22 lutego 2010

Anna Gavalda, "Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał"


Literacka aromaterapia?
Książka Anny Gavaldy "Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał" przypomina flakonik lekko zwietrzałych perfum. Przez kilka godzin odczuwamy przyjemne wrażenia, po czym zapach bezpowrotnie znika.

Tytuł debiutanckiego zbioru opowiadań dokładnie odzwierciedla jego temat przewodni: jest to bolesna tęsknota za bliskością i pustka emocjonalna, z jaką boryka się na co dzień współczesny człowiek. Pozornie chłodni, nienagannie eleganccy i opanowani bohaterowie kryją w sobie wilczy głód miłości. "Moje serce jest jak wielki pusty worek. Worek jest tak mocny, że mógłby pomieścić cały wielki sklep z każdą ilością towaru, a tymczasem nic w nim nie ma" [1] - stwierdza bohaterka opowiadania "The Opel touch".

Autorka uwrażliwia nas na fakt, że często pozornie nieistotne chwile decydują o dalszym losie człowieka. Przykładem jest opowiadanie "Wydarzenie dnia". Trwający kilka sekund nieprzepisowy manewr narratora na autostradzie kończy się karambolem, w którym ginie dziewięć osób. "Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał" to także książka o trudnych wyborach. Jak w wierszu Jerzego Lieberta bohaterowie Gavaldy raz dokonawszy wyboru, ciągle wybierać muszą.

Najmocniejsza strona francuskiej prozatorki to moim zdaniem dialogi. Podobnie jak w "Po prostu razem" są bardzo naturalne. Polska tłumaczka, Aleksandra Komornicka, bezbłędnie potrafiła oddać ten nerwowy rytm. Słowa płyną wartko, dominują krótkie, urywane zdania, co stwarza wrażenie autentyzmu, tak jakbyśmy niechcący podsłuchiwali czyjąś rozmowę w paryskim metrze czy kawiarni.

Niektóre opowiadania mają ciekawą formę – narrator stara się nawiązać kontakt z czytelnikiem, stawiając go w roli równorzędnego partnera, przyjaciela, któremu opowiada się ważne wydarzenia, a nie biernego odbiorcy monologu. Najbardziej przypadły mi do gustu utwory, w których narrator ma humorystyczny dystans do siebie i relacjonowanych faktów (na przykład "Obyczaje Dzielnicy Łacińskiej" lub "Epilog").

Tematyka miłosna była eksploatowana przez twórców od zarania dziejów. W dwudziestym pierwszym wieku przekazać na ten temat coś nowego w sposób świeży i oryginalny nie jest łatwo. Uważam, że Anna Gavalda nie potrafiła powiedzieć nic naprawdę odkrywczego. Fabuła kilku opowiadań niebezpiecznie ociera się o banał (chociażby "Przez te wszystkie lata" - łzawa opowieść o kobiecie, która przed rychłą śmiercią spotyka się z ukochanym z czasów młodzieńczych), a myśl "ale to już było" niejednokrotnie towarzyszyła mi w czasie lektury. To nie jest literackie haute couture, to konfekcja na przyzwoitym poziomie.

Czas pokaże, czy wbrew przeczuciom lektura zbioru opowiadań Anny Gavaldy odcisnęła na mnie głębsze piętno, czy wspomnienie o niej rozwieje się jak obłoczek woni perfum.

Moja ocena: 4

Anna Gavalda. Zdjęcie autorstwa Claudine Doury (The Independent).

---
[1] Anna Gavalda, "Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał", tłum. Aleksandra Komornicka, wyd. Świat Książki, 2006, s. 51.


P.S.
Miły zbieg okoliczności. Wczoraj, kiedy czytałam książkę, ukazał się ciekawy wywiad z Anną Gavaldą w "The Independent".

20 komentarzy:

  1. Czy jak sie kiedys przekonam do opowiadan? Ja, milosniczka opaslych tomisk ;)
    Sorry za dziwna forme komentarzy ale zaden profil poza anonimem mi nie wchodzi.
    pozdrawia bookfa z www.bookfa.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ Bookfa
    Nic na siłę :) Jeśli nie przepadasz za opowiadaniami, nie ma sensu się zmuszać. Ja lubię i opasłe tomiska, i zbiory opowiadań :) Mam nadzieję, że kiedyś trafisz na taki zbiorek, który przekabaci Cię na stronę miłośników krótkich form :) Dziełko Anny Gavaldy raczej nie sprawdzi się w tej roli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam opowiadania Hrabala. :-) A wracając do tomu opowiadań Gavaldy, czy w ogóle pojawiały się jakieś pozytywne recenzje? Z Twojej opinii wynika, że szkoda czasu na tę książkę. Chyba że potraktujemy ją jako antidotum na stres, jako propozycję na lekki, niewymagający wysiłku wieczór z lekturą? :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ Jolanta
    Jolu, masz rację - książka Gavaldy idealnie sprawdzi się np. w czasie podróży pociągiem (przedział może być nawet zatłoczony :), czy w poczekalni u dentysty :) Zaznaczam jednak, że jedno z opowiadań jest dość makabryczne ("Katgut") i raczej nie poprawi nastroju :(
    O wiele sympatyczniejsze wrażenie zrobiła na mnie powieść "Po prostu razem". Zdecydowanie natomiast nie polecam filmowej adaptacji tejże.
    Nie czytałam jeszcze ostatniej powieści Gavaldy, choć od kilku tygodni już ją chomikuję wśród pozycji do przeczytania, ale "The Independent" wyraża się o niej raczej zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię Gavaldę, choć tenże zbiór opowiadań uważam za najgorszy w jej dotychczasowej karierze. Szybko się czytało, ale śladu to nie pozostawiło.
    "Po prostu razem" to bardzo miły i niecodzienny romans. Tak jak napisałaś, głównym atutem prozy Gavaldy są zdecydowanie dialogi. To właśnie one nadają ten lekki, zabawny styl.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytalam kilka lat temu- dzis juz nic nie pamietam. Wywietrzalo... A moze nie w moim typie? nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ Miss Jacobs
    Właśnie wczoraj przeczytałam Twoją recenzję tego zbiorku i zauważyłam, że nasze wrażenia pokrywają się w stu procentach :)
    "Po prostu razem" bardzo lubię, choć srodze rozczarowała mnie filmowa adaptacja.

    ~ Holly23
    A więc potwierdzasz moją ponurą hipotezę o możliwym wywietrzeniu :) Cóż, rekompensatą niech będą nam sympatyczne chwile spędzone przy tej niezbyt wymagającej lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  8. to chyba amnezja - ale za nic nie moge sobie przypomniec, czy akurat te ksiazke czytalam?

    na pewno b mi sie podobala "po prostu razem"(polski tytul znaleziony w internecie). to byla jej pierwsza ksiazka, ktora z hukiem wdarla sie na szwedzki rynek czytelniczy. kochalam kazda osobe razem i z osobna! potem na pewno kupilam sobie w sklepie...spozywczym "kochalam go". niewyraznie pamietam o czym, a czytalo sie latwo. cos sobie zakreslilam, czyli nie bylo zle. natomiast ostania powiesc, "la consolante" (po szwedzku przetlumaczone jako: "milosc to rzadki ptak") byla po prostu za dluga. miala momenty wzlotow, ale po dluzyznach ich nawet nie pamietam

    czekam jednak, ze znowu cos fajnego napisze!

    pozdr \ m (szwedzkiereminiscencje)
    ps. wysylam anonimowo, bo nie moge sobie poradzic z formularzem

    OdpowiedzUsuń
  9. Na mnie czeka na półce "Pocieszenie" mam nadzieję,że się nie zawiodę :)
    Do opowiadać jakoś mnie nie ciągnie, irytują mnie nawet trochę.
    Recenzja świetnie napisana.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Do opowiadań miało być! :) To już ta godzina, czas spać.

    OdpowiedzUsuń
  11. ~ m (szwedzkiereminiscencje)
    Przykro mi z powodu formularza, nie wiem, co może być przyczyną :(
    To że nie masz pewności, czy już tę książkę czytałaś, to kolejny istotny argument na nie.
    Tłumaczenie tytułu "Pocieszenia" na szwedzki dość dowolne i mocno poetyckie:) Ale z tymi ptakami coś musi być na rzeczy, bo wczoraj widziałam w internecie okładkę brytyjską lub amerykańską (nie pamiętam) i widniały na niej gołębie. Trzeba przeczytać, abyśmy wiedziały o co chodzi:)
    Ciekawa jestem, czy w Szwecji wydawca i księgarze też sztywno kwalifikują Gavaldę do "chick lit" jak w Wielkiej Brytanii, co wyczytałam w tym zalinkowanym artykule z "The Independent".
    Moc serdeczności.

    ~Tucha
    Jest mi ogromnie miło, że recenzja Ci się spodobała. Aktualnie mam mały przesyt Gavaldy, ale za jakiś czas na pewno przeczytam "Pocieszenie", obecne też na mojej półce (eufemizm, powinno być: gdzieś wśród stosów książek do przeczytania, które złowieszczo piętrzą się w naszym mieszkaniu :)).
    Ja też pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. wiesz co, zabilas mi klina z tym "chic lit"! zupelnie NIE wiem jak szwedzcy wydawcy kwalifikuja gavalde - ale nie sadze, zeby jako chic lit. tutaj taka typowa chic lit to marian keyes i to j zdecydowanie autorka, kt ksiazek nie da sie rozroznic!

    szwedzki rynek j w zasadzie maly i rozne hity przychodza tutaj czesto z opoznieniem - tak bylo z paulo coelho (absolutnie nie moj faworyt). pierwsza gavalda miala wejscie smoka i o ile pamietam, to byla po prostu literatura typu piekna. ja dowiaduje sie o nowych ksiazkach z porad w babskich czasopismach. niektore rekomendacje sie nie sprawdzaja, ale czesto autor szpalty wychwytuje wartosciowe pozycje

    mam wrazenie, ze w SE w ogole wplyw chic lit j niewielki, poniewaz ludzie sa rzeczowi. natomiast kryminaly, pisane czesto przez kobiety, przejely role krytyki spolecznej - a ich czytelniczki to tez glownie kobiety. bo w SE wlasciwie wylacznie kobiety czytaja - stad pewnie nie ma mozliwosci zdeprecjonowania ich gustow jako "chic lit"...

    (sorry, znowu mam klopot z podpisaniem - widocznie moja przegladarka jakos sie nie moze zaprzyjaznic ze struktura HTML twojego bloga)

    OdpowiedzUsuń
  13. ~ m (szwedzkiereminiscencje)
    Zastanawiam się nad tymi komentarzami - może to kwestia przeglądarki? Zauważyłam, że blogspot w tej chwili lepiej sprawdza się w Explorerze niż w Firefoksie. Może to o to chodzi?
    Cieszę się ogromnie, że mimo kłopotów technicznych zaglądasz :)
    Szwedzkie kryminały mają ogromne powodzenie w Polsce, fenomen Larssona jest Ci na pewno znany. Ja też bardzo lubię te mroczne klimaty, ale sobie dawkuję, żeby nie popaść w melancholię :)
    To ciekawe, że w Szwecji prawie wyłącznie kobiety czytają. Może mężczyźni też czytają, ale mniej chętnie o tym mówią? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. klopotami technicznymi sie nie przejmuj - niech juz pozostane jako ten anonim...

    TEZ mam nadzieje, ze moze mezczyzni nocami zamiast spac rzuczaja sie na literature piekna - ale to tylko takie marzenia o kulturalnym facecie. w szwecji wysylkowe kluby ksiazkowe opieraja sie glownie na kobietach. mezczyzni - jak juz co - to czytaja tzw.literature fachowa. w tym okropne amerykanskie poradniki jak wszytsko zmaksymalizowac w pracy i w zyciu (i biora je na serio). inna rzecz, ze szedzi to pragmatycy i intelektualizm im nie lezy

    wlasnie za ostatnim pobytem w krakowie odkrylam, ze np.mankell j b poczytny w PL - ba, w niektorych kregach wrecz kultowy! mnie akurat mankell w ogole nie bierze, natomiast stieg larsson j rewelacyjny. to byla osoba zaangazowana spoklecznie i posiadajaca duza wiedze - i to w jego trylogii sie czuje. nie odbieram go jako specjalnie mrocznego - ale moze ja juz sie do skandynawii przyzwyczailam?

    z kobiet poczytna j liza marklund i ona ma przeslanie, natomiast pisze jak papier scierny (byla dziennikarka brukowca). poza tym camilla läckberg, ktora nawet chcialam tlumaczyc na polski pare lat temu. i wtedy mi jedno wydawnictwo powiedzialo, ze "polacy kryminalow NIE czytaja". ha!

    OdpowiedzUsuń
  15. ~ m (szwedzkiereminiscencje)
    Skoro "...nienawidzą kobiet" to już im nie starcza energii na czytanie :)
    Mnie Mankell bierze, ale nie zawsze :) Uważam, że jest nierówny. Na wspomnienie "Fałszywego tropu" wciąż czuję dreszcz (taki na plus :), "Zapora" była znośna, ale "Psy z Rygi" i "Piąta kobieta" już mniej, zwłaszcza "Psy...".
    Ostatnio wydali "Chińczyka", wywołał spore zainteresowanie. Koleżanka czytała, mówiła, że bardzo brutalne i słabsze niż cykl o Wallanderze.
    Wydają też w Polsce jego książki o Afryce i dla dzieci. Mankell jako pisarz dziecięcy - trudno mi to sobie wyobrazić.
    Marklund nie czytałam, ale nadrobię :)
    Wydawnictwo, które nie było zainteresowane Camillą Läckberg, teraz chyba jest wściekłe. Książka jest u nas poczytna, choć niektórzy kręcą nosem, że dużo słabsza od Larssona. Inna to nie znaczy słabsza. Czytałam "Księżniczkę z lodu", a już ukazała się druga część, "Kaznodzieja".
    Larsson to już w ogóle fenomen. Przeczytałam dwa tomy, trzeci przede mną. W Polsce bestsellery, zresztą chyba w całej Europie.
    Teraz w Polsce jest ogromny boom na kryminały, a skandynawskie cieszą się szczególnym wzięciem! Polacy czytają mnóstwo kryminałów. na pewno znasz to forum, ale na wszelki wypadek podaję linka: http://forum.gazeta.pl/forum/f,33434,Kryminaly_i_sensacje.html

    OdpowiedzUsuń
  16. Kupilam te ksiazke wierna zasadzie "zeby zrozumiec kraj, trzeba poznac jego bestsellery", poniewaz stwierdzilam, ze najpoczytniejsza (tak, tak) francuska autorka pozwoli mi zrozumiec francuska mentalnosc i, ze skoro mieszkam we Francji, powinnam poznac jej tworczosc (ciekawostka - choc przez 25 lat mieszkalam w Polsce, nigdy nie zdecydowalam sie na zawarcie znajomosci z powiesciami znad rozlewiska ;)) Twoja recenzja potwierdza moje przeczucia co do Gavaldy i przypuszczam, ze jesli juz sie za nia zabiore, to na plazy albo w innych niezobowiazujacych okolicznosciach :)

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ katasia_k
    Zacznę od tego0, że przepadam za twoim lawendowym avatarkiem!
    Rozlewisko jest koszmarne, przebrnęłam z odrazą przez jeden tom, nigdy więcej. Nie żałuj absolutnie. :)
    Gavalda jako plażowa, bądź też niezobowiązująca lektura - idealna. Ona przynajmniej nie udaje hiperambitnej gwiazdy literatury i nie mizdrzy się do czytelników. Z czystym sumieniem w charakterze odpręzającej, bezpretensjonalnej powieści polecam Ci "Po prostu razem" Gavaldy, to jedna z lepszych książek ze zdecydowanie "lżejszej kategorii wagowej", jakie czytałam. Dużo wdzięku, poczucie humoru, trochę wzruszeń. Ale powieść, nie adaptacja filmowa - moim zdaniem fatalna, pomimo Tautou w roli głównej.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziekuje w imieniu swoim i avatarka :) To chyba najbardziej udane zdjecie jakie w zyciu zrobilam, wiec nic dziwnego, ze staram sie wszedzie je promowac :)
    Rozlewiska nie zaluje, choc ksiegarnia internetowa Merlin nieustannie mi je podrzuca ("Ci, ktorzy kupili te ksiazke, kupili rowniez..."), kiedy kupuje na przyklad ksiazki Jacka Dehnela, ktore nie maja chyba z powiesciami Kalicinskiej nic wspolnego.
    Siegnelam po ten tom opowiadan, bo to pierwsza opublikowana ksiazka Gavaldy i to ona przyniosla jej slawe. Jesli przebrne, to - skoro polecasz - sprobuje rowniez "Po prostu razem."

    OdpowiedzUsuń
  19. ~ katasia_k
    I Ty, i avatarek w pełni zasługujecie na pochwały. :)
    Może Merlin ma nadwyżkę Kalicińskiej i wciska ją wszystkim. :) Nie zwróciłam uwagi, co mnie ostatnio polecali, ale w moim przypadku zwykle są to, niestety, strzały chybione. :)
    Przez tę książkę Gavaldy przebrniesz na pewno, a raczej przefruniesz, bo okazji do refleksyjnych przystanków zbyt wiele nie będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. A mi się te opowiadania o dziwo podobały, a fanką opowiadań jestem żadną. Powiem nawet więcej, nigdy za nimi nie przepadałam, a tu proszę jakie zaskoczenie. Gavaldę czytało mi się szybko, przyjemnie i z zaciekawień, a że niczego ponad to od tego zbiorku nie oczekiwałam, to czuję się zadowolona ;)

    OdpowiedzUsuń