Biuro Literackich Podróży Wirtualnych Lirael Travel
ma zaszczyt Was zaprosić
na wyprawę do innej Wenecji.
Innej to znaczy odmiennej od wersji pocztówkowej, jaką znamy i hołubimy. Te rozkoszne lazurowe, pomidorowoczerwone, prosiaczkoworóżowe (niepotrzebne skreślić) zachody słońca, kiczowate landszafty z gondolami, słodkie zorze nad laguną. Truman Capote porównał kiedyś pobyt w Wenecji do zjedzenia całego pudełka czekoladek z likierem. Tymczasem nad inną Wenecją nie unoszą się chmurki z waty cukrowej.
Zwiedzając to niezwykłe miasto, przeciętny turysta zwykle ogranicza się do kilku sztandarowych atrakcji turystycznych Serenissimy. Najczęściej jego wzrok rozpaczliwie utkwiony jest w parasolce - rozpoznawczym znaku grupy, którą dzierży nad głową przewodnik. Slalom między tłumami zwiedzających i wyścig do stoisk z pamiątkami stanowią nie lada wyzwanie.
Tymczasem wystarczy odejść kilka kroków od utartego szlaku. Na niespiesznej przechadzce spotkać nas mogą ciekawe niespodzianki. Ludzie wrażliwi, artyści i pisarze mają dar dostrzegania w Wenecji czegoś więcej niż lukrowane widoczki. Jarosław Iwaszkiewicz ujrzał na przykład niepokojące oblicze perły Adriatyku: "Domy Wenecji biegną za nami jak goniące nas kościotrupy – i chcielibyśmy uciec od śmierci do życia, od miasta do morza. Naprawdę to miasto nie żyje."[1]
Wróćmy do naszej wyprawy.
Przewodnik: Predrag Matvejević. Wybitny humanista, naukowiec, literat. Urodzony w dawnej Jugosławii, obecnie mieszka we Włoszech. Wykładowca uniwersytetu w Zagrzebiu, rzymskiej Sapienzy i paryskiej Sorbony. Autor wielu książek, między innymi "Brewiarza śródziemnomorskiego". Jego pióro ma lekkość piany, z której wynurza się Wenus Botticellego, a przemyślenia są głębokie jak toń Adriatyku. Czytelnikom, którzy z góry przekreślają eseje w obawie przed hermetycznymi dłużyznami, z radością donoszę, że Predrag Matvejević posiada dar snucia zajmujących opowieści. Robi to pięknie. Jest nie tylko mistrzem słowa, ale i subtelnym malarzem: "Gdy nic nie poruszy wody w kanałach, poddaje się ona promieniom słońca, cieniom pałaców, grze światła i cieni" [2].
Termin: Bliżej nieokreślony, uzależniony od dostępności książki w Waszej bibliotece.
Program wyprawy: Czeka nas mnóstwo atrakcji. A oto kilka z nich:
- Zrozumiemy różnicę między zachodami słońca we wschodniej i zachodniej części Wenecji.
- Nie zapomnimy o chodnikach i posadzkach. Przecież "Patrząc tylko na sklepienie, a nie na grunt, na którym stoimy, na niebo, a nie na ziemię, która nas trzyma, odzwyczajamy się od pokory."[3] Skrupulatnie policzymy, czy na podłodze kościoła Santa Maria Della Salute rzeczywiście znajdują się trzydzieści trzy róże wyobrażające lata życia Chrystusa.
- Posmakujemy weneckiego wiatru. Dowiemy się, czy naprawdę rzuca cień, czy pachnie i jaki ma kolor?
- Jeśli będziemy mieć odrobinę szczęścia, jeszcze zdążymy pobiesiadować w jednej ze starych gospód - wszak to "najpiękniejsze dzikie kwiaty Wenecji"[4]. Na przykład w Tawernie Turkaweczek, a może U Krasnoludka? Musimy się spieszyć, bo trwa inwazja snack barów, fast foodów i pubów.
- Zajrzymy na cmentarzyk psów w ogrodzie przy pałacu, w którym mieści się teraz Galeria Sztuki Nowoczesnej. Może uda nam się podejrzeć, kto regularnie zostawia tam róże?
- Sprawdzimy, jak brzmią kroki na weneckich mostach. Wieczorem i rano, na deszczu i wietrze.
- Nie zapomnimy o cmentarzu mew po zachodniej stronie laguny, koło bagien Fondi dei Sette Morti. Przylatują tam stare ptaki tuż przed śmiercią. "Pozwalają jedne drugim spokojnie cierpieć i umrzeć."[5]
- Poszukamy serca w cegle nieopodal Salizzady del Pignater. Legenda głosi, że dotknięcie cuore in mattone gwarantuje spełnienie życzenia, o ile jest uczciwe i nikogo nie skrzywdzi. Najpóźniej za rok powinno się urzeczywistnić.
- Miejmy nadzieję, że zdołamy usłyszeć Muzykę na wodzie Vivaldiego. Podobno wiatr wciąż niesie ją z pianą fal. A w Canal Grande będziemy uważnie wypatrywać Byrona. Miał zwyczaj tam pływać, trzymając nad wodą latarnię.
W trosce o państwa bezpieczeństwo z pewnością nie wybierzemy się do Gran Tesoro gdzie powietrze niedostrzegalnie zamienia się w mur - problem w tym, że nie wiadomo, jak stamtąd wrócić. Na pewno nie zapuścimy się też w labirynty Cannaregio. Zamieszkuje je podobno ezoteryczna wspólnota. Kategorycznie odradzamy też wchodzenie do kościołów, których nie ma na mapach i w przewodnikach. Ryzykują Państwo spotkanie z lubieżnymi mniszkami. Jeśli natkniecie się na tajemniczą staruszkę z kotem syjamskim na ręku, przechadzającą się od San Giacomo do Ruga Rialto i z powrotem, nie zaczepiajcie jej. Prosimy też nie drażnić kota. Niestety, wszystko wskazuje na to, że sędziwa pani jest duchem.
Życzymy niezapomnianych wrażeń! Inna Wenecja, do której zabiera nas Predrag Matvejević, to miejsce niezwykłe, zachwycające sprzecznościami: "Obydwie są w nas: Wenecja i Serenissima, historia i mit, obraz i ułuda."[6]
Uwaga!
Za serce pozostawione w innej Wenecji nasze biuro nie odpowiada.
______________
[1] Jarosław Iwaszkiewicz, "Podróże do Włoch", Państwowy Instytut Wydawniczy, 2008, s. 24.
[2] Predrag Matvejević, "Inna Wenecja", tłum Danuta Cirlić-Straszyńska, Fundacja Pogranicze, 2005, s. 17.
[3] Tamże, s. 100.
[4] Tamże, s. 94.
[5] Tamże, s. 66.
[6] Tamże, s. 132.
Moja ocena: 5
P.S.
Na deser polecam wyśmienity jak zwykle tekst Tamaryszka o "Śmierci w Wenecji".
Aż chce się jechać:) A co do Wenecji- bardzo mi się podobała czytając Ian McEwan'a " Ukojenie"- bardzo tajemniczo jest w tej książce w tle miasto..a lektura bardzo fajna, zaznaczam ,że jestem fajną tego pisarza, bo nie każdemu jego styl się podoba..
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja Lirael.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że zwiedzając dane miasto trudno się "wczuć" w jego atmosferę, gdy jest się tam dzień lub dwa. Dlatego, gdy ja będę zwiedzać świat "na własną rękę" ( wyrażenie na dzień dzisiejszy nie do końca do zrozumiałe)wezmę ze sobą walizkę pełną wolnego czasu.
jak ogladalam smierc w wenecji, to zupelnie nie zdalawalm sobie sprawy o co w tym filmie chodzi - czyli z szerokiej gamy zainteresowan t manna. zas wenecja wlasciwa zupelnie odbiegala od miasta przedstawionego w tym filmie. swiatlo i kolory piekne, ale reszta rozdeptana stopami stad turystów. no ale pewnie wszystko przez to, ze nie mialam wlasciwego przewodnika...
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, Lirael;) Gratuluję pomysłu. Nie wiadomo, czy najpierw czytać książkę czy kupić bilet do Wenecji;)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to miasto jest wyjątkowo wdzięcznym tematem literackim, filmowym zresztą też. Osobiście lubię je szczególnie w powieści "Namiętność" J. Winterson. A "Ukojenie" McEwana, o którym wspomina Monika, zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
~ MONIKA SJOHOLM
OdpowiedzUsuńJa też po przeczytaniu tej książki poczułam wielką ochotę wyruszenia do Wenecji. :)
Bardzo dziękuję Ci za polecenie "Ukojenia" Iana McEwan'a, na pewno przeczytam, bo zapowiada się intrygująco.
~ Elina
Bardzo Ci dziękuję.
W przypadku Serenissimy walizka wolnego czasu jest świetnym pomysłem. Warto zapuścić się w miejsca nieoblegane przez turystów.
Życzę Ci szybkiego spełnienia podróżniczych marzeń.
~ blog sygrydy dumnej
Nie oglądałam "Śmierci w Wenecji", ale mam nadzieję to nadrobić, ze świadomością, że nie jest to film najłatwiejszy w odbiorze.
Miałam przyjemność być w Wenecji trzy razy w życiu. Tłumy zwiedzających są dokuczliwe, ale magia tego miasta wynagradza niewygody.
Ten przewodnik jest jak najbardziej godny polecenia. :)
~ czytanki.anki
Dziękuję Ci bardzo, Aniu.
Weneckie motywy są bliskie mojemu sercu i chętnie sięgam po książki, w których tłem wydarzeń jest to tajemnicze miasto. Jestem wdzięczna za kolejne literackie tropy, zapisuję do listy lektur obowiązkowych. :)
A ja w miarę możliwości przejrzę "Namiętność", lektura na czasie bo, istotny był w niej karnawał;)
OdpowiedzUsuńA tu więcej książek z Wenecją w tle (choć nie wszystkie chyba warte grzechu):
http://miejskieczytanie.blox.pl/2008/07/Wenecja-Wieden.html
To było b. ciekawe wyzwanie czytelnicze.
Lista jest imponująca! Pojawia się na niej kilka pozycji, o których wcześniej nie słyszałam, a zapowiadają się wspaniale!
OdpowiedzUsuńCzytałam sporo superlatywów o powieści Salley Vickers "Anioł panny Garnet", którą mam gdzieś zakopaną w stosach. :)
Rzeczywiście, karnawał sprzyja literackim podróżom po Wenecji. :)
Jestem zachwycona tym wyzwaniem.
Bardzo w temacie karnawału ten wpis:) chyba zaufam Lirael Travel i poszukam tej książki.
OdpowiedzUsuń~Pemberley
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że Wasz wypad do Holandii był znacznie piękniejszy i ciekawszy niż oferta Lirael Travel. :)
A urokliwą książkę Matvejevića bardzo polecam.
Czy biuro Lirael Travel nie boi się odpowiedzialności za wiele porzuconych zobowiązań, pospieszne rozprawianie się z codziennym rytmem, by pokątnie marzyć o Wenecji? Biuro powinno się poczuwać.
OdpowiedzUsuńJa, dajmy na to, mam listę spraw do zrobienia na wczoraj, a mimo to -zaraz po przeczytaniu oferty podróży - przejrzałam całą bibliotekę, by znaleźć nasycenie rozbudzonego głodu. Matvejevica nie było pod ręką. Znalazł się Brodski i jego "Znak wodny". Radochę miałam dużą.
Brodski (zanim napisał esej, co było dalej - nie wiem) spędził 17 zimowych sezonów w Wenecji. Pisze o Wenecji zimowej, więc trafia w czas. Jego Wenecja pachnie zmarzniętymi winoroślami (co to znaczy? - tyle że to zapach szczęścia). Jeśli znasz, to tylko donoszę, że dzięki Twej inspiracji spędziłam wieczór (aż po późną noc) w Wenecji. A jeśli nie czytałaś jeszcze, to próbka:
"W zimie budzi nas w tym mieście, zwłaszcza w niedziele, dźwięk jego niezliczonych dzwonów, jak gdyby za tiulem firan w perłowoszarym niebie wibrował na srebrnej tacy gigantyczny porcelanowy serwis do herbaty. Otwieramy okno na oścież i pokój w jednej chwili zalewa ta kłębiąca się na zewnątrz, przesycona dzwonieniem mgiełka, która składa się po części z wilgotnego tlenu, po części z kawy i modlitw. Niezależnie od tego, jakie pigułki i w jakiej liczbie musimy tego dnia połknąć, mamy poczucie, że nie jest to jeszcze nasz koniec. I podobnie niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy panami samych siebie, ilu doświadczyliśmy zdrad, jak bardzo dogłębna jest nasza samowiedza, zakładamy, że wciąż jeszcze istnieje dla nas jakaś nadzieja, a w każdym razie przyszłość."
Miło mi było wystąpić w roli deseru.
Folder pierwszorzędny!
:)
Niestety nie znalazłam nigdzie tej książki, ale tak mnie zaintrygowałaś, że postanowiłam zdobyć cokolwiek tego autora. I "Brewiarz śródziemnomorski" będę mieć! :)
OdpowiedzUsuńZostałam zainspirowana jednym słowem - dziękuję :)
~ tamaryszek
OdpowiedzUsuńNiniejszym informujemy, że biuro Lirael Travel nie ponosi żadnej odpowiedzialności za niesubordynację uczestników wycieczki, którzy spontanicznie pobiegli sobie za Josifem Brodskim.
Biuro się bynajmniej nie poczuwa.
:D
Tamaryszku, jestem Ci ogromna za ten cudny cytat!
jest rewelacyjny, rozpala wyobraźnię, choć taki chłodny i mglisty.
O "Znaku wodnym" słyszałam wielokrotnie i poluję na niego we wszystkich bibliotekach, do których należę, ale wygląda na to, że rzesza admiratorów Serenissimy jest nieprzebrana. Mam nadzieję, że wkrótce zdobędę tę książkę.
Dzięki Tobie mam przeczucie, że spodoba mi się jeszcze bardziej niż "Inna Wenecja".
~ maiooffka
Będę trzymać kciuki, żeby "Inna Wenecja" Cię odnalazła. :)
W międzyczasie "Brewiarz śródziemnomorski" pokaże Ci walory stylu Matvejevića.
Miłej lektury!
Tak, "jesteś mi ogromna", są tego tysięczne powody.
OdpowiedzUsuńZnak wydał niedawno ten esej (nomen omen).
A ja na półce znalazłam taką staroć - "Zeszyty Literackie" z 1992 (nr 32). Więc to była pierwsza polska edycja.
Czytałam, nie znając - wciąż jeszcze - prawdziwej, realnej Wenecji.
~tamaryszek
OdpowiedzUsuń:D
Oczywiście miało być "ogromnie wdzięczna".
Kochany Tamaryszku, wstydliwie przepraszam za błąd! Wyszło dość zabawnie, nie ukrywam.
Wszystko przez moje rozbujałe ego. ;)
Wybieram się wkrótce na biblioteczny tour, więc pojawia się szansa, że Brodskiego w końcu przydybię. :)