z "Kwintetem massachusettańskim" jest już spalony! Otóż okazuje się, że istnieje seria "Portraits of Little Women" autorstwa Susan Beth Pfeffer, a w niej "Beth's Story", "Jo's Story", "Meg's Story", etc.
@Lirael: czyli rzeczywistość potrafi prześcignąć wymysły nawet najbardziej zwyrodniałej wyobraźni:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNa to wygląda.
To jest niezły patent. Można by wziąć na warsztat taką na przykład "Anię z Zielnego Wzgórza" i skompilować "Ann's Story", "Gilbert's Story", "Diana's Story" itp. Sukces wydawniczy gwarantowany. :)
Albo wersja dla najmłodszych: "Pooh's Story", "Piglet's Story", Eeyore's Story" itd.
@Lirael: Puchatkowi już nic nie oszczędzono, włącznie z poradnikiem życia Puchatka. A wersje dla najmłodszych mam wyczytane na bieżąco:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńFakt. Jest nawet "Tao Kubusia Puchatka" i "Te Prosiaczka".:)
Ale najbardziej rozwalający jest "Mały ponurnik Kłapouchego" :D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń"Ponurnika.." nie znam, ale tytuł rzeczywiście brzmi świetnie! :)
@Lirael: chyba nikt tego nie zna (stop! na Bnetce oceniły to 72 osoby, znaczy jednak ktoś to czytał:P).
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńCzternaście szóstek, trzydzieści piątek... :P To jest jakiś podziemny hit! :)
No i gwoli ścisłości jedna jedynka. Wyobrażam sobie ten błysk satysfakcji w oku. :)
@Lirael: widze, że zbadałaś kwestię dogłębniej:) Faktycznie może być hit. Te wszystkie kubusiowe poradniczki wydawali w moich licealnych czasach, ale nic mi w ręce nie wpadło, może czas to zmienić i zmienić swoje życie z ponurnikiem Kłapouchego:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń:D
To jest jakiś biały kruk, nigdzie go nie ma. :(
Przypuszczam, że to może być po prostu ładnie wydany zbiorek cytatów ułożony według poradnikowego klucza . A w dziedzinie porad w "Ponurniku..." postulowałabym ograniczone zaufanie. :) Sam autor zaleceń - Kłapouchy - nie wygląda mi na szczególnie spełnionego i radosnego. :)
@Lirael: też każdą nieznaną Ci książkę sprawdzasz na allegor? Faktycznie nie ma:D Te książeczki tak wyglądały, więc możesz mieć rację. I nikt nie powiedział, że dzięki poradnikom musisz być spełniona i radosna, może niektórzy dążą w przeciwnym kierunku:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń...i jeszcze w księgarniach internetowych, ale oczywiście tam można sprawdzić tylko nowsze pozycje.
A w dziedzinie niespełnienia i smutku to ludzkość raczej nigdy nie potrzebowała poradników. :)
@Lirael: maniactwo to straszna sprawa:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńManiactwo? Ja to już chyba jestem "borderline case"! :)
@Lirael: Borderline case? A zażyczyłaś sobie od architekta, żeby Ci zaprojektował specjalną ścianę pod regały z książkami i dopiero po perswazjach zgodziłaś na wybicie w niej czegoś tak niepotrzebnego jak okna? Tak więc odruchowe wrzucanie każdego tytułu w allegro to jest niewinne, zaiste, natręctwo:PP
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńPobieżne przeliczenie powierzchni okna na metry bieżące półek wywołuje przyspieszone bicie serca u każdego pogromcy naziemnych stosików! :)
A wracając do kompulsywnych natręctw to ja jeszcze wrzucam w Biblionetkę. :) I złoszczę się, kiedy nie ma żadnego opisu ani recenzji.
@Lirael: tyle wywalczyłem, że są to nieduże okna:) A braki opisów w Bnetce też są denerwujące, szalenie:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńU nas są okna dachowe, więc w razie gdyby rosnące stosy książek zasłoniły te normalne okna, trochę światła zawsze wleci. :D
@Lirael: sprytnie pomyślane:)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNiestety, w zimie na tych dachowych oknach leży śnieg i nie widać "łagodnego oka błękitu". :)
@Lirael: ale za to przez resztę roku "spłukane deszczem, poruszone gromem" to oko:) (Znasz to w wykonaniu Wandy Warskiej?)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń:)
Nie, nie słyszałam wcześniej tego wykonania, ale już to zrobiłam i bardzo mi się podoba!
@Lirael: szaleńczo się cieszę i polecam cały album: Kurylewicz-Warska-Niemen "Muzyka teatralna i telewizyjna": same smaczki - Mickiewicz, Słowacki, Norwid:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJuż mam. :)
@Lirael: TO miłego słuchania:D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDzięki! Po prostu piękne.
:D
OdpowiedzUsuń