20 sierpnia 2012

Dom swój i przystań ostatnia (Zofia Nałkowska, "Dom nad łąkami")



Dom swój i przystań ostatnia

Był dom, był las, trochę zwierząt – a poza tym już tylko psychologia. 
Zupełnie jak w skandynawskiej powieści”.[1]

Kiedy czytałam „Dom nad łąkami” Zofii Nałkowskiej, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Czy to możliwe, że wyciszona, spokojna proza wyszła spod tego samego pióra co rozbuchane „Węże i róże” oraz „Kobiety”, które chwilami robiły na mnie wrażenie niezamierzonej parodii? Autorka Granicy znowu mnie zaskoczyła. Zachwycałam się jej zjawiskowo piękną polszczyzną i niewydumaną, przejrzystą formą tej powieści. Zdecydowanie bliżej „Domowi nad łąkami” do „Medalionów”, choć dzieli je ponad dwadzieścia lat - powieść opublikowano w 1925 roku. Taką Nałkowską uwielbiam.

Autobiograficzny „Dom nad łąkami” to kilka historii luźno utkanych w powieść. Książka poświęcona jest przeszłości domu w Górkach Wołomińskich, który stał się dla pisarki nie tylko miejscem zamieszkania, ale również krzepiącym, troszkę baśniowym obrazem, powracającym do niej przez całe życie: „ten dom stał się wzorem dla innych domów i miarą, i prawem, i najdroż­szym na zawsze wspomnieniem”.[2]

W przeczytanych w ubiegłe wakacje Wspomnieniach o Zofii Nałkowskiej znalazłam wiele relacji z Górek, świadczących o tym, że było to miejsce naprawdę wyjątkowe. Nie tylko za sprawą okolicznych krajobrazów i wnętrz, zresztą dość skromnych, ale z powodu mieszkającej tam rodziny i odwiedzających ją wybitnych ludzi. Tutaj znalazłam historię domu w Górkach. Obecnie mieści się w nim muzeum Mam nadzieję, że kiedyś je zwiedzę.

Oprócz malowniczych opisów domu i okolic w książce jest kilka niezapomnianych postaci. Sąsiedzi Nałkowskich - pan Fersen, panna Sylwia, pani Bracka, Dziobakowie, Kwietniowie, Szcześniakowie - intrygują i budzą silne uczucia. Nie tylko pozytywne. Obraz domu i natury jest idylliczny, ale ludzie pozostają tylko ludźmi. „Dom nad łąkami” rzeczywiście kojarzył mi się z literaturą skandynawską: ten powściągliwy ton, ukryte pod chłodną skorupką, buzujące namiętności, przyroda, która zachwyca, a jednocześnie niepokoi.

Myślę, że nawet czytelnicy, którzy botaniczne opisy odbierają jako irytujący balast, polubią na przykład wołomińskie kaczeńce, które „najpiękniejsze były właśnie wtedy, gdy w wodzie odbijały się chmury granatowe, a one razem z jasną, młodziutką trawą wodną wyglądały tak, jakby wciąż jeszcze świeciło słońce. I im chmurniejsze było niebo i woda, tym bardziej one były pogodne”.[3] Bardzo podobał mi się też fragment o fioletowym dywanie wrzosu i o jaśminie, który natarczywie wdzierał się do domu przez okno. Nie pozwalają też o sobie zapomnieć kłótliwe i żarłoczne jemiołuszki. I kozy, które zniszczyły Dziobaków! Ptaki i zwierzęta stanowiły ważną część świata nad łąkami. A nad nim „miękkie, powiewne obłoki”.[4]

Na początku opowieści o Górkach Nałkowska przyrzeka: „jeżeli stanie się, że umrę gdzie indziej, to jednak o tym właśnie pomyślę w ostatniej godzinie, pomyślę tymi samymi słowami, które powiedziałam już raz: dom swój i przystań ostatnia”.[5] Te słowa wracają jak refren na przedostatniej stronie książki. 17 grudnia 1954 roku pisarka umierała w warszawskim szpitalu. Nie wiem, czy dom nad łąkami był jej ostatnim wspomnieniem, ale wierzę, że dotrzymała obietnicy.
_____________
[1] Zofia Nałkowska, Dom nad łąkami, Czytelnik, 1986, s. 14.
[2] Tamże, s. 7.
[3] Tamże, s. 15.
[4] Tamże, s. 62.  
[5] Tamże, s. 7.
 
Moja ocena: 5
Zofia Nałkowska.

34 komentarze:

  1. W tym tempie zaległości recenzyjne błyskawicznie stopnieją:) Mam wrażenie, że w podobnym tonie utrzymana jest też książka o ojcu, Wacławie Nałkowskim, chociaż o ile pamiętam, to pisana była dla młodzieży, więc siłą rzeczy Nałkowska ze swojego ulubionego stylu musiała zrezygnować. Ale obie rzeczy przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że topnienie będzie jednak trochę trwało. :)
      Książkę o Nałkowskich też mam na uwadze. Dzięki, że mi o niej przypomniałeś. Zastanawiam się, który styl był jej ulubionym. Może to właśnie do tej rozpasanej młodopolszczyzny zmuszała się ze wstrętem. :) Ale różnica jest szokująca.

      Usuń
    2. Wszyscy pisali młodopolszczyzną, to i ona, szczególnie że sobie ją w dziennikach wytrenowała. Ale ewolucja jej stylu jest ciekawa.

      Usuń
    3. Według mnie zmiany zdecydowanie na lepsze. :)

      Usuń
  2. Polecałam Karolinie przy okazji jej wpisu o biografii Nałkowskiej, nie mogę się oprzeć i teraz, więc polecam odsłuchanie b. ciekawej audycji na temat ZN. Pewnie trzeba się zarejestrować, ale warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, wielkie dzięki za linki! Zrewanżuję się wywiadem z H. Kirchner o mężczyznach w życiu Nałkowskiej. :)

      Usuń
    2. Dzięki, przeczytam na pewno. Może jeszcze mam nawet ten numer WO w domu.;)

      Usuń
    3. Moja mama, która przeczytała wszystkie dzienniki Nałkowskiej, utrzymuje, że liczba 50 panów jest stanowczo zaniżona. :)

      Usuń
    4. I tam, pamiętaj co napisał Andrzejewski: że każdy facet, który się do Nałkowskiej uśmiechnął, był zaliczany jako podbój:P Artykuł znakomity, ciekawe, czy jest jeszcze po co czytać całą książkę Kirchner:)

      Usuń
    5. Na tym snuciu spędzała zapewne całe noce i dnie. :)

      Usuń
    6. Pewnie głównie noce, dnie wypełniało jej spinanie rękopisów szpilkami:P

      Usuń
    7. Na pewno zaopatrywała się w nie w hurtowni pasmanteryjnej. :)

      Usuń
  3. No, to takich uśmiechających się podbojów miała na pewno setki, jeśli nie tysiące.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może prowadziła rejestr takich podbojów w jakimś wielotomowym karneciku. :)

      Usuń
    2. Kto wie.;) Od razu skojarzył mi się "Dziennik Bridget Jones".;)

      Usuń
    3. ...Albo idąc ulicą odnotowywała męskie uśmiechy dyskretnymi nacięciami na rączce parasolki. :)

      Usuń
    4. To są tylko moje niezdrowe przypuszczenia, na pewno tak nie robiła. :)

      Usuń
    5. Wiem, ale takie wyobrażenie mam już z odprysków różnych wspomnień. Ciekawie o tym się mówi w zalinkowanej audycji.

      Usuń
    6. To z przyjemnością wysłucham, bo odbieram Nałkowską jako bardzo tajemniczą osobę.

      Usuń
    7. Tajemniczą? A mnie się wydaje, że u niej dużo było na pokaz.;)

      Usuń
    8. Widzę w niej kilka cech, które się wzajemnie wykluczają i to mnie bardzo intryguje. :) Temat rozwinę po przeczytaniu biografii ZN, bo jeszcze za mało o niej wiem.

      Usuń
    9. W takim razie czekam na doniesienia.;)

      Usuń
    10. To jest drobne 896 stron, więc z góry dziękuję za cierpliwość. :)

      Usuń
    11. Zdaję sobie z tego sprawę.;)

      Usuń
    12. To dobrze, bo już rozważałam urlop bezpłatny. :)

      Usuń
  4. Nie żebym Cię weryfikował :-) w biografii Kirchnerowej dom w Górkach przedstawiał się nieco inaczej, łagodnie rzecz ujmując ;-) daleko mu było do np. Stawiska a i dom Dąbrowskiej w Komorowie też go raczej przebijał ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ciekawe. Zwrócę baczną uwagę na Górki czytając biografię Kirchnerowej. Autorzy "Wspomnień o Nałkowskiej", którzy tam bywali, odbierali ten dom pozytywnie, choć delikatnie sugerowali, że był dość siermiężny. :) Niewiele wiem o Wacławie Nałkowskim, ale wydaje mi się, że umiejętnością wywoływania wokół siebie rozgłosu Iwaszkiewicz zdecydowanie go przerastał, więc Stawisko było poza konkurencją.:)

      Usuń
    2. No właśnie, z biografii ten dom rysuje się jako dosyć kłopotliwy dla właścicielki ale to przecież w sumie wrażenia z drugiej ręki :-) w przeciwieństwie do "Domu nad łąkami" ale z drugiej strony może być tak, że jego literacka wizja różni się od tej jaka wyłania się z "prozy życia" :-).

      Usuń
    3. No ale co innego kłopoty z utrzymaniem domu, który się chyba w końcu zaczynał sypać, a co innego wspomnienia z jego "użytkowania":) Zresztą sama Nałkowska to tej kwestii często wracała

      Usuń
    4. ~ Marlow
      Będę z zapałem tropić Górki u Kirchnerowej. :) Literacka wizja jest bezpretensjonalna i ciepła. Na pewno Nałkowska po wojnie tęskniła nawet za tymi kłopotami, gnieżdżąc się w niewielkim mieszkaniu w Warszawie.

      ~ Zacofany w lekturze
      Zapomniałam, że w tym wpisie była mowa o amerykańskim wydaniu Kobiet! Mam przeczucie, że to nie był wielki sukces wydawniczy. :)

      Usuń
  5. "Odkręcanie kur" z tej książeczki weszło w mój język i krwiobieg :)

    OdpowiedzUsuń