XI/11
1.
Po raz pierwszy zetknęłam się z powieścią Marka Watsona przeglądając najnowszy katalog "Świata Książki”. "Jedenaście" na chwilę przykuło moją uwagę, ale z dwóch powodów nie poświęciłam tej pozycji więcej czasu:
* Nie cierpię okładek z dużymi fotograficznymi portretami.
* Kiedy czytam w nocie wydawcy, że dany utwór jest w stylu...[tu pada tytuł bestsellera], natychmiast włącza mi się sygnał ostrzegawczy. W przypadku "Jedenaście" zachęta brzmiała: "Autor okrzyknięty nowym Nickiem Hornby!". Zwykle taka reklama budzi we mnie obawę, że będę miała do czynienia z epigońskim naśladownictwem wzmiankowanego hitu. A swoją drogą zastanawiam się, skąd u wydawcy niezmącone przekonanie, że wszyscy czytelnicy szaleją na punkcie Nicka Hornby'ego? Ja na przykład nie szaleję.
Potem przeczytałam ciekawą recenzję na blogu Marpil – bynajmniej nie entuzjastyczną! Zaintrygowała mnie i postanowiłam przeczytać "Jedenaście".
2.
Po dwóch dniach, które upłynęły w blasku inkwizycyjnych stosów, gdy czytałam biografię Izabeli Katolickiej, miałam ochotę na książkę bezpretensjonalną i wesołą. Okazało się, że "Jedenaście" to powieść ciepła i chwilami zabawna, ale autor porusza w niej tematy wcale nie kojarzące się z literaturą lekką, łatwą i przyjemną.
Losy głównego bohatera, Xaviera Irelanda, oraz ludzi, których spotyka na swojej drodze, ilustrują przekonanie autora, że zło, które wyrządzamy innym, działa jak pocisk odłamkowy.
Nie chodzi tu o spektakularne zbrodnie, a codzienne sytuacje - erupcje wrogich emocji, złośliwość, brak działania, gdy stajemy w obliczu podłości. Ofiarą jest nie tylko człowiek, którego skrzywdziliśmy, ale również wiele innych osób. Często takich, których nigdy w życiu nie spotkamy osobiście. "Kostki domina zdarzeń nie przestają się przewracać".[1]
3.
Kolejny ważny problem, który porusza Watson, to nasze rozrachunki z przeszłością. Zmiana miejsca zamieszkania, nawet imienia i nazwiska, nie rozwiązuje problemu. Bohater "Jedenaście" ucieka przed strasznym wspomnieniem. Odległość między Australią a Wielką Brytanią wcale nie obłaskawia zmór przeszłości. Trzeba z nimi stanąć twarzą w twarz, co nasz bohater w końcu czyni.
4.
"Jedenaście" mówi też o konieczności bycia uczciwym wobec samego siebie. Xavier prowadzi program radiowy, "Rozmowy nocą", który przyciąga rozbitków życiowych, ludzi starych, samotnych. Na antenie Xavier jest empatycznym terapeutą, a w życiu codziennym zimnym odludkiem, który nie interesuje się nikim poza samym sobą. Dopiero rezolutna sprzątaczka uświadomi mu to pęknięcie.
5.
W portretach psychologicznych bohaterów "Jedenaście" brakowało mi głębi. To jedno z najsłabszych ogniw powieści Watsona. Uważam, że bronią się dwie postacie: Xavier i Murray, niekiedy żałosny, bardzo ludzki w swych słabościach.
Niestety, braki warsztatowe nie pozwoliły autorowi rozwinąć skrzydeł. Głównym problemem jest pokaźna liczba bohaterów, która najwyraźniej przerasta jego możliwości. Pomyślałam sobie, że gdyby "Jedenaście" napisał Niccolo Ammaniti, serce drżałoby do ostatniej strony.
Ważnym bohaterem książki, o którym nie można zapomnieć, jest Londyn. Metropolia, w której mimo wymuszonej tłokiem fizycznej bliskości, ludzie są od siebie oddaleni jak planety we wszechświecie. Tylko czasami zbiegają się ich "tory sieroce". To miasto, w którym grupa wyrostków, która katuje młodszego chłopca, może liczyć na bezkarność, bo przechodzący obok dorosły ze strachu nie zareaguje.
6.
Konstrukcja powieści niepokojąco przypomina film "To właśnie miłość" ("Love Actually"). Liczni bohaterowie, którzy pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego, okazują się być połączeni niewidzialną siecią. W "Jedenaście" są ogniwami łańcucha niemiłych wydarzeń, których można było uniknąć.
7.
W czasie lektury zwraca uwagę ciekawa konstrukcja narracji: "opowiadacz" wie naprawdę wszystko. Zna nie tylko przeszłość bohaterów, ale również ich przyszłość. Chwilami wybiega wiele lat do przodu. Kiedy rozstajemy się z Gemmą, narrator w kilku zdawkowych zdaniach informuje nas o tym, co jej się przydarzy w ciągu kilkudziesięciu lat. Gdy poznajemy małego Jamiego, otrzymujemy informację o tym, że kiedyś odkryje przeciwciała leczące dwa rodzaje nowotworu.
Podobało mi się również poczucie humoru autora. Mimo poważnych pytań, które stawia Watson, jest to powieść chwilami śmieszna. Autor jest estradowym komikiem i jego ironiczny ogląd rzeczywistości, trochę melancholijny i gorzkawy, daje o sobie znać natychmiast.
Nie ukrywam jednak, że optymizm młodego pisarza wydaje mi się nieco naiwny i trochę za łatwy. Xavier natychmiast po swojej przemianie zbiera jej owoce. Wystarczy rozmowa z nim, by samotny człowiek porzucił myśl o samobójstwie. Wystarczy spacer z naszym bohaterem, żeby neurotyczny trzylatek z sąsiedztwa zachowywał się lepiej. Mile zaskoczyło mnie natomiast otwarte zakończenie powieści.
8.
"Jedenaście" niniejszym otrzymuje nominację do redaktorskiej Maliny roku 2011.
Otóż na stronie 14 ze zdumieniem czytamy słowa nonszalancko wplecione w tekst: "DOPISAC NA TEJ STRONIE". Najprawdopodobniej mamy do czynienia z notatką pozostawioną przez korektora lub tłumacza.
9.
Książkę zdecydowanie polecam miłośnikom gry w scrabble, do których zresztą sama się zaliczam. Xavier regularnie uczestniczy w turniejach i jest prawdziwym ekspertem. W powieści znalazłam sporo porad dla początkujących graczy, które skrzętnie wykorzystuję.
10.
...I ta tajemnicza symbolika liczb!
Bardzo intryguje tytułowa jedenastka. To ulubiona cyfra Xaviera, "do której zawsze był przywiązany"[2]. Przybierając nowe imię i nazwisko, chce by jego inicjały koniecznie brzmiały XI. Mieszka na ulicy Bayham Road 11. Nawiasem mówiąc w Londynie istnieje dom o takim właśnie adresie. Na imprezie dla singli Xavier jest ósemką, Murray zaś trójką. Liczba osób dotkniętych przez brak reakcji Xaviera na zło wynosi jedenaście.
Nie znajdziemy w tekście jednoznacznego wyjaśnienia, co oznacza tajemnicza jedenastka. Może jest to nawiązanie do tego, że w dwudziestym pierwszym wieku potrzebujemy jedenastego przykazania: "Nie bądź obojętny"? Jedenastka to dwie jedynki obok siebie. Autor zdaje się sugerować, że otwarcie się na drugiego człowieka, daje nam szczęście, że dwie jedynki obok siebie utworzą swoją wielokrotność.
W "Słowniku symboli" Cirlota znalazłam informację, że jedenaście kojarzone jest z przejściem, nadmiarem, niebezpieczeństwem. Jest również liczbą konfliktu i męczeństwa[3]. Jedenastka uważana jest też za liczbę przynoszącą nieszczęście ("diabelski tuzin")[4]. Ta interpretacja nabiera szczególnego znaczenia w obliczu niejednoznacznej ostatniej sceny powieści.
11.
Drogi Watsonie, wprawdzie tak naprawdę nie powiedziałeś w swojej książce nic odkrywczego, ale wspominam ją całkiem miło. Mam nadzieję, że na kolejną powieść nie będziemy musieli czekać jedenaście lat.
* Nie cierpię okładek z dużymi fotograficznymi portretami.
* Kiedy czytam w nocie wydawcy, że dany utwór jest w stylu...[tu pada tytuł bestsellera], natychmiast włącza mi się sygnał ostrzegawczy. W przypadku "Jedenaście" zachęta brzmiała: "Autor okrzyknięty nowym Nickiem Hornby!". Zwykle taka reklama budzi we mnie obawę, że będę miała do czynienia z epigońskim naśladownictwem wzmiankowanego hitu. A swoją drogą zastanawiam się, skąd u wydawcy niezmącone przekonanie, że wszyscy czytelnicy szaleją na punkcie Nicka Hornby'ego? Ja na przykład nie szaleję.
Potem przeczytałam ciekawą recenzję na blogu Marpil – bynajmniej nie entuzjastyczną! Zaintrygowała mnie i postanowiłam przeczytać "Jedenaście".
2.
Po dwóch dniach, które upłynęły w blasku inkwizycyjnych stosów, gdy czytałam biografię Izabeli Katolickiej, miałam ochotę na książkę bezpretensjonalną i wesołą. Okazało się, że "Jedenaście" to powieść ciepła i chwilami zabawna, ale autor porusza w niej tematy wcale nie kojarzące się z literaturą lekką, łatwą i przyjemną.
Losy głównego bohatera, Xaviera Irelanda, oraz ludzi, których spotyka na swojej drodze, ilustrują przekonanie autora, że zło, które wyrządzamy innym, działa jak pocisk odłamkowy.
Nie chodzi tu o spektakularne zbrodnie, a codzienne sytuacje - erupcje wrogich emocji, złośliwość, brak działania, gdy stajemy w obliczu podłości. Ofiarą jest nie tylko człowiek, którego skrzywdziliśmy, ale również wiele innych osób. Często takich, których nigdy w życiu nie spotkamy osobiście. "Kostki domina zdarzeń nie przestają się przewracać".[1]
3.
Kolejny ważny problem, który porusza Watson, to nasze rozrachunki z przeszłością. Zmiana miejsca zamieszkania, nawet imienia i nazwiska, nie rozwiązuje problemu. Bohater "Jedenaście" ucieka przed strasznym wspomnieniem. Odległość między Australią a Wielką Brytanią wcale nie obłaskawia zmór przeszłości. Trzeba z nimi stanąć twarzą w twarz, co nasz bohater w końcu czyni.
4.
"Jedenaście" mówi też o konieczności bycia uczciwym wobec samego siebie. Xavier prowadzi program radiowy, "Rozmowy nocą", który przyciąga rozbitków życiowych, ludzi starych, samotnych. Na antenie Xavier jest empatycznym terapeutą, a w życiu codziennym zimnym odludkiem, który nie interesuje się nikim poza samym sobą. Dopiero rezolutna sprzątaczka uświadomi mu to pęknięcie.
5.
W portretach psychologicznych bohaterów "Jedenaście" brakowało mi głębi. To jedno z najsłabszych ogniw powieści Watsona. Uważam, że bronią się dwie postacie: Xavier i Murray, niekiedy żałosny, bardzo ludzki w swych słabościach.
Niestety, braki warsztatowe nie pozwoliły autorowi rozwinąć skrzydeł. Głównym problemem jest pokaźna liczba bohaterów, która najwyraźniej przerasta jego możliwości. Pomyślałam sobie, że gdyby "Jedenaście" napisał Niccolo Ammaniti, serce drżałoby do ostatniej strony.
Ważnym bohaterem książki, o którym nie można zapomnieć, jest Londyn. Metropolia, w której mimo wymuszonej tłokiem fizycznej bliskości, ludzie są od siebie oddaleni jak planety we wszechświecie. Tylko czasami zbiegają się ich "tory sieroce". To miasto, w którym grupa wyrostków, która katuje młodszego chłopca, może liczyć na bezkarność, bo przechodzący obok dorosły ze strachu nie zareaguje.
6.
Konstrukcja powieści niepokojąco przypomina film "To właśnie miłość" ("Love Actually"). Liczni bohaterowie, którzy pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego, okazują się być połączeni niewidzialną siecią. W "Jedenaście" są ogniwami łańcucha niemiłych wydarzeń, których można było uniknąć.
7.
W czasie lektury zwraca uwagę ciekawa konstrukcja narracji: "opowiadacz" wie naprawdę wszystko. Zna nie tylko przeszłość bohaterów, ale również ich przyszłość. Chwilami wybiega wiele lat do przodu. Kiedy rozstajemy się z Gemmą, narrator w kilku zdawkowych zdaniach informuje nas o tym, co jej się przydarzy w ciągu kilkudziesięciu lat. Gdy poznajemy małego Jamiego, otrzymujemy informację o tym, że kiedyś odkryje przeciwciała leczące dwa rodzaje nowotworu.
Podobało mi się również poczucie humoru autora. Mimo poważnych pytań, które stawia Watson, jest to powieść chwilami śmieszna. Autor jest estradowym komikiem i jego ironiczny ogląd rzeczywistości, trochę melancholijny i gorzkawy, daje o sobie znać natychmiast.
Nie ukrywam jednak, że optymizm młodego pisarza wydaje mi się nieco naiwny i trochę za łatwy. Xavier natychmiast po swojej przemianie zbiera jej owoce. Wystarczy rozmowa z nim, by samotny człowiek porzucił myśl o samobójstwie. Wystarczy spacer z naszym bohaterem, żeby neurotyczny trzylatek z sąsiedztwa zachowywał się lepiej. Mile zaskoczyło mnie natomiast otwarte zakończenie powieści.
8.
"Jedenaście" niniejszym otrzymuje nominację do redaktorskiej Maliny roku 2011.
Otóż na stronie 14 ze zdumieniem czytamy słowa nonszalancko wplecione w tekst: "DOPISAC NA TEJ STRONIE". Najprawdopodobniej mamy do czynienia z notatką pozostawioną przez korektora lub tłumacza.
9.
Książkę zdecydowanie polecam miłośnikom gry w scrabble, do których zresztą sama się zaliczam. Xavier regularnie uczestniczy w turniejach i jest prawdziwym ekspertem. W powieści znalazłam sporo porad dla początkujących graczy, które skrzętnie wykorzystuję.
10.
...I ta tajemnicza symbolika liczb!
Bardzo intryguje tytułowa jedenastka. To ulubiona cyfra Xaviera, "do której zawsze był przywiązany"[2]. Przybierając nowe imię i nazwisko, chce by jego inicjały koniecznie brzmiały XI. Mieszka na ulicy Bayham Road 11. Nawiasem mówiąc w Londynie istnieje dom o takim właśnie adresie. Na imprezie dla singli Xavier jest ósemką, Murray zaś trójką. Liczba osób dotkniętych przez brak reakcji Xaviera na zło wynosi jedenaście.
Nie znajdziemy w tekście jednoznacznego wyjaśnienia, co oznacza tajemnicza jedenastka. Może jest to nawiązanie do tego, że w dwudziestym pierwszym wieku potrzebujemy jedenastego przykazania: "Nie bądź obojętny"? Jedenastka to dwie jedynki obok siebie. Autor zdaje się sugerować, że otwarcie się na drugiego człowieka, daje nam szczęście, że dwie jedynki obok siebie utworzą swoją wielokrotność.
W "Słowniku symboli" Cirlota znalazłam informację, że jedenaście kojarzone jest z przejściem, nadmiarem, niebezpieczeństwem. Jest również liczbą konfliktu i męczeństwa[3]. Jedenastka uważana jest też za liczbę przynoszącą nieszczęście ("diabelski tuzin")[4]. Ta interpretacja nabiera szczególnego znaczenia w obliczu niejednoznacznej ostatniej sceny powieści.
11.
Drogi Watsonie, wprawdzie tak naprawdę nie powiedziałeś w swojej książce nic odkrywczego, ale wspominam ją całkiem miło. Mam nadzieję, że na kolejną powieść nie będziemy musieli czekać jedenaście lat.
---
[1]Mark Watson, "Jedenaście", tłum. Grażyna Smosna, Świat Książki, 2011, s. 259.
[2]Tamże, s. 16.
[3]Juan Eduardo Cirlot, Słownik symboli, tłum. Ireneusz Kania, Znak, 2000, s. 227.
[4]Hans Biedermann, Leksykon symboli, tłum. Jan Rubinowicz, Muza, 2001, s. 192.
[1]Mark Watson, "Jedenaście", tłum. Grażyna Smosna, Świat Książki, 2011, s. 259.
[2]Tamże, s. 16.
[3]Juan Eduardo Cirlot, Słownik symboli, tłum. Ireneusz Kania, Znak, 2000, s. 227.
[4]Hans Biedermann, Leksykon symboli, tłum. Jan Rubinowicz, Muza, 2001, s. 192.
Moja ocena: 4-
Mark Watson
Jedyną piękna okładką z twarzą- to dla mnie "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Mario Vargas Llosy- tak ponętna i intrygująca, i tak sobie właśnie wyobrażałam główną bohaterkę.
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko temu, że narrator wie wszystko pod warunkiem, że jest w tym cień tajemniczości. Nie cierpię jednak, kiedy w notce porównuje się ''oto nowy...'' , '' na miarę...'' a już najbardziej nie rozumiem, kiedy powstaje książka pisana na podstawie starego bestselleru, tylko w innym czasie- na cholerę?
:)
Sama nie wiem czy to dla mnie;D Zwłaszcza, że tak jak Ty mam ciarki gdy widzę, że coś jest np. nowym seksem w wielkim mieście. litości.
OdpowiedzUsuńPo co komu "nowe" to samo, zwłaszcza, że najczęściej nie ma to nic wspólnego ze "starym".
Dokładnie!
OdpowiedzUsuńMiałam te same oczekiwania.
Niestety pierwszy zawód spotkał mnie, gdy moje zamówienie zostało zrealizowane i w bibliotece zamiast spodziewanej około 300 stronicowej książki, ujrzałam to maleństwo,a później posypała się już lawina.
Szkoda, bo tytuł naprawdę zapowiadał coś dobrego i w końcu- innego.
Lirael, tyle wdzięku w Twoim pisaniu. Możliwe, że jest ono ciekawsze niż sama książka , o której piszesz. ;-) Ale zainteresowała mnie teoria, wokół której osnute są losy bohatera, może i naiwna [zło, które wyrządzamy innym, działa jak pocisk odłamkowy. Nie chodzi tu o spektakularne zbrodnie, a codzienne sytuacje - erupcje wrogich emocji, złośliwość, brak działania, gdy stajemy w obliczu podłości. Ofiarą jest nie tylko człowiek, którego skrzywdziliśmy, ale również wiele innych osób. Często takich, których nigdy w życiu nie spotkamy osobiście.] Ja w to wierzę. I choćby z tego powodu pewnie sięgnę po tę powieść. :) Poza tym rzuciłaś na mnie urok. ;-)
OdpowiedzUsuńlirael - czyzbys nie zapoznala sie jeszcze z przewodnikiem ezoterycznym na ten rok? skoro tak, to spiesze z objasnieniami jedenastki z ww.silva rerum:
OdpowiedzUsuńwyobrazmy sobie kobiete na obcasach. dwie jedynki to po jednym obcasie na kazdy but - równowaga. równowaga to tez pokora....rok pewnosci, dazenia do harmonii i stabilizacji. 11 j tez jak wtyczka, podlaczamy sie tez dzieki niej do pradu i ladujemy akumulatory. 11 j tez jak dwie chinskie paleczki, bedziemy nimi ogli cos schwytac, cos wziac...Diwe jedynki to remis np.moment oddawania dlugu i rekompensaty
moze to taka jedenastka na rok 2011?
smieszne, ze monika wspomniala szelmostwa - bo wlasnie zaraz bede o nich pisac. telepatia blogosferyczna?
~MONIKA SJOHOLM
OdpowiedzUsuńMoniko, zgadzam się z Tobą w stu procentach! Okładka "Szelmostw..." jest bardzo klimatyczna i absolutnie nie zalicza się do tych irytujących. Jednak nie jest to zwykłe zdjęcie, ono uległo artystycznym zabiegom i całość prezentuje się świetnie.
Myślę, że produkowanie takich "podróbek" bestsellerów musi być dla wydawnictw opłacalne. Choćby ten obłęd na punkcie Dana Browna w Polsce... Pojawiły się dziesiątki klonów. Cieszę się, że nie tylko mnie to zjawisko drażni.
~Scathach
Zdumiewa mnie to, że wydawnictwa traktują czytelników jako niezbyt lotne istoty, które lubią dreptać tylko utartymi ścieżkami. Wciąż istnieją odbiorcy, którzy cenią oryginalność.
~ Jola
Jolu, pod wpływem Twoich - jak zwykle - przemiłych uwag spąsowiałam niczym wisienka na torcie. Bardzo Ci dziękuję!
Jak wiesz uznałam "Jedenaście" z książkę dość naiwną, ale jednak dała mi do myślenia. Watson uświadomił mi że jedno słowo wypowiedziane w gniewie wywołuje efekt domina, jest jak kamień, który po wrzuceniu w wodę tworzy liczne kręgi.
Mam nadzieję, że mimo mankamentów tej powieści, nie uznasz czasu jej poświęconego za stracony, jeśli zdecydujesz się przeczytać "Jedenaście".
~ blog sygrydy dumnej
Wkrótce chyba kategorycznie zażądam od Ciebie odszkodowania za zniszczony komputer - prychanie ze śmiechu kawą nie wyjdzie mu na dobre! :)
Twoja interpretacja 11 mnie zachwyciła. Ze swojej strony pragnę dodać jeszcze jedną supozycję o charakterze stomatologicznym : to dwie jedynki bohatera, które ulegają próchnicy, co symbolizuje upadek wartości. :)
pragnę wszystkich uspokoić, że sobie dworuję. Uzębienie Xaviera jest w jak najlepszym porządku.
Telepatia blogosferyczna naprawdę istnieje. mnie zdarzyło się opublikować recenzję i za kilka minut zobaczyć notkę o tej samej książce autorstwa innej osoby. to dość niesamowite uczucie.
Lirael- podoba mi się bardzo Twoje wyjaśnienie 11 - jedenaste przykazanie, ale też dałaś mi do myślenia: dwie jedynki obok siebie... Może chodzi o to, że wiele osób w tej książce jest właśnie OBOK siebie, a nie ze sobą, że nie potrafią stać się całością, otworzyć się na drugiego człowieka.
OdpowiedzUsuńI fakt - ta książka naiwna jest, ale ma jednak coś w sobie, coś małego, ale mimo wszystko intrygującego...
Co do klonów - opłaca się niesamowicie! Nie można zaprzeczyć, że istnieją wierne rzesze fanów Hornby'ego i że sięgną po "Jedenaście" tylko ze względu na rekomendację. A wydawcy przecież w końcu chodzi o to, żeby sprzedać...
Pozdrawiam ciepło bardzo...
Pamietam jak czytalam Opium w rosole i tam bylo wlasnie zdanie, jak wplywamy na siebie nawzajem, i ze nikt nie jest sam. "Nie wiesz, czy fakt, zes sie rano zachowal podle wobec kolegi nie sprawi, ze pojutrze ktos inny dostanie zawalu.." i ze wystarczy to sobie uswiadomic, aby poczuc ciezar tej odpowiedzialnosci. Zrobilo to na mnie ogromne wrazenie, prawde mowiac to poczucie odpowiedzialnosci troche mnie sparalizowalo, bo jesli pomyslec o mozliwych konsekwencjach kazdego wyboru... I w wiekszosci nie jestesmy swiadomi, owszem, jesli jest to zlo krzyczace wielkimi literami, ale wszyscy popelniamy - bezmyslnie najczesciej - te drobne zla.
OdpowiedzUsuńpozew - za zniszczony ekran komputera - nalezy kierowac glównie do wydawnictwa pisma "zwierciadlo". ja tylko przepisalam (troche wyrywkowo) tekst z broszurki zalaczonej do styczniowego wydania ;-)
OdpowiedzUsuńa interpretacja o zebach jedynkach mnie z kolei poprawila humor na caly dzien!
~ Marpil
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przypadły Ci do gustu moje rozważania.
Przy wszystkich słabościach tej powieści, widocznych jak na dłoni, trochę przykro było rozstawać się z bohaterami.
Zastanawiam się, czy to zakończenie nie jest przypadkiem furtką otwierającą się na ewentualny ciąg dalszy. Pożyjemy, zobaczymy. Szkoda, że autor nie ma strony internetowej, a w każdym razie ja takowej nie znalazłam.
~ Hannah
Dziękuję Ci za przypomnienie "Opium w rosole". Nie pamiętałam tego fragmentu, a powieść Musierowicz uwielbiam.
To poczucie odpowiedzialności jest przygniatające, zgadzam się z Tobą w stu procentach. Watson, jeśli nawet mi tego nie uświadomił, bo jak wspominałam, to nie jest książka wywołująca jakiekolwiek iluminacje, to na pewno dobitnie mi o tym przypomniał.
Ciężar odczuwam boleśnie, bo na co dzień spotykam się z młodymi ludźmi (pracuję w gimnazjum).
Z jednej strony nauczyciel powinien być sprawiedliwy, z drugiej jednak mam świadomość, że mój komentarz czy gorsza ocena może okazać się taką właśnie kostką domina. Dlatego też bardzo uważam na zgryźliwe i nieprzyjazne kamyczki, które potrafią wywołać lawinę. Czy mi się udaje? O to trzeba by zapytać moich uczniów.
~ blog sygrydy dumnej
Uprzejmie donoszę, że pozew zostanie niezwłocznie skierowany do wzmiankowanej instytucji. :D
Jeszcze raz podkreślam, że uzębienie Xaviera jest w najlepszym porządku, to były tylko moje ortodontyczne nadinterpretacje.
A propos jedenastki- czy już nikomu nie kojarzy się z futbolem?
OdpowiedzUsuńJeli chodzi o tytuł edytorskiej Maliny- jeśli zostały tam jakies resztki zapsków tłumacza- to jest jak najbardziej zasłużona:).
a swoja droga piekne imie: xavier!
OdpowiedzUsuń~ Iza
OdpowiedzUsuńNiestety, treść książki nie wskazuje na piłkarskie asocjacje. :)
Tak mi się wydaje, że to jakaś notatka, bo nie ma najmniejszego związku z tekstem. Dziwię się, że to przeoczono.
~ blog sygrydy dumnej
Przyznaj, że wielkiego wyboru to on nie miał, skoro imię miało zaczynać się na X. :)
Zerknij na zestawienie:
http://www.behindthename.com/nm/x_m.php
Mnie aż tak bardzo Xavier nie zachwyca, ale brzmi zdecydowanie lepiej niż taki XOCHIPILLI - za to jakie XOCHIPILLI ma znaczenie! "Flower prince". :) Idealne imię dla syna potentata przemysłu ogrodniczego.
A tak serio to uświadomiłaś mi, że nowe imię Xaviera idealnie oddaje jego życiową sytuację. Xavier to "the new house"! A on właśnie zostawia za sobą przeszłość i przeprowadza się z Australii do Wielkiej Brytanii.
zawsze mi sie wydawalo, ze imie determinuje osobowosc - a wyglada na to, ze nawet losy zyciowe. swojego imienia nie znalazlam, ale za to sprawdzilam sobie syna - zadnych rewelacji. moze i lepiej?
OdpowiedzUsuń~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńImiona mnie zawsze fascynowały. Pamiętam, że jeszcze jako kilkulatka nieustannie wertowałam "Księgę imion".
Zgadzam się z Tobą, że chyba najlepiej sprawdzają się imiona neutralne, "przezroczyste". Nie podobają mi się imiona narzucające nachalnie cechy charakteru czy nawet koleje losu typu Mściszczuj(z góry przepraszam, jeśli osoby o tym imieniu zajrzą tu i poczują się dotknięte). A Dobrogniewa potwierdza chyba dwoistość kobiecej natury.
oj, ale sie usmialam! a ilu msciszczujów znasz osobiscie? ;-)
OdpowiedzUsuńá propos wplywu imienia na zycie i charakter - dobór imienia nie dal, niestety, szczesnemu potockiemu szczesliwego zycia (pomijajac juz osad historii jako zdrajcy narodu): Umysłowo rozwijał się powoli, był słabego charakteru[1].
Ożenił się potajemnie w wieku lat 18 z Gertrudą z Komorowskich, która zmarła tragicznie w okolicznościach rzucających podejrzenia na ojca Szczęsnego. Załamany moralnie u progu życia z powodu tragicznego zgonu żony próbował popełnić histeryczne samobójstwo
W wyniku romansu syna z żoną u Stanisława Potockiego rozwijała się mania prześladowcza, podejrzewał, że jest systematycznie truty.
Pogrzeb zakłóciło ograbienie zwłok z rosyjskiego munduru, orderów i klejnotów, a nagie zwłoki zostały porzucone pod ścianą.
nieszczesny byl ten szczesny!
Osobiście nie znam żadnego Mściszczuja, ale nie możemy wykluczyć, że jakiś sfrustrowany Mściszczuj skorzysta z wyszukiwarki rozpaczliwie szukając imienników, zostanie odesłany tu i przeczyta moje zgryźliwe uwagi! No i efekt domina będzie gwarantowany.
OdpowiedzUsuńDlatego na wszelki wypadek z góry go przepraszam.
Dramatyczne (aczkolwiek fascynujące!) koleje losu Szczęsnego dowodzą, że lepiej imieniem nie zapeszać.