Mruczący kociak, ryczący tygrys
Napisana w 1924 roku minipowieść[1] Edith Wharton "Stara panna" jest jak Charlotta Lovell, jedna z głównych bohaterek tej książki. Na pierwszy rzut oka przewidywalna, nudna i mało efektowna. Tak naprawdę pełna niespodzianek, namiętności i sprzecznych emocji.
Proza amerykańskiej pisarki ma niewątpliwie wiele zalet. Z pewnością jednak mocną stroną Wharton nie jest efektowne rozpoczynanie opowieści. "Stara panna" dobrze ilustruje tę tezę, podobnie zresztą jak "Ethan Frome", do którego robiłam kilka nieudanych podejść. Pierwsze strony są nudne i przegadane. Warto jednak zacisnąć zęby i przebrnąć. Potem opowieść wciągnęła i zaciekawiła mnie do tego stopnia, że nie mogłam się od niej oderwać. Christina Hardyment zauważyła, że początek "Starej panny" jest jak mruczący kociak, a zakończenie jak ryczący z wściekłości tygrys. Jest w tym wiele racji.
Akcja minipowieści toczy się w Stanach Zjednoczonych w połowie dziewiętnastego wieku. Tło wydarzeń to stary Nowy Jork, który "zawsze odsuwał myśli o wszystkim, co co mogłoby podać w wątpliwość idealną stosowność jego poczynań"[2]. Bohaterami są przedstawiciele zaprzyjaźnionych arystokratycznych rodów, którzy żyją według ściśle określonych reguł. Biada temu, kto spróbuje je złamać. Biada szczególna, jeśli tym kimś jest kobieta.
Świat nie zmienił się zbytnio od opisywanych na początku "Starej panny" czasów, kiedy "wrażliwe dusze były (...) podobne do klawiatur opatrzonych tłumikiem, na których Los grał bez dźwięku."[3] Główne bohaterki tej opowieści to takie właśnie wrażliwe dusze. Wszystko zaczyna się wówczas, gdy Charlotte Lovell składa wizytę swojej kuzynce, Delii Ralston i powierza jej pewien sekret, który zaważy na całym życiu obydwu kobiet. W scenie tej ujawnia się mistrzostwo pisarki w tworzeniu nastroju i wyrażaniu najgwałtowniejszych uczuć w sposób powściągliwy, a jednocześnie przejmujący. To tylko przedsmak. Takich scen będzie więcej
Wharton okazała się utalentowaną portrecistką. Postacie budzą huragan emocji, liczne pytania, wątpliwości. W moim odczuciu ważną rolę w "Starej pannie" odgrywa motyw lustra i odbicia w wodzie. Bo tak naprawdę są dwie Charlotty i dwie Delie. Jest Charlotta pruderyjna, surowa, wyprana z uczuć oraz Charlotta łamiąca wszelkie konwenanse w imię namiętności. Poznajemy Delię - anielsko dobrą altruistkę oraz Delię - zawistną manipulantkę. Które z tych obrazów są prawdziwe? Decyzję autorka pozostawia czytelnikom.
W adaptacji filmowej innej książki Edith Wharton, "Wieku niewinności", za którą pisarka jako pierwsza kobieta w historii dostała nagrodę Pulitzera, wielkie wrażenie zrobił na mnie odtworzony przez scenografów i kostiumologów świat. Wciąż doceniam ich wysiłek, ale wydaje mi się, że autorka ułatwiła zadanie barwnymi opisami wnętrz i strojów. W "Starej pannie" jest podobnie. Dominują kameralne sceny rozgrywające się we wnętrzach arystokratycznych rezydencji. Nieczęste opisy świata zewnętrznego również są ładne: "Nikt nie pamiętał piękniejszego czerwca. Rezeda i damasceńskie róże rosnące pod werandą nigdy nie słały równie delikatnych zapachów lata poprzez wysokie weneckie okna; sękate drzewa pomarańczowe, wyniesione ze starej arkadowej oranżerii, nigdy nie były gęściej osypane kwieciem; nawet kopy siana na trawniku rozsiewały wonie z tysiąca i jednej nocy."[4]
W swojej minipowieści Wharton dużo miejsca poświęca tematowi macierzyństwa, bo ważną rolę odgrywa w niej dziecko, dziewczynka o imieniu Tina. Książka mówi również o tym, że tak naprawdę niewiele wiemy o otaczających nas ludziach. Mamy bowiem skłonność do powierzchownych ocen i przyczepiania etykietek. Łatwiej uznać Charlotte za typową starą pannę: "dokładną, systematyczną, pochłoniętą drobiazgami i przywiązującą przesadnie dużą wagę do najbłahszych zwyczajów towarzyskich i domowych."[5], niż samodzielnie wyrobić sobie o niej zdanie. Ona nam tego nie ułatwia, ponieważ tę maskę z pewnych powodów przybrała celowo. Przypuszczam, że sama autorka wielokrotnie spotykała się z negatywną opinią otoczenia. Jej biografia obfituje bowiem w wydarzenia niekonwencjonalne jak na ówczesną damę z dobrego domu.
Książka Edith Wharton pozostawiła we mnie cierpkie uczucie niedosytu. Żałuję, że jest tak krótka, żałuję, że dzieciństwo Tiny nie zostało opisane bardziej szczegółowo. Z drugiej jednak strony ten niedosyt, atmosfera niedopowiedzeń dodają uroku historii Charlotty Lovell, Delii Ralston oraz ich tajemnicy o jasnobrązowych oczach.
"Starą panną" zainteresowałam się po przeczytaniu recenzji Ani (Czytanki Anki), której bardzo dziękuję za ciekawą inspirację.
W swojej minipowieści Wharton dużo miejsca poświęca tematowi macierzyństwa, bo ważną rolę odgrywa w niej dziecko, dziewczynka o imieniu Tina. Książka mówi również o tym, że tak naprawdę niewiele wiemy o otaczających nas ludziach. Mamy bowiem skłonność do powierzchownych ocen i przyczepiania etykietek. Łatwiej uznać Charlotte za typową starą pannę: "dokładną, systematyczną, pochłoniętą drobiazgami i przywiązującą przesadnie dużą wagę do najbłahszych zwyczajów towarzyskich i domowych."[5], niż samodzielnie wyrobić sobie o niej zdanie. Ona nam tego nie ułatwia, ponieważ tę maskę z pewnych powodów przybrała celowo. Przypuszczam, że sama autorka wielokrotnie spotykała się z negatywną opinią otoczenia. Jej biografia obfituje bowiem w wydarzenia niekonwencjonalne jak na ówczesną damę z dobrego domu.
Książka Edith Wharton pozostawiła we mnie cierpkie uczucie niedosytu. Żałuję, że jest tak krótka, żałuję, że dzieciństwo Tiny nie zostało opisane bardziej szczegółowo. Z drugiej jednak strony ten niedosyt, atmosfera niedopowiedzeń dodają uroku historii Charlotty Lovell, Delii Ralston oraz ich tajemnicy o jasnobrązowych oczach.
"Starą panną" zainteresowałam się po przeczytaniu recenzji Ani (Czytanki Anki), której bardzo dziękuję za ciekawą inspirację.
_______________
[1] W nocie wydawcy na okładce Stara panna została nazwana opowiadaniem, ale moim zdaniem lepiej pasuje do niej określenie minipowieść.
[2] Edith Wharton, Stara panna, tłum. Agnieszka Glinczanka, Książka i Wiedza, 1978, s. 103.
[3] Tamże, s. 5.
[4] Tamże, s. 107.
[5] Tamże, s. 56.
Moja ocena: 4+
[2] Edith Wharton, Stara panna, tłum. Agnieszka Glinczanka, Książka i Wiedza, 1978, s. 103.
[3] Tamże, s. 5.
[4] Tamże, s. 107.
[5] Tamże, s. 56.
Moja ocena: 4+
Edith Wharton jest jedną z tych autorek, które są w moich w planach od dawna, jednak zawsze mam tysiące innych książek / autorów do przeczytania. Zaintrygował mnie zwłaszcza ten cytat -> "wrażliwe dusze były (...) podobne do klawiatur opatrzonych tłumikiem, na których Los grał bez dźwięku."
OdpowiedzUsuńJestem także bardzo ciekawa tej ewolucji autorki z kociaka w tygrysa :) Muszę wreszcie dać Edith szansę - przekonują mnie do niej właśnie te kameralne sceny i umiejętność "pisania" portretów psychologicznych. I te piękne cytaty!
Jak zwykle wdzięczna jestem niezwykle za podsunięcie / przypomnienie kolejnej lektury wartej uwagi :)
Widzę, że ostatnio gustujesz w literaturze klasycznej :) Nałkowska, Kraszewski, Wharton... Rzadko można przeczytać recenzje na temat takich książek. No, chyba, że na stronie wyzwania "Klasyka.." :) podziwiam, bo ja nie zawsze mam cierpliwość do klasycznych dzieł
OdpowiedzUsuń~ Nemeni
OdpowiedzUsuńU mnie było dokładnie tak samo! Wharton gdzieś w pamięci sobie cichutko czekała, a ja wciąż dla niej czasu nie miałam. Ona się o swoje raczej nie upomni, bo nie jest krzykliwa. :) Stylistycznie też książka świetna.
Daj jej szansę koniecznie.:)
Bardzo się cieszę, że cytaty Cię zaintrygowały. Kameralność, głębia postaci powinny zyskać Twoje uznanie.
Początek nudny i przegadany? No nie!;) Mnie się b. podobał sposób opisywania osób, tyle niuansów w zdaniach, tylko drobnych złośliwości;) Może to kwestia tłumaczenia.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobała.
~ Paideia
OdpowiedzUsuńSłuszna obserwacja. :) Problemem jest to, że jak zaczniesz czytać klasykę, potem inne, bardzo współczesne rzeczy podobają się mniej i odnosisz wrażenie, że tracisz czas. :) W każdym razie zauważyłam u siebie taką tendencję. Gdybym miała wehikuł czasu, chyba byłabym już dawno w XIX wieku. :)
A cierpliwości wcale tak wiele nie potrzeba. :)
~Ania
OdpowiedzUsuńDo strony 8 włącznie było naprawdę nudno, potem znakomicie. :) Tłumaczenie może bez rewelacji, ale w porządku.
Dzięki za ciekawy trop!
Kiedy zobaczyłam tytuł twojej recenzji pierwsze rzuciło mi się w oczy Stara panna. Pisałam już, że chciałabym przeczytać JIK-a ten właśnie tytuł. Czytałam Whorton Wiek niewinności i mam o nim dobrą opinię. Po przeczytaniu twojej recenzji na pewno sięgnę po Starą pannę. Co do klasyki to też tak mam, iż od jakiegoś czasu zdecydowanie wolę klasykę, a współczesna proza interesuje mnie mniej i bardziej sporadycznie. Od czasu do czasu sięgam po coś współczesnego, ale coraz bardziej zaczyna mnie to nużyć, co u mnie może być przejawem wieku. Choć z drugiej strony panie w pewnym wieku przerzucają się na harleqiny, a ja w życiu nie przeczytałam żadnego, może i to przede mną. Myślę czasami, że współczesna literatura może nabierze większej wartości po latach, jako źródło wiedzy o obyczajach naszej epoki.
OdpowiedzUsuńTeż miałam lekkie poczucie niedosytu po przeczytaniu tej książki (w tym samym wydaniu zresztą). A poza tym bardzo, ale to bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńOstatnio dodałam książkę Edith do "chcę przeczytać", więc z pewnością zapoznam się z twórczością tej autorki.
OdpowiedzUsuńJa protestuję, jeszcze nie zdążyłem do "Cudzoziemki" zajrzeć, co ją JWP smakowicie polecała ostatnio:) Ani do Mansfield, co mi ją podebrali na podaju:(
OdpowiedzUsuń~Guciamal
OdpowiedzUsuńZaraz się okaże, że Wharton skopiowała pomysł JIKa, wcale by mnie to nie zdziwiło, skoro miał jakieś potajemne konszachty z George Elliot. :)
"Wiek niewinności" piękny, bardzo mi się podobał. Film bajeczny.
Klasyka jest dobra na wszystko. :) Nie chcę obrażać uczuć miłośników np. twórczości pani Kalicińskiej, szanuję ich gusty, ale dla mnie lepszy przeciętny JIK niż Rozlewisko. Zaznaczam, że książkę Kalicińskiej czytałam, nie opieram się na zasłyszanych opiniach.
~ grendella
To mamy bardzo podobne wrażenia. :)
Bardzo się dziwię, że żaden reżyser nie pokosił się o adaptację, ta historia aż się prosi, żeby ją sfilmować. Jest adaptacja z lat trzydziestych, ale dostęp do niej chyba zerowy. Co ciekawe, Chatty grała Bette Davis, co dla mnie jest szokiem. Mimo charakterystycznej urody ona była wampowata, co do Charlotty nie do końca pasuje.:)
~ Domi
Mam nadzieję, że spędzisz z książkami Wharton wiele pięknych chwil.
~ zacofany.w.lekturze
Niech mię tu JWP nie pomstuje, bo słuchać hadko. :) I kto to mówi? Ja już bym mogła bez mała kufer cały wypełnić po brzegi księgami zdobycznemi z polecenia Waszmości. :)
@Lirael: już by się JWP wstydziła wypominać mi te parę nędznych tomów, co to je sobie wyłuskała z mojego polecenia:D Poza tym ja głównie delikatnie sugeruję i podsuwam:P
OdpowiedzUsuńBardzo lubie Edith Wharton, a "Ethan Frome" wywarl na mnie swojego czasu olbrzymie wrazenie (to chyba jedna z najbardziej dolujacych powiesci wszechczasow ;)) Czytalam jeszcze jej opowiadanie "False Dawn" (a moze to byla minipowiesc?) i inne, w ktorym kobieta czeka niecierpliwie na smierc duzo starszego od siebie meza ;) Chetnie siegne po "Stara Panne", dziekuje za polecenie!
OdpowiedzUsuńP.S. "Opetanie" Byatt jest warte kazdej klasyki ;)
~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńPretensji wcale nie mam, to są znakomite rzeczy! Nie wiem, czy taki na przykład pan Zola był kiedykolwiek na Roztoczu, ale zabieram go w podróż, a żeby mu się nie nudziło, to jeszcze do towarzystwa Balzaca się zabierze, tyle,że wybór będzie trudny. :)
~ katasia_k
Mimo niezbyt udanych prób, dam "Ethanowi Frome" jeszcze jedną szansę, a ten utwór, który polecasz, też postaram się przeczytać.
Do "Opętania" również powoli dojrzewam. :)
Mam tak samo wolę przeciętną klasykę, nawet z denerwującą Kobietą trzydziestoletnią, czy Emmą niż bijące rekordy sprzedaży czytadła współczesne. Ja również nie krytykuję wielbicielki, czy wielbicieli Kalicińskiej, Szwaji, Cygler. Kalicińskiej nie czytałam, ale obejrzałam parę odcinków nie bez przyjemności, choć bez ekscytacji, Szwaję czytałam do pewnego momentu, aż nastąpił przesyt, Cygler przeczytałam Dobre geny i w dwa dni potem zapomniałam treść. A jak mówią de gustibus non est disputandum (jeśli nie pokręciłam- łaciny uczyłam się oho, ho i jeszcze dawniej).
OdpowiedzUsuń~ guciamal
OdpowiedzUsuńDziwię się, że tak niewiele w sumie osób po klasykę sięga. Przypuszczam, że to często szkolne doświadczenia sprawiają, że ludzie wręcz starają się wymazać z pamięci niektóre nazwiska. :)
@Lirael: rozkładasz książki na podłodze i prosisz jamnika, żeby wybrał, co masz czytać:P Tylko bez podkładania szynki między okładki:))
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNie będę stosować metod podprogowych, obiecuję. :)
Nie wiem, czy Miśka potrafi czytać, ale tytuły też może brać pod uwagę. Opowiadania "Między zwierzętami" Nałkowskiej mają u niej zdecydowanie większe szanse niż "Wszystko dla pań". :)
@Lirael: jeśli właściciel/sprzedawca Zoli miał kotka, to może dojść do ciekawych wyborów:)
OdpowiedzUsuńWarto się rozejrzeć za tą autorką. Co też mam zamiar uczynić :)
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńŚladów kocich pazurków na okładce nie odnotowałam, ale nigdy nic nie wiadomo. :)
~ Alannada
Miłych wrażeń. W bibliotekach Wharton jest reprezentowana dość obficie. Uprzedzam, że mylące bywają okładki jej książek - powieści Wharton były wydawane w różnych seriach typowych romansów.
Nominowaliśmy Twój blog do One Lovely Blog Award. Możesz z nominacji skorzystać lub nie - nikogo nie zmuszamy do tego na siłę... ;) Mamy nadzieję, że nie robiłaś jeszcze takiego wpisu.
OdpowiedzUsuńSzczegóły tutaj:
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html
Pozdrawiamy
Dwaj Włóczykije
@Lirael: może chociaż jakiś samotny koci włos z ogonka...
OdpowiedzUsuń~ Sol i Alien
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Wam za wyróżnienie. Niestety, podobny wpis był całkiem niedawno: http://lekturylirael.blogspot.com/2011/06/moje-tajne-wyznania-czyli-spowiedz.html
Jeszcze raz dzięki.
~ zacofany.w.lekturze
Skrupulatna obdukcja nic nie wykazała, ale być może Zosia, której ofiarowano powieść Zoli w r. 1959, co wynika z dedykacji, była uznaną hodowczynią kotów. :)
@Lirael: no to musisz się zdać na jamniczy instynkt:P
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńWyniki zoopsychologicznego eksperymentu zostaną niebawem omówione. :)
Czekam niecierpliwie:)
OdpowiedzUsuńWharton to zdecydowanie moja ulubiona autorka. Wiek niewinnosci przeczytalam 20 razy jak nic! http://joanna-skwara.koeniglich.ch/blog/2011/07/31/wiek-niewinnosci/
OdpowiedzUsuń